dominikistoji dominikistoji
96
BLOG

Delirium

dominikistoji dominikistoji Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

28.02

Wysłałem piątą część z dłuższym hasłem, nieco utrudniającym osobom trzecim odczytanie listu. Tobie? Możesz nie trafić, może Ci się nie chce próbować, wystarczy się odezwać i wyślę bez hasła na skrzynkę. To nie żadna kara tylko lepsze zabezpieczenie po stanowczym dementi. Mi trochę ulżyło jak wysłałem. Nawet szybko się dostarczyło :) Może ktoś Ci przekaże, bo chyba nie będzie dalej uświadamiał szaleńca ;) OK. Mi trochę lżej, Ty jeśli szef nie ściemnia i tak nie czytasz. Coś muszę założyć, a jeżeli to nie Ty obsługujesz ten kanał i ogarniasz Fb to powinien to robić właściciel. W końcu dla niego to robiłaś, on Cię determinuje. W przypływie dobrego humoru może wyświetli/wyświetlisz. Jeżeli chciało mu się wpisywać hasło, a miał 2 wskazówki jakie jest to teraz będzie trudniej. Wskazówki oczywiście były dla Ciebie, ale ktoś bystry, a taki jest biorąc pod uwagę geny, Twoje opowieści i moją króciutką zeszłoroczną z nim rozmowę trafiłby też szybko. Jak widzisz przekonanie o tym, że czytasz legło w gruzach tydzień temu. Teraz wysłałem, bo wysłałem. Bez wielkich nadziei. Mógłbym na jakąkolwiek skrzynkę, pewnie najpewniejszą tę z ogłoszenia o pracy. Ale co to by zmieniło? Trzymam sie tego kanału jeśli nie potwierdziłaś innego. Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że szef ma niezły ubaw ze mnie, staram się jednak uniknąć by przeczytał coś o Tobie czego byś sobie nie życzyła. To chyba jasne? Wiadomo, nic strasznego nie piszę i bez pewnych konkretów, ale można jak się chce czegoś się domyślać nawet gdy myśli się, że nadaje jakiś szaleniec. Wiadomo, dorosły ale rodzina zawsze pozostaje rodziną i być może w ostatniej części napisałem trochę więcej niż poprzednio...nie czytałem. Więc jak widzisz,niewiele się zmieniło. Dalej piszę i wysyłam.

Kiedy będę mógł wysłać coś spokojnie wiedząc, że dojdzie tylko do Ciebie (pomijając oczywiście wszelkie służby, o których z reguły się nie myśli) zależy od Ciebie. Na razie niezbyt desperacko szyfruję :)

3 lata temu zmierzyłem sie pierwszy raz w życiu z oficjalnym, słownym odrzuceniem. To był byc może największy wstrząs w moim życiu. Od tego momentu zacząłem zjeżdżać po równi pochyłej, mimo że ktoś mi wtedy pomagał, ale zabrakło jej konsekwencji, a mi siły. Wtedy w kwietniu wydawało się, że wspólny wyjazd na 2 tygodnie postawi mnie na nogi i pewnie by tak było. Niestety zabrakło konsekwencji i po wstępnych planach wycofała się. Wtedy myślałem, że to moja druga w życiu miłość. Bardzo spontaniczna, wzajemna, spełniona, satysfakcjonująca, a jednak niewystarczająca, żeby po pół roku zrealizować wspólny wyjazd. Mimo 2 tygodniowego planowania. Problemem niby miały być pieniądze, a dzieliliśmy wszystko po równo. nie lubię małostkowości. Nie była aż tak inteligentna i bystra jak Ty, ale bardzo sympatyczna i pociągająca. Dzieliliśmy zainteresowania fantastyką, oglądaliśmy z zainteresowaniem razem filmy, zdarzyło nam się upiec ciasto, być na kręgielni i było bardzo miło. O innych rzeczach nie piszę, ale chyba dopiero wtedy doświadczyłem czegoś, co wcześniej myślałem, że może takie być tylko w filmach. Dawaliśmy sobie dużo. I cholera... przez pieniądze czy może nimi maskowane jej obawy, ona pojechała gdzie indziej sama bez porozumienia ze mną i gdy wysłała mi stamtąd sms, prawie chciałem za nią pojechać, sprawdzałem połączenia, potrzebowałem jej, ale byłem już w kiepskim stanie po 2 miesiącach zjeżdżania w kierunku depresji. W rezultacie w maju wyłączyłem telefon a w 2 tygodniu czerwca wyjechałem sam, ale z planem na kilka lat. Po roku dowiedziałem się, że po miesiącu od mojego wyjazdu poleciała do tego kraju z koleżanką...sic! Nie wyszło, a było naprawdę dobrze, wzajemnie. Dalej robi mi się gorąco jak o tym myślę, sumienie jednak trochę mi wyrzuca. Wyrzucało mi potem podczas wyjazdu. Po roku, gdy stałem się aktywny widziałem ją na graffiti, ktoś bardzo podobny, z nieszczęśliwym wyrazem oczu w nocy postawił mi drinka. Była jak jasny anioł z połamanymi skrzydełkami. Były ślubny podobno ją nie raz uderzył. Dużo przeżyła. Miała dwóch synów w podobnym wieku. Potem, gdy zacząłem używać Fb zapytałem co u niej, odpowiedziała pytaniem czy to ja. Nie była szczęśliwa. Po powrocie powiesiłem na klamce przed świętami karteczkę z życzeniami i swoim nowym numerem. Jej stary numer nie był już jej. Po dwóch tygodniach poznałem Ciebie...ciemnego anioła. Skrzywdziłem ją wyłączając telefon i uciekając potem. Nie było to takie proste, ale jednak mogliśmy być do tej pory, a nawet na zawsze razem. Wtedy zrąbało się w kwietniu. Jeszcze na początku kwietnia byliśmy razem na koncercie. Było fajnie po pół roku znajomości, planowaliśmy wspólny wyjazd, pewnie nawet pasowaliśmy do siebie. Na początku maja mieliśmy wyjechać razem zaznać słońca, ale ona zdecydowała inaczej i pojechała spotkać starych znajomych. Po 2 miesiącach mimo wszystko poleciała z koleżanką więc chyba nie chodziło do końca o kasę. To były jej ostatnie wpisy na Fb, ale dawno nie sprawdzałem, może po 2 latach jej się poprawiło. Nigdy chyba Ci tego nie opowiadałem. Nikomu chyba nie opowiadałem. Pamiętam, że niedobrze zareagowałaś, gdy na pytanie co z kimś robiłem odpowiedziałem zgodnie z prawdą, mimo że to było w ramach konwencji. Ja też coś niemiłego poczułem, gdy Ty coś opowiedziałaś. Zazdrość po prostu. Wiem, że może nie być zbyt miło słuchać o byłych. Więc gdy powiedziałem, że jesteś trzecia, właśnie ją miałem na myśli jako drugą. Dlaczego więc teraz myślę o Tobie jak o drugiej? Bo strasznie się to rozwinęło i nie wiem czy nie jestem bardziej zakochany niż w swojej pierwszej miłości. Mimo wszystkich komplikacji, płonę z tęsknoty. Ciężko sobie z tym poradzić tzn. z odrzuceniem. Dlatego czasem myślę, że to czyściec. Trochę zasłużyłem...

No to się rozgrzałem, chyba że to nadal lekkie przeziębienie :) Mógłbym chyba napisać całkiem fajne opowiadanie bazując na swoich przeżyciach. Cóż, na razie jesteś ciemnym aniołem. Według mojej hierarchii ciemność od długiego czasu wygrywa, ale noce są coraz krótsze więc może w końcu się coś zmieni :) Dzięki temu, że zacząłem nowy plik mogłem napisać o czymś nowym i tak czas szybciej mi zleciał. Wróciły starsze wspomnienia. Wszystko się jakoś nawarstwia. Przykryłaś ją zupełnie. Ona przykryła moją byłą, mimo że nie do końca. Pamiętam, że oczami, mimiką sugerowałaś w marcu żebym kogoś sobie znalazł. Czy może tak mi sie tylko wydawało? Nie dałem rady. Nie wiem czy w ogóle kiedyś dam sobie z tym radę. Jestem pewien, że potrzebuję jeszcze czegoś od Ciebie, żeby wrócić do życia. Nie wiem jakiego. Naprawdę, aż taki głupi nie jestem żeby nie znać siebie. Zazwyczaj świetnie się autodiagnozuję. Ćwiczyłem to od dziecka. 

Zbliża się 20, a ja dostrzegłem jeszcze aktywność. nie wiem czy Twoją przecież. Pisząc, poprawiłem sobie wcześniej humor. Terapia pisaniem :) Poza tym nikt nie wyświetlił, więc albo to nie Ty, albo nie masz czasu, a może po prostu nie zamierzasz. Tego nie wiem. Może jutro. 

Jak już się spowiadam to kogo jeszcze mogłem w życiu skrzywdzić? Mamę, wyjechałem znowu bez słowa. Fakt, że odwodziła mnie od wyjazdu jak umiała, a gdy dowiedziałem się, że straciłem pracę, o której mówiłem było mi strasznie głupio. Ale jednak to ja się nie odzywam. Jak to zmienić? Tak samo jak w Twoim przypadku. Wystarczy sie odezwać. Na jej miejscu na pewno potrafisz sie postawić. Zawsze będzie mnie kochać i pewnie niejednokrotnie to wykorzystywałem. Niestety często jesteśmy okrutni wobec osób, które nas kochają. Oczywiście staram się taki nie być...ale co teraz robię? Zamiast wysłać coś do niej choćby na Dzień Kobiet wysłałem dziś do Ciebie... Spraw żebym mógł się poprawić.

Noo, tak. Muszę się jeszcze do czegoś przyznać jak już jadę po "całości". Z wydrukowanej części listu, który mam nadzieję przeczytasz, wyciąłem fragment o jednym moim zauroczeniu z czasu gdy byłem wiernym małżonkiem. O pewnych rzeczach dotyczących osób trzecich nie opowiadam, chyba że wyłącznie Tobie w zaufaniu. List niby mógłby otworzyć ktoś inny więc kompromitację siebie jeszcze zniosę, ale innych nie zamierzam. Wiec nie wiem czy powinienem wkleić tu to co wyciąłem czy opisać jeszcze raz mniej dokładnie... Może jeszcze raz... Była ciemnym aniołem acz o niewinnym, zalotnym uśmiechu i spojrzeniu. Ostrzegać przed sobą zaczęła mnie dopiero po pół roku, gdy odwiedziła mnie osobiście rozgrzana do czerwoności, prawie widziałem parę buchającą jej z nozdrzy małego skąd inąd noska :) Po paru moich wizytach na kawie u niej, gdzie gadaliśmy o dawnych czasach i planowaliśmy zorganizowanie pewnego spotkania, które zakończyło się dużym sukcesem. Głównie jednak gadaliśmy potem przez telefon, były jakieś sms-y, zaproszenie do firmy na początku, a gdy się pierwszy raz spotkaliśmy zupełnie przypadkiem po nastu latach niewidzenia od razu poszliśmy na pizzę. Ot tak się złożyło, że nam to pasowało i lubiliśmy tą samą, w tym samym miejscu :) Wspominam to z uśmiechem. Traktowałem to jak test dla siebie. Byłem wiernym małżonkiem i wierzyłem, że do końca życia jedyną moją kobietą pozostanie moja żona. Proste, nie, a propos monogamiczności? Ona za to podczas tego ostatniego prywatnego spotkania żaliła się, że kiedyś mąż ją zdradził, wydzwaniała nawet do niej jakaś "blondyna". Poza tym mąż w zasadzie ją tylko "wychodził" swoim uporem, a wcześniej testowała może nie do końca, ale jednak różnych mężczyzn i żaden nie potrafił się oprzeć nieważne wolny czy zajęty więc wszyscy są tacy sami pod pewnym względem. Stwierdziła, że była takim "diabełkiem". I co byś zrobiła po takim oświadczeniu i fakcie, że bardzo dawno temu podobała mi się najbardziej? Mogło być gorąco...mam nadzieję, że nadal jest dość szczęśliwą małżonką :) Zgadzaliśmy się co do jednego: coś zaiskrzyło. Ciekawostką jest to, że w dniu kiedy pierwszy raz spotkaliśmy się przypadkowo po latach wyczuwalnie zatrzęsła się ziemia, a to w naszym mieście zdarza się może raz na 100 lat :) Akurat, gdy po wizycie w pizzerii dzwoniła do mnie... No to sobie powspominałem :) Więc widzisz, przeżyłem różne sytuacje. Co tu jeszcze dodać? Aha, po kolejnych 3 miesiącach spotkałem swoją pierwszą "miłość" z piaskownicy, z którą mam pierwsze "traumatyczne" wspomnienie gdy razem z bratem uszczypnęli mnie niespodziewanie. Mogłem mieć wtedy 3 lata. Po latach była zadziwiająco podobna do Ciebie... Kiedyś skakała wzwyż, bardzo podobne "parametry", karnacja i twarz. Jakieś 3 specjalizacje, doktorat i...fajnie się z nią gadało. W dzieciństwie traktowałem ją jak najbliższą przyjaciółkę. Potem się przeprowadzili i odwiedziłem ją dopiero kilka miesięcy po poznaniu przyszłej żony. Trochę przez przypadek, a trochę dzięki mojemu, świątobliwemu obecnie, najbliższemu kuzynowi. Wtedy też świetnie się z nią gadało...pamiętam jak dziś, ale już wtedy byłem wierny jak pies :) Nie dziw się więc, że tak bardzo mi się spodobałaś. I naprawdę nie uważam, że prawdziwa przyjaźń jest niemożliwa między hetero: kobietą i mężczyzną. Uważam, że można się umówić, a taka umowa może być święta.

Czas zleciał dziś szybko. Dzięki tym wspomnieniom przestałem się nad sobą użalać. A szczęście? Kto wie co nas jeszcze czeka? Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa. Wylogowałem się z Fb widząc, że ktoś był aktywny jeszcze przed zamknięciem, sprawdziłem skrzynkę i niestety nic nie znalazłem. Bardzo dobrej nocy Ci życzę, mimo że nie wiem co to dla Ciebie oznacza :)

01.03

Dziś zaczął sie nowy miesiąc. Pogoda gorsza niż w prognozie. Zimniej o kilkastopni. Nie chciało się wstawać, nic robić. Zwlokłem się przed południem, kierując się minimalną nadzieją na wyświetlenie. Przyszedłem i zobaczyłem "karę". Ostatnie Wasze ogłoszenie zniknęło z mojej strony głównej. Było jedyne, a teraz go nie ma. Automatyczny przypadek z Fb? Być może. W nocy powracały sny jakoś powiązane z mieszkaniem. Rano trochę się poprzewracałem. Wczoraj zasnąłem po najnowszej Alicji. Lubię takie bajki a właściwie baśnie pozytywnie programujące dzieci. Czy raczej nierealnie? Dziś niewiele zostało z wczorajszego uśmiechu wywołanego wspomnieniami. Mój dzień się zaczyna, a tu jeszcze coś wycięło mi Waszą zajawkę na marzec :(

Mija 5 tygodni od mojego odkrycia. W nocy pomyslałem o życzeniach, które być może wyślę Wam na Dzień Kobiet:

Wszystkiego Najlepszego w tym szczególnym dniu dla wszystkich pracujących i niepracujących Nik, pociechy z dzieci dla mam i z innych mężczyzn dla nie mam życzy z daleka stary dziwak :)

To chyba wydawało mi się dowcipne. Dziś trochę się skwasiłem więc wygląda to tak sobie. 

Posiedziałem trochę pod chmurami. Nie mogę się obudzić. Czasem wieczorem coś podrażnia moje spojówki. Wczoraj znowu. Szczypie w oczy jak jakiś gaz łzawiący. Nie wiem co to jest. Dziś nie mam żadnych planów. Mógłbym niby spróbować wysłać coś przez formularz kontaktowy, ale po co? Prawdopodobieństwo, że może to coś zmienić jest tak niewielkie. Może chociaż z automatu dostałbym jakiś mail zwrotny? Tak sobie pomyslałem, żeby przejść do normalności, ale wtedy nic mnie stąd nie wyciągnie i ruszać też się nie zacznę. Beznadzieja będzie dobijać. Może wymyśliłbym chociaż jakiś inny tekst. Ale co mam napisać? Że staram się bezskutecznie skontaktować z mamą szefa, bo potrzebuję z nią kontaktu?

Poprzeglądałem stronę. Osłabiające niestety. Patrzę na zdjęcie z grzywką i karnacja jakby inna. Wiadomo, może to wina światła, aparatu. Przytyć przecież trochę miałaś, o tym wspominałaś na początku... W zasadzie znam dwie Ciebie, ale to normalne. Klasyczny dualizm. Jaka jesteś teraz? Słońce weszło w znak ryb. Niby przez kilka tysięcy lat konstelacje się trochę poprzesuwały w czasie, ale w zeszłym roku marzec nie był dobry. Mam dziś jeść szprotki. Wcale mnie to nie cieszy. Niby urozmaicenie, niby broda już nie przeszkadza, ale jednak nic mi się nie chce. Smuta. Aktywności brak, wyświetlenia brak, planów brak. Może się trochę przejaśni...

Popijam wodę, dziś chyba nie zasłużyłem na kawę. Za szybko wstałem, mimo że później niż wczoraj. Temperatura bardzo powoli rośnie, jacyś ludzie krzątają się wokół grilla. Mam to wszystko gdzieś. W takim stanie się nie potnę. Coś wymyślić? Lecieć? Odwiedzić? Pogadać z kimś innym? Przecież znowu zaginąłem. Ktoś pytał o mnie pod koniec lata. Wiesz kto? Ta, która urodziła się złego dnia. Ma rzeczywiście bardzo pokręcone ścieżki, wartości. Niespójna, w tylu warstwach się gubiłem. Może przez jakiś czas byłem dla Ciebie, tym czym ona dla mnie. Ciekawostką, która mi kiedyś jednak pomogła. Głównie zapominać. Może też traktowałaś mnie trochę jak dziecko. 3,5 roku temu trochę jednak sprowadzała mnie na złą drogę, kilka razy upiłem się z nią czy przez nią, robiłem jakieś głupie rzeczy, przeżywałem jakieś rozterki, trochę przez nią był ten wypadek, który mam w kartotece. Pokręcone. Potem nakłaniała do powrotu, później pomogła pakować. Poznałem jej sympatycznego chłopaka, prawie męża, którego przestawała szanować. Ostatni raz w kosza wiosną grałem właśnie z nim, jego bratem i kumplem. Fajnie było. Gdybym nie zaczął zjeżdżać po równi pochyłej nastroju czy tracić nadziei, być może zagrałbym jeszcze nie raz. Wtedy stwierdziłem, że sprawia mi to większą frajdę niż kontakt z jego kobietą. Ona traktowała mnie chyba trochę jak przyjaciółkę, której można opowiedzieć o najdziwniejszych przygodach czy pomysłach. W maju...pisałem już o tym, w desperacji chciałem się nią posłużyć żeby dowiedzieć się co u Ciebie, a w czerwcu pakowała się w jakiś dziwny układ. Chciała niby też ze mną tu przyjechać na kilka tygodni, ale nie potrafiła na czas zorganizować paszportu dla córki. To pewnie byłaby katastrofa, ale nie dałaby mi z pewnością się wyciszyć czy wzmocnić. Jednak w tym pomyśle widziałem same kłopoty. Jest tak niezorganizowana i lubi potencjalnie niebezpieczne sytuacje, że pewnie musiałbym ciągle ją ratować. Więc jak już o niej wspomniałem to pomyślałem sobie o niej jak o dziecku, które kiedyś wyciągnąłem ze złego miejsca, a ją po 2 latach dalej tam ciągnęło. Nie mam pojęcia co się z nią dzieje. Trudno z nią gadać, można potańczyć do momentu aż coś szalonego nie wpadnie jej do głowy. Brak konsekwencji jest dla mnie trochę przerażający. Ty jesteś na innym biegunie... co nie jest w moim położeniu pocieszające. Obawiam się, że żebyś się w jakikolwiek do mnie jeszcze odezwała musiałbym do Ciebie podejść bardzo blisko. Smutne to dla mnie i nie rozumiem tego, ale wszystko na to wskazuje...

Szczerze mówiąc te szprotki dezorganizują mój dzień. Ludzie zakłócają spokój, a do kawy się już przyzwyczaiłem. Po ponad 2 godzinach nie mogę się rozbudzić. Potem zjem może jakieś resztki. Puszczam muzykę pod szproty i sobie piszę. Ręce trochę marzną. Pomysłu na kontakt dziś brak. Mam Cię zacząć bombardować? Czy znaleźć Twój prywatny adres? Mógłbym niby wysłać jeszcze coś na prywatny domyślny adres. Ale co to da jeśli chcę żebyś się odezwała? A może usuwanie obrzęków to było dla mnie? Od Ciebie? Fajnie by było, ale nawet jeśli to nie zmienia mojej sytuacji. Czy brak szacunku mi przeszkadza? Sam przyjąłem tu taką rolę. Czekam sobie aż ktoś mnie poczęstuje, po staremu liczę na sępa, choć wolałbym po prostu jak zwykle kawę. Tak to jest. Czy to się zmieni? Co jeśli w ciągu 2 tygodni się nie odezwiesz? Nie wiem. Zobaczymy. Wolałbym nie musieć o tym myśleć.

Słońce przebija przez chmury. Siedzę i myślę, że racjonalnie i logicznie nie mam juz szans na nic. Tylko się pociąć. Przypominam sobie wszystkie kobiety, które jakoś mnie zraniły. Mogę bez nich żyć, tylko muszę mieć o kimś dobrze mysleć. O Tobie, Ty jesteś w mojej głowie, sercu. Jak będę starał sie Ciebie usunąć nic nie zostanie. Mat. Wcześniej dostałem te szprotki z surówką i chlebem. Nawet popiłem szklanką białego wina. No i co z tego, jak w głowie smuta, coraz mniej nadziei. Nawet nie wyświetlasz :( Uczepiłem się, nie? Czy naprawdę nie mogło by tak być, żebyś podała miejsce gdzie od czasu do czasu mógłbym spokojnie coś wysłać, a Ty może czasem byś coś odpisała? Nie zdajesz sobie sprawy jak poprawiało by to mój stan, nastrój, dawało nadzieję, chęć do robienia czegoś itd. Teraz gdzieś się zatrzymałem, a może nawet znowu zaczynam zjeżdżać. Nawet nie widzę dziś żadnej aktywności. Co się u Ciebie dzieje nie mam pojęcia. No tak, ale to już trwa prawie rok.

- Obudź się - nadaje ktoś z oddali,

- Było, minęło, trzeba iść dalej - dodaje.

Tylko dokąd? I jak? Gdy w głowie tylko Ty, mimo jakichś wcześniejszych wspomnień. Nie wiem ile będę się jeszcze tak męczył. Czy w końcu stwierdzę, że mnie wykorzystałaś i odrzuciłaś gdy nie byłem już potrzebny? Dostaję drugą szklankę wina na pocieszenie, ale wiem, że to mi nie pomoże. Nie wiem czy coś może w ogóle pomóc poza kontaktem z Tobą. To jeszcze nie rozpacz tylko smutny obraz świata. Po jakim czasie od "odcięcia" kaszub zaczął Cię atakować? Przecież mu też opowiadałaś coś itd. bo musiał skądś coś o Tobie wiedzieć. Porąbane to wszystko. Tak, spotkałem 3,5 roku temu kobiety, który mnie po prostu wykorzystały i w ten sposób zraniły. Byłem naprawdę jak dziecko szukające przytulenia, pocieszenia po odejściu byłej. Wiadomo, że z kimś w takim stanie można zrobić prawie wszystko, bo ktoś nie znający nocnego życia ma wdrukowane prosty schemat, że coś musi wiązać się z uczuciami. Wtedy straciłem trochę pieniędzy, by zaznać ciepła. Bolało, potem dopiero spotkałem tę pokręconą dziecinę, o której napisałem trochę wyżej. Gdy o niej Ci opowiadałem kiedyś, odniosłem wrażenie, że byłaś zazdrosna. Nie było chyba o co, ale nie grałaś chyba przecież? Jeżeli miałbym się od Ciebie odciąć musiałbym tak wszystko zaklasyfikować. Jako wyłącznie grę. Wtedy by to pomogło, musiałbym zrozumieć, wspomnienia stałyby się tylko bolesne i starałbym się do nich nie wracać. Rozumiesz przecież. Bolało by, ale może mógłbym pójść dalej. Inaczej nie potrafię. Wolę być pustelnikiem z miłymi wspomnieniami. Samo odcięcie się ode mnie nie wystarcza. Nadal zrobiłbym dla Ciebie wszystko. Tak to działa, przynajmniej w moim przypadku. 

No i odważyłem się napisać prosto z mostu na Twoje 2 prywatne skrzynki, że Cię kocham. Coś przynajmniej zrobiłem. Prosto, krótko, konkretnie, po póltorej szklanki białego wina. I jeszcze się podpisałem, choć i tak jestem pewien, że jeśli przeczytasz wiesz, że to ode mnie, mimo że podobne uczucia do Ciebie może żywić więcej osób. W ten sposób starałem się wyrwac z dzisiejszej beznadziei. Jak nie uzywasz tych skrzynek to nigdy tego nie przeczytasz, a jeżeli używasz to przeczytasz. Proste możliwości. Mogłabyś jeszcze posługiwać się panieńskim nazwiskiem, ale tego nie znam, nie szukałem. Generalnie jestem strasznie powolny.

Rozwiązałem właśnie jakiś krytyczny problem z innym komputerem. Lekka satysfakcja. W końcu piję kawę. Miałem okazję zobaczyć jak mieszkają ludzie. Nieźle. Ale na co mi to było? Bez miłości nic nie ma dla mnie sensu. A miłość...łaskawa jest, cierpliwa jest, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie zazdrości, nie szuka poklasku itd. Przecież to znasz. Że idealistyczne? Czy może nierealne? Że być może zdefiniowane przez nawiedzonego mizogyna? Nie wiem, od dziecka podobały mi się jego teksty. Były dobre i logiczne. Na tym się wychowałem, a pierwiastek cielesny pojawił się dopiero później. Dziwisz się, że chciałbym Cię poznać, poznawać Twoje myśli? Jesteś dla mnie odkryciem zeszłego roku, życia. Poznać Ciebie i umrzeć...tak jak Rzym :) Mogę sobie tak popisać do Ciebie...a właściwie siebie. Nie umiem przestać. Jeszcze? W wariancie negatywnym sprowokuję Cię jakoś, żebyś mi wygarnęła swoją obecną prawdę. Być może będę musiał pofatygować się osobiście. Zły desperat mógłby próbować pozbawić Cię wszystkiego. Nie wiem jak bardzo zły potrafi być kaszub. Jeżeli mu nie przeszło może gnębić Cię nadal i nawet coraz bardziej. Samotnego wilka nikt i nic nie jest w stanie zatrzymać. Takim desperatem mam nadzieję, że nie jest, ale historia zna wiele dramatycznych przykładów. Co by musiało się stać żebym taki się stał? Pewnie gdyby ktoś zaatakował bezpośrednio moje dzieci. Taka kalka z filmów, ale oczywiście nie tylko. Wiadomo, ja to ja, ale dzieci muszą być pod ochroną, więc pomyśl jak musiałem się czuć po tym, gdy mogliśmy wszyscy zginąć. Byłem dość... czujny i łatwo można było to wykorzystać przeciw mnie. Zresztą siły cienia wykorzystują to często. Dlatego też potrafiłem się wczuć w Twoją sytuację po wiadomym ataku. Tak się nie robi. Ale o Twoim nieodzywaniu się myślę podobnie... Muszę to zrozumieć zanim zaakceptuję. 

No, przynajmniej dostałem jakieś powiadomienie, które trafiło do mnie na stronę główną. Miłe jest nawet takie coś wynikające tylko z polubienia. Promocja przedłuzona na prośbę klientów...ładnie ujęte :) Czy już przekonałaś się, że jeżeli przez większość swojego życia pieniądze mnie nie determinowały to się nie zmieni?  Znam ich wartość, znałem juz we wczesnym dzieciństwie, ale to jak żyję nie zależy od nich tylko od innych czynników. Potem kogoś dziwi news, że u bezdomnego znaleziono jakąś dużą kwotę pieniędzy. Skąd on to do cholery miał? Nie myśli się wpierw, że z jakichś przyczyn został bezdomnym i pewnie wcześniej coś robił. Jest taka polska komedia z lat 90-tych z Malajkatem w roli głównej dotykająca podobnego tematu. Być może tytuł to "Kronika wypadków..." ale nie jestem pewien.

Czyli ktoś wygenerował komunikat jakąś godzinę temu. Są w nim proste niedoskonałości więc może nie Ty. No dobra, ale co w takim razie robisz? Jedyny niepokój, który się z tym wiąże to Twoje zdrowie. Co mnie to obchodzi? Wiadomo, chcę dla Ciebie jak najlepiej, ale też jednak chciałbym Cię tak czy inaczej jeszcze kiedyś zobaczyć... Tak zupełnie z egoistycznych pobudek. 

Gra Genesis. Lubię to. Temperatura wzrasta mi wieczorem trzeci dzień z rzędu więc to pewnie lekkie przeziębienie. Poza tym objawów brak więc spoko. Kawa, a może jednak wpierw wysłanie tego prywatnego maila, potem przysługa i w końcu Wasza promocja poprawiły trochę mój nastrój. Tylko dalej prowadzi mnie to donikąd. Wychodzi, że w końcu będę Cię już tylko prosił, żebyś mnie wyzwała od najgorszych, czy inaczej zrobiła mi zimny prysznic, a Ty i tak nie zechcesz się odezwać. Masakra. Muszę jednak poczekać spokojnie jeszcze ze 2 tygodnie, bo nie wiem jak długo może iść standardowy list. Ostatnia szansa, na to, że coś przeczytasz, jeśli do tej pory nic nie czytałaś.

Liknąłem pierwszy ten komunikat, a co mam sobie żałować ;) Tyle mogę. Poza tym cisza. Gdybym był na miejscu, to nie wysyłałbym do Ciebie wielkich słów. Pewnie po prostu gdybym mógł zostałbym pacjentem. Tak bym się oswoił, przekształcił i byłoby łatwiej. Tylko nie wiem czy w ogóle byłoby to możliwe. Czyli nadal słabo. Przez najbliższy tydzień nic nowego raczej nie wymyślę. Poszukałem informacji jak długo może iść list do kraju. Może być różnie. Dziś środa i nie zasłużyłem na wyświetlenie. Za tydzień mogę wysłać życzenia z okazji Dnia Kobiet. 

Nie chce mi się czytać, a dziś nic nowego juz nie wymyślę. Muzyka już nie gra. Gdybym Cię nie poznał nie wiem gdzie bym był teraz więc nie ma sensu o tym myśleć. 14 miesęcy temu wszystko było możliwe. Byłem po Sylwestrze, którego spędziłem niespodziewanie z nowopoznaną przypadkiem byłą dziewczyną mafii. Zabawna historia. Być może Ci opowiadałem. Poznałem ją przez owczarka Huski, z którym chciałem sobie zrobić zdjęcie. Tak się złożyło, że wybieraliśmy się w to samo miejsce na Sylwestra i zaprosiła mnie do domu swojej przyjaciółki. Nawet nie zdążyłem się przebrać przed Sylwestrem. Tam też poznałem śpiewaczkę operową w podobnym wieku, która przez Skype próbowała uwieść niemieckiego chirurga. W rezultacie, za dużo wypiła przed północą i nie poszła z nami na imprezę. Potańczyliśmy trochę z młodszym chłopakiem, który miał być partnerem dla blondynki, ale też przesadzał z piciem. Opowiadała ciekawe rzeczy. Spotkaliśmy się po paru dniach na piwie, pokazywała zdjęcia miedzy innymi swojego obecnego latynoskiego chłopaka w Kopenhadze, gdzie sobie podobno studiuje sztukę na koszt państwa. Nigdy bym nie wymyślił tamtego Sylwestra. Podobnie jak później Ciebie. Kto mnie prowadził? 

Pytanie bez odpowiedzi. Zjadłem jeszcze trochę surówki. Naturalne witaminy się przydadzą. W sumie i tak dalej mi się nic nie chce. Mówiąc po staremu: mam lenia. Po nowemu to dalej depresja. Głupio tak żyć bez nadziei. A jutro co mnie czeka? Słać do Ciebie anioły, które Cię przekonają? Chciałbym, żeby to działało. Przesyłanie sugestii na odległość. Wiara. Mruczę sobie. Zaraz wyloguję się z Fb, może sprawdzę jeszcze skrzynkę, przeczytam coś i w klatce obejrzę BFG. Tak dawno sie nie przytulałem. Nie gadałem też. Co zrobić? Dalej czekam popijając ciepłą wodę z cytryną, która została z obiadu. Niby nie mam tak źle, ale jednak jestem w kropce. Uwierzyć, że jesteś zła, albo czekać. Zresztą co by mi to dało? Raz, że to nie może być takie proste, a dwa to co wtedy? Bez wyjścia. Cos sobie jeszcze powinienem przypomnieć na wieczór. Tylko co? Ostatni Sylwester bez nadziei? Może ten sprzed 2 lat, kiedy samotnie otworzyłem i wypiłem szampana? Czy ten sprzed 3 lat gdy w południe zostałem morsem, ale przesadziłem chyba z moczeniem głowy i w nocy już, mimo że nie samotnej rozbierała mnie gorączka, a później 2 tygodnie miałem przechlapane. 4 lata temu jeszcze miałem rodzinę, tylko była miała o coś do mnie pretensje, nie pamiętam czy jeszcze tańczyliśmy jak rok wcześniej całą rodziną. Po takich wspominkach to mogę się pójść pochlastać. Staram się o tamtych czasach nie myśleć. Straciłem 25 lat wspomnień... Nieciekawie, nie? To tylko pokazuje jaki słaby jestem i może nie nadaję się już do życia.  Ale dlaczego ktoś wymyslił rok temu, że od 4 lat odwiedzam jakieś miejsce do tej pory nie rozumiem. Być może po prostu podłość ludzka nie zna granic. Jasne, najlepiej było tam w ogóle nie zajrzeć, tylko ta niedostępność, zazdrość i niestety jednak ciekawość. Głupie. Czy byłem w stanie Cię nie stracić? Jak odpowiesz, że tak to oczywiście zaraz wbiegnę do wody. Ostrych narzędzi pod ręką nie mam. Czy można stracić kogoś kogo się nie ma? Od początku przecież chciałem przenieść to na inny poziom. Prawie się udało z tymi kamieniami, a tu gorączka. Chyba na serio? Potem się coś rypło :( Czasem myślę, że po prostu poznałaś kogoś innego. Kilka rzeczy na to wskazuje i wtedy zmieniłaś podejście do mnie. Nie wiem jak było i nawet jeśli, to dalej nic nie zmienia w moim przypadku. Sprawdziłem skrzynkę i nic. Może ktoś Ci pomógł, odpowiadał bardziej. To wszystko potrafiłbym zrozumieć. Bez odezwania nie mogę... W ogóle sporo potrafię zrozumieć tylko powiedz mi o tym. Proszę. Teraz pozostaje mi tylko życzyć Ci dobrych snów i nocy :)

02.03

BFG okazał sie dla mniejszych dzieci niż ja. W duchu wstępnego programowania. Jakoś zdzierżyłem i zasnąłem dość szybko. W nocy, nad ranem, rano miałem dużo snów. Starałem się by trwały. W jednym uświadamiałem kolegę co do strategicznej sytuacji kraju, innych już nie pamiętam. Starałem się dziś wstać jak najpóźniej. Spojrzałem na zegarek dopiero po 10, zjadłem przed 11. Przejrzałem plecaczek. Znalazłem miedzy innymi trzecią szczoteczkę do zębów więc nie muszę kupować nowej. Postaram się jej nie złamać jak dwie poprzednie. Mogłem więc w końcu umyć zęby. Dziąsła trochę krwawią mimo, że starałem się być delikatny. Jak już spojrze na zegarek trudno mi drzemać. Gdy zaczynam myśleć to w końcu musze wstać. A zaczynam myśleć oczywiście o Tobie. O tym, że czegos mnie nauczyłaś, że lubię bardziej delikatny dotyk, a Ty mniej. Ale najfajniejsze było to, że mogłem dawać. Bo lubię dawać, a Ty nie miałaś z tym problemu żeby brać. Pozwoliłaś na to od początku. O jakie to było wciągające :) Uczyć się Ciebie. Wspomnienie o tym właśnie spowodowało u mnie zawrót głowy. Poważnie. Ja jak ciocia, Ty jak puma. Taka była niby konwencja, ale bardzo szybko to ją chyba przekroczyło. Dałaś mi dużo, a gdy przestałaś to w ramach konwencji po prostu nie powinienem wrócić. Wracałem, bo Cię kochałem. Proste. Dawno było dla mnie za późno. Co nie oznaczało przecież, że potrzebowałem mniej tego co spowodowało, że Cię poznałem. Cierpiałem... poważnie. Próbowałem coś wymyślić...może reset skoro zaczęłaś traktować mnie duzo gorzej niż innych. Czułas wtedy satysfakcję? Gdy już nawet nie pocałowałem Cię na do widzenia wydawało mi się, że dostrzegłem to w Twoich oczach. Smutne to było dla mnie. Mogłaś mieć to przećwiczone nie jeden raz. Nie wiem tego. Lubisz rządzić... to wiem. Zaczynam pisać coraz konkretniej. Po wstaniu pomyslałem sobie, że to już 6 część. Jeśli w końcu doproszę się o adres prywatnej używanej skrzynki to trafi na pewno tylko do Ciebie, a jeśli w przeciwnym wypadku użyję odpowiednio długiego hasła, szansa na niepożądany dostęp będzie prawie żadna.

Teraz zobaczyłem, że komunikator pokazał mi, że wczoraj jednak byłaś aktywna. Generalnie zapowiada się dzień, w którym nic mnie nie czeka. Kontynuując poprzedni wątek. Musiałaś widzieć jak bardzo Cię kocham, moje uchybienia denerwowały Cię, a jednak potrafiłaś się odcinać, jednocześnie korzystając z pomocy. Tego nie potrafię zrozumieć. Jakoś tam sobie to tłumaczyłem i tłumaczę, ale to nic satysfakcjonującego. Nie potrafiłem sobie w najgorszych koszmarach wyobrazić, że nigdy się juz nie odezwiesz. Wierzyłem, że będziemy znajomymi, przyjaciółmi. Naiwne to było? To był prawie krzyk rozpaczy. Szanowałem Twoje prawo do decyzji o formie kontaktu, mimo że było to zupełnie wbrew konwencji. Doceniasz to? W ogóle Cię szanuję i pamiętam, że jak powiedziałem Ci, ze masz wybór, wydawało mi się, że nie uznawałaś tego za oczywiste. Pewnie czułaś się jakoś przymuszana konwencją. Jeny, dopiero później powiedziałaś mi jak bardzo byłaś "zmotywowana". Podbramkowe sytuacje są trudne, w zasadzie ekstremalne. To dalej nie zmienia tego co czuję i czasem przypomina to koszmar. Sytuacja bez wyjścia. Byc może nie zdawałaś sobie sprawy, że u mnie może to trwać tak długo. Jak sobie o tym pomyślę, to do głowy przychodzi wizja, że wsiadam w samolot, lecę i łapię Cię gdzieś szalony... Tylko gdzie i co dalej? A czemu miałby się tym przejmować zakochany do szaleństwa? Ile miałaś takich przypadków w życiu? I mogę sobie tłumaczyć, że dawno, że konwencja, sytuacja, nie dla mnie, może nawet zła...i co z tego? Chyba nie potrafię nienawidzić. Chyba nie potrafiłem tego od dzieciństwa, a nawet gniew zwalczałem jako, że przejmowałem się tym, że to jeden z grzechów głównych. Byłem poważnie przejęty zasadą nadstawiania drugiego policzka...no mentalność ofiary jak znalazł po nowemu.Nie potrafię zamienić miłości na nienawiść. Mogę starać się, starałem się już rok temu przekształcić w przyjaźń. Tyle mogę. Potrafię. Przyjaźń bez kontaktu też cierpi. Wiadomo. Może być bardzo rzadki, ale musi istnieć nadzieja na niego. Proste. To co napisałem, chcę Ci jak naszybciej wysłać. Czuję taką potrzebę. Ale jak?

Wróciło słońce. Pomyślałem sobie, że jeżeli Twój rodzony ma coś z Ciebie, to mógł Cię już dawno zdominować. Mogło być nawet gorąco w firmie. Mogło boleć. W sumie nawet ja będąc jeszcze nastolatkiem pokazywałem "różki". Takie to wszystko skomplikowane. Czekam na wyświetlenie, jakby to coś zmieniało. Posiedziałem trochę, pomodliłem się. Czuję się inaczej niż wczoraj, ale jednak beznadziejnie nawet po kawie. Obsesja. Tak to się nazywa. Tylko się leczyć. Puszczę jakąś muzę... Wybrałem Bruce'a Springstina, mimo że nigdy nie miałem żadnej jego płyty. Jakoś przyszedł mi do głowy. Jeny...jestem niby facetem, a nie potrafię nic zrobić. Trochę mnie to drażni. Wychodzi, że wczoraj powinienem był dostrzec Twoją aktywność koło 19.30, a jej nie widziałem. Do końca był komunikat, że ostatnio byłaś aktywna przedwczoraj. Nawet nie wiem czy to Ty, a jeżeli syn nie ma co innego robić i przejał się rolą to mógł całkowicie przejąć pałeczkę. To co Ty robisz? Zacznę dziś robić coś głupiego? Na razie idę się przewietrzyć.

Pozbierałem trochę gałązki. Pomocna gimnastyka. Mógłbym to samo robić w kraju pomagając mamie na działce. Jeśli, upraszczając, się nie zmienisz będę musiał w końcu polecieć. Masakra. Nie widzę tego dobrze. Inaczej będą mijały lata, a ja wciąż będę przeżywał rok 2016. 

Zaczynam tu robić za niewykwalifikowaną siłę roboczą. Potem brodze trochę w wodzie, płuczę skarpetki, w końcu siadam z nogami w górze i prawie medytuję. Trochę zaczynam się irytować. Nic się nie chce, nic nie wychodzi. Nic z tego nie wyjdzie, a muszę sobie z tym poradzić, jesli chcę żyć. Jakoś żyć. Zmieniam muzę na Clan of Xymox...zawsze mnie nakręcał. Ciary przechodzą po plecach gdy wybieram "Stranger", bo pierwszy kawałek z listy najlepszych mi nie pasuje. Dominować...nie chciałem, nie chcę, a czuję że powinienem coś zrobić. Co? Wysłać znowu coś na prywatną ale być może dawno nieobsługiwaną skrzynkę? Przecież nie będę gadał z Twoim synem. O czym? Czy żyjesz, czy masz się dobrze, czemu nie odpowiadasz? Słońce wyszło, a już nie cieszy. Muza też mi nie odpowiada. Znam tylko 2 płyty Clanu. Odjechane, poznane przez samobójcę Tomka B. Zmienię może na Medusę.

Zmieniłem na Alan Parsons Project...mocne, oparte na opowiadaniach Edgara Alana Poe. Pamiętam moja kasetę z tą płytą. Trochę mroczne jak choćby Raven...

Ktoś zmienił mi muzykę, posiedziałem trochę na słońcu, pomodliłem sie znowu, trchę wyciszyłem. Bez pomysłów na dzisiaj. Jutro może pojadę kupić karimatę i może ser. Zobaczymy. W ogóle nie widzę przyszłości. Muzyka coś nie chce grać, mimo że przestawiłem z powrotem na "Tales of Mistery and Imagination". Aktywności brak, wyświetlenia brak. Takie moje piekiełko. Piję wodę. Dziś chociaż ciepło. 

Wracam do środka, a tu na tapecie ni mniej ni więcej tylko "Lucifer" Alana z 1979. Nie znałem tego. Przełączyłem na Pink Floyd. Skarpetki podeschły, ale to tylko kwestia czasu zanim nabiorą ponętnego zapachu srodka butów. Jak przejdę na sandały to w kosza już nie zagram... Na razie jednak i tak mi się nie chce zgodnie z piosenką Maleńczuka. Co do Luci... jjak to działa, nie wiem. Coś kiedyś mi się wydawało, że dostrzegam. Z zestawienia przypadków i sposobu mówienia coś niby wynikało. Potem o mało nie zginąłem. Może jednak była to tylko autosugestia, brak snu, zmęczenie i stan nadaktywności. Jak inne anioły w ludzkiej postaci :) Teraz kołyszę się w rytmie głosu Rogera Watersa. Nie jest mi dobrze. Taka bylejakość losu. Sprawdzam skrzynkę i jak zwykle nic. NIc nie wysyłam. Najłatwiej byłoby zakończyć ten żywot.

Zjadłem coś, ale to nie pomaga. Czasu nie cofnę, do przodu pójśc też nie mogę. Zanim odkryłem, że żyjesz świtał mi w głowie mały plan, że może w kwietniu udam się gdzie indziej, w zupełnie odludne miejsce i tam doprowadzę się trochę do porządku, trochę wzmocnię, udam może że wróciłem na święta do kraju. To był pozytywny plan. Teraz bez nadziei, nie chce mi się ćwiczyć. Siedziałem i myślałem jak w czerwcu. Nie wiem gdzie jesteś, nie odzywasz się, a ja jestem sam, nie mam powodu by coś robić. Obawiam się, że bez kontaktu zacznę znowu zjeżdżać w dół. Jeszcze może jutro szarpnę się na tą karimatę, ale bez pozytywnych myśli nawet jej nie użyję. Słabo. Nie wiem czy potrafisz pojąć taki stan...uzależnienia.

Kto wymyślił nazwę firmy? Tak sobie pytam bo dopiero sprawdziłem co dokładnie znaczy. Myślałem, że to "największy" a tu...w zasadzie miałem jednak na myśli "najwspanialszy". Potorturować się jeszcze Fb? Nie mam pomysłu na nic innego. 

Wychodzę,, siadam już bez słońca, wracam. Nie chce mi się już nawet słuchać muzyki, a to zły znak. Cóż, 2 lata temu coś mi się chciało. Gotowałem coś, urozmaicałem dietę, potem ćwiczyłem. Masz to na co godzisz się, nie? Wysyłać wciąż wołanie o pomoc? Jednak przygłośniłem muzykę. Jeszcze się nie poddaję. Jeszcze list musi dojść, ale jeśli zechcesz być bezlitosna to też nic nie da. Wieszać się dziś jeszcze nie zamierzam, ale niewesoło to wygląda. Może gdzieś wyjechałaś i dlatego nie wyświetlasz tego co wysłałem? Czy to w ogóle Ty wcześniej to robiłaś? Czy nadejdzie taki dzień, że coś mi opowiesz? Jak poprawić sobie taki nastrój? Ktoś powinien mnie porządnie....? Pamiętam jak na początku, raz gdy nie mogłem się z Tobą skontaktować, poszedłem na górkę. Posiedziałem, wypiłem piwo, ktoś próbował mnie zagadywać, coś proponował. Nic nie działało. Byłem tam pierwszy raz, jakaś dziewczyna barmana w Sopocie mówiła, że to dobre dla mnie miejsce i ona tam stoi przy barze. Poprzeglądałem i posortowałem wtedy rachunki z grudnia i wyszedłem. Potem powiedziałaś, że to dobrze. Myślałem wtedy, że miałaś na myśli to, że przekraczanie pewnych granic za pieniądze jest nie w porządku. Też tego nie chciałem. Myślałem, że akceptujesz konwencję, która mi się spodobała. Później okazało się to bardziej skomplikowane... Co mam napisać, że nie brakuje mi tego, czy nie brakowało? Ten brak jednak potrafię zaakceptować. Mogę nawet o tym nie marzyć. Bez pogadania z Tobą nie potrafię jednak żyć, chcieć żyć.

Wybić Cię z głowy jakimś klinem nawet nie da rady bez wcześniejszego zrozumienia. Próbowałem naprawdę, Cały czas wracałaś, utkwiłaś tak głęboko. W czerwcu skazałem się na samotność. I tak już zostało. Jak długo jeszcze? Nie mam pojęcia. Moje doświadczenie uczy, że bardzo długo, co w tej chwili może oznaczać naprawdę na zawsze. Jedyny ratunek w Tobie, że się przełamiesz. Samotność z dobrymi myślami o kimś to zupełnie co innego niz bez nich. Odróżniasz przecież dobry sen od koszmaru. Jak Ci wysłać te moje tłumaczenia? Żeby doszły. Rozumiesz: najbardziej prawdopodobne jest w moim przypadku, że jeśli bedę żył bez kontaktu, to ten rok jakoś przeleci, potem następny, kolejny itd. Tylko z każdym kolejnym rokiem będę coraz starszy, słabszy, biedniejszy i smutniejszy. Jeśli nie zechcesz się ze mną naprawdę kontaktować to lepiej wstrząsnąć mną jakoś teraz. Jak do Ciebie dotrzeć chociaż z takim przesłaniem? Przecież chyba nie potraktowałaś stylizowanego listu jako żart. Chyba musiał do Ciebie dotrzeć. I to pewnie juz 10 dni temu... 

Trochę się rozpogodziłem, zastanawiam się dlaczego? Pink Floyd mnie ukoił czy myśl, że może nawet bym sobie już poradził z wypowiedzianym, zrozumianym odrzuceniem? Perspektywa nieustającej męki wydaje się być zbyt straszna. Stąd porównanie piekła z czyśćcem. Rok temu nawet więzienie mnie nie przerażało. Przecież właśnie pod koniec marca w Wielki Piątek okazało się, że jakaś systemowa cholera zamieniła mi warunkowe umorzenie wpierw na grzywnę, a potem na areszt. Zajefajnie, nie? Święty skazaniec. Świetna dychotomia. Kto wtedy poplątał szaleńczy zjazd z górki rowerzysty z moim skrętem w lewo? Rozmawiałem wtedy przez telefon akurat wiesz z kim, bo od 2 godzin nie potrafiła się wyszykować do wyjazdu do swoich dziadków. Ech, te czarownice ;) Wiadomo, nie powinienem był odbierać, ale nawet jeśli bym nie gadał, nie miałem szansy go zauważyć, ale może on by się tak nie rozpędził, gdybym dużo szybciej sygnalizował skręt. To tak jak kiedyś odebrałem telefon od dobrego znajomego, wyglądającego jak przedstawienie starego diabła i nie zauważyłem suszarki. Normalnie złapali mnie tylko parę razy w życiu. Takie tam przypadki, które mózg stara sie z czymś powiązać, a ja pewnie po prostu staram się zwalić winę na kogoś innego, żeby poprawić sobie samopoczucie.

Dziś czwartek, więc macie jakieś promocje, może dużo roboty. W piątki chyba nigdy nie było wyświetlenia...może w sobotę. Tak się pocieszam :) Niby nic, a jednak robi mi różnicę. 5 tygodni od pierwszej próby kontaktu. Mogłem wtedy dzwonić do skutku, zamiast to poprosiłem żebyś oddzwoniła w dogodnej chwili nie chcąć Ci przeszkadzać. Jaki byłem głupi, nie? Tak dobrze o Tobie myślałem, cieszyłem się. Zapomniałem, że nie oddzwaniasz. Tylko na początku do mnie dzwoniłaś. Sama. No musiałem po prostu na Tobie zrobić wrażenie, przecież nie była to od początku gra. Później się pewnie rozczarowywałaś. Teraz, jeśli się nie skontaktujesz, to lepiej dla mnie byłoby gdybym myślał, że to była od początku tylko gra. Takie logiczne związki. Przerąbane. Źle się czuję, gdy o tym myślę. Zawsze możesz powiedzieć, żebym sobie myślał co sobie chcę. Pamiętam, że w marcu rozmawianie słabo juz wychodziło. Odbierałem zbyt silne emocje, Ty byłaś rozdrażniona, co tłumaczyłem problemami zdrowotnymi i proceduralnymi. Niestety jak sobie to przypominam to zaczynają mnie świerzbić ręce żeby się pociąć...może nie dosłownie. Głupie to. Przecież teraz musi Ci być lepiej i powinnaś znaleźć jakąś chwilę dobroci dla mnie...

Prawie chcałem wysłać Ci pytanie o to mailem. Może jutro? Może lot do kraju w kwietniu czy w maju nie byłby taki głupi? Gdybym wiedział, że zdołam się z Tobą spotkać. Gdyby chodziło o kogoś innego, bym sie nie obawiał. Czasem wychodzi, że po prostu się Ciebie boję. Twojej reakcji i tego co będzie oznaczać dla mnie. Przecież w maju czy w czerwcu nie zapukałem nawet, mimo że zależało od tego moje życie. W maju miałem jeszcze przecież nadzieję, po odebranym sms-ie i okno chyba było nawet uchylone. Było, minęło. Teraz mógłbym najwyżej odwiedzić firmę, liczyć na to, że tam bywasz i nie będziesz chciała uniknąć ze mną kontaktu. Nic nie jest pewne. Nie wiem jak interpretować służbowe zaproszenia.

NIc do końca dnia. Ściagnąłem nowego Flasha, SW Rebels i Mścicieli Grimmów. Będzie na wieczór. Jakoś czas zleciał. Myślałem trochę o locie, poczytałem newsy. Trochę lepiej. Jutro niby nie ma być chmur. Jak tu Ci nie marudzić, a żebyś się jednak odezwała? Przecież naprawdę nie powinno być to dla Ciebie niemiłe. Więc dlaczego? Kręcę głową i nie rozumiem. Nic dziś już nie wymyślę. Znowu mogę Ci tylko pożyczyć dobrej nocy i pieknych snów :)

03.03

Wczoraj Flash był taki sobie...no i wzbudzał tęsknotę niestety, a SWR klasycznie proste. W końcu to kreskówka dla dzieci. Noc była chłodniejsza niż ostatnie, więc skraplanie też było większe. Trochę mi się śniło, ale teraz nie pamiętam juz co. Nic strasznego ani szczególnie fajnego. Spojrzałem na zegarek przed dziewiątą. Niby starałem się jakoś zepchnąc myslenie o Tobie ale się nie za bardzo udawało. Spokojnie, nie chciało mi się, ale zjadłem coś, opróżniłem plecak, wsiadłem na rower i pojechałem. Dziś wszystko było jak miało być. Kupiłem ser w promocji, chleb, potem karimatę i czekolady. Tylko na rogaliki podobno skończyła się promocja. Wszystko zmieściło się do plecaka. Trochę sę spociłem w drodze powrotnej. 2 lata temu ładowałem do 12 kg do plecaka. Teraz miałem może 7 kg i rower. Słońce świeciło, wiadomo. Na co mi to? Zobaczymy.

Dziś zobaczyłem, że byłaś rano aktywna. Zawsze coś. Poza tym staram się oddalać. Żeby nie szaleć. Nawet bez emocji ciężko mi zaakceptować, że się nie odzywasz. Wtedy muszę zaklasyfikować to co robiłem rok temu jako duży błąd, ogromną pomyłkę... Nie chcę tego. Chcę żebyś mnie znała. Wtedy wszystko ma pozytywny sens. Na razie nie wychodzi. I chyba wszystko zależy od Ciebie. W żaden sposób nie będę Cię naciskał. Bieda. Jakoś muszę to przeżyć. Na razie idę się jeszcze posuszyć.

Posiedziałem trochę. Poruszać się jest dobrze. Więcej niż ta przejażdżka na rowerze mi się nie chce. Myślałem sobie...wiadomo o Tobie. Twoją radość widziałem chyba tylko na tym zdjęciu na plaży z przyjacielem. Jak bardzo chciałem, chciałbym nim być. No ale nie o tym myslałem tylko, że mogę tu zostać na zawsze. Ostatnim wspomnieniem z kraju możesz być Ty. I może byc to dobre wspomnienie lub złe. Zasadnicza różnica. Wysłałbym Ci swoje "rozważania" ale nie wiem czy jakaś prywatna skrzynka jest aktywna. W tle leci Queen. Co z tego, że mój świat jest inny niż Twój. Mój jest zminimalizowany. Obawiam się, że sezon będzie trudniejszy. Więcej ludzi w tym stanie tylko drażni, przeszkadza. Jestem już po kawie, popijam wodę. Wymyśl coś, pomyśl o mnie :)

No i wysłałem kilka słów na prywatny adres. Prostych, szczerych, bezpośrednich. Czy do Ciebie kiedyś dojdą? Nie wiem. Może kiedyś definitywnie przestałaś używać tej skrzynki, a może kiedyś do niej wrócisz, kto wie?

Może, może. Na razie nic. Czy musi zdarzyć się cud? Własnie leci "Mirracle" i dlatego to napisałem. Przecież nie będę prosił "chochlików" o pomoc ;) Dziś temperatura trzyma się na poziomie 16,6. Zabawa liczbami to moja specjalność...numerologia już nie. Żeby się nie trżąść muszę iść na słońce...

Noo, tak. Posiedziałem trochę, pomodliłem się, pomyślałem. I ktoś mnie straszy, że jutro mamy coś zacząć. I jak tu się bronić przed pracą? A już zaczynał rysować się spokojny plan, że jutro trochę popływam i przepłuczę koszulkę :) W rezultacie włączyłem Boba Marleya, mimo że właściwie to nie moje klimaty. Teraz leci klasyk "No woman, no cray" :) Taka prawda. Naprawdę nie rozumiem dlaczego się nie odzywasz. Brak wyświetlenia sugeruje, że nie chcesz nic, albo Cię nie ma. Może jednak wyjechałaś dorobić, a firma już sama się kręci. Nic nie wiem.

Bob Marley tego nie zmienia. Zjadłem coś jako środkowy posiłek. Jeśli jakiś "czort" chce mnie tu zatrzymać to mu się udało i nadal udaje. Życie ucieka. A co Ty masz powiedzieć? Chcę Cię jeszcze kiedyś zobaczyć. To jasne. Poza tym nie masz dla mnie czasu. Co się za tym kryje, nie wiem. Właśnie leciało "Don't Worry". Cierpliwość. Nic innego mi nie pozostaje.

Posiedziałem jeszcze, aż słońce się schowało. W zasadzie się wyciszyłem. Dzisiaj czy to już stały trend? Na co tu czekać. Jeśli zdecydowałaś, że się nie odezwiesz, to sobie mogę pisać co chcę i ile chcę. Nawet możesz na to nie spojrzeć jeśli konsekwencja jest dla Ciebie najważniejsza. Czy po jakimś czasie stwierdzę, że jesteś zła? Pewnie nie, zawsze Cię usprawiedliwię np. zdrowiem choć nie wiem jak teraz jest. To wyciszenie  jest jak półsen. Zawieszony gdzieś poza światem. Oczywiście wtedy inni ludzie tylko przeszkadzają. Zobaczyłem Ciebie lub nie na czacie. Kto wie. Robię eksperyment wysyłajac to samo na drugą prywatną skrzynkę. NIc się nie zmienia. Powinienem był początek zmienić na dobry wieczór. Bob Marley nie chciał już grać, Joe Cocker nie chciał wejść i teraz zawodzi Rod Stewart. Właśnie przestał. Mogę sobie tylko powzdychać. Myśli o koszykówce dawno wywietrzały. Unoszę się jeszcze na powierzchni, ale co będzie dalej? Co ja mogę? Poczucie mocy nie wraca. Zrobiłem zapas sera na jakiś miesiąc. Jak nie będę się obżerał. Nie powinien się popsuć w szafce, mimo że wewnątrz robi się na słońcu coraz cieplej. Teraz będę kupował tylko chleb i ewentualnie piwo, gdy będę chciał posiedzieć sobie na ławeczce. Pojawiło się powiadomienie o darmowej diagnostyce. Aktywizujecie ładnie. Liknąłem, co mam Wam żałować ;) W ciągu mijającego miesiąca przybyło Wam 20 polubień. Rozwijacie się. Błąd w drugim numerze wskazuje, że to może nie Ty, albo po prostu się śpieszyłaś. Któż nie popełnia błędów? Zobaczymy jak szybko poprawisz. Może to szef albo pracownik. Cechy te same co poprzedniego wpisu. I w sumie podobne do początkowych.

Wysłałem uwagę o numerze Po co? Życzliwość to proste. Bez zgryźliwości. Zadziałało bez wyświetlenia. Prosta komunikacja. Dostarczyło się sprawnie więc pewnie widać początek tekstu jak u mnie w komunikatorze. Na wyświetlenie nie zasłużyłem najwidoczniej...przecież nie oczekuję podziękowań ;) Rok temu spytałabyś co to była za akcja? Mam nadzieję, że teraz poddenerwowana nie jesteś, a ja cóż... sporo by musiało się wydarzyć żebym mógł przestać Cię kochać :) Troche się roztkliwiam. Taki jestem. Miłe to było czy nie? Ja jednak bym podziękował nawet takiemu upierdliwemu nieklientowi jak ja :) Bo tak mnie wychowali zgodnie z piosenką: "Ojczyznę kochać trzeba i szanować..." Czy jestem jakiś wyjątkowy? Trochę tak, a trochę pewnie nieżyciowy. Teraz widzę "schizę" między czatem a messengerem. Jeden widzi, drugi nie ;) Teraz zobaczyłem, że przez Fb widać nawet więcej początku tekstu niż przez messengera. Tu się pali od 3 minut na zielono, a tam aktywność 15 minut temu. Tak, tak podglądam... wszystko można zinterpretować negatywnie... Powinienem odpalić jeszcze zdalnie kamerkę w Twoim lapku czy smartfonie by Cię zobaczyć, sprawdzić czy to Ty. Jasne, że można, tylko trzeba umieć. Nie żebym to kiedyś robił. Studenci się kiedyś bawili. Różnych przecież miałem... 

Noo, tak...trochę się ożywiłem tym prawie kontaktem nie wiadomo z kim. Szaleństwo? To tylko ja. Chyba przewietrzę klatkę...

Jednak już chłodno. Wygląda na to, że nałożyłaś blokadę na wyswietlanie moich postów, bądź bywasz w firmie rzadko np. w soboty, bo pracujesz gdzie indziej. Mogę sobie podomniemywać najwyżej. No tak, muszę poczekać jeszcze tylko rok ;) Istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że Pani Monika od początku zajmuje się tym kanałem. Szef miał być na studiach, tyle że nie wiem jak jest, a poza tym na tym kierunku nie ma tak wiele zajęć. Niby dalej najbadziej prawdopodobne wydaje się, że to Ty. Mogę sobie pospekulować.

Czas leci. Weekend. Ponownie napiszę, że jestem ciekaw co u Ciebie. U  mnie stara bida. NIgdy tak nie odpowiadałem, a teraz chyba tak jest. Nowością jest, że od wczoraj nie jem goudy tylko masdam. Dziś się pewnie skończy i jutro wrócę do goudy. Chlebek też inny, taki jak 2 lata temu. W zasadzie jak nasza bułka wrocławska. W sumie to moje ulubione jedzenie z dzieciństwa więc nie narzekam. Żółty ser podobno uzależnia. Co przyniesie przyszły tydzień? Nawet nie wiem co jutro się okaże.

Poczytałem trochę, ale czas się dłuży. Jeszcze 40 minut do zamknięcia. Prawie 2 godziny do kolacji, a ja już głodny. Znowu zacznę się pocieszać czekoladą? Dawno nie jadłem. Kupiłem najtańszą mleczną w promocji...też lubię. Po ożywieniu nie zostało śladu, nadzieja na kontakt słabiutka. Noc ma być chłodna. Proza wieczoru. Spokój przechodzi w lekkie przygnębienie. Zero odzewu, cisza. Znowu Cię pogrzebać? To nie jest wyjście. Odezwij się...

Jakoś tak schodzę dziś wieczorem. Może po prostu jestem śpiący. Pożyczę Ci znowu dobrej nocy i spokojnych snów. Tyle mogę :)

04.03

 Dzień dobry jeszcze z klatki. Wczoraj Mścicielki Grimmów okazały się słabo zrobione. Poza standardową porcja chleba i sera zjadłem jeszcze czekoladę i to był błąd. Niby najpierw tylko paseczek, dwa, pół no i skończyła się na filmie. Dostarczyłem paliwa mózgowi i trudniej było zasnąć. Poza tym obudziłem się w nocy i zacząłem myśleć o Tobie. Że nawet jak jesteś zła, czy po prostu nie chcesz mnie znać, to zabij chociaż. Takie konkretne myśli. To było po skomplikowanym czy pomieszanym śnie, w którym chciałem znaleźć Twojego syna na uczelni. Poprzewracałem się chyba długo, ale zasnąłem jeszcze. Tym razem miałem sen z Tobą, którego nie pamiętam. Potem jeszcze jakiś sen i nawet przed 10 gdy leżałem juz na wznak. Zrobiło się ciepło i duszno w środku więc uchyliłem drzwi, żeby dało się wytrzymać. Nie wyspałem się. Czy te sny coś oznaczają, poza tym, że przesadziłem z czekoladą? Nie wiem. Czy pomyślałaś sobie o mnie? Nie wiem. Nie chce mi się wstawać. Nie mam tu zasięgu, więc pewnie to zrobię, bo marzę sobie o wyświetleniu. Wielkie marzenie, nie? Jakiś osłabiony jestem. Wszystko na nic. Tak to wygląda. Kiedyś dałaś mi swój numer, drugi niby ukrywałaś. Ja też używałem różnych. Niestety teraz nie mam z Tobą żadnego połączenia. Co robić? W zasadzie jakby mnie bolała głowa. Pewnie zjem coś i w końcu wstanę jednak 2 godziny wcześniej niż jeszcze 6 tygodni temu. 5 tygodni temu udało mi się pogadać tylko z Moniką. Jakie to wszystko smutne...

Przemieściłem się, sprawdziłem Fb, maila i nic. Nic mi się nie chce. Głowa jakaś słaba, nie mówiąc o reszcie ciała. Trzeba było jeszcze poleżeć. Słońce, wiatr, beznadzieja. Wracające myśli, że powinnaś się była dawno odezwać, a jeśli nie to możesz nie zrobić tego nigdy. Po takiej myśli po prostu schodzę. W komunikatorze znowu widzę "Facebook" zamiast "Messenger". Nie mam pojęcia od czego to zależy. Może jednak napiszę do Ciebie maila.

Napisałem jakieś smęty i wysłałem w kosmos. Może kawa pomoże...

Nawet siedzenie na słońcu nie pomaga. Może ta czekolada w nocy tak mnie zamuliła. Mała, krótka przyjemność, a potem skutki marne. Rano miałem jakieś "blicki" przed oczami. Dawno nie miałem. Jak to nie jest depresja to co? Jak mieć nadzieję, że jeśli nie odezwałaś się prawie przez 40 dni to się jeszcze odezwiesz? A przecież to raczej 340 dni. Tylko dla mnie jest to świeże, jakby było wczoraj. Marnie. Sobota bez aktywności na razie. Co by Ci szkodziło chociaż podać używany adres skrzynki. Przecież i tak wysyłam i może nawet trafiam. Jędzo Ty moja ;) Nie moja, wiem. Czy to wszystko wytwór fantazji? Te całe uczucia. Jak przekierować to gdzieś indziej? Mógłbym próbować, ale muszę się z Tobą skontaktować. Żyjesz przecież, a ja dalej Cię kocham. Więc w czym problem? Jak muszę, to muszę polecieć i Cię spotkać nieważne jak. Jakie to proste. A reszta? Będzie jak będzie. Jeśli jakikolwiek kontakt wydaje się konieczny, żeby żyć dalej to nie pozostaje nic innego żeby do niego doprowadzić. To takie logiczne. Nawet zderzenie się z Twoim odrzuceniem czy unikami jakoś powinno pomóc. Brak kontaktu nie jest w stanie. Może Tobie coś daje. Mi nie. W zasadzie przeżywam to samo co rok temu. Wtedy jakoś Cię jeszcze spotkałem. Jeśli nic się nie zmieni, za rok bedzie to samo i za 10 lat też. Mój świat jest w mojej głowie...

Wiatr wieje, modlę się, nic się nie zmienia. Minęło południe. Odczuwam tęsknotę, powoli się budzę. Bardzo powoli. Nie ma motywacji, nie ma celu, nie widzę sensu. W takim stanie wszystko jest trudne i nic nie cieszy. Dziś sobota. Jak tak ma wyglądać moje życie to wydaje się, że lepiej nie żyć. I choćbyś była najgorszą bestią muszę się z Tobą skontaktować, choćby ostatni raz...

Ręce marzną na wietrze, ktoś się w pobliżu krząta, nie ma spokoju. Wgapianie się w Fb nie pomaga. Jakiś proces w kompie zajął całą pamięć na starcie, odchudzam listę startowych procesów, puszczam "Child of Time", a teraz leci już "Soldier of Fortune". Taki los. Może to jakaś kara? Długa cholera... Może popołudniu będę myślał, że powinienem coś zrobić a następnego dnia znowu, że nic nie ma sensu. I tak w kółko, w kropce. Uzależniać wszystko od wyswietlenia, czy w najśmielszych marzeniach od Twojego odezwania? Śmieszne? Znajdź kogoś, kto mnie z tego wyciągnie. Dlaczego chcę tego od Ciebie? Czemu nie spróbuję sam? Przecież powinienem mieć teraz pewność, że nie chcesz jakiegokolwiek kontaktu ze mną, nawet jeśli w czerwcu myślałem, że może nie możesz z jakichś powodów. To niczego nie zmienia. Tonę... Plan płukania koszulki przy tym wietrze nie pociąga. Rozlazły jestem i nikt oprócz Ciebie nie jest w stanie mnie z tego wyciągnąć. Szaleństwo. Temperatura zamiast rosnąć, spada. Ucisk w głowie nie pomaga... 

W sumie mój kuzyn miał udar w wieku 40 lat. Nie ożywiła mnie nawet krótka rozmowa ze studentem. Nieznośna ciężkość bytu. Kupiona wczoraj mata do ćwiczeń wydaje się bez sensu. W takim stanie chcę tylko sie gdzieś zaszyć się, zwinąć w kłębek i zasnąć. Zero energii, po kawie. To przez czekoladę czy to już stały trend. Wtedy wzrastająca temperatura też nie ma sensu. Zjazd, a jest już po 13. Jak w ciągu godziny nic się nie zmieni to chyba poproszę o drugą kawę. Miałem takie zjazdy wieczorami latem. Bez nadziei czuję sie naprawdę źle. Muzyka nawet nie pomaga. Przełączam się między okienkami. Z komunikatów wypływa pytanie: o co mi właściwie chodzi? To takie proste: odezwij się jakkolwiek. Nazwij się jak chcesz, tylko zebym wiedział, że to Ty. Wyślę Ci kasę, daj komuś żeby Cię poudawał, znajdź firmę, która prowadzi konsultacje na odległość...cokolwiek. Już takie bzdurne pomysły przychodzą mi do głowy i w tym momencie muzyka sama się przygłaśnia. Pewnie ktoś, kto to zgrywał po prostu w tym momencie podciągnął poziom... Brak aktywności, brak wyświetlenia, brak maila. Wiedziałaś, że tak będzie ostrzegając mnie pierwszy raz? Jeszcze w kwietniu dawałem radę, sporo się działo. W maju...no liczyłem, że wrócisz do formy po jakimś miesiącu, może półtorej i wtedy w końcu odpowiesz. I wtedy wróciły te zdjęcia i pojawił się komunikat o odebraniu sms-a. Wniosek był taki, ze albo wróciłaś albo z czymś skończyłaś. Nie mogłem wtedy spać, sprawdziłem nieskutecznie. W głowie tylko myśl żeby Cię odnaleźć. Żadnych efektów. W sumie wtedy juz powinienem skrócić swoje cierpienie, ale nie myslałem o tym. Dopiero od miesiąca to powraca, od kiedy odrzucenie staje się pewnością. Uśmiech gdzieś zaginął. Mogę sobie tłumaczyć i nic nie pomaga, bo nie rozumiem.

Cykl w zasadzie się powtarza. Tylko teraz zaczynam zjeżdżać z dużo niższego poziomu. Pojawia się przekonanie, że nie nadaję się już do życia. Myśl, żeby chociaż zobaczyć Cię ostatni raz. Myśli ostateczne. Może jednak jeszcze się ogolę tzn. skrócę zarost przyniesioną wczoraj maszynką...

I znowu wyglądam młodziej. Od czerwca goliłem się już tylko co tydzień, żeby nie straszyć mamy. Powinienem się był leczyć? Brać coś na depresję? A teraz co ma mi pomóc. Podeschłem trochę i puściłem sobie Nightwish. To z reguły stawia mnie na nogi...jest już 14.30. Duet Tarji z gościem z długą brodą. Coś o aniołach. Nakręcam się. Pisałem Ci już o moich nocnych obserwacjach kobiet sprzed prawie 2 lat? Pewnie nie. Wtedy doszedłem do wniosku, że istnieje być może tylko 8 rodzajów kobiet. Na bazie bezsenności można dojść do dziwnych wniosków, ale uzasadniałem to, powtarzalnością kulturowych ról, kalek, wzorców, osobowości itd. Podobną do Tarji też później spotkałem w jednym klubie. Dziwne doświadczenie to było. W sumie lubię silne kobiety :) ...pierwszy uśmiech dzisiaj...

Rozgrzałem sobie dłonie dopiero gorącą wodą. Powiedzmy, że muzyka mnie trochę rozbudziła, a jest 14.50. I co z tego? Klasyczna popołudniowa poprawa nastroju, bez perspektyw na przyszłość. Żyć dniem codziennym... teraz riffy w "7 Seasons". Mógłbym się tak podkręcać codziennie na słuchawkach tylko po co, gdy chcę tylko kontaktu z Tobą? Klasyczny pat, albo nawet mat. Na co mi to wszystko jak nie potrafię się z Tobą skontaktować? Gdy się podkręcę, moja nieudolność zaczyna mnie wkurzać. To jednak nie jest jeszcze podkręcenie, to dopiero lekkie przebudzenie, bo nie czuję przepływu energii wykonując gest rękami... Woda się kończy, a ja dalej się obijam, gdy 3 osoby krzątają się w obejściu. Widocznie moja pomoc nie jest potrzebna, bo nikt nic nie rzekł. Przełączaniem między okienkami nie wywołam Twojej aktywności, wiem, a jednak to robię. Gdyby chociaż ta energia chciała popłynąć do Ciebie i poruszyć Twoje serce, roztopić lód, czy jakoś wywołać miłosierdzie. Anioły na razie zawodzą. Lekkie ciary przechodzą dopiero teraz. Moja była nie znosiła takiej muzyki. Jej normalny poziom pobudzenia był zbyt wysoki i podkręcanie działało jej na nerwy. A ja byłem zawsze spokojny, niemalże  depresyjny więc czasem tego potrzebowałem. Uwielbiam ten głos, w ogóle lubię silne głosy, jak kiedyś usłyszałem się w radiu to się trochę zdzwiłem się, że też taki potrafię z siebie wydobyć. Teraz, wiadomo jestem słaby i do samouwielbienia wiele mi brakuje. Ty za to możesz być w swoim żywiole, jeśli wszystko jest OK. Jeśli zdecyduję sie na wyjazd, to być może tylko będę mógł na Ciebie spojrzeć, jeżeli w ogóle jesteś osiągalna. Nie wiem. Czemu nie ponakręcałem się w maju i czerwcu, tzn. przestałem słuchać muzyki i wszystko zaczęło stawać się trudniejsze i cięższe? Zabrakło celu, kontaktu. Ja nie mogę, byłaś bardzo ważna, a okazałaś się jeszcze ważniejsza. Kluczowa. Jedyna. Wmówiłem sobie to tylko? Jeśli nawet to cholernie skutecznie. Piszę w zasadzie o tym samym tylko innymi słowami... Powinienem dodać, że zwariować można.

Wylogowałem się bez nadziei na wieczór. Chyba tydzień temu ktoś był aktywny długo w sobotę. Dziś już bez szans na femtokontakt...wyświetlenie. Te pół roku mnie nie wzmocniło. Może pierwsze 10 dni trochę na początku. Jak mam podsumować bezsensowność mojego bytu tutaj? Żałoba, po kimś kto żyje... Nie dla mnie, ale jednak. Ucieczka przed czym? Odpowiedzialnością, normalnością? Miałem wrócić. Moja wina, czy jakieś ciemne moce mi w tym "pomogły". Czy Bóg tak chciał, czy taki los? Wszystko po trochu czy brak odpowiedzi? Jaką mam z tego wynieść naukę? Wnioski poproszę... Przyglądać się lepiej oczom kobiet? Twoje też czasem wyrażały troskę. Nie teraz wiem. Pojechałaś ze mną jak... Dokończ sama jeśli to czytasz. Właśnie w tym momencie muza sama się ściszyła trochę. I jak tu nie dopatrywać się działania zewnętrznych sił? Jak je kategoryzować, jeśli założy się, że są dostrzegalne? 

Piję drugą kawę, mimo że nie jest już potrzebna. 1,5 godziny z Nightwish rozbudziło mnie w końcu. Jest 16.00. Dość późno, nie? Słońce już znika, jest chłodno 14,4. Przekroczyłem juz wieszczy wiek 44. Co może jeszcze mnie czekać? Jeśli zdobędę motywację to jeszcze raz się wzmocnię jeśli zacznę regularnie ćwiczyć. Zakładając najbardziej prawdopodobny w tej chwili wariant, że mi nie pomożesz to przyda mi się to nie wiem do czego. Może żeby odważyć się odwiedzić Ciebie. Spróbować Cię spotkać. Po kiego grzyba, jeśli nie chcesz? Może odważę się odwiedzić znajomych w mieście, wziąć swoje rzeczy? W zasadzie dopiero teraz zaczynam się czuć normalnie. Ucisk w głowie się skończył. Nawet nikt jeszcze nie wyłączył ani nie ściszył mi muzyki. Cud jakiś czy coś? Kwestia czasu. Uwolnić się od Ciebie? Nierealne, mogę to najwyżej przekształcić. Nienawidzić nie potrafię, więc będę starał być Twoim wieczystym przyjacielem, nawet jeśli nieakceptowanym. Nie mam innego wyjścia jeśli chcę żyć. Gdybyś miała jakąś stronę zostałbym fanem, teraz mogę być najwyżej fanem firmy, w której nikt przecież Cię nie zna...okrutne to było. Jeżeli nie wyszło od Ciebie to ktoś musiał się lekko zirytować na mnie. Dostałem karę i mogę być sobie dobry, stawać na głowie, zaklaskać uszami i i tak to nic nie pomoże. Więc jeżeli naprawdę mnie determinujesz to pojawię się kiedyś osobiście, zgodnie z zaproszeniem lub inaczej. Nie chcę wtedy chociaż wyglądać żałośnie. Mogę sobie tym skomplikować życie, no ale jakie ono teraz jest? Może jakoś sobie w ten sposób pomogę. Jest jeszcze jedna nadzieja wynikająca ze standardowej poczty. Przecież nie wiem czy cokolwiek czytałaś, czy totalnie wszystko zignorowałaś czyli olałaś... Listu chyba jednak nie wyrzucisz...wszystko jest możliwe...nie znam Cię prawie. Może zachowasz jako trofeum. Nie mam pojęcia, jeśli do Ciebie dojdzie... Chyba nie poszłaś na noże z rodzonym szefem, chyba że jest jeszcze inny. Nie wiem przecież. Życzenia na Dzień Kobiet nie zrobią na Tobie wrażenia nawet jeśli dotrą. To za niecałe 4 dni. Na to jeszcze czekam. Idę powietrzyć...

Przy dwóch kawach środkowy posiłek na razie okazał się zbędny. No ale wiekszość dnia byłem przymulony. Jeszcze nie mam siły podciągnąc się całe 3 razy. Słabizna. Jednak spróbowałem co dzisiaj jest wyczynem. Ta muzyka być może wyciągnęłaby mnie z dołka, ale co dalej? Bez zewnętrznego nakręcania nie potrafię żyć. Celu, sensu, kogoś. Zanim poznałem Ciebie przez chwilę myślałem, że wystarczy mi kontakt w świeżo odkrytej konwencji. Zaspokajała potrzebę dotyku, fizycznej bliskości. To było coś czego bardzo potrzebowałem. Dawno nie było mi tak dobrze. Tylko, że to się zabójczo z Tobą rozwinęło. Zabójczo to odpowiednie określenie. W pierwszym miesiącu wiedziałem za co płacę, kontrolowałem też inne wydatki. W drugim już nie wiedziałem, bo liczyło się głównie żeby Ci pomóc, a potem już popłynąłem zupełnie. I nie żałowałem, bo miało Ci to pomóc. Nigdy nie pomyślałem jednak, że potem, kiedykolwiek nie będziesz chciała się do mnie odezwać. To dla mnie szok, dużo większy niż po pierwszej nocy spędzonej w klubie 3,5 roku temu, gdy jakaś ruda, która z koleżanką wyciągnęła ze mnie na jakieś 2 szampany nie przyszła na niby umówione spotkanie. Wtedy musiałem zaakceptować, że pierwszy raz, że ruda, że taka praca, że zła kobieta. Przecież nie tak Cię traktowałem i wyglądało, że Ty mnie też... Jasne, że masz prawo mnie traktować jak chcesz, czujesz, uważasz...ale traktuj. Napisałem to już kiedyś tak wyraźnie? Oczywiście nie krzyczę na Ciebie, ale nie mów, że chodzi mi o kasę, bo ona nic nie zmieniła, przynajmniej w moim przypadku. Liczyć nadal potrafię i wiem kiedy coś się nie zgadza. Potrzebowałaś, mówiłaś, że nie masz nikogo kto mógłby tak pomóc, że pożyczać nie chcesz, bo możesz nie oddać, więc pomogłem, bo mogłem i chciałem. 3 razy, a gdy zapytałaś czemu to robię wyjaśniłem i Ty to zaakceptowałaś i też wskazałaś. Potem jeszcze 3 miesiące sobie jakoś radziłem i znowu nie chodzi mi o finanse. Chociaż tego nie zakładam, to jeśli nawet mnie jakoś oszukałaś to nie zmienia mojej sytuacji. Zapomnij o tym i potraktuj mnie jak rozbitka, pacjenta, kogokolwiek, a nie jak... Teraz po prostu potrzebuję Twojej pomocy. Choćby minimalnej i nie chodzi o kasę. A o co chodzi? O życie, o świat, wizję, sens, cel, uczucia. Same niematerialne wartości. Nie lubię pisać o zasadach, bo często ludzie, którzy o nich mówią łamią je gdy myślą, że mogą lub nikt nie widzi...

Muzyka została przerwana, ale zdążyłem się wygadać. Coraz bardziej konkretnie... I gdzie ja to teraz wyślę? Pal sześć Twoje inne doświadczenia. Skup się na moim ciężkim przypadku. Możesz traktować mnie jak chcesz: dzieciaka, nieprzystosowanego, szaleńca, chorego, pacjenta, z wyższością czy jakkolwiek, ale pomóż. Napisałem jak. Przez kontakt. Jakikolwiek, dogodny dla Ciebie. Nic sobie po nim nie obiecuję, poza kontaktem czyli jakąś wymianą myśli. Nie zasłużyłem? Obiecuję nie być uciążliwy, trzymać się ustalonych zasad. Czego chcesz jeszcze? Żebym nie dręczył Cię w snach? OK, ale odezwij się ;) To oczywiście był żart, bo nie wiem o czym śnisz.

 Przywróciłem muzykę, bo się chyba podobała tylko niektórzy nie potrafią się już uczyć. Ja chyba jeszcze potrafię, ale znowu zajrzałem na Fb, żeby zobaczyć czy może jednak... I nic. Jak widzisz jednak dziś nie narzekałem na nadmiar pracy mimo wczorajszych zapowiedzi. Z taką niekonsekwencją stykam się tu nie pierwszy raz. Czasem myślę, że pod płaszczem pobożności skrywają się jakieś mroczne siły ;) Pamiętam jak prawie dwa lata temu, będąc prawie bez grosza, gdy udało mi się zamienić połówkę banknotu na cały, przypadkiem spacerując wieczorem nogi same zaprowadziły mnie pierwszy raz w miejsce, gdzie od razu prawie wszystko wydałem. Dziwne to było, pamiętam. A potem w nocy, ktoś krzyczał na mnie w zupełnie innym miejscu, że zrobiłem coś czego nie powinienem. Jakim cudem wiedział co, w zasadzie już nad ranem? To było niewytłumaczalne. Do tej pory jest. Przypadek - bardzo małoprawdopodobny. Czy można się było domyślić? Raczej nie, nic nie gadałem. Stwierdziłem wtedy, że w nocy zdarzają się dziwne rzeczy, szczególnie nad ranem. Wyróżniłem z obserwacji godzinę między 3 i 4 oraz następną lub ostanią godzinę przed świtem. Może tylko naoglądałem się za dużo dziwnych filmów, ale jednak obserwacje na trzeźwo prowadziły do takich wniosków. Do tej pory nie wiem jak to działa, ale zauważyłaś, że jakoś budzę się czasem w tych godzinach. Ostatniej nocy też obudziłem się, z trzeźwym umysłem, choć nie sprawdziłem, która była godzina, bym miał szansę jeszcze zasnąć, a nie wysyłał Ci jakieś obrazki.

Nie wiem czemu się tym torturuję, ale z ogłoszenia urzędu pracy wynika, że już na początku maja wiedziałaś, że Ci się uda. Potrwało to trochę, ale może udało się wziąć kasę na rozpoczęcie działalności i stworzenie miejsc pracy. Też o tym myślałem gdy mi powiedziałaś co otwierasz. Street View niestety ma zdjęcia z 2013 roku więc nie podejrzałem co u Ciebie. Dobrej nocy Ci życzę :)

05.03

Wczoraj ktoś przyniósł wieczorem szaszłyki i podjadłem trochę mięsa. Nie żebym specjalnie lubił, ale zawse jakieś urozmaicenie. Potem obejrzałem Arrowa i japoński komiks "Gantz:0" Trochę bolała mnie głowa od podglądania rodziny z Gdyni o Twoim nazwisku. W sumie znalazłem 4 osoby z naszego miasta na Fb +2 rachunek się zgadza. Nikogo pasującego na Twojego byłego nie znalazłem więc może jest pośród 2 osób z miasta obok. Po co się tak bawiłem? Z ciekawości. No ale po filmach i tak nie mogłem zasnąć. I tak przewracałem się myśląc o Tobie i wymyślając, że polecę Cię zobaczyć. Gdy spojrzałem na zegarek była już 4:25 no i dalej nie mogłem spać. Trochę zasnąłem nad ranem, ale krótko to było. Rano zwlekałem ze wstaniem, nie chciałem być w takim stanie jak wczoraj. Wytrzymałem prawie do 11. Przyszedłem, a tu dalej nic.

Śpiący jestem, ale nie schodzę tak jak wczoraj. Czekolady na noc zdecydowanie nie mogę jeść. Powinienem popływać bo jutro mają przyjść deszcze, ale mi się nie chce. Rozlazłe ciało, wysuszona skóra. Słabo. W nocy zarysowywał się jakiś plan. Tylko, że on i tak niewiele zmieni najprawdopodobniej, za to ujawni na przyszłośc moje miejsce. Nie rzucisz mi się na szyję nawet jak mi się uda Ciebie spotkać. Ale jest to chyba konieczne, jeśli nie chcesz nawiązać zdalnego kontaktu, żebym mógł jakoś żyć. Nie mam wielkich nadziei na cokolwiek w przyszłości. W nocy zrobiłem rachunki ile nocy w poprzednich latach nie spędziłem samotnie. Nie ma czego liczyć. Masakra, prawie od 3 lat jestem zupełnie sam. To znaczy, że mogę być już sam do końca. To moje pustelnictwo w zasadzie niewiele zmienia. Nie dziw się więc, że chciałem Cię gdzieś wyciągnąć. Co tu napisać? Przez 20 lat małżeństwa przyzwyczaiłem się do przytulania, zasypiania, budzenia razem. Różnie bywało, ale taki kontakt łączył nas do końca. Ty możesz mieć inaczej, wiadomo jesteśmy inni. Jestem delikatny, zawsze taki byłem. Pewnie jesteśmy z zupełnie różnych bajek. A teraz? Nawet jak Cię zobaczę, to może tylko coś prychniesz. Nie wiem, ale muszę coś usłyszeć od Ciebie. Nie wygląda to zbyt sensownie, ale co mi pozostało? Najlepiej byłoby skontaktować się na odległość... Rozumiesz rzeczy ostateczne. Nie wiem jakie są Twoje rokowania. Nie wiem jakie są moje. Czy jest to gdzieś określone? Dziś 40-ty dzień od Twojego zmartwychwstania, a w zasadzie 40-ty dzień wiem, że Ci się udało. Nadal to dla mnie ważne. W każdym razie mam teraz o czym myśleć. Dzisiaj niby ładnie, ale na uśmiech muszę jeszcze poczekać. 

Jednak wysłałem Ci coś z wczorajszych przemyśleń mailem, na 2 prywatne skrzynki. Nie mam pojęcia czy coś z tego do Ciebie dochodzi. W nocy chodziła za mną w myślach piosenka Queen "Miracles". Teraz puściłem Enigmę. Wczoraj powyłączałem za dużo procesów w kompie i dziś musiałem zareagować, żeby coś zagrało. Powoli się budzę, bez specjalnej nadziei na kontakt dziś czy wyświetlenie. Może w Dzień Kobiet się zlitujesz. Idę skorzystać ze słońca...

No tak, trochę posiedziałem i słońce się zamgliło. W międzyczasie wypiłem drugą kawę, pomodliłem się, pogadałem ze studentem. Lepiej się dziś czuję niż wczoraj. Mimo nieprzespanej nocy. Chłodno się robi. Puściłem ELO. Spokojne, optymistyczne. Nie muszę się nakręcać jak wczoraj. Poza tym mam wrażenie jakbym sobie przedłużył perspektywę tak o 2 miesiące. Bo jeżeli zaplanuję lot to go zrealizuję. 2 miesiące temu nie było takiego pomysłu, raczej miałem udawać wyjazd, żeby coś tam wytłumaczyć. Zobaczymy co z tego wyjdzie, bo to jeszcze nie jest pewne. Nie wygląda to bardzo sensownie, ale co ostatnio zrobiłem z sensem? Bardzo ważne dla mnie jest zobaczenie Ciebie i usłyszenie czegoś od Ciebie. Nie wiem czego. Na razie ta część nie zapowiada się dobrze, ale muszę to przeżyć. Po prostu. 

Powietrzyłem trochę, próbowałem się podciągnąć prawie 3 razy. Brak postępów. Nie chce mi się ćwiczyć. W zeszłym tygodniu spacery do sklepu zamieniłem na przejażdżki na rowerze. Ławeczka odpadła. Jutro mógłbym kupić chleb, bo potem kilka dni ma padać. Jeszcze niby 2 mi zostały, ale to za mało, a w deszczu nie chcę chodzić. Marznę, mimo że jest jeszcze 14 stopni. Powinienem się poruszać, a tu leń. Skąd wziąć motywację? Ściągam jakiś film na wieczór. Wczorajsze były słabe, do tego głowa i później brak snu. Niby pod koniec japońskiego komiksu czułem się już lepiej i spodobało mi się altruistyczne przesłanie do nastolatków. Jakoś trzeba wychowywać tę młodzież, bo inaczej kiedyś wszyscy się pozabijamy czy po prostu życie będzie nieznośne. Już dawno zresztą powinniśmy coś zmienić, bo sfera deklaratywna i praktyczna bardzo mocno się różnią. Jak? Gdy dalej najprostszym narzędziem motywująco-porządkującym jest kasa. Ale ile potencjału się marnuje. Tylko czy wiemy do czego chcemy dążyć? Ludzkość...najprostsza byłaby droga do gwiazd, rozwój technologiczny i ekspansja, bo humanitaryzm okazał się utopią. Pewnych instynktów nie zmienimy, nie wyeliminujemy euforii czy poczucia triumfu pojawiającego się w chwili dominacji. Mogą być jakieś wyjątki, moglibyśmy poprawiać coś genetycznie, ale nadal pozostaniemy raczej najbardziej ekspansywnym gatunkiem na ziemi z kulturowo czy społecznie tłumioną agresją. Czy też czasem bym nie chciał kogoś docisnąc do ziemi, żeby pokazać, że moje jest na wierzchu? Może intelektualnie, może naprawdę jestem wyjątkiem, a może wcale nie jest to taka rzadkość. Popisywać się wiedzą, czy umiejętnościami pewnie każdy lubi. Fajnym cywilizacyjnie narzędziem jest sport, może nie każdy, ale jednak zawsze są jakies reguły... Tak sobie mędrkuję. Możnaby spokojnie wychować lepiej nowe pokolenie gdybyśmy planowo wykorzystali narzędzia, które mamy. Globalnie. I nie chodzi mi o rozszerzanie zakresu tolerancji. Jakieś normy muszą być, żeby choćby móc zrozumieć własną tożsamość. Pewnie jeszcze wiele czasu upłynie zanim będziemy gotowi coś takiego wdrożyć. Na razie mamy kilka niespójnych światów na ziemi i mamy z tym problem. Bez wojny jak zwykle pewnie sie nie obejdzie. Dużej ostatecznie, bo przepychanki cały czas trwają. 

Właśnie wizje przerwał mi "anioł" Michael. Nie wiem czego chce, ale dawno go tu nie było. Nie będę zwracał na niego uwagi to pewnie sobie pójdzie. Nie wyślę go z misją do Ciebie. W mailu nie użyłem jeszcze zaklęcia żebyś nie była jak Fish. Pewnie to co wysyłam nic nie zmieni. Nawet jeśli na początku było jakąś ciekawostką dla Ciebie, to teraz już pewnie spowszedniało. Po prostu ktoś tam coś nadaje zza gór i lasów. Jakiś dziwak czy czubek. Ciekawe co powiedziałaś o mnie ekipie czy szefowi. Pewnie coś rzuciłaś, bo już 5 tygodni temu chyba Monika zarzekała się, że może pomóc tylko służbowo. Czy była w ogóle możliwość, żeby złapać Cię przez telefon do tej pory nie wiem. W ogóle nic nie wiem i pewnie o to chodzi. Być może nie chcesz żeby ktoś, a w tym wypadku ja się nakręcał. Dla Ciebie to już zamierzchła przeszłość i być może to dobrze. Dla mnie ledwie wczoraj i muszę coś z tym zrobić, jakoś sobie poradzić. Nie wołam juz tak rozpaczliwie o pomoc. Staram się zrozumieć i pogodzić się z tym, że się odcięłaś, ale jednak potrzebuję jeszcze czegoś od Ciebie. Dalej nie mam pomysłu na życie bez kontaktu z Tobą, ale jakoś egzystuję. Gdybym był odważniejszy czy po prostu nie stracił nadziei to być może wszystko potoczyłoby się inaczej tzn. przekonałbym się o czymś wcześniej, a tak muszę jeszcze trochę poczekać. Prawie wszystko jest w Twoich rękach. Nie będę się przkonywał, że robisz czy zrobiłaś to dla mojego dobra, bo i tak nic by z tego nie wyszło. Po miesiącu było już na pewno za późno dla mnie żeby o Tobie zapomnieć, czy zrozumieć, łatwo przeboleć odcięcie. Gdybyśmy zostali przy konwencji Ty dalej nosiłabyś znaczące imię, a ja być może nadal korzystał w kraju z jej uroków. Wszystko się skomplikowało i tu nie przyznam się do wyłącznej winy. I nawet jak poczuję się wykorzystany i odrzucony to nie zmieni juz innych uczuć. Mam tylko dwa wyjścia: próbować zrozumieć i przecierpieć to jeszcze, albo oswoić i przekształcić w coś nadal dobrego. Innych wyjść  nie widzę i oba bez żadnego kontaktu z Tobą nie są możliwe. 

