dominikistoji dominikistoji
54
BLOG

Dzień Kobiet

dominikistoji dominikistoji Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

08.03

Witaj w Dniu Kobiet. Rok temu były tulipany czy jednak róże? Nieważne. Dziś jest dziś i życzę Ci Wszystkiego Najlepszego. Wczoraj jednak z zaśnięciem miałem problem. Po filmie "Aż do Piekła" traktującym o wpływie okrutnego świata finansów, czy po prostu współczesnej ekonomii na życie tzw. zwykłych ludzi. Byłem zadowolony z siebie, a jednak wracały myśli o ewentualnej dalszej rozmowie. Wymyśliłem, że jednak żeby być fair nie powinienem służbowym kanałem wysyłać życzeń. Szef jakoś mi pomógł choć dalej nie układa mi się to w do końca jasną całość. Pokazał mi jednak Twój? prywatny profil, a że zapewniał, że nie pracujesz w firmie mogę Ci spokojnie tam wysłać to samo. Nie będzie to miało wtedy wydźwięku prowokacyjnego czy nagabywania. I tak nie miałem pewności, czy coś do Ciebie trafia więc niewiele się zmieni. W nocy wiało i padał deszcz więc spałem krótko i godzinę sprawdziłem już o 7:33. W nocy koło 3 jeszcze nie mogłem zasnąć więc mogłem spać jakieś 3 godziny. Chcę Ci wysłać obrazek szybko więc odpaliłem lapka w klatce. Nie widzę dostarczenia poprzedniego wpisu więc się wstrzymuję, a jest 9:14. Nie wiem czy to naprawdę Ty obsługujesz, ale jest to prawdopodobne, że używasz tego profilu do administrowania stroną firmową. Być może powstał on jednak głównie by Cię jakoś chronić i jego cechy mają po prostu wskazywać, że jesteś zajęta. To prosty i czytelny sygnał zrozumiały chyba dla każdego. Tylko w wariancie negatywnym jest to zwykły żart i wszystko trafia do szefa. Jednakże na zdjęciu do Walentynek były Twoje dłonie czyli wariant negatywny jest małoprawdopodobny. Oczywiście przez miesiąc czy nawet 4 mogło się coś zmienić. Takie tam przemyślenia, dzielenie włosa na czworo ;) Mam 2 wersje tego gif-a. Jedna wymaga przyjrzenia żeby go zrozumieć. Druga jest oczywista i być może za dużo i szybko sugerująca jak na obce oczy. Pewnie wyślę pierwszą. W ogóle to miałem wysłać późno dając czas na ewentualną odpowiedź szefowi, ale ponieważ nie jest to żadna gra i zmieniam kanał to nie muszę czekać. Nie wiem jak szybko odbierzesz i czy odbierzesz. Przecież w wariancie pozytywnym możesz mnie totalnie wyciąć z prostych i zrozumiałych dla mnie przyczyn. Może tak być już od roku. O to nie mam żalu. Trochę jednak mam, że nie powiedziałaś. Staram się być ze sobą uczciwym :) Myślenie o tym jednak dobrze na mnie nie wpływa. Cóż, mogę czekać jeszcze nie wiadomo jak długo, ale jest już 9:33 więc już Cię nie obudzę. Jeśli podzielisz się tym z szefem, to trudno. Jest tylko dla Ciebie :) Po krótkich problemach technicznych związanych ze słabym zasięgiem poszło. Podoba mi się ten kadr :) Byłem jak ta dziewczynka. Poza tym Fish jest na nim wyjątkowo sympatyczna, nie wspominając juzo tym co robi ta młodsza...gdzieś wypadło mi jej imię. Czekałem przedwczoraj aż samo przyjdzie do głowy i nie chciało. Coś na S chyba. Suma liczb w godzinie wysłania to oczko więc chyba jest dobre ;) Trochę się bawię w pozytywnym sensie i bez podtekstów :) Obrazek jest na tyle wyraźny,że trudno nie odczytać tekstu: I love this girl :) Cóż, był krótki czas zanim poznałem Ciebie, że myślałem, że po prostu kocham prawie wszystkie kobiety. Czasem nawet wszystkich ludzi :) To bardzo pozytywny stan lecz nieco zwodniczy. Szczerze, to rzeczywiście trudno mi kogoś nie lubić. Staram się dostrzegać dobro, zrozumieć przyczyny jeśli coś wydaje się inne, tłumaczyć. Wolę towarzystwo kobiet, bo nie odczuwam wtedy pokusy rywalizacji. Poza tym ciekawią mnie i inspirują :) To miłe. Zaczynam nucić piosenkę Camel "Long Goodbye's" Czy to coś oznacza? Tu nie mam szans znaleźć miłej kobiety, która by mi to dawała. To pewne. Bariera komunikacyjna jest zbyt duża. Znowu doświadczenie uczy mnie, że te spotkania czy relacje (jak zwał tak zwał) niezbyt dobrze się kończą, więc mam dylemat. Pewnych Twoich cech nikt nie jest w stanie przebić - to drugi problem ;) O swoim sercu nie piszę ;) Czy mam żałować straconego roku? Przecież to może trwać do końca... Na razie oswajam się z wariantem pozytywnym. Zaczęliście pracę, a tu nic. Leniuchuję trochę, ale zaraz powinienem coś zjeść. Radzę sobie już z delikatnym uśmiechem. Wariant pozytywny coś nieźle tłumaczy, a tego potrzebowałem chyba najbardziej. Chciałbym go jednak potwierdzić. Zobaczymy co przyniesie dzień. Niby mam od wczoraj do Ciebie bezpośredni sugerowany kontakt, czyli w tej dziedzinie też osiągnąłem postęp. Jednak nie jestem w stanie tego zweryfikować bez Twojej pomocy, a jej mam szukać jednoznacznie "Gdzieś Indziej". Wiadomo, nie chcę być niegrzeczny ;) Jak widzę fotkę szefa, to mam wrażenie, że znam go dłużej. Mam jednego podobnego absolwenta. Dobry chłopak z niego, i bystry był, tylko niepokorny i dlatego miał trochę problemów. Czasem był po prostu za bystry, ale ostatnio gdy byłem u niego miał ładną żonę, małe dziecko. Chyba mu się układało :) Patrzę znowu na ten sympatyczny gif i myślę, że nie daruję sobie jeśli go nie zobaczysz ;) Tyle mogę Ci dziś wysłać. I może później standardowe życzenia lub te co planowałem z komentarzem. Bateria się kończy więc będę musiał coś zjeść i się ruszyć. Do zobaczenia w sieci...mam nadzieję :)

Jestem, wiatr mocno wieje. Wcześniejszym wysłaniem gifa nic nie przyśpieszyłem. Po prostu popisałem sobie rano. Macie święto. Pierwotnie życzenia miały być jeszcze dla pani Moniki, w końcu jest ostatnią kobietą, która była dla mnie miła, w której głosie usłyszałem troskę, Ale cóż, praca, podległość szefowi, wobec którego chcę być fair i nie chcę go drażnić. Jest oczywiście jeszcze sporo godzin tego dnia i nie wiadomo co się wydarzy. Może nawet nic. Jeżeli wczoraj zalogowałaś się na sugerowane konto tylko po to by wysłać wyniki na firmowej stronie to mogę się nie doczekać nawet dostarczenia. Co to zmieni? Zobaczymy. Widzisz, że nie pogrążam się w rozpaczy więc chyba jest lepiej. Te 42 dni się przydały. To, że tak powoli cos do mnie dochodzi? Taki jestem. Serce dogłębnie monogamiczne. Jasne, że żywię jakąś sympatię do innych kobiet, ale nie we wszystkich warstwach. Teraz jakoś będę musiał sobie z tym poradzić. Jakoś z tym żyję od roku, choć pewnie będę musiał się teraz postarać bardziej.  Zobaczymy. Generalnie od ponad miesiąca mój dzień średnio wydłużył się o jakieś 3 godziny. Z absolutnego dołka wyszedłem mimo braku Twojej bezpośredniej pomocy. 

Dlaczego uwierzyłem od razu, że jest szefem? Pasowało to do jakiegoś zakładanego wariantu i generalnie raczej wierzę ludziom. Filmik to potwierdził, ale wcześniej nie miałem wątpliwości. Jak Ty sobie z tym radzisz? Nie wiem. W wariancie pozytywnym wszystko jest OK i różowo. Tego Ci życzyłem i życzę :) Ty chyba mi też. Miłe to było, ale dla mnie na razie nierealne. Dalej nie wiem czy w ogóle kiedyś... Mniejsza z tym. W moim przypadku dalej bezpieczniej żyć dniem dzisiejszym, o tym myśleć. Widzisz, nawet myślenie o kolejnym dniu kończy się bezsennością. Przeżywałaś to rok temu więc wiesz o czym mówię. Cholera...będę miał chyba problem z wysłaniem tej części co i tak ma niewielkie znaczenie biorąc pod uwagę, ze poprzednia nie została nawet wyświetlona, a bez tego chyba nie da się ściągnąć pliku. Może czegoś nie wiem. W zasadzie z kontekstu wynika, że nie czytałaś nic z plików. Szef oczywiście mógł, ale starałem się żeby nie było tam nic specjalnie konkretnego o Tobie. Reszta mi trochę dynda ;) W innym przypadku mogło by to zakłócić Twój potencjalny związek. Przecież nie znam szczegółów. Mogłaś temu wszystkiemu zapobiec odzywając się do mnie. Tak może byłoby dla Ciebie najlepiej. Może i dla mnie, a moze potrzebowałem tego czasu nadziei, przemyśleń, wzruszeń, emocji. Tak się stało...żyjemy dalej do przodu. Jestem tam gdzie jestem, Ty też jesteś w jakiejś sytuacji, której dalej nie znam. Chciałbym oczywiście. Przeklęta ciekawość ;) Pierwszy stopień do piekła ;) Taka stara prawda.

No i wysłałem mailem życzenia dla pewności:

"Dzień Dobry Niko!

Ponieważ jest to również Twoje święto staram się do Ciebie dotrzeć z życzeniami. Ponieważ zostałem poproszony przez szefa, żebym nie "nagabywał" kanałem służbowym staram się dotrzeć inaczej. Od razu to proponowałem, ale od wczoraj widzę profil, którego być może używasz. Jeżeli sugestia wynikająca z tego jest precyzyjna i prawdziwa to również z tego powodu składam Ci gratulacje i najserdeczniejsze życzenia długiego i satysfakcjonującego pożycia :) To jeden z najpozytywniejszych wariantów, które zakładałem :) Pozwól mi się też tym cieszyć...oczywiście najlepsze byłoby potwierdzenie. Ponieważ jednak życzenia miałem przygotowane przed prywatną wiadomością od szefa, która była dla mnie dość miłą niespodzianką i jakoś mi też pomogła zacytuję tu prywatnie dokładnie to co miałem wysłać kanałem służbowym:

Wszystkiego Najlepszego NIkom pracującym i niepracującym, pociechy z dzieci i innych mężczyzn, wszystkiego co najcenniejsze czyli: Zdrowia, Szczęścia i Miłości życzy dawno nieznany pacjent i nigdy niewidziany niepacjent :)

Druga "Nika" to oczywiście pani Monika, która jest nadal od ponad 5 tygodni ostatnią kobietą, która była dla mnie miła​. Jeżeli to nie problem to możesz jej również przekazać życzenia.

Pozdrawiam najserdeczniej jak potrafię, życzę stale wszystkiego najlepszego i czekam mimo wszystko na jakiś kontakt, potwierdzenie, cokolwiek :)"

Trochę to multiplikuję. W zasadzie w tej chwili wystarczyło by mi potwierdzenie, że jesteś szczęśliwą małżonką. Wiadomo, chciałbym poznać historię jak i kiedy, przede wszystkim udało się z firmą. Zdaję sobie sprawę, że wtakiej sytuacji możesz traktować resztę jako sprawy ściśle prywatne. Poza tym nie zmienia to mojej potrzeby potwierdzenia tej informacji i zobaczenia Cię kiedyś nawet krótko czy zupełnie służbowo. Poza tym, w przypadku potwierdzenia, rozumiem, że na odległość muszę sobie radzić sam, więc wczorajszy kontakt mi pomógł.

No, tak...wiatr za oknem, pogoda się popsuła. Naprawdę z takim typem jak ja lepiej jest od razu pogadać szczerze. Przecież nawet niechcący, kierując się fałszywym domysłem czy domniemaniem mógłbym coś popsuć. Bez sensu. Bardzo bym tego nie chciał, a potrzeba przynajmniej zrozumienia nie pozwala mi przestać. To jest moje minimum minimorum. Czy w takiej sytuacji bym coś do Ciebie pisał? Może tak jak już zacząłem, ale bym nie wysyłał gdybyś powiedziała, że ze względu na zaistniałe fakty sobie nie życzysz. Być może byłby to wtedy po prostu pamiętnik. Byłem mężem więc potrafię zrozumieć taką sytuację. Serio. Mogę być chwilami szaleńcem, ale nie idiotą czy świnią...

Jakiś katar złapałem czy coś? Wiosna idzie. Poza tym bez wyświetlenia i muzyki robi się jakoś niemrawo. Muszę coś włączyć...

Pomyślałem, że w związku z zaistniałym wczoraj domniemaniem powinienem wysłać Ci ostrzeżenie, że wysłałem tydzień temu standardowy list na adres firmy zaadresowany na Ciebie, a przecież nie wiem jak bardzo szef szanuje prywatność... Nie pamiętam czy nie napisałem tam przypadkiem ciut za dużo, wierząc, że dojdzie tylko do Ciebie i nie znając sytuacji... Jutro. Nie chcę mnożyć maili. Zresztą nadal nie wiem czy otwierasz te skrzynki i czy zdołam Cię ostrzec...

Puściłem Greatest Hits Queen, zaczęło się od "Bohemian Rhapsody". Jakoś muszę się pocieszać, z niewielkim uśmiechem na ustach. Czy myślałaś naprawdę, że kiedyś przestanę Cię szukać? NIby prawie przestałem, ale skończyło się to dla mnie słabo. Teraz za to zaczynam odczuwać dawno niewidziany katar. Nie dla mnie, już nie dla mnie. Pytanie od kiedy ma dla mnie też pewne znaczenie dla oceny przeszłych zdarzeń, z których muszę się rozliczyć przed samym sobą. Czy wyciągnę jakieś wnioski? Do tego musiałbym jeszcze potwierdzić, że wszystko rok temu było prawdą. Inaczej obawiam się, że będę miał z tym problem. To tylko moje małe refleksje... Teraz najważniejsze by potwierdzić Twoją obecną sytuację. Wtedy może mieć to wpływ na moją przyszłość... a przynajmniej na to co robię.

Zrozumieć rozstanie...hmm, starałem się już rok temu, ale nie przypuszczałem, że oznacza to dla Ciebie całkowite zerwanie kontaktu. Muszę to chyba przepracować, bo tego się nie nauczyłem. Po latach potrafiłbym się uśmiechnąć nawet do byłej i spokojnie pogadać gdyby ona potrafiła. Potrafiłbym z najgorszym wrogiem, nie nauczyłem się ignorować ludzi... Boże broń mnie przed pogardą... Mimo to moja sytuacja wygląda dość smutnie. Zmieniłem muzę na Johna Lenona. Pierwszy raz. Refleksyjnie. Pewnie już w maju pisałem do Ciebie w jakimś sms-ie, że powoli stajesz się legendą. Wtedy jednak, nie zważając na nic, powinienem był Cię znaleźć. Powiedziałabyś mi coś i dalszy ciąg mojego życia wyglądałby z pewnością inaczej. Nie zmienię tego już. Muszę tylko wyciągnąć wniosek, że spraw kluczowych nie można odkładać na później, a gdy ma się świadomość, że chodzi o życie trzeba umieć przekraczać granice. To było by praktyczne. W przeciwnym wypadku traci się życie, które się nie powtórzy i niechybnie zbliża się do końca. Se mogę teraz popłakać :) Już nawet nie pluć w brodę. Czasem trzeba coś przepłakać i pewnie jest to lepsze niż ucieczka w nicość. Od wczoraj nie przychodzi mi do głowy myśl, żebyś mnie zabiła. To chyba postęp :) Zrozumienie, jeśli sugestie prowadzą do prawdy. Oczekiwać jakiegoś odezwania dzisiaj? Pewnie nie, żeby chociaż wyświetlenie, o dostarczeniu nie wspomnę, ale to świadczy chyba tylko o zalogowaniu do Fb.

Zmieniłem muzę na The Mission z 1988 "Children". Moja płyta...zaczyna się na plaży :) Gothic rock więc wracają ciary... No nie ma jeszcze tego "powera". Jeszcze zakwasy i słabość w rękach, ale wracają wspomnienia młodości :) Sztorm, w zasadzie zawsze lubiłem taką pogodę. Podkręcała mój spokojny układ nerwowy. Teraz jednak mam już wrażenie ostateczności. Oczywiście gdy zacznę "krakać" to to "wykraczę". Postaram się nie. Podnieść się raz jeszcze... Dla kogo? Postaram się coś znaleźć. Wpierw musi być decyzja, czasem wystarczy impuls :) Ty mi nie pomożesz, jestem już prawie pewien. Pozostało mi uzyskać potwierdzenie i przestanę Cię niepokoić. Widzisz, miałaś rację gdy ostrzegałaś mnie wieczornym sms-em. Jasne, że próbuję jeszcze zinterpretowac to jakoś dobrze dla siebie... nie rozumiem tych nagłych zmian poziomu dźwięku, bo właśnie w tej chwili musiałem przyciszyć. Może po prostu ktoś tak zgrał tę płytę. Jako przeżycie, doznanie, doświadczenie. Zostawić sobie tylko piękne choć trudne wspomnienia? Na razie i tak nie potrafię pójść dalej. Łezka kręci się w oku. Na razie mogę żyć tylko tak i jak długo potrwa ten stan nie wiem...głos z piosenki podpowiada: "Ever..." Zabawne nie? W końcu to gotycki rock ;) Dziś nic się nie zgadza z zapowiedziami studenta, którego kiedyś skojarzyłem jako narzędzie ciemnych mocy mimo pewnej sympatyczności. Nie chodziło tylko o niespokojne oczy, ale pewne koincydencje, deklaracje nie mające pokrycia w działaniach. W zasadzie dzięki niemu tu zostałem, nie pojechałem dalej. Zatrzymała mnie darmowa kawa, muzyka i bezpieczne miejsce w cieniu, potem jeszcze dostęp do internetu, mimo że od początku planowałem odwiedzić jeszcze inne miejsca. Stąd gdy powiedziałem, że właściwie tu ugrzązłem mówiłem jak zwykle prawdę. Da się przeżyć tylko jakie to życie? Nie jest zupełnie pustelnicze, bo codziennie widzę kilka-kilkanaście osób, czasem zamienię kilka słów. Niby to jakiś kompromis, nie pozwolił mi na zupełne "zdziczenie", ale jednak zdajesz sobie sprawę, że to małosatysfakcjonująca wegetacja właściwie. Chyba już nie powinienem się do Ciebie odnosić w tym co piszę. Na razie z okazji urodzin studenta dostałem talerz rybek z czymś faszerowanym i herbatę do popicia. Wąsy i katar jednak mi przeszkadzają. I wcale nie byłem jeszcze głodny. Zjadłem ze średnim smakiem. Rybki były dobrze przyrządzone. Ta muzyka jest jednak w dużej dawce za ostra. Podnosi emocje i pobudza do ostrzejszych przemyśleń. W dodatku te niespodziewane zmiany poziomu dźwięku... powtórzyły się już kilkukrotnie więc ktoś to po prostu źle zgrał.

Jak mam określić rozczarowanie tym, że w tak oczekiwanym dniu nikt do mnie się nie odzywa, nie wyświetla, nie odbiera? Powiedzmy, że od wczoraj rozumiem. W takiej sytuacji to co robiłem przez ostatnie 42 dni miało prawie ujemny sens. Mi niby coś dało, ale od wczoraj wiem, że moje minimalistyczne pomysły były z góry nieakceptowalne, a lubienie listów dawno nieaktualne. Muszę to tylko potwierdzić. Spróbuję. Dziś czekam. Znowu leci "Kingdom Came". Jest niezłe. Powiedzmy, ze na jutro mam jeszcze pomysł, ale później nie mam pojęcia co będę robił. Bez nadziei na kontakt. Jeżeli jest zgodnie z sugestią to nie udało mi się przez te 6 tygodni nawet wywołać uśmiechu na Twojej twarzy... Fatalnie. Nieświadomość faktów jest często kluczowa. Zabrakło kontaktu, zdecydowania, wiary. Ponownie zgłaszam samokrytykę. Zrozumienie jednak jest dla mnie lekarstwem na autodestrukcję. Zawsze starałem się zrozumieć. Nie wiem czy szef zdaje sobie sprawę jak bardzo mi pomógł. Puste życie to też życie. Istnieje szansa na zmianę. Nawet jeśli pojadę odwiedzić firmę, to będę przygotowany i nie będę robił głupot. Z przeszłością muszę się umieć pogodzić. Teraz jest teraz powtarzam jak mantrę. Zacząć znowu żyć jakby każdy dzień był dniem ostatnim? To było szaleństwo. Teraz leci "Butterfly on the Whell" bodajże... Ładne, żeby nie powiedzieć piękne :) Uspokaja. To wszystko już nieważne. NIgdy pewnie tego nie przeczytasz. Pozostanę sam ze swoimi... rozterkami, uczuciami...

Sprawdziłem imię drugiej kobiety z kadru: Selina. Gdzieś mi uciekło. Jak wyrwać się z tej tragedii antycznej? Dziś muszę to po prostu przeżyć. Pracujesz czy nie? Wiadomo, że to też ma wpływ na to czy przyjadę. Poczuć Twój profesjonalny dotyk to też dla mnie coś. Czy lepiej dla mnie było by nie odświeżać wspomnień o nim? Obawiam się, że to mi już nie może zaszkodzić ;) Teraz sobie mogę pomarzyć. Chrzanić to, lecę :) Napisałem to na piosence "Give Me, Deliverance" ;) Być może będzie to głupotą w mojej sytuacji, której skomplikowania nie znam. Zobaczymy. Może każde działanie będzie lepsze niż bezczynność w mojej sytuacji. Powiedzmy, że rozumiem dlaczego nie chciałaś mi pomóc, nic doradzić. W wariancie pozytywnym szef skontaktował się ze mną w ścisłej konsultacji z Tobą. Tylko wtedy sensowniej byłoby naprawdę napisać to z Twojego profilu, tak bym wiedział, że to od Ciebie. To chyba zakończyło by wątek, a tak mam wątpliwości co do prawdziwości tego wariantu, za którym tak dużo przemawia. Jutro więc mam zapytać kogoś, kogo nie planowałem:

Dzień Dobry Panie... Adalbercie. Jestem w dość niezręcznej sytuacji, bo mimo że mnie raczej Pan nie zna poproszę Pana o potwierdzenie pewnej sugestii. Tak się składa, że przedwczoraj ktoś nieznany mi zupełnie zasugerował, że pani Dominika powtórnie została szczęśliwą małżonką. Tak się składa, że już prawie rok jestem poza krajem i pamiętając o tym, że lubi listy co jakiś czas wysyłam coś do niej, już długo bez odpowiedzi. Nie mówiła wszak, że lubi odpisywać ;) Na początku martwiłem się, że może być to spowodowane kłopotami zdrowotnymi, o których opowiadała, ale otwarcie firmy mnie uspokoiło i ucieszyło. Wydawało się, że osiągnęła to co planowała. W zasugerowanej sytuacji byłoby jednak niezręcznie gdybym kontynuował korespondencję i jeżeli to potwierdzę zwyczajnie przestanę. Ponieważ ponad rok temu pokazywała mi wspólne zdjęcia z Panem i swoją "psem" na plaży w Gdyni, nazywając Pana swoim przyjacielem, to mam nadzieję, że jest Pan w stanie mnie "oświecić". Już jakiś czas temu pomyślałem, żeby zapytać Pana co u niej słychać i jak ostatecznie udało jej się otworzyć studio, pamiętając o trudnościach urzędowych, na które narzekała. Miałem jednak nadzieję, że sama mi o tym opowie. Niestety tak się nie stało i być może było to spowodowane po prostu zmianą stanu cywilnego. Stary numer już od dawna nie odpowiada, do kraju nie wiem kiedy wrócę, a nie chciałbym w żaden sposób zakłócać jej szczęścia więc szukam innego potwierdzenia. Pozdrawiam zza kilku mórz :)

Napisałem coś takiego. Głupie? Zdalnie mogę tylko kogoś zapytać. Syna nie będę. Trochę mnie to znużyło. Leci Julio Iglesias, zjadłem kawałek ciasta, ale czegoś brak. Wyświetlenia. Przecież tą Fish miałem wywołac Twój uśmiech. Nie wszystko zawsze się udaje. Totalny brak aktywności, a już 17. Niby jeszcze 3 godziny pracy. W wariancie pozytywnym, ale niesprzyjających mocach wywołałem nieświadomie jakiś kryzys. Nie cofnę już wysłanego listu, nie cofnę odpowiedzi do szefa. Wysłałem co uważałem za słuszne, taktowne i  prawdziwe. Oczywiście czarna wizja nie ma sensu, bo po prostu nie musicie być dziś aktywni. Następna akcja może dotyczyć pierwszego dnia wiosny, kwietnia a potem świąt. W takiej sytuacji pewnie powstrzymam sie przed służbowymi życzeniami, które i tak pewnie nie miałyby sensu gdyż już od ponad 2 tygodni nikt nic nie wyświetlił ode mnie. To niezbyt grzeczne, ale postaram się nie obrażać. Czekam. Co ja mogę? Trochę schodzę. Wypiłem dziś herbatę zamiast drugiej kawy, ciśnienie spadło, w nocy mało spałem, z nosa coś cieknie więc chyba nic dziwnego. Czegoś bym chciał. Jasne, wyświetlenia. Chyba pójdę się przejść. Może jeszcze trochę poczekam. To naprawdę juz 6 tygodni. Czy dziś Środa Popielcowa? Sprawdziłem...była tydzień temu. Od tygodnia mamy Wielki Post. Tradycja. Gdzie ja jestem? Po co? Dlaczego? Jak porównam swoje życie teraz z tym sprzed roku to niebo i ziemia lub raczej ziemia i czyściec. Teraz mam czekać 2 tygodnie na wyświetlenie obrazka? Czemu uzależniam swoje samopoczucie od tego? Wiadomo, muszę się od tego jakoś uwolnić.

Wyszedłem, wieje jakby się ktoś powiesił ;) Co ja cholera mam zrobić? Ssę sobie multiwitaminę. Poza tym masakra. Sprawdzam możliwości połączeń. Są, brakuje karty. Muszę ją załatwić. Poczyściłem trochę smartfona żeby się sam nie łączył jak pod koniec sierpnia. Co ja robię? Jaki to ma sens? Poprzeglądałem opcje blokowania. Róznią się w przypadku konta prywatnego i firmowego. W prywatnym mogłaś Ty lub szef mnie po prostu zablokować. Jest jeszcze ta różnica, że nie jesteśmy znajomymi. Ale pewnie nie możemy albo jest to "fake". Dysonans poznawczy przeżywam już od roku. Głupi, głupi, głupi...krzyczę na siebie oczywiście tylko w myślach. Sobie mogę. Przecież starałem się być miłym. Potrzebuję tylko informacji o Tobie. Spytałem grzecznie, a tu nawet wyświetlenia. No tak ale pewnie jednemu źródłu i tak bym nie uwierzył, a może po prostu nie lubi mówić nawet oględnie obcym o sprawach prywatnych. Powinienem zrozumieć. Wysyłam coś na Twoje zasugerowane konto i jeżeli nie odpowiadasz to powinno być jasne, że nie chcesz. Zresztą pierwsza wiadomość była od czachy, bo kierowana do szefa. Jeśli nie została wyświetlona to chyba mogłaś widzieć tylko początek, chyba że masz adblocka. No tak, możesz mieć i wtedy nic nie wiem czyli mogę sobie wróżyć z fusów. Jeżeli wyświetliłaś i pokazałaś to mogło być głupio. Nawet jak nie pokazałaś to czemu nie napisałem po prostu czegoś do Ciebie? Tylko później, co już nie zostało dostarczone bo być może mnie zablokowałaś albo się już nie logowałaś. Chyba to ostatnie jest bardziej prawdopodobne jeśli to Ty. Mogłem chociaż dopisać do pierwszego komunikatu jakiś komentarz, żeby nie wyglądało to dziwnie...ble. Tak to zamiast uprzejmie wysyłam do korekty mogłaś odczytać jako jakieś knowanie czy nie wiem co. Gubię się w domysłach, a może potraktowałaś to jak nic ważnego lub to nie Ty. Więc jak do Ciebie dotrzeć? Po prostu chyba nie powinienem był liczyć dziś na cokolwiek. Może jutro. Poza tym czuję coś w gardle czyli w powietrzu muszą być jakieś nowe bakterie. Idzie wiosna. Ten mój świat jest wyraźnie zbyt przegadany. Co się ze mną stało? Po co? Czemu nie mogłem tego zamknąć? Było, minęło. Nie wrócę tego. Powtarzam to sobie. Teraz muszę zrobić coś ze swoim życiem. Podjąć jakieś działania, decyzje. Przed 6 tygodniami myślałem, że mogę zostać tu po prostu kilka/wiele lat bez wypadów do kraju. Zaginiony. Teraz chcę coś do końca wyjaśnić i zobaczyć Cię być może ostatni raz. Narobiłem też sporo łatwointerpretowalnych śladów w sieci, ale to nie musi być jeszcze problem. Ostatecznie zidentyfikuję się gdy użyję aplikacji do zakupu biletu. Jak ktoś będzie chciał mi dokopać to będzie miał dostatecznie dużo czasu żeby to zorganizować. Być albo nie być. Co mi da ostatnie spotkanie z Tobą? Nie musi być przyjemne. Bez tego wypadu, po prostu wracam na ścieżkę sprzed 6 tygodni. Zostajesz nieosiągalną legendą, wspomnieniem, prawie nie żyjesz, w tle jednak pozostaje miłe przekonanie, że pomogłem zrealizowac Twój plan. Wydaje się, że o tym zapomniałaś, w żaden sposób nie okazujesz wdzięczności to inna sprawa. Widocznie taka jesteś, ale i tak Cię kocham. Nie myślę o tym, że mogłaś mnie po prostu potraktować jak naiwną skarbonkę. Wiadomo, postępując praktycznie będę starał się zapomnieć. Nic nie poradzę już na to, że wcześniej się nie udało. Może być trudno, może stracę kolejny rok,ale muszę to zakończyć tak żebym nie mógł mieć już złudzeń, żebym kiedyś nie wrócił do nadziei na cokolwiek i nie złapał się tego jak brzytwy. Za bardzo boli i jest bezsensowne. Czas płynie, Ty jesteś dynamiczna i łatwo Ci zapełnić pustkę. Czyli muszę lecieć. Proste. Muszę to zakończyć osobiście żeby pozostało silne wrażenie, które przykryje wspomnienia. Innej możliwości nie ma. Tylko czy nie lepiej wtedy zostać w kraju? Chyba jeszcze nie jestem gotowy.

Liknąłem losowanie. A co tam, w wariancie pozytywnym lubię szefa, bo Ci pomógł i w dodatku się do mnie odezwał. Czegoś muszę się trzymać tzn. że jakiś wariant jest prawdziwy. Dziś tego nie wyjaśnię. Idę pozytywną ścieżką. Gifa być może kiedyś wyświetlisz, być może odebrałaś go w mailu. Nie muszę go wysyłać kanałem służbowym, jest tylko dla Ciebie. Być może kanał służbowy byłby najskuteczniejszy, ale zacząłem go uzywać w przekonaniu, że Ty jesteś praktycznym szefem. Jeżeli tak nie jest to szef musiał wnieść duży wkład do firmy. Innej sytuacji nie potrafię sobie wyobrazić chyba, że sprzedałaś, ale przecież masz być jego, no ale czemu nie miałabyś być wtedy szefem, jak zdrowie? Widzisz, gubię się w domysłach. Pozostaje mi grzecznie czekać na ewentualną odpowiedź. Tyle. Teraz tylko pożyczę Ci dobrej nocy i słodkich snów :)

09.03

 Jest przed świtem. Wszystko wydaje się być bez sensu. Cały mój świat jest tylko złudzeniem? Nic nie da się zrobić? Poprawić? Jesli nie dominujesz to cierpisz? Nie dominujesz tylko dlatego, że się boisz? Nic tylko zakończyć ten marny żywot. Nie byłem ideałem, nie byłem konsekwentny w pełnym sensie, próbowałem i nie potrafiłem się od Ciebie uwolnić. Potem juz nie miałem siły. To wszystko mnie przytłoczyło. Za słaby, zbyt niedoświadczony, za dziecinny. Wczoraj obejrzałem "Inferno" z Tomem Hanksem. Standard o pewnej wizji. Zasnąłem jakoś, byłem zmęczony już przed filmem, nie chciało mi się jeśc tylko pić, więc otworzyłem lemoniadę. Obudziłem się koło 2  w dziwnym stanie. Nie mogłem już spać, było za ciemno by pisać, myśli nieoptymistyczne. Tu nic nie może poprawić juz mojego stanu. Nie wiem jak jest dokładnie, ale od 2 dni wynika, że moje założenia były błędne, nadzieje na kontakt bezpodstawne. Teraz jest już po 11. Wychodzi na to, że będę już smutny do końca życia. Wczoraj nie wysłałem życzeń kanałem służbowym. Nie wiedziałem, że komunikuję się z obcą osobą, nie mam szans, nie ma sensu pokazywanie, że nie wierzę, że nie pracujesz gdy pokazał mi, zasugerował, że jesteś jego. Gdybym się tego dowiedział na początku, prawie nic pewnie bym nie wysłał. Robiłem z siebie idiotę już od dawna. Zlitował się, napisał raz i pewnie nie ma więcej zamiaru. To on musiał przećwiczyć różne techniki, jesli nie byłem pierwszy. Jestem przyjazny, wiadomo ale nie poprawia to mojej sytuacji, a nadzieja na jakikolwiek zdalny kontakt wyparowała. Cofam się właściwie o 6 tygodni, albo o cały rok. Tylko stan i perspektywy gorsze. Muszę być szczery wobec siebie. W takiej sytuacji nic nie czytałaś nawet z ciekawości. Od początku postrzegałaś moje pojawienie tylko jako zakłócenie. Nie wiem czy nawet pierwszy komunikat był od Ciebie. W wariancie negatywnym nie udało Ci się to co planowałaś, coś się skomplikowało jeszcze bardziej. Wariant pozytywny jest możliwy tylko jeśli bardzo się kochacie i dobrze dogadujecie, bez nieporozumień. Wtedy wszystko co wysyłałem było bez sensu. Samokrytyka. Pozostaje mi tylko to potwierdzić. Reszta jest bez sensu...

