Piotr Kaim Piotr Kaim
289
BLOG

Budżet UE i wybór cywilizacyjny. Wschód czy Zachód?

Piotr Kaim Piotr Kaim Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Od trzech dekad możemy być normalnym, zachodnim państwem. Niestety wybieramy ostatnio PiS, które tej koncepcji najwyraźniej nie podziela i promuje model państwa policyjnego. Mówiąc w skrócie, idzie o to, że prezes Kaczyński chce mieć gwarancję, że - jakby co - będzie miał prawo do zamknięcia lub uciszenia każdego oponenta, a przekręty i nadużycia władzy będą zawsze bezkarne -  chyba że sam prezes wyda zgodę na utrącenie jakiegoś kacyka.

On nie musi korzystać z tych wszystkich narzędzi codziennie. Jego celem jest tylko to, by zachować taką możliwość na wypadek, gdyby sprawa była gardłowa, tj. gdyby władza PiS i samego Kaczyńskiego była zagrożona. Zależy mu też na tym, by nikt do końca nie wiedział na czym stoi i żeby losy każdego sporu prawnego - w ostatecznym rachunku - zależały od samego prezesa.  

PiS zrobił już wiele, by ten ideał osiągnąć. Podporządkował sobie m.in. policję, prokuraturę, szereg organów regulacyjnych, a także spore obszary sądownictwa. Rzecz jasna, kluczowe znaczenie ma właśnie sądownictwo, bo jego niezawisłość daje gwarancję, że władza wykonawcza jest ograniczona rygorami prawa i dlatego nie może niszczyć ludzi i instytucji według własnego widzimisię. PiS tę niezawisłość konsekwentnie niszczy.

Nie jest przy tym wielkim problemem, że upycha do organów sądowych "swoich ludzi". Problemem zasadniczym jest to, że robi to wbrew Konstytucji. Sędzia "swój", ale wybrany zgodnie z prawem, pozostaje niezawisły, bo uważa, że na swoją funkcję zasłużył i nikt mu jej - w sposób dowolny - nie odbierze.

Stąd też pretensje pana prezesa do różnych sędziów, których wynosił w przeszłości, np. do pani Teresy Liszcz, byłej działaczki Porozumienia Centrum (pierwsza partia założona przez Jarosława Kaczyńskiego). Pani Liszcz - dzięki głosom PC - została kiedyś sędzią TK, co nie przeszkadzało jej sprawować funkcji w sposób bezstronny. To samo można powiedzieć o mec. Piotrze Pszczółkowskim - to były adwokat prezesa, który złożył jedno z dwu zdań odrębnych w głośnym ostatnio pseudo-orzeczeniu ws. ustawy antyaborcyjnej. Warto przy tym zaznaczyć, że wielu komentatorów odruchowo - i niezgodnie z prawdą - nazywa sędziego Pszczółkowskiego "dublerem". Nic podobnego - jest to sędzia wybrany przez PiS, ale zupełnie prawidłowo (inaczej niż trzech innych, których wybrano na miejsce sędziów powołanych "za Platformy", którym prezydent Duda bezprawnie odmówił zaprzysiężenia.)  

Niezależnie od powyższego, rosnąca liczba sędziów jest wybierana nieprawidłowo. Pani Przyłębska została prezesem TK dzięki poparciu trzech "dublerów", a dodatkowo - z naruszeniem odpowiedniego trybu. Cała "nowa" Krajowa Rada Sądownictwa funkcjonuje nielegalnie, bowiem wybrano ją po bezprawnym, niekonstytucyjnym skróceniu kadencji poprzedników. Jednocześnie, ta neo-KRS powołuje i awansuje nowych sędziów ze szczególnym uwzględnieniem nominatów, którzy trafili do nowych, pisowskich izb Sądu Najwyższego. Na to wszystko nakłada się działalność rzeczników dyscyplinarnych, zależnych od ministra Ziobry, którzy mają za zadanie nękać sędziów za działania i orzeczenia niezgodne z zapatrywaniami władzy.

Sędziowie, którzy otrzymują funkcje bezprawnie, są z definicji "sędziami na telefon", bo wiedzą, że skoro nieprawidłowo ich powołano, to w taki sam sposób można ich odwołać. Symboliczny jest tu los neo-TK, który pełni rolę chłopca na posyłki do wykonywania poleceń rządu i parlamentarnej większości. Jego autorytet spadł tak nisko, że władza, która poprosiła o wydanie odpowiedniego orzeczenia, może dowolnie manipulować datą jego ogłoszenia i nawet nie fatyguje się, by to wytłumaczyć.    

Taki kształt instytucji sądowych to najważniejszy filar państwa policyjnego. Przywódcy Unii byliby skończonymi idiotami, gdyby zgodzili się finansować państwo oparte na zasadach, o których mowa powyżej. Jest bowiem regułą, że państwa o radykalnie odmiennych systemach politycznych (demokracje i satrapie) nie są w stanie tworzyć żadnej politycznej wspólnoty. I to jest istota tzw. sporu o praworządność.

Przywódcy zachodni mogą słusznie podejrzewać, że państwo policyjne prędzej czy później poszuka sobie sojuszników wśród tych państw, które - pod względem ustrojowym - są mu bliższe. Tak się zarazem składa, że Polska jest beneficjentem budżetu Unii, a państwa zachodnie na ogół do niego dokładają. Po co mają dokładać do Polski?

Wydaje się zatem, że tzw. spór o praworządność (a więc o niezawisłość sądownictwa), powiązany ze sporem budżetowym - nie rozejdzie się po kościach. Takie rozejście się po kościach to marzenie PiS: niech oni nam płacą, a my - kroczek po kroczku - zbudujemy satrapię na obrzeżach UE. A jak pieniądze się skończą, to z Unii wyskoczymy.

Najwyraźniej zachodni przywódcy UE rozumieją to wszystko, więc wymyślili mechanizm powiązania wypłat budżetowych z praworządnością. Konieczność przestrzegania reguł praworządności musiałaby oznaczać zahamowanie pisowskiego walca, a nawet odwrócenie niektórych zmian, jakie zostały dokonane bezprawnie. Właśnie dlatego rząd PiS grozi wetem wobec unijnego budżetu. Takie weto będzie bardzo mocnym sygnałem, że budowa satrapii jest zasadniczym celem naszej polityki, a na dokładkę - celem, który będzie realizowany za każdą cenę, nie wyłączając trwałego podważenia naszego miejsca w zachodnim systemie sojuszy.

A zatem, kiedy rząd "zastanawia się" nad wetem budżetowym, warto wiedzieć, że - w dużym stopniu - zastanawia się nad wyborem polityczno-cywilizacyjnym: Wschód czy Zachód? Sam PiS jest kulturowo na Wschodzie, ale częściowo ma związane ręce, bo większość Polaków chciałaby korzystać z dobrodziejstw Zachodu. Jak wybrną z tej kwadratury koła - niebawem zobaczymy...

Piotr Kaim
O mnie Piotr Kaim

piotrkaim@op.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka