dominikistoji dominikistoji
204
BLOG

A zaczęło się tak...

dominikistoji dominikistoji Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

25.01.2017 g.20.00 Dziś się dowiedziałem, że Ci się udało...uff :)))))))

Żyjesz...prawie na 100% więc się CIESZĘ, serce bije jak szalone...

Szalona radość. A prawie straciłem nadzieję,...wiarę i to był błąd, bo inaczej dowiedziałbym się wcześniej. Zostawiłaś mało śladów, a dopiero dziś spróbowałem się dowiedzieć jak się nazywasz...ten internet, a mogłem przecież zrobić to wcześniej...ech. Cieszę się, że jednak nie muszę myśleć czarno, że na coś się przydałem... Niezależnie co będzie dalej chcę sobie teraz poświętować...a najlepiej jeszcze Cię usłyszeć...sen dzisiaj mam raczej z głowy...

Głupio dla mnie, że dopiero dziś się dowiedziałem. Niestety nie mam pojęcia co teraz zrobić. Gdybym był w Polsce...i tak nie chcę się w żaden sposób narzucać i oczywiście chcę delikatnie jednocześnie...ech wszystko jest jak zwykle wielowarstwowe...uff.

Chcę i nie chcę przeżywać tę huśtawkę emocjonalną...racjonalnie to chcę się teraz cieszyć, że Ci się udało...i racjonalnie może powinienem na tym zakończyć...może chociaż dzisiaj...pamiętając, że ostatnio...10 miesięcy temu nie za bardzo chciałaś mnie nawet  widzieć, słyszeć czy czytać...Potem przez 3 miesiące miałaś szansę się skontaktować...potem już nie... Później znów próbowałem...pewnie gdyby mi się udało to bym wrócił. Ostatnia deska ratunku...śmieszne? A co będzie dalej...nie mam pojęcia. Postaram się to przeżyć :) A już wydawało się, że uciekłem od wszystkiego...

Sam sobie będę musiał...pomóc czy...? Ostatnie 4 miesiące prośbą o pomoc kończyły się moje SMSy słane na Berdyczów...żałosne nie?. Nie wiem czy to dobrze, że jestem taki szczery i...nie ma co myśleć...tylko się cieszyć... Po 3 godzinach serce trochę zwalnia...dobrze chyba że nie mam czynnego telefonu przy sobie :)

CIEEEEEEEEEEESZĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘ się i chyba tyle na dzisiaj...nie będę Ci zakłócał nocy jeżeli oczywiście któryś z tych dwóch numerów połączy mnie z Tobą...przecież 100% pewności nie mogę mieć :( Czyli nutka niepewności. A jutro...postaram się odważyć :)))

26.01

 Spać oczywiście nie mogłem. Zadzwoniłem...przynajmniej wiem, że żyjesz. Cieszę się...co mi to daje? Świadomość, że Ci się udało, że jesteś i masz się lepiej. Chciałbym mieć nadzieję, że zadzwonisz... Nie chcę się zawieść. To pewnie by mnie dobiło. Taki jestem. Chcę wierzyć w coś co chyba nazywa się przyzwoitość, wierzyć w Ciebie. Wiem - to nie bajka ale innego świata nie potrafię zaakceptować. Chcę choćby minimum kontaktu. Potrafię się ograniczać, nie chcę nic złego, nie chcę Cię denerwować. Ten telefon nie wyszedł zbyt zręcznie ale nie chciałem nic ściemniać. NIgdy Cię nie okłamałem ani nie zamierzam. Lepiej było od razu na Ciebie trafić  i przynajmniej usłyszeć Twój głos. A tak sobie czekam pełen rozterek. Żałosne? Pewnie tak ale... Gdybyś chociaż odebrała byłoby lepiej bo mógłbym coś wyjaśnić, a tak...Cóż, widzisz, mam dużo czasu na rozterki. Piszę sobie ratując się wspomnieniem, że powiedziałaś kiedyś, że lubisz listy...ale to było bardzo dawno temu :( Napisałaś też kiedyś żebym nie oczekiwał niczego dobrego...pewnie było już wtedy dla mnie za późno i pewnie nie chciałem w to wierzyć. Nie potrafię się zresetować. Racjonalnie beznadziejny stan. Żadnej strategii ani taktyki, same emocje... Moje, bo od Ciebie nie mogę niczego oczekiwać. Być może tak jest dla Ciebie najłatwiej, dla mnie nie ale nie musi Cię to obchodzić. Z drugiej strony nie chcę się całkowicie dołować...już i tak zminimalizowałem swoje życie jeśli tak to można nazwać. Ech...wiem to moje narzekanie tylko działa na moją niekorzyść. Nie jestem twardy, czuję się jak stary dzieciak. Obejrzałem całą serię Gotham...tak zabijam czas - interesujące ale to nie moja bajka. Fish...trochę przerażająca, a ja tylko dzieciak. To myślenie może i jest autodestrukcyjne, ale myślę o Tobie codziennie. Długo to już trwa i nie chce się zmienić. Mogę teraz wypisać listę melodramatycznych banałów, które w zasadzie powinny być dla Ciebie miłe. Nie chcę być męczący. Spróbuj mi jakoś pomóc...brak kontaktu w moim przypadku nie działa...za bardzo wbiłaś mi się w głowę...znam to z młodości i może to trwać baaardzo długo. Taki jestem i nie mogę tego zmienić. Racjonalnie rozpaczliwa sytuacja, bo Twoje ścieżki, wzorce są pewnie inne. No i co mogę zrobić? Nie potrafię sobie pomóc...masakra. I tak już do końca życia? Smutne...ech życie. Dlatego wolałbym choćby minimalny kontakt. I tak w kółko...

Pamiętam, że kiedyś Cię zraziłem tym truciem, były jakieś nieporozumienia, coś tam chciałem tłumaczyć ale nie za bardzo chciałaś słuchać. Wiesz prawie wszystko? To co teraz robię też? Nie wiem co zrobię jak nie zadzwonisz...będzie to coraz bardziej żałosne. Ostatnim moim celem był Twój cel i dlatego się jednak cieszę od wczoraj. Poza tym sobie czekam jak czekałem kiedyś wiele razy więc racjonalnie... 

Nikłą nadzieję daje mi to, że zakładam, że Twoja sytuacja się poprawiła, a moja pogorszyła o czym nie musisz wiedzieć. Więc czego chcę? Litości-marna pobudka. To skomplikowane. Pomarzyć sobie mogę o usłyszeniu od Ciebie dobrego słowa. Nawet nie wiem czy możesz wejść do świata takich pojęć. Słabość raczej Ci się nie podoba. A ja jestem...bezradny.

Nie chcę myśleć, że już nic dobrego mnie nie spotka, nic nie ma sensu, celu itd. Niestety ostatnie 7 miesięcy było bez nadziei. Wolę się łudzić. Gdybym był blisko to może chociaż wspomniane kiedyś kamienie postawiłyby mnie na nogi. A tak daleko to chociaż dobre słowo. Minimalizm jest dla mnie ostatnią deską ratunku. I obiecuję oczywiście nie być problemem. Twoje dobro jakoś dalej najbardziej się dla mnie liczy. Może gdybym Cię usłyszał to bym się dziś tylko cieszył, a tak...życie :( W każdym razie mam nadzieję, że wiadomość o telefonie ode mnie nie sprawiła Ci jakiejkolwiek przykrości i nie pomyślałaś sobie przez to żadnych złych rzeczy, bo z mojego powodu się one nie zdarzą. NIGDY nie zrobiłem NIC czym chciałbym Ci wyrządzić przykrość, czy sprawić kłopot, choć zdarzyło się, że mnie o coś podejrzewałaś. Wiem, dawno to było, pewnie ja tylko o tym myślę, a Ty tylko... wszystko pamiętasz... Więc jak mnie zapamiętałaś? Nawrzucaj mi chociaż...brzytwa...ech...

Nie zamierzam Cię zadręczać w żaden sposób więc grzecznie czekam. Marnie, ale to mój problem. Wiem, że kiedyś przesadziłem z WhatsUpem ale nie wiedziałem wtedy, że Cię informuje dźwiękowo i że jesteś tak zaangażowana w ważną nie tylko dla Ciebie imprezę. Wyobrażałem sobie Twój udział inaczej, bo miałem inne doświadczenia.

Po co to piszę? Potrzeba rozmowy z Tobą męczy mnie już 10 miesięcy...może to chociaż przeczytasz, może nie będę po raz kolejny myślał o tym co mogłem zrobić lepiej, czego nie robić itd. Dawno temu napisałem mnóstwo listów, raczej byś nie zgadła jak dużo... To były inne czasy, teraz w smsie w zasadzie nic nie można dobrze wyjaśnić. Posługujemy się prostymi kalkami, odwzorowaniami doświadczeń, wyobrażeń więc tak naprawdę ciężko się nawzajem zrozumieć. Choć miałem wrażenie, że często mnie rozumiesz dlatego i pewnie nie tylko dlatego Cię... I tak doszedłem do "nienarzucającego" sedna, które wydawało mi się, że kiedyś zaakceptowałaś, wskazałaś...na pewno pamiętasz znaczek... Miłe wspomnienie... Próbowałem uciec od tego, ale nie potrafię. I tak w kółko mogę, ale wróć do punktu, o tym że nie chcę Cię zadręczać...  Chciałbym coś wymyślić, żeby mogło być dla Ciebie tylko miłe, a ja żebym...jakoś żył. Pozwalam sobie tu czasem na odrobinę autoironii, która może być ostatnią oznaką zdrowia...

I tak czas sobie płynie...a ja sobie myślę więc jestem z Tobą, tylko w swojej głowie rzecz jasna, co i tak jest lepsze niż ostatnie 10 miesięcy...super nie? I wolę nie myśleć co będzie jeśli się nie skontaktujesz. Na razie nie musisz mi współczuć...to oczywiście było coś na kształt żartu...Czyli mi się poprawia...Ile bym dał żebyś zadzwoniła? WSZYSTKO. I teraz przelatują mi refleksje na mój temat i ogólnie rodzaju ludzkiego...I po co to piszę? A co mi pozostało? Cień uśmiechu - prawie bezcenne...

Twój sukces opiłem wczoraj lemoniadą i nawet nie musiałem zajadać smutku WoW. Tak, tak dopadła mnie depresja pod koniec czerwca gdy zobaczyłem, że Twoja inwestycja  nie posuwa się do przodu. Co miałem myśleć? Nie udało się wszystko albo wyjechałaś co dawałoby jakąś nadzieję gdybyś się choć odezwała. Po świętach byłem nawet na Klinicznej...kilka odebranych smsów dawało póżniej cień nadziei, sorry sprawdzałem chociaż tak czy żyjesz. A potem pozostała cisza...Nie chciałem używać żadnych niedelikatnych metod żeby sprawdzić, bo przecież jakbyś chciała to wystarczyło wysłać jedno słowo. Nie szukałem nawet jak się nazywasz...do wczoraj...pewnie dlatego, że mi się przyśniłaś :)

No i wyskoczyło, że od kilku miesięcy bez sensu się zamartwiam. Dawno się tak nie cieszyłem. Tak to u mnie działa więc naprawdę nie masz czym się martwić. Oczywiście wolałbym się cieszyć wcześniej razem z Tobą, ale taka spóźniona radość na odległość to też radość, a tego też pewnie mi brakowało... 

Wiem, możesz mieć złe doświadczenia i przez to "widzieć", robić sobie projekcję co będzie gdy się odezwiesz. Możesz sobie czegoś nie życzyć...po prostu...ale chociaż odezwij się (tak naprawdę nie wiem co tu napisać)...

Rozpisałem się i pewnie będę chciał Ci to wysłać...nie wiem jeszcze jak. Godziny płyną a telefon nie dzwoni więc pewnie wyślę Ci SMS z gratulacjami i prośbą o kontakt na firmowy numer. Wybacz mi to jeśli nie zadzwonisz wcześniej. Nadzieja umiera ostatnia...

Za tydzień podobno wyłączą mi numer bo go nie zarejestrowałem więc jak nie znajdziemy innej formy komunikacji to możesz mnie mieć "z głowy". Dlatego cieszę się, że wczoraj Cię odnalazłem...

I co będzie dalej? Zdawać się na Twoją łaskę? A co mi pozostało? Słabo nie? Dzisiaj będzie zimna noc - taka jest prognoza...na pewne rzeczy nic nie poradzę... Masz swoje życie - OK. Proszę o minimum minimorum. Czy to źle? Czy tak nie może być? - spytam jak Ty kiedyś na początku... Dla Ciebie to nie powinno być problemem, a ja nic więcej nie mogę sobie w tej sytuacji wyobrazić... Zbliża się 20.00 więc mogę tylko wysłać SMS i mieć nadzieję, że nie wyobrażasz sobie nic złego i się skontaktujesz. Pozdrawiam

Wysłałem i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że przeczytasz, zrozumiesz i odpowiesz. Naprawdę jest dużo lepiej niż myśleć, że wszystko było na marne...Lubię być przydatny, starać się być dobry...może to niezbyt skuteczna życiowa strategia ale...taki już pewnie pozostanę poza masą innych wad. Oczywiście może Cię to wszystko nie obchodzić, możesz nazwać mnie jak uważasz, stwierdzić, że jestem przewidywalny, przypisać mi inne motywacje...ale się odezwij...

Przecież nie masz serca z kamienia, choćbyś chciała. a SMS był najlepiej wyważony jak potrafiłem. ... D....o. Dopiero Wczoraj Zobaczylem Strone. Swietna. Dawno Sie Tak Nie Cieszylem. Gratulacje i Zycze Naj. Prosze o Kontakt i POzdrawiam Zza 7MOZ 

Mam nadzieję, że czytelny i nie denerwujacy z jasnymi prośbami, jeśli przeczytasz, bo rzadko robię błędy ortograficzne. Czy to test serca w bardzo szerokim znaczeniu? Pewnie tak, a właściwie miłosierdzia. Czy mogę mieć pewność, że przeczytasz? Nie. Co będzie dalej? Nie mam pojęcia. Jeżeli uważasz, że nie powinnaś odpowiadać, bo coś tam to będzie mi po prostu smutno, ale i tak lepiej niż było...tak mi się wydaje. Co zrobię? Mam nadzieję, że nie będę musiał się zastanawiać. I tyle na dzisiaj...a może nie? Chciałbym być w kraju, gdybym wiedział wcześniej pewnie dawno bym był i może nie zaniedbał innych rzeczy. Cóż w stanie bez nadziei ciężko mi podejmować racjonalne decyzje. A teraz znowu czeka mnie oczekiwanie. Świrowate? Ale niegroźne, bo takie są moje emocje...

27.01

Czekam, łudzę się. Czy tak jest lepiej? Tak, gdzieś tam jest światełko, że coś się udało, coś co stało się dla mnie ważne przez Ciebie, bo było Twoim celem. Światełko. Poza tym racjonalnie moja sytuacja się nie poprawiła. Skazałem się na samotność w dość skrajnych warunkach i nie wiem ile tak wytrzymam. W sumie myślałem sobie, ze już swoje przeżyłem i się wyciszałem. Czy móglbym sobie wytłumaczyć, że nie jesteś bliską mi osobą? Potrzebowałem bliskości i takie odniosłem wrażenie i nie chcę tego zmieniać, mimo że później już się tylko oddalałaś i wydawało mi się że jesteś z tego zadowolona...więc nie oddzwonisz. Stracić nadzieję? Światełko pozostanie, ale życie bez nadziei będzie smutne, bo nie chcę się w żaden sposób narzucać. Znając Cię, jeśli nie odpowiedziałaś szybko to już nie odpowiesz, bo racjonalnie stwierdziłaś, że nie ma to sensu dla Ciebie i... może nawet dla mnie lub coś tam, bo przecież nie wiem w jaki sposób myślisz...myślałaś. Dla mnie jednak ma...bo wiem jak myślę. W sms-ie nie da się pisać strumieniem świadomości - jest za krótki. Nawet ciężko w ten sposób mówić, chyba że jest to monolog. I po co to piszę? Daje mi to jakiś oddech od beznadziei. Chcę myślec o Tobie...dobrze, a gdy są to dobre myśli, to zawsze jest milej niż narzekać, czy starać się nie myśleć o niczym. Światełko. Czy lepiej byłoby gdybym Cię nie spotkał...nie chcę o tym myśleć...nie miałbym porównania, może byłoby mi łatwiej, kto wie? Stało się jak się stało i nie wiem jak sobie z tym poradzić, bo nawet nie wiem jak delikatnie przekazać Ci moją minimalistyczną prośbę, czy choćby pwiedzieć o swojej sytuacji. Oczywiście to nie musi mieć dla Ciebie żadnego znaczenia. Czy to by coś zmieniło? Światełko by pewnie pozostało. Tylko czy byłbym w stanie odbić się od dna? Zawsze może być gorzej...Zakładając, że wiesz o tym, że próbowałem się skontaktować...co teraz myślisz tzn. sobie pomyślałaś, bo przecież nie myślisz ciągle jak ja. Męczę się? Ciebie nie zamierzam. Przewidywalny, śmieszny, słaby? Dobro jest słabe, czy tylko tak mnie zaprogramowano? Czy tylko wmawiałem sobie jakieś ideały całe życie? Do czego mnie to doprowadziło? Nieciekawie teraz wyglądam...

Czyli potrzebuję pomocy. Od kogo? Czy sam sobie jestem w stanie pomóc? Nie za bardzo... Czy światełko wystarczy? Może do wegetacji...i nie jest to raczej problem pieniędzy...Tylko pewnie nadzieji na jeszcze coś dobrego, fascynującego w życiu...celu...

Co Ty masz do tego? Minimalny kontakt sobie wymyśliłem...pomocna dłoń. W Polsce może uratowałyby mnie kamienie i rozmowa...tutaj...jakakolwiek forma kontaktu...żebym mógł spojrzeć w przyszłość. Wiem, że to co piszę jest na poziomie jęczenia no ale w takim jestem stanie i sam się do niego doprowadziłem. W dodatku gdybyś nawet o tym wiedziała nie musiałoby to wcale wpłynąć na Twoje zachowanie. Niestety obawiam się, że możesz być bezlitosna. No nie radzę sobie...widzisz...jeśli to czytasz. Przecież nawet jeśli Ci to jakoś wyślę to nie mam gwarancji, że to przeczytasz...znowu tylko nadzieja...ech. No i jeśli nawet to co? Z litości wyślesz sms lub mail, że żyjesz? Słabo. Nie chcę Cię zasypać sms-ami, a na w miarę równorzędną wymianę starczyło Ci chęci kiedyś może przez miesiąc...Gadanie przez telefon też później słabo wychodziło...i tu mógłbym wyciągnąć jakiś wniosek ale nie chcę, bo to pozbawiłoby mnie wszystkiego. Więc staram się myśleć dobrze bo gdy wspomnę o przedwczorajszym odkryciu to się po prostu cieszę :) Beznadziejne? Nie wiem. Po prostu chciałbym z Tobą pogadać czasem choćby przez WhatsUpa lub mailem choć nie używałem go bardzo długo... I co to by dało? Może zachciałbym wtedy zmienić swoją sytuację? Nadzieja...na co? Na cokolwiek dobrego...

Jęczę? Przecież już w lutym sprowadziłaś mnie, czy też sam się sprowadziłem do poziomu "jęczyduszy". Ech...te emocje, wyobrażenia, potrzeby, grypa, zdrowie, troska, chęć bycia delikatnym itd. W marcu byłem juz tylko na Twojej łasce, przewidywalny i jeszcze ktoś coś nagadał...Wyglądałaś na rozczarowaną, a ja tonąłem i się podkładałem. Wiem, nie masz czasu ani siły mnie teraz ratować...jestem dorosły i takie tam...Wtedy starałem sie nie poddać, żyć wiarą, nadzieją...później starczyło mi tego i energii na prawie 3 miesiące bez kontaktu. Próbowałem coś zrobić, znalazłem pracę itd. I tak cały czas myślałem o Tobie, ale brak kontaktu bardzo mnie martwił. Wtedy myślałem o Twoim zdrowiu...życiu, celu. Nie odezwałaś się i nawet przestałaś odbierać sms-y więc gdy zobaczyłem, że inwestycja wydaje się nie postępować...co mogłem pomyśleć? Cholera...ta delikatność...powinienem sprawdzić wtedy, a nie tylko zobaczyć, że nie ma podnośnika i się dołamać. Może wtedy bym nie uciekł w depresję, a później za te 7 mórz. Tyle, że ta ucieczka miała mnie wzmocnić i miałem wrócić do pracy, bo gdzieś tliła się iskierka nadziei, że żyjesz, masz się lepiej, wyjechałąś do Włoch i sobie radzisz...więc też chciałem. Niestety za późno wyjechałem zawaliłem pracę, nie potrafiłem znaleźć informacji o Tobie...nie chciałem nikogo pytać... I teraz też nie chcę więc poprosiłem tylko o kontakt. Strasznie niekomfortowa sytuacja...to taki eufemizm...

W tym momencie pojawia się myśl o nieakceptowaniu takiej sytuacji, takiego świata i pokusa wycofania. Więc się minimalizowałem. Nie nauczyłem się korzystać z używek więc czasem zajadam smutek i upijam się internetem, filmami, serialami...Marnie. Nie chce mi się jechać dalej, poznawać, przeżywać. Nie mam z kim pogadać, bo w pelni satysfakcjonująco mogę to zrobić tylko po polsku i tylko z kimś zaufanym...i przychodzisz mi do głowy tylko Ty. Wydaje mi się, że trochę mnie znasz i rozumiesz. I stąd nadzieja na kontakt, światełko tak czy inaczej pozostanie od przedwczoraj :)

A może powinienem być natrętny? W końcu co mogę stracić? Nawet jeśli mnie ochrznisz, powiesz Ty lub ktoś, że nie chcesz ze mną gadać to i tak sobie to jakoś wytłumaczę, że może zmnienisz zdanie czy coś tam, bo tak to działa...ech... Czasu mi nie brakuje, choć niektóre możliwości się kończą. No i tu pojawia się troska więc naprawdę nie chcę Cię w żaden sposób kłopotać czy psuć nastroju. Więc czy w ogóle nie powinienem próbować? Łudzę się, że jednak mogą się ze mną wiązać jakieś miłe wspomnienia. To skomplikowane czy proste? Co by bylo gdybyś powiedziała wprost, że nie chcesz ze mną żadnego kontaktu? Być może byłoby to prostsze...czy lepsze? Światełka prawie albo w ogóle by nie zmieniło... Te emocje.

Mogę sobie powspominać nasze rozmowy...powyrzucać, że być może nie słuchałem Cię dość uważnie np. monogamia - można było o tym dłużej pogadać... Wrażenie, że się  jest jedną z połówek pomarańczy, poczucie bliskości i wszystko co się z tym wiąże...piękne. Byłem wierny do końca przez prawie 25 lat swojej pierwszej kobiecie i ciężko mi było później bez tego "haju" miłości. Znaleźć to po raz drugi...to był cel...pułapka? Miotałem się, szukałem, pewnie niezbyt zręcznie bliskości. Czy to były tylko złudzenia? Czy mogę żyć inaczej i się z tym pogodzić? Pewnie powinienem lepiej wykorzystać czas kiedy jeszcze chciałaś ze mną rozmawiać...ech. Przecież odrzucam wszelkie myśli o możliwości manipulacji, bo przecież mogłaś robić ze mną dokładnie co chciałaś, tak jak mówiłaś, że robi dziewczyna Mateusza, Jak zażartowałaś z tymi zakupami to się trochę przestraszyłem. Głupio, że Ci ufałem? Chciałem...czemu stałem się takim straceńcem...Pamiętam później tę huśtawkę emocji...a potem głową w dół...jak się rozkręcam przychodzą mi do głowy cytaty z piosenek... Już było za późno...na co? Chciałem dobrze dla Ciebie i robiłem na co mi pozwolałaś. Pewnie to droga donikąd, pewnie to tak nie działa, bo teraz potrzebuję pomocy. Czy wszystko musi być próbą sił? Wolałbym nie...Zamknąłem oczy, skupiłem się na dawaniu, Twój cel stał się moim itd. - są to podobno objawy śmiertelnej choroby... A teraz jestem w dołku. Oczywiście można to opisać w jakiejś innej konwencji, z innego punktu widzenia itd. Na tym poziomie ogólności tak to pamiętam. I co teraz? Stwierdziłem, że swoje przeżyłem...

Wizualizuje mi się dziadek w bujanym fotelu na ganku... Nie ma ganku, może jestem trochę za młody więc następną wizją jest rozbitek na bezludnej wyspie... Do czego to może prowadzić? Do zostania klasycznym bezdomnym, do zgorzknienia, choroby itd... bo samotność tak jakbym już wybrał...zajefajnie - to oczywiście sarkazm. W innej konwencji to straceniec, looser, margines, lump itd. No więc po co...? Widać, że racjonalne myślenie mi ostatnio nie wychodzi...Stąd ten wniosek, że potrzebuję pomocy. Dlaczego od Ciebie? Bo jesteś ostatnią osobą, z którą tak naprawdę rozmawiałem...oszukuję siebie? Wniosek: marny mój los - bo nie chcesz...czy to nie klasyczne zwalanie na kogoś? Może w jakiejś konwencji tak...w mojej nie - sam jestem sobie winien...tak wybrałem...i teraz pojawia się konwencja kary. Mógłbym w nią wejść i zwizualizować pustelnika...do współczesnych pustelni mam naprawdę niedaleko. Pamiętasz Thais? Te kalki z filmów czy książek pewnie czasem stają się przekleństwem... Wiem, zostanę pisarzem, bo każdy dziś może co wiele w mojej sytuacji nie zmieni... Zresztą miałem już kiedyś taki pomysł. Tylko po co? Skoro i tak piszę? Ale piszę dlatego, że myślę o Tobie i może nawet nikt tego nigdy nie przeczyta.

Zabijam czas pisaniem zamiast czytaniem...czy to postęp? POMOCY...chyba zjem sobie kasztana...Całkiem niezły...Ratuj świra, jeżeli mógłby się jeszcze na coś przydać...

Może teraz coś o wierze? Modlę się czasem, za Ciebie również, kiedyś więcej...No i co z tego jak teraz krzyczę tylko: KONTAKT. Życie to nie bajka...ale gdyby któryś z aniołów coś Ci o tym szepnął...byłbym wdzięczny. Dlaczego myślę, że to by coś zmieniło? Bo potrzebuję minimum impulsu...

- Potrzebujesz raczej kopa w... - prychnęła Puma nadymając wargi.

Taki tekst sobie wyobraziłem...no i mogę tak dalej...tylko dokąd to prowadzi? Cóż, zawsze prowadziłem wewnętrzny dialog, więc mogę sobie wyobrazić, że gadam z Tobą...Jaka chcesz być? Obłęd?

Inna opcja? Popustelnikuję jeszcze kilka miesięcy, potem wrócę do kondycji, a potem w obcym języku zacznę zagadywać kobiety i może coś zaiskrzy...NIe satysfakcjonuje mnie zbyt słaba płynność wymiany myśli w obcym języku...

- To weź się po prostu naucz języka - od niechcenia rzuciła przeciągając się w fotelu...

- Kilka niby znam ale rzadko myślę inaczej niż po polsku - pożalił się Klaun

- Nie jęcz już tylko rusz z miejsca, czasu nie cofniesz, Wisły nie zawrócisz, ale może się jeszcze na coś przydasz - zamarzył, że tak powiedziała, a zamiast tego usłyszał:

- Nie męcz.... musisz już iść...

Tylko po co? Czy ja właśnie przeprowadzam autoterapię? Zobaczymy. Oczekiwanie na kontakt prawie bez nadziei jest może trochę mniej rozczarowujące. Mam nadzieję, że nie wyobrażasz sobie, że Cię ktoś osacza po tym jednym telefonie i SMS-ie wczoraj... Nigdy nie próbowałem, to nie ja jeżeli coś w tym było. Natomiast jeśli chodzi o naklejkę, o której Ci kiedyś wspomniałem, że się nagle pojawiła w moim samochodzie to oczywiście był fakt, a nie jakaś schiza. Gdy kiedyś byłem aktywny społ-pol. padłem ofiarą kilku podobnych ale raczej bardziej niebezpiecznych "żartów". Nawet biorąc pod uwagę, to że potrafię czasem się nakręcić i postrzegać jakby więcej, być może nadinterpretować i reagować jakby za szybko, to nie potrafię zrobić czegoś, zapomnieć o tym, a po chwili to odkryć i być zaskoczonym... Więc wymyśliłem żart, że takie "niewytłumaczalne" zjawiska są powodowane przez nie zawsze przychylne "chochliki", w ludzkiej skórze rzecz jasna. Kiedyś usłyszałem, że zrobienie komuś małego świństwa czy żartu nie jest drogie... Nie ważne...fakt, że rok temu sporo się w moim życiu zmieniało i byłem na fali więc najpierw trochę się miotałem, czasem robiłem zbyt wiele, nosiłem zbyt wiele...pamiętasz. Potem udało mi się uspokoić...także dzięki Tobie... Niestety od dłuższego czasu to jest dół...więc mamy diagnozę... Cóż, Twój nastrój też się zmieniał i miałaś ku temu powody... Nie wiem też kto i po co wyssał z palca te 4 lata, o których ktoś Ci powiedział... Nadinterpretacja czy manipulacja? Teraz to pewnie już nie ważne :(

- Więc co mam zrobić? Poradź coś? - dalej użalał się nad sobą,

- Weź się lecz - rzuciła zniecierpliwiona.

- A czy mogę być Twoim pacjentem? - wyszeptał.

I tak doszliśmy do marzenia minimum sprzed kilku miesięcy. Dlaczego? Bo między innymi  jesteś świetna w tym co robisz. Pewnie podobnie uważa wiele osób więc myślę, że Twoja firma jest sukcesem. O to się nie muszę martwić. Oczywiście...teraz się skojarzyłem z Felicity...nie wiem czy oglądasz Arrow...to taka dygresja...nieważne. Mogę się martwić najwyżej o Twoje zdrowie. Zakładając, że jesteś na jakimś zdjęciu na stronie to...żyjesz, długie palce, białe obwódki na paznokciach...mam nadzieję, ze masz się dobrze.

Dzień minął na oczekiwaniu i pisaniu...jeden z lepszych dni od dawna...więc się nie dziw, że to robię...Widzisz mam jednak nadzieję, że kiedyś to przeczytasz...Ech trzeba było coś napisać już dawno to może byłoby jakoś inaczej... No cóż, przecież warunkiem była bezwarunkowa kapitulacja więc pewnie nie... Kiedy się w końcu ociepli? Pomyślałem, że nie powinno mnie tu być. Wypierałaś się, że nie dzięki Tobie zostałem dłużej w kraju, ale wybacz, pamiętam to inaczej...Teraz...wariat, bo już widzę się jadącego czy lecącego. I to są właśnie emocje, o których kiedyś napisałem, że Ci którzy pociągają za sznurki nie szanują. Wykorzystują ale nie szanują, dlatego brzydzę się manipulacją i dlatego pewnie jestem słaby, bo przecież sztuką jest żeby inni robili to czego chcesz. Budujący wniosek? Sztuka zarządzania, uwodzenia, podstępu, różne techniki - nie moja bajka choć pewne rzeczy mogą być pewnie nieświadome. I co ja w takim razie chciałem robić w życiu? Po kolei: być księdzem, naukowcem - badaczem i dalej to lubię tzn. dzielić włos na czworo i jeszcze w maju myślałem, że w końcu zrobię ten doktorat, podróżować z żoną w wakacje i na emeryturze. Dosyć proste plany i marzenia. Coś tam zrealizowałem, a potem się pochrzaniło... Dobranoc więc...mam nadzieję, że już dobrze sypiasz...

28.01

Nie wytrzymałem i zadzwoniłem, bo przecież 31 mają wyłączyć ten numer i  gdybym zadzwonił w poniedziałek  nawet gdybyś chciała magłabyś nie mieć szansy się skontaktować. Ale nie chcesz...ekipa uprzedzona, nie udziela informacji, a ja nawet nie chcę pytać. Po prostu liczyłem, że jednak możesz to Ty odebrać. Ale się czaisz, bo watahy wielbicieli nie dają Ci żyć albo po prostu masz jeszcze jakąś inną pracę, zupełnie nie masz czasu, nie życzysz sobie kontaktu itd...

Więc pogadałem chwilę chyba z Moniką ale przecież noga nie jest moim największym problemem...ech. Niby zawsze mogłaby się stać...mały skrzep i koniec męki :) Tak czy inaczej miło było pogadać po polsku i mam nadzieję, że ta rozmowa  do Ciebie trafi i Cię uspokoi jeśli coś przypadkiem Cię stresuje. Opowiedziałem z grubsza historię niewydolności żylnej, którą mam od dawna, że Diosmina mi się skończyła, noga mocniej spuchnięta od jakichś 2 tygodni, kiedyś mi pomogłaś więc Ci ufam dlatego chcę się poradzić, ugrzązłem w Grecji, mały port, ociepla się, zapomniałem, że podudzie zaczyna się od kolana, wiem, że Ty też miałaś jakieś problemy zdrowotne, stary numer nie odpowiada, nie chcę zabierać czasu ale nie odpowiedziałaś na prośbę kontaktu więc próbuję dalej...

Czy usłyszałem, że nie chcesz, czy nie możesz się skontaktować? Pewnie nie i tak jest pewnie dla Ciebie najzręczniej...minimum informacji. Tylko odniosłem wrażenie, że masz się dobrze gdy być może niepotrzebnie wspomniałem, że wiem, że miałaś "jakieś problemy ze zdrowiem"...a kto ich nie ma? Zresztą ekipa cieszy się pewnie Twoim zaufaniem...ja niestety chyba nie...ech te emocje...nawet nie wiem czy chciałbym się ich pozbyć, bo są jakimś urozmaiceniem wielomiesięcznego wyciszania... Poprosiłem żeby Cię pozdrowić i przekazać, że się cieszę. Nic nie obiecała. Usłyszałem tylko, że dziewczyna może mi pomóc tylko służbowo i doradziła mi z miłym zaangażowaniem co mam robić, zadając kilka pytań, na które odpowiadałem zgodnie z prawdą, że próbuję to rozmasować, ona, że to niełatwe samemu, że może ktoś na pokładzie...na co ja, że jestem tu sam i nie mogę nawet z nikim o tym pogadać po polsku ale jest tu jakaś apteka (słowo port pewnie zasugerował jej, że jestem na jakimś statku)  I nie mam tego podobno lekceważyć, że najlepszy byłby masaż limfatyczny, pozycja horyzontalna, stawanie na palcach, pończochy itp. 

Wiem, że jestem beznadziejny i nawet gdybym był pewien, że jesteś jak Fish pewnie niewiele by to zmieniło. Tak to działa, pewnie nie tylko u mnie. Czy mam Ci współczuć czy sobie? Mówiąc w innej konwencji: będziesz twarda, raczej się nie złamiesz czyli nie zmienisz strategii, będziesz unikać wszelkiego kontaktu i nie wiem nawet czy to dla Ciebie najlepsze, bo może być stresujące, Ale pewnie myślisz, że jeżeli byś jakoś zareagowała to byłoby tego więcej i byłoby większym obciążeniem...Być może tylko robię tylko jakąś projekcję moich wyobrażeń na Ciebie...ale mówiłaś, że myślisz o innych i tylko chciałabyś być jak Fish...Co nie zmienia faktu, że pewnie jak ja to określam "starasz się minimalizować zakłócenia", a pewnie do takiej kategorii z grubsza mnie zaliczasz. I co z tego wynika dla mnie? 

Widzisz nie próbowałem nawet wyciągnąć Twojego adresu mailowego, nie mówiąc o numerze telefonu. Może mogłem zapytać czy odbierasz chociaż mail firmowy, żeby to lub innych kilka słów Ci przesłać. Nie zapytałem, nie chciałem sugerować żadnych nieprofesjonalnych pobudek...Później bym sprawdzał codziennie maila, którego od dawna nie obsługiwałem. Miałbym nadzieję, że coś odpowiesz...Ale jakoś w to nie wierzę. Kierujesz się tym co według Ciebie jest dla Ciebie dobre i nie mogę mieć o to do Ciebie żalu... A przyzwoitość...ech możemy ją rozumieć inaczej, albo możesz jej po prostu nieuznawać...

Nie chcę się narzucać, sugerować, że mógłbym Ci coś dać...pamiętam jak zareagowałaś gdy  powiedziałem Ci, że to co mam już i tak ledwie równoważy moje zobowiązania. Niewiele się w tym zmieniło...tak sądzę. Rok temu popłynąłem na fali i chcę to zapamiętać jak coś dobrego. Na początku była potrzeba... Potem mnóstwo emocji i głównie chciałem Ci pomóc. Jakie miłe wspomnienie...Tak to działa u mnie. Oczywiście pewnie już wtedy oddałbym Ci wszystko czyli może powiniem być Ci wdzięczny... Być może niestety, ale to i tak nie zmienia mojej sytuacji, bo się minimalizuję. Postępuję nieracjonalnie i nie wykorzystuję tego co mam. I nawet nie wiem jak długo tak będzie. Zapowiada się na długo...Autodestrukcja? Być może po prostu "młodzieńczy" bunt...ech gdybym był chociaż młodszy i nawet nie wiem czy to by coś zmieniło... Lata lecą, wyglądam jak wyglądam więc wczuwam się w rolę "dziadka".

Kupowałem pewnie zbyt wiele elektroniki, która teraz nie na wiele mi się przydaje, bo większość została w kraju i nie wiem czy jeszcze kiedyś mi się przyda. Było to pewnie nieracjonalne i czasem tylko na pocieszenie, że coś mi nie wyszło czy ktoś miał gorszy humor...Dlatego później nie wykluczyłem wersji z zakupami, gdy się ze mnie nabijałaś... Przecież Cię nie znałem, nie wiedziałem czy np. tak się nie pocieszasz...I co w związku z tym? Nic...staram się nie narzucać...piszę to bo dobrze mi się o Tobie myśli i jest to najmniej inwazyjny sposób jaki wymyśliłem. I tak ciężko przeżyłem, gdy stwierdziłaś kiedyś, że nie byłem dobry. Nie zakładam żebyś po prostu chciałaś wywołać u mnie poczucie winy. Może tak coś faktycznego lub wymyślonego odebrałaś...

Więc po co się nad tym wszystkim rozwodzę? Jak już dawno było "pozamiatane" jeżeli nawet... I nie chcę jakoś pisać mniej ogólnie, bo...właśnie co mi zależy jeśli nawet  ktoś by to przeczytał? Skoro i tak "nic już nie ma sensu" to czemu sobie jeszcze tak nie "pofantazjować"? 

Światełko, dobro - czy to wszystko tylko niezbyt realne ideały? Coż, nie chcę świata bez nich... Częsta pułapka uczuć? No i co z tego? Nawet jeśli masz swoje życie, nie mam zamiaru w żaden sposób Cię niepokoić...To oczywiście skomplikowane, bo pamiętam czas gdy sporo do mnie pisałaś, że potem się coś zmieniało, sytuacja była dynamiczna...a raz współpracownicy zasugerowali, że masz kogoś bliskiego więc być może coś się zmieniło w trakcie...gdy zakładam, że później trochę łagodzone słowa o "2 latach bez możliwości nawiązywania relacji" były prawdą...Cholercia...nawet gdyby to wszystko było ściemą chciałbym żebyś mi w końcu powiedziała prawdę... jak Ty to widziałaś...Tylko prawda jest ciekawa...nawet gdy jest dynamiczna. Może i by bolało ale tego się nie boję, bo wspomnień by to nie zmieniło, tylko wzbogaciło...może bym się czegoś nauczył? Może, morze...stanąć sobie z boku i spojrzeć na swoją sytuację? Czasem mnie na to stać. Ale może to byłoby dla Ciebie bardziej "niekomfortowe", bo tylko chciałabyś być jak Fish... No i nie wiem czy mógłbym Cię o coś takiego poprosić? Tylko Ty znasz swoją prawdę...nie musi być wsale prosta. Kontakt, rozmowy nie musiałyby być nawet o tym. Niestety dalej się obawiam, że bez tego nie będę dostatecznie zmotywowany żeby "dojść do siebie", mimo że przez telefon dziś powiedziałem, że sie postaram. 

Jednak 3 dni temu coś się zmieniło w moim myśleniu, a od tego się zaczyna zmianę. Pojawiło się światełko...ale POMÓŻ jednak proszę choćby minimalnie, choćby ostatni raz skontaktuj się ze mną. Ja się z Tobą nie pożegnałem choć Ty może chciałaś mnie na koniec zapamiętać jako jakąś..."ciekawostkę" Proszę o minimum minimorum i niestety mam obawy, że nawet tego nie zechcesz mi dać :( Mogłabyś nawet myśleć, że to nic by nie dało ale cóż WIEM, że by mi pomogło. Siebie znam najlepiej i mam już "aż" jedno takie życiowe doświadczenie więc wiem, że potrafię coś definitywnie zamknąć tzn. nie myśleć o kimś. Niełatwe ale chyba się nie oszukuję...

No i co z tego? Potrzeba mi tego minimum by osiągnąć fazę względnej akceptacji. Brzytwa...może jest jeszcze dla mnie jakiś ratunek...Śmieszne? Dla mnie nie... I nie ma w tym żadnego "szantażu". Po prostu już raz podsumowałem i zminimalizowałem swoje życie gdy pierwszy raz wyjechałem wieść pustelnicze życie, które mogło się później zupełnie przypadkowo kilka razy zakończyć...Życie jednak potoczyło się inaczej, zapragnąłem czegoś więcej po roku i po 1,5 roku wróciłem... Nawet jeżeli jedynym sensem tego powrotu była pomoc Tobie to ze spokojem zamknę oczy...Melodramatycznie? Być może... Taka moja bajka :) Szkoda? Może, ale czasem czuję się już stary, że swoje przeżyłem, trochę dobrego zrobiłem, co miałem zepsułem więc czego tu jeszcze oczekiwać? Piszę to teraz całkiem spokojnie i z cieniem uśmiechu, a co będzie? Zobaczymy. Poddać się fali, zminimalizowany, wyciszony, co przyniesie los? Kusząca wizja czy wyobrażenia świra...przecież też tak możesz o mnie myśleć...

- Obiektywnie, najlepiej nie przejmuj się mną - oświadczył Klaun,

- To moje życie i mogę je jeszcze sporo pogorszyć - kontynuował,

- Będę miał za swoje, za wszyskie złe uczynki, zaniechania itd. - piętnował się...

Lustro jednak nie chciało się nad nim zlitować...

Tu może powinienem zakończyć to...nie wiadomo co...list? Jak nie będę miał Twojego emaila to pewnie będę chciał to wydrukować...ech masakra.

Nie nauczyłem się w życiu odchodzić, zrywać mosty...muszę mieć kogoś o kim mogę myśleć ciepło żeby żyć. Nie chcę osiągać głębszego dna niż poprzednio. NIestety mogę się jeszcze bardziej pogrążać, że rok temu znowu coś schrzaniłem, więc może gdybym się dowiedział, że od początku nie miałem szans to trochę by pomogło... 

A co by było gdybym nie odnalazł strony? Pewnie i tak kiedyś bym znalazł ale nawet gdyby nie to perspektywy mojego "niedziałania" wyglądały marnie... A teraz? Przynajmniej piszę...

- I co? Zapiszesz się na śmierć? - niespodziewanie rzuciło Lustro...

Piszę sobie minimalistycznie w WordPadzie i właśnie sprawdziłem, że to 11 strona 11-tką. Jak zwykle przesadzam. Ale przecież lubisz czytać i robisz to szybko...Żeby jednak jakiś anioł Ci coś rzekł...i tak w kółko send me an... niedobrze ze mną...wybacz. Nie cierpię braku konstruktywnych wniosków :( Poczytam jednak trochę...Jak widzisz bardziej niż noga dolega mi głowa lub...serce... :( I jeszcze wrażenie, że nawet tę próbę kontaktu schrzaniłem, że może szczególnie ze mną nie chcesz gadać więc mogłem przedwczoraj nie mówić, że to ja...Niestety te myśli prowadzą głęboko w dół... Pocieszać się, że może i tak nie mógłbym zmienić tego prawdopodobnego faktu? Ciemno wszędzie, głucho wszędzie...Co z tego jeśli nawet to do Ciebie trafi, nawet jeśli przeczytasz to może nawet nie będziesz miała możliwości odpowiedzieć...i kółko się zamyka :( Jeszcze 3 dni nadziei...Bardzo nikłej...cholerny masochista...

Czyli lepiej znowu zacząć się wyciszać? NIe wiem. Zobaczymy. Jeszcze mogę sobie pomarzyć... Jedno prawie na pewno mogę stwierdzić, że na to przez co rozumiem przyzwoitość czy wdzięczność liczyć nie mogę :( Niby do niedawna mogłem sie łudzić, że może jednak i wtedy coś zakłóca "moją bajkę"... Czy lepiej byłoby nie odgrzewać wspomnień? Oj nie...może jednak trochę emocji mi się przyda tzn. wyrwie z zimowego snu... Przecież wiedziałem, że może tak być...Tylko, że nadzieja umiera jak zwykle ostatnia :)

Co byłoby bez nadziei? Proszę bardzo:

- udało Ci się,

- nie odezwiesz się, bo...coś tam...nie muszę rozpisywać różnych wariantów, które raczej nie są dla mnie pozytywne.

3 dni temu było jeszcze:

- nie żyjesz, 

- jesteś w złym stanie,

- nie udało Ci się,

- walczysz na wyjeździe i jeszcze Ci się nie udało.

Teraz widzę, że jest zdecydowanie lepiej i nie potrzebuję do tego głębszej analizy...

Uff - ciężko być dobrym w moim pojęciu...czy chciałbym być po prostu silnym? Wszystko przewartościować? Za późno? Silnym i złym - na pewno NIE.  Więc spróbuję dalej się cieszyć i udawać, że nie mam nadziei :) Dobranoc...gdybym był aniołem to przyleciałbym Cię zobaczyć jak zasypiasz...cieplutko na sercu, dziecinnie, miło :)

29.01

Ciężko...Z wyrka wyciągnęła mnie myśl o kawie i być może chęć zapisania tego co sobie myślałem...to chyba trochę pomaga... Wczoraj jeszcze przypomniałem moment kiedy wszystko przeważyła troska i chęć uratowania Ciebie...dość szybko, Gdy zacząłem rozmawiać z Tobą przez oficjalny numer liczyłem również na to, że Ci którzy mi pomagali pomogą również Tobie... Może to była tylko moja wyobraźnia, ale tak czy inaczej wcześniej już skoczyłem głową w dół. Więc mam co chciałem. Stąd ta radość. Poza tym rozpacz...

Bez emocji to myślenie o Tobie do dobrego mnie raczej nie doprowadzi...z dużym prawdopodobieństwem skończę źle. Wtedy logicznym wnioskiem wydaje się, że lepiej wcześniej niż później ale nie chcę tak myśleć...Czy jest jakaś szansa dla mnie? Czepiam się tego minimum kontaktu czyli złapałem się tej myśli transformacji sposobu myślenia o Tobie już dawno. Potrafiłbym, ale Ty jesteś inna...nie chciałaś zostać przyjacielem...

 Czy muszę się nad sobą tak rozczulać? NIe potrafię sobie sam poradzić, nie potrafię przestać myśleć i uciekam od życia. Powiedziałem przecież Ci, że już nie szukam. Próbowałem chwilę ale przestałem. Sprawdziłem siebie i nie jestem w stanie...Myślisz, że może za kilka lat? Obawiam się, że nie...poza tym niszczę się tak naprawdę tym co robię teraz. Nie zaplanowałem tej ucieczki tak jak poprzednio więc nie jestem do niej przygotowany. To miał być wyjazd stawiający mnie na nogi, żeby móc wrócić i próbować żyć. Być może po prostu jako Twój pacjent, przyjaciel...tak jak mi pozwolisz...NIe pozwalasz na nic i wiem, że błędem było podporządkowanie się, ale cóż zamknąłem oczy i... Czyli logiczną kontynuacja jest dół...Tak jestem zaprogramowany, bo paradoksalnie uśmiecham się do tej wizji...koniec.

Cóż, stąd pewnie tylu wyznawców końca świata. Coś im nie wyszło, wiele razy się zawiedli i żyją nadzieją, że to wszystko wkrótce się skończy... Czego tu się złapać? Instynkt samozachowawczy, który straciłem...Ale skoro zamknąłem oczy, mimo że zdawałem sobie sprawę z możliwych...komplikacji, ostrzegałaś mnie itd. to LOGICZNIE powinienem doprowadzić ten skok do końca... Idąc jedną ścieżką rozumowania... Inna mówi, że opcjonalnie po prostu pomogłem, mam co chciałem tzn. wiedziałem, że tak będzie i powinienem iść dalej...Cóż, próbowałem...nie potrafię. Czas leci...nie dałaś mi przysłowiowego "kopa"...Życie ma mi dać? Dało wiele razy zanim Cię poznałem...teraz...no nie chcę wpadać w jakieś katastrofalne tarapaty choć gdzieś czai się myśl, że nic dobrego nie może mnie już spotkać, więc to tylko kwestia czasu...Ale nie lubię czarnowidztwa...więc stąd te myśli o minimalnym kontakcie, prośby, nadzieja itd. 

Ale Ty przecież wszystko możesz zobaczyć...Więc powiedz co mnie czeka, poradź coś...brzytwa...Też mogę sobie wiele rzeczy wyobrazić, ale moje wizualizacje od wielu miesięcy nie są pozytywne. Nie widzę wyjścia. Oczywiście to "tylko" psychika...można z tym żyć, czy próbować poprawić ten stan...Tylko, że się nie chce... To też oczywiście tylko moja głowa więc powinienem się po prostu leczyć? I tu pojawia się konflikt z moimi wartościami, bo leczyć się z miłości jakoś mi nie pasuje...Nazwać to inaczej? Nie chcę. I tak w kółko... Beznadziejna sytuacja, słabe widoki na przyszłość więc dół. Skupić się na przeszłości, wspomnieniach, pozamykać wszystko to oczywiście droga donikąd. Ale co mi jeszcze pozostało? Nie ma dobrych rozwiązań...są tylko rozpaczliwe. Taka postawa z pewnością Ci się nie podoba i nawet nie wiem czy mogłaś o tym pomyśleć. To mój problem, więc się pogrążam. 

- Masz to na co godzisz się - zanuciła...

- Czy musisz być taki...? - dodała.

- Pokaż na co Cię stać - zabrzmiało w tle.

- Ale nie jeden raz...

Teraz stać mnie co najwyżej na jakiś końcowy numer...np. mógłbym Ci to wysłać i jeszcze wszystko co mam. Po co? Przecież nie dlatego, że mam taki kaprys...A może właśnie zachowuję się jak rozkapryszony dzieciak, który nie akceptuje otaczającego go świata? To dalej nie zmienia mojego położenia...

Więc czy mogę Cię prosić o kopa? Czy wolę zostać w takim stanie? Takie rozwiązanie mnie przeraża...nie napiszę, że mógłbym tego nie przeżyć itd..., bo czy to co robię to życie? Pewnie w jakimś sensie tak. Czy jest jeszcze jakaś szansa dla mnie? Myśląc...to wszystko to co napisałem można uprościć do kilku słów więc pewnie strasznie nudzę, ale pozwala mi to zabić czas a czas zabija przybliżając nas nieustannie do końca :) Ile tak zdołam się męczyć? Nie wiem...natomiast podejrzewam, że lepiej byłoby mi teraz w kraju, bo na pewno bym wpadł do firmy choćby ze swoją nogą i nawet to pewnie poprawiłoby mi samopoczucie. Nawet gdybym Cię nie zobaczył to i tak by poprawiło mi humor. Więc czemu nie wrócić? Bo nie chcę być natrętny? Oczywiście wolałbym zostać Twoim pacjentem, ale przecież nawet nie wiem czy tam osobiście pracujesz. Nie chciałem pytać. Choć pewnie żeby dostać "kopa" musiałbym się jednak bardziej postarać. Co mi daje pisanie o tym? Myślenie w jakikolwiek sposób o Tobie jednak coś mi daje, więc wyobrażanie sobie różnych sytuacji jest w jakiś sposób przyjemne. Obsesja...ale nie obawiam się, że mógłbym Ciebie zadręczyć...tylko siebie. Oczywiście mogę sobie wyobrazić, że nawet teraz te "nieudolne" czy delikatne prośby o kontakt odebrałaś jako dręczenie. Jeżeli tak myślisz to przepraszam... I znowu się...

Ech...popiszę sobie i przestanę...Może chciałbym. Trzeba było mnie "oddać". Cholera...to takie skomplikowane...tylko dla mnie? Może tylko ja nie potrafię...myślenie w ten sposób niczego nie poprawia...

Zrozum...minimalny kontakt dałby mi możliwość myślenia o Tobie, pozytywnego myślenia w ogóle , poczucia sensu, motywacji do codziennego wstawania, zasypiania, pracy, życia. Tak już było nawet gdy widziałem, że się oddalasz. Byłaś najważniejsza i pozostałaś...nawet bez nadziei na większą bliskość...

Cóż, jeżeli definitywnie się zamknęłaś to nawet tego nie przeczytasz... Liczyć tylko na Twoją ciekawość jeśli zdecyduję się to wysłać? 

- Na nic nie liczyć - wisiało w powietrzu.

- Te cholerne, dziecinne ideały - zaklął sobie i pogrążył się w wiecznym śnie...

I tak potrafię zrozumieć ludzi, którzy po jakimś odrzuceniu uciekają w cokolwiek powodując wiele nieszczęść na świecie :( I znowu...czy tylko dziecinne pojęcie nieszczęścia? Może powinienem myśleć o tym świecie w zupełnie innych kategoriach? Korzystać z władzy, z tego co mi pozostało, wykorzystywać innych itd.? Ostatnia rozmowa? Tak, chcę jeszcze czegoś od Ciebie. Czegoś co by mi pomogło... I brak kontaktu to nie jest to... I nawet mogłoby to być w określonej odleglejszej przyszłości. Potrzebuję takiej myśli do życia, że kiedyś jeszcze z Tobą porozmawiam. Dziwne? Taki jestem... Potrafię żyć marzeniami. Potrzebuję światełka...i dlatego gdzieś tli się radość, że Ci się udało, mimo że nie znam szczegółów.

Czy nie ma dla mnie lepszej drogi? Raczej nie...Przecież inaczej, gdy widziałem, że się odcinasz to...beznadziejne już było wtedy pod pewnym względem... Postawiłaś takie warunki, zaakceptowałem, nie miałem wyjścia, już nawet nie starałaś się być miła, a ja to tłumaczyłem stresem, chorobą, trudną sytuacją i chciałem tylko pomóc...dawno to już było beznadziejne, więc co nawet jeśli teraz z łaski pogadasz ze mną?  Otóż mogłoby mi pomóc, bo jednak teraz mój stan jest zdecydowanie gorszy. Ale cholera, dlaczego miałabyś robić coś dla mnie? Czy nie sprawiłoby Ci to kłopotu? To taka formułka...Bądź Fish - pogadaj. Paradoksalnie. Tak się nie mówi do widzenia...czy zdajesz sobie sprawę co przeżywam przez ten rok? Nie musisz...piszę do Ciebie...siebie właściwie i widzę, że nie ma dla mnie ratunku :(

Nadzieja, że coś Cię natchnie, że będziesz miała taki kaprys zadzwonić, wysłać sms...bo tyle możesz jeszcze przez 2 dni. A potem? Czarno to widzę...

Straceniec z nadzieją pojechałby do kraju i Cię "dręczył", straceniec bez nadziei będzie się jeszcze bardziej dołował prowadząc do coraz większego czy też ostatecznego upadku. Minimalny kontakt pozwoliłby mi przestać być straceńcem...tak to widzę...i raczej się nie oszukuję...

- Czy nie mogłoby tak być? - tym razem on użył starego zaklęcia...

Odpowiedziała mu tylko głucha cisza...

Mogę próbować jeszcze uciec w ścieżkę, że się cieszę, że Ci się udało a reszta nie jest ważna... Tylko czasem będą wracać smutne myśli... Gdyby to było tylko czasem...ech. Zapomnieć o Tobie jest kompletnie nierealne, zapamiętać tylko gdybym Cię pogrzebał w swojej głowie. Rzucę po prostu to może mi ulży: 

- ZAWSZE BĘDĘ CIĘ KOCHAŁ...

I zamiast tych wszystkich słów to powinno wystaczyć... Tylko pod tymi słowami prawie dla każdego kryje się coś trochę innego. Całe spektrum...a mi wdrukowano w dzieciństwie nowotestamentową definicję...I nic tego nie zmieni...Później oczywiście poszerzyło się to pojęcie o kolejne warstwy, ale jądro pozostało. Jak zniszczę jądro to się rozpadnę, gdy ograniczę tylko warstwy to przeżyję. Kochać na odległość potrafię...kontakt co jakiś czas jest wtedy bardzo miły (najpierw pomyślałem "potrzebny"). 

- Znajdź sobie inny obiekt - czy ktoś coś mówił?

Nie chcę tego słuchać...Zapytaj mnie czy próbowałem... Przecież wiesz o tym, że lubię przebywać w damskim towarzystwie. Bo lubiłem, szukałem, a potem przestałem i sam skazałem się na samotność. Wiem, to wszystko jest w mojej głowie, więc lepiej jak pogadam z terapeutą... Głowy sobie nie obetnę... Dramat dla mnie to kłopot dla Ciebie? Nie chcę go sprawiać więc czy to wyślę? 

Teraz mogę mieć chociaż nadzieję, że to dotrze do Ciebie... Przeklęta delikatność... Dopiero od 4 dni wiem jak się nazywasz, wiem, że żyjesz i mogę to wysłać zaadresowane do Ciebie,  na firmowy adres. I co to da? Nadzieję, że przeczytasz, zrozumiesz i może się skontaktujesz. Chociaż na to ostatnie pewnie nie mam co liczyć. Zresztą wystarczy brak adresu zwrotnego i nie będziesz miała takiej możliwości. Wolałbym Ci to wysłać mailem, ale nie znam adresu, który osobiście obsługujesz. Nie chcę wyciągać od Twojej ekipy czy to Ty obsługujesz firmowy mail choć mógłbym się tego domyślać. Nie chcę już dzwonić, bo i tak pierwotnie chciałem zadzwonić dopiero jutro, ale pojutrze mają wyłączyć nierejestrowane numery i zostanę bez telefonu. Dyskretniejsza byłaby zwykła koperta niż mail nawet z zaszyfrowanym plikiem. 

Nie chcę się jednostronnie żegnać...a może to jakoś by mi pomogło? Jednak chcę jeszcze coś usłyszeć od Ciebie...nie umiem inaczej...

- Czyli wracamy do dręczenia?

- Widzisz przecież, że staram się ograniczać i być maksymalnie dyskretny...Nie jestem Ja.....

- Przecież wiesz, NIGDY NIC przeciw Tobie... i żadnych "akcji" z mojej strony nie było, żadnych zapytań w sieci...

- Hm?

- Tak, widziałem, ale dopiero po zniknięciu...bardzo silne emocje...

Pewnie gdybym nie był tak delikatny to już 10 miesięcy temu wiedziałbym jak wysłać do Ciebie list...a teraz... Czasu nie cofnę, ale jestem zły na siebie, bo to może zmieniłoby moją sytuację. A zamiast tego w maju, kierowany złudną nadzieją nie trafiłem na Ciebie i jeszcze jedna głupia wina...

Wiem, że to wszystko jest rozpaczliwe. Może mógłbym chociaż z Tobą korespondować? Ucisk w gardle, cisnące się łzy...na litość...Gdzie się podziała moja...nieważne...

Pokora? Że niby co? Że błąd lub kara, że zdarza się, że trzeba z tym żyć..., że nie mogło się udać...

- Że nie dla Ciebie, że 2 lata bez..., że nie oczekiwać niczego dobrego...

- Jak o tym pomyślę to przestaję żyć...

Zdołować się i odbić...a ja nie potrafię nawet się upić żeby się zresetować.

Może chociaż ucieczka w eksperyment myślowy:

- Co by było gdybym więcej Cię nie zobaczył po pierwszym ostrzeżeniu, czy spostrzeżeniu?

Może mógłbym jakoś wyciszyć myślenie o Tobie, zreflektować się, pomysleć "nie to nie". Rok temu byłem w innym stanie niż teraz. Wszystko było możliwe, stało otworem, zależało od wyboru, nie cierpiałem z powodu straty mojej Chomiczówki, nie czułem się stary, słaby itd. Może to też była ucieczka...ale plan właśnie to zakładał. Miałem wyjechać i rozpocząć nowe życie...no właśnie życie...a nie się umartwiać jak teraz. I wszystko się zmieniło. Czy mógłbym do tego wrócić? Wydaje się, że nie... 

- Po spotkaniu Ciebie już nic nie jest takie same... - zabrzmiało jak komunał.

Instynkt samozachowawczy powinien mnie ostrzec po pierwszym cierpieniu, ale tonąłem już. Wyłączyć emocje to jakby umrzeć...Naprawdę nie chcę kończyć jak mój ulubiony prezenter radiowy, który gdy byłem nastolatkiem miał na mnie ogromny wpływ.

Zdaję sobie sprawę, że na żywo nie byłbym Ci w stanie tego wszystkiego opowiedzieć, bo chłonąłbym Twoje reakcje na bieżąco i się do nich odnosił. Teraz mogę sobie tylko je wyobrazić. Cholercia...przecież masz przyjaciół...nie mógłbym być chociaż takim dalszym? 

Przecież nie wiem nawet czy dopuściłabyś możliwość, żebym był pacjentem...Nic nie wiem. Przecież moje wyobrażenia, domysły nie muszą być prawdą...Bez kontaktu tego nie wyjaśnię. Przecież możesz myśleć np. że jak przyjdzie to przecież go z firmy nie wyrzucę, a stały pacjent się przyda...Taki utylitaryzm... Przecież nie wiem i bez kontaktu się nie dowiem...

- Potrzebuję Cię jak tlenu...- usłyszała romantyczny banał,

- Czy sama obecność naprawdę wystarczy? - zamruczała,

- Oj tak, uwierz!

Mojej nodze z wiekiem raczej się nie będzie poprawiać więc miałbym powód żeby wrócić. Obawiam się, że moja wegetacja tutaj będzie się tylko pogarszać. O poziomie komplikacji Twojej sytuacji oczywiście nic nie wiem. Mój stan jest żałosny...

Po wczorajszym telefonie wiem, że iść spać bez nadziei jest dużo gorzej. Nie masz zamiaru mi pomóc nawet jeśli dostrzegłaś prośbę w moim sms-ie, nawet jeśli go widziałaś...Ale przecież możesz myśleć, że żyję sobie tu dobrze, rozrywkowo i tylko zawracam Ci głowę, czy też próbuję "wziąć na litość". I tak mogę sobie wszystko wytłumaczyć żeby nie stracić nadziei...Jak długo będę się tak męczył? Bez działania - nieustannie. Boże, pomóż!

Rozczulam się nad sobą? Zamienić to na jakąś twórczość? Cierpienia starego Wertera? Trzeba było chociaż w maju wrzucić kartkę do skrzynki na listy, tylko przecież nie wiedziałem czy żyjesz, czy nie zmieniłaś planu...nic, żadnej informacji...skąd ja to znam? Też tak kiedyś zrobiłem... Teraz przecież też i to dla mnie samego niespodziewanie, gdy okazało się, że nie mam po co wracać... 

Dobre serce...zdaję sobie sprawę, że jeśli chciałaś zamknąć pewien rozdział w życiu to możesz sobie nie życzyć żadnych kontaktów z nim związanych. Być może więcej osób nie chce uszanować Twojej decyzji, być może nawet wcześniej Cię niepokoili i masz tego już dość... Ale żaden nie jest takim niegroźnym świrem jak ja. Pisze ktoś do Ciebie listy?

Od Twojej strony: gdybym tu został i tylko pisał to nie byłoby może zbyt trudne dla Ciebie?

Co to by oznaczało dla mnie? Byłoby mi milej, zdecydowanie cieplej, pozytywniej. I tak przyzwyczaiłem się do życia sam, a tak... Jak długo bym wytrzymał? Jeszcze rok, 2, 3 do śmierci? Czemu to miały być właśnie 2 lata? 

- Przyczepił się jak...

- Czemu Cię to dziwi?

Panika...bo nie widzę wyjścia, bez Twojej dobrej woli, której tak dawno już nie doświadczyłem. Zostały 2 dni z naładowanym telefonem, a potem najlepiej odpłynąć, bo jeśli się nie zlitujesz to nic już nie będzie miało sensu...nawet te słowa. KOlejne rozczarowanie...to "KO" wyszło tu przypadkiem ale tak pewnie będę się czuł... Oczywiście jak o tym myślę to już się prawie tak czuję więc...

- Weź się w garść!

- Nie potrafię, musiałbym coś znaleźć, na czymś się skupić, co ma sens...cel...już mi się nawet nie chce jeść...

Daj mi coś, przyjmę wszystko. Czy myśli mogą pokonać tę odległość? Gdyby to wszystko było połączone... Świruję, a właściwie rozpaczam i zdarzyło mi się to nawet w sms-ach. Ech ten WhatsUp, kontakt, życie. Może najlepsze byłoby dla mnie gdybyś mnie po prostu oszukała, gdybym się dowiedział, że nic nie było prawdą, wszystko manipulacją. Może wtedy powiedziałbym sobie: OK, dałem się nabrać, zmanipulować, nie pierwszy, nie ostatni... I co dalej? Tego nie potrafię sobie wyobrazić, tylko się wyciszam w ponurym śnie... Dynamikę, mieszankę potrafię zrozumieć co pozwala zachować mi emocje...

Moją winą jest, że mam teraz tyle czasu na użalanie się... Gdybym nie poddał się pod koniec czerwca, nie zaczął się wyciszać jeszcze w Polsce, nie przesuwał zaplanowanego wyjazdu, który również zaczął wydawać mi się już wtedy bez sensu...musiałbym pracować, być może też studiować, ganiać gdzieś, coś załatwiać, miałbym kontakt z ludźmi itd. O Twoim sukcesie i tak bym się dowiedział pewnie wcześniej więc bym Cię odwiedził. I nawet gdybyś mnie nie potraktowała dobrze to moja sytuacja byłaby inna... Przecież sama zaproponowałaś te kamienie...Cholercia...nie lubię gdy zaczyna mnie boleć serce więc może sobie daruję "gdybanie", bo żal jest okrutny... Nawaliłem, straciłem nadzieję. Gdybym pomyślał: gdy wrócę za 2 miesiące to na pewno zobaczę, że wszystko u Ciebie dobrze. Mógłbym wtedy normalnie żyć... Raczej nie masz pojęcia jak mi ciężko...

Chcę znaleźć coś pozytywnego na noc, jakąś myśl... Pomyśleć, że jeden sms byłby dla mnie ogromną radością... Pozytywne jest oczywiście to, że Ty się nie poddałaś i tego muszę się trzymać. Podziwiam, a siebie...najwyżej wykończę :) Wspaniały plan nie? 

30.01

W nocy wyciszałem się wizją odejścia. Po co się jeszcze męczyć? Odrzucony i sam się niszczący... Możesz nie rozumieć moich minimalistycznych pomysłów czy w nie nie wierzyć, ale zrozum, że telefon miałem włączony przez ostatnie 4 miesiące tylko po to, żeby co 3 dni wysyłać na Twój stary numer wołanie o pomoc i co 3 dni dostawać raport o niedoręczeniu...

- Wymyśliłeś sobie ostatnią deskę ratunku - ...

- A co mi pozostało? Byłaś ostatnią osobą, przy której czułem się naprawdę dobrze, dla której chciałem żyć itd. Poczucie zrozumienia, bliskości, fascynacja, ...wszystkie najwspanialsze elementy...  - wymieniał jak egzaltowana pensjonarka...

- Dorośnij...

- Za późno już...

Człowiek, który zobaczył mnie tu po roku rzekł do mnie latem, że Bóg powiedział mu, że będę żył jeszcze ponad 40 lat... Masakra, tylko że on prawie codziennie jest wstawiony i może dlatego ma ułatwiony kontakt z absolutem... Wierzyć, wierzyć, wierzyć, że po zaśnięciu będzie coś jeszcze...lepszego... lub wieczna rozpacz? Ludzkie wizje... Z pewnością niedoskonałe. Myśleć, że potem nie ma już nic jest pewnie, dla niektórych równie pożądaną wizją. Koniec, gdy się wybiera ucieczkę, kusi. I być może dlatego od dawien dawna straszymy się wizją otchłani, Hadesu...itp. Żeby nie skracać tego co naturalne, żeby za łatwo się nie poddawać... Jak to już robić to oczywiście skutecznie...o czym ja do cholery piszę?  I w tym momencie pojawia się "anioł"...tzn. człowiek, który czasem tu zagląda...pisarz z nieanielskim spojrzeniem. I co ja mam myśleć o takich przypadkach? Już wyszedł, bo nikogo tu więcej nie ma, a ja nie oderwałem się od klawiatury... Gdy jestem wyciszony, takie przypadki się w zasadzie nie zdarzają. Gdy emocje kipią, mózg zaczyna dopatrywać się w nich nieprzypadkowości, koincydencji... Wrócił gospodarz i stwierdził, że "anioł" pracuje dla złodzieji... Masakra... Czy o tym świadczą "przestraszone" oczy?

Czyli zawsze może być gorzej... Oczywiście nie chcę osiągać kolejnego dna...

Gadu, gadu, a raczej i tak nie będę miał gdzie tego wydrukować... Na niepewny email Ci tego nie wyślę, na firmowy raczej też nie...więc mam problem :) Wygłupiać się z jakimiś podchodami nie chcę, pytać też nie. Kontynuować temat puchnącej nogi wydaje się najlepsze, ale oczywiście wolałbym nie, bo z tym powinienem sobie sam pomóc. Dłużej leżeć z nogami wyżej, trochę się poruszać wspinając na palce, zmienić skarpetki... A jak będę chciał się dobić to zawsze mogę zachodzić się na... 3,5 roku temu spuchła naprawdę gigantycznie i zrobił się wielki siny obrzęk. Uratował mnie wtedy kolega, który udzielił schronienia, poszedł do apteki i żyję... Teraz muszę poradzić sobie sam... poza tym kicha.

Pewnie powtarzam się i ten mój styl... Piszę jak myślę... Po co? W nadziei, że to przeczytasz? Czy tylko dla siebie? Mam nadzieję, że rozumiesz, że w żaden sposób nie zagrażam Twojej prywatności, szczególnie teraz, gdy chyba wiesz, że jestem daleko... Oczywiście jestem ciekaw jak i czy zostałem "przekazany". Żadnej pewności przecież nie mam. Może obawiasz się po prostu świrowatych emocji?

Prawie zawsze wpadam w pułapkę projekcji swojego sposobu myślenia na innych ludzi i przypisywania im dobrych intencji... I co z tego? Powinienem pewnie być uważny i korzystać z nowych mozliwości... 

Czasem dopada mnie myśl, że wszystko schrzaniłem, że miałem szansę, że mogło się udać, a przynajmniej być lepiej... Dla kogo? Dla mnie pewnie by mogło, ale czy dla Ciebie? Wierzyłem, że tak...  Mam nadzieję, że jesteś teraz szczęśliwa...jeżeli to możliwe... 

Dla mnie... wyobraźmy sobie wariant pozytywny bez kontaktu, że jakoś to przeżyję, doprowadzę się do porządku i za rok, 2 , 3, 7...kiedyś, ktoś mnie znajdzie, pomoże, przytuli. I może jakoś poukładam swoje życie, będę miał dla kogo żyć. A to co wcześniej przeżyłem pozostanie fascynującym i pouczającym wspomnieniem... Może tak byś chciała, jeśli mogę Ci przypisywać jakieś intencje? Takie odniosłem już dawno wrażenie... Na razie nie potrafię... Bez kontaktu, ma mi być łatwiej zapomnieć, uspokoić, wyciszyć emocje? Robiłem to i doprowadzi mnie to donikąd, do złego stanu itd. Zapomnieć to oczywiście niemożliwe. Raczej rzadziej myśleć. Zabiegać się, zarobić... też próbowałem. Za krótko? Niepotrzebnie wysyłałem sms-y, miałem nadzieję na to, że żyjesz, martwiłem się, chciałem wiedzieć, że Ci się udało? 

Czego bym potrzebował żebym tego nie robił, zamknął? Nie chcę sobie tego nawet wyobrażać i może to jest główny problem... Mogę się wyobrazić w rolach korespondenta, pacjenta, przyjaciela itp. Czyli problem braku akceptacji podsycany niepewnością czy nadzieją w mojej głowie. Czy pożegnanie mogłoby mi jakoś pomóc? Pewnie i tak bym chciał wiedzieć co u Ciebie, bo troska by pozostała, ale nie próbowałbym się już z Tobą  kontaktować. A tak, prosiłem "daj znać" i nie powiedziałaś "nie", czy po prostu: "żegnaj", "nie kontaktuj się", "nie szukaj", "widzimy się ostatni raz" itp. Tłumaczę swój stan, nie obwiniam. Czytać między wierszami nawet nie miałem z czego, a domyślić się gdy nawet nie wiedziałem czy żyjesz nie potrafiłem... Czy teraz powinienem? Minęło przecież tyle czasu...

Ech... jeszcze inna nadzieja...wyobrażenie:

- Jak będziesz grzecznie czekał to się odezwę...

Ale to chyba nie Ty. Grzeczny zacząłem przegrywać. Metafora gry, walki... Porównywanie emocji do władzy czy po prostu wykorzystywanie - nie podoba mi się to. Wiem, pojawia się często konflikt na styku emocjonalno-racjonalnym. Chcemy czegoś w danej chwili, ale racjonalnie tego nie akceptujemy... Rok temu nie miałem takich konfliktów, płynąłem na fali. Ograniczając się jednak wiedziałem, że robię dobrze. System wartości i...kolejne warstwy. Odczuwałem i reagowałem. Wyglądało na to, że Ty więcej myślałaś, planowałaś, nie chciałaś np. żebym Ci zabierał czas i się odsuwałaś. Miałem przecież wyjechać... Zadziało się jednak inaczej - to Ty zniknęłaś. Życie...chcę myśleć, że to wszystko było szczere..., że tylko ten podły los... Greckie fatum, świetnie opisane w kulturze antycznej... W pewnym momencie zaczęło się sypać, nić zaufania została przerwana, pojawiły się jakieś domniemania, czy podejrzenia. O wielu rzeczach, które Cię stresowały mi powiedziałaś, o reszcie nie wiem. Miałem potem jeszcze długo w samochodzie książki dla Ciebie... Pamiętam wtedy dużą amplitudę emocji...przecież chciałem tylko dobrze. Naukę jazdy odwiedziłem późno, z ciekawości, może też zazdrości (którą starałem się stłumić, zaakceptować sytuację), tłumacząc się równoważnością, gdy kolejny raz trudno było mi się z Tobą skontaktować. Kto wymyślił te 4 lata do tej pory nie wiem. Testowałem najwyżej  siebie, tak jak powiedziałem. Nie chcę uwierzyć żeby to była manipulacja poczuciem winy z Twojej strony, więc ktoś Cię oszukał... Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie serdecznie żałuję...  

I co z tego? Wyglądało na to, że Cię to zdenerwowało, a tego nie chciałem. W maju liczyłem na to, że doszłaś już do siebie i zaczęłaś dążyć do celu. I wtedy pewnie powinienem być odważniejszy i Cię odnaleźć...a tak się miotałem, chwyciłem złudnej nadziei...Odebrany sms, zobaczona informacja i zawód... Nie mogłem przestać o Tobie myśleć, mimo że pracowałem już 2 miesiąc, po raz pierwszy od dłuższego czasu za pieniądze... Niewielkie, ale wystarczające, z widokami na stabilizację, rozwój...

Gdybym się nie poddał pod koniec czerwca... Około miesiąca już nie widziałem raportu doręczenia, zobaczyłem z zewnątrz, że inwestycja nie postępuje tzn. nie było tego nieszczęsnego podnośnika (ciekawe czy teraz jest). Nikogo nie pytałem, nie wszedłem, nie sprawdziłem, ale odebrałem to, że jest z Tobą źle... Prawie Cię pogrzebałem...I widzisz...tak to jest z domysłami, gdy się chce być delikatnym, nie szkodzić. Przestałem wysyłać sms-y, wyłączyłem telefon i położyłem się w pokoju, mimo że już miałem wyjechać. Odwlekałem ten wyjazd wyciszając się ponad miesiąc...To była już depresja. Kiedy zostały mi 2 tygodnie wolnego, zrobiłem rzut na taśmę i w ciągu godziny wyjechałem by postawić się na nogi i odebrać swoje rzeczy. Akurat wtedy praca się odezwała, o czym dowiedziałem się przed planowanym powrotem... Było już za późno, dałem..., schrzaniłem to. Nie musiałem się więc śpieszyć, ale słońce i pływanie w ciepłej wodzie już nie cieszyły... Do czego wracać? W internecie nic nowego, tylko jacyś poszukiwacze zaginionej Arki :( Zacząłem zabijać czas filmami, a gdy zacząłem myśleć bardzo źle chwyciłem się nadziei, że jednak żyjesz, że może w wariancie optymistycznym wrócisz kiedyś do kraju i znowu zacząłem słać sms-y. Tym razem co 3 dni, a nie codzieninie jak przedtem, bo po tym czasie dostawałem raport o niedoręczeniu. Nikła nadzieja trzymała mnie przy życiu...

Pojutrze nie miałbym już możliwości i może próbowałbym Cię pogrzebać w swojej głowie, ale widzisz, przyśniłaś mi się i Cię odnalazłem... Ślady Twojej historii z 2013, 2015, 2016 i tego roku... Właśnie w takiej kolejności więc na początku nie było się z czego cieszyć... A potem radość...

Tak zamknąłem koło tego nie wiadomo czego...21 strona. Mógłbym się streszczać, nie? Czy to mi pomoże? Ucieszyło mnie to, ożywiło emocje, dało światełko. Czy jeszcze mam nadzieję na cokolwiek? Patrz na różne minimalistyczne propozycje... Próbowałem przecież delikatnie kontaktu, poprosiłem o pomoc, wiesz że to ja, nie musisz się obawiać... A jak jest? Przeczytaj to proszę, nie kojarz z niczym złym i odezwij się...jeśli możesz... Jeśli uznasz, że nie możesz nie rób tego...znęcam się nad sobą? (pisać, nie pisać, pisać, nie pisać, pisać)...wykreślam w głowie ostatnie zdanie...

Nie chcę się żegnać. Napisałem tyle tak ogólnie jak potrafiłem, żebyś tylko Ty do końca zrozumiała. Oczywiście, to tylko słowo pisane i coś możesz kojarzyć inaczej niż ja i pamiętać też. Nie wiem jeszcze jak to wysłać, ale myślenie o tym pewnie pozwoli mi przeżyć jaśniej kolejne dni. Jutro będę czekał pewnie jeszcze na kontakt telefoniczny, zobaczymy czy rzeczywiście wyłączą ten numer... Nie chcę już dzwonić. Pamiętam, że biblijna zasada doradza inaczej...znalazłbym wiele sposobów...więc dlaczego nie? Twoje dobro... Nie chcę Cię niepokoić. Swojej śmieszności się nie obawiam... Gdybym miał nadzieję, że to Ty odbierzesz, jednak bym zadzwonił, choćby ostatni raz usłyszeć Twój głos..., ale pewnie ustawiłaś to inaczej. Czyli poddaję się? Przecież myślę, że pracujesz, że masz swoich pacjentów...masz swój numer telefonu...ale przecież sms-a mogłaś wysłać z firmowego...rozpacz :( Stop...poczytam sobie...Dobranoc.

Nie chce mi się czytać...jak długo można żyć wspomnieniami? Aż skończą mi się środki? Na tym poziomie za wieele lat... Przerażająca perspektywa? Szybciej może skończyć  się względne zdrowie lub mogą pojawić się inne kłopoty, wojna czy coś tam... Zobaczymy... Poradź coś... Chociaż...zestaw ćwiczeń... Przecież jesteś najlepsza i czemu mam polegać  tylko na "firmowej" radzie, za którą oczywiście dziękuję :) Umiejętność trzymania się konwencji i dotrzymywanie obietnic to naprawdę moje mocne strony...

 Podobno to naostrzejsza zima w tym miejscu od 50 lat...więc trochę dostałem w kość, ale dziś chwilę poćwiczyłem :) Nie na maszynach...przerzucając drewno...

31.01

Wczoraj udało mi się zasnąć z uśmiechem w głowie, bo wymyśliłem jakieś pomocne działanie. Kiedyś mówiłaś, że lubisz pozytywne komentarze więc skoro mam czas to może mogę zrobić nawet w takiej sytuacji coś dobrego... Myśl o tym pozwoliła mi wstać dziś, założyć kilka skrzynek...mógłbym więcej ale nie chcę przesadzać. I tak powoduje to, że czuję się trochę lepiej... Spróbuję podziękować tak chociaż dziewczynie, z którą rozmawiałem w sobotę :)

No i założyłem sobie nawet konto na FB...Nie dało się bez imienia więc jest jakie jest. I po co to? Mi to pomaga tzn. daje miłe zajęcie. Dobry komentarz na 3M...Jasne mogę tak "popracować" dużo więcej, użyć swoich umiejętności, ale powoli... Nie chcę żebyś odebrała to jak jakieś prześladowanie... Myślę, że możesz obsługiwać kanał internetowy...wszak zapewnia "względną" prywatność. Pewnie i tak nic nie odpowiesz...więc to spontaniczne pozdrowienie może jest "od czachy". Bo jakiś tam komentarz czy Like...cóż to takiego? Nie ma tego zbyt wiele od listopada, ale przecież nie potrzeba bardzo wielu pacjentów żeby wyjść na swoje... Co ja robię? Czemu nie chcę żyć swoim życiem? Pewnie próbuję się "zakolegować" żeby mieć gdzie wysłać to co napisałem. Po cholerę? Dla lepszego samopoczucia... Gpon idzie dobrze, więc wierzę w Twój sukces. Żeby poprawić sobie humor z pewnością bym skorzystał... Czy naprawdę to możesz być Ty na tym zdjęciu? Przecież przypadkiem go nie wstawiłaś... To, że jestem "zafiksowany" na "dobru" powinnaś wiedzieć, więc mam nadzieję, że dobrze to odebrałaś. Mam nadzieję, że nie poruszasz się w tej chwili w świecie złych "projekcji" czy znowu okazałem się niezręczny? Rozterki...ale ten stan jest dla mnie naprawdę lepszy niż beznadzieja rozpaczy czy całkowite wyciszenie... Trochę też się wystawiam, bo przecież też od dłuższego czasu nie chciałem być widoczny w sieci... A tak otworzyłem sobie kanał informacji... pewnie zdajesz sobie sprawę, że nawet taki nieprawdziwy działa w 2 strony i jak ktoś by mnie szukał to miałby większą szansę mnie już znaleźć. 

Zawsze możesz mnie zablokować. Na zimno to nie ma sensu więc pewnie tego nie zrobisz. W mojej bajce zaprosiłabyś mnie na otwarcie, a jeżeli nie było to możliwe to teraz byś się odezwała...służbowo. Promocje, promocje więc pewnie jeszcze najlepiej nie jest. Byłbym wspierał gdybym był bliżej. Czy to mogłoby być krępujące? Nie powinno, czy może nie potrafiłabyś, czy nie życzyła? Dla mnie byłoby miłe.

Ludzie z 3m zadziałali szybciej niż przypuszczałem...Pojawiła się opinia więc wysłałem linka do najnowszych :) Wyświetlono więc ktoś to zobaczył i mam nadzieję, że rozwiało to wszelkie potencjalne obawy...

- I co mam Ci może dziękować?

- Miło by było, ale przecież nie o to chodzi...

Lubię czuć się dobrze i gdy coś takiego robię jest mi dużo lepiej niż przez ostatnie miesiące...

Oczywiście mógłbym stworzyć dużą liczbę różnych postaci, które by komentowały z dużym prawdopodobieństwem autentyczności, ale nie chcę przesadzić. Chcę pomagać...

Wiele stąd nie mogę... Na Gp konkurencja nie śpi, zeby skomentować pewnie bym musiał kupić. Strona na razie pozycjonowana słabo, ale nie wiem czy jest to konieczne do uzyskania optimum efektywności. Kilka osób z pewnością Ci pomaga więc z pewnością to ogarniesz. Wierzę w Ciebie...bla,bla, bla...pewnie się nie odezwiesz, a ja stanę się fb-kowym prześladowcą, aż się wkurzysz :( Jestem mocno spóźniony, bo pewnie ktoś Cię już odnalazł w listopadzie więc strategię masz przećwiczoną ;) Zresztą, kto wie. Przecież niczego nie mogę być pewny dopóki mi tego nie powiesz... I tak będę się męczył? Wolę to niż poczucie pustki...

- Długo tak bedziesz się męczył?

- Pewnie do końca życia...:)

Męczyć Ciebie nie chcę... i mam nadzieję, że tego nie robię... Ograniczam się przecież... I co dalej? Chcę Ci wysłać tę... "epistołę", co będzie utrudnione jeśli się nie odezwiesz... Po co? Może mi to trochę ulży... Pewnie chcę wyjaśnić wszystko co mogę... Czy to może być jakiś problem dla Ciebie? Raczej nie, więc pomóż... 

Zabawy w boga...Normalnie żyć? Ja? Mało prawdopodobne... Nigdy nie mieściłem się w tzw. "normie". Tym pisaniem powtarzam coś co robiłem wiele lat temu... Tylko teraz bez szans na interakcję, ale tak jak już pisałem... Swoje już przeżyłem i teraz pozostało mi być może tylko zdalne kibicowanie... To się pewnie nazywa pogodzenie z losem :) Spróbuję to może spakować, lekko zaszyfrować i wyślę...

Mój W7 sobie z tym radzi więc nie powinno być problemu. Hasło krótkie 4 literowe, tak jak Cię nazywałem. Oczywiście mógłby to łatwo połamać, ale wymagałoby to ciut zaangażowania. I co by z tego wyczytał? Nic szczególnego...tak myślę.

Pewnie jeszcze trochę poczekam z wysłaniem, nie odbierając sobie do końca nadziei... Na potem nie mam już pomysłów. Mógłbym słać kolejne komentarze, zaczepiać ponownie przez Fb czy jakoś inaczej. Mógłbym pisać dalej i wysyłać bez reakcji...beznadzieja...czyli dalej się łudzę? Liczę na kontakt? Noo tak...potrzebuję chociaż jakiegoś podsumowania...

Marny mój los... Nawet jeśli widzę koincydencję... 30 minut... nie chcę tak...moja decyzja... stop. Oczywiście ciekawi mnie jak to zadziałało :) Jeżeli to nie zupełny przypadek to... i tak jest lepiej :) 

Zadałem więc pytanie szybciej niż chciałem...ale cóż, spytać nie zaszkodzi... Czy mogę przesłać zaadresowany liścik...? A jutro? Pewnie nic...ale nadzieja pomoże mi pośmiać się z siebie przed zaśnięciem :)

01.02

NIe jest dobrze z tym zasypianiem. W zasadzie znowu wspominając swoje życie stwierdziłem, że raczej bedę już tylko obserwatorem. Sporo przeżyłem. W zasadzie prawie wszystko w co wierzyłem skończyło się rozczarowaniem więc wizja wyciszenia jest bardzo kusząca...Co jeszcze dobrego może mnie spotkać? Gdy się angażuję płynę, poddaję się emocjom... Robię projekcję swoich potrzeb i doprowadza mnie to donikąd. Tak sobie analizuję. Może trzeba zaakceptować inną rolę w życiu? Poddać się do starości itd... Źle wyglądam...mogłabyś mnie nie poznać. Patrząc na powielane przeze mnie schematy, podejmowane decyzje nie widzę dla siebie szans na tzw. "normalne" życie. Czyli pewnie będę już uciekał od życia do końca... Minimalizując ból nieporozumień, rozstań itd.  Kontakt z Tobą mógłby mi to umilić. Po prostu. Dlaczego z Tobą? Patrz wyżej ;)

Patrzę sobie w bezlitosny komunikator. Pisanie daje mi ukojenie. Jest moją jedyną rozrywką. Właściwie najlepszą, bo angażuje i pozwala wyrwać się z rozpaczy... To już tydzień więc jest jakiś powód by wstać, ruszyć się, zjeść, od wczoraj sprawdzić nową pocztę... Czytanie tak nie pomaga i wada wzroku się powiększa... Starość nie radość ;)

No tak...Jakbym zobaczył WIĘCEJ KONTAKTÓW na czacie. Nie przywidziało mi się, a nie wiedziałem, że jest taka...zakładka?...może to też by jakoś pomogło... No tak, dawno nie byłem na Fb więc może to standardowa opcja, a ja jak zwykle nadinterpretuję... Zdecydowanie tak i muszę zacząć wierzyć w przypadek, a nie wszystko kojarzyć i czytać między wierszami co nie daje żadnej pewności...

Nieważne. Jak mam to odczytać, że w inny sposób nie praktykujecie? Wieloznaczne, profesjonalne, bezosobowe, chłodne...być może od Ciebie... Jeżeli jest tak jak zakładam, że ogarniasz całość to raczej tak. Wydaje się, że zostawia furtkę do wysłania... Ciekawość, to przecież coś co lubimy zaspokajać :) No i mam wysyłać to "jęczenie". Może mi być wstyd...

Gdybyś po prostu dała jakoś do zrozumienia, że to Ty...byłoby mi łatwiej. Oj, mógłbym napisać coś jeszcze bardziej ogólnego, mniej prywatnego... Czy ja się chcę po prostu wyżalić? Jak "przywalę" takim "listem" to... no właśnie co? Rządzisz ;) A mi to raczej nie zaszkodzi... Podzielić na części? Wygłupiać się z tym hasłem? Chyba oczywiste jest, że chcę to do Ciebie zaadresować. Napisać to po prostu? Idąc tym tropem to i tak nic od siebie nie napiszesz. Pewnie przeczytasz...zawsze coś. Niby świadomość bez pewności...ech...a co mi pozostało? Ciekawy tydzień. Pełen dawno nie odczuwanych tak silnie emocji, nadziei, rozterek... Lepiej tak czy być wyciszonym? 

Nie zmieniałem. Przyciąłem do niecałych 2 dni...po co? Jeszcze się bawię w jakieś niby szyfrowanie, gdy hasło słabe i oczywiste nie tylko dla Ciebie... Ale nie niesie w sobie żadnej dodatkowej informacji. Tobie to raczej nie utrudni (nie wiem czy Twój smartfon sobie z tym radzi - jeśli to jego używasz do kontaktu... więc nie mam pewności), a minimalnie zabezpieczy... Przed "niefrasobliwością"? Czego tu się obawiać, przecież jak ktoś by chciał to mój laptop nie jest szczególnie chroniony. Ech te sieci...fantastyczne pole do zabaw w boga ;) Więc czemu się tak nie bawię? Bo to też manipulacja...niby można to ograniczyć do obserwacji... Tylko narzekam, a przecież niektórzy wybrali życie prawie wyłącznie w sieci i jakoś żyją... Jednak wolę real...tylko żeby się chciało wstawać... czyli światełko jest niezbędne. Wyjście z depresji jest dla mnie kwestią decyzji... Wiadomo chwilę to trwa zanim wszystko się rozrusza ale...czy wyciszenie sprowadza sie do depresji? Chyba niezupełnie, bo najważniejszy jest chyba sposób myślenia, poziom akceptacji nie oznaczającej rezygnacji czy właśnie oznaczającej? Może myślę o tym w nieodpowiednich kategoriach... Równowaga, balans...czy to tylko złudzenie? Żeby być sobą muszę się przynajmniej do siebie uśmiechać. Słodko, gorzko ale jednak... Może wystarczy...

17.00 Jesteś aktywna więc może już wysłać ten fragmencik... Przecież zdecydowałem, że wyślę. Nie chcę przeszkadzać w pracy... delikatność mnie gubi? Czy i tak męczę zanadto a dziś powinienem poprzestać na radości z tego, że jednak odezwałaś się dobrym choć zbiorowym słowem. Choć niby istnieje szansa, że to nie Ty lub miałem zrozumieć, ze nie powinienem niczego wysyłać... Czytać pomiędzy wierszami...analizować każde słowo, składnię itp. Chore? Po co zakładać, że jednak chciałaś coś przekazać? Złapać się początku, kiedy powiedziałaś, że lubisz listy... Emocje były szczere...ech życie jest takie skomplikowane. Nie jesteś prosta, ale taką Cię właśnie... :) I co z tego? Miło mi się o Tobie myśli. Minimalny kontakt, nawet nie do końca pewny sprawia, że lepiej się czuję. Dzień bez rozpaczy? Miło...uśmiechnięty dziadek. Niewiele mi trzeba. Nawet nie muszę myśleć o przyszłości. Po prostu się uśmiecham... Jeżeli znam siebie to jeszcze trochę takiego stanu i zacznę się odbijać, pracować nad sobą itd... Zaczyna się od zmiany sposobu myślenia i wyłączenia katastrofalnych wizji... 

Więc może się wstrzymać? I tak odebrałaś już dziś ode mnie kilka linijek... Udowadniać, że potrafię się ograniczać, że po reakcji nie wybuchnę emocjami i nie zaleję Cię monologiem niczym atakiem DoD? Co to zmieni jeśli się jeszcze wstrzymam? Po co odkładać to do jutra? Dłużej przecież nie zdołam...

Z aktywności wynika, że pracujesz tzn. to tylko moje domniemanie. Ale coś tam muszę założyć, żeby móc się cieszyć, a nie żyć w rozterce. Przeczytałem sobie jeszcze raz Fb więc pewnie Ty to redagujesz... Naprawdę nie odbierasz telefonów? Nie do końca wierzę. Może tylko nie miałem szczęścia i zrezygnowałem po 2 próbach. Nie chciałem żeby wyglądało to niezręcznie... Dla Ciebie oczywiście... Za dużo się zagłębiam. Chcę myśleć, że się do mnie dziś odezwałaś i to już jest dla mnie miłe. Czego potrzeba do życia? Ciepły kąt, trochę pokarmu i ktoś o kimś można ciepło pomyśleć... Ale czemu moje myśli krążą od ponad roku wokół Ciebie? Duzo można by pisać. Kiedyś zapytałaś, a moja odpowiedź nie była na pewno wyczerpująca i pewnie nie zdążyłem wymienić tych najmilszych, czy najbardziej cenionych przez Ciebie aspektów... Rozwałkowuję znowu...przecież można krótko... Głębia... I co z tego? Byłem w innym stanie, też miałem dużo czasu i wypełniałem go jak mogłem. Więcej czasu nie pozwalałaś sobie zabrać, a ja nie pomyślałem nawet, że to i tak dużo, tylko chciałem więcej. Potem, gdy to znacznie ograniczyłaś, było mi ciężko, bo emocje mną targały...ale nie chciałem Cię zadręczać, tłumaczyłem obiektywnymi czynnikami. Tylko się miotałem. Pewnie powinienem inaczej. Nie nadaję się... :( Z tym winem to był wstrząs, wyobrażenia, uczucia, emocje...dysonans poznawczy :( Normalnie nie piję więcej niż lampkę, więc po co dokończyłem? Patrz wyżej. Mogę tak znęcać się nad sobą długo i wspominać co zrobiłem źle... Czy miałem szansę zrobić dobrze? Po co mi to wiedzieć? Wszystko tylko dla lepszego samopoczucia?

Minęła 18. Aktywności nie widzę...w sumie nie pamiętam czy to oznacza, że jesteś offline czy po prostu nie piszesz właśnie czy nie masz otwartej apki czy strony. Pozwalasz mi to obserwować więc nie jestem chyba uciążliwy? Słabość Cię nie "kręci" więc mogę najwyżej  mieć nadzieję, że Cię nie denerwuję... Delikatność... ech przecież jak już coś napisałem to mógłbym wysłać chociaż na 2 firmowe maile i przez Fb i się nie przejmować. Mi to i tak nie zaszkodzi, Tobie też raczej nie więc...ale nie mam przecież pewności... I tak w kółko. Uwierz, iejest mi zdecydowanie lepiej niż tydzień temu...kiedy szukałem nadziei...

Dzięki Tobie jest postęp. Chyba tak muszę nazwać, że otworzyłem sobie internetowy kanał komunikacji...w ogóle jakiś. Nie używam go poza aktywnością związaną z Tobą, ale postęp to zawsze postęp :) Co przyniesie los? Gdybym odświeżył stare profile może mógłbym "pociągnąć" Waszego Fb. Ale w sumie nie wiem czy na tym Ci zależy. Wieloznaczność słów... przecież poprzednie zdanie też można zrozumieć na co najmniej 3 sposoby... Nie muszę tego rozpisywać, bo wierzę, że wiesz o co mi chodzi. Żarty z udawaniem mniej inteligentnej raczej Ci nie wychodziły pewnie, dlatego że się nie starałaś :)

19... może Cię już dziś nie być więc czekać? No i jeszcze raz myślę co rozumiałaś przez "korespondencję"... Jeżeli nie w inny sposób to chyba jednak miałem to zrozumieć jako "spoko tak, właśnie w ten". Śmieszny jestem? Jeżeli to Ty to mogę spokojnie zmienić nazwę pliku, jeżeli napiszę, że to do Ciebie otwartym tekstem to też... Ale po co? Jeżeli to nie Ty to i tak ktoś z Twojej ekipy więc żeby było wiadomo do kogo nazwa powinna być znacząca... To po co to hasło? Mógłbym to zakamuflować bardziej, ale nawet jak to gdzieś zostanie to nie ma tam konkretów. No tak ale w sumie lepiej gdybyś miała szansę to szybko usunąć w razie czego. Cenisz swoją prywatność przecież... Czaję się... Jeżeli to Twój smartfon...to też zmienia, jeżeli komp to tym bardziej..., a ręce mnie świerzbią ;) Lepiej jutro? Przecież mogę poczekać...Przeczytałem sobie o samoniszczących się wiadomościach w Messengerze. Doszła dodatkowa funkcja tajnej konwersacji. Tajne/poufne w teorii i na pewno nie dla wszystkich.

Ustawiłaś mnie kiedyś, odczułem nawet Twój gniew...co ja wtedy przeskrobałem? Teraz akceptuję, że nawet nie wyślesz sms. Nie jestem stalkerem. Jak powiesz "nie" to przestanę. Władza, emocje... Nie jestem Ci do niczego potrzebny. Dosyć obszerny komunał. Naprawdę Cię kiedyś zraniłem? Nie chciałem...no i co z tego? Jutro zobaczymy jak jest z moją interpretacją...Twoich? słów. Dobranoc :)

02.02

Jednak usypianie mi nie idzie :( Gdy przychodzi noc jest ciężko nawet z uśmiechem. Brakuje osoby, do której mógłbym się przytulić... Myślę spokojnie o swoim życiu i widzę dwa warianty. Pierwszy jest optymistyczny, że nawiążesz kontakt i będziesz światełkiem, co pozwoli mi żyć w dzień. Poza lepszym samopoczuciem, być może nie zmieni to nic więcej. Drugi, gdy poczuję się kompletnie odrzucony wygląda czarno, bo niszczy mój świat. Wtedy myślę: unicestw mnie lepiej. Dziś pewnie wyślę i będę czekał. Telefon już nie działa więc pozostał jedyny sposób...

Spoglądam na aktywność i nic. Miałem nie komentować dziś żeby nie robić regularności. No ale co tam. I tak tym pierwszym dużo odkryłem w zasadzie ujawniłem się nie tylko kolegom z branży. Ten internet...mogłem się chociaż trochę schować. Teraz to już po ptakach, bo mając dostęp do info można wszystko posklejać... A wiedza jest ciekawa np. jeden mówił, że "coś będzie w czerwcu  w Turcji" trzy miesiące przed faktem. A przecież rok temu celowo się odkryłem, gdy przeszedłem na 1 znany fon i nie trzeba było analizy GIS żeby dokładnie znać moje ruchy. Wydawało mi się, że chociaż tak mogę Cię spróbować ochronić... Ech te projekcje dobra na innych...to tak nie działa. Głową w dół... Inne interpretacje i mogłaś mieć przez to nawet kłopot... Czułem, że coś mogę... a teraz...lepiej nie gadać :(

Wysłałem z oczywistym hasłem...trafisz za maks 4 razem, ktoś inny pewnie też... Tak to ustawiłaś...zakładam wariant pozytywny, że dopuściłaś taki sposób... Stało się. Trochę jęczenia bez szczegółów...moje emocje. Czy coś z nich wynika oprócz tego, że jestem w słabej sytuacji? Mnimum. Żal mi siebie, że się tak podkładam :) Ale jak mówiłem, jednak coś mi to daje...i jeszcze nie mogłem powstrzymać się od liknięcia... Tak to działa i dlatego Fb ma taką moc... Emocjonalne zwierzęta, a nabyte warstwy próbują nad tym panować ;) 

Mam nadzieję, że nie zaniepokoiłem jakoś i jednak z ciekawości dopuściłaś ten sposób tzn. tę formę kontaktu. To pewnie i tak oznacza, że raczej nic od Ciebie nie usłyszę... Czyli straceniec... I tak lepiej, chyba że narobienie śladów w sieci miałoby jakoś pogorszyć mój los. Plan na jutro? Chciałbym wysłać Ci wszystko, ale wolałbym uzyskać minimum służbowej e chcę zachęty... W przeciwnym wypadku mogę podejrzewać, że traktujesz mnie jak wrzód... i wtedy nie miałoby to żadnego sensu. Jeżeli zafiksowałaś się na złych emocjach...zdalnie a pewnie i w ogóle nie jestem w stanie tego zmienić więc nie będziesz ze mną gadać czy pisać...

Napisać coś jeszcze przez Msn? Czemu wprost nie zapytać kto pisze? Przecież wiem...czy mi się tylko wydaje? Co bys straciła gdybyś potwierdziła jakoś? Nie opędziłabyś się? Odsłoniłabyś? A tak sobie poczekasz, aż dopadną mnie jakieś objawy szaleństwa, lub po prostu wszystko Ci wyślę. Siła, władza... Szybciej nauczyłaś się uciekać... Nie ważne...nie moja sprawa...muszę postarać się żeby to jakoś przełożyć na coś dobrego dla  mnie... Instynkt samozachowawczy straceńca? 

Z Twojej strony to pewnie jest nudne, bo potrafisz sobie to wyobrazić na poziomie ogółu czy emocji. Szczegóły byłyby ciekawsze ale nie chcę wysyłać ich w "kosmos". Więc nic się nie zmieni... Jak wymyśleć jeszcze coś dobrego? Najlepiej dla mnie byłoby w takiej sytuacji gdybyś czymś rzuciła we mnie? Więc wysyłam jednak służbową prośbę... Pewnie nawet taka konwencja pomoglaby mi trochę... Coś tam wyjaśniłem i mogę się dalej łudzić. Karmić stalkera? Mam nadzieję, że nie jestem. Nigdy o tym nie czytałem... Nie muszę Cię "dręczyć" codziennie... Złapałem się tego minimum kontaktu... pomaga mi nawet to. Jest powód żeby szybciej wstać :) Powinno popawić to tzw. jakość życia mimo braku widoków na przyszłość. Chwytając się nadziei być może się wygłupiam. Czy można to zrozumieć inaczej? Negatywnie? Starałem się by nie było takiej możliwości... Ale przecież kiedyś się na mnie wkurzyłaś, gdy coś napisałem i zrozumiałaś to zupełnie opacznie... Więc może teraz po prostu mnie zablokujesz i tyle mi pozostanie... No tak...wtedy byłoby czarno... Myśleć pozytywnie... Jeżeli u Ciebie lepiej to nie powinnaś tak myśleć. Mam nadzieję, że jesteś w swoim żywiole i nie masz takich powodów do stresu jak rok temu... Więc nie powinnaś interpretować negatywnie słów czyli widzieć pod nimi złych znaczeń...

A pragmatycznie? Nie szkodzę, emocje emocjami, są moje. Jak będę miły to możesz mnie tolerować choćby jako ciekawostkę, czy jako urozmaicenie jak kiedyś "okrutnie" mnie zdefiniowałaś. Dziś już nic nie wymyślę. Zachęty nie ma...czy jeszcze mogę mieć na nią nadzieję. Miałem, przeczytałem to co Ci wysłałem więc pewnie powinienem to skwitować słowami: jaki ja byłem głupi... Nadzieja, nadzieja, radość, emocje, projekcja siebie... Teraz chcę i tak "wyciągnąć" z tego coś pozytywnego. Bez nadziei na kontakt będzie ciężko... Gdyby chociaż w tej konwencji... Wpadłem w pułapkę? Sam wskoczyłem, potrzeby buchnęły a później zafiksowałem się  na pomaganiu i stałem się być może uciążliwy. NIe ma dla mnie ratunku. Mogę tylko starać się poprawić sposób myślenia, zaakceptować...

Chyba się dołamałem. Służbowo, bez zachęty...tego chciałem? Definitywnie. Bez informacji o przeczytaniu... Czy mogłem wysłać całość? Mogłem...no i co? I tak byś stwierdziła, że to dla Ciebie nie ma sensu... A ja? Być albo nie być...oto jest pytanie. Nie trzeba było doprecyzowywać? Łudzić się dłużej? A czym więcej jest moje życie?

Przejechał mnie czołg...tego chciałem? Bez litości. To nie rozpacz...to nie wiem co? Rezygnacja... Wstrząs... Ta noc... Bez nadziei na cokolwiek?

03.02

Po uderzeniu obuchem w głowę jakoś łatwiej było zasnąć. Za to obudziłem się wcześniej. Jednak nie chcesz sie "bawić" w listy. Tak to chyba muszę zrozumieć. Zapraszasz niby do firmy więc gdybym potrafił wyobrazić sobie powrót to może miałbym szansę Cię zobaczyć i nawet porozmawiać. Na razie nie potrafię. Pewnie wyslę Ci to wszystko. Może przeczytasz. Na nic więcej chyba nie mogę mieć nadziei, bo chyba taką już dawno podjęłaś decyzję i jej nie zmienisz. Tylko w głowie krzyczy mi coś, że w takim razie trzeba było trzymać się pierwotnej konwencji. Inaczej zrobiło się... Można to określić na wiele ekstremalnych sposobów. Czy wiele razy złamałaś tę konwencję? To nie moja sprawa. Emocje...

Powtarzam sobie, ze nie żyję w bajce, że życie jest brutalne itd... Słabo dociera. Ten minimalny kontakt np. listy pozwoliłyby mi pozostać w mojej. Odległość ułatwia taką formę. Jest teraz tyle możliwości komunikacji...sama to pierwotnie proponowałaś, ale może to jeszcze wtedy były tylko elementy konwecji... Ech, pomieszanie z poplątaniem...

Nie chcę Cię męczyć, rozpraszać, zaplątać myśli więc nie chcę co jakiś czas pytać czy jeszcze możesz poradzić coś na moje rzeczywiste czy kolejne dolegliwości. Gdyby ten kanał komunikacji był chociaż spersonalizowany...przecież nie wiem czy tylko Ty go czytasz czy odpowiadasz. Inaczej nie bawiłbym się w hasłowanie, bo jednak traktuję te swoje wynurzenia prywatnie. Więc jeżeli to czytasz zachowaj je tylko dla siebie. Poza tym się mną nie przejmuj, bo sporo przeżyłem, mam na co być może zasłużyłem i nie chcę się zmieniać. Właściwie niby chciałbym zawsze na lepsze, tylko musiałbym to umieć może inaczej zdefiniować. Czy ktoś mógłby mi w tym pomóc? Ktoś do kogo mam zaufanie... czyli kto?

I tak mogę prowadzić swój wewnętrzny monolog i nigdy tego nie podsumować. Obarczanie kogoś bezgranicznym zaufaniem może nie być dobre nawet dla "obdarowanej" osoby. Ciągle pisać, że nie potrafię tego czy może niczego zakończyć? Że tylko śmierć kończy "niekończącą się opowieść"... 

Optymistyczne zakończenie... Od 10 dni cieszę się, że Ci się udało. Żałuję tylko, że nie mogę się z Tobą skontaktować... Bardzo serdecznie pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego :)

kocham

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości