doku doku
145
BLOG

Ekonomia głupoty popytu

doku doku Gospodarka Obserwuj notkę 5

Wstępnym założeniem tutaj jest uczciwość podmiotów, które będę analizować. Zakładam więc, że firmy nie oszukują swoich klientów, a urzędnicy nie biorą łapówek od tych firm, którym przyznają dotacje.

Aby kogoś nazwać głupcem, trzeba ufać mu, że jest uczciwy. Jeżeli polityk lub internetowy troll mówi coś głupiego, to zwykle robi to nie z głupoty, ale z partyjnej lojalności lub za pieniądze. Inna sprawa, że to też bywa głupie. Jeżeli ktoś udaje głupiego za duże pieniądze, to pewnie nie jest głupie, ale za małe pieniądze się nie opłaca zeszmacać - w takim przypadku mamy głupca, który udaje głupszego niż jest.

Po tym koniecznym wstępie wracamy do ekonomii... a właściwie do modelu ekonomii uczciwej, w której niektórzy urzędnicy są głupcami, większość klientów to głupcy, a właściciele firm (nieupadających) są mądrzy i uczciwi.

Zacznę od konkretnego przykładu, aby nie zachęcać do abstrakcyjnych dyskusji. Porównajmy więc kotlet schabowy z kotletem sojowym.  Wszyscy wiedzą już od dawna, że koszt wytwarzania soi jest ponad 10 razy mniejszy niż koszt wytworzenia świni o tej samej wartości odżywczej. Aby otrzymać z tego kotlet, trzeba świnię rozebrać i zapłacić rzeźnikom. Aby z soi otrzymać kotlet, trzeba więcej popracować i zapłacić za pracę większej licznie ludzi. Ostatecznie cena kotleta sojowego podwaja się, więc możemy śmiało sformułować wstępny wniosek: Kotlet sojowy jest 5 razy tańszy niż kotlet schabowy.

Ponieważ już od bardzo dawna nie jadam takich świństw, nie znam cen rynkowych kotletów. Mogę więc pisać o tym zupełnie obiektywnie. Oczywiście, w różnych krajach ceny są różne - zależą one od skali i struktury dotacji od państwa dla firm. Jeżeli cena kotleta sojowego jest blisko ceny kotleta schabowego, to mamy do czynienia z państwowymi dotacjami dla dostawców pasz (rolników), producentów pasz, hodowców i rzeźników. Tam gdzie cena kotleta sojowego jest 10 razy niższa niż kotleta schabowego, tak mamy sytuację odwrotną - tam państwo dotuje dostawców soi spożywczej (ogrodników, dla odróżnienia od rolników) i wytwórców kotletów sojowych.

Zanim jednak zaczniemy analizować głupotę urzędników przyznających dotacje, rozważymy przypadek najprostszy - nie ma żadnych dotacji i kotlet schabowy ma cenę 5 razy wyższą niż kotlet sojowy. Czyli, konkretnie, przykładowo, kotlet tej samej wartości odżywczej (białko, tłuszcz, kalorie): sojowy - 1 zł; schabowy - 5 zł.

Najpierw zastanówmy się, kto jest na tyle "głupi", że kupi schabowego. Czy to w ogóle jest głupota? Jest, gdyż głupi jest człowiek, który nie rozumie, że do wytworzenia kotleta schabowego trzeba zniszczyć 5 razy więcej przyrody niż do - sojowego. Przypominam, o założeniu, że człowiek jest uczciwy, a więc nie chce niszczyć przyrody. Można więc powiedzieć, że firmy produkujące i sprzedające schabowe nie upadają dzięki głupocie konsumentów - nieświadomych niszczycieli przyrody.

Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że nie wszyscy jedzą kotlety w domu. Niektórzy ludzie (np. biznesmani, sportowcy, artyści, politycy) zarabiają 10 razy więcej, pracują dłużej i muszą jadać w restauracjach. W eleganckiej restauracji ceny potraw zależą bardziej od kosztów restauracji niż od kosztów zakupu. Co z tego, że restaurator kupi kotlet sojowy z 1 zł i schabowy za 5 zł, kiedy dodatkowe koszty powodują, że potrawa wraz z dodatkami musi mieć cenę ponad 50 zł. Restaurator sprzedaje więc pro forma schabowego za 60 zł, a sojowego za 40 zł. W tym przypadku nie można już z taką pewnością mówić o głupocie. Niewielki popyt na schabowe powinien się utrzymać nawet w niegłupim społeczeństwie.

Teraz możemy przejść do dotacji. Jeżeli mądre rządy dotują kotlety sojowe, wtedy nie ma o czym mówić. Mądre rządy wybierane przez mądrych wyborców nie są tematem tej notki - tutaj analizujemy ekonomię głupoty. Przyjrzyjmy się więc głupiemu narodowi, w którym ludzie wolą kupić kotleta za 5 zł niż za 1 zł. Przyjrzyjmy się głupim wyborcom, głosującym na głupich polityków, którzy zatrudniają głupich ekonomistów, mianują głupich urzędników, a ci posłusznie dotują rolników, producentów pasz, hodowców i rzeźników, zamiast dotować ogrodników i sadowników.

Przypominam, że rolników spożywczych nazywam ogrodnikami, dla odróżnienia od rolników niespożywczych, czyli producentów pasz, surowców na biopaliwo i surowców dla przemysłu. Sadowników dla uproszczenia zaliczam do ogrodników. Mamy więc naturalny podział na rolnictwo (uprawy nie dla ludzi) i ogrodnictwo (uprawy dla ludzi). Ekonomiści popełniają duży błąd, wrzucając, do tego samego worka o nazwie "rolnictwo", produkcję jedzenia dla ludzi i produkcję surowców dla hodowli i przemysłu. Ekonomiści, którzy "myślą" w taki sposób, też musimy zaliczyć do głupców - nie rozumieją przepływów międzygałęziowych i łańcuchów dostaw.

Wracamy do głupiego narodu. Jak czują się głupcy, którzy kupują schabowego zamiast sojowego? Płacą 5 razy więcej za kotleta, który jest mniej zdrowy, więc zazdroszczą tym, co płacą mniej i cieszą się dobrym zdrowiem. Czują nienawiść do wegetarian i innych podobnych... Oczekują od władzy, żeby zrównała ceny kotletów. Głosują więc na zwolenników dotacji dla rolnictwa paszowego, dla hodowców, rzeźników... I w efekcie otrzymują gospodarkę, w której kotlet sojowy kosztuje 3 zł, a schabowy 4 zł.

A na zakończenie wyjdziemy poza temat głupoty. Czy ekonomiści naprawdę są tacy głupi? Celowo nie wymieniłem ich explicite na początku, kiedy zakładałem, że podmioty są uczciwe. Otóż wątpię w głupotę ekonomistów. Moim zdaniem oni celowo robią zamęt wokół rolnictwa: aby uzasadniać dotacje - ich propaganda mówi: "dotujmy naszych żywicieli!" i głupcy dają się nabierać. A ja daję prostą odpowiedź: "a więc dotujmy ogrodników, a nie rolników!". Oto dlaczego nieuczciwi ekonomiści mieszają ogrodnictwo z rolnictwem - nie z głupoty! Oni tylko udają głupich, aby zamącić znaczenie tej idei:

"Dotujmy ogrodników, nie rolników. Dotujmy hodowców zboża na chleb, nie - na pasze". 


doku
O mnie doku

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka