Dominika Korwin-Mikke Dominika Korwin-Mikke
463
BLOG

Wiedza jest towarem

Dominika Korwin-Mikke Dominika Korwin-Mikke Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Strajk nauczycieli trwa w najlepsze, a ja znalazłam w internecie moją rozmowę z Arturem Dziamborem sprzed 5 lat. 

Ciekawe jak wiele lub niewiele zmieniło się w oświacie przez ten czas... Czy tkwimy  w tych samych problemach? Oceńcie sami.... 

Wywiad skopiowany z portalu www.wgospodarce.pl (2 maja 2014) 


Rozmowa z Arturem Dziamborem, wiceprezesem Kongresu Nowej Prawicy, nauczycielem i lektorem języka angielskiego.


Dominika Sibiga: Co Pana zdaniem jest obecnie problemem Nr 1 polskiej oświaty? 

Artur Dziambor: Problemów jest mnóstwo, ale patrząc na cel jaki stawiamy szkole, to najgorzej wygląda przygotowanie uczniów szkół ponadgimnazjalnych do wejścia na rynek pracy. Młodzi ludzie przeznaczają mnóstwo czasu na zdobywanie całkowicie zbędnej wiedzy, którą muszą wykazać się aby uzyskać akceptowalne oceny. Przy czym, nie uczą się praktycznych rzeczy, nie rozwijają swoich zdolności i nie nabywają koniecznych umiejętności, aby zaraz po ukończeniu szkoły byli przydatnymi pracownikami. 

Dotychczasowe reformy szkolnictwa m.in. (testy kompetencji, nowa matura) zostały wprowadzone aby właśnie zastąpić bezsensowne uczenie się na pamięć nieprzydatnych informacji, logicznym i racjonalnym myśleniem oraz umiejętnym wykorzystywaniem zdobytej wiedzy. Czy udało się choć w części osiągnąć zamierzony cel?

Nie udało się. Nowa matura niczym nie różni się od starej poza poziomem trudności, co niestety oznacza, że można być o wiele głupszym, a i tak zdać maturę z całkiem niezłym wynikiem. Dawniej trzeba było wykazać się np. na języku polskim umiejętnością napisania spójnego tekstu na kilka stron A4, dziś trzeba dobrze trafić w przygotowany przez ministerstwo szablon odpowiedzi - nijak to nas nie przybliża do wykazywania się logicznym myśleniem. Zrobiono wszystko, aby obrzydzić młodym ludziom kształcenie się w szkołach zawodowych i technicznych, na rzecz kształcenia "ogólnego", które de facto oznacza, że w wieku 19 lat młody człowiek nie ma żadnych kwalifikacji, a jego wiedza nie jest wystarczająca aby zdobyć pracę na stanowisku o charakterze innym niż dorywczy.

Czy zgadza się Pan, że sposób prowadzenia zajęć w szkołach nastawiony jest głównie na równe, powszechne i ogólne wykształcenie wszystkich uczniów, a dużo mniejszą uwagę poświęca się uczniom szczególnie zdolnym?

Zdecydowanie. Tak było i nadal jest. Są oczywiście szkoły, które są nastawione na uczniów wybitnych i chwała im za to. Potrafią sobie poradzić mimo mało przychylnego systemu, ale większość jednak ma wytyczne aby wyrównać poziom i tego się trzymają. Bardzo często równanie poziomu to równanie do najgorszego, stąd dzieci zdolne cierpią i ich jedynym wyjściem są prywatne dodatkowe zajęcia. Rodzice walczą z niedoróbkami systemu przy pomocy własnych portfeli, a tak nie powinno być, skoro za szkołę już płacą w podatkach.

Czyli wynika z tego, że sukcesy polskich uczniów na tle rówieśników z Europy, to tylko i wyłącznie zasługa rodziców, którzy dbają o ich rozwój intelektualny, opłacając dodatkowe zajęcia, a nie polskiego systemu edukacji?

Tak to widzę. Jak powiedziałem, są szkoły wyjątkowe, które zatrudniają wybitnych nauczycieli i nastawiają się na dodatkową pracę z uczniem wybitnym, ale nie sądzę, aby obecny system był w stanie wyszkolić olimpijczyka czy np. geniusza informatycznego. Wszystkie nadprogramowe umiejętności zyskuje się prywatnie, a taki wniosek jest przyczynkiem do dyskusji o sensie istnienia państwowego szkolnictwa, które nie jest nastawione na szkolenie zawodowe tylko na przetrzymywanie określonej grupy społeczeństwa poza rynkiem pracy.

Obecnie rodzice posyłający dzieci do prywatnych szkół są zmuszania płacić za edukację swoich pociech podwójnie: raz pośrednio poprzez podatki, drugi raz bezpośrednio opłacając czesne za szkołę. Czy bony edukacyjne, które przynajmniej częściowo zniwelowałyby to nadmierne obciążanie rodzinnych budżetów i podwyższyło poziom świadczonych przez oświatę usług, mają w najbliższym czasie szansę na realizację?

Bon oświatowy nie jest idealnym rozwiązaniem, ale nie widać dziś woli politycznej aby doprowadzić do radykalnych zmian w systemie. Jeżeli dojdzie do zmiany, która pozwoli rodzicom decydować o tym, że określone pieniądze będą szły na określoną placówkę oświatową ponieważ w tej jest jakiś wybitny nauczyciel, który z dobrego fizyka jest w stanie zrobić geniusza, to będziemy bliżej niż dalej do mądrych rozwiązań. Jeżeli będziemy opracowywać zmiany, a nie będzie wśród nich tego, że za uczniem idą pieniądze i to uczeń (lub jego prawni opiekunowie) decyduje o płaceniu, to nie będą to zmiany tylko kolejna zasłona dymna.

Czy Polska jest przyjaznym krajem dla osób posiadających szkoły prywatne lub myślących o ich zakładaniu?

Sądząc po mnogości warunków jakie należy spełnić aby otworzyć szkołę, chyba nie. W idealnym systemie powinno być tak, że jeżeli miałbym ochotę otworzyć wyższą szkołę robienia jajecznicy i dawać za to dyplomy, to nikt nie powinien być w stanie mi tego zabronić. To pracodawca może oceniać czy jest mu przydatny pracownik, którego jedyną umiejętnością jest robienie jajecznicy. Ministrowi i kuratorowi nic do tego. Niestety nie żyjemy w idealnym systemie.

Zgadza się Pan z tym, że szkoły prywatne nie wybierają tylko zamożni ludzie, ale również osoby chcące po prostu uniknąć posłania dziecka do państwowej placówki, która z urzędu zmuszona jest podlegać unijnym rozporządzeniom o lewicowym i „postępowym” charakterze oraz gdzie dziecko może spotkać się z programem nauczania znacznie odbiegającym od wartości, wpajanych mu przez rodziców w domu?

Jeżeli kogoś dziś już stać na to aby korzystać z takiego rozwiązania to zapewne jest to jeden z czynników, które wpływają na decyzję o wyborze prywatnej szkoły o określonym profilu zarówno tematycznym jak i ideowym. Takich dylematów można by uniknąć, gdyby system nie dyktował tematyki zajęć i zakresu wiedzy, która musi zostać wyłożona na zajęciach z danego przedmiotu, a uczniowie mieliby wolny wybór przedmiotów, które chcą zgłębiać i możliwość pominięcia przedmiotów, które ich w ogóle nie interesują.

Jak duży wpływ mają rodzice na ochronę swoich dzieci przed niebezpiecznymi zjawiskami przychodzącymi do nas z Zachodu, wiodącymi prym w edukacji najmłodszych, tak jak przedwczesne rozbudzanie seksualności, zaburzanie tożsamości płciowej, ideologię gender?

Politycy, których celem jest przypodobać się urzędnikom z Unii, robią wszystko aby rodzice mieli możliwie najmniejszy wpływ. Jakiś czas temu w rozmowie o programie nauczania w jednej z popularnych stacji radiowych, pewna komentatorka wydarzeń społecznych powiedziała, że przecież nie można pozwolić na to aby rodzice decydowali o wszystkim co tyczy się wychowania ich dzieci, bo od tego są standardy i normy ustalane przez państwo. W taki sposób tzw. "autorytety" ogłupiają społeczeństwo i robią wszystko aby rodzina przestała być jakąkolwiek wartością. Rodzice powinni mieć pełnię władzy decyzyjnej dotyczącej tego czy, gdzie i jak uczy się ich dziecko. Kto uważa inaczej szkodzi rodzinie.

Będąc w temacie przejmowania przez państwo roli rodziców, proszę powiedzieć jakie zagrożenia dla dzieci dostrzega Pan w projekcie obowiązkowego posyłania do szkół sześciolatków?

Jedynym prawidłowym wyjściem byłoby oddanie rodzicom możliwości decydowania o tym w którym momencie ich dziecko powinno rozpocząć szkolną edukację. Dzieci rozwijają się w bardzo różnym tempie i często wpychanie dziecka na siłę kończy się bardzo źle dla jego rozwoju. Zdarzają się też dzieci wybitnie zdolne, które nie są w stanie wykorzystać swoich możliwości z rówieśnikami - dla takich dzieci należy tworzyć sensowne rozwiązania. (Dodam tylko, że już prawie dziesięć lat prowadzę szkołę językową i uczę głównie dzieci w wieku 5-10 lat, moje wnioski wynikają z lat obserwacji i pracy z dziećmi).

Którego Ministra Edukacji Narodowej, pana zdaniem, polska szkoła powinna wspominać najlepiej?

Nie jestem w stanie wskazać żadnego, który w jakimś stopniu nie przyczynił się do pogorszenia sytuacji. W ciągu ostatnich kilkunastu lat jedynie Roman Giertych miał dość dobre pomysły, ale niestety dopuścił się w pewnym momencie działań pod nadchodzące wybory, jak amnestia maturalna. Żaden minister edukacji nie dążył do tego, aby polska szkoła zajmowała się praktycznymi umiejętnościami i wiedzą niezbędną w dorosłym życiu. Mówili, że chcieli, ale na mówieniu się kończyło, a dziś zbieramy owoce tych decyzji, w postaci dwóch milionów Polaków poza granicami w ciągu jednej dekady.

Czyli nie potrafiłby Pan wskazać ani jednej pozytywnej zmiany w szkolnictwie w ciągu w ostatnich lat?

Pozytywne zmiany są, czas dla szkół się nie zatrzymał: mamy piękne boiska, nowoczesny sprzęt sportowy i elektroniczny, internet, czyste sale, lepsze jedzenie w stołówkach, nieco lepiej opłacanych nauczycieli. To wszystko jest oczywiście dobre, ale... Ale nie to wpływa ostatecznie na to, jaką wiedzę wyniesie uczeń z danej placówki. Wszystko jest towarem, tylko wiedzy jeszcze nie nauczono nas traktować jako towaru, w który należy odpowiedzialnie inwestować oraz dzięki któremu można się później utrzymać i odnieść sukces zawodowy. Dlatego nie jesteśmy w stanie z niej efektywnie korzystać. Wszystkie decyzje takie jak wprowadzenie gimnazjów, nowa matura, egzaminy gimnazjalne, likwidacja godzin z części przedmiotów na rzecz innych, a przede wszystkim wmówienie ludziom, że bez matury i tytułu magistra będzie się nikim, sprawiło, że nauka jest dla większości jak uprawianie amatorskiego sportu – miło, tylko z góry wiadomo, że na olimpiadę się i tak nie pojedzie.

Zbliżając się do zakończenia chcę zwrócić jeszcze uwagę na być może najistotniejszą kwestię: czy polska szkoła tłumi potencjał i kreatywność młodych ludzi?

Wierzę, że prawdziwe talenty są w stanie same się rozwijać, niezależnie od szkoły, stąd jeszcze nie wszystko stracone. Co chwilę słyszymy o wybitnych osiągnięciach naszych uczniów czy studentów, trzeba się cieszyć. Trzeba też oczekiwać, że szkoła w Polsce zmieni się tak, że uczniowie i studenci będą przygotowani na rozwój zawodowy, który będzie na tyle satysfakcjonujący aby nie wyjeżdżać za granicę. Kreatywność młodych ludzi może nie być tłumiona tylko wtedy gdy ministerstwo przestanie wymyślać standardy i klucze odpowiedzi, do tego należy dążyć.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Dominika Sibiga


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo