Sport sportem, ale to wynik idzie w świat, a i punktów nam trochę potrzeba, pomyślałem sobie dzisiaj rano i zaraz po śniadanku pojechałem do zaczarowanego miejsca na mojej wyspie, poszukać inspiracji. Miejsce nazywa się GrisGris i owiane jest tak dobrą jak i złą sławą od czasów kiedy przywożono tu niewolników z Afryki i Madagaskaru do pracy na plantacjach trzciny cukrowej.
Wraz z niewolnikami dotarły tu ich czary, wierzenia i zabobony, służące po części leczeniu duszy i ciała, ale i wzajemnym porachunkom, bo gdzie ludzie, tam i problemy. Serwis u człowieka w masce, był pełny, a skuteczność jego zaklęć i amuletów, podobno spora.
Na miejscu zaopatrzyłem się w trzy bardzo trującej kolce skrzydlicy, pięć ziarenek specjalnego wulkanicznego piasku i drzazgę z trafionego przez piorun drzewa, pod którym kiedyś urzędował czarownik.
Tak przygotowany ulepiłem po powrocie laleczkę z szarego, palmowego wosku i zmajstrowałem odpowiednią szpilę, którą owinąłem czarną, żółtą i czerwoną nicią, żeby duchy znały drogę. Jeśli zobaczycie, że ich bramkarz dziwnie się zachowuje, będzie to skutek moich niecnych praktyk.
Krzywdy mu nie zrobię, ale jakiś niepotrzebny ruch, czy niepewny chwyt, mogą się zdarzyć.
Do Stade de France mam 11 000km, więc bezpośredni doping odpada, a jakoś ich przecież wspomóc muszę.
______________________
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Sport