Marcin Wolski Marcin Wolski
1271
BLOG

Marcin Wolski, "Cud nad Wisłą" – odcinek ósmy

Marcin Wolski Marcin Wolski Polityka Obserwuj notkę 2

 

*

Kasia nie lubiła wstawać zbyt późno. Należała do skowronków, istot, które w przeciwieństwie do osobników spod znaku sowy niezależnie, czy pójdą spać o piątej rano, czy o dziesiątej wieczór, budzą się o stałej porze. Co najwyżej przez cały dzień są niedospane. Tego ranka wylegiwała się wyjątkowo aż do dziewiątej. Zarówno ojciec, jak i rodzeństwo w wieku szkolnym ulotnili się na paluszkach, nie chcąc jej budzić. Tym bardziej że taka zarwana noc zdarzyła się jej po raz pierwszy.

O dziewiątej była już na nogach, a rzut oka w lustro upewnił ją, że wygląda strasznie. Opuchnięte usta i malinki na szyi natrętnie przypominały o wydarzeniach minionej nocy. Większość jej koleżanek dawno miała za sobą dużo bogatsze doświadczenia erotyczne, Kasandra jednak, jak nazywała ją jedynie matka Greczynka, była tradycjonalistką – wierzyła w jedną miłość, jeden związek, choć nie wykluczała większej liczby dzieci. Umyła się, ukryła skrzętnie ślady niemoralnego postępowania, a następnie włączyła telewizor, orientując się, że omal nie przegapiła historycznego momentu, na który czekała z całą Polską. Drugiego sejmowego exposé Tadeusza Małopolskiego, na którym miał on przedstawić nową Radę Ministrów. Ominęło ją otwarcie posiedzenia dokonane przez marszałka Mikołaja Tatarowicza. A także pierwsze słowa wystąpienia premiera. Pan Tadeusz wyraźnie zmęczony mówił z twarzą zbolałą i zmęczoną, jakby celebrował jakieś smutne nabożeństwo, a nie najradośniejszy moment od kilkudziesięciu lat. Być może przytłaczało go brzemię odpowiedzialności, a może partnerzy narzuceni przez koalicjantów.

Kamerzysta, pragnąc wyraźnie dodać przekazowi atrakcyjności, pokazał zasłuchaną salę. Aktualnego prezydenta i Szwendałę, który zgoła nieoczekiwanie pojawił się w loży. A nieopodal... Kasia aż podskoczyła. W loży sąsiedniej dostrzegła znajomy melonik, wąsiki, kraciastą marynarkę. Czyżby dziwny cudzoziemiec posiadał dziennikarską akredytację?

Kamera znów wróciła na centralną mównicę, dokładnie o 9.48. Małopolski zaciął się raz i drugi, nerwowo łyknął wody ze stojącej szklanki, po czym przepraszając, przerwał wystąpienie i ruszył w bok.

Sala zamarła. Tym bardziej że premier potknął się na stopniu i runął w dół, waląc głową o kant pulpitu. W nagle zapadłej ciszy rozległ się trzask pękającej kości, a potem wybuchła wrzawa na sali. Dramatyczne wołania o pomoc nikły w ogólnym tumulcie. Jeszcze parę sekund, i transmisja została przerwana.

Kasandra siedziała jak skamieniała, czekając na wznowienie przekazu. Po jakiejś pół godzinie emitowania planszy „Za chwilę dalszy ciąg programu” wystraszony spiker, którego pamiętała jeszcze ze stanu oblężenia, jak paradował w mundurku, poinformował, że premier z urazem głowy został przewieziony do szpitala, a jego życiu... – tu zrobił niepotrzebnie długą pauzę – ...nie zagraża niebezpieczeństwo.

Niewiele myśląc, zadzwoniła do Kamila. Barczewski odebrał po piątym dzwonku. Był absolutnie nieprzytomny, choć kiedy powiedziała mu, co zdarzyło się w Sejmie, ocknął się i wymamrotał: „Muszę natychmiast jechać do redakcji!”.

– Może spotkamy się po drodze – zaproponowała. – Jeśli wysiądziesz na wiadukcie, mogę cię odprowadzić spacerkiem przez Łazienki.

– Fantastycznie! Jesteś kochana.

Po schodkach wspięła się na przystanek ponad Wisłostradą i wypatrywała autobusu. Inna sprawa, że z minuty na minutę opuszczała ją pewność, że musi podzielić się z nim swymi spostrzeżeniami.    

Na tyle, na ile poznała Kamila, wiedziała, iż należy do racjonalistów i niedowiarków. Już sama możliwość wystrzegania się grzechów była dla niego pomysłem surrealistycznym, a co dopiero gdyby poinformowała go, że anioł i diabeł pojawili się w Warszawie.

 

Na następny odcinek zapraszamy jutro o godzinie 20.

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka