Wiszę na krzyżu… Przeczuwałem, że nie da się ciągnąć tego w nieskończoność… Od dziecka komuś przeszkadzałem… No i na co mi to wszystko było…? Te wszystkie starania, walki, wiara, że mam siłę, by nie przegrać życia, by się nie dać? Po co cały ten wysiłek, chęć podporządkowania sobie wszystkich, by ułożyć życie po swojemu, by było lepiej…? Bezpodstawna wiara, że może być lepiej… Wyrzeczenia, nadstawianie policzka i gorliwe, naprawdę asertywne walenie po ryju, wątpliwości, strach i nieprzespane noce… Po co mi to wszystko, skoro teraz zdycham na tym przeklętym krzyżu? I nikt tego nie zmieni. Co? Co tam charczesz? A co ty możesz? Wisisz tak samo, jak ja. Zdychasz tak samo, jak ja. Co możesz zmienić? “Wszystko nowe”? Kto ci uwierzy?
Jan Zieliński