Czas na apokalipsę. Czas przebudzić jeźdźców czasów ostatecznych. Czas ożywić ducha mesjanizmu. Czas, by ten duch, uśpiony przez ostatnie stulecia cywilizacji zachodniej, znów zaczął krążyć nad Europą.
I nie chodzi tu bynajmniej tylko o pamięć o Mesjaszu umęczonym pod Ponckim Piłatem. Ta pamięć zawsze była i jest obecna w wierze Kościoła. Gdy mówimy o mesjanizmie, chodzi nam o nadzieję skierowaną ku przyszłości i przez to nadającą inny, głębszy sens temu, co się wydarzyło w przeszłości i dzieje tu i teraz. Chodzi o oczekiwanie na Mesjasza, o wypatrywanie znaków Jego powtórnego przyjścia i przygotowywanie gruntu pod apokalipsę, która to przyjście rozpęta.
Mesjanizm bowiem tkwi w samym sercu chrześcijańskiego kerygmatu. Bez mesjanizmu chrześcijańska wizja historii staje się zmierzającym do nikąd ciągiem bardziej czy mniej szczęśliwych wydarzeń. Bez mesjanizmu chrześcijańska eschatologia zostaje sprowadzona do pogańskiej wiary w zaświaty. I odwrotnie, tylko ożywiona duchem mesjanizmu eschatologia otrzymuje szerszy, właściwy nadziei chrześcijańskiej, społeczny, historyczny i kosmiczny kontekst. Tylko dzięki jej przyjęciu możemy dostrzegać pod płaszczem dziejów i cykli kosmicznych, pod powierzchnią przemian społecznych i ustrojowych, narodzin i upadku królestw, powstań i bitew, ich drugie, duchowe i teologiczne dno, możemy odczytać sens i znaczenie tych wydarzeń w kontekście objawionego w Chrystusie ostatecznego przeznaczenia człowieka i ludzkości.
(…)
W centrum mesjanizmu jest bowiem przede wszystkim pytanie o sens cierpienia w dziejach narodu, o to, dlaczego nasi bohaterowie giną, dlaczego nasze powstania upadają, dlaczego są palone nasze domy i wyśmiewane nasze marzenia. Mesjanizm tym więc różni się od misjonizmu, czym stwierdzenie, że każdy człowiek jest do czegoś w planach Bożych powołany, od pójścia dużo dalej, czyli próby odpowiedzi na pytanie, jaki sens mają cierpienie i przegrana w jego życiu i powołaniu. A to pytanie zawsze stawia nas przed tajemnicą zła i zbawienia, przed tajemnicą zwycięstwa płynącego z odrzucenia. Przed tą tajemnicą, w której tak duży udział miały dzieje naszego narodu.
Dziś tak wielu polityków i publicystów wciąż wzdycha: kiedy w końcu Polska stanie się taka jak inne europejskie narody, kiedy w końcu dorośniemy i tak realistycznie, przebiegle i pragmatycznie będziemy budować nasze szczęście? Ale czy Polska będzie lepszą Polską, gdy nauczy się niemieckiej gospodarności, francuskiej rewolucyjności, angielskiego egoizmu, holenderskiej tolerancji? Nie, raczej stanie się gorszymi Niemcami i małą Brytanią. Co mamy w zamian: powstania, walkę o wolność, zwycięstwa moralne, strzelanie z diamentów, męczeństwo, morze krwi.
Można się obrażać na tę naszą romantyczną cechę narodową, ale można też dostrzec w niej samo sedno polskiej tożsamości, naszą wielkość, to, co w sposób najgłębszy łączy naszą historię z historią Narodu Wybranego. Śmierć, cierpienie, wygnanie to wydarzenia tragiczne, dramatyczne, ale z odpowiedniej perspektywy mogą to być wydarzenia wpisujące się w teodramat, w strumień zupełnie innej historii, tej która płynie pod powierzchnią małostkowych polityczno-gospodarczych historyjek.
Rafał Tichy
Całość „Manifestu neomesjanistycznego” w ostatniej sobotnio-niedzielnej „Rzeczpospolitej” („Rzecz o książkach” z 4-5 stycznia br.)
Blog redagowany przez zespół Czwórek w składzie: Nikodem Bończa-Tomaszewski, Michał Dylewski, Marek Horodniczy, Łukasz Łangowski, Michał Łuczewski, Filip Memches, Rafał Tichy, Wojciech Wencel, Jan Zieliński.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura