ckwadrat ckwadrat
59
BLOG

Dziewczynka bez zapałek

ckwadrat ckwadrat Kultura Obserwuj notkę 13

Poniższa historia została spisana przez bliską mi osobę. Publikuję ją u siebie dzisiaj, bo zdarzyła się w Sylwestra dwadzieścia kilka lat temu. Wczoraj Paweł Paliwoda opublikował swoją antybaśń o Dziewczynce z zapałkami. Wizja filozofa okazuje się  nie tak odległa od rzeczywistości, jak można by się na pierwszy rzut oka spodziewać..  

***

 

Moja prawdziwa historia z dziewczynką bez zapałek


Było to w Sylwestra 1984, a  może 1985 roku, w Warszawie. Byłam wczesną nastolatką i jeszcze nie chodziłam na imprezy sylwestrowe. I dlatego nie ominęła mnie ta historia.

Moja mama poszła do sklepu mięsnego, aby coś upolować. Jak zwykle niewiele   udało jej się kupić, ale kiedy już  jako jedna z ostatnich klientek wychodziła ze sklepu, zobaczyła, że w kącie stoi dziewczynka. Mogła mieć około czternaście lat. Mama spytała sprzedawczynię, co to za dziecko i dlaczego tak tu stoi. Sprzedawczyni nie wiedziała. Najwyraźniej było to dziecko zagubione.

Sprzedawczyni nie zainteresowała się dziewczyną więc mama wzięła ją ze sobą i przyprowadziła do domu.

Małgosia, bo tak się przedstawiała, była dużą, wyrośniętą, upośledzoną umysłowo dziewczyną. Trudno było się od niej czegokolwiek dowiedzieć. Jedyne co powtarzała, to pl. Szembeka, wujek. Także bardzo wyraźnie i soczyście przeklinała. Dałyśmy Małgosi jeść i zastanawiałyśmy się, co z nią zrobić.

Przyszła sąsiadka i od razu stanęła mi przed oczami scena z "Ani z Zielonego Wzgórza", kiedy to Ania spotkała po raz pierwszy Małgorzatę Linde. U nas było podobnie. Małgosia, mimo swojej ułomności, a może właśnie dzięki niej, od razu wyczuła apodyktyczny ton naszej sąsiadki i obdzieliła ją stekiem wyzwisk, takich od serca, prosto z Pragi. Sąsiadka, bliska zawału i zerwania kontaktu z nami, pospiesznie opuściła  mieszkanie, wieszcząc nam rychłe kłopoty z powodu nowej znajomości.

A my dalej starałyśmy się wyciągnąć od Małgosi jakieś informacje. Małgosia bardzo nas polubiła i okazywała nam mnóstwo czułości. My też ją polubiłyśmy za  czyste i dobre serce. Niestety trzeba było rozstrzygnąć jej sytuację, bo przecież ktoś na pewno jej szukał.

Poszłyśmy na komendę milicji na Żeromskiego. Były późne godziny wieczorne.Na komendzie trwała właśnie... impreza sylwestrowa. Jeden funkcjonariusz trwał z głową w sałatce jarzynowej, drugi szarpał się z żoną, która przyszła go zabrać do domu. Najtrzeźwiejszy, który nie bełkotał, na naszą prośbę, aby zająć się dziewczyną, bo ktoś jej na pewno szuka, zaproponował jej nocleg na dołku. Mama powiedziała, że po jej trupie. Wtedy znalazł się kierowca, też nie najtrzeźwiejszy, który zaoferował  zawiezienie nas do ośrodka wychowawczego na Dembińskiego, który mieścił się niedaleko. Podwiózł nas tam, po czym uciekł. Na tym skończyła się pomoc przedstawiciela władzy ludowej w opiece nad zgubionym, upośledzonym dzieckiem. Ale może to i lepiej, bo przy takiej ilości alkoholu mogły nas czekać poważne kłopoty.

W ośrodku nie mogli jej przyjąć i wysłali nas do izby dziecka na Wiśniowej, gdzie  trafiają zgubione dzieci. Kiedy tam dotarłyśmy po obfitej w wrażenia podróży tramwajem (Małgosia nie usiedziała chwili na miejscu, szukała kontaktu z ludźmi, zaczepiała ich, przeklinała) zauważyłyśmy, że zna to miejsce - reagowała spokojnie, personel był dość miły. To była niewielka pociecha. Bo co może wydać się dziwne, trudno nam było rozstać się z Małgosią. Mimo trudności w porozumiewaniu się i uciążliwego zachowania miała coś takiego... prawdziwie serdecznego i dobrego, absolutnie czystego.
 

Późne lato następnego roku

Stoję sobie w oknie, zerkam na podwórko. A tu....nasza Małgośka idzie. Z dwiema kobietami. Trzyma coś w ręku. Kiedy weszły do domu, okazało się, że Małgosia nas poznała. Te dwie kobiety to były jej mama i ciocia. Obie widać, że po ciężkich  przejściach. Ciocia miała świeże siniaki na twarzy. Były ze slumsów na Pradze, ale pełne godności i wdzięczności za pomoc. Wystrojone. Długo szukały naszego adresu, ale mimo to, chciało im się z nami spotkać. Okazało się, że faktycznie mieszkają w okolicy pl. Szembeka i faktycznie pijany wujek zgubił dziewczynę na drugim końcu miasta. Dostałam od Małgosi czekoladki w oryginalnym, tekturowym pudełku, które służyło mi  do przechowywania bibelotów do czasu, gdy się nie rozpadło.

A. 

ckwadrat
O mnie ckwadrat

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Kultura