Dzisiaj zapraszam do zwiedzenia Muzeum Szejka Fajsala w Katarze. Wycieczka jest wysoce poglądowa. W telegraficznym skrócie wyjaśniam dlaczego tak, moim zdaniem, jest. Obszerna ekspozycja artefaktów należących do czcigodnego Szejka zorganizowana jest na zasadzie gabinetu osobliwości podzielonego z grubsza na klika działów tematycznych. To dość staroświecka formuła muzealnicza. Tymczasem polskie muzea, a przynajmniej warszawskie, zajmują się obecnie głównie administracją, remontami, wymianami okien, i zacnymi działaniami imitującymi pracę i generującymi koszty. O fascynujących wystawach jest raczej głucho (z wyjątkiem może ekspozycji Marka Rothko w MNW, jeśli ktoś lubi). Zastępowanie pracowników merytorycznych, zwanych niegdyś – w jednych przypadkach a wyrost w innych nie– naukowymi, pracownikami administracyjnymi, wdrożonymi do obsługi certyfikatów i skomplikowanych systemów ocen pracy, ale nie posiadającymi wiedzy o zabytkach, prowadzi do nowych trendów muzealniczych jakimi są bezzabytkowe prezentacje multimedialne, oparte na wiedzy encyklopedycznej lub oryginalnym światopoglądzie kuratora, albo, co jest szczytem nowoczesnej estetyki, pustych przestrzeni. Historia zatacza koła, a czasem także inne figury geometryczne. Ponieważ jest zapotrzebowanie na wystawy historyczne, brak fachowców doprowadzi niebawem do powrotu do początków muzealnictwa, pierwocin myśli na temat gromadzenia i upowszechniania zabytków. W tym sensie Muzeum Szejka jest zapewne prekursorskie dla naszej nowej myśli muzealniczej.
Pełna nazwa przybytku to Sheikh Faisal Bin Qassim Al Thani Muzeum. Mieści się ono w prowincji Ar-Rajjan, przy drodze nr 3, blisko geograficznego środka kraju, tj. pół godziny drogi od Dohy [fot. końcowa]. Szejk posiada znakomity zbiór dawnych samochodów, które kocha prawdziwie po arabsku. Nie ma w Polsce placówki, która mogłaby w tej mierze rywalizować z katarskim muzeum. Nawet paryskie Musée des arts et métries wystawia zdecydowanie mniejszą ilość automobili. W Katarze są to głównie pojazdy amerykańskie, a więc mniej popularne w zbiorach umiejscowionych po tej stronie Atlantyku. Prócz aut naprawdę wiekowych, z samego początku XX w., dużą część zbioru stanowią luksusowe limuzyny z lat 60. i 70. Te skrzydlate potwory, których nie powstydziłby się Batman, jeździły zapewne po drogach Arabii, Ilość paliwa, którą trzeba było wlać do baku rzecz jasna nie grała roli. Nie wiem na ile dba się tu o oryginalność części i czy remonty aut prowadzone są zgodnie z zasadami europejskiej konserwacji, pewnie niekoniecznie, ale postulaty naukowe w tej materii są zwykle na wyrost także w polskich warunkach. Większe niż pojazdy historyczne zainteresowanie miejscowych wzbudza jednak w pełni sprawny pojazd z Formuły I. Co prawda samej Formuły nie ma jeszcze w Katarze (trzeba jeździć za miedzę do Bahrajnu) ale miejscowi szejkowie starają się o licencję. Tor już mają gotowy.
Inne ciekawe kolekcje muzealne, to zespół dawnych łodzi arabskich dau (dhow), wystawionych zarówno wewnątrz budynku jak na zewnętrznym stawie, oraz broni indoperskiej. Ta ostatnia jest dla mnie szczególnie interesująca. Zbiór jest duży i reprezentatywny. Miejscowi chwalą się, że największy na świecie, byłoby miło zobaczyć część największej światowej kolekcji, tyle że nie dowierzam tej opinii. Podejrzewam, że musiało być jedno wiodące źródło pozyskania tych zabytków i, że była to kolekcja gromadzona programowo i ze znajomością rzeczy. Niestety obecnie w podpisach roi się już od błędów a część z nich jest zupełnie bezsensowna. Prawdopodobnie obecny opiekun kolekcji musiał najzwyczajniej pomieszać prawidłowe opisy wcześniejszego właściciela.
Spora jest także kolekcja minerałów i skamieniałości. Zwiedzałem ją w towarzystwie, geologa i muzealnika, który wyraził pozytywną opinię zarówno o stronie merytorycznej jak – z pewnymi już zastrzeżeniami– wystawienniczej zbioru. Skamieniała głowa dinozaura robi wrażenie nie tylko na dzieciach.
Pozostałe kolekcje, zwłaszcza malarstwo, oraz prezentacja etnograficzna, są na poziomie słabym, lub bardzo słabym. Jeśli dzieła sztuki ludowej Azji Mniejszej są przynajmniej interesujące (a stroje bardzo ciekawe) to reprezentacja reszty świata jest przypadkowa i nawet w kategorii gabinetu osobliwości nie zasługuje na uwagę. Ciekawostką jest sala poświęcona chrześcijaństwu, mieszcząca się obok „ekspozycji żydowskiej” oraz fotograficznej prezentacji katuszy, które zadają sobie derwisze w mistycznym transie.
Mała salka i dwie gablotki „chrześcijańskie” z kupionym na jakimś polskim bazarze lub odpuście talerzem z wizerunkiem Jana Pawła II, jako ważnym eksponatem, budzi w kontekście konserwatywnego religijnie Kataru szacunek dla śmiałości kustosza.
O malarstwie i sztukach plastycznych lepiej nie wspominać. Lud, który ma zabronione czynienie wizerunków ma o nich pojęcie mierne, czego przykładem jest nie tylko opisane muzeum ale także inne znane mi galerie sztuki w krajach arabskich.
Warto dodać, że Muzeum jest stale rozbudowywane a Szejk nie szczędzi na nie pieniędzy. W tym aspekcie Muzeum Szejka nie wiele wspólnego z naszym muzealnictwem.
Ps. Zwiedzanie jest darmowe, przewodnicy jednak oczekują napiwków.
Zdjęcia: autor notki i Stanisław Krupa.
Inne tematy w dziale Rozmaitości