Od pewnego czasu plącze mi się po głowie takie pytanie: dlaczego część polskiej prawicy tak lgnie do Rosji. To, że lewica wszelkiej maści piszczy o niedrażnieniu sowieckiego niedźwiedzia to mnie nie dziwi. Oni zawsze wytęsknionymi oczyma wpatrywali się w "Ojczyznę rewolucji proletriatu". Ale dla prawicy to moim zdaniem bardzi dziwne. Takim admiratorem ruskich w naszej prawicowej polityce jest zdaje się geniusz ośmieszania prawicy Janusz Korwin Mikke, który to był napisał książkę "Rusofoby w odwrocie" (na okładce jest nasz prezydent i prezydent Gruzji). Tu na S24 bardzo miło o krzewicielach światowej rewolucji klasy robotniczej piszą pan dr Wielomski (rojalista, wot paradoks) i niejaki antysocjalista(?) pan antoni.
Zastanawia mnie ta ich miłość i oddanie zbliżeniu z Rosją. A to dlatego, że odkąd Zygmunt III Waza spitolił sprawę z obsadzeniem moskiewskiego tronu przez jego syna Władysława IV, mamy z ruskimi same problemy. A to król Staś dał się wydymać Carycy Katarzynie (bidula myślał, że to on ją dyma;)), a to zagrabili nam kawał terytorium w trakcie rozbiorów, wyżynali polskich synów w pień (rzeź Pragi przez carskich żołdaków), chcieli nam tu sprzedać rewolucję w 1920. Sprytnie nas podeszli w 1939. Kości naszych braci bieleją na Syberii czy innej Kamczatce. Wleźli tutaj w 45 i zainstalowali swój wspaniały rząd demokracji ludowej, który to demokratycznie w potylice strzelał Pileckiemu, Nila powiesił, Inkę roztrzelał w więzieniu, a trupy "leśnych" chował gdzieś po przydrożnych rowach. Nie wspomnę tu o Katyniu, ani o zacofaniu gospodarczym po bratniej współpracy z ZSRR, albo pozaborczej biedzie (w książkach można poczytać jak to się wesoło w Polszy żyło pod carską walonką). Teraz z kolei ruscy skrzętnie robią nam pod górkę: a to embargo na żarcie (głupie bo głupie w końcu to był bardzo mały procent albo i promil naszego eksportu), a to Nordstream, a to nam grożą wycelowaniem rakiet (które i tak są wycelowane w nas od czasów Układu Warszawskiego). Putin na Westerplatte bez żenady podważa ustalenia Traktatu Wersalskiego, rządowe agencje rosyjskie obarczają nas winą za wybuch II WŚ. Postsowiecki wywiad u nas hula jeno trzeszczy.
Nie widzę żadnego sensu w jakimkolwiek gadaniu z pułkownikiem KGB - przepraszam, premierem Rosji, skoro dla niego i wielu milionów innych ruskich rozpad ZSRR to było najgorsze co w historii świata mogło się stać. Nie widzę sensu gadki ze "słowiańskimi braćmi" po tym jak bardzo chętnie za rączkę szli z Niemcami w rozkradaniu Polski (czy to w 39 czy to wcześniej). Oprócz ponownego zajęcia przez nas Kremla nie widzę żadnego innego sensu kontaktów z Rosją. Ponadto Rosja, szczególnie ta quasi mocarstwowa, dzisiejsza, partnersko zachowuje się tylko w stosunku do silnych państw, potrafiących się postawić, czy to ekonomicznie, czy werbalnie nawet. Rosja nigdy nie będzie szanowała słabych państw i polityków o kręgosłupie z gumy. Tacy politycy to jedynie jej narzędzia w celu trzymania niepokornych narodów za mordę w niby niepodłegłych państewkach buforowych albo republikach bananowych (jak nasza "super rozwinięta" III RP). Myślę, że "leśni" to doskonale wiedzieli i rozmawiali z ruskim takim językiem, który ten najlepiej rozumiał - kulą karabinową.
Swoją drogą jakby tak prawicowość mierzyć stosunkiem do Matuszki Rasiji to generał Wojciech J. mógłby być wzorcem z Sevres prawicowca. W końcu on też biegał za młodu z "mieczykiem Chrobrego" (jak to się łaskawie wypowiedział dla "Pro fide rege et lege" Pana dr Wielomskiego).
Piękny wzorzec, a jakie ładne i stylowe bryle ma.