Michael sobie poszedł, zajrzał za to ktoś o mniej bystrym, ale mniej niepokojącym spojrzeniu. Pasujący do towarzystwa, które poznałem rok temu przy okazji meczu koszykówki. Trochę jakby śpiewał mówiąc. Sympatyczny człowiek z pewnym deficytem. Nie wiem dokładnie jakim, ale nie przeszkadza mu to samemu zrobić sobie kawy i jeździć na rowerze. A Ty "mój" bystrzaku, czemu jesteś dla mnie taka niedobra? Nie możesz sobie pozwolić na chwilę czy chwile dobroci dla mnie? W czym Ci to przeszkadza? Tego nie mogę zrozumieć. Obawiasz się, że jestem niestabilny i z czymś niemiłym wyskoczę, gdy się odezwiesz? Nie wiem. Samym brakiem czasu się nie wykręcisz. Z przeszłością raczej sobie poradziłaś, zrozumieć co przeżywam też powinnaś. Nie jesteś przecież taka okrutna, nie jesteś Fish...ech te wzorce. Nie wiem co Cię wykreowało w dzieciństwie i później. Opowiadałaś trochę, ale nastoletnich historii już nie. Szybko musiałaś się stać dorosła, samodzielna. Przecież to była prawda i tylko raz wpuściłaś mnie w maliny z tymi zakupami. Jasne, że łyknąłbym wszystko w granicach względnej logiki. A teraz męczę tylko? Wiesz przecież, że lubię długo i się zatracam. Intelekt mnie pociąga i mogę ograniczyć się do kochania Twojej głowy :) Przecież miło być kochanym. Mogę sobie pogadać z samym sobą. Wiem, ze znasz innego mnie niż teraz jestem. Co tamten by zrobił? Poleciał bo chce, może nawet pojechał na dłużej...to zalezałoby od reakcji. Zresztą cały czas zależy, mimo że obiecuję sobie bardzo niewiele biorac pod uwagę ostatni prawie cały rok bez kontaktu. Prawie mogę się już z siebie ponabijać. Po takim czasie, czego ty się spodziewasz? Mówię do siebie. To niewiele zmienia, poza tym, że zapełniam sobie czas pisaniem. Brak wyświetlenia powoduje, że prawie straciłem nadzieję, że coś przeczytałaś. A jeśli nawet to wskazuje na to, że już nie zamierzasz. Chyba, że jesteś gdzieś daleko. Na odległość nie sprawdzę. O...muzyka się zmieniła na Police "Every Breath You Take". Jakie to stare, pamiętam z jednej z pierwszych list przebojów. Gdy myślę o Tobie czasem chcę żebyś mi po prostu przywaliła, wstrząsnęła mną, dała mi do galopu itd. Teraz marzną mi nogi, a nie chce mi się ruszyć. Ściągam właśnie Inferno z Tomem Hanksem, od którego pożyczyłem brodę na Fb. Dziś mam tylko wąsy i dość długie włosy, coraz rzadsze niestety. Szampon... nie pamiętam już jak wygląda ;) Trochę dziki człowiek słucha teraz "Loosing My Religion" REM. Bez pomysłów na jutro, poza czekaniem na wyświetlenie. Może chociaż jakoś zasnę dziś. Nie chcesz nic poradzić, czy nawet kopnąć w... Muza znowu się zmieniła na coś trochę nowszego "You and Me". Wychodzi na to, że nawet jesli chcę tylko czymś oberwać od Ciebie będę musiał odbyć małą podróż. Cóż, w moim świecie byłabyś dla mnie miła z czystej wdzięczności. Jak będzie w Twoim, zobaczymy. Teraz chyba Bon Jovi śpiewa "Crazy". 

Popodskakiwałem trochę żeby rozgrzać nogi, przegryzłem coś, żeby zdławić głód i popijam gorącą wodę. 40-ty dzień pisania. Bez odpowiedzi. Wariat czy coś? Cały luty zleciał. Post chyba zacznie się w środę, czy już trwa? Karnawał sie skończył. Co ja tu robię? Z łaski nic dla mnie nie zrobisz. Musiałabyś chcieć, a najwyraźniej nie chcesz. Więc po co lecieć? Muszę to zobaczyć na własne oczy. Chyba już dziś nie doczekam się ciepła w nogi. Pomogłyby przysiady, ale nie chce mi się, wygłupiać przy ludziach też nie. Muzyka się skończyła, jest 18.

Napiłbym się czegoś. Wiadomo, nie jestem specjalnie zadowolony z tych 40 dni. Zero skuteczności w nawiązaniu kontaktu, a mój stan? Nie wiem czy wiele sie zmieniło. Próbowałem coś oprzeć na nadziei na kontakt, zacząć ćwiczyć, zacząłem się uśmiechać, sprawdziłem coś, użyłem roweru. Coś, a jednak niewiele. Ale co mogłem więcej? W moim minimalistycznym życiu. Wziąć się za siebie, posprzątać choćby i regularnie zacząć ćwiczyć. Nie chce się. Gdybym wiedział np. że jutro się odezwiesz nie byłoby problemu. Myśląc o tym mógłbym robić wszystko. Tak to u mnie działa. Może coś poczytam zamiast ponownie analizować swój stan... Skojarzyło mi się to z czymś, do czego...przeginam właśnie? Tak mówiłaś przecież pamiętam ;) Już nie będę, poważnie potrafię :) Prawie dobranoc :)

Próbowałem poprawić sobie humor tymi żartami. Noo, tak poczytałem. Łącznie z czymś popularnonaukowym. Dostałem też kieliszeczek likieru. Niestety czasem dopada mnie myśl, że to wszystko na nic, że Cię straciłem, mimo że nigdy nie "miałem". Że nie odzywasz się, bo mimo wszystkiego zklasyfikowałaś mnie tylko jako naiwnego...pacjenta, z którym nie miałaś zamiaru utrzymywać kontaktu, że łudzenie się tym, że kiedyś powiedziałaś, że lubisz listy jest śmieszne itd... smuta. Wtedy już mogę zrównać z ziemią całe moje życie, a przynajmniej ostatnie lata, bo jeśli kieruję się złudzeniem, czymś co nie jest dla nikogo innego ważne, to nie ma sensu... Mam wrażenie, że nie zechcesz mnie w tej chwili pocieszyć, a by się przydało... Jak przeżyć do 8 marca? I co to da? Zaskocz mnie kiedyś pozytywnie, bo nadzieja słabnie, a ja wraz z nią. Nie lubię gdy żal zaczyna łapać za gardło. Pożyczę Ci jeszcze dobrej nocy i pięknych snów :)

06.03

Wczoraj zjadłem to co zwykle i obejrzałem Jacka Reachera. Tom Cruse sympatyczny jak zwykle, prosta akcja, motyw z córką przywoływał dawne wspomnienia.Oczy kleiły się już na filmie więc zasnąłem szybko i spałem długo. Rano nie chciało się wstawać, ale im dłużej leżałem tym gorzej myślałem. O bezsensie mojej egzystencji, że wystarczyłoby żebyś nie była taka okrutna lub konsekwentna itd. Upadek. Tak to wygląda. Zwlokłem się przed 11 i przyszedłem zobaczyć co tam na Fb. I chyba już nic nie ma mnie ucieszyć :( Nie widzę aktywności, wyswietlenia, nic. Bez sensu było już wstawać. Poza tym pochmurno. Nie chciało mi się dziś wybrać po chleb. Bez słońca na ławeczce byłoby marnie. Sprawdziłem prognozę i może jutro nie bedzie tak lało jak jeszcze wczoraj pokazywała. Zupełna smuta. Wypiję czarną kawę...

Posiedziałem pod chmurami, pomodliłem się i dopiero deszczyk mnie przegonił. Przypomniałem sobie gdy kilkanaście lat temu wylądowaliśmy z byłą na plaży niedaleko stąd po wyczerpującej podróży. Też zaczęło kropić. Czasem narzekała, gdy ja potrafiłem się cieszyć wszystkim. Wtedy byliśmy tylko 2 tygodnie, bo musiała wrócić na jakiś egzamin. Objechaliśmy kilka pieknych plaż tylko we dwoje, bo dzieci zostały tym razem z dziadkami. Mówiła, że musi odpocząć, jak zwykle nerwowa. A ja - oaza spokoju, goniłem za ośmiornicą i utopiłem aparat w nowokupionej osłonie niby wodoszczelnej. Kilo złotych odeszło do lamusa, zostało kilkadziesiąt zdjęć. Po Tobie nie zostały żadne. Dziś nadal widzę napis "Facebook" zamiast aktywności. Pomyślałem sobie, że bez agresji nie mam szans wrócić do normalnego życia. Bo jeśli chęć walki nie będzie mnie ściągać z łóżka to co? Nie ma nikogo kto mógłby to zrobić. Nie ma dla kogo żyć. Prawie 4 lata temu straciłem tych, dla których walczyłem o lepsze miasto, przestrzeń. Motywowało mnie to. Teraz często dochodzę do wołania juz nie "RATUJ" tylko "zabij mnie". Zawsze kojarzy mi się to z tytułem filmu "Zabij mnie glino". Wtedy wraca myśl, że 8 lat temu kumpel, okazało się że nadinspektor i szef czegoś tam w coś mnie wkręcił, wykorzystał moją naiwność i kontakty. Nie wiem czy później jakoś pomógł. Nie wiem co robi teraz...raczej awansował. Miał potencjał i jakieś koneksje, mimo że w szkole sobie nie radził ze wszystkim. Pamiętasz pilota Pirxa? Zaczęło się gdy przybył prawie przypadkiem na spotkanie po latach, na którym pokazywał fotki z niedawnego dziwnego wypadku swojej terenówki, dawało się wyczuć, że nie akceptuje "grzechów" młodości, którymi chwalił się inny kumpel. Dał mi służbową wizytówkę, zaprosił do siebie na kawę i tak się zaczęło. Jeśli to nie był element jakiejś kombinacji to niby co to było? Później dopiero się okazało, że wśród moich znajomych jest dziwnie dużo ludzi cienia i innych obszarów. Wcześniej nie byłem tego świadomy. On coś tam poopowiadał, odniósł się do jakichś znanych osób, skomentował jakieś wydarzenia i z widza zmieniłem się w jakiegoś pionka. Dawne czasy, ale miały decydujący wpływ na to co się działo później...

 I tak zobaczyłem, że byłaś aktywna 20 minut temu czyli przed południem. Nie wyświetliłaś, nie czytasz, dzień dobroci dla pożytecznych idiotów widocznie nie wypada dzisiaj. Wracając do wspomnień. Gdy wróciłem nie czając się 1,5 roku temu specjalnie nie zaskoczyło mnie przypadkowe spotkanie komisarza na dworcu w Gdańsku. Jaja chyba sobie ze mnie robił, dał mi numer telefonu mówiąc, że może załatwić pracę w ochronie, pokazał mi legitymację, powiedział, że fajny chłop jestem, pożyczył ode mnie 10zł niby na pociąg do kochanki... chciał 20, ale przekraczało to wtedy moje możliwości, dał 3/4 piwa na drogę, opowiedział historię jakiegoś skazańca, którego wpakował do więzienia, a którego spacerując w oczekiwaniu na SKM spotkaliśmy i który wyraził brak żalu. Łykałem wszystko będąć na fali radości, że wracam do domu. Dziwne doświadczenie o świcie, nie? Takie trochę...filmowe. Pamiętam jak dziś. Tak to czasem działa, robi się coś nieoficjalnie, coś się sugeruje, daje do zrozumienia. Czasem w ogóle nie wiadomo o co chodzi. Myślenie, że to kwestia przypadku byłoby totalną głupotą, albo po prostu ucieczką od prawdy. Więc po co gdzieś później pojawił się "pies". Zakładając, że Twoja interpretacja była prawdziwa, bo nie znam szczegółów. Może ktoś chciał coś zasugerować, może coś się nie spodobało. Prawie każdy ma jakiegoś szefa, czasem nieformalnego... "protektora" i zawsze gdzieś jest jakaś większa ryba. Proste. Sieci powiązań są dość gęste, narzędzi ich odświeżania coraz więcej, więc nie traktowałbym pojawienia się później dziwnej naklejki w moim aucie jako wytworu mojej wyobraźni. Cieszyłem się, że było to dość niewinne i nieinwazyjne. Być może miałem to odebrać jako ostrzeżenie. "Zabawy" w trudności proceduralne świetnie znałem z przeszłości, szczególnie w naszym ulubionym urzędzie, więc nadal ogromnie się cieszę, ze udało Ci się je przezwyciężyć. Oczywiście wiem, że gdyby komuś bardzo zależało żeby Ci jeszcze dokopać to znajdzie na to sposób. Wystarczy, że zacznie się kogoś regularnie jakoś denerwować i sam wpędzi się w kłopoty, niekoniecznie zdrowotne. Padło w ten sposób wiele firm, ludzie potracili majątki. Cholerny świat... lepiej nie robić sobie wrogów, a i tak czasem naprawdę przypadkiem stoi się komuś na drodze, albo jest się w niewłaściwej chwili w nieodpowiednim miejscu. Czasem potem zmiana klimatu jest jedynym lub najlepszym dla delikwenta, ale też otoczenia wyjściem. To sobie popisałem znowu o "dziwnych" rzeczach spod dywanu :) Czasem tak niewiele trzeba, żeby komuś "pomóc". Drobna sugestia, przyśpieszenie lub opóźnienie czegoś, a najlepiej jak "komputer wylosuje" ;) Istnieją takie skuteczne narzędzia, że podstawowa znajomość psychologii i szybkie sprofilowanie często wystarcza. Później nawet już nie trzeba specjalnie "pomagać" klientowi żeby sam się wykończył czy wyeliminował. Powiedzmy, że bardziej doświadczeni ode mnie twierdzą, że wystarczy raz "złamać" komuś kregosłup i już nigdy nie zdoła uciec od wspomnień, własnych myśli, poczucia żalu, winy. Nawet nie trzeba używać medialnego błota, choć dziennikarze, których poznałem wielu, potrafią być bardzo użytecznym narzędziem. Nie wiem komu poza kaszubem nadepnęłaś na odcisk, ale mam nadzieję, że jemu już jakoś przeszło. Ciągnięcie tego oficjalną drogą...pisałem już o tym. Oczywiście nie trzeba osobiście komuś nadepnąć na odcisk, wystarczy że dla kogoś jesteś ważna, czy możesz być ważna. A gdzie ja w tym wszystkim jestem? Połamany jakoś i nie potrafiący się posklejać sam. Pocieszam się, że Tobie raczej nie zaszkodziłem, bo już wcześniej Twoja historia nie wyglądała zbyt naturalnie. Chciałem pomóc, zrobiłem co mogłem i paradoksalnie być może to, że jestem tutaj jest najlepszym obiektywnie rozwiązaniem. Czasem pocieszam się tą myślą. Tu nie muszę walczyć i nikomu nie jestem w stanie raczej zaszkodzić. Jestem poza nawiasem, na marginesie, nie istnieję prawie. Jeśli ktoś będzie chciał mnie użyć czy mi dokopać to mnie znajdzie, bo tym razem nie planowałem zniknąć. Prawie 3 lata temu się udało, bo to zaplanowałem. Nikt nie był w stanie mnie znaleźć choć wiem, że próbowano. Po ponad roku, sam się odkryłem, bo straciłem środki do życia. Po powrocie dowiedziałem się też, że ktoś próbował dokopać komuś wykorzystując moje zaginięcie. Jacyś "debile" próbowali szukać moich szczątków w Wielkanoc u kogoś na działce. Teraz nie wiem co wie moja rodzina. Powiedzmy, że ze względu na wiek i różne znajomości, ktoś powinien ich raczej uspokoić... Taką mam nadzieję...

Widzę dziś ponadprzeciętną aktywność po cichym weekendzie. Tak jak mówiłem, cieszę się że Ci/Wam się udało. Co poza tym mogę? Gdybym miał po co wstawać, jeszcze mógłbym trochę. Są rzeczy, których jeszcze nie straciłem, ale ich nie wykorzystuję oprócz względnego zdrowia oczywiście. Wiadomo, że się nie badam. Tata mówił, że już niedługo nadejdzie wiek, w którym jak coś nie boli to znaczy, że się juz nie żyje. Na razie jeszcze widocznie zostało mi trochę czasu :) Ostatnie wyniki właśnie sprzed roku do pracy były dobre. Wcześniej nie badałem się w ogóle przez 7 lat mimo paru "zapaści". Tata też do czasu był okazem zdrowia, mimo że palił. Być może, że mam jeszcze jakieś szanse na życie. Cóż, w pewnych kwestiach jestem jednak w gorszej sytuacji. Brakuje mi troskliwej acz narzekającej żony/partnerki, miejsca na ziemi, źródła utrzymania. Bez pierwszego elementu pozostałych nie zdobędę. Dla samego siebie nie będzie mi się chciało. Proste. Żałosne? Wysłałbym Ci teraz maila, ale nie wiem o czym. Mógłbym coś wyciąć z tego co dziś napisałem. Trochę mnie to ożywiło. Powiedzmy, że zacząłem trochę szybciej myśleć wspominając klimat przeszłości. Czas na muzykę... Co wybiorę? Zamknę oczy i kliknę w ciemno...zobaczymy :)

Strzelanie na ślepo nie chciało przynieść rezultatów, a do głowy przyszła myśl o Joy Division, nie wiem dlaczego. Słabo to znam. Leci coś rytmicznego. Proste bardzo. Przełom lat 70/80-tych. 

Poprzeglądałem gify z Fish Mooney. Przerażające. Nie chcę żebyś taka była. Se mogę chcieć, nie? Wybrałem kilka na pojutrze. Może coś do Ciebie dotrze i wywoła usmiech. Ładniejsza jesteś i zapamiętałem Cię zdecydowanie lepszą. Po drugiej kawie zrobiłem trochę pompek korzystając z powrotu słońca i muzyki, którą puścił student. Mogę się ruszać, stać mnie już nawet na sprężysty krok. Wielkie osiągnięcie, nie? Mógłbym pograć w tego kosza po lekkim nakręceniu. Kondycja słaba, ale czasem bywała gorsza gdy miałem dłuzsze przerwy w grze. Nie kręci mi się w głowie gdy stoję, czy po tych 70 pompkach więc najgorzej nie jest. Depeche Mode trochę mnie nakręca. Leciało "Strange Love". Nic nie poradzę na to, że mnie olewasz czy masz gdzieś. I tak będę Cię kochał...taką trudną i dziwną miłością :) Leci "Never Let Me Down Again"... Nic na poradzę na Twoje wzorce, mogę tylko myśleć, że kłopoty sprawiły, że do nich chciałaś się zbliżyć. Poza tym Fish też w jakiś sposób jest atrakcyjna ;) Pomyślałem sobie też, że ostatnio przypominam bardziej tą dziewczynkę niż Bruce'a, czy gliniarza z brodą ;) Idę zrobić 3 serię...

No, tak. Ciało już nie to, starzejemy się... Nie ma co ukrywać, że rok temu byłem w lepszej kondycji. Wracałem do kraju w niezłej. Potrafiłem chodzić szybko cały dzień, tańczyć całą noc, prawie bez odpoczynku. W końcu byłem po 4 miesiącach regularnego, choć prostego ćwiczenia. Nigdy nie wyrobiłem sobie mięśni. Wystarczyło, że gdy grałem w kosza mogłem biegać w kółko bez zadyszki i rzucać z połowy boiska, czasem celnie :) Teraz z bieganiem miałbym problem, 1,5 roku temu mniejszy. Pamiętam jak w zeszłym roku do gry wszedł wysoki Chińczyk i bosy Bułgar...zrobiło się naprawdę harlemowo :) Teraz leci "Master and Servent's" To oczywiście zawsze mnie nakręcało...rok 1984...wtedy już grałem nieźle, prawie bezkontaktowa gra podobała mi się bardziej niż piłka nożna. Poza tym wszyscy mieliśmy prawie równy start, a ja spędzałem dużo czasu na boisku. Robiliśmy całkiem fajne numery z 2 kumplami. Najsłabszy byłem z tej ekipy, muszę przyznać...na początku. Potem już tylko ja grywałem, ale i tak niektórym się nie podoba, że robię to zbyt delikatnie. Oczywiście będąc na fali zaczyna mi wchodzić wszystko...to też się czasem nie podoba, bo przecież tak się nie gra... nie rzuca się z każdej pozycji bez przygotowania ;) A seryjne fuksy po prostu się zdarzają :) Kiedyś wiele godzin dziennie spędzałem, żeby to wytrenować. Bo po cholerę  pakować się pod kosz, jak zawsze można rzucić za 3? Prosta kalkulacja. Zawsze umiałem liczyć. Więc na co teraz liczę? Że będę się czuł nie gorzej niż w tej chwili...chciałbym żebyś mi w tym pomogła. Poza tym oszczędzam, gdy nie mogę zarobić. Pierwotnie miałem szansę odrobić inwestycję/stratę w ciągu roku pracy, a ponieważ ją straciłem muszę tyle zaoszczędzić. To taka pragmatyczna, średnioterminowa i chyba nie do końca zgodna z prawdą wersja tego co robię od pół roku. Oszczędzam, bo wyjeżdżając myślałem, że będę płacił za kawę, a nie dziadował. Że spotkam ludzi, których poznałem rok wcześniej i jakoś im się odwdzięczę. Wtedy jednak miałem w perspektywie spokojny powrót do pracy i jej rozwój co miało przełożyć się też na finanse. Potem okazało się, że dałem ciała, straciłem okazję powrotu na dawną ścieżkę, którą opuściłem, a raczej, którą ktoś mi zamknął 7 lat wcześniej. Dochodziło to do mnie przez kilka dni. Nie było to wprost napisane tylko wynikało z jednego maila, którego odebrałem za późno i potem z obserwacji zmian. Przesadziłem z depresją i optymizmem. Mogło się tak samo skończyć nawet gdybym wyjechał zgodnie z planem czyli na koniec czerwca. Okazałem sie zbyt niefrasobliwy. Ale żyję dalej. Czyli co? Mam jeszcze jakieś szanse na powrót? We wrześniu szukałem powodu do powrotu i nie znalazłem. W połowie kończyła mi się ważność winietek. Jasne, że nie lubię bez sensu wyrzucać kasy. Potem poszukiwania były coraz bardziej rozpaczliwe czyli ograniczały się do nieefektywnego szukania Ciebie, a od początku października do wysyłania rozpaczliwych sms-ów na stary numer, na którym odpowiadała jedynie skrzynka. Drugi dawał sygnał, jakby za granicą skończyły Ci się środki więc istniała pewna szansa, że żyjesz. Po trudnych świętach w styczniu zbliżał się moment, że mój ostatni numer przestanie działać, przyśniłas mi się, usiadłem i korzystając z samotności znalazłem informacje o Tobie. Plułem sobie w brodę, że tak późno, ale ucieszyłem się bardzo. Po prostu udało się. Dalej jestem z tego zadowolony, mimo że od 40-tu dni jesteś dla mnie jak Fish, a właściwie, jak się zastanowię dłużej, wszystko wskazuje na to, że już od około roku. I co z tego? Logika logiką, a uczucia sobie. Wychodzi na to, że jeśli się nie odezwiesz zorganizuję wypad do kraju po to żeby Cię zobaczyć, mimo że nie będę miał pewności czy będzie to możliwe. Jak mam to określić czy podsumować? Zimą myślałem, że będę musiał przyjąć ostatecznie, że na pewno nie żyjesz, a tu niespodzianka. Radosna, potem trochę bolesna, bo rozwiała pewne wątpliwości i nadzieje, ale determinująca moje życie od 40-tu dni. 

Z zimna zrobilem 70 przysiadów bez oszukiwania. Lekka zadyszka, ale się trochę rozgrzałem. Za to po powrocie muzyka przywitała mnie oklaskami ;) Koncertowa wersja "Behind the Wheel" To było spontaniczne, wychodząc nie myślałem o tym. Jak już zacznę... to nie mogę skończyć. To cały ja. Pewnie mógłbym tak pociągnąc z bólem do 100, ale jutro i pojutrze zakwasy byłyby większe. Jest już 16.40 więc słońce powoli się chowa. Uszy mi się nie zatkały więc nie jest tragicznie. Pamiętam swój pierwszy bieg na 1000 metrów w podstawówce. Smak metalu w ustach. Dopiero chyba w 3 klasie średniej znacznie poprawiłem wydolność i nie przybiegłem w ostatniej grupie, a do przebiegnięcia więcej niż 3 km zmusiłem się dopiero 1,5 roku temu... Jak znowu zrobi mi się chłodniej może powtórzę te przysiady. Nie robiłem ich chyba ze 3 tygodnie. W sumie najbardziej bolą pod koniec. Kiedyś krótko robiłem je z córką na barana :) Teraz... brak kontaktu i nie wiem czy kiedyś będzie normalnie. Na początku myślałem, że się da, próbowałem walczyć ale interpretacje moich działań przez ich otoczenie były tak skrajne, że się wycofałem. Taki dysonans poznawczy nie mógłby być dla nich dobry. Myślałem, żeby zamieszkać bliżej, ale to dalej nie miałoby sensu przy ogromnym wpływie byłej. W przenośni moglibyśmy się pozabijać, a przynajmniej długo wykańczać. Bez sensu. Już jak ja poznałem była ostra. Wołali na nią "Recydywa" nie wiedząc dlaczego ;) Złagodziłem ją znacznie. Nie była dokładnie jak Fish, ale miała ostre zdecydowane poglądy i lubiła rządzić. Potrafiła mnie nakręcić do działania, ale poza tym była nerwową egotyczną pesymistką. Spontaniczną i impulsywną, co czasem było fajne. Po cholerę z nią byłem? Odpowiedź jak zwykle jest prosta. Zakochałem się i robiłem wszystko, by było jej dobrze, by nie zrealizowała młodzieńczej wizji samobójstwa po 20-tce, kiedy już wszystko najlepsze w życiu przecież ma się za sobą ;) Trochę się jej podporządkowałem, swoje życie, pracę, wszystko. Dobrze mi się żyło z myślą o niej. Naprawdę, nawet pierwsze 5 lat na odległość. Pierwsza i jedyna kobieta. Wierny jak pies, z klapkami na oczach. Po prostu nie dostrzegałem innych kobiet. Szczerze dziwiły mnie jakieś stereotypy, że facet podobno patrzy wpierw tu, potem tam. Później przeżyłem oczarowanie, o którym pisałem. Ktoś był po prostu bardzo miły, zaskakująco milszy niż ślubna być może kiedykolwiek. Potraktowałem to jako test, który przeszedłem celująco, bo jeśli nie zawiodłem w tym przypadku, to oznaczało, że nigdy nie zdradzę żony. Nie było takiej opcji, a życie czy ktoś inny napisał taki dziwny scenariusz potem. Kiedy to co robiłem, robiłem dla niej i dzieci, straciłem w końcu jej wsparcie, szacunek czy coś... Po fakcie wyszło, że planowała to długo, przygotowywała grunt wykorzystując do tego dzieci i moją siostrę. Jakieś "ktosie" jeszcze jej pomogły, inne denerwowały co przyśpieszyło działania. Straciłem coś co nadawało sens mojemu życiu przez ćwierć wieku. Masakra. Emocje, które teraz odczuwam są już jednak mocno przytłumione. Pracowałem nad tym jak mogłem przez ostatnie 3-3,5 roku. 

A teraz przeżywam w zasadzie drugi zawód w życiu. Oczywiście chciałbym aby przekształciło się to w coś ładnego i miłego dla mnie i Ciebie lub w odwronej kolejności. Aby to osiągnąć mógłbym zrobić wszystko. Wiem, że to raczej tak nie działa więc wraca autodestrukcyjna myśl, że straciłem szansę jeśli kiedyś w ogóle ją miałem. Jeśli potem potrafiłaś być zimna to tym bardziej teraz i może nawet nie potrafisz sobie wyobrazić "letniego" kontaktu. Ja potrafię i staram się o to juz dość długo. Na razie bez efektów. Nie wiem czy w tym czasie jakoś Cie rozdrażniłem, nie miałem takiego celu. Wiem, że wszystko możesz interpretować na moją niekorzyść. To znany mechanizm. Podobnie jak to co przeżywam. Nic nowego na tym świecie :) Idę zrobić przysiady...

Lekka zadyszka, nogi trochę podwatowane, ale rozgrzanie działa. Puściłem jeszcze "Child in Time" Jakoś się dzisiaj rozruszałem i nie wysłałem nawet maila. Wiadomo, wysłałbym coś gdybym wiedział, że odbierasz i lubisz. A tak, robie sobie dietę. Może jutro. Dziś na razie się trzymam a w zasadzie ruszam. Jutro będę musiał kupić chleb. To taki mój obowiązek, bo samego sera nie chcę jeść. Właściwie nie chcę, żebyś sie nade mną litowała. Wolałbym żebyś pogadała z czystej ciekawości, przeczytała, chociaż wyświetliła. Dziś minimalnie pracuję nad sobą więc nie jest to dół. Do utrzymania pewnego poziomu przez cały dzień jeszcze mi dużo brakuje... 

Przyjmijmy hipotezę roboczą, że stałaś sie jak Fish... Co mogę zrobić w takiej sytuacji? Tylko spotkać Cię osobiście. Nic innego mi nie pomoże. Muszę to zobaczyć by uwierzyć, doświadczyć, choćby to było bardzo bolesne czy kosztowne w inny sposób. Mogę udowodnić zaraz tę tezę, ale nie ma to tutaj sensu. Wcześniej powinienem się jednak wzmocnić by to jakoś przeżyć, czyli żeby nie rozsypać się od razu zupełnie. Wiesz przecież jak wrażliwy jestem na Twoim punkcie... Proste, logiczne, ale nie zimne... Przysiady jednak nie rozgrzewają dłoni. To moje krążenie chyba nie jest najlepsze. Lepiej byłoby więcej ćwiczyć, ale do tego też potrzebuję o kimś dobrze myśleć. Jutro ogłosicie wynik losowania? Przychodzi do głowy myśl, że pozgrywam głupa i zapytam czemu nie ja wygrałem ;) Nie muszę tego robić, bo i tak już wykazałem się kilka razy brakiem zrozumienia prostych komunikatów. Wybiła 18. Nie mam pomysłu na najbliższe 3 godziny. Nie przegryzłem nic po południu więc zaczynam odczuwać głód. Może przejdę się powietrzyć... Wstrzymuję się, bo na razie nikt nie wyłączył mi miłej muzyki :) Gdy wyjdę łatwiej może się skończyć, bo nieobecni nie mają głosu. Chyba nie podobała Ci się w Fish jej pogarda w stosunku do innych ludzi? Tak to chyba trzeba określić. Bezwzględność, okrucieństwo i pogarda, nie jestem w stanie Ci przypisać tej triady nawet hipotetycznie. Jasne, ze można to nazwać czy zinterpretować trochę inaczej, ale jednak... Powinienem jednak wziąć pod uwagę Twoją inteligencję i wyraźną deklarację. No to mnie zabij... to wtedy przychodzi mi do głowy. Czy jednak w charakterze Fish nie byłoby raczej poznęcać się dłużej? Tego raczej nie chciałaś. Co innego wykorzystywać bezwzględnie innych do swoich celów, a co innego bezsensowne znęcanie. Niby istnieją tacy dewianci, którym sprawia to przyjemność, ale czy Fish była aż taka? Lubiła poczucie dominacji, poniżyć innych, szczególnie tych, na których mogła się zemścić... zaraz napiszę jej charakterystykę ;) Kiedyś byłem w tym dobry... najlepszy oczywiście :) Dawne czasy, w zasadzie mógłbym zostać prawnikiem, ale nigdy mnie to nie pociągało. Jakieś ustawy czy kodeksy zacząłem kiedyś studiować z konieczności, a znajomy zdolny prawnik uświadomił mi po co i jak były pisane. Gdy rok temu miałem okazję chwilę pogadać z byłym już prezesem TK... cóż, nie zrobił na mnie pozytywnego wrażenia. Referat na poziomie gimnazjum, deklarowane poglądy mocno uproszczone, żeby nie powiedzieć prymitywne, ego jak stąd do Warszawy. Bardzo łatwe narzędzie... Jakiś młody doktor historii z Torunia bił go na głowę. Wtedy spotkałem też kumpla z roku, który właśnie studiował też prawo, bo życie go do tego zmusiło. Totalnie niepokorny oryginał mimo ciężkiej życiowej sytuacji. Dołączył do nas jeszcze nieznany nam wcześniej "misiek", który twierdził enigmatycznie, że pracuje dla MON. Rzeczywiście jego informacje się sprawdziły później. Jakoś po 2 tygodniach zrobiliśmy razem jedną fajną skuteczną akcję, którą spontanicznie wyreżyserowałem. Komuś zagrałem na nosie, pokazałem, ze coś tam mogę zorganizować ;) Nawet pomyślałem wtedy, żeby go użyć by Cię znaleźć, ale zaniechałem. Był jeszcze kwiecień, jeszcze miałem dużą nadzieję, że się wkrótce odezwiesz, gdy dojdziesz do siebie po szpitalu, jeszcze mi się chciało działać... 

Wyszedłem przewietrzyć. Drążek pokazał, że paliwo mi się skończyło więc urwałem kawałek bułki. Chłodno. Muza się skończyła. Kiedy przestanę pisać? Nie wiem. Nie wiem też gdzie miałbym to wysłać. Jak poprzednio, bez wyświetlenia poprzedniego i niczego już od 2 tygodni brak nawet hipotetycznego sensu. Jakoś z tym żyję, choć mogło by być lepiej... chyba dużo lepiej gdybyś tylko zechciała sie odezwać. Wiesz, że nie będę Cię atakował w żaden sposób. Chyba tego mogę być pewny. Nie jesteś paranoiczką i mam nadzieję, że nikt w tej chwili nie próbuje Cię w nią wpędzać jak chyba rok temu. Przecież tego wtedy nie wymyśliłaś, a mi się dostało... Używając kilku osób można komuś naprawdę uprzykrzyć życie. Mogą to być zwykli kumple, tanie dranie lub jakieś "miśki". Wiadomo, nie musiałem o tym pisać. Nie lubię podłości, zresztą kto lubi... Zadaję sobie pytanie, czy w końcu nie odezwiesz sie ze zwykłej przyzwoitości. I tu mam problem, bo nie wiem jak ją definiujesz i czy w ogóle jest dla Ciebie ważna. Jeżeli rozpatrujesz to w kategoriach złamania postanowienia to może być z tym problem. Gdybyś kierowała się czystym wyrachowaniem to list powinien pomóc. Tak jak napisałem oddałbym Ci wszystko, a jeszcze trochę zostało... I nie ma się czemu dziwić, potrafię to logicznie uzasadnić. Chcę sobie pomóc, kontakt z Tobą mnie determinuje. Jeżeli chcę poprawić swoją sytuację muszę do niego doprowadzić za każdą cenę. Wiadomo, nie mówi się komuś takich rzeczy. Ale to ja...skaczę na główkę w ciemno oczywiście w przenośni, bo w realu przed skokiem zawsze sprawdzam dno. Raz prawie ndziałem się na dziwnie ustawioną żerdź... Jakim cudem sie tam znalazła, ktoś musiał ją tam celowo ustawić, żeby ktoś inny mógł zrobić z siebie szaszłyk. Innej fizycznej możliwości nie było. Takich pułapek nie rozumiem i od razu ją zlikwidowałem. Naprawdę boisz się pływać? Coś wspomniałaś o topieniu, ale bez szczegółów. To była największa Twoja wada jaką dostrzegałem :) Poważnie. Cholera, pamiętam, że chciałaś bym Cię kochał. Widziałem i czułem to dłuższy czas. Jasne, że jak się odezwiesz nie muszę do tego więcej wracać, jeśli nie chcesz. Mogę służyć nawet za jakieś trofeum... jedno z wielu. Cofnąć to ostatnie zdanie czy nie? Poniżanie się nie ma raczej sensu... W każdym razie wieczorem nie powinienem zaczynać myśleć w ten sposób, żeby nie psuć sobie względnie dobrego humoru. Zaglądam oczywiście co chwilę na Fb, ale ponieważ nadzieja na zmianę dziś prawie nie istnieje, zawód też nie jest duży. Daję Ci czas... Wiem, jestem strasznym łaskawcą juz od 40-tu lub nawet 340 dni ;) Lepiej jak o tym nie myślę. Za pół godziny zamkniesz zakład. Pamiętam jak pierwszy powiedziałaś, że rano pracujesz w zakładzie na... Oczywiście wyobraziłem sobie wtedy jakiś ZOZ... tak często rodzą sie nieporozumienia. Pod słowami mogą się kryć różne rzeczy, obrazy w zależności od wychowania, edukacji, doświadczeń. Przecież nie myślę, że chciałaś mnie jakoś oszukać. Pacjent zaczął Cię ewidentnie prześladować, bo chciał wejść z Tobą w spółkę (pewnie miał zamiar Ci pomóc, ale nie na Twoich warunkach, bo robiłaś to dla syna), potrafił być nawet ponadprzeciętnie miły, a Ty się od niego odcięłaś. Wtedy już zauważyłem w tym opisie pewne niekonsekwencje, szczególnie gdy w pewnym momencie użyłaś jego imienia. Po co do tego wracam, skoro to trudne wspomnienie? Mam nadzieję, że już to zakończyłaś, podobnie jak, że do mnie się jednak odezwiesz. Zauważasz chyba zasadniczą różnicę między nami? Wtedy myślałem, że to przykre doświadczenie wpłynęło na Twoje postępowanie wobec mnie. W zasadzie to sugerowałaś i chciałbym żebyś mnie skorygowała jeśli było inaczej. No muszę wiedzieć jak było jeśli mam żyć dalej... To chyba proste? Muszę sobie z tym wszystkim poradzić, zrozumieć nawet jeżeli potem miałbym się całkowicie odczepić. Rozdrapuję stare rany? Przecież widzisz, że sobie z tym nie poradziłem. Przecież gdybyś sie odzywała nigdy nie musiałbym o to pytać. Mógłbym żyć do przodu, myśleć o nowych rzeczach, choćby tylko rozmowach, listach. Tłumaczę Ci to już któryś raz, ale przecież nie wiem czy cokolwiek do Ciebie doszło. Pogodzić się z tym nie potrafię. Dobrze, że dziś się jakoś trzymam. Jutro...będzie jutro. Możesz nawet powiedzieć, że po prostu nic ode mnie nie chcesz, ale muszę wiedzieć, być pewnym, że to Ty. 

Właśnie wyczytałem newsa z listą 21 osób. Liknąłem, byłem trzeci, szkoda, że nie wziąłem udziału ;) Podesłałbym kogoś na zwiady gdybym wygrał ;) Ładnie, do końca dnia pracy. Fair. Ty czy nie Ty? Cechy tekstu jakby trochę inne,ale zredagowane porządnie. Pewności czy wynik losowania będzie dziś jednak nie mam...ale śledzę ;) Frekwencja raczej Cię cieszy jeśli...musisz to co najmniej śledzić, nie potrafię wyobrazić sobie innej możliwości.

No i wysłałem jednak maila. Jestem niekonsekwentny? I jeszcze gratulacje przez komunikator tzn. najpierw i dopiero po tym pomyślałem by wysłąć coś prywatnego. Dostarczono po chwili więc pewnie jeszcze jesteś w firmie. Czy robienie karteczek z losami trwa tak długo czy jednak rozlosujecie dopiero jutro? Nie wiem więc śledzę jakbym brał udział ;) Mógłbym przecież...ale nie biorę. Prostota jest czasem najlepsza, mimo że czasem najbardziej boli i musi być najbardziej cierpliwa. Wierzę w takie rzeczy pamiętając, że nie podobało Ci się gdy kiedyś trochę z rozpaczy użyłem swojego autentycznego trzeciego imienia. 

Chyba jednak losowanie będzie jutro, chyba że tak długo szukacie sierotki. Poza tym nadal nie zasłużyłem na wyświetlenie czy odpowiedź. Poza tym lista i to co później wysłałem ożywiły mnie. Mam nadzieję, że jednak będę mógł zasnąć. Uczestnicy pewnie będą czekać i śledzić stronę całą noc ;) W mailu już pożyczyłem Ci dobrej nocy i pięknych snów, ale nie wiem czy obsługujesz którąś z 2 skrzynek więc robię to jeszcze raz :)

07.03

Wczoraj obejrzałem "Szpiegów z sąsiedztwa" Zabawne, trochę się kręciłem, ale w końcu zasnąłem. Spałem nawet dość długo, śnił mi się jakiś wyjazd, rodzina. W końcu wstałem, poszedłem do sklepu, kupiłem 3 chleby i 4-pack piwa w dobrej cenie. Wróciłem, zajrzałem na Fb i myślałem, że to komunikat o wynikach losowania, a tu wiadomość od Patricka. Niespodzianka i wiadomo, że pewien szok, ale coś jakby tłumaczy i pozwala rozumieć, domyślac się właściwie. Nie wiem szczerze mówiąc co teraz zrobić, bo plan z wysłaniem Fish i tekstu:

 Wszystkiego Najlepszego NIkom pracującym i niepracującym, pociechy z dzieci i innych mężczyzn, wszystkiego co najcenniejsze czyli: Zdrowia, Szczęścia i Miłości życzy dawno nieznany pacjent i nigdy niewidziany niepacjent :)

wydaje się być teraz niezręczne choć nie nieaktualne. Inne plany też. Wiadomo, jakoś mi ten komunikat pomaga, pewnie nawet coś odpiszę i może o coś poproszę. Ktoś w zasadzie się zlitował więc w zasadzie jestem mu wdzięczny. Oczywiście nie mogłem sobie darować wysłania zaproszenia na profil, którego być moze nie używasz. Poza tym muszę to przemyśleć, bo to jednak zmienia trochę moją sytuację. Muszę dać teraz sobie czas :) Jeżeli jesteś szczęśliwa to najważniejsze. Chciałbym to oczywiście jeszcze wyjaśnić, bo istnieje jednak również mniej pozytywna możliwość i coś w sugerowanym scenariuszu może być zmyłką. W każdym razie życie bądź ktoś inny pisze czasem ciekawe scenariusze. A ja? Cóż, jakoś pewnie będę żył. Zobaczymy. Zawsze jakaś niespodzianka :) Ciekawe czy wywołana mailami na Twoją skrzynkę, może listem czy tylko "nagabywaniem". Kto wie?

Posiedziałem, podumałem, przerzuciłem trochę drewna, wróciłem i puściłem Queen. Wpierw było coś o życiu wiecznym a teraz "Show Must Go On" :) Poczucie triumfu... dziwne? Zwycięstwo jasnej strony mocy? Czy się uwolniłem? Pewnie nie. Nie wyjaśniłem wszystkiego, ale w końcu ktoś się zlitował i trochę mnie naprowadził, czyli mi pomógł. Długo na to czekałem, oczywiście oczekiwałem tego od Ciebie. Wariant, że to Ty kryjesz się za tym profilem jest raczej absurdalny i dopiero teraz przyszedł mi do głowy. Wcześniej układałem w myślach wiadomość do Patryka, jeśli ma tak na imię. Potrafię cieszyć się każdym Twoim sukcesem i jego w takim razie także :) Czyli co napiszę? Może:

Panie Patryku, dziękuję za każde słowo. Cieszę się, że wyciągnął Pan właściwe wnioski i zdecydował się coś do mnie napisać kanałem prywatnym. Rozumie Pan z pewnością, że nie chodziło mi o "nagabywanie" Pana pracowników. Chciałem po prostu wyjaśnić coś co było dla mnie kluczowe od 40, a nawet 340 dni, więc trochę mi Pan pomógł. Sam muszę sobie wybaczyć moją nieskuteczność, ale pewnych granic nie chciałem przekraczać. Na pewno rozumie Pan, że gdy pomoże się komuś kilka razy w potrzebie to oczekuje się przynajmniej informacji jaki skutek przyniosła ta pomoc. Wiadomo, to nie Pana problem tylko mój  staroświecki świat, w którym liczy się przyzwoitość i tylko prawda jest ciekawa :) Jednak zamiast się dalej domyślać, wróżyć z fusów czy sieci i szukać potwierdzenia domysłów zapytam Pana po prostu: co u Niej słychać? Załączam pozdrowienia i wyrazy sympatii :)

No i się wygłupiam, bo wysłałem to na profil jego znajomej, sugerowanej małżonki. Głupie? Jutro miałem zamiar wysłać to do adresata. Dlaczego jutro? Bo jakoś nie mogę sobie darować tych życzeń jutro. Dlaczego wysłałem więc dziś do znajomej. Bo wiele jest jeszcze w tym niejasności. Myśląc prosto i pozytywnie: wszystko jest u Ciebie OK, ktoś Ci pomaga, jesteś szczęśliwa itd... Wariant negatywny jednak mógłby wygladać np. tak: musiałaś sprzedać sprzęt, ktoś wykorzystał miejsce i bawi się Twoją sytuacją wykorzystując zdjęcie...jeszcze to popularne nazwisko itd... Raczej mniej prawdopodobny, ale co ja wiem? Tyle, że się nie odezwałaś do mnie, bywałaś w tym miejscu jeszcze 5 tygodni temu, bo pracownik wiedział do kogo dzwonię. Poza tym szef zapewniał, że nie wie o kogo mi chodzi, a teraz widać wyraźnie, że to była ściema. Wiadomo, z nadziei na zdalny kontakt nie zostało już prawie nic, ale jakoś sobie pomagam. Naprawdę najchętniej zapytałbym go wprost co z Twoim zdrowiem, co u Ciebie? Jak zrobić, żeby jutrzejszych życzeń nie odebrał jako "nagabywanie"? To jest dobre pytanie na dzisiaj. Wariant pozytywny oczywiście wiele by wyjaśniał i pozwoliłby mi na poukładanie, zrozumienie. Muszę go jednak potwierdzić. Po prostu jest to dla mnie zbyt ważne, żeby poprzestać na prawdopodobnych domysłach. Rozumiesz? Czyli nie pomogło? Pomogło, jestem teraz przygotowany bardziej na ten wariant. Trochę zajęło mi uspokojenie emocji, ale nie było tak źle. Po 40-tu dniach byłem na to jakoś gotowy. Dalej czekam na wyniki losowania, aktywności nie widzę, moje wcześniejsze hipotezy co do obsługi kanału firmowego okazały się niesłuszne. Przecież nie poprosiłaś kogoś po prostu żeby do mnie napisał. Zbyt dużo elementów pasuje do wariantu z rzeczywistym szefem, a jeżeli firma nadal jest na syna, to musi być kimś bliskim dla Ciebie i pewnie rzeczywiście ślubnym. To logiczne i być może po prostu powinienem Ci pogratulować. Co ja mam teraz ze sobą zrobić? Nie zmienia to właściwie mojej sytuacji i biorąc pod uwagę Twoją charakterystykę taki wariant brałem pod uwagę. Czy oczekuję w takim razie jeszcze pomocy od Ciebie? Kontaktu jakiegoś oczywiście, nawet ostatniego. Pomogłem sobie na tyle, że przeżyłbym to jakoś. Gdzie indziej pomocy nie muszę szukać. Wyjaśnić do końca bym chciał. Proste. O przyszłości nie mam co myśleć, bo dalej jej nie widzę, ale to tylko mój problem. Poza tym prognoza pogody się pogorszyła. Oczywiście w tej sytuacji to co robię od czerwca wydaje się jeszcze bardziej bezsensowne. Mogłaś poznać człowieka już w lutym i wtedy wszystko by pasowało. Może później, a może wcześniej co by trochę zmieniało interpretację przeszłych zdarzeń. Tak czy inaczej to tylko mój problem. 

Robi się chłodno, a motywacji do ćwiczenia brak. Zresztą mam zakwasy po wczorajszym. I tak zmobilizowałaś mnie żebym zaczął pisać pamiętnik :) Generalnie, gdy postawię się na Twoim miejscu to masz pewien problem ze mną, gdy postawię się na miejscu szefa to pewnie miał więcej podobnych problemów. Skomplikowane to życie. Jednak dalej lepiej żebym nie myślał o sobie. Czyli to naprawdę Ty na tym zdjęciu? Tak czy inaczej miło zobaczyć Twój skromny profil, jeżeli prawdziwy. No tak, ale na zaproszenie tak czy inaczej nie odpowiesz. Gdybyś coś rzekła w maju chociaż. Sobie mogę pogdybać... Logika wymaga ode mnie przyjęcia wariantu pozytywnego, bo na inny chyba byś nie poszła...chociaż kto wie do czego mogła Cię zmusić sytuacja. Domysły... Ciekawy dzień. Tego się dziś nie spodziewałem. Ciekawe czy miał na to jakiś wpływ list, czy dotarł do Ciebie? 

 Jednak po przemyśleniu, odważyłem się zmienić planowaną wiadomość i zapytać wprost co u Ciebie słychać. W pierwotnej wersji sugerowałem, że rozumiem że więcej nie będzie chciał wyjaśnić. Musi być inteligentny więc zrozumie to pytanie wprost może zwyczajnie po męsku. Jak będzie chciał to odpowie coś.

Zobaczyłem, że są wyniki konkursu. Ładnie, czy laikowanie zalicza się do nagabywania? Powstrzymałem się. Aktywności nie widzę, ręka pasuje do szefa. Coś zaczyna się zgadzać. Czy to mnie uspokaja? Fajniej byłoby zobaczyć Twoją rękę. Miałbym pewność, że żyjesz i masz się w miarę dobrze. Dlaczego jest to dalej dla mnie ważne? Wiadomo, pisałem. To się szybko nie zmieni, ale zrozumienie też mi coś da. Prognoza pogody dalej się pogarsza. Mając już 3 osoby na liście komunikatora widzę różnicę w statusie. Po prostu pokazuje chyba jaka aplikacja była ostatnio używana do komunikacji: Fb czy Messenger. Poza tym zima i jakoś będę musiał przeżyć ten wieczór w nowym stanie rzeczywistości. Coś osiągnąłem zdalnie i zobaczymy jak z tym sobie poradzę. Ktoś nagabuje mnie tu żebym mu sprzedał klatkę. I co ja miałbym wtedy zrobić? Kupić drugą? Ta nie jest idealna, ale ma pewne zalety. Przede wszystkim wielkość. Mógłbym ja zmienić. Tylko po co? Mam w iej sporo niepotrzebnych rzeczy, z którymi jednak ciężko mi się rozstać. Nie potrafię dalej podjąć decyzji co dalej. To tylko mój problem. Wiem. Dziś było u Was słońce, tu było z tym słabo. Chyba dobrze, że jakoś sprowokowałem szefa do odezwania się prywatnie. Ty naprawdę nie mogłaś? Niezręczne by to było gdyby wariant pozytywny był prawdziwy? Wiadomo, że nie zamierzam szkodzić. Gdybyś powiedziała 40 dni coś przez telefon to skróciłoby moje nadzieje, ale też darowało mi różnych rozterek. Czy to z szefem rozmawiałem pierwszy raz? Przecież istnieje taka możliwość.

Jest wieczór więc zaczyna działać mój spóźniony zapłon. Trochę zjeżdżam. Wiadomo, muszę to przecierpieć tzn. brak nadziei na zdalny kontakt. Przełączanie między zakładkami w tym nie pomoże, szukanie informacji o szefie tym bardziej. Ma sympatyczne zdjęcie profilowe i to powinno mi wystarczyć. Czego jeszcze oczekuję? Zdalnie chyba nie powinienem niczego. I waham się czy wysłać te życzenia jutro czy nie. Przecież coś tam zrozumiałem. Ciąć się nie będę, niemiły nie chcę być. Wszystko akceptuję prócz tego, że się nie odezwałaś, że się pewnie nie odezwiesz :( Na razie nie potrafię zmienić w żaden sposób  moich planów, perspektyw, sytuacji. Muszę się z tym przespać. Uczuć nic nie zmieni, ale działania może. Perspektywy nie wyglądają ciekawie. Muszę przyznać się do błędu, być może całej serii błędów. Mogłem się wczoraj wstrzymać i spokojnie mógłbym jutro wysłać życzenia w dobrej wierze. Widzisz mam taki wydawałoby się, że błahy dylemat. Nie nagabywać, a wysłać życzenia...teraz nawiązywanie do tego, że żadna osoba o Twoim imieniu nie pracuje zabrzmi głupio. Wychodzi mi, że wpierw powinienem jednak wysłać odpowiedź szefowi. 

I tak też zrobiłem. Pierwsze pytanie, które powinno przyjść mu do głowy to dlaczego sądzę, że odpowie na moje pytanie jeśli Ty nie zechciałaś? Oczywiście przy założeniu, że coś do Ciebie wcześniej dotarło, w ramach wariantu pozytywnego, czyli że kontaktuję się z kimś dla Ciebie bliskim. No, tak, ale wychodzi na to że się trochę na Ciebie poskarżyłem, a tego nie chciałem robić. Wiadomo, może nic nie odpowiedzieć, pomyśleć sobie, że ma gdzieś moje pozdrowienia czy wyrazy sympatii, ale taka jest prawda. Lubię go jeśli Ci pomógł czy pomaga :) Proste. Co oczywiście nie oznacza, że on musi lubić mnie. Coś zrobiłem, przyniesie to efekt jaki przyniesie, jestem z siebie bardziej zadowolony lub mniej niezadowolony. Jutro w zależności od odpowiedzi wyślę lub nie życzenia. Jakoś muszę to sobie wytłumaczyć ;) Dobrze, że chociaż tu zrobiło się cieplej. 

Pomagam sobie. Jasne, że można mi jakoś zaszkodzić, ale mam to gdzieś. Tak jak napisałem wyjaśnienie pewnych zdarzeń czy Twojego losu jest dla mnie kluczowe. Choćby nie wiem co. Jeżeli jest Ci bliski, coś musiałaś mu powiedzieć o naszej nierelacji. Być może zbyłaś to bardzo krótko, a może rozmawiasz z nim bardzo szczerze. Nie mam zamiaru powodować żadnych nieporozumień. Wyjaśnienie mu się należało, głupi nie jest więc na pewno zastanawiał się o co naprawdę mi chodzi, a pragmatyczne wyjaśnienie powinno to wyjaśnić. Oczywiście może wiedzieć kim jestem. W wariancie pozytywnym wysłałem wpierw tekst na Twój profil żebyś w razie czego ocenzurowała. Reakcji brak, więc nie wiem czy czytałaś ale dostarczono. Miałaś ponad 4 godziny na reakcję. Nie wiem czy obsługujesz, którąś z 2 skrzynek i czy przypadkiem nie pożaliłaś się wczoraj, że na nie coś napisałem i stąd ta reakcja. Wiadomo, prywatność korespondencji wchodzi w skład przyzwoitości. Wiadomo też, że relacja małżeńska, która wynika tylko z Fb-owej sugestii może dla niektórych stwarzać wyjątek... Istnieją jeszcze inne mozliwości, ale są mniej prawdopodobne. Teraz pozostaje mi tylko czekać. Napisał o pracownikach w liczbie mnogiej, a przecież chyba jasne jest (może nie było do końca) o kogo mi chodzi? Dysonans poznawczy, ale wiadomo, że służbowo pisze się trochę inaczej niż prywatnie. Za wariantem pozytywnym dla Ciebie przemawia używanie tego zdjęcia profilowego. Mogę sobie wprawdzie wyobrazić, że ktoś mógłby w ten sposób sobie żartować czy odgrywać, ale to jednak biznes więc raczej nie. Czyli najlogiczniej byłoby przyjąć wariant pozytywny, który w zasadzie pozbawia mnie nadziei na zdalny kontakt. To nie jest pozytywny dla mnie wniosek, z powodów, o których pisałem, ale nie musisz ich znać, poza tym masz inne być może kolidujące priorytety.

No i musiałem jednak wysłać zapytanie na Twoje konto. Sytuacja gdyby obsługiwał je jednak szef byłaby ciut zabawna. Nie dostarczono na razie. Zastrzegłem, że o nic więcej mi nie chodzi i to prawda, biorąc pod uwagę wariant pozytywny. Zresztą od początku tych 40 dni to było najważniejsze, jeśli nic nie czytałaś to nie musisz być tego świadoma, że od razu zminimalizowałem oczekiwania. Wysłałem to po 20 więc może dziś nie dojdzie. 

Tak więc teraz przyglądam się 3 kontaktom i przyszła burza... Jak tu nie zmoknąć? Egzystencjalne problemy ;) Jeżeli ten świat jest mój to znaczy, że wywołałem burzę... "Ja tylko pociagnął" przychodzi pierwsze do głowy ;) No tak... powiązania ;) Człowiek zawsze szuka przyczyn. Dziś dopiero po 20 zobaczyłem Waszą aktywność. Nie zgadnę czy to Ty czy szef. Z tą szefową strzelałem raczej w mamę niż żonę, ale co to zmienia? Patryk zainteresował mnie już przy okazji komentarza na Gp. Tak coś czułem... :) Dostałem własnie piwo na sen. Nie wiem czy pić drugie piwo dziś choć małe... Nie mam specjalnej ochoty choć trochę suszy. Burza już przeszła. Powoływanie się na dziecinadę w świecie, w którym czuję się czasem jak dzieciak jest pewnym paradoksem. To chyba był wyrzut w stosunku do Ciebie. Wcale się nie rozkręcam. Zaczynam tylko odczuwać jakby dejavu ;) Już myślałem, że nie zobaczę aktywności. Wiadomo, że jej znaczenie przy zaistniałych komunikatach się zdewaluowało. Dalej jednak nie wiem co u Ciebie. Napisałem pewną deklarację,więc jeżeli to do Ciebie dotrze powinnaś uwierzyć. Znasz mnie przecież trochę :) Mimo burzy, która wraca rozpogodziłem się jakoś :) Jasne, że świadomość, że ktoś Cię jeszcze kocha dla Twojego załóżmy, że męża nie musi być miła. Ale wtedy odległość jaka nas dzieli powinna być traktowana jako plus. Poza tym, jak pisałem: swoje juz przeżyłem i pewne rzeczy nie są dla mnie :) Jakoś sobie z tym radzę więc kłopotów sprawiać nie będę. Małe piwo na pusty żołądek robi swoje tzn. odczuwam lżejszość ruchów ;) Co ja Ci mogę jeszcze dziś powiedzieć? Nic nowego. Kocham, cieszę się mimo wszystko (zakładając wariant pozytywny) i co jeszcze? Chciałbym żebyś się odezwała. Proste. Nawet ostatni raz, ale lepiej żeby to było dłuższe odezwanie bo coś tam jeszcze chciałbym wyjaśnić. Rozumiesz, że potrzebuję tego. Pal sześć ten rok...niech będzie to mój czyściec. Piekła nie chcę. Może czas po prostu pogodzić się z mijającym życiem, wiekiem, zmianą roli. Uśmiecham się. Poważnie i nie jest to tylko zasługa 0,33l piwa. Pamiętasz jasną stronę mocy? Jestem tak zaprogramowany i nie przekraczam pewnych granic. To mi daje poczucie satysfakcji. To że cierpię dłużej? Trudno. Że żałuję, że nie wszedłem, nie zapukałem w maju czy w czerwcu? Mój błąd. Mogłem, straciłem wiarę, być może nie przyniosłoby to żadnych skutków. Nie wiem, czasu nie cofnę. Ale postaram się by rozgoryczenie nie zwyciężyło. Postaram się być lepszy, cholernie przyzwoity, by sprostać moim wzorcom :) A co mnie jutro czeka? Nie mam pojęcia. Być może nikt z Was się do mnie nie odezwie. Napisałem co napisałem i cieszę się, że była to prawda. Nie jestem aniołem... ale lubię nim być ;) Paradoks? Uwielbiam od dawna paradoksy ;) Ciekawe jak się będę jutro czuł, bo teraz jest naprawdę nieźle. Niespodzianka, która mnie spotkała w zasadzie potwierdziła, że to Ty na zdjęciu. Dla mnie to coś wielkiego mieć Twoje zdjęcie. Poważnie. Zaczynam przypominać Tomka B. Wiem, a jak skończę? Zobaczymy. Wiadomo, na tym świecie wszyscy skończymy podobnie prędzej czy później :) Życie... Nie pozostaje mi już dziś nic innego jak tylko pożyczyć Ci jak zwykle dobrej nocy i pięknych snów :) Wszak, gdy Tobie tego życzę zawsze sam takie miewam :)


kocham

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości