dominikistoji dominikistoji
186
BLOG

Kontakt z zaświatów

dominikistoji dominikistoji Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

20.02 

Wczoraj napisałem co napisałem i wysłałem. Potem napisałem coś jeszcze w trybie  w trybie umierającego dziadka co spokojnie mogę puścić otwartym kanałem. Generalnie bardzo dobra, realistyczna i prawdziwa przenośnia, bo tak się czuję. Sporo, czy nawet swoje już przeżyłem. Czegoś jeszcze potrzebuję żeby spokojnie pożegnać się z Tym światem i tylko Ty możesz mi to dać. Oczywiście bez rozpaczy, od kilku dni jestem spokojny. Balansuję sobie na linie osiągnąwszy stan względnej równowagi. Dłuższa przerwa między posiłkami sprawiła, że zjadłem trochę więcej chleba. Potem ze zmęczonymi oczami obejrzałem "Spotkanie" z paranoicznym Charlie Sheenem, którego zawsze lubiłem. Zmęczenie po 3 niiedospanych nocach zrobiło swoje i zasnąłem w miarę sprawnie.

Dziś obudziłem się szybko z zaglądającym słońcem. W oczach jeszcze piasek, myśli o tym co ja tutaj robię. Poczekałem, aż zbliżyły się godziny Twojej pracy, zjadłem coś, przetarłem skropliny i przyszedłem na czat tzn. patrzeć kiedy wyświetlisz. Tylko to potrafi mnie tak szybko wyciągnąć ze śpiwora, bo temperatura jest jeszcze rześka 8 stopni. Słońce świeci, piję kawę, którą dostałem dziś wcześniej i czekam. Na zmiłowanie oczywiście. W zanadrzu mam stylizowany list do Ciebie. W ostateczności mogę z Tobą komunikować się w takiej konwencji. To też by mi coś dało :) Wiem, że na zimno wygląda to żałośnie...ale cóż, taka jest moja sytuacja. Być może napisałem już wszystko o przeszłości. Przeczytałaś lub przeczytasz albo nie. Dziś jest dziś. Przeszłości nie jesteśmy w stanie zmienić, można co najwyżej zmienić jej interpretację, rozszerzyć opis, uzupełnić obraz... Czy dochodzę do punktu decyzji? Być może...tak jak przy lądowaniu, tak jak gdy pod koniec stycznia, rok temu pojawiłem się gdzieś publicznie, oficjalnie wracając do tego co robiłem. Zrobiłem to dlatego, że Cię poznałem i nie udawaj, że nie byłaś tego świadoma. Powiedziałem wtedy, że przekroczyłem Rubikon, a zrobiłem to dlatego, że pojawiło się coś dla czego warto było zostać i zmierzyć się z krajowymi problemami. Pech chciał, że kilka dni później publicznie zaatakował Cię Twój prześladowca, więc zostałaś zmuszona do przemyślenia pewnych rzeczy, a Twój nastrój musiał się pogorszyć, co nie pozostało bez wpływu na Twoje zdrowie. Tak to widzę, ale z pewnością nie wiem wszystkiego i byłbym wdzięczny gdybyś mnie skorygowała. Kiedy ja byłem jeszcze na krzywej wznoszącej, Ty właśnie zaczęłaś ostro "pikować". Tak tłumaczyłem Twoje zachowanie po tym jak mi się na niego poskarżyłaś i długo potem kiedy przeczytałem komentarze. Być może był to tylko jeden z aspektów skomplikowanej sytuacji. Więc obudziliśmy się już w lutym, z pieknego dla mnie snu... Widzisz, miałem nie wracać, a jednak pojawiła się refleksja o innym aspekcie mojego życia, który jakoś wtedy związany był z Twoim... oczywiście bez "żadnej relacji". Nierealność tego w moim przypadku, gdy o tym napisałaś była dla mnie oczywista, dlatego z pewnością pamiętasz moją przeenergetyzowaną sms-ową odpowiedź. W tym momencie musiałaś już wiedzieć, być pewna, że jestem już Twój. Może nie wiedziałaś na jak długo, bo mnie nie znałaś tak dobrze. Emocje najlepiej oddają wnętrze. Szybka, spontaniczna wymiana zdań i wiemy już wszystko. Wtedy na sms-y odpowiadałaś bardzo szybko i wyczerpująco..zastanawiałem się w jaki sposób tak szybko piszesz, ale używałaś smartfona, a ja jeszcze bardzo starych, nieułatwiających pisania telefonów. Oczywiście wiedziałaś jeszcze szybciej, bo mowa ciała i bezpośrednie zachowania najlepiej o tym świadczyły. Jeny w styczniu...to musiało było wzajemne... musiałabyś być naprawdę perfekcyjną aktorką. Więc nie dziw się temu co się ze mną działo Byłem w okolicach szczytu sinusoidy, pełen energii, przekonany o niemal nieograniczonych możliwościach, z otwartą przyszłością. Byłem w stanie zrobić dla Ciebie wszystko, więc dlaczego miałem czekać 2 lata, może rok, może do lata. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co chcesz otworzyć, ale już pragnąłem Ci pomóc. I mogłem. Bo w styczniu wysarczyło porozmawiać i mogłabyś otworzyć firmę szybciej...urzędowe przeszkody też byśmy przeskoczyli. Bez żadnych warunków z mojej strony. Poza tym co było dla mnie zawsze oczywiste, że jak się kogoś zna, to się zna i nie olewa. jak to mówią: Boże broń nas przed pogardą...inaczej mówiąc nie olewam...i Ty też to mówiłaś, ludzi. To nie byłby warunek, to po prostu było dla mnie normalne i nie mówiłbym o tym tak samo jak później. Uwzględniając całą komplikację sytuacji oczywiście. Nic bym nie kupował. Serce...to jest coś co mam, prawdziwej miłości nie można kupić, emocje były o czym jestem nadal przekonany... Noo, tak, stało się jak się stało, bo jakiś "czort" podle uprzykrzył Ci życie i skomplikował jeszcze bardziej sytuację. Życie. Ubić jego czy siebie? Takie do tej pory wywołuje to u mnie emocje. Dla Ciebie jest to pewnie zamierzchła historia, przykryta innymi wydarzeniami. Ja czuję jakby to było wczoraj... Naprawdę by się udało, ale byłaś po niekorzystnych doświadczeniach innych "układów" i być może czegoś podobnego się obawiałaś. Znałaś mnie niecały miesiąc.

Cóż z tego? Dziś jest dziś. Nie mam już tej energii, możliwości, wiele rzeczy sobie utrudniłem. Ale jednak wtedy dzięki tej energii, na fali sporo zrobiłem i w zasadzie poprawiłem obiektywnie nawet swoją sytuację. Teraz jest gorzej, ale jestem na krzywej wznoszącej. Możliwości powiedzmy, że są połowiczne. Co z tego? Istnieje szansa na wzrost i poprawę. Ale bez motywacji wiem, że tego nie zrobię...tzn. czego? No właśnie...nie wiem. Jestem na skrzyżowaniu, przypomina mi się piosenka Vox-u "Na rozstaju dróg, gdzie przydrożny Chrystus stał...zapytałem dokąd iść, frasobliwą minę miał..." Wraca motyw religijny...to wg liberalnej psychologii niezbyt dobry znak w przypadku facetów w średnim wieku... Przecież byłem świadomy, że nie jesteś aniołkiem, juz aniołkiem, czy jakoś tak. Nie w aniołku się zakochałem, chociaż te cechy pewnie najbardziej mnie wciągnęły. Pozostałe zafascynowały. W ogóle aniołami nie jesteśmy, ja też nie, mimo że często myślę o sobie jak o dzieciaku, a byłem wyjątkowo grzecznym i spokojnym dzieckiem :) Mój bardzo bliski kuzyn, był dużo bardziej niespokojny i został...zakonnikiem. Więc pamiętasz pewnie, że trochę przesadzałem z krzyżykami, każdy znak był dla mnie rok temu ważny, każde słowo. Śmiem twierdzić, że w tamtym momencie pod pewnym względem mogłem być bystrzejszy od Ciebie, czy postrzegać więcej. Więc wiedziałem czy raczej wyczuwałem w co się pakuję po paru wizytach. Może, mówiąc precyzyjnie, był to tylko obraz czy wyobrażenie jakie stworzyłem w swojej głowie na podstawie skojarzeń, niestety "wiedzę" mogłem czerpać głównie z filmów i książek... Zabezpieczałem się jak umiałem ;) Nie mówię o tym co wypadło raz ze spodni, bo to było tam jeszcze z zagranicy... 

No tak...czyli przyznaję w zasadzie, ze byłem wtedy trochę szalony. Na fali, u szczytu sinusoidy, przywiązuję dużą wagę do szczegółów, rozważam multum możliwości, widzę dziesiątki możliwych scenariuszy, na które lubię być przygotowany i dlatego noszę za dużo rzeczy. Potrafię wtedy też bardzo dużo zrobić i jeśli wtedy coś dokończę to zazwyczaj...prawie perfekcyjnie. Takie są moje doświadczenia. Piszę o tym będąc gdzieś pośrodku cyklu więc postrzegam to w tym momencie najbardziej obiektywnie. Bez euforii ani dołowania. Taki jestem, takiego się znam. Spłaszczać sinusoidy nie zamierzam, generalnie pod osią bywałem w życiu zdecydowanie krócej niż nad. Stąd chyba jeszcze ten uśmiech w oczach, który zafascynował mnie kiedyś u nieprzeciętnego wykładowcy od probabilistyki...taki chciałem być. Ludzie niestety zazwyczaj z wiekiem smutnieją i widać to w ich oczach...

Wysłane wczoraj jakoś nie mogą się dostarczyć. Co to oznacza, nie wiem. Rozgrzałem się pisaniem, temperatura się podniosła więc pójdę na słońce...

Sprawdzam Fb co jakieś pół godziny, ale nic. Przecież nie wiem co robisz. Dziś zauważyłem, że ktoś obserwuje Waszą stronę bez polubienia. To trochę dziwne, ale może to przypadek. Mam nadzieję, że nie wiąże się to z jakimś złym...znakiem. Wydaje mi się, ze jeszcze w zeszłym tygodniu mieliście o 1 więcej polubień niż obserwacji...Puszczę muzykę... No i puściłem Annę Jantar. I nie wierzę, że nie lubisz tańczyć, nie lubiłaś...więc chciałem zobaczyć kiedyś Twoje zdjęcia w wieku 17,5... no może 16...ze względu na...szybsze dorastanie ;)

Co tam mi się jeszcze przypomniało? Ano, nie uważam, że nie byłabyś w stanie wymyślić całej historii i zagrać ją tylko po co? Nie jesteś Fish, ja nie jestem Max :) Mówiłaś, że widzisz, że w dzień Ci ufam, a wieczorem nie? Takie wnioski wyciągałaś na podstawie sms-ów. Jasne, że analizowałem rano, wieczorem, w nocy, rozważałem możliwości. Zdawałem sobie sprawę, ze konwencja zakłada pewien poziom złudzeń, zwodzenia i brałem to pod uwagę, jednak ufałem Ci, czułem to, starałem się zrozumieć, rozwiązać, pomóc. Ścisłe trzymanie się konwencji, miejsca nie pomagało. Ufam Ci nadal więc trochę się niepokoję brakiiem aktywności, bo wczoraj w nocy szczerze ziowałem jawnie ekstremalne emocje... Nic to...muszę z tym żyć i raczej już wcześniej zdawałaś sobie z tego sprawę...Mam nadzieję, że tym razem jakiś "czort" nie komplikuje Twojego odbioru...

Zakląłem sobie, bo wychodzi, że pisanie i sprawdzanie czy odebrałaś bardziej mnie ciągnie niż siedzenie na słońcu nawet tylko pół godziny. Więc wróciłem po 10 minutach. Beznadziejny stan. A że, jestem dość... wrażliwy to później w tym kraju zainteresowanie mną przejawiali głównie zdeklarowani gay-e :) Choć po zgoleniu brody przedwczoraj usłyszałem "beautyfull" od męża i ojca :) Własnie znowu usłyszałem coś o nowym stylu, odpowiedziałem, że wiosna itd... Usłyszałem, że siwa broda mnie postarza, a ja o traumatycznych przeżyciach po rozwodzie...kilka lat przed też nie było łatwych...

Powietrzyłem trochę i skorzystałem z drążka...cienizna. Tego się nie uda oszukać jak pompek. 2 razy po zimie to marnie. Co prawda pod koniec lata było też już tylko 3. No i nie widzę aktywności, a już 13.30... Anna dalej śpiewa... Teraz właśnie "Staruszek świat" :) 

Noo, tak. Cieplej, zmieniłem muzę na Clannad, bo ktoś starszy nie potrafi zapamiętać, że wystarczy przełączyć zakładki :) Pewnie ta zaskakująca dla otoczenia zmiana stylu wygląda jakbym się odmłodził o 20 lat. Cóż, wychodzę chyba z najdłuższego w życiu dołka, czy najgłębszego...trudno mi to porównać z poprzednim, po pierwszym i jedynym, na jakim byłem, posiedzeniu rozprawy rozwodowej... Dopiero to wepchnęło mnie pod oś. Nie poradziłem sobie wtedy z buchającą agresją werbalną przed i stwierdzeniem w trakcie, że już mnie nie kocha i że byłem zły... Uciekać potrafię, z werbalnym i każdym innym prócz brutalnego, stawianiem czoła sobie radzę. Wtedy nad oś czy w okolice zera wyciągnął mnie dopiero wyjazd i pływanie. Max-em się nie stałem, być może dlatego, że sytuacja mnie do tego jednak nie zmusiła. Kiedy ostatnio wpadłem we wściekłość? Raz czy dwa w dzieciństwie, czy jeszcze raz po bardzo długiej i wyczerpującej werbalnej potyczce z byłą? Bardzo długa to trwająca ponad dobę. Nic złego nie zrobiłem, mimo ekstremalnych emocji, zachowanie kontrolowałem. W takim stanie jednak można zrobić wszystko...

 Wróciłem ze słońca, zobaczyłem "dostaczono" i aktywność więc ucieszyłem się, że żyjesz i mnie nie zablokowałaś :) Czy wysłać Ci już stylizowany list, który powinien być miły, czy poczekać byś nie poczuła się bombardowana czy osaczana? Wolałbym oczywiście wpierw dostać od Ciebie kilka słów, czy choć informację o wyświetleniu, więc czekam. Byłaś aktywna krótko więc możesz teraz nie mieć czasu na takie "głupoty".

Enya śpiewa, posiedziałem trochę z nogami w górze, wypiłem szklankę kranówki i wróciłem. Nic się nie zmienia, zakładam, że pracujesz, choć swoje założenie opieram tylko na...wierze, że masz się dobrze :) Trochę sie modlę...poważnie, za Ciebie też, żebyś była zdrowa i może nie syczała na mnie jak Ci się zdarzyło parę razy ;)

Robi się powoli chłodniej i nie wiem czy dziś, poślę co napisałem. Jak to nie pomoże, to nie wiem co może. Kolejna ostatnia deska ratunku? Powinienem coś zjeść, bo 11 godzin między posiłkami to jednak dla mnie trochę zbyt długo, więc jeżeli będę wstawał wcześniej muszę wrócić do środkowego posiłku. Jak czytasz to wiesz, że z tym umieraniem nie jest tak prosto. Że jeszcze mam nadzieję. ściPoprzednia część jest trochę nasycona "dziwnością"...nie, nie przeczytałem po napisaniu. Pokazuje chyba, że jest ze mną trochę lepiej, czy jednak gorzej?

Zobaczyłem aktywność i jednak bombardnąłem. Jeszcze niedostarczono węc nie wiem co to oznacza i być może się pośpieszyłem...czy jak usunę to zniknie? Usunąłem, bo nie wyświetliłaś poprzedniego, zobaczymy... Znowu aktywna, ale bez wyświetlenia nie wiem. Na smartfonie może być problem z odczytaniem...certolę się tzn. przejmuję drobiazgami? Zniknełaś więc nie wiem. To nie zabawa, to poważne dylematy... Psuć nic nie chcę. Teraz po prostu możesz być bardzo zajęta i nie chcę rozpraszać.

Czytam czym się różni dostarczona od wyświetlenia i moja hipoteza z dwoma urządzeniami jest raczej błędna, a jak coś wysłałem to i tak pewnie do Ciebie dojdzie mimo braku statusu "dostarczone" przez 2 minuty mimo aktywności. Gdy znajdziesz chwilę dobroci dla mnie to dopiero zobaczę "wyświetlono". Proste w sumie, tylko 3 tygodnie temu chyba w ogóle nie widziałem komunikatu "wyświetlono" tylko przez kilka dni "dostarczono". Czyli spokojnie możesz to sobie regulować i taka komunikacja nie jest uciążliwa co mnie cieszy. Ciekawe czy widzisz w jakiś sposób, że coś usunąłem po wysłaniu. Pewnie usuwam tylko po swojej stronie, więc nie ma to znaczenia. Znowu byłaś aktywna, a ja wróciłem po kolejnym wietrzeniu i przegryzieniu pajdy chleba. I znowu aktywna. Mogę sobie popatrzyć w ekran. Nigdy nie zaobserwowałem komunikatu o wyświetleniu żadnego pliku z listem więc nie wiem tak naprawdę nie wiem nawet czy spróbowałaś coś przeczytać, bo wpierw musiałabyś zapisać na kompie chyba, żeby otworzyć. Może stylizowany list będzie jednak pierwszym? Ostatnio odezwałaś się do mnie 18 dni temu. Co przez ten czas przeżyłem masz w opisach.

Poczekam sobie dziś, może znajdziesz czas na wyświetlenie. Oczywiście gdyby było to dla Ciebie ważne zrobiłabyś to dawno więc się nie łudzę co do pewnych rzeczy czy emocji. Więc co mogę osiągnąć? Zaspokoić ciekawość, potwierdzić coś, umilić sobie jednak dość monotonne życie :) Nie stracić wiary w człowieka, nawiązać jakikolwiek kontakt. Tyle mogę zyskać. Co Ty możesz? Stracić chwilę czasu, zyskać co zechcesz. Może pozytywne emocje, a może więcej lub mniej w zależności od hierarchii wartości :) Czy możesz obawiać się negatywnych emocji? Nie powinnaś. Panuję nad sobą, już i zazwyczaj. Napisałem już chyba o wszystkich trudnych rzeczach więc nie muszę juz o nich mówić, jeśli nie chcesz...mogłem tego nie dodawać. Swoją ciekawość mogłaś/możesz zaspokoić czytając. Jeżeli wyczuwasz coś na odległość to wiesz, że piszę prawdę, mam dobre zamiary i Ci nie zaszkodzę. Więc czekam z nadzieją. Sprawdzam skrzynkę bez większych złudzeń i nic. Jeśli chcesz mi pokazać, że nic mi nie pomoże tzn. nie zmieni Twojej awersji to kontaktu ze mną to Ci się udaje. Długo...być może jest nawet coraz łatwiej :( Czy to oznacza coś poza tym, że robi mi się smutniej? Pewnie nie. Więc czekam na wyświetlenie. Taki mój wybór bestyjko ;) NIe mieściło mi się w głowie, że tak może być. Przyszłość pozostaje nieokreślona. 

Zmieniłem muzę na bardziej dynamiczną: Evenascene "Fallen" :) Większa amplituda emocji. Noga sama podskakuje :) Pytam czy ktoś ze znajomych studenta grywa w kosza. W okolicy nie. Zabijać się bez celu? Szukam jakiegoś tekstu z piosenki...w głowie znajduję tylko "Trudno utopię się w niej..." no w końcu sobie przypomniałem dokładnie. Oczywiście jak to zaplanuję to zrobię z uśmiechem na ustach, w końcu jestem szalony zgodnie z amplitudą "Bring me to Life" :) Co ja piszę? Nigdy tak nie miałem, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz, nie :) Wyczuwasz to na odległość...szeptucha to słowo, którego kilka dni temu nie mogłem sobie przypomnieć :) Ostatni taniec, ostatni coś tam...ile tego w piosenkach? I wszystko przez miłość, coś niewymiernego, nienamacalnego czy w ogóle nierzeczywistego? Popijam wodę z uśmiechem, możliwe że w tej chwili szalonym, a jeszcze się nie nakręciłem. Człowiek jest jednak dziwny... Ludzie, ludzkość, kobiety, Ty, ja...pojechałem od ogółu do szczegółu :) Bawię się tą myślą. Bez szacunku nie ma nic, ale na szacunek trzeba zasłużyć. Czy to prawdziwe prawdy? Czy trzeba przyciskać kogoś kolanem do ziemi, żeby coś uzyskać? Czy musimy być tak brutalni by żyć? Czy dobroć oznacza słabość? Same pytania. Czy tylko retoryczne?

Dać sobie dziś na wstrzymanie. Przecież to, że usunąłem stylizowany list z wysłanych może oznaczać, ze nawet jeśli wyświetliłas wątek to nie zobaczę informacji o wyświetleniu, bo pojawia się ona tylko przy ostatnim zdarzeniu. Więc relax :) Pozytywnie i spokojnie. W takim stanie naprawdę moge zacząc grać w kosza, bo adrenalina robi swoje :) Jutro i tak musze iść do sklepu więc może wykopię piłkę, po raz pierwszy tutaj i w ogóle od dawna. Jeszcze w marcu porzucałem, może w kwietniu. W pracy miałem zacząć, ale było coraz mniej zapału, motywacji, chęci, sił. Skończyło sie dołem. Czy nie potrafię sobie po prostu powiedzieć koniec kontaktu? No nie umiem. Poza wszystkimi emocjami, burzy to mój świat. Dezintegracja. 

Niby tylko obraz świata, ale jednak rozwijając koncepcję Platona, nic więcej nie istnieje :) Porąbani filozofowie? Czekam więc nadal. Nawet jeśli czytujesz to poprzedniej części jeszcze nie przeczytałaś, a stylizowany list wyślę jutro ponownie. Czy zdziwisz się jeśli zobaczysz ponownie to samo? Może, ale wtedy jeśli wyświetlisz dostanę swoją...marchewkę czyli komunikat "wyświetlone" ;) Na co mi przyszło? Wcale juz nie użalam się nad sobą. Jest jak jest. Wykopałem się z dołka z wprawdzie tylko niewielką Twoją pomocą, ale jednak. Że mogło go nie być? Pewnie prędzej czy później by był tylko nie wiadomo jak długi i jak głęboki, bo pewne rzeczy dawno wykluczyłaś. Teraz możesz tylko bardziej pomóc. Zrobisz co zechcesz oczywiście. Tak czy inaczej ciekawi mnie czy bawi Cię ta sytuacja, czy odnosisz się do niej jakoś inaczej? Twoje oczy jakie pamietam są niepokojące, uśmiechu nie chcę analizować, mało go było. A jak miało być inaczej...pamiętasz, że później mówiłem o Tartarze. 

Dobra, przyjmijmy założenie, że przeżyję. Co dalej? I dalej nie potrafię nic wymyślić poza płynięciem z prądem, po najmniejszej linii oporu, a to prowadzi...donikąd, nie wiadomo gdzie, do całkowitego upadku, tak czy inaczej do śmierci. Jak całe życie, odpowiesz? Czy chciałbym o tym z Tobą pogadać. Pewnie, ale nie musiałbym. Daj mi cokolwiek :)

Wstałem wcześniej więc chyba jakoś zasnę...no tak już naprawdę filmy mi się skończyły... Jeżeli jesteś taka...zawzięta to nawet jak... stanę na głowie się nie odezwiesz, a ja i tak nie będę potrafił Cię negatywnie ocenić czy precyzyjniej: przestać kochać. Mam problem. Rozumiesz przecież. Czy jedynym wyjściem ma być powrót żeby się zawieść? Rozwiać nadzieje, natrafić na chłód czy odrzucenie? Słaby wybór. Nie daje motywacji do powrotu. Rozpisywałem to już z tydzień czy 2 temu na warianty. Brak sensu i żyję nadal.

Niełatwo, ale zobaczymy jutro. Przecież do tych samych wniosków dochodziłem 3 tygodnie temu. Po prostu potrafisz...tak jak mówiłaś... ale nazwę to bezlitosna. No dobra...objawem litości może być wyświetlanie, bo przecież nie musisz być ciekawa co się u mnie dzieje. Czyli czekam na litość. Dobrze, że już panuję nad huśtawką. Może, dlatego że po prostu pewne wnioski nie są już nowe. Na współczucie nie mam co liczyć? Trudno na tym zbudować komunikację? Jeny...jak nie chcesz pomóż mi to jakoś przerwać...refleksja podpowiada, że może jeszcze dla mnie za szybko, w końcu to dalej wszystko na czym mi zależy. Cienie, okruchy kontaktu. Smutne, ale prawdziwe. Może kiedyś wrócę, żeby zobaczyć Cię chociaż ostatni raz. Patrzę na zdjęcie profilowe i tak naprawdę nie wiem czy to Ty kiedyś czy nie , ale po co miałabyś używać zdjęcia kogoś podobnego? Już kiedyś o tym pisałem. Wgapiam się w nie i nogi robią mi się miękkie. Uśmiech podobny do zapamiętanego, wlosy mogą być Twoje, oczy zamknięte też, makijaż zmienia. Nie wiem czy nos dokładnie pasuje, uszy nie wiem, dłonie pod kątem, szyja, ramiona. Zdjęcie profesjonalne z ładnym bokehem, piękne. Ty czy nie Ty sprzed... kilku lat? Ściągam i waży akurat 66,6 kB... Żarty sobie robisz sama czy ktoś inny?  Ale jaja xD. NIestety wgapianie w to zdjęcie tylko pogłebia moją tęsknotę. Jak tak daej pójdzie to zacznę robić coraz bardziej desperackie rzeczy. 

Zobaczyłem aktywność i zacząłem szukać naklejki i nic nie wybrałem a potem okazało się że poszła ostatnia jakaś dziwna i niepozytywna raczej, szybko usunąłem, ale to chyba nic nie daje. Przyglądałem się tej płaczącej, a potem z aureolą, ale nic nie kliknąłem. NIe wiem co wyraża ta co się przez przypadek wysłała. Pomieszanie? WoW wyświetliłaś, Koniec WoW, dostałem co chciałem tzn. nie chciałem. Czy to oznacza koniec nadziei? Pisze ktoś używając rodzaju męskiego, może nawet nie Ty i robi ze mnie...wała, wariata? Pewnie Ty, ale to oznacza...nic dobrego :( Więc wysyłam głupio, ale po prostocie. Teraz już tylko przeżyć...

Czy tak się kończy 26 dni złudzeń? Czy mam wyczytać z tego coś więcej, czy to mógł napisać pracownik, syn, wspólnik? Nie wiem, ale bez porozumienia z Tobą by tego nie zrobił...raczej. Tak czy inaczej sprowokowałem być może dopiero tą przypadkową naklejką bez sensu. Czy to oznacza, że naprawdę tam nie pracujesz tylko zarządzasz? Nie wierzę ale może być różnie w zależności od zdrowia i może innej pracy. I tak mam zagwozdkę. Bo jedyny pozytyw w informacji jest zawarty w stwierdzeniu "jestem przekonany" i "coś poradzić na podane przez Pana objawy" czyli jakbyś czytała, bo nic nie pisałem wprost o objawach, no ale mówiłem i powiązałem to konto z rozmową telefoniczną wiec może to tylko kolejna próba łudzenia samego siebie. Naprawdę się tak ukrywasz? Wychodzi, że tak i nie chcesz być wiązana, identyfikowana ze studio. To po co to zdjęcie? Sprawdzam skrzynkę - nic. Gdybyś chciała to byś się odezwała. Może chodzi tylko o mnie czyli po prostu nie chcesz żadnego kontaktu. To co odpowiedziałem świadczy, że jeszcze nie zrozumiałem. Ilu osobom pokazywałaś te zdjęcia? Przecież, to że użyłem Twojego imienia przez komunikator niczym nie grozi. Nie musisz potwierdzać, możesz wysłać coś prywatnie na maila...Noo tak, a jeśli nie chcesz? Czy ja tego naprawdę nie potrafię uszanować? To nic, że nie mieści mi się to w głowie. Nie mam żadnej prywatnej zachęty. Już nie mam żadnej jeśli przeczytałaś. Jeśli nie to też nie czyli coś straciłem, prawie nic, a jednak. Wiadomo, że kanałem służbowym mi tego wprost nie napiszesz. Jak tego nie zrozumię to mnie zablokujesz. Przesyłać sobie chyba mogę, bo wcześniej nie zareagowałaś. Mimo podpisu nie zrozumiałem. No potrzebuję czegoś...rozumiesz. Napisałem oględnie o szefowej i zdjęciach w dobrej wierze. W wariancie sugerowanym, jeśli to napisał, pracownik czy właściciel to moja odpowiedź problemu nie zrobiła. Proszenie o przekazanie mojego adresu mailowego mija się z celem. Jeśli czytasz to go masz, jeśli nie to nic nie zmienia bo nawet w odpowiedzi oficjalnej mogłaś o niego zapytać pod pretekstem np. że mi coś wyślecie. No jaja, muszę to przeżyć. Teraz od czachy będzie wysyłanie stylizowanego listu, który nie wiem czy widziałaś tzn.nie jestem pewien czy dotarł, bo go skasowałem Trochę zbyt wiele ruchów dziś, nie? Jeżeli to Ty to nie wytrzymałaś i zareagowałaś. Zawsze możesz dodać, że żadnej szefowej nie ma. Dochodzę do wniosku, że nie jestem dobry w te klocki, jeśli miałem więcej wyczytać z tego komunikatu i wziąć go za dobrą monetę. Trudno. 

Tak, może to wyglądać, że próbuję wymusić kontakt. Szczególnie dziś. Żadnego odniesienia do opisów nie ma, bo gdyby miało być napisałabyś "opisanych". Muszę to poanalizować żeby się uspokoić. Nie jest tak źle jak ostatnio, ale niemiłe odczucie jeszcze nie minęło. Zimny prysznic, odebranie nikłej nadziei. No tak, wytłumaczyłem się krótko, Wy profesjonalnie jesteście czyści i nadal zapraszacie. Jeśli jestem przekonany, że jest jak jest to pomimo zaprzeczenia, że pracujesz (no tak to może być wiadomy oficjalny problem dla Ciebie więc nie można tego potwierdzić OK) po prostu jak już bardzo chcę i potrzebuję niech odwiedzę. Inaczej niech spadam, bo nie masz czasu, nie ma Cię, nie istniejesz. Pisanie o szefowej jest na tyle enigmatyczne, że nie powinno Ci przeszkodzić. Jeśli prawdą jest co wyczytałem w pomocy Fb to i tak stylizowany list do Was dotarł. Czy nietaktem będzie wysłanie czegoś zaadresowanego do Ciebie zwykłą pocztą? Przecież nie na właściciela. Może teraz tu już mnie zablokowałaś, bo moja odpowiedź nie ma statusu "dostarczona" Zobaczymy jutro. Pomiotałem sie trochę ale powoli przechodzi. Widzisz, że niewiele to zmienia. Kanał prawie spalony mówiąc po Twojemu. Teraz równie dobrze a może lepiej jak już muszę mogę wysłać maila na skrzynkę mailową. Może to tylko przedłużanie łudzenia się, ale nic innego mi nie zostało. Howgh, idę się przewietrzyć.

Robi się chłodno, świat wygląda czarniej. Mogłem napisać "Waszym" zamiast "swoim" ale poszło jak poszło, najpierw nawet użyłem imienia coś sie kliknęło przy edycji co widać, bo było nieskładne. Usunąłem ale jeśli się wysłało do też doszło. Powinienem zrobić jakąś próbę między dwoma kontami, a nie domniemywać. Tylko musiałbym uruchomić drugie konto.

Cóż, w praktyce to co dziś zrobiłem nie zmienia mojej sytuacji. Właśnie zobaczyłem, że różnica między ilością polubień a obserwujących wzrosła Wam do 2. To oczywiście nie ja. Nieważne. Przedłużam nadzieję do jutra. Rozumiem, że tym kanałem nie możesz mi odpowiedzieć. Że nie chcesz powinienem wiedzieć już od prawie roku. Po tej myśli niestety chce mi sie palnąć sobie w łeb. Może Twój świat rzeczywiście jest zupełnie inny od mojego. Powysyłałem sobie...masz wszystko i piszesz, że adresatka przecież tu nie pracuje. Musisz być w niezłej formie. Jaki ja jestem żałosny! NIe pocieszysz mnie...chyba. Wiem, mogę się tak łudzić do śmierci. Zobaczymy jutro. Czego miałem się spodziewać? Jeśli potrafiłaś kiedyś to tym bardziej teraz. Logicznie byłoby napisać teraz: "żegnaj". Mogę jedynie czekać i może wysłać, ale chyba lepiej tak by nie było widać treści ten stylizowany list. Jak masz przeczytać to przeczytasz, jak nie to i tak nie. Popełniłem dziś kilka błedów i za to płacę. Jak duża jest to cena wiem tylko ja. Zobaczymy jutro. Dobranoc.

Jeszcze myślę. Muszę założyć, że ten stylizowany list doszedł, bo tak jest napisane w helpie Fb. Czyli czytałaś. Ta głupia buźka w takim razie też, ale raczej nie ona przeważyła. To tylko domysł. Zbieram fakty. Odpowiedź przyszła szybko po tym jak zobaczyłem info o wyświetleniu opisu. Mogło minąć maksymalnie 5 minut i stylizowany list zdążyłabyś przeczytać, opisu nie. W tym czasie musiałaś jeszcze napisać odpowiedź co mogło zająć minutę. Raczej nie zdążyłabyś tego zlecić bo i po co, chyba, że przez telefon ktoś Ci powiedział, że szaleniec dziś dużo nadaje i co zrobić...raczej małoprawdopodobne, no i nie fakt. Wykluczam możliwość, że to Twój rodzony ma niezły ubaw. Owszem, może prowadzić firmę jeśli ma czas. Mógłby obsługiwać ten kanał. Może obserwuję jego aktywność? W zasadzie nie mogę tego do końca wykluczyć... Czy coś przekazuje szefowej? Czemu nie wybadałem za pierwszym razem przez telefon, nie zapytałem o której będziesz itd. ? Teraz jestem skazany na domysły... słabo. Oczywiście już nie w głowie mi koszykówka. Sam namieszałem. Chciałem jakiejś reakcji i dostałem. Nie na skrzynkę, a tu...muszę sobie to wbić do głowy, nic więcej nie miałem szans dostać. Nie bawisz się tu bawić w aluzje, które ktoś inny mógłby też odczytać. Jesteś ostrożna. To też tylko domysł. Na wprost: to kanał służbowy, na którym się nie ujawniasz, informacja o mojej skrzynce być może dotarła, ale to niczego nie zmienia. NIc niczego nie zmienia i to dla mnie niedobrze. Na dobry humor nie mam co liczyć. Okrutne to trochę, ale pozostaje mi czekać na skrzynce lub jeszcze przesłać stylizowany list na adres rekrutacji, licząc, że do Ciebie trafi. Bo niby kto ma ją prowadzić? Niby mógłby ale raczej z Twoją konsultacją, jeśli jest możliwa. Nie napisałaś/liście, że nie żyjesz czyli jest dobrze i tego muszę się trzymać :) Dobranoc.

21.02

No tak. Zasnąłem wczoraj jakoś pewnie prztgnębiony, bo co mogę zrobić? Obudziłem się niestety znowu przed trzecią po jakimś niepokojącym śnie, którego nie pamiętałem. Poprzewracałem się z ciężkimi myślami. Nic nie wychodzi. Pewnie jeszcze chwilę się zdrzemnąłem zanim wygramoliłem się ze śpiwora. Nie chciało mi się iśc do sklepu. Nic znowu nie było łatwe. Chciałem żebyś się odezwała, ale nie tak, jeśli to Ty. Przecież czas leci i mogło się coś zmienić od 26 stycznia, kiedy pierwszy raz zadzwoniłem przekonany, ze lepiej jak oddzwonisz niż mam Wam przeszkadzać w pracy.

Właśnie dostałem odpowiedź. Jasne, że macie szefa i chyba nie muszę dziękować za odpowiedź. Jednak grzecznie podziękowałem i trochę mnie to rozpogodziło. NIe rozwijałem tego, ze chodzi mi o mamę itd. Przecież wiadomo, każdy z pracowników musi wiedzieć. Przecież to nie była ściema co opowiadałaś. Tym tekstem pewnie zamknę wątek. Jednak wysłałem prośbę w pdf-ie żeby nie było wątpliwości odnośnie mojej sytuacji. Problemu nie powinno to zrobić. Wyjaśnia do końca i pewnie kończy wątek. Trochę mi ulżyło...

Uparty jak osioł i dziecinny, czy już zdziecinniały? Wysłałem to co miałem, a wczoraj poszło zbyt pośpiesznie i usunąłem. Chciałem żebyś przeczytała. Było mi to potrzebne. Tak czułem. Teraz puściłem w pdf-ie żeby nie kłuło w oczy, bo moze to był problem. Istnieje mozliwość, że nic do Ciebie nie dociera i jest filtrowane za Twoja zgodą lub nie przez ekipę, bliskich. Przecież nie wiem jak jest. Nie będę wchodził z nimi w dyskusję, że coś tam, kiedyś, tylko napisałem, że próbuję się ratować zgodnie z prawdą. NIc nie musi Cię to obchodzić rzecz jasna, ale nie potrafię sobie tego wyobrazić. Zeby potrafić potrzebuję od Ciebie minmum 2 lub trzech słów. Muszę być pewnym, że to od Ciebie żeby później się nie oszukiwać. Oczywiście wolałbym kilka słów np. co tydzień, o czymkolwiek: pogodzie, nastroju, firmie, zdrowiu, filmach - to pozwoliłoby mi w miarę spokojnie i dobrze żyć. Jestem pewien. Znam siebie. Teraz wytrzymałem ponad 2 tygodnie bez słowa, nawet służbowego i rozpogodziło i uspokoiło mnie kilka oczywistych słów służbowego zaprzeczenia.

Dziś w sklepie udało misię kupić chleb i ser jak chciałem, a do popicia tym razem miałem lemoniadę. Dalej wolę ją od piwa :) Na ławeczce nie było fajnie, tochę chłodno a nie chciało mi się ćwiczyć, piękny widok nie cieszył. Zastanawiałem się czy na pewno udało mi się wyjść z dołka. Wróciłem, przewietrzyłem i znalazłem "wyświetlone" i jeszcze krótka odpowiedź. Mimo oczywistej treści zrobiło mi się lepiej. Nawet takie coś daje mi radość, uspokojenie, rozumiesz? Mogłem nie wysyłać już nic, ale wiadomo, że lubimy mieć ostatnie słowo i chciałem ładnie i być może zręcznie, a może żałośnie podsumować wątek. Co teraz? Nie wiem, ale jest mi trochęlżej niż jeszcze rano :)

Potem dopiero wszedłem do wody, pobrodziłem, podciągnąłem się i poopalałem. Raj? Niebo? NIe do końca...określenie "nieciekawe położenie" pasuje. Dopiero później puściłem muzę znowu "Child in Time" Deep Purple.Teraz leci ich płyta z 1974. Nie znam, ale niezła, szybka. Mimo swojej "bezlitośności" nie wiem jak bardzo zmieniły Cię ostatnie trudne 3 lata. Może różnimy się przede wszystkim tym, że Ty miałaś się dla kogo poświęcać w tym czasie, a ja już nie. Poza tym, że zawsze, czy prawie zawsze byłem/chciałem być jak dziecko. Niewinny. Każdy chce? Nie wiem, chciałbym by tak było.

Zapomniałem wspomnieć, że dziś na wejściu do Fb czekała na mnie zaproponowana strona do polubienia z pięknymi oczami sowy. Wiadomo z czym się to kojarzy, ale nie wykluczam przypadku :) Poza tym trochę mi to zwisa :) Jestem gdzie jestem, napisałem co napisałem, jeśli ktoś bardzo chciał to wie gdzie i co. Mam tego świadomość, a to tylko skojarzenie przypominające o tym. Dlatego również nie rzucałem konkretami, nie było potrzeby. Jeżeli to czytasz i tak raczej doskonale wiesz o co mi chodziło. Zaszkodzić mogłem w ten sposób najwyżej sobie.

Przed chwilą przeniosłem trochę ciężarów i muszę się przyznać, że trochę się zdyszałem i spociłem. Staram się tu tego unikać, bo z prysznicem na razie cienko. Może jutro nawet popływam w końcu...Widzę "dostarczone" ale nie oczekuję innej odpowiedzi na swoją prośbę niż na skrzynkę. Nikt mnie dziś wieczorem nie musi "pacyfikować". Dziś nie chcę nic wysyłać, jutro też nie muszę. Mogę poczekać dłużej, a nawet porzucić ten kanał. Słyszysz moje myśli na odległość? Pewnie nie, ale jesteś domyślna. Zobaczymy jak będzie i czy przypadkiem jakiś facet nie wyśle mnie znowu na drzewo. Bo może rzeczywiście nie pisałaś tego Ty. Nie chcę się domyślać. To nie ma sensu. Staram się odbić od dna, czy może już wyszedłem z dołka, ale nie chcę tam wracać ponownie. Mogę nawet poprzestać na balansowaniu w pobliżu zera, utrzymywaniu równowagi. Myślę, ze tutaj byłoby to możliwe z Twoją naprawdę drobną pomocą. Udawać nastolatka jakiego pamiętam. Trochę beztrosko i spartańsko, może 10 lat, a może dłużej lub krócej? Wiadomo ile komu zostało? Taką mam wizję. Myślę, że potrafiłbym ją urzeczywistnić. Właśnie zaczęło lecieć "Stairways to Heaven".

Żeby wrócić do kraju potrzebowałbym czegoś specjalnego. Wiadomo zawsze może zdarzyć się coś złego i lepiej nie kusić losu. Mad Maxem nie jestem, raczej Forrest Gumpem :) Co widać chyba po zachowaniu?

A co tam, wylogowałem się z Fb żeby było widać, ze naprawdę dziś nie zależy mi na odpowiedzi przez niego. To chyba czytelne. Nie sprawdzę też skrzynki żeby się nie rozczarować. Odważny jestem nie? 

Oczywiście, nie przestałem mysleć o Tobie, ale jak na dziś to i tak wiele kontaktu dla mnie. Jedno wyświetlenie, jedno zdanie od kogoś bez polskich znaków i dwa dostarczenia :) Nie chcę takiej nocy jak ostatnia... Więc spokojnie przeglądam sieć. Może masz zwykły adres na gmailu,bo znalazłem jakiś enigmatyczny profil. Zobaczymy, ale nie dziś. Masz pełną kontrolę, Ty decydujesz czy się odezwiesz. Ja bujam w obłokach już prawie 4 tygodnie. Pomogło mi to. Wieczory są trudne, wiadomo. Nie rozwijam, postaram się zająć czymś innym. nNie musze sobie też zadawać pytania po co to piszę? Nie wiem. Teraz leci AC/DC więc noga sama podskakuje.

Powietrzyłem znowu. Wieczór zawsze jest trudniejszy. Powraca refleksja, że nic naprawdę wspaniałego już mnie w życiu nie czeka. A jeśli w końcu się nie odezwiesz to będzie smuta. Trzeba coś robić, żeby o tym nie myśleć. Co mnie czeka? Niepewność, niewiadoma...może po prostu spadł mi poziom cukru, bo ostatnio jadłem 8 godzin temu? Oczywiście spokojnie, ale to nie beztroska. Wiem, że  "diagnostyka na odległość" nie jest Twoją ulubioną dziedziną, ale póki co mogę nawet za nią zapłacić. Mam nadzieję, że Cię to nie obraża. Chwytam się każdej możliwości. Nie chcę nikogo denerwować czy zażenowywać (jest takie słowo w ogóle?). Dlaczego tak długo nie odpowiadasz? Może masz zupełnie inną pracę, a szef rzeczywiście sam ogarnia komunikację i może Cię tylko chroni, przed kontaktem ze mną? Nie wiem jak jest. Całe te 3 tygodnie oparłem na nadziei, że jest inaczej, bo z pierwszej krótkiej rozmowy wywnioskowałem, że pojawiasz się w firmie. Czy mogłem skończyć gdy wyczułem na początku drugiej rozmowy blokadę? Że musiałaś jakoś negatywnie odnieść się do kontaktu ze mną wobec pracowników. nie stać mnie było wtedy na to, więc poskarżyłem się na nogę i pogadałem trochę po polsku, co było miłe po rozczarowaniu, ze nie odebrałaś, nie odpowiedziałaś i jeszcze wprowadziłaś "blokadę". Rozumiesz przecież chyba nawet bez czytania.

Z pozytywów na wieczór: dziś obciąłem nawet paznokcie u stóp :) Może znajdę coś jeszcze. Bez podglądania aktywności jednak smutniej, ale wiadomo, że nie chcę żeby było jak wczoraj, a tym kanałem jako Ty sie nie odezwiesz. Przewidziałaś mój los? Myślę o Tobie, bo mam Cię w sercu, głowie. Wiadomo. Spada mi nastrój. To chyba zniechęcenie, bo 18 dni ciągnąłem na nadziei, że wyświetlasz, może czytasz i w końcu się odezwiesz. Nie potrafię nic dla siebie innego wymyślić. Prosiłem o pomoc, a teraz nawet nie mogę być pewien czy jakaś prośba do Ciebie dotarła. A może nie możesz zrozumieć, że bardzo drobnym kontaktem możesz mi bardzo pomóc. Nie mogę uwierzyć, że nie lubisz pomagać. NIe musiałoby to z niczym kolidować. Jeśli nie czytasz to nie jestem w stanie Cię przekonać, jeśli w ogóle coś może... 

Poczytałem trochę. Specjalnie mnie to nie wciąga. Jeszcze 4 tygodni nie miałem wyboru tzn. nie wiedziałem, że żyjesz i smutek wieczorem był normą. Ściągnąłem jakieś filmy na wieczór, a tak naprawdę noc. Pewnie bez sensu próbuję pisać do siebie o swoich problemach. Masz z pewnością swoje. Szkoda, że się nie pożegnaliśmy...no tak, byłem pewnie tylko dziwnym pacjentem. To nie jest pozytywna myśl na noc. Dobranoc

22.02

Wczoraj chciałem w końcu obejrzeć "Smoleńsk", ale pomieszałem go z hiszpańską komedią o grupie specjalnej. Zacząłem ogladac i tak już zostało. Proste, nieamerykańskie ze specyfiką i stereotypami różnych grup narodowościowych Hiszpanii. Nie śmiałem się, ale dało się przeżyć. Zasnąłem sprawnie. Obudziłem się jak zwykle gdy było jeszcze ciemno albo już jaśniało, nie sprawdziłem godziny i jeszcze udało mi się zasnąć. Było lepiej niż poprzednio. Jak już zdecydowałem się obudzić, zacząłem pisać do Ciebie klasyczny list. Zajęło mi to 2 godziny i zaczęło się robić po raz pierwszy od lata za ciepło w klatce. Wyszedłem więc. Świeciło słońce Zaczynał się piękny dzień. Pogrzałem się na słońcu, w zasadzie zacząłem od próby doprania w morzu czapeczki z lata. Weszła w nią jakaś pleśń czy coś i do końca się nie udało. Potem zacząłem skanować nie swojego kompa, bo znowu oszalał. Ostatecznie skaner w ciągu 3 godzin znalazł ponad 100 zainfekowanych plików. Puściłem Queen, z pewna obawą zalogowałem się do Fb i na początku nic się nie zmieniło, a potem dostałem nagrodę czyli informację o wyświetleniu :) Ale to było już po powrocie z pływania. Bo popływałem dziś chwilę, może 2 minuty na początek. Dość intensywnie, ale woda będzie jeszcze miała tę temperaturę przez jakieś 2 miesiące. nie chciałem się przeziębić. Potem na rozgrzewkę potruchtałem ze 200m co utwierdziło mnie w przekonaniu, że z moją kondycją nie jest najlepiej. Nie może być inaczej. I dopiero wtedy zobaczyłem nagrodę :) Pogrzałem się jeszcze póki słońce nie schowało się za drzewa, podoglądałem co jakiś czas skanowania i piszę. Wylogowałem się wcześniej z Fb, żeby nie dostać niczym na wieczór. Oczywiście wpierw sprawdziłem skrzynkę. Nic, widzisz nadzieja umiera ostatnia :) Nie poganiam, jestem cierpliwy, zakładam, że coś do Ciebie dotarło, ta prośba. Reakcja zależy od Ciebie. Jeśli nie będzie żadnej będę musiał wymyslać dalej. Nie mam naprawdę innego wyjścia. Ta prośba mimo użytej przenośni była na poważnie. Co tu dodać? Jeśli maczają w tym palce jakieś mroczne siły to mam przechlapane... Jeśli coś do Ciebie dociera to powinnaś rozumieć moją sytuację. Tutaj nikt nie jest w stanie zmienić mojego myślenia. NIe znajdę tu żadnego psychologa, który może mógłby to zmienić gdybym się na to zdecydował w kraju.  Sugerowała to przypadkowa koincydencja czasowa w komentarzach na 3m po publikacji pierwszego mojego komentu,  po którym pojawił się koment jakiegoś Wojtka o znanym psychoterapeucie w Rumi, który pomógł mu wrócić rok wcześniej do normalnego życia. Uśmiecham się tylko widząc takie koincydencje. Gdybym chciał spłaszczyć swoją sinusoidę, zrobiłbym to wcześniej. Przewartościowywać życia nie zamierzam. Chyba za późno. Dalej leci Queen więc jest skocznie. Optymistycznie, co nie oznacza, ze widzę jakąś ciekawą przyszłość przed sobą. Staram się żyć dniem dzisiejszym. Cieszyć się tym co mam i...wyświetleniem mojej prośby :) Niewiele, wiem :) Właśnie zaczyna się kawałek o wiecznym życiu :) Nie będę żył wiecznie, wielu w moim wieku już nie żyło. Pogodziłem się z tym. I nie jestem w tej chwili w depresji. Wezmę sobie gorącej wody :) Dłonie zaczynają marznąć mimo 15 stopni, noga wygląda lepiej po moczeniu w zimnej wodzie i siedzeniu z nogami w górze. Jutro może być ciekawy dzień, bo może odbędę krótką wycieczkę do miasta. Dlatego wylogowałem się wcześnie z Fb, żeby nie popsuć sobie humoru, żeby wszystko było możliwe, żeby nie stracić nadziei i przespać spokojnie tę noc :) Jest jeszcze wcześnie 16.23. Przede mną jakieś 5 godzin siedzenia. Co mogę w tym czasie robić? Przejdę się, powietrzę, pomyślę, popiszę może coś poczytam. Proste, nie? Dzięki dobrym ludziom mam gdzie usiąść i nawet mogę posłuchać muzyki. Moje składane krzesłka ktoś "pożyczył" latem i nie oddał. Tak bywa wszędzie pewnie na świecie. Show must... właśnie leci :) Nie planowałem tego, tak się złożyło i jak powiedziałem przez telefon nie Tobie ale zgodnie z prawdą trochę tu ugrzązłem. Niby mógłbym wrócić w każdej chwili ale za bardzo nie mam do czego i kogo. Ciebie próbuję "wykorzystać" na odległość, ale na razie słabo to wychodzi :( Co będzie jeśli dojdę do formy, wespnę się na grzbiet sinusoidy? W zasadzie nie planuję tego. W moim stanie lepszy będzie balans w pobliżu zera, na małym plusie...czyli jednak chcę spłaszczyć? Dojść do tego racjonalnie to chyba coś? Tu nie ma powodu żeby fruwać, nakręcić się tak żeby robić więcej, zauważać, czuć. Jak będzie, zobaczymy. Nie chcę spadać w dół, to zbyt dołujące...nie wiedziałaś o tym, że tak mogę mieć? Minimum pozwala unosić mi się powyżej osi, pozwoliło nawet wyciągnąć się z dołka :)

Poczytałem trochę. Jakieś światowe i militarne newsy. Trochę "gotują żabę" przygotowując tzn. urabiając ludzi przed ewentualnymi lokalnymi konfliktami. Dużej wojny, którą "widziałem" 2 lata temu w ciągu 5 lat jeszcze nie widać. Może być w ciągu 3 lat jeśli sytuacja dojrzeje, może później. Wrózenie z fusów :) Lepiej żeby nie było oczywiście dla większości ludzi. Tyle, że w zasadzie tylko duży konflikt daje szansę na duże zmiany...systemu? Powietrzyłem trochę, temperatura spada szybko. Jest teraz 10 stopni. Spokojnie sobie siedzę zagrzawszy dłonie. 

Noo, tak. Brakuje mi trochę obserwacji Fb wieczorem. Czas płynie powoli, artykuły się kończą, pogadać nie ma z kim. Jest 19, ciemno, temperatura spada teraz powoli. Czytasz czy nie czytasz? Nie mam pojęcia. Pracujesz na pewno tylko nie wiem gdzie. Chyba, że Twój stan nie jest dobry. Wierzę, że nie, ale takie ostre dementi kogoś, że nie pracujesz trochę mnie zaniepokoiło. Wiem, że trochę je sprowokowałem wysyłając za dużo. Co teraz? Nie wiem. Plany na jutro się trochę rozwiały. Zobaczymy co będzie. Chciałbym bardzo żebyś się odezwała. Dziś minęły 4 tygodnie nadziei. Życia na niej opartego. Widać zmianę, w mięśniach lekkie zakwasy. Coś robię w porównaniu do poprzedniego okresu. Sprawdziłem skrzynkę i nic. Czy stylizowany list może zmienić Twoje stanowisko? Moglibyśmy rozmawiać nawet zgodnie z jego konwencją, jeślibyś chciała. Czy może jeszcze jednak nie wyszedłem do końca z dołka i jak wyjdę to będę chciał coś robić, wrócić? Zastanawiam się. Nie zapowiada się. Wrócić na chwilę żeby Cię zobaczyć, nawet ostatni raz to pociągająca wizja. Bez Twojej zgody nawet to nie ma sensu.

Po co się było zakochiwać? Wciągające to było. Gdybym Cię spotkał raz czy dwa. Nie wiem, może mógłbym gdzieś uciec. A tak, zbyt wiele czasu, myśli, wspomnień, skojarzeń. W marcu już dawno nie potrafiłem, w lutym nie potrafiłem, bo jakoś po miesiącu, a może mniej oddawałaś mi już książki, a ja miałem dla Ciebie więcej w samochodzie. Później było już tylko trudniej. Nie potrafię zapomnieć, czy coś. Mój problem, nie? Pewne rzeczy nie są dla mnie. Dobranoc :)

23.02

Wczoraj obejrzałem najnowszy Underworld zamiast Smoleńska, którego jednak nie mam. Zajmująca bajka. Pojawiło się pragnienie smierci z Twoich rąk. Głupie nie? Wizja przebijania nożem czy innym ostrym narzędziem. Zasnąłem sprawnie. Obudziłem się jak zwykle koło trzeciej. Czując jakby Ciebie. Coś tam pewnie po prostu sobie wyobraziłem. Rok temu zaszło nieporozumienie. Za dużo oczekiwałem, czułem itd. Spowodowało to serię zakończona, tym że się ze mnie nabijałaś gdy "łykałem" wszystko co mówisz i w końcu stwierdziłaś, że mi też zależy tylko na kasie czy coś w tym stylu. Nigdy nie rozdawałem tak sobie pieniędzy. Wiem, jak ciężko jest je zarobić itd. Wydatki też starałem sie kontrolować, ale ppocieszać też się umiałem. No tak, ale nie o to poszło. Raczej jednak o wykorzystywanie przewagi, władzy itd. Nigdy mnie to nie bawiło tzn. nie lubie tego robić, nie robię i muszę czuć przyzwolenie, jeżeli to co robię dotyczy jeszcze kogoś. Wiadomo, ze nie lubie też być wykorzystywany. No dobra, ale dziś w nocy było jakoś dziwnie i popuściłem chyba poraz pierwszy trochę wodze fantazji. Aniołem nie jestem i gdzieś tam pewnie czai się jakaś mikrocząstka ciemności. Chyba nie zasnąlem juz do rana marząc sobie trochę. Rok temu ostatni raz...sporo się później zmieniło. Nie w moich uczuciach. Wino dokończyłem z żalu, kląc nauczyłem się późno od uczniów, zdarza mi się to rzadko, gdy coś bardzo mnie zaboli. Z równowagi w życiu potrafiły mnie wyprowadzić tylko parę razy bezpodstawne wg mnie zarzuty ze strony ważnej dla mnie osoby. Pewnie już o tym pisałem. Poza tym porąbany jestem co widać po tym co robię i gdzie jestem. To był trudny dzień, 20 urodziny mojej dawno niewidzianej córki, potrzebowałem pocieszenia. Mówiłem później. No tak, było minęło, minał rok. W maju udało mi się spotkać córkę. W kwietniu się nie udało, a w marcu była pisała, ze nie chcą mnie widzieć i to przeważyło, że nie dałem jej kasy. Będę miał z tego powodu problemy, wiadomo, ale to był mój wybór. Wolałem Tobie pomóc. I cieszę się z tego, że się udało, mimo że nie wiem jak. W maju to był sukces, po kilkugodzinnym oczekiwaniu, gdy już prawie straciłem nadzieję, zadecydował przypadek. Pogadaliśmy trochę, ale jak tu wrócić do normalniejszych relacji po tym co przeszliśmy? Może kiedyś. Jeśli wrócę...

Dziś trochę popisałem rano. Dokończyłem list. Potem postanowiłem zrobić sobie wycieczkę rowerową do miejsca sprzed 1,5 roku. Nie było łatwo tam dojechać. Kondycja cienka, siodełko za niskie, trochę wzniesień, pod które podprowadzałem rower, mimo że kiedyś spokojnie podjeżdżałem pod bardziej strome. Uda bolały, ostatnio tyle przejechałem pewnie dziesiątki lat temu. Dojechałem, zobaczyłem, że starego pojazdu nie ma a wokół leżą tylko nadpalone resztki ubrań. Ktoś się zaopiekował gruchotem, z którym jednak wiązały sie miłe wspomnienia. Takim kiedyś objechałem z rodziną Europę wkoło. Lubiłem podróżować, poznawać nowe miejsca itd. Teraz jakoś nie mam do tego już serca. Nie był to miły widok ale z takimi stratami sobie radzę. Być może jak zwykle się spóźniłem i latem czy jesienią jeszcze coś z niego bym wyciągnął mimo, że był okradziony już 1,5 roku temu. Duży solar, jakieś krzesełka, ubrania, suchy prowiant wtedy jeszcze był. Liczyłem się z tym i chciałem sprawdzić jak jest żeby sie nie łudzić, ze coś jeszcze gdzieś mam. Jutro pewnie nie będę mógł siedzieć i pojawią się kolejne zakwasy. Jak mam się wzmocnić to muszą być.

Jadąc trochę się modliłem, a trochę myślałem o Tobie. Przejechałem trasę, którą kiedyś przeszedłem nad rannem zakrwawiony w jednym bucie po jakimś dziwnym, niespodziewanym, grupowym linczu. Teraz zajęło to wiadomo, mniej czasu. Oczywiście przed wyjazdem plan zakładał, ze miałem sprawdzić stan miejsca ponad pół roku temu. Stało się jak się stało. Depresja niszczy inicjatywę. Wszystko wydaje się takie trudne i bezsensowne. Teraz jest lepiej, mimo że nadzieje na to, że się odezwiesz jakby coraz mniejsze. Jeździ tu sporo ciężarówek, ale nie dałem się przejechać :) Zastanawiałem się czy zacząć krakać o czarnych seriach, ale wróciłem spokojnie. Po drodze zmaczając usta w źródełku, nie wiem z jaką wodą, ale za to ze wspomnieniem kogoś kto zginął tam mając 23 lata. Przeżyłem już 2 razy tyle więc nie mam co płakać chyba? Po powrocie uzupełniłem płyny kranówką, która z reguły jest tu dobra. Trochę się odwodniłem. Potem trochę się opłukałem przepływając kilkadziesiąt metrów nieporadnym delfinem. Nie chciałem się przeziębić. Potem się trochę posuszyłem i poczysciłem kompa, bo jeszcze zachowywał się dziwnie. Teraz jest OK. Późno sprawdziłem skrzynkę i Fb. Miałem powiadomienie o nowym zdjęciu, być może z Twoimi dłońmi. Tekstu nie jestem pewien, bo są drobne niedoskonałości, ale każdy popełnia błędy. Pojawiła się refleksja o moim jednak żałosnym położeniu i tym, że nie chcesz sie odezwać. Zakładając, że coś czytałaś, ze może to Ty umieściłaś zdjęcie itd. Zalikowałem bo Cię lubię...ciężko to zmienić. Dziś, ponieważ byłem dość aktywny myśli mi się bardziej...pragmatycznie. Niestety wnioski nie są optymistyczne. Czekam więc dalej. Jest jak mówiłaś, potrafisz być bezlitosna. Nie chciałem pisać zła, bo nie chcę tak o Tobie myśleć. Nie chcę też myśleć jak Tomek B o swojej...miłości jako o uberwoman czyli znasz języki "nadkobiecie" Czym to się dla niego skończyło wiesz, a że miał duży wpływ na moją wrażliwość i odbiór muzyki to nie muszę kończyć :) Tak sobie piszę spokojnie i wcale nie chcę Cię tym obciążać. Jestem dorosły, podejmuję decyzje, za które muszę sam zapłacić. Wiadomo. Możesz mi jednak pomóc. Czemu tego nie robisz, choć w zasadzie traktuję wyświetlenie jako coś, nie jest dla mnie jasne. Zrób coś tak żebym mógł to chociaż zrozumieć. jak zrozumiem to już będzie mi łatwiej... Wiem, myślę, że nie jestem Ci do niczego potrzebny. Jestem pewien jednak, że potrzebuję akurat Twojej pomocy, która nie powinna być dla Ciebie problemem. Pochrzaniłem sporo przez ostatni dołek i muszę chcieć się postarać, mieć siłę i cel żeby wrócić. Z pewnością jesteś w stanie przemówić mi do rozsądku, wskazać jakiś cel. Dlaczego Ty? Bo jesteś dla mnie ważna, niezależnie od przyszłości. Tutejsza czyśćcowa perspektywa, może zamienić się prędzej czy później w piekło dla mnie. Oczywiście nie wiem jakie Ty masz perspektywy dla siebie.

Teraz trochę marznę, mimo że jest 12 stopni. Puściłem dziś wpierw Vangelisa, a teraz leci Dire Straits. Może jestem totalnym szaleńcem i nie nadaję się do życia? Zobaczymy. W duchu obecnych czasów jestem idiotą, głupcem z mentalnością ofiary itd. No...jeszcze w maju sobie radziłem, ale za często wracałem do Ciebie myślami, martwiłem się, tęskniłem. Codzienne wysyłanie sms-ów żeby chociaż sprawdzić, czy włączasz komórkę, czy żyjesz nie ułatwiało odcięcia. Nie chciałem, nie pożegnałem się z Tobą. Nie wiem co się wtedy z Tobą działo, nie sprawdziłem skutecznie. Zabrakło mi odwagi? Przecież pojechałem do tego szpitala nie znając Twego nazwiska. Zagadałem i zajrzałem jeszcze do wszystkich sal. Głupie? Przecież nie oszukałaś mnie. Mogłaś oczywiście bez problemu, ale wierzyłem Ci naprawdę. Zresztą nie pozostawało mi nic innego, nie chciałem Cie śledzić ani pytać nikogo o Ciebie. Teraz to co innego, ale i tak nie pytałem tylko prosiłem o przekazanie, bo mam pewność, że to Twój projekt. Może nie tylko Twój i możesz mieć skomplikowaną sytuację, której nie chcę bardziej komplikować. To chyba jasne. Czy dobrocią naprawdę nic nie osiągnę? Nie odezwiesz się z czystej chęci niesienia pomocy, bo nie chcę pisać sympatii? Nie wiem przecież czy jestem sympatycznym dla Ciebie wspomnieniem. Takie moje dylematy :)

Ciemna strona na pewno nie ułatwia odpowiedzi. Starać się zrozumieć ten świat metafizycznie? No to mam przechlapane. Jasne anioły do mnie nie przylatują. Przeciwieństwa się przyciągają, wiadomo. Gorszy stać się nie chcę, smutny też nie, byłem ostatnio długo. Pewnie trochę się Ciebie boję. Szanuję i łapię sie Twoichsłów, że nie olewasz ludzi. Marzę sobie, że muszę dłużej cierpliwie poczekać, ale jeśli jasna strona nie dojdzie do głosu...nie mam szans. Takie moje spekulacje, bo może wszystko, a Twoją sytuację w szczególności wyobrażam sobie niezgodnie z rzeczywistością. Oświeć mnie. 

Cóż, ten wieczór rok temu zaproponowałaś Ty. Pamiętam, więc nic dziwnego, że robiłem sobie jakieś nadzieje. To była tylko moja naiwność? Brak doświadczenia? Co by było gdybym teraz wrócił? Czy udawałabyś, że mnie nie znasz, gdyby udało mi się Ciebie spotkać? Przecież jestem w stanie to zrobić. Tylko po co? Dlatego wolę skontaktować się z Tobą na odległość. Rozumiesz przecież, że tak łatwiej mi zaakceptować pewne rzeczy. Poza tym moja sytuacja w kraju jest skomplikowana i nie wiem jak bardzo. Oczywiście gdybyś zechciała sie ze mną zobaczyć nie wahałbym się długo :) Na razie jest jak jest. 

Noo, tak. Czas płynie. Dziś trochę później wylogowałem się z Fb, ale nie liczyłem na odpowiedź. Jeśli masz się zlitować to zrobisz to na skrzynkę. Myslisz może, że jakoś sobie poradzę sam? Nie wiem jak. Na razie żyję z dnia na dzień. Jutro pewnie muszę pójść po chleb, może ławeczka będzie wolna i nie będzie zimnego wiatru :) Gdybym wiedział, że chociaż czytasz. Co by mi to dało? I tak piszę. Dziś jakoś nie jest jeszcze bardzo smutno. Z pewnymi rzeczami się godzę. Może jutro poszukam Twojej skrzynki mailowej. Co to zmieni? Gdybym trafił, gdyby była oczywista, to osób z Twoim nazwiskiem jest bardzo mało. Przynajmniej trafiałbym do Ciebie. Czemu się po prostu nie odczepiłem 4 tygodnie temu jak nie oddzwoniłaś? Dzięki nadziei. Tylko i wyłącznie na minimalny kontakt, który wymyśliłem. Czy jesteś w stanie to zrozumieć? Wierzę, że nie chciałaś dla mnie źle. Tak czułem do końca, to obserwowałem. Dlaczego miałoby się to zmienić? Wyjaśnij mi, pozwól zrozumieć. Jak zrozumiem pewnie będę w stanie się odczepić i spróbować jakoś sobie poradzić z uczuciem. Bez tego często czuję się jak na torturach. Błyskotliwa jesteś, ale o sadyzm Cię nie podejrzewam :) Mam nadzieję, że wyraźnie napisałem o tym negatywnym wariancie. Żebyś tylko przeczytała. Czułem przecież, że mnie rozumiałaś. Może nie wiedziałaś tego jaki zazwyczaj jestem, bo gdy mnie poznałaś wiele w moim życiu się zmieniało, byłem po ekstremalnych dla mnie przeżyciach, szukałem kontaktu z ludźmi, byłem nadaktywny, a rzadko tak miałem w życiu. Teraz jestem inny, w dołku wiadomo, że byłem jeszcze bardziej spokojny i wyobcowany. Nie chcę Ciebie męczyć ani siebie moim życiem. Zawsze marzyciel, zazwyczaj introwertyczny samotnik. Takiego mnie nie znasz. Dobrych snów Ci życzę :)

24.02

Wczoraj Smoleńsk okazał się nie taki zły, poza niedoskonałościami technicznymi, które nie rzucały się tak w oczy na bardzo małym ekranie smartfona. Zasnąłem dobrze, obudziłem się pewnie jak zwykle, ale zasnąłem i miałem sen z Tobą. Chodziliśmy gdzieś razem, gadaliśmy. Fajnie. Byłaś trochę inna niż zapamiętałem. Trochę się to ciągnęło. Dziś rano nie pisałem, starałem się trochę rozbudzić ale byłem jakiś osłabiony. Zjadłem coś przed pójściem do sklepu,ale nie bardzo mi się chciało. Nogi bez zakwasów, ale trochę z waty. Słońce świeciło, kupiłem chleb i ser. Usiadłem na ławeczce, poskubałem trochę, popiłem lemoniadą. Bez zachwytu i wesołych mysli. Czułem zniechęcenie. Bo jeśli wyłączę uczucia to moja sytuacja jest wyjątkowo nieciekawa, jestem totalnie głupi i to co robię nie ma sensu. Pod koniec lata przecież przeklinałem ten wyjazd. Potem zaakceptowałem, czy pogodziłem sie z sytuacją, wyciszyłem się itd. Od miesiąca ożywiam się myślą o Tobie. Moze tylko chwyciłem się tej  myśli jak brzytwy. Może to tylko jest w mojej głowie? No właśnie jest. Ale nie ma tu nikogo kto mógłby mnie z tego wyciągnąc, a sam nie dam rady. Nie dałem rady raz więc nie dam ponownie. Sam tylko się niszczę, nawet po tym jak wychodziłem na prostą, miałem spokojną pracę, która sprowadzała mnie na tory normalności. Bez pomocy kogoś nie potrafiłem tego utrzymać. Gdy straciłem nadzieję, ze Ci się udało, że żyjesz sam zacząłem się niszczyć. Ciężkie myśli. Osłabiające. Dla Ciebie to już historia i widze, że nie mogę liczyć na litość, na to, że mi w jakiś sposób pomożesz. Jednak jeszcze mam nadzieję. To ona trzyma mnie przy życiu. Wiem jak to brzmi, ale tak jest. Nie wiem co będzie.

Po powrocie, sprawdziłem Fb. Dziś byłaś/ ktoś był aktywny. Promocja czwartkowa wylądowała na mojej stronie głównej, mimo że jej nie udostępniałem, więc pewnie to Wy/Ty. Pewnie nie oznacza to nic poza zwykłą akcją wśród fanów.

Posiedziałem z nogami w górze, popijając kawę. Rozmarzyłem się nad wariantem, że to udostępnienie jest kolejnym zaproszeniem skierowanym przez Ciebie do mnie, że czytasz i jesteś przekonana, że tylko powrót może mi pomóc. Takie marzenia, zawsze moge sobie coś wymyślić, przecież nie bawisz się mną celowo. Przecież pamiętasz jak wysyczałaś mi kiedyś do ucha w chwili być może emocjonalnej szczerości, być może czegoś innego, żebym został, mimo że później trochę się tego wypierałaś. To było mocne. Teraz mogę sobie tylko pomarzyć. Co ja mogę?

Zrobiłem co mogłem. Wyslałem stylizowany list na domyślny adres. Odebrane. Jeśli używasz tej skrzynki, a prawie na 100% jest Twoja ze względu na rzadkość nazwiska, chyba, że ktoś próbował się pod Ciebie podszyć, to dotarło. To byłby prywatny, dobry kanał. Wysłałem jeszcze zaproszenie do hangout. Teraz mogę czekać. Coś zrobiłem w końcu. Niby mogłem zrobić to już 30 dni temu... Powolny jestem...Gdybym poszukał kiedyś to już wiele miesięcy temu...

Sprawdziłem, w sumie 8 osób w Polsce nosi to nazwisko. 6 zameldowanych w naszym mieście i 2 obok. 4 w Niemczech. Musiałem trafić. Ktoś kiedyś musiał zmienić chyba inne nazwisko, żeby było tak mało. Tylko, czy odebrane oznacza, ze trafiło na Twój smartfon?  

Wyczytałem, że odebrane nie musi nic oznaczać w gmail. Dziwne. Oczywiście możesz akurat używać zupełnie innych skrzynek, jak choćby ja teraz. Na swoją domyślną nie zaglądałem prawie od roku.

No, tak. Nic się nie dzieje. Mogę  sobie czekać, możesz w ogóle nie zaglądac na tę skrzynkę, a nawet jeśli to możesz się nie odezwać. Puściłem Deep Purple, a teraz chyba leci AC/DC. W sumie nie powinienem się nakręcać, więc może zmienię. Dziś chłodny wiatr i trochę przyćmione słońce więc dłonie marzną. Na ławeczce mimo niechęci dziś zrobiłem znowu 3 seryjki pompek. Jakoś żyję.

Zmieniłem na 200 z lat 80-tych Bilboardu. Wlaśnie leciał "Thriller" a teraz Aha oczywiście "Take on Me". Oj, joj, joj sobie westchnąłem. Do czego to wszystko prowadzi? Czemu, po co skomplikowałem sobie życie tak późno tu przyjeżdżając? Słabość, niemożność podjęcia decyzji wcześniej tzn. jej odsuwanie, załamanie, dobijanie się przez brak aktywności. Wcześniej utopiłem się w uczuciu, no ale nie powinienem się załamywać tracić nadziei na to, że żyjesz, że sobie radzisz. To przeważyło. Głupie? Zewnętrzna rzecz. 

Staram się czasem zmierzyć z myślą, że może po prostu zerwałaś kontakt i powinienem dawno to zaakceptować. Nie potrafię, nie mieściło mi się to w głowie i nadal mam z tym problem. Wiem, na to nic nie poradzisz, bo jak się nie odezwiesz to nie wytłumaczysz tak bym zrozumiał. Proste. Jestem w kręgu niemożności. Już nie rozpaczam, ostatnio po prostu jestem zły na siebie. I co tu robić?

Tak sobie dziś myślałem, że może nadal jestem pod osią, że to jeszcze depresja, bo podejmowanie decyzji nadal nie jest proste. Kto wie? Staram się zagrzać dłonie i irytuję się na siebie. Jak wyłączyć uczucia? Gdy je wyłączę co ze mnie zostanie? Jaki rodzaj ucieczki byłby najlepszy? W pracę pewnie, ale musiałbym mieć coś co by mnie zaabsorbowało, pochłonęło. Tamta praca nie była, aż taka. Miała się rozwijać, ale nawet bardziej angażująca czasowo mogłaby nie dać rady. Gdybym został pewnie poprostu bym odwiedził Twój zakład raz, a gdybyś pracowała pewnie częściej. Być może takich jak ja było więcej. W końcu pacjenci wracali, a potem Cię szukali, bo byłaś najlepsza. Jakoś pewnie musiałaś sobie z tym radzić, dlatego myślę, że masz to przećwiczone i...moje szanse na kontakt tym bardziej maleją. NIedobrze. Dla mnie oczywiście, bo jeśli autoagresja, czy inne emocje staną się nie do wytrzymania, będę musiał gdzieś, w coś uciec. No i klnę w myślach, bo jedyne co mi przychodzi do głowy to odpłynąć. Chyba muszę włączyć jakąś bardziej kojącą muzykę... Nakręcanie się w tym stanie nie ma sensu, a zaczął właśnie lecięć "Eye of the Tiger" :)

Puściłem Ennio Morricone. Nie lubię stanu autoirytacji. W dodatku marznę. Mam nadzieję, że się wczoraj nie przeziębiłem. Zły jestem na siebie, że nie potrafię Cię przekonać do kontaktu, czy go po prostu nawiązać. Żły, że tu jestem i to ogranicza też moje możliwości. Że w przeszłości skopałem wiele, ale to juz się nie wróci. Co mogę teraz zrobić? Doradź. Słabo to widzę. Wszystko jest cykliczne? Myślisz, że jakoś się rozkręcę i coś wymyślę? Poboli trochę jeszcze, pomęczę się, ale przeżyję? No nie wiem. Teraz będę czekał jeszcze na maila. Jak długo? Przerąbane. Brak opcji. Pogodzić się z brutalnym światem? Ale wtedy powrót i tak nie ma sensu, a może tym bardziej. Nic dziś nie wymyślę poza wysłaniem tego maila.

Muzyka filmowa trochę mnie uspokaja, wycisza. Pozostaje czekać i płynąć z prądem. Gdybyś zgodziła się na spotkanie, nawet służbowe, czy ostatnie pewnie bym pojechał. Nie mówię, że na stałe. Głupi jestem? Może po prostu jestem tchórzem, boję się życia, Ciebie, wszystkiego i lepiej zakończyć jakoś mój marny żywot? To tak spokojnie w ukojeniu muzyką napisałem. Wylogowałem się z gmaila. Nie ma co ciągle tam zaglądać. Z Fb jeszcze nie, ale podglądanie aktywności też ma słaby sens. Więc co ma? Szukanie zapomnienia w alkoholu? Bez sensu. Miotanie się po jakichś lokalach, parkietach? Nie wiem czy Ci opowiadałem, ale zacząłem to poznawać dopiero 3,5 roku temu po odejściu byłej, gdy nie potrafiłem zasnąć. A nauczyłem się tego dopiero 1,5 roku temu w tym kraju, gdy nie miałem już gdzie spać i stało się to dla mnie sposobem na przeżycie nocy. Przywykłem do tego. Spałem trochę dopiero rano przez jakieś 3 miesiące, więc gdy wróciłem do kraju byłem w dziwnym rytmie. Dopiero po jednym wieczorze z Tobą, mogłem spokojnie wrócić do domu i zasnąć. Nie chcę wracać do tamtego rytmu, któremu się dziwiłaś, mimo że był pełen wrażeń nie tylko pozytywnych. To była droga donikąd, czy po prostu do wyniszczenia organizmu. Czy może nie? Czy to była po prostu dziwna dla mnie aktywność? Różne są sposoby na życie. Przepuścić szybko kasę i być zmuszonym do powrotu? W zasadzie ponad rok temu to nie brak kasy zmusił mnie do powrotu tylko sprzedaż mieszkania...czyli jednak kasa. Bez kasy nauczyłem się tam radzić. Zdobywać jedzenie i korzystać z pomocy. Nie wydawało się to już takie straszne. Człowiek potrafi prawie do wszystkiego przywyknąć. Miałem znajomych, wydawało się nawet, że przyjaciół. Chciałem do tego wrócić z pieniędzmi. Zrewanżować się, żyć lepiej i ciekawie. W kraju miałem zbyt wiele bolesnych wspomnień. W moim domu nie potrafiłem usiedzieć sam w ogóle, dlatego sprzedałem. I gdzie później się podziać. Gdybym zakładał, że zostanę rozplanowałbym jakoś środki, ale przecież wyjeżdżałem i cieszyłem się życiem, że przeżyłem... Potem wszystko się zmieniło, zabujały mną uczucia, środki zaczęły się rozpływać. Potem byłem już straceńcem i cieszyłem się, że chociaż mogę Ci pomóc. Potem praca, nadzieja, że jeszcze Cię zobaczę. Potem strata nadziei, coraz głębszy dołek, odsuwanie już inaczej planowanego wyjazdu, brak informacji zwrotnej z pracy, powoli docierająca myśl, że nie mam do czego wracać i ugrzązłem. Jestem gdzie jestem. Wyciszanie, przetrwanie i dopiero znalezienie informacji o Tobie i firmie wyrwało mnie z "zimowego snu". Pewnie po raz kolejny opisałem to samo w nieco inny sposób. Od miesiąca próbuję się z Tobą bez skutku skontaktować. Sam sobie nie poradzę. Widzisz, mam doświadczenie w autodestrukcji. 

Ile to może potrwać? NIe wiem. Nie wiem też co u Ciebie. Nie pomaga mi to. Noo muszę przyznać, że widzę, że nie chcesz kontaktu. Nie wiem w takim razie czy coś czytałaś. Nie mam pomysłu na resztę życia poza spartańską wegetacją tutaj. NIe chce mi się nawet porzucać do kosza. Straszny problem, nie? Piszę to z przekąsem, po prostu im mniej nadziei tym mniej mi się chce. Mam takie sprzężenie.

Nie potrafię Cię zmusić. Musiałbym pojechać, ale przecież nie chcę Cię zmuszać i kółko się zamyka :) Stoję w miejscu, a właściwie leżę i kwiczę. I tak mija życie. Nawet nie chce mi się wzbogacić diety. Co mi się chce? Głód zaczyna zazwyczaj ssać mniej więcej o tej porze, a zjem dopiero za 3 godziny. Przygłuszam go gorącą wodą. Dobrze, że mam do niej dostęp. Poza tym chcenie ogranicza się do kontaktu z Tobą. Szaleństwo? Czy po prostu miłość? Czy może ona nie istnieje? Czy to tylko wymysł tłumaczący, przykrywający słabość? Oświeć mnie. Nawet jak zrozumiem, że się nie odezwiesz nie poprawi to mojej sytuacji, pogorszy raczej. Więc robię co mogę by przedłużyć nadzieję. Nawet jeśli kiedyś będę w stanie stwierdzić, że jesteś okropna to i tak nie będzie mi łatwiej. Sytuacja wydaje się bez wyjścia. Nawet jak prawie Cię pogrzebałem nie chciało mi się żyć tzn. poznawać. Rozumiesz?

Przeglądanie generowanych przez Ciebie czy może już tylko przez Twoją rodzinę nie przynosi ulgi. Mógłbym wysłać jeszcze coś na adresy, które być może obsługujesz, ale to jest tylko być może więc mógłbym tam wysłać tylko coś stylizowanego. Szukacie pracowników, to chyba dobra informacja. Jak tu do Ciebie dotrzeć? Gdybym był pewien, że docieram nie miałbym tego dylematu, ale po ostatnim dementi, straciłem pewność, którą prawie miałem. Nie powinienem tego szukać, bo przy okazji wyświetliła się rekrutacja gdzie indziej. Poza tym emocje powodują poczucie stresu. Dlaczego? Bo wtedy jeszcze bardziej dociera, że się nie odezwałaś, a chyba jednak coś do Ciebie dotarło. Nie wiem czy wszystko i w zasadzie nie mam pewności czy cokolwiek. Czyli wraca desperacja. Czy muszę wysłać na wszystkie powiązane adresy? Stylizowanym listem nie zaszkodzę, ale jeśli obsługujesz osobiście wszystkie to możesz to źle odebrać. Certolę sie za bardzo? Przecież od tego zależy moje życie. No tak, ale ze służbowej pewnie i tak nie odpowiesz. Widzisz, ciągle mam nadzieję, że odpowiesz. Szaleństwo? Nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, żebyś nie zrobiła tego po przeczytaniu w jakiej sytuacji jestem. Tego się trzymam od 4 tygodni. Nadzieja...    

Poczytałem trochę i dostałem kieliszeczek likieru na pocieszenie. Tym razem jakiś owocowy, a nie anyżowy. Ważne, że słodki, to też trochę kalorii. Poza tym zima :( Bez kontaktu... mógłbym napisać, że się wykańczam. Przyczepiłem się. Teraz zacznę wysyłać maile, żeby coś do Ciebie dotarło. A jeśli w ogóle się nie zajmujesz firmą...tego nie potrafię sobie wyobrazić. Musiałoby być bardzo źle, a może bardzo dobrze? Nie wiem nic. Jeżeli te zaproszenia na wizytę były od Ciebie to nie zrozumiałem. Czego jestem pewien? Że zdjęcie z grzywką jest Twoje. Te dłonie w takim razie też są Twoje. Reszta może być żartem i tajniaczeniem się. Niby ta grzywka też mogłaby być żartem...ale nie. Tyle, że może naprawdę pracujesz/pracujesz jeszcze gdzie indziej. Nie wiem. Mogło się coś zmienić przez ten miesiąc.

Nawet minimalna dawka kalorii tłumi głód, nawet minimalny kontakt dużo by mi dał :) Na razie nie potrafię niestety do Ciebie dotrzeć. Dobrej nocy i dobrych snów też życzę :) Przyleć do mnie i powiedz chociaż dlaczego tak Cię kocham :)

25.02

Wczoraj zasnąłem po odcinku Flasha i Legend. Coś mi się śniło, ale nie pamiętam co. Obudziłem się ale podrzemałem jeszcze. Padał deszcz. Nie za bardzo chciało mi się wstawać. Dopisałem, że naprawdę tylko nadzieja na minimalny kontakt daje mi siłę i chęć zrobienia czegokolwiek, dlatego robię co mogę i napisałem co napisałem. Dlatego też dopisałem "za rok" żeby nie odbierać sobie nadziei. Takie były moje wieczorno-nocno-poranne przemyślenia. Przyszedłem, zalogowałem się do Fb, nie widziałem aktywności. Wysłałem maila na 2 prywatne adresy, które wczoraj okazały się istnieć i pojawiła się aktywność na FB. Czy to coś oznacza? Czy wywołał Cię smartfon, czy to przypadkowa zbieżność czasowa? Raczej nie, ale pewności mieć nie mogę. Pozostaje mi czekać. Dementi, listy czy nawet  od.... lepiej chyba wysłać kanałem prywatnym.

Posiedziałem chwilę pijąc kawę. Oczywiście jeśli się zawzięłaś to w ten sposób nie jestem w stanie skłonić Cię do kontaktu... Jednak przypomniałem sobie, że jednak 2 razy udało mi się Cię przekonać do zmiany zdania. Wiadomo, byłaś wtedy w innej sytuacji i byłem... przydatny, ale trzymam się tego i Twoich słów, że lubisz listy. Nawet jeśli byś nie odpowiedziała to jeżeli bedę coś pisał to lepiej bedzie jak wyślę to na Twoją prywatną skrzynkę niż kanałem służbowym. Dlatego o to prosiłem 4 tygodnie temu pod pretekstem podziękowania pani Monice. Czemu wprost nie napisałem? Obawiałem się dementi zakładając, że możesz się czaić. No tak, ale potrzebuję bardzo jakiegoś potwierdzenia, że to do Ciebie dociera. Jak to zrobić bez odpowiadania? Będzie to trudne. Ufać tylko koincydencji czasowej? 

Nie, nie musisz się obawiać, ze będę zarzucał Ci skrzynkę spamem, czy jakimiś głupotami. Udowodniłem to chyba przez te 26 dni prób elektronicznego kontaktu. Chodzi o listy, bo na razie tylko one mi pomagają. Pozwalają myśleć o kimś i w ogóle o czymś pozytywnie. To pozytywne myslenie jest mi bardzo potrzebne. Daje nadzieję. Być może, niestety dwa adresy okazały się utworzone i nie wiem, który Cię wywołał, jeśli to nie był przypadek. Pewnie będę to chciał sprawdzić, ale już nie dzisiaj, bo nie chcę Cię zarzucać mailami. Powinnaś się do mnie czasem uśmiechnąć, nawet jeśli uważasz mnie za głupca czy szaleńca. Widzisz przecież, że się staram :) 

Czasem coś dziwnego dzieje mi się z lapkiem, ale to chyba tylko przepięcia. Poza tym nie sprawdzam. Nie chce mi się. Rozciągam sobie w czasie mikrodziałania, które przedłużają moje nadzieje. Jeśli nie czytałaś nic i jeśli dotarło teraz coś do Ciebie to masz pewność, że znam Twoje nazwisko, no ale to było raczej już wcześniej oczywiste. Idę sobie pooddychać pod zachmurzone niebo :)

Trochę się pmodliłem, przychodzi mi to znowu ławiej niż jeszcze miesiąc temu. Zajmuje trochę myśli, czas itd. Potem pomogłem trochę nosić gałęzie. Przypomniały mi się czasy dzieciństwa, kiedy lubiłem bawić się gałązkami. Wiadomo, byłem panem Michałem lub jednym z czterech muszkieterów :) Teraz to nie jest żadna walka, chyba że o moje życie. Nie wiem co z tego wyjdzie. Komunikator otwarty, skrzynka też. Czekam. Nauczyłem się być stosunkowo cierpliwym. Czy pokornym? Pewnie mam inną skalę pokory niż Ty. NIe wiem.

Widzę dziś aktywność, pojawia się pokusa sprowokowania reakcji, ale odpędzam ją. Co możesz napisać tym kanałem nawet jeśli to Ty jesteś aktywna? Nawet jak wyślę Ci tylko jakiś znaczek, to nie wiem czy się uśmiechniesz, czy raczej nie będziesz zadowolona, więc odpuszczam sobie :)

Trochę się wietrzę, myślę, usmiecham się do ludzi. Pochmurno, a jednak trochę pogodnie. Lubię widzieć "Twoją" aktywność choć nie wiem czy naprawdę jest Twoja. Szaleństwo? A co mi zostało. Dołączyłem dziś do listu inną kwotę niż pierwotnie myslałem. Nie chciałem, żeby kojarzyła się z przeszłością. Nie wiem jak w tej chwili ją wspominasz, czy może starasz się w ogóle nie. Może to była też oznaka resztek rozsądku z mojej strony. Nie wiem. Jeśli zechcesz mi jakoś pomóc, będzie mi miło i i tak... Nieważne. Znowu widziałem aktywność. Co mogę? Wysłać Ci uśmiech, serce czy znak zapytania? Przecież jeśli to Ty to masz wszystko w wątku. Jeśli zechcesz się odezwać to wiesz jak to zrobić. Nawet nie wiem co sądzisz o takich drobiazgach. Możesz mieć je np. zaszufladkowane jako zawracanie... Nie wiem.

Dziś nieźle nadajesz, bo co chwilę widzę aktywność, ale nie wiem czy to naprawdę Ty. Trochę komus zazdroszczę tej wymiany zdań, nawet służbowej :) Nie chcę Cie drażnić, nie mnożę tożsamości, żeby była jasność. Nie podszywam sie pod nikogo. Mógłbym, ale po co? Co by to dało, jeśli potrzebuję choćby minimalnego, ale szczerego kontaktu? Ten list trochę już urósł, ale wolałbym go wysłąć na Twoją skrzynkę, bo tak jak poprzednio wydaje się już bardzo niezręcznie. Może myślisz, jeśli coś do Ciebie dotarło, że OK: w końcu przecież znalazłeś mojąją skrzynkę. Ale wiesz przecież, że nie mam pewności czy jej używasz. Jak też prawie żadnej innej pewności :)

Siedziałem sobie z nogami w górze. Ponad 15 stopni prawie bez wiatru. Szum fal uspokajał, koił myśli. 4 tygodnie temu pogadałem chwilę przez telefon. To była pierwsza rozmowa po polsku od wielu miesięcy. Miłe, mimo że chwilę po rozczarowaniu, że to nie Ty. Czy nie mógłbym sobie znaleźć jakiejś innej "terapeutki" na odległość? Przecież ktoś na pewno by się zgodził robić to za pieniądze. Ale chcę z Tobą, nie chcę Cię zastępować. W chwili rozpaczy jednak nawet takie zastępstwo mnie trochę ratuje. NIe chcę już takich chwil.

Pojawiasz się i znikasz w komunikatorze, a ja nie zaczepiam. Teraz już pewnie skończyłaś, więc być może "zobaczymy się" jutro. Czytam znowu, że ktoś nie wie do kogo chcę się dostać. Przecież wiem, że to ściema. Tego mogę być pewny, więc niezręcznie i totalną głupotą chyba byłoby ciągnąć to podając Twoje dane i pisać o mamie szefa. Więc trochę w rozpaczy użyłem terminu szefowa. Jasne przecież. Co jeżeli nic i tak nic nie da? Przeciągam nadzieję i będę starał się nie myśleć o tym dzisiaj... Ciekawe czy jak mam otwarte okienko czatu z Tobą to widzisz moją aktywność. Nawet tego nie wiem :) Puściłem sobie nastrojową składankę. Chcę być pogodny, uśmiechać się do ludzi :)

Już prawue miałem wysłać ten znak zapytania, bo dalej widziałem aktywność. Zawahałem się i zniknęłaś... Co by to zmieniło? Pewnie nic. Gdybym myslał, że czekasz na "zaczepkę" to bym się nie wahał. Teraz trochę żałuję. Z mojej strony to nie jest żadna gra. Może jutro...

No i się nie powstrzymałem gdy zobaczyłem nawet po czasie. No bo kto mógłby to być jak nie Ty? Szef? Może. Nawet nie zdążyło dostarczyć. Mam żałować? To prawie nic...znak zapytania, znak że czekam i będę czekał na cokolwiek. Dalej nie widzę dostarczenia, mimo że widzę aktywność.

Może nie Ty, a jeżeli Ty to powinienem to jakoś zinterpretować? Nie chcesz i już? Widzisz, pewności nie mam. Łudzę się, że mi pomożesz. Że się odezwiesz. Wkurzające to? Czy po prostu uważasz, że głupie? Muzyka koi złe myśli. Znowu "Rydwany Ognia". Taaa, jeśli widzę aktywność kilka razy, a nie widzę dostarczenia to raczej chyba wskazuje na jakieś przyblokowanie. Albo mój czat szaleje, albo ktoś po Twojej stronie prowadzi aktywną wymianę zdań, bo co chwilę pojawia się przy moim czacie "1" po czym znika. Czy nie mogę po prostu dać Ci spokoju? Staram się, ostatnio odezwałem się 4 dni temu. No i miałem już nie tutaj, ale nadal nie potwierdziłem żadnego innego kanału... i kółko się zamyka :) Muzyka przestała grać więc chyba muszę się ruszyć. Daczego dopiero jak doszedłem do kompa zaczęła grać Enigma też nie rozumiem. Za duża zwłoka jak na standardową w trybie autoplay. 

Zadaję sobie pytanie czy chciałbym, żeby było możliwe coś o czym rok temu napisałaś, że nie miało być możliwe dla Ciebie przez 2 lata? Tak, poczekałbym. Wiem, że potrafię czekać choć nie wiedziałem wtedy dlaczego tak długo. Po wyciszeniu czy nawet tylko uspokojeniu, w stanie równowagi nawet nie musiałbym się miotać. Mogło by tak być, odpowiadając na Twoje stare pytanie, pewnie już dawno nieaktualne. Przed chwilą okienko samo zmieniło mi się na dalej otwarty czat, gdzie wpisała mi się literka "o" ale na szczęście nie wcisnąłem Enter. To trochę jak przypadkowo wysłałem ostatnią buźkę, która sprowokowała pewnie dopiero dementi. Buźki ostatecznie nie zdecydowałem się wysłać, ale się wysłała. Taki przypadek. Czasem też kursor przeskakuje mi w inne miejsce tekstu, ale to pewnie zwyczajnie wynik wciśnięcia kombinacji klawiszy podczas użycia polskich znaków. Nie piszę bardzo szybko, zerkam z reguły na klawiaturę. Bezwzrokowo nigdy do końca się nie nauczyłem.

Słuchając Enigmy prawie wznoszę się prawie na wyższy poziom duchowy...uśmiecham się wewnętrznie...na myśl przychodzi mały czy po prostu uśmiechnięty Budda. Stykając palce czuję ciary czyli co? Przepływającą energię? Czymś to jest. Dlaczego akurat tak i wtedy to czuję? Wiadomo, że ostatnio rzadko, ale wraca, czy daje to jakieś złudzenie mocy, łączności ze światem itd. :) Pojawia się myśl granicząca z pewnością, ze już dziś nie zobaczę aktywności. Pewnie też tak czasem masz, że czujesz że coś wiesz nawet bez logicznych przesłanek. Intuicja? Tylko czy aż? Opowiadałaś o tym. Ludzie różnie to sobie wyobrażają, postrzegają czy opisują. Czy najważniejsze jest by po prostu konsekwentnie podejmować kolejne decyzje, posuwać się stale w zamierzonym kierunku, dążyć do celu? Wróciła dziś myśl, że jeszcze w listopadzie gdy pojechałem jedyny raz do sklepu, planowałem połączyć to z oględzinami starego samochodu. I wtedy jeszcze pewnie bym go zastał i coś z niego wyciągnął. Zabrakło czasu, za późno się ruszyłem, pewnie obawiałem się tego co zastanę, a nie byłem wtedy w dobrym stanie. Zrobiłem więc tylko większe zakupy i wróciłem zadowolony, że nie spotkał mnie po drodze, żaden przykry wypadek. Właśnie kończą mi się kupione wtedy serki topione i może pojutrze pojadę odnowić zapas na rowerze.

Jednak przeczucie mnie zawiodło i byłaś aktywna jeszcze 2 minuty temu albo messenger coś przekłamuje i znowu widzę. Widzisz, przeczucia moga być zawodne. Chyba, że Twoje nie. Czy rok temu wyobrażałaś sobie co zrobię? Ja nie. Nie było takiego planu. Kto poplątał moje ścieżki? Zły czy ja sam? Metafizyka. Jak się przed tym zabezpieczyć? Rok temu często odwiedzałem pobliski kościół wiesz gdzie. Modliłem się dużo itp. I co mi to dało? Fakt...nadal żyję i wtedy znalazłem pracę, nie poddawałem się długo... WoW właśnie dostarczono mój znak zapytania. Teraz mam uciekać tylko gdzie? Najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa? Czy jestem już gotowy? Poczekałem sobie na komunikat o dostarczeniu ponad 2 godziny. Było warto, przecież nie mam złudzeń co do tego jak ważny dla Ciebie jestem. Jeżeli wogóle cokolwiek dobrze interpretuję, to gdy znajdziesz chwilę, jesteś w stanie coś wyświetlić, choć komunikatu o wyświetleniu nadal nie ma więc być może to w ogóle nie Ty. Nie wiem jak to działa jeśli widzę wiele aktywności, a dostarczenie jednak pojawia się ale dopiero po ponad 2 godzinach. Hipoteza o 2 urządzeniach jest trafna?  Może to ktoś wyświetlił, czy pozwolił na dostarczenie przed samym wyjściem z pracy? Czy to ważne? Dla mnie tak, jak wszystko związane z Tobą :) Za znak zapytania nikt we mnie nie rzuci dementi, co najwyżej przekaże Ci, że ten szalony paskudny wielbiciel wysłał znak zapytania jakby na coś czekał. Albo nic nie przekaże, albo to Ty. Takie trzy możliwości widzę. Teraz rozum podpowiada, że już naprawdę dziś nie zobaczę aktywności, bo wariant, że odblokowujesz/ktoś odblokowuje pod koniec pracy czy w wolnej chwili np. z ciekawości jest zgodny z wcześniejszymi obserwacjami. I tyle. I znowu się pomyliłem, bo znowu ktoś jest na czacie. no to zawiodłem się dziś nawet na resztkach mojego rozumu :) Dziś naprawdę sobota? Może jednak coś napiszesz...wraca nadzieja. Jeśli to Ty to wiesz, że o Tobie myślę...prawie bez przerwy :) Co to dla Ciebie zmienia? Pewnie nic. Czy daje chociaż jakąś satysfakcję? Mógłbym Ci teraz posłać tę część, ale nie wiem czy to Ty. Nie dostałem komunikatu o wyświetleniu.  Być może pracujesz gdzie indziej i w wolne dni bardziej ogarniasz firmę. Teraz znowu wydaje mi się, że to koniec aktywności dziś. Przybywa Wam fanów, to dobrze :) A ja? Cóż, poeta, niespokojny duch...siedzę, podglądam, myślę, słucham i piszę. Dyzio marzyciel :)

Przypadkiem wchodzę na Waszą stronę i wybieram sobie masaż relaksacyjny. I co wybrałem? Ajurweda oczywiście :) Po przeczytaniu opisu rzecz jasna, mimo że już sam filmik jest zachęcający. Na odległość to sobie mogę, nie? Czy to jednak nie lepiej, że jestem tak daleko? Dla mnie? Wystarczyło wrócić lub w ogóle nie wyjeżdżać. 

Od jakiegoś czasu nie potrafię już wyłączyć wyróznień na Fb. Nie wiem dlaczego, bo kiedyś się udawało. Drobiazg. Wylogowałem się, późno jak na sobotę. Co ja mogę? Wysłałem Ci swoją historię i nawet nie wiem czy dotarła do Ciebie. Na zimno i służbowo moja sytuacja wygląda idiotycznie i żałośnie. Dla mnie beznadziejnie. Na zimno nie odezwiesz się, bo nie masz powodu. Na zimno pozostaje mi tylko odpłynąć. Czy raczej wziąć się w garść i coś zmienić? Wysyłanie kolejnych próśb o pomoc mija się z celem. No...musiało coś do Ciebie dotrzeć. Jeżeli ogarniasz firmę to dotarło wszystko, jeżeli czujesz się dobrze i pełna energii to nie odmówiłaś sobie przeczytania. I nic to nie zmieniło. Dalej zaglądam na skrzynkę. Zobaczysz, że przyjadę za rok i powiem, że minęły właśnie 2 lata i jestem ;) Uśmiecham się do wizji tego "żartu"...przez rok może się dużo zdarzyć... Dobrego i złego. Nie chcę się wkurzać na siebie jak wczoraj, że jestem taki nieskuteczny...

16:25 a ja zaczynam już odczuwać głód. Może przekąszę kromkę chleba. Wykazałem się aktywnością i sucha kromka pomogła :) Może myślisz sobie po prostu co ja odstawiam? Jakąś operę mydlaną czy melodramat. Nie wiem nawet, czy zaszczycasz mnie myślą o mnie.  Robię tu za nieporadnego włóczykija. Czy chcę tak żyć? Pisałem, że nie chciałem ale w pewnym momencie się z tym pogodziłem. Teraz... chętnie skorzystałbym z zaproszenia na wizytę. Gdyby pochodziło od Ciebie. Może do tego dojrzeję żeby sprawdzić. Zobaczymy. Czy może mi się powtórzyć cykl i stanę się nadaktywny? Może, jeżeli wpadnę w tarapaty to na pewno, bo to pewnie taka reakcja obronna, sposób na przeżycie. Wolałbym nie.

Przestałem zaglądać bezproduktywnie na skrzynkę. Ściągnę jakiś film. Może dojrzewam jednak do jakiejś zmiany.

Przychodzi wieczór i wraca myśl co ja tutaj robię? Posypałem się. Nie było komu popchnąć mnie w dobrą stronę. Czemu nie potrafiłem sam wrócić? Opisałem. Co to oznacza? Że jestem beznadziejny. Zwalać to na uczucie? Nie da się mu zaprzeczyć, mimo że powstało w niestandardowych warunkach. Nie poradziłem sobie z nim, teraz powinienem dodać żeby być ze sobą szczerym, że z odrzuceniem. Czy sobie kiedyś z tym poradzę? Nie wiem, naprawdę. Nie chcę, a pewnie powinienem, jeśli dalej sie nie odezwiesz. Łatwiej byłoby gdybyś mi coś wprost powiedziała. Może żebym jeszcze coś zrozumiał.  Jakoś bym to przeżył. Spróbowałbym, nie wiem jak. Zakładając, że jestem tchórzem i ciężko mi przychodzi podejmowanie decyzji to jakoś powinienem to przeżyć. Nie wiem co wtedy. Może to nie zmieni mojego położenia. Łudzić mogę się pewnie jeszcze długo. Lepszy naprawdę byłby minimalny kontakt. Może z czasem bym uspokoił uczucia. Na pewno bym Cię nie niepokoił. Może nawet nie musiałabyś mnie bardzo mrozić tylko udałoby się spokojnie przejść na płaszczyznę koleżeństwa. Rozumiesz? Staram się, staram się też coś wymyślić.

18:00 a mi się chce zajrzeć na Fb, łaknę kontaktu. Staram się sobie czasem wytłumaczyć, że przecież Cię nie zmuszę, że jeśli nie chcesz to w moich oczach powinno raczej o Tobie nie najlepiej świadczyć i nie mogę... Bo przecież choćby istnieje minimalna szansa, że nic do Ciebie nie dotarło. I dopóki się z Toba nie skontaktuję nic się nie zmieni. Taki pat, albo nawet mat. Wzdycham sobie.

Sprawdzam Fb, potem skrzynkę i nic. Odczepić się. Jak? W komunikatorze znowu widzę napis "Messenger" w miejscu aktywności. Pamiętasz, jeśli czytasz, że kiedyś się to zmieniło. Nieważne. Ważne, że sobie nie radzę. Niby żyję, jestem trochę bardziej aktywny, odważyłem się nawet na wycieczkę rowerową, ale nadal unikam ludzi. Lepiej czuję się sam, a jednak brakuje mi rozmowy. Jeśli nie będzie innego wyjścia zgódź się chociaż na tę ostatnią. Jeny, ile bym oddał za rozmowę z Tobą. Przecież to szaleństwo, no tak ale znasz to już sprzed roku. W moich emocjach nic się nie zmieniło...tylko się utrwaliły. Przecież wiesz jak działa pamięć. Muszę coś poczytać, bo nic już dziś nie wymyślę...

Popatrzyłem na Fb i zobaczyłem aktywność 6 minut temu. Nieźle, dziś jesteś/jesteście nadaktywni, a i tak brak wyświetlenia. Przychodzi mi do głowy, że przez telefon mógłbym spróbować umówić się do Ciebie na zabieg, 4 tygodnie temu mogłem spytać o taką możliwość. Teraz po ostatnim dementi nawet nie powinienem o to pytać. Czy naprawdę tam nie pracujesz? Nie, no myślę, że to raczej ściema z powodów formalnych chyba, że coś się zmieniło, masz gdzieś lepszą czy po prostu lepiej płatną pracę. Po co piszę znowu o moich rozterkach? Bo są. Wyspowiadałem się przed Tobą, poobnażałem swoje słabości, wady. Co mogę więcej? Tylko sobie zaszkodziłem? Nie wiem. Wiara, nadzieja i miłość. Głupota, słabość? Myślenie o tym do niczego konstruktywnego mnie nie doprowadzi. Generalnie zaczynam odczuwać potrzebę autodestrukcji. Bez sensu, wiem :(

Zdrowe to na pewno nie jest. Czytam, ale myśli krążą wokół bezsensu i beznadziejności sytuacji. Bezlitosny świat. Czy Ty możesz taka być? W końcu dziś właśnie teraz powinienem świętować miesięcznicę Twojego "odrodzenia" :) Miesiąc pisania do Ciebie, miesiąc nadziei i rozczarowań. Myśl o tym jednak trochę odgoniła inne. Mógłbym sie teraz upić, żeby uświetnić przełomową dla mnie datę :) Oczywiście tego nie zrobię. Ostatni raz wypiłem więcej niż 2 piwa chyba w maju, gdy drugi dzień nie mogłem spotkać córki. A następnego dnia się udało. I nie oznacza to, że się wtedy upiłem. Nie miałem spóźnionej reakcji.  Tak naprawdę pewnie bardziej wstawiony byłem gdy dokończyłem to wino rok temu... Poradź coś. Mógłbym się nawet wiele razy poupijać, gdyby to tylko mogło pomóc. Konsultacje na odległość to nie Twoja specjalność. Mam nadzieję, że przynajmniej z jednego układu wyszłaś na czysto. Jeny, znowu chcę sobie jakoś dokopać. Kolejny raz sprawdzam skrzynkę. Nic.

Przychodzi mi do głowy dziwny pomysł. Jak nie wytrzymam to przecież jestem w stanie obrócić w 3 dni, żeby Cię chociaż zobaczyć. Tylko dalej nie wiem czy byłoby to możliwe. Kombinuję podróż. Pierwszy raz od przyjazdu tutaj. Sam kręcę na siebie biczyk? Zmierzyć się z krajem czy tylko z Tobą? Zobaczymy.

Pomagam przy kompie, dostaje kieliszek likieru. Odważyłem się pomyśleć o podróży. To chyba postęp? Tylko po co? Dalej pozostaje to niejasne. Możliwość jednak istnieje. Nie jest jednak ze mną jeszcze tak dobrze jak myślałem. Muszę być strasznym marudą. Jeśli czytasz rzecz jasna. Dobrej nocy Ci życzę :)

26.02

Rano męczę się myślami, że jestem w beznadziejnym położeniu. Że z kontaktem mógłbym tak żyć  w miarę pogodnie, poradziłbym sobie, coś by mi się chciało. Bez to po prostu cierpienie. Pewnie jeszcze wykonam kilka desperackich prób i co potem? Nie uciekłem od Ciebie kiedy pierwszy raz mnie odrzucałaś oddając mi książki, tym bardziej nie potrafię teraz. Nie radzę sobie. Wczoraj zasnąłem jakoś po filmie Adult World. Trochę zabawne, o mlodej niespełnionej poetce. Jestem jak nastolatek. Potem wspominałem sobie jak byłem pierwszy raz zakochany. Było podobnie, tyle, że relacja była dwustronna. Podobne tempo uświadamiania sobie uczucia, mimo że kontaktu było w zasadzie mniej. Niewiele się zmieniłem. Jeny, naprawdę nie wiem co zrobić. Nad ranem miałem jakieś sny. W jednym nawet dostałem od Ciebie list. Krótki to był sen, szkoda. Nie jestem w stanie od Ciebie uciec. Pomóż się oswoić na odległość. Teraz piszę na leżąco. Przewracałem się z tymi myślami kilka godzin. Może trzeba mnie dobrze przeczołgać czy coś. Sam nie potrafię sobie pomóc. Dalej jedynym pomysłem w dłuższej perspektywie jest minimalny kontakt z Tobą. Dziś nie chce mi się wstawać. Nie mam po co, nie mam do czego. Trochę wieje, szumią fale, nie ma słońca, jest chłodno. Brakuje nadziei, która wyciągała mnie wcześniej, że może się odezwiesz. Jesteś konsekwentna, a ja czuję sie skrzywdzony, odrzucony, do niczego. Bez nadziei nie daję rady.

Przeklinam swoją delikatność, czy wrażliwość. Powinienem był wiosną przekonać się skutecznie o Twoim stanie. Po prostu. Potrafiłbym. Wtedy może dostałbym od Ciebie kilka ostrych słów i musiałbym jakoś to przeżyć, ale nie byłbym taki bezradny. Błąd na błędzie :( Nawet jeżeli byłabyś bardzo zła to lepiej byłoby przekonać się o tym szybciej. Nawet jakby bardzo bolało to lepiej wcześniej niż dłużej się męczyć z niknącą nadzieją, a później może zaboleć i tak jeszcze bardziej. Masakra. Dziś niedziela. Och, gdyby to był dzień dobroci dla...nie wiem już jak siebie określić. Zjem coś...

Zjadłem, wypiłem pół piwa i starając się zagrzać dłonie zdołowałem się myślami. Spokojnie mogę znowu zanurzyć się w rozpaczy, wpaść w dołek. Teraz siedzę i marznę, bo nie zgrałem się z gospodarzem tego miejsca. Jakiś ptaszek z pomarańczowym brzuszkiem mi się przygląda. Pewnie czegoś chce. Nie zapowiada się by dziś był dzień dobroci dla... Na Fb nic się nie zmieniło, skrzynka pusta, więc wysłałem maila pierwszego na firmowy gmailowy adres. Co to da? Teraz, na ten tydzień potrzebuję choćby miejsca gdzie mógłbym spokojnie wysłać list do Ciebie. To takie proste. Nie wiem ile tu będę czekał. Leżąc myślałem, że mogę się tak dołować rok, dwa...do śmierci. Więc po co żyć? Zmarznę tu jak to dłużej potrwa. Z deszczu pod rynnę. 

Coż, jestem w czarnej... Patrzę na coś co przypomina pomarańcze, smakuje trochę jak grapefruit, ale podobno jest niejadalne. I tak sobie czekam na zmiłowanie. 

Marznę sobie, modlę się i myślę,że wszystko jest porąbane, a przede wszystkim ja. Klnę sobie pod nosem. No powiedz jak tu zacząć żyć bez nadziei? Odezwij się...

Chodzę w kółko, staram sobie wytłumaczyć, ze jeśli nie chcesz to Cię nie zmuszę, ale wtedy nie chcę żyć. I tak w kółko. NIedobrze. Czy jestem tylko dziwnym przypadkiem syndromu sztokholmskiego? Dziwne skojarzenie, nie? Pozwól chociaż zrozumieć.

Kiedy zacznę przeklinać miłość? Dziś żadnej aktywności, a ja dawno tak nie zmarzłem. Nie chce mi się ćwiczyć, zapomniałem już o koszu...zima :)

Pochodziłem w kółko przez 2 godziny. Nawet gdybym powiedział sobie, że potraktowałaś mnie tylko jak skarbonkę to i tak nie zmieni mojego stanu. Pokląłem na siebie za tego WhatsUpa kiedyś. Chciałbym sobie przywalić, a właściwie popełnić harakiri (nie wiem jak to się pisze). Myslałem o Tobie ciągle i chciałem się z Tobą wszystkim dzielić. Jak teraz. Tylko listy są mniej inwazyjne. Wiem, że mogę się wydawać żałosny w tym swoim zakręceniu, ale nawet jak by mi się udało ograniczyć myślenie o Tobie to co mi pozostanie? Nawet nie rurka. Zazwyczaj dobrze mi się myśli gdy chodzę. Nie mogę być oczywiście kompletnie zdołowany jak latem po prawie 2 miesiącach osłabiania się leżeniem, gdy pozycja pionowa sprawiała mi trudność. No i nic nie wymyśliłem. Nawet gdybym zakwalifikował to co się zadziało rok temu jako klasyczny przykład wykorzystania jednostronnego zaangażowania, to nie zmienia moich uczuć. Gdybym jakimś cudem zagłuszył uczucia to nie poprawia mojej sytuacji. Jedynym wyjściem wydaje się dalej oswojenie z tą sytuacją, złagodzenie uczucia, zaakceptowanie oddalenia, ale pozostawienie miłych myśli, do czego potrzebny jest mikro kontakt. Bez kontaktu, nadziei na kontakt to niemożliwe, bo nie mogę zrozumieć takiego odcięcia. Musiałabyś wytłumaczyć. Jak krowie na rowie, żebym mógł zacząć radzić sobie z tą sytuacją. Oczywiście nic nie musisz. Podporządkowałaś sobie mnie bardzo szybko. A ja cóż...dalej nie potrafię sobie poradzić z brakiem kontaktu. Co by było, gdybym nie znalazł firmy? Miałbym mniej emocji, wspomnień, nie pisałbym. Byłoby spokojniej i smutniej. Żyłbym sobie w zasadzie jak w żałobie. A tak pohuśtały mną emocje. Pojawił się bunt, ostateczne myśli. Wcześniej miałem jakieś wytłumaczenie tego, że się nie odzywasz. Teraz tego brakuje. Zrozumieć nie bo nie, nie potrafię. Mogę sobie poprawiać nastrój muzyką, słońcem, wodą, ale i tak dopadają mnie autodestrukcyjne myśli. Mój problem, wiem. Teraz od kilkunastu minut gra już muzyka, która mną kołysze, do kolejnego dołka. Możesz tak bardzo mi pomóc tak drobną chyba dla Ciebie rzeczą. Zdajesz sobie z tego sprawę? Nie chciej dla mnie za dobrze ;) Może już nie nadaję się do innego życia. Uwierz, próbowałem. Zajęłaś moje serce i tak pewnie już zostanie. Możesz sobie być kim chcesz, traktuj mnie jak chcesz, ale traktuj :) Wiem, że to beznadziejne, ale nie potrafię tego zmienić. Powiedzmy, że fizycznie czuję się lepiej niż latem, chodzenie czy stanie nie sprawia już trudności. Wtedy doprowadziłem do silnego osłabienia...to była prosta droga do grobu, choć pewnie długa. Przyjechałem tu żeby się wzmocnić i powoli się udawało na początku. Powiedzmy, że bez kontaktu mógłbym się jeszcze powoli trochę powzmacniać. Tylko po co? I skąd wziąć chęć żeby się pocić? Bez nadziei nawet kosz przestaje kusić, a to w moim przypadku zły znak, bo zazwyczaj gdy piłka trafia do kosza odczuwam prostą przyjemność. Wiem, że problem jest w mojej głowie, ale sam go nie rozwiążę. Taki jestem, nawet nie chcę się specjalnie zmieniać :) 

Zaczyna się od chcenia lub od przymusu, konieczności. Żeby zacząć chcieć coś zmienić muszę zrozumieć. Nie ma innej drogi. Żeby chcieć coś zrobić muszę widzieć sens, cel, nadzieję. Masz dla kogo żyć, ja za bardzo nie. Rozumiesz przecież, mówiłem, że nie potrafię inaczej. Nawet żeby zmierzyć się z odcięciem potrzebuję ostatniego kontaktu. Może być całkiem spokojny. Może to być rozmowa, którą postaram się przykryć wcześniejsze wspomnienia, ale jest ona dla mnie konieczna. Wcale nie takie głupie wydaje się zostanie Twoim pacjentem co mogłoby przykryć wcześniejsze wspomnienia czymś całkiem miłym. Nie wiem czy to proponowałaś zaproszeniem na wizytę. Może myślałaś, że raczej ktoś inny potrafi mnie ukoić, albo to było zwykłe formalne zaproszenie. Nie mam pojęcia jak było. Nie ułatwia mi to poradzenia sobie z interpretacją czy emocjami. Wiem, że na zewnątrz może wyglądać, że jesteś zimna, ostra czy bezwzględna, jednak wydaje mi się, że pamiętam inne wnętrze. Bardziej różnorodne. Wiadomo, że coś jest dla Ciebie najważniejsze i jeżeli kontakt ze mną miałby w jakiś sposób z tym kolidować to skreśliłaś go definitywnie. Jednakże chyba potrafiłem udowodnić, że tak nie jest. Nawet jeśli coś dotarło do Twoich bliskich to czytanie laurki o swojej rodzinie jest raczej miłe, a starałem się uniknąć czegokolwiek innego. To jasne przecież. Oczywiście może być jeszcze ktoś inny ważny dla Ciebie. Najprościej jednak byłoby ze mną pogadać na odległość. Jestem w stanie przybyć na spotkanie, ale być może skomplikowałoby to moją sytuację jeszcze bardziej. Oczywiście jeśli tylko zechcesz to przyjadę. To mnie determinuje. I nie mów, że nie wiedziałaś o tym czy nie chciałaś tego. Tak się stało, taki jestem i w zasadzie determinanta nie zmienia się od ponad 13 miesięcy. Innymi słowy mówiąc: zafiksowałem się na Tobie i mimo jakichś prób nie udało mi się tego zmienić. Rozsądek i doświadczenie podpowiada mi, że w kolejnych latach nic się nie zmieni. Wpadłem jak śliwka w kompot. Nie da się tego wyprzeć. Nawet gdybyś "zaczarowała" mnie na zimno, nie zmieniłoby to faktu. Teraz, jeżeli zechcesz zrobić dla mnie coś dobrego, to w tej sytuacji jest kontakt, nawet minimalny, na dogodnych dla Ciebie warunkach. Jeśli nie zechcesz to mam duży, długi problem. Sam go nie rozwiążę i mogę z nim żyć wegetując lub nie. Myślę teraz naprawdę precyzyjnie i spokojnie. Może jestem porąbany. Poznałaś mnie w nadaktywnym stanie, teraz jest inaczej i nie jest mi łatwiej. Pewnie pisałem o tym wielokrotnie. Robię co mogę. W tym tygodniu powysyłam maile. Oczywiście to nic nie da, jeśli sama nie zechcesz się odezwać, ale powiedzmy, że zwiększy prawdopodobieństwo dotarcia do Ciebie niemal do pewności. Dalej jednak tylko "niemal". Niewiele więcej mogę na odległość. Nie będę się starał zdobyć Twojego prywatnego numeru, czy próbował jakichś inwazyjnych czy pośrednich metod. Determinuje mnie też chęć niesienia dobra, nieszkodzenia. Gdy przypominam sobie w tym momencie chwilę gdy powiedziałaś, ze jakoś zaszkodziłem, wywołuje to u mnie prostą reakcję chęci autodestrukcji. Tak mam. Karać mogę tylko siebie. Mogę sobie zgotować piekło, ale wolałbym żeby to był czyściec. Niebo jest marzeniem, a o raju nie śmiem nawet marzyć :) Dostrzegasz różnicę?

Ciężkim przypadkiem jestem... Przyklejam się do ludzi, chyba nigdy nikogo nie skreśliłem. Nawet byłej odpowiadałem rok temu grzecznie, gdy przysłała mi jakiegoś maila w zasadzie z pogróżkami. Nie jesteś mną, to oczywiste. Inne było Twoje życie, inne czynniki na Ciebie wpływały. A teraz chce mi się tylko napisać, że i tak Cię kocham i kropka. Szaleństwo :) Mogę być sobie lekko uśmiechniętym samotnikiem do końca życia, myśląc dobrze o Tobie :) To miły stan ducha. Gdybym jeszcze wiedział, że w jakiś dzień zamienimy kilka słów, to mógłbym uśmiechać się więcej, robić więcej, żyć lepiej, być lepszym, mieć chęć żeby poćwiczyć, pograć, może rozwijać inne umiejętności np. nauczyć się języka. To naprawdę dla mnie pozytywny wariant. 

Czytam sobie wywiad z Morawieckim. Już wiele lat temu podobało mi się to co twierdził. Otwartośc i odwaga wyróżniały go to na tle ekonomistów. Jeszcze w maju o nim gadałem z kumplem, który "bawi się" gospodarką i był przerażony kierunkiem zmian, a że znamy się długo to chyba nie ściemniał. Cóż, ma o dawna inny punkt...siedzenia ;) No, tak, a ja sam się zneutralizowałem w czerwcu. Nie musiałem, zabrakło pozytywnych myśli, doświadczeń, kontaktów czyli jednak całej wielkiej triady WNM... Teraz jestem w zupełnie innym miejscu.

No i? I może tak już zostać, a może nie, choć drugą irracjonalną ucieczkę trudno mi będzie wytłumaczyć. Ktoś zresztą mi ją "przepowiedział". Zawsze są co najmniej 2 wyjścia: jedno drzwiami, drugie oknem ;) Cholera...żebyś się tylko odezwała... Potrafię sobie wyobrazić, że gdzieś tam pracujesz w całkiem innej branży i nie masz ochoty wspominać dawnych czasów. Nie musisz wspominać, po prostu się odezwij. Potrafię trzymać się przyjętych założeń, konwencji, ustaleń, ale kontakt z Tobą jest konieczny żebym żył. Powtarzam to jak mantrę, bo tak jest. Odczarować się nie potrafię.

Znowu dostaję kieliszek likieru. To podobno dobre na cerę :) Jest wieczór więc już się zagrzałem. Poza tym bez zmian. Kontaktu brak :( Skupiam się żeby wymyślić coś jeszcze. Zrozumieć, zacząć zapominać, przestać pisać, znaleźć inne zajęcie. Niemożliwe tutaj, musiałbym więcej spać jak wcześniej, albo przewracać się z różnymi myślami. Musiałbym znowu zacząć się usypiać w beznadziei. No nie da się nawet przy lekkim ożywieniu. Gdybym się nie dowiedział pewnie też próbowałbym się wzmocnić po zimie, ale nie miałbym takich dobrych i miłych myśli, mniej uśmiechu, jeżeli w ogóle. No...jest lepiej... tylko żeby jeszcze ten kontakt. Mogę sobie pomarzyć, pomodlić się. Czasem zastanawiam się czy wspominanie o tym jakoś Cię nie drażni. Celowo zakończyłem tym stylizowany list by dopełnić obraz starego, pogodzonego z losem, nieuleczalnie chorego outsidera. Oczywiście to metafora dość dokładnie opisująca mój stan. Mamy karnawał i myślisz może, że pomyślałem chociaż żeby się gdzieś ruszyć? Nie, raczej odpłynąć i to do jasnej cholery pierwszy okres w moim życiu z takimi myślami. Dlaczego? Bo nie godzę się ze światem, w którym nie chcesz się ze mną skontaktować. Pierwszy raz się z tym mierzę. Powolne usypianie się to co innego. Powodowało tylko stopniowe osłabianie organizmu. A teraz jakiś młodzieńczy bunt. Porąbane to jest i jeśli w tej historii maczały palce jakieś siły ciemności to być może taki jest ich cel, a mi kiedyś po prostu może nie starczyć już sił, albo wg innej optyki wystarczyć odwagi. Czemu tak dramatyzuję? Bo tak się często ostatnio czuję. I gdzie się podziały nasze anioły? Czy odezwanie do mnie naprawdę tak dużo by Cię kosztowało, że nie możesz tego zrobić? No, nie rozumiem. Naprawdę. Co przyniesie jutro? Powinienem poprosić anioła żeby poleciał do Ciebie z przesłaniem. Czy sen mógłby zmienić Twoją postawę? A co byłoby zgodne ze wschodnimi przekonaniami? Skupiam się i wysyłam do Ciebie wołanie o kontakt. Poleciało. Mogę tak dłużej. Wiara góry przenosi.

Wszedłem sobie na skrzynkę, potem na Fb, spojrzałem tylko na zdjęcia zakładu i niestety tęsknota dalej mnie "zabija". Rozkłada raczej. Czy kiedyś mi przejdzie? Mam nadzieję, że z tym aniołami nie robiłaś sobie jaj ze mnie. Dobranoc :)

27.02

Wczoraj obejrzałem najnowszego Arrowa (taki sobie, nie skupiał uwagi) i Doktora Strange czyli komiksową mieszankę. Jak zwykle o siłach dobra i zła, przemijaniu, uczuciach. Usnąłem, obudziłem się w nocy miło marząc o byciu z Tobą. Powiedzmy, że popracowałem nad snem czy półsnem. Byłoby ciekawie, wracało pytanie czy dałbym radę łączyć obowiązki z fascynacją Tobą? Dałbym, choć pamiętam pragnienie ciągłego bycia z Tobą. Nawet nie wiem czy lubisz zasypiać z kimś i budzić się. Z tym kojarzy mi się normalne życie. To to co pozwala przeżyć cały dzień dobrze. Dawno tego nie doświadczyłem i obawiam się, że już nie doświadczę. Chyba się już z tym pogodziłem. Czy dałbym radę inaczej w ogóle jeszcze żyć normalnie? Na razie z pewnością nie.

Dziś, nie było za łatwo wstać, ale ponieważ nocne myśli, wizje były miłe to tak też było. Niewielka nadzieja na odpowiedź czy chocby wyświetlenie wyciągnęła mnie ze śpiwora. Po paru minutach widzę aktywność, ale nie wiem co to naprawdę oznacza. Nie wiem kto to. Wyswietlenia brak, ale to tylko znak zapytania więc co tu wyświetlać. Skrzynkę sprawdziłem wcześniej i nic. Co teraz? Wysłać kolejnego maila? Nie chcę nikogo denerwować. Poza tym nic poza stylizowanym listem nie chcę wysyłać, bez pewności, że dojdzie tylko do Ciebie. Cóż mogę zrobić? Wyślę, zaszkodzić nie zaszkodzę, w najgorszym przypadku przedłużę narażanie się na śmieszność. Wysyłam jednak wpierw wyjaśnienie na Twój domyślny prywatny adres. Teraz czekam na reakcję. Spokojnie. Nic się nie dzieje. Słońce ma jeszcze dziś wyjść zza chmur.

Odliczam minuty, by wysłać drugiego maila. Chciałbym zdobyć pewność, którą skrzynkę obsługujesz. Chciałbym zauważyć wyraźną koincydencję. W nocy i rano mentalnie "wysyłałem" wołanie o kontakt. Doszło? Anioły pochodzą raczej z naszej strefy kulturowej, ale tak naprawdę nie wiem w co wierzysz. Cóż, wszystko może się zmieniać, ewoluować. Rok temu wydawało mi się, że mogę coś uleczyć siłą umysłu, ducha. Pewnie w przypadku siebie to jakoś może działać, w przypadku drugiej osoby dużo trudniej. Brakuje tak silnych, wewnętrznych połączeń. Cóż, poczucie sprawczości jest fajne, ale pewnie należy do arsenału złudzeń związanych z nadaktywnością, a może to po prostu taka silna wiara?

Wysłałem drugi mail. Nic się nie dzieje. Jeżeli akurat trafiłem w zabieg to nic dziwnego, jeśli pracujesz gdzie indziej to też, jeżeli nie korzystasz już z tych skrzynek to też nic nie osiągnąłem :( Ale co ja mogę? Na później pozostaje trzecia próba ale już na najświeższy firmowy adres. Może trafić do kogoś innego ale nie zaszkodzi, bo jeśli on odpowiadał to nie będzie nic nowego. Przecież ponad rok temu odebrał telefon gdy dzwoniłem, a Ciebie akurat nie było i nic złego się nie stało. Powiedziałem Ci o tym później. Trochę o nim rozmawialiśmy przecież. Niestety wraca żal i złość, że być może rzeczywiście przede wszystkim ja potem wszystko popsułem. Sobie najtrudniej wybaczyć :(

Czekam na cokolwiek. Nawet jeśli jesteś skończoną jędzą, nawet jeżeli traktowałaś mnie tylko jak skarbonkę to nie zmieni uczucia. Racjonalnie to strasznie głupie, a jednak istnieje :) Jest 12:22 i nic. Słońce wychodzi, jestem gdzie jestem, czuję co czuję, przyszłość jest nieokreślona. W zasadzie nie jest mi źle dzisiaj. Gdyby wyłączyć rozterki, to: jestem najedzony, wyspany, wypoczęty, właśnie wypiłem kawę, nie pada mi na głowę, mam gdzie usiąść, dostęp do prądu, muzyki i internetu. Sielanka po prostu. Potrafisz sobie wyobrazić taki życie? 2 lata temu miałem mniej i przeżyłem z dala od cywilizacji. Moja sytuacja różni się jeszcze stanem uczuć, myślami i pragnieniem kontaktu. 2 lata temu czytałem w kółko Nowy Testament i słowniczek angielsko-polski. Grałem też w 2 gry na komórce z małym ekranem: Lemingi i Sushi Blockout. To były moje jedyne rozrywki. Przez 9 miesięcy byłem zupełnie sam. Nikogo w okolicy, prawie jak na bezludnej wyspie, ale bez autodestrukcyjnych myśli.

Posiedziałem trochę z nogami w górze, przy wychodzącym słońcu. Poczekałem do pełnej godziny i wróciłem sprawdzić co... u Ciebie ;) Nic, ani maila ani aktywności. Może myślisz, że traktuję Cie tylko jako pretekst kolejnej ucieczki przed światem, obowiązkami itd.? Może uczucie jest tylko złudzeniem, oszukiwaniem się? Może po prostu powinienem intensywniej poszukać zastępstwa? Gdyby to było takie proste w moim przypadku... Poczekam jeszcze z godzinę z tym trzecim mailem...

Wróciłem po modlitwie i trafiłem w aktywność. I co z tego, jak nie wiem czy to Ty? Wysyłam więc maila, który według wszelkich przypuszczeń powinien trafić do Ciebie. Bo masz największe doświadczenie w rekrutacji. No musisz po prostu uczestniczyć w niej choćby jako konsultantka, jeśli nawet nie bezpośrednio... Co to zmieni? Zależy od Ciebie. Pamiętam, że gdy powiedziałem, że zawsze daję Ci wybór to później sporo straciłem... Tak bywa. Nie bedę Cię zalewał mailami i dociskał do ściany jakimiś bzdurnymi atakami. Nie o to mi przecież chodzi... Teraz spokojnie puszczę muzykę i będę czekał. Z samej przekory nic nie odpowiesz? To by było bez sensu... Nie chciałem się powtarzać i pusciłem The Cure "Love Song" :)

Co zagra teraz automat? Czy Dezintegration? Jednak nie...muszę sprawdzić tyt... "Picture of You" ...jednak nie musiałem :) Wysyłam tę laurkę od tygodnia. Jutro ostatni firmowy adres jaki znam, może jeszcze formularz kontaktowy i kończą mi się pomysły :) Biedny jestem?

Dziś chyba święto "lasu", bo miałem okazję zjeść zupę fasolową :) Dla mnie to olbrzymie urozmaicenie diety. Jutro powinienem sie zebrać i uzupełnić trochę zapasy. Poza tym jest trochę chłodniej niz miało być. Muza przestała grać... Nie chciała się ruszyć mimo autoplay. Wstałem i puściłem składankę najlepszych rockowych ballad. Zaczęło się od "Show Must Go..." :) Oh ju... to z Krecika jeśli nie załapałaś od razu. Jak prosto i dobrze wyglądał by świat gdybyś się odezwała :) Na razie mogę sobie tylko pomarzyć. Nie, nikogo wcześniej tak nie nakłaniałem do kontaktu. Prowadziłem kiedyś jakieś długotrwałe negocjacje, chyba ze 3 razy. raz z Niemcami, raz Anglikami, a raz kimś z Hong Kongu, ale to było dawno i dotyczyło dość prostych zakupów. Z pewnością masz w tym większe doświadczenie. Raz tylko ktoś z USA, przestał w końcu odpowiadać, nie wypełniając do końca zobowiązań. W sumie pewnie byłem dość upierdliwy. Przekonanie o własnej racji to silny "backup" :) A teraz...jestem jak dziecko :) Właśnie leci Bryan Adams...coś z niebem w tytule :) Jak długo będę musiał czekać? Noo, tak... jeszcze rok...niecały ;) Nadzieja umiera ostatnia, nawet najbardziej fantastyczna. Chyba mnie o nic złego nie podejrzewasz? Szukam Twoich motywów...

Te ballady to wiadomo o czym są... Kultura zbudowana na kłamstwie? Czy wszystko sprowadza się do władzy i podległości? Jak bym odfiltrował od reszty Twoje emocjonalne "syki" to pewnie mógłbym dojść do takich wniosków. Jednak jestem inny. Mentalność ofiary? Takiego obrazu świata nie lubię...chyba za delikatnie to ująłem ;) Nie dla mnie, nie dla mnie powtarzam sobie Twoje bardzo dawne słowa. No dobra, ale pogadać chyba chociaż można? W tym momencie wchodzi "Send me an Angel". Mam kłopot z domniemanymi siłami ciemności :) Czym mógłbym się im przeciwstawić? Czy opowiadałem Ci już jak kiedyś po wypadku, z którego cudem wyszliśmy cali oświecony religijnie (tzn. że np. złamania goiły mu się nad zwyczaj szybko i miał jakieś objawienia) znajomy ochlapał mnie wodą? Nie wiem czy zdążył ją wcześniej poświęcić. Przecież tylko złego licho nie bierze :) Zabawne to było. Podobnych nieco metafizycznych zdarzeń w moim życiu miałem więcej. Oczywiście, gdy jestem wyciszony raczej się one nie zdarzają. Teraz być może jestem juz w okolicach punktu zerowego. Chyba nie mam dzisiaj liczyć na jakiś znak od Ciebie. Nie prowokuję. Nie wiem ile z 3 maili doszło do Ciebie. Może żaden. Licho wie...w tym momencie pojawiasz się na czacie, ale przecież nie wiem czy to Ty. I znikasz. Nawet jeśli podciągnę trochę swój stan tutaj ponad oś to nie wiem na co mi to. On wie... Jestem tylko pyłkiem na wietrze :) Przyszłość być może jest już zapisana. Naprawdę wolałbym, żeby z tymi problemami zdrowotnymi to była totalna ściema. Masz taaaki potencjał. Nie dziw się, że nie byłem i nie jestem w stanie o Tobie zapomnieć. Poznałem wielu młodych ludzi z racji wykonywanej profesji i potencjał chyba nauczyłem sie wyczuwać. To mnie w Tobie fascynuje i także w tym się zakochałem. W sumie cieszę się, że nie mam już problemu w pisaniu tego otwartym tekstem :) To miłe od 18 dni :) Mam nadzieję, że dla Ciebie nie żenujące. Stare jak świat...no może ludzkość :) Widzę aktywność i przelatuje przez głowę myśl, żeby to puścić przez komunikator. Nie dzisiaj :) Bardziej szalony arsenał pozostawiam na później. Nawet nie myślałem o tym jeszcze, ale właśnie Europe wydziera się o Carrie :) Jutro skończy się luty z Tobą... z myślami o Tobie. Oj, nie jestem jeszcze w dobrej formie, ale uśmiecham się co widać :) Idę złapać resztki słońca.

Ciekawe o czym sobie pomyślałaś kiedyś gdy powiedziałaś o listach? Masz co chciałaś tylko czy jeszcze chcesz? Przy Twojej dynamice... Niczego nie jestem pewien. Ktoś własnie śpiewa o koszmarach. W zasadzie nie miewam, choć ze spaniem ostatnio było różnie. Czuję jakby efekty wczorajszego przechłodzenia, ale wierzę, że się nie rozłożę :) 

Czy ta sytuacja to mój upadek? Czasem zadaje sobie to pytanie. Zawsze może być gorzej, a wszystko na tym świecie i tak kończy śmierć. Czasem żyjemy już tylko na kredyt. Zastanawiam się czy naprawdę umierałem już kilka razy, czy mi się tylko wydawało. Dziwne to było, bo raz przypominało np. zupełnie niespodziewany zawał. Totalnie "schodziłem" bez żadnego powodu. Jakoś sobie to wtedy wytłumaczyłem w czasie dość aktywnej działalności w powiązaniu z dużym projektem gospodarczym...ale o tym jeszcze nie pisałem, bo to było w 2013. Po kilku tygodniach czułem jakby coś wypalało mi wnętrzności więc wypiłem baaardzo dużo wody. Przeczytałem później, że podobne objawy mogą wystąpić po jakichś prochach, ale nigdy świadomie nic nie brałem. Kto wie co to było. Seria dziwnych zdarzeń, rozmów, przypadków skończyła się poddenerwowaniem i rozstaniem. Sęk w tym, że nie tylko mnie spotykały wtedy dziwne niepokojące przypadki tylko całą moją rodzinę. Skończyło się jak się skończyło. To był zły rok, czy pół. Poznałem wtedy nowych ludzi o trudnych do określenia, do tej pory, motywacjach, z którymi skutecznie podważyliśmy jeden z filarów pijarowych i personalnych naszego samorządu. Prawie wszyscy w trakcie i chwilę po "dostaliśmy po łapach". W różny sposób, ale jednak... Kilka osób było rozsądniejszych i dało się wcześnie przejąć. Na co mi to było? Było pewnym celem, który udało się osiągnąć. To był mój ostatni wyraźny, krótkoterminowy cel. Potem było miotanie bez celu i później już tylko Twój. Poważnie. Praca później była tylko środkiem do tego żeby zostać w kraju. 

Teraz nie jestem w stanie określić celu więc płynę z prądem. No, tak celem jest niby kontakt z Tobą, ale nie sam w sobie. To raczej środek do lepszego życia. Nie wiem czy rozumiesz mój sposób myślenia. Prosty jestem, przewidywalny jak mówiłaś. Czy to oznacza, że trzeba mnie wyrzucać na śmietnik? Odcinać się zupełnie? Potrafię robić jakieś mniej przewidywalne rzeczy, ale muszę sobie wyjaśnić ich sens. Ktoś kiedyś w wywiadzie nazwał mnie właśnie nieprzewidywalnym i wizjonerem. To było miłe, choć w jego ustach niby nie miało być. Co z tego zostało? Podstarzały, zdziecinniały dziwak. Nadaję się jeszcze do czegoś? Chyba nie lubisz pocieszać... Czy mam jednak jakiś żal do Ciebie? Zupełnie szczerze to pewnie tak, za to unikanie kontaktu. Większy jest oczywiście do samego siebie, że nie potrafię go wywołać. Dziś jednak nie czas na żale :) Leci jeszcze muzyka, zjadłem coś ciepłego, nawet zrobiłem komuś kawę, piszę i jest nieźle choć bez zbytnich nadziei, że spotka mnie dziś jeszcze coś miłego. Zdziwiłbym się. Aktywności nie widzę, wyświetlenia brak, na skrzynkę nic nie chce przyjść. O takich przyjemnościach myslałem, jeśli miałaś co do tego jakieś wątpliwości :)

W zasadzie mogę się już wylogować z Fb. Pewnym chyba mogę być naprawdę tylko tego, że wiesz, że staram się od ponad miesiąca bezskutecznie z Tobą skontaktować. Chyba, że jesteś odcięta od tego typu informacji. Ktoś przecież mógłby Cię przed nimi chronić. Jednak pewnie otaczający Cię ludzie mają Cię za silną osobę więc myślę, że uważają, że nie muszą. Jakoś to poustawiałaś. Tak sądzę. Więc po co jeszcze próbuję? Co ja bym bez tego począł? Naprawdę nie chcę się staczać w otchłań rozpaczy. Dlatego ten obrazek tak trafnie obrazował mój stan. Gdy przestanę być może będzie to oznaczać, że po prostu nie żyję... Może jednak mam jeszcze jakąś szansę by zrobić coś dobrego w życiu. Taki zwrot pojawia się u mnie przed myślą żeby jeszcze coś przeżyć :) Taki jestem. Powinienem jechać ratować ludzi gdzieś do Afryki, czy na Lampeduzę? Do tego musiałbym mieć jeszcze siłę, umiejętności i widzieć sens zawracania rzeki łyżeczką. Wolałbym bardziej kompleksowe działania, dotykające przyczyn problemów, co nie umniejsza mojego podziwu dla ludzi, którzy w ten sposób pomagają potrzebującym. Problemy jednak będą się z czasem powiększać. Liczenie jest moją mocną stroną, więc od dawna wiem, że Europę czeka "ciekawa" przyszłość. Na razie jednak jesteśmy w 2017 roku i co robimy? Ty działasz, ale udajesz, że mnie nie znasz, a ja udaję że nie żyję i staram się z Tobą skontaktować :) Bez sensu tzn. zachowuję się mniej racjonalnie niż Ty. Jakie mam opcje? Najrozsądniejsze wydaje się rozpoczęcie starań żeby Cię wymazać, przykryć, zastąpić... Jednak okazało się to nierealne. I co teraz? Oswoić się, przekształcić, uspokoić lub wyciszyć. Innych możliwości nie widzę. Pomożesz lub nie, ale muszę sobie jakoś poradzić z tym problemem. Ostatecznie pozostaje zawsze jeszcze okno ;)

Teraz czat pokazuje mi coś innego niż Messenger. To tylko kwestia zwłoki, czyli czat jest szybszy. Wiesz, zazwyczaj lubię wyciągać wnioski, uczyć się na błędach, myśleć racjonalnie itd. Cała moja dość długa edukacja mnie tego nauczyła. Spróbuj mi tylko chociaż odrobinę pomóc. Zniknęłaś. Uśmiecham się do myśli, że powinienem napisać tu doktorat, ale z psychologii behawioralnej na temat aktywności zastępczej na przykładzie kompulsywnego pisania listów do nieosiągalnego adresata :)

Noo, tak, zdaję sobie sprawę, że pojedynczymi mailami nie sprowokuję Cię do "odpalenia" mi czegoś na skrzynkę. Musisz to zrobić z jakichś innych pobudek, a o to, biorąc pod uwagę wiosenne doświadczenia, będzie ciężko. Biada mi więc :( Czy zawsze muszę o tym pomyśleć? Już po 18. Zostały mniej niż 3 godziny do mojej kolacji. Od miesiąca jem trochę mniej. Nie muszę zajadać wieczorem rozpaczy, jak wcześniej, gdy czasem bochenek chleba nie starczał. To bardzo pozytywna zmiana :) 2 lata temu tak nie miałem, stosowałem trzy posiłki i ostatni był wcześniej. Tylko czasem podjadałem wieczorem czekoladę. Widzisz, mam pewną perspektywę, porównanie. Tym razem w zasadzie przypadek sprawił, że mam ze soba śpiwór. Zobaczyłem to dopiero jesienią. Nie byłem przygotowany na dłuższy wyjazd. Stąd oszczędnie podchodzę do ubrań, których mam niewiele ze sobą. Poprzednio samochód pakowałem przez 3 godziny, wcześniej kilka dni przygotowując torby. Teraz wyszedłem z dwiema siatkami spakowanymi w ciągu godziny może. Po cholerę? Żeby się wzmocnić słońcem i pływaniem i wrócić. Pisałem już o tym. Wyszło jak wyszło. Moja słabość. Teraz z siłą też szału nie ma. Żeby zmierzyć się z życiem bez lęku potrzebuję jeszcze sporo małych kroków w dobrym kierunku :) Tak mi się wydaje. No i muszę zobaczyć sens, cel, coś...

Znak zapytania raczej nie zasłużył na wyświetlenie. Minął tydzień od odebrania, być może, przez Ciebie poprzedniej części. Chciałbym to wysłać do Ciebie. Nie ułatwiasz mi tego. Mam nadzieję, że nie traktujesz tego, że próbuję do Ciebie dotrzeć jak jakąś przepychankę, siłowanie. W takiej sytuacji nie miałbym żadnych szans. Pomyśl, że jest to podyktowane naprawdę koniecznością. Chęcią ratowania się. 

Poczytałem trochę dla zabicia czasu. Wiem, że to czas zabija, ale co mogę robić. Przeszkadzać w pracy przez komunikator Ci nie będę. Dostałem jakieś ciastka. Czegoś  słodkiego też dawno nie jadłem, ale nie samym chlebem przecież żyje człowiek... Czym to się skończy? W długiej perspektywie wiadomo, jak wszystko, a wcześniej? Nie potrafię tego przewidzieć, zresztą ta długa perspektywa nie musi być aż taka długa. 

Trochę jestem znużony. Dociera do mnie, że nie chcesz, mimo że nie rozumiem dlaczego. Nie jestem gotowy żeby odpuścić, darować sobie próby. Może jest taka możliwość, że w przypływie dobrego humoru się odezwiesz. Chciałbym w to wierzyć. Przełączanie między zakładkami przeglądarki nie jest ani produktywne ani budujące. Już po 19. Niedługo być może skończysz pracę. Dobro jest raczej przewidywalne. Nawet to, że mógłbym pojechać i Cię spotkać przecież łatwo przewidzieć. Złych rzeczy można wymyślać mnóstwo, pogrążać się w nienawiści, zemście itd. Doświadczyłaś tego, ja też. Kiedyś myślałem, że wszystko można przegadać, że gdyby ludzie tylko potrafili usiąść i porozmawiać nie byłoby na świecie tylu złych rzeczy, że możliwe są kompromisy, a często nawet konsensus. Dalej chcę w to wierzyć :) Wieczór, czyli mimo dawki cukru dopada mnie znużenie, trochę zniechęcenie. Dobrze, że to nie rozpacz jak bywało. Czekam sobie grzecznie. Tak zostałem wychowany, zaprogramowany. Ktoś wdrukował mi, że jak grzecznie poczekam to dostanę czego chcę. Nie zawsze to działa. Proście, a otrzymacie. Czy proszenie nie wiąże się właśnie z pokorą? Jeśli tak to dlatego dziwiłem się gdy mówiłaś, że umiesz być pokorna. Takie wspominki :) Kiedyś zazwyczaj wieczorem się ożywiałem. Jak ocenić moją sytuację? Wiadomo, w różnych fazach zmienia się czasem ocena sytuacji, położenia, interpretacja zdarzeń. Jeśli nie ulega zmianie to wydaje się być obiektywna lub też racjonalnie subiektywna. Coś mnie w tej chwili męczy. Poczucie bezsensu. To co ma w tej chwili obiektywny sens to jedynie poprawa kondycji.  Reszta to jakaś popierdółka, nie klei się. A dla kondycji dziś nic nie zrobiłem czyli muszę podsumować dzień negatywnie :( Pamiętam kiedyś gdy byłem dzieckiem i nastolatkiem robiłem sobie podsumowanie dnia. Dzień bez nauczenia czegoś nowego, czy rozwinięcia jakiejś umiejętności był dniem straconym. Starałem się by takich dni nie było i wtedy czułem się dobrze. Moją pasją było uczenie się choćby z książek. Później "łykałem" wszystko na wykładach, sympozjach i różnych konferencjach czy wyjazdach studyjnych. Gromadziłem materiały, dlatego jeszcze wczesną wiosną rok temu widziałem przed sobą kilkanaście  różnych udokumentowanych jakimiś papierami ścieżek rozwoju. Wystarczyło odświeżyć wiedzę. Mózg pracował na pełnych obrotach. Porozkładałem sobie to na stole i krzesłach, ale już do tego nie wróciłem. Złapałem pierwszą okazję pracy, równolegle biorąc udział w innych wydarzeniach. Głód wiedzy. A co tutaj przetwarzam? Niewiele. Czyli pewnie odczuwam jednak także tęsknotę z innym życiem. Trochę się autodiagnozuję :) Na razie myślę jeszcze powoli. Ale gonitwa myśli nie jest mi tu potrzebna szczególnie wieczorem. Pewnie można mnie jeszcze jakoś zagospodarować. Porąbanego debeściaka każdego szczebla edukacji. I co mi to dało? Pocę się, a nie mam powodu. Może to jednak małe przeziębienie. Widzisz, nie wylogowałem się jednak do końca godzin pracy. Teraz ogarnia mnie smutek, że się nie odezwałaś. Wysłałem dziś 3 maile na różne skrzynki i któryś powinien był do Ciebie dojść. Czy to takie trudne napisać "doszło" nawet enigmatycznie i bezosobowo? Przejdę się...

Cukier jednak nic nie pomaga na wieczór. Podsumowania kończą się smutnie bez kontaktu. Chyba nigdy mnie nie pocieszałaś. Może nie musiałaś, no może wtedy, że nie aż 2 lata, ale czy to naprawdę było pocieszanie? 

Poczytałem trochę, zbliża się czas kolacji i choć dziś nie czuję głodu to jednak coś zjem. Jutro też będzie dzień więc życzę Ci naprawdę dobrych i pięknych snów :) 

28.02

 Dziś nic nie jest takie jak planowałem. Pogoda pochmurna, zakupy inne niż planowałem. Przejechałem się rowerem, ale tegosera co chciałem nie było. Był inny, w innym miejscu. Udało mi się znaleźć skrzynkę więc główna misja zakończyła się sukcesem. Przeziębiony za bardzo nie jestem,żyję, nic mnie nie przejechało. Jakoś tam spałem po obejrzeniu wczoraj cienkiej Mythici. Dziś nie chciało mi się jednak wstawać. Wszystko wyglądało bezsensownie. Wizyta w sklepie też przekonała mnie, że jeszcze nie jest ze mną najlepiej. Podejmowanie niezaplanowanych decyzji przychodziło z trudem. Postrzeganie powolne. Cienko. Ale czemu się dziwić po tak długim czasie wyciszania. I tak dobrze, że się ruszyłem. No ale miałem coś znaleźć przede wszystkim i się udało.

Po powrocie sprawdziłem skrzynkę i nic, na Fb też cisza. Wysłałem ostatniego maila na służbową skrzynkę. Bez sensu? A co mogę zrobić? Idę sobie posiedzieć pod chmurami...

Wszystko co robię ma jakiś ujemny sens. Co to da? Jestem jakby znowu w czerwcu. Bez kontaktu, po miesiącu od pierwszego odebranego sms-a w maju. Jestem słaby. NIe lubisz tego, nie szanujesz. Wysłałem co mogłem. Teraz w zasadzie mogę już tylko czekać. Zrozumieć moją sytuację powinnaś, zrozumieć mój sposób myślenia, nie wiem. Takiego mnie nie znasz. Co jeśli Ci to po prostu "zwisa"? Nie zmienia to mojej sytuacji. Jakoś muszę sobie radzić, ale dalej to słabo wygląda. Pewnie bedę jeszcze coś wymyślał. Kiedyś pomyślałbym o sobie "jakiś kretyn"... teraz... po prostu jestem w takiej sytuacji, stanie itd... Dziś pewnie nic więcej nie wymyślę. 

Jest 5 stopni mniej niż miało być. Puszczam muzykę, wybieram coś innego,do głowy przychodzi Camel. Dopiero na drugiej stronie listy znajduję coś z 1984 "Stationary Traveler" Coś o mnie, bez tekstu, instrumentalne. Patrzę na listę co będzie następne... "Long time Good Bye". Nie umiem sie żegnać. Nigdy, nie pożegnałem się z nikim na zawsze. Myślenie o byłej starałem się zamknąć pisząc 2 lata temu pożegnanie, którego nigdy nie wysłałem. Zostało w książce, która być może spłonęła niedawno z moimi rzeczami. Jak nie pogorszyć swojej sytuacji? Przecież w czerwcu mogłem się jeszcze ruszać, przynajmniej przygotować się do podróży i wyjechać i być może starać się zapomnieć, zatrzeć, przykryć. Dziś nie udało mi się nawet zmierzyć z uporządkowaniem plecaka, wtedy brakowało już chęci, żeby uporządkować samochód. Potem pojechałem tak jak stał od kwietnia, kiedy wyładowałem trochę rzeczy na działce. Pierwotny plan zakładał, że miałem jeszcze coś w nim poprawić, przejrzeć co w nim jest, zoptymalizować do wyjazdu. Później nie widziałem już w tym sensu. Staczałem się po równi pochyłej. Nie było nic ani nikogo kto mógłby to zatrzymać. Teraz, nie chcę się już staczać. Ucieszyłem się z tego, że żyjesz i chcę z tego skorzystać. Bez kontaktu...cóż zatrzymałem się nisko i nie wiem co będzie dalej. Jeny, możesz być twarda, zimna dla mnie, służbowa, ale bądź. Nie olewaj. Potrzebuję drobnej pomocy, wtedy bedę się starał chocby po to żeby Ci o tym napisać. Teraz... pewnie dalej gra Camel, ale nie znam tej płyty. 

Posiedziałem trochę popijając ciepłą wodę. Nie chce się rozpogodzić. Wysłałem Ci list. Co to może zmienić? Jak postanowisz tak będzie. Wysłałem Ci tyle ile mniej więcej kosztuje mnie miesiąc spartańskiego życia tutaj. Pieniądze nic nie muszą zmienić, ale dzięki nim poznałem Ciebie. Potem wiem, że im więcej wydawałem tym gorzej było dla mnie. Teraz jednak potrzebuję pomocy za każdą cenę. Czy mógłbym żyć już w takim stanie? Dzisiejsza "wyprawa" przekonała mnie, że jeszcze powinienem się wzmocnić. Dalej unikam kontaktu z ludźmi, wolę być sam. Z upływem czasu będzie to tu coraz trudniejsze. Coraz więcej ludzi  zaczyna się kręcić. Idzie wiosna. Nie chcę się chować w klatce z poczuciem beznadziei, czy wręcz niższości jak pod koniec lata czy jesienią. Już w czerwcu, jeździłem sam nad jezioro. Leżałem sam słysząc i widząc wkoło ludzi w grupach. Pływanie niby pomagało, ale w sumie nie było to budujące. To nie była zazdrość tylko tęsknota. Teraz znowu leci "Child of Time". Chciałbym osiągnąć taki zrównoważony stan, z dobrym samopoczuciem, samooceną, sprawnością intelektualną. Bez hiperpobudzenia, ale z pewną wizją przyszłości, prawie celem, albo wręcz celem, którym byłoby spokojne życie. Czy to realne? Małymi kroczkami. Do tego potrzebuję kontaktu czy inaczej braku poczucia odrzucenia. Wcześniej byłem prawie pogodzony, że gdzieś zniknęłaś, przestałaś istnieć. Było to smutne, ale wyciszyłem się tak, że już bardzo nie bolało. Jasne, że stan takiego otępienia jest czasem denerwujący, ale jakoś żyłem. Gdzieś w oddali majaczyła możliwość, że kiedyś jeśli skończą się środki będę musiał wrócić. Teraz jest inaczej. Wraz z powrotem nadziei zacząłem się uśmiechać i odzywać, ale może być to tylko stan przejściowy. Powrót w lepszej kondycji wydaje się możliwy. 

Przypomniałem sobie jak ponad 2 lata temu jesienią, znalazłem na drzewie, przy którym obozowałem pętlę z żyłki. Dość wysoko, ale dobrze widoczną. Wtedy uśmiechnąłem się tylko. Nigdy nie miałem problemu z takimi myślami. To moja była uprawiała wariacje na ten temat w młodości. Prawie jej przeszło dopiero po urodzeniu dzieci. Wiele razy musiałem stawić czoła niezrozumiałym dla mnie emocjom ukochanej osoby. Cóż, byłem zazwyczaj bardzo spokojny i trzeba było dużo czasu, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Powiedzmy, że spokój powoli mi wraca. Muszę jeszcze coś wymyślić żeby chciało mi się chcieć. Widzisz, próbuję nawet prosić Cię byś została zdalną terapeutką, jeśli nie chcesz w inny sposób utrzymywać ze mną kontaktu. Ustalilibyśmy jakieś godziny, zasady itd. Nawet to by mi jakoś pomogło. Nie myślę, żeby kontakt ze mną byłby dla Ciebie w jakiś sposób przykry. Na razie staram się tylko dotrzeć do Ciebie. Nie wiem nawet czy mi się udało. Może jesteś zupełnie za firewallem ekipy i nic do Ciebie nie dociera. Pewności nie mam. Nie wiem czy pojadę, jeśli się nie odezwiesz. Zawsze możesz starać się uniknąć kontaktu ze mną lub mnie wyśmiać. Co by mi to dało? Otrzeźwienie? Zimny prysznic, po którym musiałbym coś zmienić? Nie wiem. Nie mógłbym się dłużej oszukiwać, że moja wizja spokojnego życia w zdalnej przyjaźni z Tobą jest możliwa. Brak kontaktu tego nie umożliwia. Zobaczymy. Nie zasłużyłem?

Powraca czasem myśl, że chciałbym zrozumieć ten świat, w którym nie odpowiadasz na moje wołanie o pomoc. Zrozumieć Ciebie, jak możesz. Zaraz później nadchodzi zazwyczaj wizja, w której mnie unicestwiasz. Dziwne nie? Staram się pomyśleć o sobie tak na surowo. Sam władowałem się w takie położenie i sam powinienem się z niego wyciągnąć. Czemu masz mi pomagać? Kierujesz się innymi zasadami i tyle. Spotkaliśmy się, Ty pomogłaś mi, ja trochę Tobie. Teraz już nie chcesz, dawno zerwałaś kontakt, a ja nie mogę tego przeboleć i jest to tylko mój problem. Tak chyba to wygląda w zimnym, okrutnym, czy tylko dorosłym  świecie? Gdy to zaakceptuję, stracę nadzieję. Słaba perspektywa :( Chyba jeszcze nie mogę sobie na to pozwolić. Od kilku tygodni chodzi za mną myśl, żeby kupić karimatę. Jeśli naprawdę miałbym zacząć ćwiczyć byłaby potrzebna. 2 tygodnie temu byłem już bliżej decyzji. Oferta zaczyna się od czwartku. Zobaczymy. Nie wiem co robić, gdy przestaję obserwować Fb. Trochę czytam, muszę coś ściągnąć na wieczór.

Temperatura spada bez sensu. Ściągam BFG, bo tego nie widziałem, a podobno trzeba. Ponuro. Mam co jeść, nadzieja słabnie, w tle leci jakiś nie znany mi bliżej rockowy kawałek.  Jak zwykle o miłości. Takiego jej smaku nie znałem. Pamiętam jak w sierpniu siedziałem sobie i patrzyłem na podrygujące osobniczki płci przeciwnej i myślałem, że Ciebie kocham więc po co mam się ruszać. Nawet jeśli nie żyjesz to jestem w żałobie i tyle. Nie dałem się wyciągnąć. Rozumiesz takie zachowanie gdzieś po tygodniu dochodzenia do siebie? Pierwszy tydzień po prostu bardzo szybko chodziłem spać. Potem tylko trochę później, mimo że z reguły i tak nie mogłem szybko zasnąć. 

Historia. Teraz, napisałem wpierw, że nie jest lepiej, ale jest inaczej. Muszę coś z tym zrobić żeby się nie pogrążyć. Pozostała nadzieja, że po tym liście odpowiesz, że do Ciebie dotrze, przeczytasz go, zrozumiesz moją sytuację i odpowiesz jakoś. NIe wiem jak. Ważna będzie dla mnie jakakolwiek odpowiedź. Czemu się tak do Ciebie przywiązałem? Wiadomo, także dlatego, że mnie nie oddałaś. Czym ja do cholery byłem? Wyskoczył ze mnie teraz bunt? Sam chciałem, powinienem to przewidzieć, ale wybacz, nie potrafiłem przewidzieć sytuacji, że się tak odetniesz, gdy będę dobry. Dalej nie potrafię sobie tego wyobrazić. Pożaliłem się. Komu? Komuś kto to czyta, być może tylko sobie. Przecież wiadomo, że nie myśli się źle o ukochanej osobie... Porąbany świat. Dalej dość spokojnie żalę się. Nie poradziłem sobie z tym i dalej nie radzę. Melodramatycznie to pewnie nazywa się złamane serce. A wystarczy, żebyś się odezwała :) Zaczęło się właśnie "Hello..." Pink Floyd... może ma to inny tytuł. Zobaczyłem dziś pierwszy raz aktywność. W końcu dziś wysłałem maila na hello... :) Sprawdzę skrzynkę. Czego miałem się spodziewać? Że ktoś ponownie napisze, że nie wie o kogo mi chodzi? Przecież z tej skrzynki inaczej by nie było. Nadzieję przedłuzały maile wysłane wcześniej na mniej oficjalne skrzynki. Powinienem chyba zmienić plik. bo ta część urosła już ponad miarę. Tylko co z nią zrobić? W zasadzie skoro i tak wcześniej posłałem juz 4 to piąta nie zaszkodzi. W sumie, jeżeli nie potwierdziłaś w żaden sposób, że czytasz mogę użyć chociaż trochę mocniejszego hasła. Oczywistego dla Ciebie, ale dłuższego. Najwyżej wyslę Ci to jeszcze raz kiedyś jeśli będę wiedział gdzie. Hasłem jest Twoje imię i nazwisko. Powiedzmy, że w przypadku gdyby komuś chciało sie je łamać zajmie to dłużej niż w przypadku poprzedniego bardzo słabego czyli bardzo krótkiego. 

Jak zakończyć tę część? Wiadomo, dobrze :) Nie uznaję innych zakończeń. Czyli po prostu kocham Cię, przytulam mocno, pozdrawiam i umieram z tęsknoty w oczekiwaniu na upragniony kontakt. 

kocham

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości