Zdarzyło się, że „słomiany wdowiec” jestem więc jakoś sentymentalnie i filozoficznie mnie naszło. Polazłem na strych i wyciągnąłem stare zdjęcia . Tak, tak małolaty. Nie jakieś tam pendriv’y, CD-romy, czy inne foldery na pulpicie ale „normalne” foty na pięknym błyszczącym papierze.
To niewiarygodne, że człek tak kiedyś wyglądał
No i poszło po wspominkach. Jakoś nie wiedzieć czemu ze spożywką mi się skojarzyło a dokładnie to z mlekiem. Tym w szklanych butelkach z kapslem. Pamięta jeszcze ktoś ? Jak nie było szklanych butelek to do mojego „Społem” dowozili mleko w konwiach, z których chochlą pani ekspedientka nalewała mleko do butelki, którą trzeba było samemu przytaszczyć. Furorę robiły wtedy plastikowe kapsle żeby rzeczoną butelkę zamknąć. Pod tymi kapslami, obojętne czy plastikowymi czy aluminiowymi tworzyła sę wtedy cienka warstwa śmietany…To było mleko. Jak się człowiek zapomniał i zostawił na „wierzchu” a nie w lodówce to na drugi dzień miał pyszności zsiadłe mleko do kartofelków z koperkiem albo skwarkami. Dziś karton można i na tydzień zostawić i jedyne co się uzyska to jakąś cieknącą i cuchnącą białą ciecz. Nie można do cholery wyprodukować normalnego mleka ? Tylko wyrób wodnisto-biało mlekopodobny ?
Jak już butelka była w koszyku to pędem do regału z chlebem. Boże, jaki to był chleb. Żadne tam krojone świaństwa w foliowym worku tylko pięknie pachnący, kilogramowy bochenek z chrupiącą skórką. Często po drodze do domu ogryzałem piętkę, tak ładnie pachniało, że nie mogłem się powstrzymać J Jak się go nacisnęło to wracał do „pionu”. Do dziś uważam, że nie ma nic lepszego niż kroma pachnącego, chrupiącego chleba z masłem. Żadnych dodatków. Tylko chleb i masło. Dzisiaj można lepić z chleba jak z plasteliny. Smakuje jak …no właśnie, smakuje jak nic…No chyba, że ma się czas żeby fruwać na wioskę do piekarni ( są na szczęście jeszcze takie !) albo postać w ogonku od wpół do siódmej przed firmowym sklepikiem w mieście.
Jak człowiek miał szczęście to po drodze gumę „Bolek i Lolek” drapnął albo jakiegoś „Donalda” ( rozgrzanym sędziom oświadczam, że nazwa „Donald” dotyczy wyłącznie gumy do żucia i nie jest próbą ośmieszenia Premiera Naszego Kochanego ). Zawsze coś tam z wydanej reszty przy kasie można było skubnąć :).
Potem raptem parę godzin w kolejce w mięsnym na zmianę z mamą jak miała czas. Jak nie miała to stało się samemu z gazetą albo książką w rękach ( może dlatego wtedy tyle się czytało ?;)). Potem kiełbacha, parówy,pasztetowa,szynka jak się trafiło i pędem do domu. No, ale to co się taszczyło w siacie to była naprawdę kiełbasa i szynka. Nie do pomyślenia wtedy żeby z 1 kg mięsa „zrobić” 2 kilogramy szynki. Tamta była z tłuszczykiem :) i aż się chciało jeść. Nie smakowała jak namoczona i posolona kartka papieru.
O.., zdjęcie ze Świnoujścia. Rok 1978, dom wczasowy „Albatros” ( Jest, stoi do dziś !!, przynajmniej stał w zesżłym roku). Chyba mam sentyment do tamtych rejonów bo bywaliśmy na wczasach w Świnoujściu chyba z pięć razy z rzędu więc i żonę mam ze Szczecina :).Plaża, nieśmiertelny kucyk, plastikowe samoloty z obracającymi się skrzydłami i hicior. „Leeeemoooniada w woreczkach !”, „Leeeemmoooniada w woreczkach !!”, „Kto lnie kupi lemoniady wróci do domu blady !”.
Kolejne zdjęcie, szkoła..Podstawówka znaczy. Ale się wszyscy zmienili. Ja wcale :), kolejne, liceum. Ło matko ale głupio wyglądałem w tym swetrze i „Sofixach”. Swoją drogą przełaziłem cała zimę w tych butach bo nawet na kartki oprócz sandałów nic nie było. Dało się ? Dało :). O i ten garnitur na studniówce co go mama wystała a PeDeT-cie. Niemnący..;) No jak się miał miąć jak wełna go ominęła szerokim łukiem. Ale był. Cholera, w sierpniu pożegnaliśmy pierwszego kolegę z naszej klasy. Kto się spodziewał, że kostucha zabierze się tak wcześnie za nasz rocznik…. ?
Dżizas, pierwsza dziewczyna. Ładna była szelma :) Bogna ( żona nie zagląda więc nie przeczyta :)). Góry, gitara, ognicho. Pierwsze piwo „bączek” z namysłowskiego browaru.
O.., a tu Bieszczady. Namiot na łące w Polanie. Trudno w to uwierzyć ale było nas tam wtedy 21 chłopa i jeden rodzynek płci żeńskiej. Kumpela taka, fajowa ale wszyscy ją traktowali jak kumpla właśnie. Żadnych podtekstów :) Piwo u „Żyda” , Leżajsk oczywiście. Jak wchodziliśmy do sklepu to facet od razu wrzeszczał żeby zostawić też dla innych ( 21 chłopów przypominam.+ dziewczę.). Zrobiliśmy sobie spacer lasem do Czernicy. Wlazłem w gniazdo dziskich os. Prawie cała drogę brnąłem potokiem tak mnie peikły nogi. Do dziś mam dwie małe blizny. Na wyjazd zarobiłen pracując razem z kumplem u stolarza. Do dziś nie wiem jak mu się udawało nie odciąć sobie ręki albo głowy. Na pile pracował zawsze, ale to zawsze na duuużej „bani”.
Co tu mamy następnegoi ? Aaa…impreza na pierwszym roku u koleżanki na chacie. Się wtedy platonicznie zakochałem…ech ,nawet zacząłem pisać i grać na gitarze. Niech mi ktoś powie, że kobiety nie inspirują ? Niemożliwe żebym miał takie długie włosy. Ale numer.
No dobra już nie przynudzam. Idę szykować obiad. Coś człek musi jeść.
Fajne wspomnienia…
Inne tematy w dziale Rozmaitości