Dzisiejszy poranek zapowiadał się całkiem dobrze. W dobry humor wprawiło mnie przepiękne poranne słońce. W moim wiejskim ogrodzie wiciokrzew przy studni wypuścił już swoje dziwne okrągłe liście. Oślepiająca żółć kwitnących mleczy wlewała się przez okno. Zapach świeżo zaparzonego espersso wypełnił zapachem kawy cały dom. Psy się jeszcze wylegiwały i nie szturchały mnie zimnymi nosami dopominając się o jakiś smakołyk i podrapanie za uchem. Kot Mamrot ze szczurem w pysku wrócił z nocnego polowania okropnie wymęczony i zległ na dobrze zasłużony odpoczynek na ciepłym od promieni porannego słońca kuchennym parapecie. Błogość. Życie jest piękne, wstchnęłam. Chociaż z drugiej strony pomyślałam o ogromnym szczurze, który poległ w walce z dzielnym Kotem Mamrotem. Ale taki już jest los szczurów.
W tymże słodko-leniwym nastroju w moim domku z białego kamienia na zapomnianej przez ludzi i Boga wsi gdzieś na dalekim wschodzie Polski, z filiżanką gorącej, aromatycznej kawy lavazza (wbrew pozorom doceniam bowiem osiągnięcia cywilizacji) usiadłam przy laptopie aby dokonać rytualnego przeglądu wiadomości z wielkiego świata.
Klik na onecik. Na ekranie wyświetliła mi się twarz narodowego mędrca, autorytetu, jak go niektórzy zwą. Twarz była głęboko zamyślona, zapatrzona w daleką przestrzeń, w której głąb tylko nieliczni mogą wniknąć, wspierająca się na dłoni w geście głębokiej filozoficznej troski i zadumy nad losami świata całego a Polski w szczególności. Na biało-czarnym tle sugerującym, że mędrzec dobrze wie co białe a co czarne. O cholera, pomyślałam. Niedobrze. I nad moją przepełnioną zapachem kawy kuchnią zaczęły się unosić czarne chmury. Czytać słowa mądrego starca, nie czytać... Nie czytać. Ale z drugiej strony jak tu takim tylko jednym kliknięciem zdysmisjonować narodowego wieszcza? Duży łyk kawy na odwagę i następny klik na myszkę.
Słowa mędrca jak czarne perełki rozsypały się na ekran. Jego zatroskanie o to, że narodową tragedię zaprzęga się do kampani wyborczej wylane przed równie zatroskane oblicze, czy raczej pióro, dziennikarza Le Monde spowodowało, że wciskająca się bezczelnie przez okno mojej kuchni żółć mleczy zmieniła się w żółć, która mnie po prostu zalała. Ale może to ta poranna kawa mi nie służy? Za mocna, pomyślałam. I poszłam dolać gorącego mleka. Mleko jednak nie pomogło. Dalsze refleksje mistrza sprawiły, że już nie tylko żółć ale i wszyscy diabli mnie wzięli. Teraz moje nieparlamentarne słowa zaczęły wypełniać kuchnię. Psy uniosły głowy obudzone hałasem. Spokojnie, pieski, psia mać – to nie do was. To do wieszcza, który ma nadzieję, że czarne skrzynki potwierdzą, iż 96 ludzi zginęło gdyż prezydent wydał rozkaz lądowania mimo niesprzyjających warunków. A wieszcz ma to do siebie, że wie wszystko lepiej niż jakakolwiek komisja a co dopiero lud nieuczony co głupie pytania zadaje. Taka jego wieszczowska natura. Wieszcz przepojony jest ogromną troską o naród i miejsce pochówku prezydenta. Wieszcz to nawet odwage ma, że niech go szlag... W 2009 list nawet napisał do samego rosyjskiego prokuratora generalnego, pytając go, w imię czego jego ojciec został zabity w Charkowie wiosną 1940 roku.
Tak, tak pieski, wieszcz zawsze wiedział kiedy czas jest najlepszy. Wiedział kiedy nakręcić „Popiół i diament” a kiedy „Człowieka z marmuru”, kiedy zrobić „Katyń” a kiedy odważny list do samego naczalstwa rosyjskiego napisać. I oczywiście wywiadu Le Monde udzielić. „Timing is everything” jak mawiają mądrzy anglicy. To co charakteryzuje wieszcza najlepiej to absolutnie perfekcyjne wyczucie czasu. Wieszcz bowiem musi wiedzieć co i kiedy można. Takich to wieszczów pieski mamy, psia ich mać... I popatrzyłam na Kota Mamrota co zabił szczura z rozrzewnieniem i czułością głęboką.
Wywiad Andrzeja Wajdy dla Le Monde
http://wiadomosci.onet.pl/1609048,2677,1,z_najwieksza_gorycza,kioskart.html
Inne tematy w dziale Polityka