No tak, wysłałem maila z ostrzeżeniem o liście. Masakra. Bez szansy na nic miłego jest naprawdę szaro. To że zobaczyłem dzisiaj aktywność już właściwie nic nie zmienia. Nie zamierzam bawić się w "nagabywanie pracowników". Nie ma sensu bym o tym myślał. Sam sobie wyznaczam granice "szaleństwa". Szanse nawet na wyświetlenie obrazka spadają.

Zaspany jestem, przymulony. Poczucie niepewności, brak wiedzy. Bez potwierdzenia tylko się pociąć. Nie da mi to żyć. Nie ma szans. Nic nie cieszy. Muszę to wyjaśnić. Jeśli tego nie zrobię cykl się powtórzy albo będzie jeszcze gorzej. Znowu kiedyś będę chciał się dowiedzieć... matnia. Nie wyślę nikogo na przeszpiegi. Muszę to sam wyjaśnić do końca. Wybacz, za bardzo się zaangażowałem. Pewnie gdybym Ci nie pomógł kilka razy byłoby mi łatwiej. Gdybym nie szanował, traktował jak przedmiot, gdybyśmy nie wyszli poza konwencję. Nie mogę tego napisać w liczbie pojedynczej. Tak, jest tego tyle warstw, że nie daję rady. Nie będę Cię obwiniał, że zdawałaś sobie z tego sprawę. Byłaś w takiej potrzebie, że tłumaczyłem sobie to także, jakbym ratował komus życie. Wierzę, że była to prawda. Gdyby nie była, musiałbym Cię po prostu nazwać złą kobietą. To trochę by mi pomogło. Ale w ten sposób mi nie pomożesz. W żaden sposób nie chcesz, chyba że to Ty zainspirowałaś szefa do wysłania sugestii do mnie. Raczej nie, chociaż nic nie wiem i być może w takiej nieświadomości umrę. Jestem w stanie oczywiście wcześniej poświęcić wszystko żeby to wyjaśnić. Przeraża mnie to trochę. NIe chcę łamać zasad, pytać innych osób o Ciebie... sytuacja bez dobrego wyjścia. Naprawdę zaczynam rozumieć samobójców. Nawet jeśli dziś nastrój trochę mi się poprawi to bez Twojej pomocy, na którą już wiem, że nie mam co liczyć wszystko powróci wieczorem, w nocy, jutro. To jest piekło. Można powiedzieć, że wystarczyło nie wchodzić tam gdzie nie trzeba... Jestem straceńcem i pewnie tak pozostanie do końca. Istnieje tylko szansa na osobisty wstrząs. Naprawdę rozumiem gdy ktoś wysyłał kogoś na przeszpiegi. Nie akceptuję tylko zemsty. To nie w moim stylu. Musiałbym się od razu po tym zabić. Tak też robi wielu desperatów. Nieumiejętność pogodzenia się z negatywnymi faktami jest przyczyną. Zazdrość powodująca nienawiść i zemsta. Piekło. Wytwory ludzkiego umysłu. Emocje, uczucia. Wybacz, że to wszystko tak późno. Sam muszę sobie wybaczyć. Wybacz to co będzie. Nie wiem co. Jak zwykle będę starał się być miły, grzeczny, taktowny, ale pomóż mi zrozumieć. Wyjaśnij, pogadaj. Wtedy więcej się nie odezwę i będę mógł zacząć się starać poprawić swój los. To już przypomina modlitwę... 

 Znowu będę czuł się jak w "Bezdechu". Krótko przed rozstaniem z byłą, byliśmy na pokazie przedpremierowym całą rodziną. Siedzieliśmy obok reżysera, któremu gratulowałem. Konferencja po filmie była ciekawa. Zapytałem o bycie aktorem i widzem, mam to gdzieś nagrane. Linda coś odpowiedział. W ogóle na seans zaprosił mnie stary Stuhr. Mam to wszystko gdzieś nagrane. Współczułem Tobie, teraz chyba jednak bardziej sobie.

Wysłałem zapytanie do przyjaciela. Piję kawę, nic właściwie więcej do szczęścia mi nie trzeba... to był tylko cytat z piosenki Bajmu... tylko początek się zgadza. W nocy obudziłem się z innym tekstem w głowie. Zaraz go sobie przypomnę...

Ktoś wyczyścił najwyraźniej historię i zakładki z kompa. Chyba nie załapałem się na nocną imprezę. Puściłem Bajm, ale nie to co chodziło mi po głowie. Czas działać. Klnę w myślach... ten brak powrotu nic mi nie dał dobrego. Nie nabrałem dystansu. Wyjechałem by poprawić kondycję, nastrój, bo tak mówiłem, a słowo dalej jest dla mnie święte. Miałem na 2 miesiące pod koniec czerwca...nie ma co do tego wracać. Dziś jest prawie 9 miesięcy później. Minione dni się nie wrócą. Żegnałaś się ze mną już prawie rok temu. Nie zrozumiałem, że całkowicie, nie mieściło mi się to w głowie. Utrzymać się przy Tobie mogłem tylko siłą i zdecydowaniem. Taki nie byłem. Trudno mi sobie wyobrazić w tej chwili Twój ewentualny związek. Negatywne doświadczenia sporo psują, niszczą. Może Ty potrafisz się bardziej pozbierać niż ja. Jeśli będę chciał naprawdę żyć będę musiał pić dużo kawy. Muzyka przestała grać...

 Puściłem "Rydwany Ognia" Nieważne jak to jest połączone. Życie jest życiem i trzeba je przeżyć. Po kawie wiem, że muszę coś zrobić, bo inaczej do końca zwariuję. W ogóle zastanawiam się co jest normalnym stanem. To, że nie będę miał z Tobą kontaktu, muszę przeżyć. Mógłbym sobie wyobrazić cotygodniowy służbowy kontakt z Tobą. To by mi pomogło przekształcić, przesłonić dawne wspomnienia. Nie obawiałbym się, że byłoby to rozdrapywanie ran dla mnie. Z tym jakoś pogodziłem się już rok temu. Z całkowitym brakiem kontaktu, nie potrafię do tej pory. Niestety jestem daleko i nie mogę sprawdzić czy było by to możliwe. Dziś jedyny plus to, że zakwasy w nogach już nie usztywniają jak wczoraj i z nosa nie cieknie. Podwoiłem wczoraj dawkę multiwitaminy i musiało pomóc. Piję drugą kawę, słucham Vangelisa i widzę, że może za trzy dni wyjdzie słońce. Być może Twój przyjaciel zapyta Cię co odpowiedzieć jakiemuś gościowi, który pyta o Ciebie zza kilku mórz. Jeśli ma z Toba kontakt. Może Ci sie to nie spodobać jednak powinnaś zdawać sobie sprawę, że tak czy inaczej dla Ciebie lepiej żeby potwierdził sugestię. Czyli dalej nie będę mógł mieć pewności jaka jest prawda? Obłęd? Potwierdzenie ewentualnego potwierdzenia trudno bedzie uzyskać... Oczywiście może zignorować moją prośbę. Liczę na to, że jest podobny do mnie i liczy się dla niego głównie Twoje dobro. Oczywiście biorąc choćby pod uwagę mój skromny profil może mieć obawy i dlatego spróbuje się z Tobą skontaktować. Zobaczymy... Co ja bym zrobił? Zastanowiłbym się i pewnie gdybym mógł spytałbym Ciebie. Musi wiedzieć, że dbasz o prywatność. Niebezpieczeństwo, że chodzi o jakąś manipulację zawsze istnieje. Co by komuś z nieczystymi intencjami dało potwierdzenie związku? Mogłoby go upewnić w celowym szantażowaniu Cię przez Twego męża. Po co? Tu trudno mi znaleźć cel, ale różni wariaci bywają na tej ziemi. No tak...chora zemsta. Lepiej być ostrożnym. Czyli zakładając wariant ostrożnościowy i że nadal Cię lubi raczej nie odpowie. Mam raczej pewność, że go dobrze zidentyfikowałem i pewnie mógłbym spokojnie znaleźć jego prawdziwe imię, ale nie ma takiej potrzeby. Raczej za dużo mu nie napisałem o Tobie biorąc pod uwagę Twoje słowa czy nawet ewentualną pomyłkę. Prawda sporo upraszcza w możliwościach. Zaobserwowałem, że na początku przez miesiąc regularnie laikował, potem przestał i na jego profilu ostatni wpis widzę ze świąt więc mogło się okazać, że przestał uzywać Fb, jednak przed chwilą zobaczyłem, że wiadomość dostarczono. Gdyby to był Twój niespełniony pacjent istniałaby szansa na zawiązanie "spisku". Tak często bywa. Biorąc pod uwagę jego widoczne "dossieur", które przeglądałem parę tygodni temu nie mam obaw. Dobrze mu z oczu patrzy na zdjęciach. I tak mam czwartą osobę na liście komunikatora. Gdybyś czytała listy ode mnie wszystko byś wiedziała. Wiem, że pewnie nie masz ochoty zaśmiecać sobie tym głowy. Czy wiem na pewno? Oto chodzi, że nie mam żadnej pewności.

Teraz muszę czekać na ewentualną reakcję. Oczywiście mogę dostać jakimś rykoszetem, ale tak jak pisałem: muszę wyjaśnić kluczową dla mnie sprawę. Właśnie nastrojowa muzyka sama się przygłośniła. Znowu jakiś błąd? Kto wie? Rozpogadzam się dopiero po 15 i prawie 2 kawach. Słabo... Taki ze mnie depresyjny typ ;) Na Twoim miejscu, gdybyś chciała mi jakoś pomóc nieosobiście nasłałbym na siebie jakąś dziewczynę. To mogłoby mi pomóc biorąc pod uwagę wariant pozytywny i to, że nawet rozmowa z nieznaną pracownicą była dla mnie miła. Mogłaby to być nawet osoba, którą znam. Jakbyś chciała być niemiła to nakierowałabyś na mnie np. rodzinę. Nie wiem co bym wtedy zrobił. Pewnie przestał używać tego profilu, ale biorąc pod uwagę, że masz moje maile, jesteś/szef/ktokolwiek jest w stanie mnie precyzyjnie namierzyć. Ech, te sieci ;)

I tak żyję w świecie domysłów. Znajomi ze służb, jeżeli chcieli to wiedzą gdzie jestem od dawna. Wariant, że będzie im się chciało kogoś przysłać do mnie jest małoprawdopodobny. Za mało teraz znaczę. Prawie nie istnieję. Kiedyś a nawet nadal istnieją jeszcze ufni ludzie. Inni niestety często wykorzystują ich zaufanie, a bez zaufania ciężko zbudować coś trwałego :( To naprawdę smutna refleksja ogólnoludzka dla mnie. Chciałem w końcu zmieniać świat :) Na lepsze rzecz jasna. Mówiłaś, że też trochę taka byłaś. Chyba szczerze. Tak bardzo brakuje mi tamtych rozmów... Tęskniłem za nimi tak długo. Taki refleksyjny, ale w gruncie pogodny stan lubię. W takim mógłbym się utrzymać, gdybyś rozmawiała ze mną co jakiś czas. Marzyłem o tym. Teraz prawie wiem, że to niemożliwe. Przeczytałem jeszcze raz to co napisałem. Ładne, taktowne :) Podobnie ktoś szukał mnie pod koniec lata. Poprosiłem, żeby nie odpowiadać, ale ktoś inny wysłał dementi, bo myślał, że tak będzie lepiej. Nie wpływam na ludzi bezpośrednio już od dawna. Tak czy inaczej muszę ostatecznie wyjaśnić Twoją historię. Bez tego nie jestem w stanie spróbować zamknąć "szufladki". Chyba już ponownie. Kolokwialnie zaszłaś mi za skórę, albo przyczepiłem się jak rzep... Dobrze, że stan zdołowania nie trwa wiecznie. W końcu musi byc jakiś poziom odniesienia. Wiadomo, że każde działanie pozwala mi trochę sobie ulżyć. Najlepiej było by gdybym w zaistniałej sytuacji po prostu pracował i żeby to była angażująca umysłowo i czasowo praca. Tutaj nie jest to możliwe. Samym "hedonizmem" sobie nie poradzę. Od kwietnia byłem na dobrej drodze tylko schrzaniłem. Uległem słabości, nie było nikogo kto mógł Cię naprawdę zastąpić. Według innego opisu po prostu musiałem kiedyś zjechać pod oś sinusoidy. Na pewno nie musiało się to stać latem. Nie ma co do tego wracać, bo zawsze prowadzi to do słabych dla mnie wniosków.

Teraz leci Enya, działa kojąco. Gdy stwierdzę, że jestem do niczego kolejnym wnioskiem jest oczywiście, że nie ma co tego dłużej ciągnąć. Za bardzo się ze sobą "cackam"? Cóż, jestem ze sobą cały czas, od myślenia nie ucieknę, cierpieć nie lubię... Czy istnieje ktoś, kto kiedyś mnie ukoi? Okaże się... coś dopowiada w głowie "wkrótce" Nie wiem dlaczego? Może po prostu to domyślny związek frazeologiczny. Dzisiejsza "pobudka" w nocy była wyjątkowa. Coś musiało mi się śnić, ale nie pamiętam co. Mogło się wiązać jakoś z Tobą. Kiedyś lubiłem program na Discovery o róznych, często zaskakujących połączeniach. Czasem było to zbyt powierzchowne, ale jednak ciekawe. Od 2 dni powraca czasem wrażenie dejavu, gdy patrzę na adres Twojego sugerowanego profilu. Nie wiem co to oznacza. Mógłbym specjalnie ześwirować, żeby uzasadnić jakieś działania. Potrafiłbym. W zasadzie zdarzyło mi się kilka razy zgrywać wariata. Być może uratowało mi to życie. Ciekawe wspomnienia :) Kontrolowałem to. U innych czasem obserwowałem udawanie głupa i była to często skuteczna taktyka, a nawet strategia. Bezpieczna. Tutaj zdarzyło mi się odgrywać pogodnego, samotnego emeryta. Granie ról jest podobno problemem współczesnego świata. Teraz muszę rozwiązać problem zakupu biletu. 1,5 roku temu się to udało. Ktoś, kto nie znał mnie zbyt długo mi zaufał. Bez zaufania dobrego człowieka to by się nie udało. Pomógł mi bardzo. Kryzys zaufania wynika z... no wstaw pierwszą przyczynę jaka przychodzi Ci do głowy. W zależności jak myślisz, w jakim schemacie pojeciowym czy konwencji sie poruszasz podasz najpierw: złych doświadczeń, złych ludzi, wykorzystywania innych, istnienia zła, kryzysu wartości, systemu, braku moralności, złej hierarchii wartości, złego wychowania, przewrotnych mediów, natury ludzkiej, działalności złych mocy, istnienia pokus, słabości ludzkiej... Nie wiem co można dodać jeszcze. Gdybym miał szanse porozmawiać o tym z Tobą byłoby fajnie. Dzieliliśmy kiedyś zaufanie, może niepełne i niedoskonałe, ale jednak dalej mi się tak wydaje. Wiem, że w jakiś sposób nadwyrężyłem je,  robiąc zbyt wiele, ulegając swoim potrzebom, złudnemu przekonaniu, ze coś jest OK kierując się zasadą równoważności. W zasadzie straciłem je, jeśli wszystko było prawdą. Mogło w ogóle? Uległem złudzeniom i teraz za to płacę. Nie powinienem o tym myśleć, bo nadal za bardzo boli :(

Wiadomo, że przykre jest dla mnie też, że nie mam Twojego numeru, nawet jeślibym go nie używał. To mnie deprecjonuje. Rozumiesz przecież. To, że się nie odzywałaś z każdym dniem bolało bardziej i świadomość tego z każdym dniem pogarszała mój stan. Potrafisz sobie przecież to wyobrazić i myśl o tym wcale nie musi być dla Ciebie łatwa gdyż w głębi musisz być dobra... No dobra, muszę z tym skończyć, bo przypomina to samobiczowanie...wszak mamy Wielki Post... Zadaniem na ten czas powinno być dla mnie wyjaśnienie wszystkiego do końca i zamknięcie szuflady...

Niełatwe zadanie. Kto mi może pomóc? Tylko Bóg? Na to wygląda. Może wszystko, ale dostaliśmy sporo talentów, żeby móc radzić sobie sami. Muszę poprosić. Piękna modlitwa, w zasadzie 3, które powtarzam. W nocy próbowałem jakoś się połączyć, ale brakło siły czy wiary... To była dziwna noc. Dobre jest, że nie muszę się już obżerać na noc czyli zajadać smutku. Nie było to zdrowe. W ogóle poczucie rozpaczy jest niefajne, czyli trochę sobie pomogłem korzystając z Waszej niewielkiej pomocy :) Daleko mi jeszcze jednak do osiągnięcia średniej sprawności. Tak mi się wydaje przede wszystkim jeśli chodzi o zdolności intelektualne i społeczne. Ruszać, już jakoś się ruszam. Siedzenie i chodzenie nie sprawia trudności. Wiadomo, że nie jest to poziom sprzed 1,5 roku, ale z fizycznej zapaści udało mi się wyciągnąć. Mało jak na tyle czasu...

Mam nad czym pracować. Muszę tylko znaleźć motywację. Pokazanie Ci się w niezłej kondycji to za mało, nie ma specjalnego sensu. Bardziej żeby być w takiej, żeby dostrzec i zapamiętać jak najwięcej, nic nie schrzanić i się nie rozsypać. Spokój, równowaga...prawie wydawało mi się, że już to mam. Czas dziś jakoś mija. 17:30 Bez perspektyw. Muszę korzystać wyłącznie z wewnętrznego optymizmu. To musi dziś wystarczyć. Bardziej oświecić nikt mnie nie chce. Jeżeli cokolwiek do Ciebie dociera musisz rozumieć, że będę się starał czegoś się dowiedzieć, potwierdzić domysły. Czy może Ci to "zwisać"? Nie powinno, ale mogłaś się uprzeć, że się nie odezwiesz. Być może tekst od szefa miał mnie powstrzymać przed bardziej desperackimi próbami, ale pewnie widział, że zapytałem wprost i napisałem coś o szukaniu potwierdzenia. Oczywiście najskuteczniej było skorzystać z pierwszego zaproszenia miesiąc temu, ale wtedy myślałem, że jednak nawiązanie jakiegoś kontaktu z Tobą będzie możliwe, nie zdawałem sobie sprawy, kto jest szefem. Nie zapytałem o to przez telefon, kierując się domysłami. Mój błąd. Prawie chciałem Cię przeprosić... Wystarczyło odpowiedzieć na sms-a, nawet ze służbowego telefonu. Kręci Cię taka sytuacja? Przecież chyba nie o to chodzi, raczej mnie jednak "olewasz". Po co? To nie ma sensu, musisz wiedzieć, że będę próbował wyjaśnić niejasności. W tym momencie myślisz, że mogę sobie próbować? Jeżeli tak jest to bez sensu, bo nawet gdy nie chcę zaszkodzić to mogę zrobić coś naprawdę niechcący. Może np. za dużo napisałem do Twojego jak mi się wydaje dawnego przyjaciela. Tego nie wiem. Nawet jeśli kiedyś zrobiłaś mnie w trąbę to nie chcę Ci w żaden sposób zaszkodzić. Proste. Inaczej miałbym problem z sumieniem, czy spojrzeniem na siebie w lustrze. 

Ściągam jakieś filmy. Szczerze, to ostatnie myśli nie były miłe. Niby ta moja "zabawa" w szukanie z Tobą kontaktu zajęła mi dużo i tak wolnego czasu, pozwoliła trochę się rozruszać. Ale przecież nie robisz tego dla mnie. Próbuję wyciągnąć jakieś wnioski, jak zwykle wieczorem. Myślę o nadziejach na weekend, że może ktoś jednak coś odpowie. Słabo to widzę, ale wszystko zależy od Was... teraz już 3 osób. Przecież nie będę pytał syna czy dzwonił znowu do firmy. Mógłbym, to kwestia zakupu karty, ale nie chcę nikogo więcej angażować czy niepokoić. Wiem, że uczucia będę musiał trzymać na wodzy, gdybym wiedział to wcześniej to bym się nie rozkręcał w deklaracjach, wspomnieniach czy listach. Czy wtedy moje ostatnie 6 tygodni wygladało by gorzej? Być może, a może po prostu spokojniej. Przeżyłem trochę rozterek w tym czasie starając się właściwie zinterpretować brak kontaktu i służbowe komunikaty. Teraz wiem, że mi się nie udało i nieźle się wygłupiłem. Nie pomogłaś. Co mi chodzi po głowie? To co napisałem. Nie wiem czy mam Cię traktować jako jedną z "niewłaściwych osób". Być może tak mimo służbowego zapewnienia, że nie pracujesz w firmie. W tym mam zupełny mętlik szczerze mówiąc. Nie wiem co jest prawdą. Czy muszę wiedzieć? Żeby zrozumieć i to poukładać niestety tak. Żeby tak móc wysłać to do Ciebie, żebyś rozumiała o co dokładnie mi chodzi. Wszystko wskazuje na to, że Cię to nie obchodzi, ale mimo to jest to dla mnie ważne. Jestem ciekaw jaka była/będzie reakcja "przyjaciela". Wszystko chciałbym wiedzieć, nie? Tylko Bóg może mi pomóc. Ciemna strona chce tylko szkodzić... Takie jest założenie czy nawet definicja, nawet pod pozorem pomocy. W ramach tych archetypów wszystko wydaje się prostsze. Robimy podział na białe i czarne, dobre uczynki i grzechy i niby wszystko jest jasne, proste. Jak mam w ramach tego ocenić to co robię, czy zrobiłem? Niby nie za dobrze, mimo że sumienie mi tego nie wyrzuca... Czy to tylko złudzenie? Co było by naprawdę dobrem w mojej sytuacji? Wołam "pomóż" ale wiem, że muszę to stwierdzić sam. Potrzebna jest mi siła, którą wydawało mi się, że miałem i ją straciłem... Gdybym był w stanie w przeszłości dogadać się z żoną... nawet rok temu. Próbowałem. Słabo... Zakwalifikowałem ją 3 lata temu do złych kobiet, 2 lata temu napisałem w samotności, po długich medytacjach i studiowaniu Pisma ostateczne pożegnanie, które gdzieś zaginęło. Wtedy myślałem, że żeby się od niej uwolnić zgodnie z moim sumieniem i zasadami musiałaby nie żyć. Strasznie twarda jest nowotestamentowa zasada nierozerwalności małżeństwa. Wniosek wtedy był dla mnie prosty i logiczny, że zgodnie ze swoimi zasadami do końca jej życia więc pewnie też mojego nie będę już z inną kobietą. Rozumiesz co to oznaczało? W zasadzie wtedy pojawiło się życzenie śmierci. Nie mojej. Według mnie moja wina, jeśli w ogóle była, była mniejsza. Poza tym w kategoriach religijnych to nie miało znaczenia tylko wola rozerwania czegoś nierozerwalnego, a ta nie była moja... Chore? Nierealna zasada? W innych odmianach chrześcijaństwa jakoś nauczyli się ją obchodzić. W katolicyźmie mozna najwyżej próbować coś unieważnić, znam takie przypadki, ale nie trzymają się one litery Pisma, które wnikliwie studiowałem i było dla mnie wykładnią. Zresztą po tylu latach i z dziećmi nie było by to możliwe.

I co stało się później? Najpierw doszedłem do formy fizycznej, pobiłem rekordy wydolności. Potem zaczęli ze mną gadać ludzie, zapraszać na piwo itd. Potem zacząłem myśleć, że przydałby się internet, tablet, telewizja. Zacząłem z wszystkimi gadać, zsocjalizowałem się. Zajęło to ze 2 miesiące. Potem zacząłem jeszcze wstawać przed świtem i biegać, gdy było w miarę chłodno. Podziwiałem samotnie wschody słońca, pojechałem do miasta, kupiłem tablet, ktoś przywiózł mi zamówiony telewizorek, solar, kupiłem kartę do tabletu i telefonu, małe solary z ledowymi lampami z czujnikami ruchu, lodówkę, zacząłem kupować lód, ogarnąłem teren. Zaprzyjaźniłem się z jedną i drugą rodziną, jeździliśmy razem wieczorami na zakupy, po wodę. Chodziliśmy razem w nocy do miasteczka, zobaczyłem życie, bawiących się ludzi. Gdy wyjechali, poszedłem pierwszy raz na kawę do baru na plaży i tam spotkałem barmankę, z którą fajnie mi się gadało. Oczarowała mnie, wiadomo byłem po ponad roku niewidzenia wolnej kobiety. Wyciągnąłem pieniądze i jeszcze 2 barmanki zaczęły ze mną gadać. Wszystkie były ładne i młode, każda inna i jakby rywalizowały o moją uwagę. Jedna niestety była córką właściciela, któremu się to nie spodobało. Nic nie robiliśmy poza gadaniem i piciem kawy tzn. ja piłem. Dałem może za duży napiwek i straciłem wstęp do baru. Why? Krzyczało w głowie. Prawie oszalałem naprawdę. Zacząłem robić głupie rzeczy, kupować za dużo np. zegarków. Skąd my to znamy? Święta niewinność posądzona o niecne zamiary. Wiadomo samotny facet, bariera językowa i problem gotowy. Któryś raz poszedłem na inną plażę i większość dnia przegadałem z inną barmanką i jej szefem. Fajnie się gadało, zdawali się mnie lubić, mimo że miałem przy sobie mało kasy i tego nie ukrywałem. Zrobiłem jej jakieś naprawdę zwykłe zdjęcie przy pracy i przez to w zupełnie innym miejscu kilka dni później nad ranem o mało mnie nie zabili inni ludzie, z których jeden twierdził, że był ojcem tej barmanki. Za duzo pewnie gadałem i mnie nie zrozumiał. Wcześniej jednak zacząłem już wieczorami samotnie odwiedzać bary w miasteczku rozżalony, że ktoś mnie pogonił z baru w mojej zatoczce. Piłem głównie kolorowy lód, czasem piwo, poznałem jakichś ludzi, gadałem, tańczyłem, wydawałem kasę. A potem musiałem uciekać zakrwawiony, pobity w jednym bucie kilkanaście kilometrów nad ranem. Jakiś koszmar. Bałem się wrócić do samochodu przez kilka dni. Wróciłem i wszystko było jeszcze w porządku, ale kolejnego wieczoru gdy szedłem do miasteczka słuchając muzyki, nagle dostałem dwa strzały od człowieka, który później krzyczał, że jest czyimś bratem. Chyba zostałem kozłem ofiarnym. Leżałem na ziemi nie wiedząc co się dzieje, zęby prawie wybite, krew, rozwalony odtwarzacz, który miałem w rękach. Nawet nie zdążyłem zareagować. Pojechałem dalej na tydzień w zasadzie uciekłem, bo bałem sie co jeszcze może mnie spotkać. Odwiedzałem inne bary i ktoś ukradł mi wszystkie pieniądze i kluczyki w nocy chyba gdy spałem na plaży. Masakra. Gdy wróciłem do samochodu po około tygodniu też był okradziony. Straciłem ostatni komplet kluczyków, zapasowy akumulator, solarki, telewizorek, antenę, coś jeszcze. Została resztka pieniędzy. Musiałem szukać pomocy w mieście. Poza tym noga puchła mi już wcześniej na całego. Ratowałem ją zimną wodą i pomidorami. Za mało spałem głównie rano, za dużo chodziłem. To naprawdę był koszmar, który zacząłem sobie przypominać w czerwcu rok temu wcześniej myśląc o tym jak o survivalu. Zawiozłem mamę do sanatorium, wracając zobaczyłem, że nie ma podnośnika, straciłem nadzieję na to, że Ci się uda, że żyjesz. Wtedy przestało mi się śpieszyć, bo po co miałem jechać jeśli takie rzeczy mnie tam spotkały. Miałem wykorzystać nieobecność mamy żeby spokojnie się spakować, przygotować i wyjechać, a zamiast tego zamknąłem się w pokoju i przez tydzień zupełnie z nikim się nie kontaktowałem. W pokoju było spokojnie i bezpiecznie, nic już się nie chciało, Ty nie odpowiadałaś, martwiłem się że nie żyjesz, w najlepszym razie jesteś w złym stanie albo wyjechałaś do Włoch. Wyłączyłem telefon. Masakra. Nic już mi się nie chciało, zerwałem wszystkie kontakty, oglądałem telewizję i filmy, duzo spałem i słabłem coraz bardziej. W końcu było mi coraz ciężej wstawać z łóżka, przesuwałem wyjazd widząc w nim same problemy. I tak dociągnąłem do połowy sierpnia. NIe chciałem rozmawiać z mamą, która się martwiła ani z siostrą. Olałem wszystko. Głęboka depresja. Potem rzut na taśmę i wyjazd w ciągu 2 godzin. 2 dni jazdy i dotarłem tutaj by się ratować. Co z tego wyszło? Naprawdę to zaczęło wyglądać rozpaczliwie pod koniec sierpnia, gdy okazało się, że straciłem pracę, która miała mi pozwolić wrócić po wielu latach do normalnego, spokojnego życia i odrobić straty. Jak spojrzę na to z boku to masakra. Powinienem się leczyć albo zakończyć ten marny żywot... Po rozpędzie w kwietniu i maju potem straciłem prawie wszystko co wypacowałem. Już nie wspominam, że w marcu targany emocjami "przehulałem" najwięcej kasy w życiu, znalazłem się znowu pod kreską. Stąd nie dziw się jak bardzo potrzebuję potwierdzenia, że Ci się udało, że duża jej część poszła na dobry cel, została użyta by pomóc komuś ważnemu dla mnie w potrzebie. Myśl o tym głównie wyciąga mnie z depresji... i jeszcze do niedawna nadzieja na kontakt z Tobą. Tak pobieżnie wygląda moja historia. Nie mam pojęcia jaka jest Twoja. 

W takiej sytuacji powinnaś rozumieć, dlaczego tak bardzo potrzebuję potwierdzenia pewnych rzeczy. Jest to ważne dla mojej samooceny, żebym uznał się za godnego życia, że nie zmarnowałem zupełnie zeszłego roku. pomysl co przeżywałem w Sylwestra... Widzisz jak bardzo wielowarstwowe to jest. Jeśli czytasz. Po co miałabyś się denerwować, przejmować moim losem. Nie chcę tego, a jednocześnie chciałem bardzo byś zechciała mi pomóc, byś była dla mnie dobra. Jezu...wytłumaczyłem chyba już wszystko. Naprawdę najtrudniej mi zaakceptować, że nie chcesz zostać moim przyjacielem na odległość. Nic na to nie poradzę. Przeżyłem ponownie ciężkie chwile wspominając ekstremalne przeżycia. Po co? Zajęło mi to trochę czasu, opisałem coś w miarę spójnie. Może Ci to kiedyś jakoś wyślę, jakoś dam. Zobaczymy. Nie wiem. Może to usunę, albo dam kiedyś córce? Żeby jej skomplikować obraz ojca? Nie wiem. Dostałem resztę ciasta z wczoraj na pocieszenie. Znowu nie będę musiał jeśc kolacji w klatce?

Widzę teraz wyraźnie, że muszę się stąd ruszyć, by wyjaśnić Twój stan do końca. Może poświęcę na to dużo zdrowia, czasu, środków, ale muszę jeśli chcę żyć dalej. Te moje plany krótkich wyjazdów ostatnio zawsze się przedłużają. Teraz też zachodzi taka obawa. Nie wiem co zastanę w kraju. Wpierw będę starał się Ciebie spotkać. Dalej nie wiem czy będzie to możliwe. 

Podzieliłem ten list jednak. Zrobił się za duży. To juz jest siódmy. Jak siódma pieczęć ;) Źle to wygląda, wiem. Wylogowałem się z Fb. Nawet jak coś przyjdzie zobaczę to jutro. Dziś sprawdzę jeszcze skrzynkę. Nic jak było do przewidzenia. Czy tak trudno mi nazwać Cię złą kobietą? Bardzo, zresztą w sugerowanym wariancie pozytywnym nie możesz być taka zła :) Że Cię kocham nie wspomnę ;) Powinienem przestać to pisać, bo za bardzo się wzruszam. I tak wiem, że nic z tego już nie będzie :( Masz swoje życie, ja prawie swoje... Stać mnie na ostatni błysk, ostatnie tango w Paryżu, ostatni pocałunek, ostatnie spojrzenie...może to ostatnie będzie realne. Nie pisałem Ci jeszcze ze szczegółami o moich przygodach w dużym mieście. Może już nie dzisiaj, ale skojarzyły mi się z tym tangiem. Chodzi dokładnie o tańce latynoskie, a nie film. Była jedna doskonała tancerka w klasycznym klubie tanecznym. Starałem się wtedy nauczyć trochę tańczyć w tych rytmach. Ona zazwyczaj tańczyła z też świetnym czarnoskórym tancerzem, zaprosiła do rodzinnego lokalu. Oddałem jej ostatnie 5 Euro, które miałem za piwo, ale właściwie by móc tylko popatrzyć jak tańczy. Wspaniale, prowadziła też szkołę tańca, ale na to nie było mnie już stać. Za to do tych dwóch lokali zaglądałem często. W jednym nawet nie musiałem nic zamawiać, mogłem tylko tańczyć. Może raz tylko udało mi się zatańczyć z instruktorką. Gdzieś musiałem się podziać w nocy  nie mając gdzie spać prawie 3 miesiące. To był miejski survival. Pierwotnie miałem wrócić do tego miasta, tak mi się spodobało. Wracałem do kraju załatwić tylko formalności. W ciągu 2 tygodni miałem wrócić, by żyć na emigracji, pełnią życia, którego kiedyś nie znałem. Wszystko się przedłużało i poznałem Ciebie, co mnie ostatecznie zatrzymało. Teraz jak patrzę na swoje życie to myślę, że naprawdę duzo przeżyłem i może więcej już nie potrzeba. Mógłbym spędzić z Tobą ostatni dzień życia, oddać Ci wszystko i szczęśliwy zasnąć na wieki. Zauważyłaś, że napisałem dzień, bo ważne byłoby spotkanie i szczera rozmowa. Stać mnie na taki koniec. Tułać się do końca życia czy szarpać nie chcę. Nie mam siły przeżywać kolejnych rozczarowań. Chcę by ktoś miły przytulił mnie i pogłaskał po głowie jak dziecko. Nie jestem w stanie tego kupić, mogę o to najwyżej poprosić... Niektórzy mówią, że najlepiej przytula Bóg, Jezus. Może na końcu ziemskiej drogi dobrych ludzi... Ty mnie tak nigdy chyba nie przytuliłaś, mimo że potrafiłaś być czuła i troskliwa, więc z Tobą chciałbym przede wszystkim porozmawiać. Może po prostu nigdy o to nie poprosiłem, a gdy głaskałem Cię po głowie mówiłaś żebym nie psuł Ci fryzury :) Takie wspomnienia. Chyba tylko córeczka głaskała mnie tak fajnie :) Wzruszam się. Dlaczego jej nie zostawić wszystkiego i nie odejść skoro nie ma ze mnie żadnego pożytku? Już mnie tak nie pogłaszcze, więź została przerwana, jest już chyba za duża na to :( Mógłbym z nią gadać? Może kiedyś. Teraz chcę zasnąć, nie chcę już złych przeżyć. Rozkleiłem się trochę, dostałem jeszcze małe piwo na pocieszenie, wcale nie chciałem pić, ale jak tu odmówić, jak ktoś daje z dobrego serca? Czy to oznacza, ze za tydzień przestanę się do kogoś odzywać? Wiadomo, że nie. Tak, mam o to żal do Ciebie i muszę z tym żalem żyć. Może Tobie z tym też nie jest najlepiej, ale tylko Ty możesz to jakoś zmienić... Będę Ci życzył dobrej nocy i miłych snów, wybacz mi to dzisiejsze pytanie do przyjaciela. Być może przyniesie tylko taki efekt, że pomyślisz sobie o mnie coś złego. Pamiętaj: jednak co złego to nie ja, naprawdę, ale muszę zrobić wszystko żeby wyjaśnić jaka jest prawda by móc żyć. Nie wiem czy się uda. Dobranoc :)

10.03

Dzień dobry. Wczoraj po piwie obejrzałem sobie "Trolle" dla dzieci. Wiadomo, budujące i miłe, dobro zwycięża, wszyscy na końcu szczęśliwi :) Noc była dobra, bez niespodzianek, bezsenności. Obudziłem się rano ale w miłym nastroju, z przekonaniem, że robię dobrze. Potem jeszcze zasnąłem i miałem sen, który pamiętam. Łączyły się w nim różne wątki: rower, córka, przedszkole, urząd i obudziłem się gdy opowiadałem chyba Tobie o swoich politycznych przygodach. Ogólnie miłe. Nie miałem się do czego śpieszyć. Nadzieja, że znajdę coś na skrzynce czy odpowiedź w komunikatorze prawie żadna. Poleżałem, pomyślałem, że jeśli się nie odezwiesz to będę musiał stwierdzić, że mnie jednak skrzywdziłaś. Nie da się wtedy uciec od tego wniosku. Ta myśl nie wpłynęła na mnie szczególnie przygnębiająco. Nie znam dokładnych powodów, ale w moim świecie czy inaczej w świecie moich wartości tak się nie robi.  Nic na to nie poradzę, może teraz mi to trochę pomoże. Wiadomo, poczucie żalu czy krzywdy nie jest dobre, ale gdzieś tam się za mną prawie od roku ciągnie, więc lepiej się w końcu do tego przyznać. To w żaden sposób nie wpłynie na moje postępowanie. Teraz widzę, że jednak wczoraj wieczorem ktoś był u Was aktywny. Żadnej odpowiedzi dla mnie czyli mnie zlewacie tzn. szef, bo przecież nie wiem jak często i czy w ogóle korzystasz ze "swojego" profilu. Tego sie w zasadzie spodziewałem, ale wolałbym żeby ktoś mnie oświecił. W zasadzie chodzi mi tylko o Ciebie, bo wszystko w zasadzie było adresowane do Ciebie. Nie wiem czy dotarło więc nie rzucam gromów na odległość, może o to Ci chodzi. Chociaż każda nawet najbardziej negatywna odpowiedź od Ciebie byłaby teraz lepsza dla mnie niż żadna. Wychodzi, że długo siedzicie w firmie, czyli interes się kręci. To dobrze. Moje komentarze na 3m nie spowodowały żebym zasłużył na choćby jedno słowo od Ciebie. Wiadomo, że to 4 drobiazgi, ale miały być dla Ciebie miłe. Raczej o nich wiesz. Może jednak po prostu obawiasz się, że w końcu będę czegoś chciał od Ciebie, że za dużo wiem i ciemna strona we mnie przeważy. Może masz złe doświadczenia, które rzutujesz na mnie. Nic z tego. Mogę siebie doprowadzić do upadku, ale pewnych granic nie przekroczę i może wiedząc o tym czy czując się mnie nie obawiasz. To druga możliwa interpretacja. Tak czy inaczej stwierdziłaś, ze najlepiej będzie mnie ignorować. O oczekiwaniach na jakieś informacje napisałem otwarcie dopiero 3 dni temu. Mogę sobie pisać, nie? Jak będę niegrzeczny to się mnie spacyfikuje. To czasem w przypadku desperatów może być problemem. No ale nie chcę być niegrzeczny. Co więc mogę zrobić? Jak mówił mój znajomy: plują Ci w twarz, a Ty mówisz że to chyba deszcz pada ;) Postawa ofiary... Byłem dziś już obudzony, a teraz dopiero zaczyna mnie przymulać bez kawy. Wysłałem co chciałem w tym tygodniu i nie wiem tylko czy coś do Ciebie doszło. Przez służbowy kanał byłoby może skuteczniej, ale teraz już tego nawet nie jestem pewien. Marnie. Pierwotna słuzbowa rada, żebym wpadł z wizytą i to powinno mi pomóc pewnie była najlepsza. Wtedy może byłbym w stanie najwięcej się dowiedzieć, zobaczyć na własne nocy, nie mówiąc już o możliwej skuteczności jakichś zabiegów. List do przyjaciela okazał się raczej niewypałem... żaden grom nie strzelił we mnie w nocy więc może nawet nic do Ciebie nie dotarło ;) Stać mnie jeszcze na żarty. Dziś widzę tylko, że musiał użyć ostatnio Messengera. Tego się w końcu nauczyłem po miesiącu obserwacji ;)

Nadzieja, jaką wiązałem z tradycyjnym listem też w zasadzie juz nie istnieje. W sugerowanej sytuacji, nie mógł nic zmienić, chyba że był bezpośrednią przyczyną odezwania się szefa. Cóż, jeżeli tak to za 200 mógł wysilić się bardziej ;) Nie jesteś moim przyjacielem, nie powinienem więcej pisać. Taki prosty wniosek. Mogę teraz tylko czekać. Wysyłanie codziennych maili na Twoje domyślne skrzynki,których być może od dawna nie używasz ma mniejszy sens niż wysyłanie sms-ów na stary numer, a jednak to robiłem. No tak, ale tamto świadczyło o tym, że mam jeszcze nadzieję, że żyjesz. Wiedziałem, że jeśli nie to w końcu czyli po roku od ostatniego zasilenia przestana działać. Ustawa "antyanonimowa" mogła to tylko przyśpieszyć. Gdybym nie zrobił rzutu na taśmę 25 stycznia i Cię nie znalazł, z początkiem lutego pewnie bym założył, że jednak nie żyjesz i przestał Cię szukać. Może to byłoby lepsze dla wszystkich w sugerowanej sytuacji? Nie rozbudzałbym się za bardzo z wyciszenia i nikogo nie niepokoił. Jednak stało się. Czasem naprawdę trudno stwierdzić co o tym zadecydowało. Sen o Tobie? Czemu akurat wtedy? Cóż, przejrzałem to co dziś do tej pory napisałem i nie jest to nic strasznego, a może cos tłumaczyć na bieżąco, więc to wyślę. Może dotrze, może kiedyś, może Ci coś da. Minimalna nadzieja. Pozdrawiam więc serdecznie. Miłego dnia Ci życzę :)

Wysłałem. Jeśli ktoś to czyta to może mieć niezłą bekę ze mnie ;) Nie przejmuję się tym. Sieć jest niezłym źródłem informacji, w zasadzie fantastycznym. Najciekawsze są pewnie preferencje dotyczące przeglądanych materiałów. Poczucie prywatności, które niektórzy mają pozwala zobaczyć co naprawdę czasem chodzi im po głowie. Co wychodzi z analizy mojej ostatniomiesięcznej aktywności? Oczywiście przede wszystkim, że mam fioła na Twoim punkcie, poza tym że lubie Sci-Fi, że o innych filmach nie wspomnę ;) Analiza ich treści, dla niektórych może być szczególnie ciekawa. Co nas rusza? Niestety muszę się przyznać, że na przestrzeni lat moja wrażliwość uległa stępieniu. Nadal lubię uśmiech i miłe spojrzenie, ale reszta mogłaby wskazywać na... nie wiem jak to określić? Skrywaną chęć odwetu? To raczej nieprecyzyjne określenie. Skrywane i tłumione negatywne emocje? Coś czego nigdy nie zrobię, ale jednak kusi? Ludzie zdają sobie z tego sprawę, że gdy ich pierwotne potrzeby nie są zaspokojone może to prowadzić do złych skutków. Znowu, gdy coś powszednieje i ma się za dużo czasu, zaczyna się szukać nowych wrażeń. Internet daje złudne poczucie prywatności i można w nim zobaczyć rzeczy, o których normalnie by się nawet nie pomyślało. Jakim ja byłem niewinnym nastolatkiem, teraz raczej trudno to zapewnić. Naturalne poczucie ciekawości przezwycięży nawet ewentualny początkowy szok. Nie uniknie się tego. Nie mam zadnej recepty na to. Pewnie wielu osobom to zniszczyło życie, innym tylko wrażliwość. Może niektórym coś dało. Złudną ucieczkę w chwilach słabości czy po prostu zaspokojenie swoich potrzeb? W zależności od przyjętej wizji świata. Jeny, byłem bliski pójść ciemną ścieżką tworzenia czegoś wprawdzie legalnego, a jednak sprzecznego ze starymi zasadami. Tak jak ta konwencja. Złudzenie, że nie robi się nic złego jest bardzo silne. Fascynacja i inne emocje potrafią stłumić wszelkie wątpliwości. Był czas, że myślałem, że to świetny sposób na biznes. Skoro inni tak robią to istniała pokusa żeby samemu też pomnożyć kapitał i mieć z tego jeszcze frajdę... Nawet teraz gdy o tym myślę odczuwam silną pokusę. Ale zdaję sobie sprawę, że to właściwie wykorzystywanie młodych, niedoświadczonych ludzi do robienia kasy. Niby jasne zasady, granice, dobre wynagrodzenie, a jednak wiesz jak może być w praktyce... Do głowy przychodzi mi określenie, że to jednak obrzydliwe. Odczuwam dysonans poznawczy, waham się od jednej opinii do drugiej. Śliski temat. Chyba cieszę się, że nie poszedłem tą ścieżką. Prosty test na dobro to myśl co by pomyśleli najbliżsi, czy chcielibyśmy tego dla nich... sama pamiętasz... Możemy sobie tłumaczyć, przekonywać i może kiedyś, może w innych krajach... Trudny temat. Nie powinno być takiej konieczności - to był mój wniosek. Jak ktoś naprawdę lubiłby to może, no ale niby prawie do wszystkiego można się przyzwyczaić... trudny temat. Najbezpieczniej byłoby wyciąć taką możliwość. Bo jeśli mi spodobała się, czy mocno kusiła taka możliwość, to co w przypadku innych, którzy nie mają oporów, czy cechuje ich agresja, chęć dominacji? Masakra :(

Aż mi się zakręciło w głowie od wizji... Może, nie jestem taki wyjątkowy jak wydaje mi się od dziecka. Może każdemu się tak wydaje, że jest taki... dobry? Może wszystkimi targają takie same tłumione emocje tylko niektórzy przekraczają więcej granic, a inni mniej? Czasem decyduje o tym tylko środowisko, długość życia, czas, możliwości. Świętym najlepiej zostać w młodości i szybko zginąć ;) Była twierdziła, że człowiek z wiekiem staje się coraz gorszy, ja wierzyłem w rozwój... Być może każdy sądził po sobie ;) Przed chwilą podciągnąłem się prawie 4 razy. Ćwiczenia przyniosły efekt, bo nie było to wyczerpujące. Oczywiście to nadal bardzo mało, ale uszy się już nie zapychają. Nie wiem ile ważę, a to też ma jakiś wpływ. Rok temu w fitness klubie wyszedł mi znowu fajny wiek na maszynce, która pewnie wszystkim zaniża o te 15 lat :) Zaczynam mieć prawie pewność, że się nie odezwiesz. Konsekwentna do bólu. Czasem podziwiam zamiast mieć żal... ,mimo że nadal uważam, ze lepiej było mi 6 tygodni temu coś wyjaśnić. Prościej i może zapobiegło by to moim jakimś głupim ruchom. Muzyka sama się przygłośniła... czy to znak dla mnie, że w tym momencie mam rację, czy tylko błąd zgrania? Leciał Jean Michaell Jarre, a teraz wszedł Vangelis... Rydwany Ognia ponownie. Kto jest gotowy na śmierć? Kto jest gotowy na miłość? Czemu o to pytam? Pierwsze skojarzyło mi się z rydwanami ognia i lotem, a drugie z moim losem... Jeżeli ktoś się dziś odezwie to sprawi mi niespodziankę...  

Umyłem zęby, co w moim przypadku oznacza święto ;) Dlaczego dziś obudziłem się pogodnie mimo bardzo niskiego ciśnienia i braku pozytywnych sygnałów od Ciebie, przy znikającej nadziei? Może domniemanie, że jestem bliski zrozumienia Twojej sytuacji o tym decyduje. To w moim przypadku wiele daje. Dziś jestem dzieciakiem. Słucham muzyki, wypiłem 1,5 kawy, trochę wody, przeszedłem się, zobaczyłem że może jutro wyjdzie słońce, piszę trochę, wysłałem w "kosmos" fragment listu. Żal gdzieś ulatuje wraz z muzyką. Szanuję Cię mimo, że tak mało Cię znam. Twoje zasady, ścieżki są inne. Chcę Cię jeszcze zobaczyć, na luzie, nawet tylko jako obserwator gdybyś nie chciała się do mnie odezwać... Chcę być pogodny, dobry, miły, sympatyczny. Jeśli nie chcesz już pomocy to nie będę się narzucał. Już nie będę błagał o pomoc dla siebie, przeszedłem pewien proces, tak mi się teraz wydaje. Zobaczymy co będzie dalej. Chyba będę się starał sobie poradzić. Długo to trwało... Żeby do tego nie wracać muszę Cię tylko zobaczyć, potwierdzić, zrozumieć do końca by zaakceptować. Trudny proces. Nie myśleć o odrzuceniu, samotności, tęsknocie...

Mój młody... przyjaciel student o niepokojących oczach dziś był zafascynowany Mortal Kombat na nowym smartfonie. Przebywa w świecie brutalnych gier od kilku miesięcy. Jak to wpływa na psychikę? Też kiedyś trochę grałem głównie w jakieś militarne gry. Nawet po to by przetrwać ostatnią jesień ściągnąłem sobie tutaj nowe dla mnie mody Wolfensteina 3D na smartfona. Dawno nie grałem, bo zasypiam teraz szybciej. Ostatnio jednak używałem familijnego modu o Arce Noego strzelając ziarnem do zwierząt, a nie ostrą amunicją do Niemców. Lubię czasem swoją samotność, samotnie posłuchać muzyki. Tak trudno znaleźć kogoś kto w tym samym czasie postrzega podobnie. W zasadzie nie szukałem systematycznie. W kwietniu byłem na rejsie dla singli... Tak, miałem świadomość, że ze mną skończyłaś...jednak nie wyobrażałem sobie, że już nigdy się nie odezwiesz. Poznałem środowisko, kilka osób, pogadałem, troszkę tylko potańczyłem. Powiem szczerze, że nie czułem się specjalnie atrakcyjny, mimo że zawodowe rzeczy zaczynały się układać. Byłem świeżo po nieudanej próbie odwiedzenia Cię w szpitalu. To musiało dziwnie wyglądać: facet z różą szuka chorej koleżanki, której zna tylko imię... Chciałbym to też wyjaśnić, mimo że to już historia. Chciałem sprawić Ci miłą niespodziankę, martwiłem się, a na promie nie wypiłem tyle by o Tobie zapomnieć. Faceci mieli oczywiście alkohol, ja też ale wróciłem z nim w większości z powrotem. Była tam jedna psycholożka... w zasadzie to z nią powinienem nawiązać kontakt. Atrakcyjna, samotna, odgrywająca doskonale Ritę Hayword. Oczywiście miała syna i nawet dla niej coś przegrałem tzn. ona zajęła 2 miejsce a ja 3 w jednym quizie. Nie była mną zainteresowana. Wyczuwa się przecież takie rzeczy. Mnie oczywiście ciekawiła jako inteligentna osoba, w której pod maską wyczuwałem jakieś trudne przeżycia. Była skryta, o interesującym spojrzeniu. Pogadałbym z nią może jeszcze kiedyś. Nie byłem wtedy specjalnie poukładany, wiem, ale co mam powiedzieć teraz. W głowie świtała myśl, że może jeszcze kiedyś poszukam kogoś odpowiedniego. Jak już o tym piszę, to zdaję sobie sprawę, że byś mnie szybko zdominowała i zaczęła się chyba nudzić. Być może nawet zdążyłaś to zrobić w ciągu pierwszego miesiąca. Jak ma się do tego deklarowana monogamia? Cóz, może chodziło Ci o to, że w lutym poznałaś kogoś nowego. Przez głowę przelatywała nawet myśl, że ktoś Ci kogoś specjalnie podesłał. Nie wiem jak było. Wszystko było możliwe. Dla mnie było już za późno, próbowałem siebie testować i wychodziło, że wpadłem jak śliwka w kompot. Reszta była tylko konsekwencją tego. Historia, która dla mnie jest nadal żywa. By żyć będę musiał się bardziej postarać by ją przykryć. Heartbreaker ;) Jak długo trzeba sklejać serce? Wiesz jak bardzo byłem samotny w kwietniu? Nie korzystałem z konwencji, po rejsie zająłem się pracą, wpierw spróbowałem skontaktować się bezskutecznie z córkami. Udało się dopiero w maju. W maju zaświecił promyk nadziei wraz z odebranym sms-em i ogłoszeniem na 3m. Powinienem był wtedy Cię odnaleźć, wejść na górę, okno było nawet uchylone. Za duże emocje, nie powinienem tego już wspominać, bo przeżywam to jeszcze raz. Było, minęło. Jeszcze w maju spotkałem kilka razy dobrego kumpla, wpadliśmy razem na Pokład, potańczyłem trochę, ale nie było już takiego zaangażowania czy powera jak pół roku wcześniej. NIe chciało mi się szukać jak Ci mówiłem w marcu. Poznałem kogoś, może 2 osoby, potańczyliśmy trochę, pogadaliśmy, ale to nie było to. Pod koniec maja pojechałem na wycieczkę z pracy, dopadła mnie alergia, nowi koledzy tylko pili. Samotnie zwiedziłem pierwszy raz Bratysławę, z której chyba próbowałem do Ciebie zadzwonić czy wysłać sms-a. Potrzebowałem przytulenia, tęskniłem. Samotnie złaziłem jeden cesarski park, w Wiedniu było zimno. W nocy sam przeszedłem kilka dobrych kilometrów po miasteczku w Czechach. Ciągnęło mnie do jakiegoś miejsca z kobietami, ale zawróciłem. Widziałem biegającego po parku zająca. Samotność...ten wyjazd był błędem. Wziąłem mało kasy, oszczędzałem. Niby się integrowałem, ale efektem był głównie katar i wzmocnione poczucie samotności. Nie dałem się nawet upić. To mogły być już początki depresji, w każdym razie zjeżdżałem z każdym dniem, mimo że normalnie lubie podróżować. Noga puchła od długotrwałej siedzącej pozycji w autokarze. Zazwyczaj nie potrafię podejść do kobiety, bez okazanego wcześniej zainteresowania, nie lubię się narzucać, nigdy nie nauczyłem się flirtować... No taki niegramotny jestem. Nie było potrzeby, gdy pierwsza poznana dziewczyna została moją żoną i miała być jedyną kobietą do końca życia :)

Po powrocie, od Ciebie dalej nic, a osobie którą kiedyś ściągnąłem z rurki spodobała się konwencja, a właściwie wiążące się z nią pieniądze. Miałem wyrzuty sumienia. Rozwalała sobie związek wchodząc w jakieś dziwne relacje z dziwnymi typami, którzy raczej chcieli ją tylko wykorzystać. Masakra. Naprawdę polubiłem jej chłopaka. Ktoś mnie szukał u mamy i siostry, sytuacja się jakby komplikowała. Już nie chciało mi się nigdzie z nikim wychodzić, spotykać. Samotnie jeździłem nad jezioro, gdzie leżałem i pływałem. Na dniach miałem wyjeżdżać. Zawiozłem mamę do sanatorium, pojechałem na plażę myśląc o Tobie i Twoim psie. Potem zobaczyć czy przypadkiem jednak Ci się nie udało. Brak podnośnika przekonał mnie, że nie i odebrał resztki nadziei. Nikogo nie pytałem, nie zapukałem, nie sprawdziłem, straciłem wiarę, wróciłem do domu i zamknąłem się w pokoju. Cicho, samotnie, bezpiecznie. Już nie słuchałem muzyki. Wieczorem wracała myśl, że mam jechać, ale rano nie mogłem się zwlec i było coraz gorzej. Zerwałem kontakty, wyłączyłem telefon, udawałem, że mnie już nie ma. I tak przez ponad półtorej miesiąca. Mogłem w ogóle nie wyjechać. Mało brakowało. Może ktoś wtedy zdołałby mnie przekonać, że powinienem włączyć wcześniej telefon, sprawdzić pocztę. Zjazd w zasadzie zaczął sie juz w maju gdy zacząłem przesuwać datę aplikowania na studia doktoranckie, traciłem pewność siebie. W rezultacie nie aplikowałem. Tak to wyglądało. Możesz powiedzieć, że po prostu jestem chory. To wcale mnie nie pocieszy... Nie pasuję do tego świata... Cóż, może jednak mogę się jeszcze trochę pomęczyć ;)

Życie, student hartuje się w wodzie, która ma pewnie dziś 12 stopni tak samo jak powietrze. Zrobiłem mu kilka fotek jego nowym smartfonem. Cienki. Czemu, nie reagowałem gdy przestałaś być dla mnie miła? Za późno dla mnie już było, usprawiedliwiałem Cię ciężką sytuacją. Dalej przecież staram się zrozumieć. Nie znienawidzę Cię. Nie jestem w stanie, chyba nawet nie potrafię tego czuć. Będę się wgapiał jeszcze przez jakiś czas w 4 kontakty na Fb, może czasem wyślę maila w "kosmos", pewnie jeszcze coś popiszę w ramach autoterapii. Dzisiaj zobaczyłem, że wspomnienia zacząłem pisać 12 stycznia, ale przerwałem. Od 44 dni piszę całymi dniami. Powtórzyłem podciąganie. Powoli wracam do względnej formy fizycznej. Kolejne dni zapowiadają się słonecznie, ale tylko trochę cieplej. Tęsknię. Jakiś kamper z niemieckimi emerytami zaparkował w pobliżu... tak mieliśmy jeździć z żoną na emeryturze. Wszystko jednak potoczyło się inaczej, a do emerytury brakuje mi trochę... Kiedyś mówiłem, że pewnie nie dożyję bo miałem tyle pracy i będą podnosić wiek. Może wykrakałem. Zazdroszczę wszystkim, którzy mają z Tobą kontakt. Czy nie przesadzam? Pewnie tak, to się nazywa dosłownie "ubóstwianie" ;) Tak to czuję nadal. Jeszcze nie potrafię nawet zacząć wybijać sobie tego z głowy...

Oczekiwałem bardzo na Dzień Kobiet by Ci coś wysłać zabawnego i szef popsuł trochę moje plany, naprowadził na coś nowego, rozwiewając przy tym nadzieje. Żyję z tym jakoś i staram się być fair. Nie wiem czy powinienem tzn. czy jest na pewno osobą, która Ci pomogła, bo od tego zależy mój stosunek do niego. Dalej determinujesz mnie. By to zakończyć muszę osobiście Cię zobaczyć. Gdybym był psychopatą musiałbym Cię zabić. Potem w więzieniu napisałbym książkę nadal żyjąc wspomnieniami, gdybym wcześniej nie usunął siebie... To byłoby dopiero naprawdę chore. A teraz jestem po prostu chory z miłości... tak siebie diagnozuję. Nie ja pierwszy i nie ostatni. Cała reszta to objawy. Wygodna interpretacja? Jak tu leczyć miłość? Czy kiedyś ktoś wyświetli tego fajnego gifa na Twoim profilu? Na razie jest to chyba dla mnie ważniejsze od odpowiedzi przyjaciela czy szefa. Chore? Właśnie tak, bo dotyczące w domyśle bezpośrednio Ciebie. Czy jestem uciążliwy od tych 44 dni? Starałem się nie być i nie mam pojęcia co do Ciebie doszło. Gdybym wiedział, mógłbym wysyłać mniej... Nie pomogłaś więc masz co chciałaś ;) To nie żaden rewanż tylko niepotwierdzone próby. Może Cię to nic nie obchodzić. Szufladkę z dziwnym pacjentem pewnie już dawno i skutecznie zamknęłaś i nigdy do niej nie wracałaś. Nie zaprzątasz sobie mną głowy. Niby szef napisał tylko o Fb, ale może niezręcznie było mu przyznać, że list doszedł. A może dopiero dojdzie? Gdy czytałem jak długo idą, wychodziło, że może być różnie...do 3 tygodni. Trochę tam napisałem...może za dużo w sugerowanej sytuacji. Poszło 10 dni temu więc nie cofnę tego. Wąsy mi siwieją, to niedobry znak ;) Starzejemy się... przeżywam kryzys wieku średniego? Kolejna interpretacja. 

Zaczynam być głodny, a do planowej kolacji jeszcze 3 godziny. Miałem opisać swoje przygody w dużym mieście. Zaczęło się od chęci kupna tabletu, wtedy miałem jeszcze kasę. Kupiłem, zwiedziłem, wróciłem bez strat. Drugi wyjazd był juz spowodowany kłopotami. Szukałem elektronicznego targowiska by kupić prosty telefon do konaktu z krajem. Udało się. Po drodze znalazłem jakieś fajne rzeczy, które ktoś właśnie wyrzucał na śmietnik. Głównie kobiece, jakby ktoś się rozstawał z dziewczyną. Była w tym też jakaś torba, plecak więc coś spakowałem i zabrałem. W zasadzie nie wiem po co i dla kogo, ale byłem po szoku wywołanym pobiciem i kradzieżami, notorycznie niewyspany więc nie myślałem logicznie. Kiedy pierwszy raz o tym pomyślałem? Pewnie dobrych kilka tygodni później, gdy żyłem już w mieście, bo te rzeczy zdążyłem jeszcze zabrać do samochodu. Z tego została mi chyba jakaś męska torba na laptopa, którą znasz i dalej się przydaje. To było chore, wiem ale zrzucam to na szok po ekstremalnych przeżyciach i notoryczny brak snu. Być może dopiero po tym zostałem okradziony ponownie i straciłem ostatnie kluczyki do samochodu. Nie mając mozliwości przemieszczania straciłem w zasadzie możliwość życia, zostania. Próbowałem więc ponownie znaleźć miejsce gdzie mozna dorobić kluczyki. Nie mogłem tego znaleźć, bo okazało się to niemożliwe bez klucza matki i potencjalnie bardzo kosztowne. Immobilizer był problemem. Ponieważ miałem trochę kabelków, miernik i kostkę, starałem się odpalić samochód na krótko i kręcił, ale immobiliser odcinał zapłon. Niestety nie wiedziałem gdzie on jest i bardziej nie rozebrałem samochodu. Teraz myślę, że byłbym może w stanie, ale być może oprócz prostego odcięcia komunikuje sie jeszcze cyfrowo z centralką więc nie wiem do końca. Nie znałem kodu wpisywanego z "pedała", bo samochód był niestety z trzeciej ręki. W swoim kiedyś odpalałem tak kilka razy gdy immobiliser padł, bo znałem kod. Gdyby nie było problemu z centralką, albo znałbym kod to dałbym radę, ale nie dałem. Potem już tylko starałem się załatwić holowanie ale ktoś ukradł mi też wkręcane oczko do holowania i wpierw musiałem je załatwić. Przed powrotem prawie się udało i miałem do tego wrócić. Tak się nie stało, a niedawna długa depresja spowodowała, że nie wróciłem i straciłem trochę rzeczy. Żal przede wszystkim dużego solaru, który mógłbym używać. Może nawet z pomocą ludzi udałoby mi się go tu zholować i mieć alternatywne miejsce do spania. W każdym razie bez problemu latem czy jesienią mogłem z niego wyciągnąć trochę przydatnych rzeczy, jednak byłem w stanie nie nadającym się do działania. Tylko raz ruszyłem jesienią samochód by odnowić zapasy. Była opcja, że tego dnia pojadę na rekonesans, ale byłem zbyt słaby i nieporadny. Bałem się...wiadomo, objawy depresji. 2 tygodnie temu gdy odważyłem się pojechać tam na rowerze znalazłem tylko spalone resztki ubrań. Jakoś to przeżyłem, czyli było już lepiej niż jesienią...

Gdy straciłem drugi komplet kluczków pojechałem jednak do miasta na dłużej, właśnie żeby je dorobić. Z plecakiem, telefonami, które mi jeszcze zostały, tabletem. Wcześniej w miejscu, gdzie mnie pobili straciłem dobry smartfon, aparat, jeden portfel. Potem nie mogłem tego odzyskać po kilku tygodniach, mimo że znałem właściciela, ale go nie było. Przybyłem do miasta, szukałem informacji w sieci, pierwsza noc zastała mnie na ławeczce w parku. Było ciepło, przespałem się. Następna noc podobnie i wtedy chyba ktoś ukradł moją Nokię z hackerskim oprogramowaniem, które czasem samo włączało mi Strachy na Lachy. W tablecie zbiła mi sie szybka, więc stał się złomem. Został mi mały smartfon z listą kontaktów i dostępem do internetu oraz używany prosty telefon, który kupiłem. Co miałem robić z kończącymi się pieniędzmi? Odwiedziłem polski konsulat, ale konsul honorowy stwierdziła, że jest honorowa i nie ma żadnych środków. W kościele poznałem polskiego księdza, który poratował jedzeniem i paroma euro. Spotkałem jakieś Polki. Były akurat targi, więc je odwiedziłem odgrywając dziennikarza, którym zresztą byłem. Miałem nawet legitymację prasową. Wysłałem chyba nawet coś do kumpli z prasy, że mogę im przesłać relację z targów. To chyba była pierwsza wiadomość wysłana do kraju po ponad roku. No tak, ale może 2 tygodnie wcześniej, gdy mnie okradli w nocy na plaży zgłosiłem to na policji, a im wyszło, że jestem zaginiony i próbowali dzwonić do siostry. Wtedy się pierwszy raz dałem zlokalizować. Wracając do targów. Były jakieś degustacje, więc jeść było co, dostęp do internetu miałem w części o grach. Słuchałem muzy na słuchawkach i to mnie nakręcało, czasem 10 utworów na raz. Może to było chore. Jeden dzień przełaziłem razem z ciut starszą Polką. Pogadaliśmy, wypiliśmy póżniej razem szampana na ławeczce i więcej jej nie wdziałem. Miała podobno zazdrosnego faceta, który był rzeźnikiem... Szukałem jakiegoś lokum na noc. Trochę tańczyłem, trochę słuchałem muzyki w klubach. W nocy nie spałem by nie zostać okradzionym. Dopiero rano w porcie, na ławce. Problemem było przechowanie plecaka, właściwie dwóch. Radziłem sobie nosząc jeden z przodu, drugi z tyłu.  Na targach odwiedziłem jeszcze specjalną ekspozycję o tych co rządzą światem, gdzie były ciekawe diagramy Marksa i karykatury 35 CEO największych korporacji. Robiłem zdjęcia. W banku udało mi się wymienić połówkę 50 Euro na całe i przez chwilę byłem posiadaczem ponad 100 euro, więc szukałem mieszkania do wynajęcia. Niestety mimo pierwotnych zapewnień, że powinno starczyć, okazało sie za mało. Odwiedzałem więc każdej nocy inny klub. Były też takie z rurką. 10 Euro za spędzenie nocy czasem z drinkiemi przekąską było tańsze niż najtańszy pokój. Proste. Co się napatrzyłem było moje ;) Jednej nocy dziewczyny dały jakiś ostry show. W jednym lokalu, miałem prywatny w cenie z jakąś ulotką. Wracając, szukając czy spacerując po prostu jednej nocy trafiłem w jedno miejsce gdzie wydałem trochę więcej, ale było to smutne i niesatysfakcjonujące doświadczenie. Potem ktoś jakimś cudem w innym miejscu, zdawał się wiedzieć co zrobiłem i miał mi to za złe. Plecaki przechowywałem w recepcji jednego hotelu, w którym recepcjonista był miły i uczynny, czasem na górze w klubie tanecznym, a czasem w heavy metalowym, za kanapą. Radziłem sobie jak mogłem. Ostatnie 5 euro wydałem na piwo w lokalu rodzinnym instruktorki tańca latynoamerykańskiego. Zostałem bez grosza, ale wspomniana Polka pokazała mi wcześniej miejsce gdzie komuniści dawali w weekendy jedzenie. Tam niestety ukradli mi drugi tablet i netbooka. Poznałem albo w kościele, albo tam drugą Polkę, z sympatycznym arabskim mężem i małą córeczką. Czasem spacerowaliśmy razem ze spacerówką, gadaliśmy, wypilismy piwo. Opowiadała o swoich przygodach z facetami i o tym, że dopiero Arab dał jej dziecko przed 40-tką. Trochę pojeździła w życiu autostopem. potem polatała po Europie. Była bystra, sympatyczna, szczupła. Podobno, kiedyś podstępem unieważniła swoje małżeństwo z jakimś czarnoskórym mieszkańcem Cypru, który za nią szalał. Dobrze się gadało. Pomagała mi, czuła taką potrzebę. Wyrobiła jakąś legitymację, pokazała miejsce gdzie mogłem się umyć, napić kawy, posiedzieć, pooglądać telewizję. Potem wyrobiła inną kartę, zaprowadziła do lekarza, później szpitala z nogą. Wcześniej na targach lekarz dawał mi na nogę 2 razy aspirynę. Trochę pomagało. Dopiero jednak Polka załatwiła mi darmową Diospinę. Wygadana była. Jej mąż chciał mi ją oddać za darmo, bo nie szanowała go już od dawna, bo nie pracował. Nie ukrywała tego. Jakoś załatwiłem sobie nowe ubrania, bo część moich ktoś ukradł mi z niezamkniętej szafki w przechowalni bagażu. Drugą torbę straciłem, bo nie miałem czym zapłacić za szafkę więc nie mogłem jej otworzyć. Inne rzeczy ktoś wyrzucił z szafki w miejscu dla bezdomnych, gdy pojechałem do samochodu spróbować go odpalić. Potem zobaczyłem człowieka w mojej ulubionej koszulce i butach. Traciłem stopniowo wszystko. Załatwiłem sobie nawet nocleg w hotelu dla bezdomnych ale straciłem miejsce, bo podobno złamałem 3 zasady, których nie było. Podobno gadałem coś w nocy (przespanej na łóżku piętrowym po raz pierwszy od kilku miesięcy a właściwie ponad roku), wróciłem za wcześnie z miasta i połozyłem się pod drzwiami z nogami do góry i poprzedniej nocy nie wróciłem na noc, bo padał deszcz nie zgłaszając tego wcześniej telefonicznie. Aktywnego telefonu nie miałem, z nogą leżałem żeby odpuchła, ale nie wiedziałem, że to stanowiło problem, a w nocy spałem więc nie wiedziałem, że gadałem. Tak czy inaczej wyleciałem z miejsca, które załatwiałem przez 2 tygodnie, bo musiałem wpierw odwiedzić 2 lekarzy. Byłem bardzo rozgoryczony. Byłem bad guyem... Poznałem sporo bezdomnych ludzi, którzy sobie jakoś radzili. Poruszając się od jednego miejsca gdzie rozdawano jedzenie do drugiego mozna było przytyć. Czasem brałem chleb z kościoła gdzie przynosili go ludzie. 2 czy 3 razy było nawet dobre słodkie wino. Spróbowałem żebrać, żeby mieć na kawę. Coś tam dostałem. Jakaś sympatyczna para, jak się potem okazało narkomanów heroinistów zaprosiła mnie do domu czyli pustostanu na noc. Mogłem się spokojnie wyspać na łóżku. Spędziłem tam kilka nocy, zorganizowałem urodziny dziewczynie. Straszne było to, że kradła codziennie w centrum handlowym by kupować narkotyki. Po wieczornej dawce zapadali na godzinę w letarg. Raz nawet pojechałem razem z nimi w złe miejsce, gdzie się zaopatrywali i spotkałem innych. Facet kiedyś uprawiał pływanie i miał budowę modela, później w jakimś magazynie widziałem jego zdjęcia. Dziewczyna młodsza kilkanaście lat, miała chłopaka,który czasem nocował na materacach. Byli mili jakiś tydzień by potem zniknął mi z plecaka mój najlepszy laptop, z dużym dyskiem, na którym miałem wszystko, torbą i kopiami dyplomów. Wtedy zniknęli. Przez jakieś 2 dni nocowałem sam w zamykanym na żyłkę pokoju. Miejski survival. Jedzenie było, kawa i woda też za darmo. Środki czystości, prysznic...lepiej niż teraz. Byłem bezdomnym i tak wyrobiłem sobie kartę do kasyna. Byłem tam kilka razy. Znałem prosty system, który pozwalał wygrywac na ruletce. Rzeczywiście działało dopóki nie zmienili krupierki na czarnowłosą... z wyglądu czarownicę. Straciłem wtedy to co wcześniej wygrałem. Za duzo razy pod rząd wypadał jeden kolor. Było to bardzo małoprawdopodobne, a mi się skończyły środki na podwajanie. Potem grałem juz tylko na automatycznej ruletce i wygrywałem małe kwoty. Autobus dowoził za darmo, na wstęp i jedzenie do oporu zawsze wygrywałem. Raz spędziłem tam dwa dni, drzemiąc może godzinę w toalecie. Pewnego razu mnie nie wpuścili, wszedłem drugim wejściem i zdążyłem jeszcze coś wygrać zanim mnie nie wyprosili. Nie chcieli powiedzieć dlaczego. Żałowałem, bo był to sposób na pewne niewielkie pieniądze. Skontaktowałem się z siostrą. Już wtedy miałem założone nowe konto na Fb, skrzynkę i dokumentowałem swój survival. Potem oczywiście myślałem,że to bez sensu, bo robiłem sobie jakieś zdjęcia w lokalach z jakimiś dziewczynami, pod kościołem gdzie raz spałem na kartonach jak klasyczny bezdomny, zdjęcie spuchniętej nogi w toalecie kasyna, po którym adeptka z Polski wzywała mnie do powrotu. Siostra przysłała jakieś pieniądze, mogłem przenocować w tanim hotelu, do którego zaprowadziła mnie sympatyczna czarna dziewczyna, którą spotkałem później w kościele z małym dzieckiem. Niestety nie miałem kasy by zapłacić za kolejne doby i po kilku dniach nieobecności starałem sie uciec z rzeczami, co udało sie tylko połowicznie. Ktoś przebiegł za mną ulicę i wyrwał walizkę i jakąś torbę. Straciłem kolejny telefon. Komuś sprzedałem inny telefon, na wystawce pod sklepem elektronicznym znalazłem kolekcjonerską Nokię, którą na bazarze sprzedałem za kilka euro.

Pewnego dnia na przystanku autobusowym spotkałem miłego Gruzina - swiadka Jehowy, który kupił mi jedzenie, zabrał do domu. Mogłem  sie wykapać w wannie, przespać w nocy by nastepnego dnia pojechac z nim na nabożeństwo. On pomógł mi najbardziej. Co tydzień mogłem sie wykąpać i wyspać na kanapie w mieszkaniu. Śpiewałem psalmy po rosyjsku, jakiś brat dał Biblię po polsku, inni przynieśli marynarkę, spodnie, jedzenie. Ktoś dał 20 euro, załatwił hak do samochodu, ale nie pasował. Wiele rzeczy działo się równolegle. Chciałem pojechac do ambasady po pomoc, konsulka chciała bym wrócił do kraju, skontaktowała się z siostrą. Raz kupiła bilet na pociąg, który oddałem czyli zamieniłem na pieniądze. Nie byłem jeszcze gotowy na powrót. Dopiero gdy okazało się, że jest kupiec na mieszkanie zdecydowałem sie na krótki powrót by załatwić formalności i wrócić, tak mi się spodobało to miasto. Miałem tam przyjaciół, o których jeszcze nie napisałem. Fajne dziewczyny z lokalu anarchistów i komunistów. Jedna nawet znała trochę polski i poszliśmy razem na festiwal filmowy na polski dobry film. Wprowadziłem ją tam za darmo, gdy nie było już biletów :)

Na jakiejś imprezie tańczylismy trochę, ale starała się trzymać dysans, przechowuje mój plecak :) Z inną, trochę starszą, tańczyło mi się tak dobrze jak nigdy przedtem. Później widziałem ją tylko raz, ale w tych tańcach wszystko pasowało... Poznałem też sympatyczną dziewczynę z Afryki, która zaprosiła mnie na stateczek wycieczkowy i dziwiła się, że nie zapomniałem. Tańczyła czasem z klientami w lokalu rodzinnym instruktorki tańca. W nocy spotykałem czasem inną dziewczynę zawsze z innym młodszym chłopakiem. Nieźle uwodziła. Raz tańczyła na barze. "Latałem" za jakąś piosenkarką lokalową o silnym głosie. Co jej mogłem zaoferować? Raz zjedliśmy pizzę i czasem byłem trochę zazdrosny o klientów lokalu, w którym śpiewała. Czasem wpuszczali mnie tam za darmo, czasem musiałem dać 10 euro za drinka. Trochę gadaliśmy po angielsku. Mówiła do mnie słodko: "babe", ale nie chciała rano wziąć do domu ;) Miłe wspomnienie :)

W zasadzie prowadziłem bardzo rozrywkowe życie jako bezdomny. Doszedłem do wniosku, że lepiej mi się tam żyje bez pieniędzy niż w Sopocie z pieniędzmi... Masakra? Tak było. radziłem sobie, poznawałem ludzi, kobiety, gadałem, słuchałem muzyki, tańczyłem do upadłego. Poznałem tyle lokali i kobiet jak nigdy przedtem. Gdybym jeszcze miał częściej gdzie spać byłoby super, więc napawdę planowałem wrócić z pieniędzmi, kupić coś małego lub wynająć i żyć jak... utracjusz... playboy... James Bond... emeryt? Dopiero Ty zmieniłaś ten plan. Śmieszne, nie? Czasem spałem piętro nad lokalem anarchistów w nieczynnej łazience, na jakimś ciepłym płaszczu. W nieczynnej lodówce miałem szafkę z ciuchami, butami do tańczenia. Piętro niżej były stoły do ping ponga, sekcja kick boxingu, 2 piętra niżej komputer z internetem, punkt dystrybucji ubrań, a najniżej lokal z dyżurami i tanim jedzeniem. Zacząłem brać udział w spotkaniach i miałem szansę chyba po pół roku stać się pełnoprawnym członkiem społeczności. Czasem były koncerty, czasem mogłem puścić muzykę jaką lubię, ktoś znał KSU, z kimś się zakumplowałem a inny ktoś zamierzył się tylko na mnie krzesłem, bo za długo korzystałem z komputera i trochę go przedrzeźniałem gdy chciał mnie pogonić...

Jeny...niespodzianka...wiesz jak się cieszę? Szef napisał, że wszystko dobrze. Bosko :) I że żyjecie przyszłością. Wygląda na czystą prawdę. Nie wiem czemu z tak dużymi odstępami ale pierwszą myslą było, że nie muszę już lecieć...uwierzyłem od razu. Tego Ci życzyłem. Nie mam pojęcia co teraz zrobię, ale pozwalam sobie się cieszyć. Właśnie wypiłem piwo za Wasze zdrowie. Być może list do przyjaciela pomógł...musiałem to napisać, musiałem, musiałem...mój świat istniejeeeeeeeeeeeeeee xD Może za radykalne wnioski wyciągnąłem, ale naprawdę kocham takich ludzi. Przecież nie znam... ale jeśli naprawdę żyjecie przyszłością to o nic innego mi nie chodziło od roku...rozumiesz? Dobranoc xD

11.03

Nooooo, tak. Doszedłem do wniosku, że zakochałem się w Twoim...niech będzie mężu ;) Czyli jednak jestem homo... sapiens ;) Poważnie, chyba go w tej chwili bardziej lubię niż Ciebie... ciekawa przykrywka, nie? Nie będę się rozpisywał nad jego zaletami, bo jeszcze jest wcześnie, ale dopiero przed chwilą doszedłem do tego wniosku po zobaczeniu wyświetlenia, co potraktowałem jak nagrodę i po powtórnej analizie wątku . Wczoraj natomiast wniosek przed zaśnięciem był taki, że to Ty pisałaś. Jakby Twoje ambiwalentne teksty i jeszcze to "Powodzenia" na koniec. Pamiętam to, rządzisz bestio ;) Zarządzanie upałem i mrozem... Co najmniej byłaś przy pisaniu i dyktowałaś, może nawet bezgłośnie. Uwierzyłem prawie we wszystko... Że tego właśnie chcesz...niestety świat nie jest idealny :( Ufaj, ale sprawdzaj ;) Poważnie, uwierzyłem, ale może przyjść taki moment, że pojawią się wątpliwości i znowu stracę rok...nie stać mnie już na to. Będę musiał sprawdzić i wyjaśnić tak dużo jak tylko pozwolisz... Człowiek zmienia zdanie, to widać nawet po tym krótkim wątku, pod różnym wpływem, z różnych powodów... Jak mówią, pewna jest tylko zmiana, a w fizyce entropia ;) 

Poza tym wczoraj najszybciej zaciekawiło mnie: "z mną", jakby miało być "z nami" czyli jakbym docierał jednak mailami... może to zbyt prosta nadinterpretacja, ale odpowiedź wywołał albo list do przyjaciela, albo moje maile. Niby mogło być to wynikiem zwykłej sympatii, czy grzeczności, przemyśleń czy nagrody za to, że przestałem nagabywać służbowo, ale chyba jednak nie tylko... Generalnie dziś przeżyłem kolejne miłe chwile, po wczorajszej niespodziance... pierwsza myśl "mój świat istnieje, szef przywrócił mi wiarę w ludzi", łzy napływają mi do oczu gdy to piszę, rozumiesz jakie to było ważne? Być może to i tylko to pozwoli mi żyć... To piwo dostałem oczywiście akurat przypadkiem... Było dużym piwem ze słowiańskiego wesela z zeszłego roku...Dopiero teraz zauważam za dużo przypadkowych zbieżności...wczoraj dostałem to piwo kilka minut przed odpowiedzią i tylko przyjrzałem mu się uważnie, starając się znaleźć zawartość alkoholu. Pierwszy raz w życiu widziałem takie, było lekkie i trochę słodkawe. Wcześniej naprzeciw mnie siedziała para niemieckich emerytów, którzy właśnie zaczynali kamperem podróż dookoła świata...pamiętasz przecież...to był mój plan na emeryturę i odpowiedź na Twojego wczesnego sms-a. Byłem uprzejmy, ale im trochę zazdrościłem i nie chciało mi się z nimi gadać. Wolałem pisać wspomnienia z survivalu w mieście sprzed 1,5 roku. Gdy poszli, dokończyłem ich orzeszki i odniosłem talerzyk z butelkami po piwie...Gdyby naprawdę chcieli pogadać mogli mnie poczęstować, ale tak robi się w serdecznych krajach...

Od tego dużego piwa od wczoraj ciśnie mnie, ale zachowuję kolejność ;) Nie chce mi się specjalnie wychodzić z klatki. Miałem to zdusić inaczej, ale wolałem sprawdzić Fb i wybrałem pisanie, mimo że dłonie jeszcze marzną... Wczoraj specjalnie czekałem z wylogowaniem z Fb, bo widziałem, ze przedwczoraj ktoś używał go późno, już po moim wylogowaniu. To wynika z odjęcia liczby godzin od ostatniej aktywności służbowej, a tekst po łapce wysłałem tylko dlatego, że dalej widziałem aktywność szefa. Wcześniej myślałem, że jako nieznajomy nie mogę tego widzieć, ale na bieżąco jednak mogę... znowu coś odkryłem w tym narzędziu inwigilacji ;) Nieważne. W każdym razie dzięki temu ucieszyłem się bardzo na noc. Na najnowszym francuskim Alladynie nie mogłem się skupić mimo, że miał zabawny dubbing. Potem serce biło nadal szybko i nie dawało zasnąć, ale się w końcu udało. Bez złych myśli. Może trochę żalu, że nie chcesz się odezwać, że dalej nie widzę żadnych perspektyw przed sobą itd. ale generalnie pozwoliłem się sobie cieszyć Twoim szczęściem i sukcesem oraz z Twojego chłopa. Poza tym stwierdziłem znowu, że wiele przeżyłem, być może on mógł dać Ci więcej, jest trochę młodszy i cięższy ;) Jeśli będziesz dla niego dobra to będzie starał się zrobić dla Ciebie wszystko i nigdy Cię nie zawieść...tak go odbieram. I chronić oczywiście. Być może nie ciągną się za nim żadne demony przeszłości jak za mną... Przecież nawet moja była może w każdej chwili mi dokopać tak, że bez pomocy kogoś sobie nie poradzę. Pewnie potrafiłabyś mi pomóc i ja myślę, że Tobie też, ale wybrałaś inaczej i to najłatwiej mi zaakceptować. Poza tym jestem jakby cholernie gotowy na śmierć i trochę mnie to martwi... No tak, w nocnych wizjach spotkania z Tobą ciągle dochodziłem do pytania: czy masz coś ostrego? Z kontynuacją np. wytnij mi moją nerkę, bo mi się już raczej nie przyda... ;) ARh+...pamiętasz? To wersja bardziej pozytywna niż harakiri... Generalnie jednak, wizje były to dość pogodne ;) Co jeszcze? Obudziłem się rano, poleżałem myśląc, że nie mam perspektyw. Chciałem się jeszcze uśpić by mi się coś przyśniło, ale pompa cisnęła i wybrałem lapka. I tak przeleżałem ostatnie 2 godziny na boku, czytając i pisząc... Co dalej? Nie mam pojęcia. Szef przywrócił mi, mam nadzieję, razem z Tobą wiarę w ludzi...To miłe. Chyba trzecia taka euforia w ciągu tych 44 dni... w ciągu całego ostatniego roku... Poprzednią, którą pamiętam był zachwyt nad... pamiętasz...powiedziałem coś w rodzaju: "Boże dzięki Ci za..." Wybacz, mam ten obraz w głowie :) Może to było świętokradztwo i dlatego potem musiałem tyle cierpieć...? Nie wiem. Mam nadzieję, że to się wkrótce skończy, mimo że Ty raczej mi już nie pomożesz... Generalnie potrafię od tego uciec,czasem myślę, ze te sprawy są przereklamowane, ale czasem po prostu się nie da i szczerze mówiąc nie mam wtedy żadnego pomysłu na to... Nie wiem co zrobię. Poza tym suma cyfr godziny w 2 komunikatach od szefa wynosiła 6 i 6. W moich 8,3 i 2. Lubię zabawy liczbami, wiesz przecież. Ty podobno znasz ich znaczenie. Do głowy przychodzi mi prawie żartem, że jeśli nie pogadasz ze mną np. o tym kiedyś w przyszłości to się zabiję. Strasznie głupia myśl i kiedyś takich nie miałem. Teraz coś przekąszę i udam się na kawę... Aha, wczoraj analizując to "z mną" i "Powodzenia" powziąłem nadzieję, że może ciekawość jednak zwyciężyła i nie masz nic przeciw temu żebym czasem wysłał Ci coś na skrzynkę jednostronnie... Być może jednak było to spowodowane tylko niechęcią do potwierdzenia, że coś do Ciebie doszło bądź szacunkiem dla Twojej niezależności po pięknym stwierdzeniu  "Żyjemy przyszłością". Nie wiem jaka ona będzie, ale ja jej niestety już bądź jeszcze nie mam i Wam tego bardzo zazdroszczę...poważnie. A... do głowy przychodziła mi jeszcze jedna prośba: gdybyś znała jakąś dość dobrą dziewczynę, której trzeba pomóc także finansowo to skontaktuj ją ze mną albo mnie z nią. To było by najprostsze i być może najlepsze rozwiązanie w moim przypadku. Znasz ich z pewnością więcej ode mnie i może być naprawdę w złej sytuacji, a ja jej chętnie pomogę... To dało by mi jakiś nowy cel. To znowu było na poważnie mimo pozornej komiczności i jednak tego że nie zakładam byś chciała mi w ten sposób pomóc. Muszę się ruszyć bo pękam ;)

Dziś prognoza zmieniła się znów na gorszą. Trudno, przeżyję. Poza tym nie mam za bardzo na co czekać, bo prawie wszystko na co czekałem dostałem wczoraj wieczorem, a wyświetlenie zobaczyłem już rano. Być może tylko jeszcze kiedyś przy okazji nowej akcji wyświetlisz obrazek, który trochę traci na aktualności. Tylko trochę jednak ;) Fish. Zrównałaś mnie prawie z ziemią. W zeszłym roku za bardzo potrzebowałem kobiety. Rok wcześniej również. Ostatnio prawie pełne ukojenie dała mi moja druga miłość przed 3 latami. Oznacza to że mogę bez tego żyć. Tak jak bez mydła teraz ;) Do wszystkiego można się przyzwyczaić, tylko muszę mieć jakiś cel... Wysłałem początek z dzisiaj uzupełniony o:

"Oczywiście dalej będę pisał, bo muszę czymś zająć trochę bardziej ożywiony umysł i  tez w związku z tym dłuższy czas aktywności. Jeżeli nie chcesz naprawdę bym wysyłał cokolwiek kanałami prywatnymi, to po prostu napisz to krótko, ale osobiście. To powinno pomóc. Widzisz, ze to działa w przypadku komunikacji z szefem, że mam nad sobą kontrolę, nie łamię wypowiedzianych czy napisanych słów. Zaufaj mi. Naprawdę można. Uwierz.Może nawet powoli wracam do siebie. Do mojej normalności. Takiego w zasadzie nie miałaś mnie okazji poznać. Rok temu byłem za bardzo uzależniony, za bardzo potrzebowałem itd. Było, minęło. Żyj przyszłością...tzn. lepiej teraźniejszością z dobrymi planami na przyszłość. Szanuj chłopa. bo wiesz jacy są czuli na tym punkcie ;) I myśl pozytywnie, nie szukaj złych przyczyn, motywów...nawet jeśli czasem istnieją, to osłabia się je po prostu o nich nie myśląc...radzi...dziadek ;) "Ile Ty masz lat" zapytał mnie kiedyś dość sugestywnie znajomy, mocno ustosunkowany, starszy o 25 lat ale wyglądający na rówieśnika profesor...A czasem chyba w żartach nazywał mnie "orką" ;) Rekinem nigdy nie byłem ;) Najbardziej lubiłem białego delfina Uma :) 

Wiadomo, napisałem już dużo więcej. Jeśli kiedyś nabierzesz wystarczającego dystansu i będziesz chciała to Ci to dam. Pamiętaj, że nadal determinuje mnie Twoje dobro, jednak jeśli mam żyć muszę pomyśleć bardziej o sobie. Jeżeli znasz jakikolwiek dobry sposób, podziel się nim ze mną w dowolny sposób. Otwartych kanałów jest w tej chwili dużo. Ignorowanie czy olewanie z pewnością nie pomoże. Będę się starał jednak wymyślić coś sam. Do tej pory rozwiązanie było w zasadzie jedno czyli przekształcenie moich emocji w samą przyjaźń...to udało się prawie już rok temu. Przekształcanie w uwielbienie nic nie da, nienawiść w moim przypadku jest nieosiągalna podobnie jak obojętność czy zapomnienie. Najlepsze co mogłem wymyślić było listowną przyjaźnią na odległość. Dobra konwencja sprawdzona w historii wielokrotnie, w moim przypadku też raz ale długo. Jeżeli to się nie uda będzie mi bardzo ciężko. Nie wiem jak długo uda mi się starać. W zeszłym roku siły i prawie chęci starczyło na jakieś 2 miesiące, a teraz startuję z zupełnie innego poziomu. Nie widzę powodu by się szarpać czy męczyć. No dobra...przestaję jęczeć, jeśli stanowi to dla Ciebie jakiś problem to się po prostu mną nie przejmuj. W zasadzie już nie istnieję ;) Pozdrawiam Cię przede wszystkim, bo wiem jakie to ważne. Myśl i śnij pozytywnie to z całą resztą sobie z pewnością poradzisz. Wierzę w Ciebie i Twoich bliskich. Jeżeli jednak natrafisz przypadkiem na jakiś wydawałoby bardzo trudny problem nie obawiaj się przyjąć, a nawet poprosić o pomoc, ale tylko DOBRYCH ludzi...jeśli tacy oczywiście istnieją ;) Często jest to najlepsze i najmniej kosztowne czy bolesne wyjście...wymaga niestety prawdziwej pokory czy po prostu zaufania... Przyjacielskie uściski xD"

Cóż, gdybyś czytała to byś dokładnie widziała jak przez ostatnie 45 dni zmieniał się mój sposób myślenia. Zdaję sobie z tego sprawę. Potrafię powoli, ale jednak czasem potrafię zmienić zdanie, reagować na zmieniające się okoliczności. Niestety zawsze miałem "spóźniony refleks". Raz chyba właśnie to uratowało życie całej mojej rodzinie. Nie panikuję z reguły, to prawie przypomina stoicyzm, czasem się jednak mści, bo nie potrafię zareagować w porę nieprzygotowany. Teraz jest lepiej. Przygotowałaś mnie, lub przygotowałem się. Na serio to powinienem to jeszcze przepłakać. Nie bardzo potrafię. Upicie w moim przypadku też nic nie daje, chyba że łatwiej wtedy trochę o łzy. Zakładałem z niewielkim prawdopodobieństwem taki wariant od roku, pomyślałem o tym w zasadzie jako logicznej konsekwencji przed 45 dniami, 4 dni temu uległem tej sugestii, ale wczoraj dopiero dostałem jej potwierdzenie. Na razie jest to stosunkowo miłe i sobie z tym dobrze radzę tzn. się cieszę, co nie zmienia praktycznie mojej sytuacji, z którą kiedyś będę się musiał zmierzyć. Staram się być realistą. To co napisałem do tej pory było prawdą. Pomyliłem się tylko co do "orki". To ja ją wymyśliłem, gdy czułem sprawczą moc a profesor nazywał mnie jednak tylko "małym rekinkiem". Sorry, za wprowadzenie w błąd. Czasem takie nieprawdy podajemy zupełnie nieświadomie, nie pamiętając tego. Później ktoś to zapamięta i wychodzi, że minęliśmy się z prawdą jeśli nie sprostujemy. Czasem jest to przyczyną nieporozumień. Czasem właśnie "diabeł" tkwi w takich szczegółach. Czyli widzisz teraz, że to weselne piwo wczoraj było za Wasze Zdrowie i Szczęście choć otwierając je jeszcze o tym nie wiedziałem, nie wiedział też tego człowiek, który mi je nagle dał. To on właśnie w sierpniu powiedział mi, że Bóg mu powiedział, że czeka mnie jeszcze 40-50 lat życia. Wcześniej nIe znał nawet mojego wieku. Mam nadzieję, że rzeczywiście podpowiedział mu to Bóg, a nie ciemna strona, w jakimś pokrętnym celu. Wtedy chyba ten człowiek chciał mnie właściwie pocieszyć, a że trochę nadużywa alkoholu i jest mocno wierzący to pewnie ma ułatwiony kontakt ze Stwórcą. Mówił że mogę zostać jak długo zechcę, w razie czego pomoże itd. więc zostałem. Musiałem już wtedy wyglądać żałośnie. Teraz...może już trochę lepiej, a może jeszcze nie, bo trudno to samemu ocenić.

Puściłem Róże Europy i przemyłem się bo wczoraj trochę się spociłem pisząc o survivalu. Dużo emocji, które później być może uchroniły mnie przed złą reakcją, trochę przysłoniły wspomnienia o Tobie, sprawiły, że wieczór mijał szybko. 

Dalej leci polski punk rock, taki lekki raczej. W zasadzie nie mam się gdzie śpieszyć. NIe chcę przeginać z tymi mailami. Możesz ich nie czytać, chociaż jest to tak mało inwazyjne, że ja bym sobie nie darował w wolnej, wybranej chwili ;) A ponieważ, jesteś trochę w tym do mnie podobna, to może też zajrzysz :) Czyli pewnych rzeczy nie powinienem pisać by Cię przypadkiem nie zdenerwować. Dlatego przeczytałem zanim wysłałem, ale nie cenzurowałem więc może było za bardzo prywatne. Postaram się poprawić, dzisiaj jestem pewnie jeszcze trochę pod wpływem euforii. Tak jestem skonstruowany. Pewnie najbardziej przeżywałem odrzucenie rok temu. Teraz ta sytuacja nie zmieniła się na gorsze więc przywykłem przez rok trochę. No i właśnie leci Kazik "Janek Wiśniewski". Puszczam historyczne kawałki co mogę zrobić tylko gdy jestem zupełnie sam. Pewnie w końcu przyjdzie kryzys. Mam nadzieję, ze jestem na tyle mocny, że jakoś to zniosę. Nikt mi tu nie pomoże. Nie ma szans. Nawet latem... krótkie relacje nigdy mnie nie interesowały. Barmanka. która 1,5 roku temu mi się podobała akurat w lipcu spotkała chłopaka i bywają razem. Widziałem jak byli zakochani we wrześniu, więc wiesz co musiałem czuć. Ale nawet w sierpniu gdy go nie było i jeszcze nie byli parą nawet z nią nie zatańczyłem. Żeby to uzasadnić racjonalnie, wtedy pomyślałem sobie o monogamii i że choćbyś nie żyła to mam żałobę i koniec. Załatwiłem się prawie na amen ;) Gdybym przyjechał w czerwcu byłbym przed nim... ale już wtedy nie tańczyłem więc mogłoby być podobnie. Jest młody i sympatyczny. Lubię go. Oczywiście myśląc w ten sposób nigdy już nie znajdę nikogo kto by mnie przytulił... Tylko Bóg może mi pomóc... O tym jestem przekonany. Ciemna strona może podesłać mi tylko zouzę, która mnie ostatecznie skrzywdzi. Nie chcę już tego. Za wrażliwy jestem, mimo że na początku mogło by być atrakcyjnie. A teraz leci "Kryzysowa Narzeczona" ;) Nie dla mnie... Cholera, naprawdę nie wiem co teraz zrobić. Pierwotnie miałem dziś spróbować zabookować bilet. Teraz się waham. Wariant pozytywny jest prawie potwierdzony, mimo że w mailu napisałem, że będę chciał sprawdzić osobiście, to prawdopodobieństwo, że jest inaczej jest tylko hipotetyczne... Chyba polska muzyka jest dla mnie dziś za ciężka...: "Na co komu dziś wczorajszy dzień?" Lady Pank. Taki nigdy nie byłem, ale mogłem się taki stać. Próbowanie czyni koneserem... Za dużo emocji...teraz. Chyba sprowadziłaś mnie na dobrą drogę... czy tylko tak zwaną? Dylematy moralne. Chciałbym się z Tobą spotkać choćby za 30 lat...gdybyśmy byli już bardzo starzy i z dystansem moglibyśmy sobie pogadać, może powspominać, poopowiadać. Nie wiem ile mi będzie dane jeszcze przeżyć, nie wiem ile Tobie. Średnio kobiety żyją dłużej więc jeśli modlitwy coś dadzą, będziesz długo żyła. Nie powinienem o tym pisać, bo naprawdę nie znam Twojej sytuacji, a z "Wszystko dobrze" tego nie wyczytam. Poza tym myślenie o tym tak czy inaczej mnie osłabia. Moja była długo mówiła, że nie może sobie wyobrazić życia beze mnie, że nie może zasnąć beze mnie itd. Tak było... I cholerne zło zwyciężyło. Gdy zobaczyłem je w jej oczach nad ranem, to był szok. Wcześniej ten wyraz oczu widziałem tylko na jej nastoletnim zdjęciu. Twarde, bezlitosne oczy. Prawie mnie nimi zabiła... To jedno z moich najbardziej traumatycznych wspomnień. Czy jeszcze pisze do Ciebie? Przywiązałem się do myśli o Tobie. Wiem, powinienem przestać i się zacząć odwiązywać...muszę zmienić muzę, bo leci bardzo nostalgiczny kawałek... 

Zmieniłem na Eurythmics... przynajmniej nie nawala bezpośrednio do kory, bo angielskiego nie łapię tak w locie jak polski. I tak refren jest jak zwykle o tym samym. Muszę tym sterować, by samemu się nie zdołować. Nie jest mi to już potrzebne. Być może już nigdy nie zaznam miłości. Lepiej się z tym pogodzić niż ciągle na nowo przeżywać rozczarowania. Prosty wniosek. Opowiesz, nie opowiesz...raczej nie będziesz chciała. Też starasz się tym sterować, a jesteś wewnątrz wrażliwa. Każdy ma uczucia. Możesz być w stanie ewentualnie przeżyć mnie służbowo z samej ciekawości. To potrafiłaś, ale już bez zwierzania i w sumie żadnego kontaktu :( Racjonalnie wtedy powinienem był uciec...lepiej gdy tego nie wspominam. Jak zacznę ponownie przeżywać marzec sprzed roku to będę musiał odpłynąć. Nie mogę sobie na to pozwolić. Co robić? "Powodzenia" to ładnie, że mi życzycie. Chłodne to, ale zawsze. Na razie nie ma takiej opcji. Jeżeli zdecyduję się na lot, to dalej nie wiem co zrobię po pierwszej wizycie, jeśli nie będę miał jakichś kłopotów po drodze...tfu, tfu. Nie chcę niczego udowadniać, manifestować, tylko Cię zobaczyć. Poza tym bez planu. Coś tam przebłyskuje, ale bez większego sensu. Topić rozpaczy nie chcę. Jak w nią nie wpaść? Zaczynam myśleć, że najrozsądniej było by się nie ruszać, a jednak mnie ciągnie. Cholera, niedobrze, bo wyczuwam w tym niebezpieczeństwo kłopotów i jednak pokusy. W zasadzie sprawkę ciemnych sił... Nie chcę tego rozwijać. Racjonalnie wizyta jest bez sensu. Mogę to tylko uzasadnić chęcią przykrycia wspomnień, ale przykrywałaś je już rok temu dobre 3 tygodnie i nic. NIby wiedziałem, że nic już z tego nie będzie, a jednak chciałem być Twoim przyjacielem...juz tylko na to liczyłem. Cholera, przecież tylko prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie...wiesz o tym przecież. Nie wdrukowali Ci tego? Muszę to zaakceptować. W okrutnym świecie dalej możecie się ze mnie śmiać z wyższością... mam nadzieję jednak, że tak nie jest. Muszę coś przegryźć, bo czuję głód. Śniadanie było symboliczne bo mnie cisnęło ;)

Wziąłem kawałek chleba ze śniadania z serem i jakoś do nocy przeżyję. Wiem, że nic nie zyskam na tej wizycie, więc po co? Może lepiej za rok? Po pierwsze nie wiadomo co komu pisane, a po drugie im szybciej tym lepiej chyba dla mnie. No właśnie nie wiem. Cholerny kolejny dylemat. W ten sposób nigdy się nie ruszę, ale przecież nie muszę. Dlaczego było to takie przekonujące? Dlaczego rozstrzelonym drukiem? "Miracle of Love". Przecież dalej mogę nie móc ruszyć z miejsca. Lepiej nie wybiegać zbyt daleko w przyszłość w moim przypadku. Małymi kroczkami do przodu. Wpierw zaliczyć wyjazd, a może tylko do miasta po rzeczy jak myślałem jeszcze 3 tygodnie temu? Naprawdę nie wiem. Wiem już tylko, że nie pomożesz. Po co? Brzmi pytanie. Być może to zmusi mnie po prostu zobaczyć rodzinę, która nie wie gdzie jestem. Widzisz, ja też odciąłem ludzi, którzy mnie kochają, więc wiem jak to jest. Można o tym nie myśleć, zapomnieć prawie, mimo że łączą nas więzi rodzinne. Czyjestem wobec nich fair? Wyjeżdżając miałem być, wrócić w ciągu 2 tygodni, a potem życie mi się posypało i było mi głupio się odezwać, byłem w złym stanie...tak się usprawiedliwiam, ale wiem, że to słabe. Jeśli potrafiłem się odezwać do Ciebie to do nich też powinienem i to szybciej. Taka jest prawda. I dopiero w tej chwili przychodzą wyrzuty sumienia. Można tym skutecznie sterować, a Ty znałaś mnie niecałe 3 miesiące. Spokojnie mogłaś mnie zaszufladkować i zamknąć szufladkę na dobre. Tylko ja nie potrafiłem zamknąć Twojej. Mój problem. Czy napytam sobie większej biedy tym wyjazdem? Zobaczymy. Krok za krokiem. Na dno? Głębsze dno? Dla kogo? Już nie dla Ciebie. Nie ma powodu. Czy naprawdę muszę Cię zobaczyć? Dumam...nikt inny mi nie siedzi tak w głowie. Kiedyś podobnie siedziała była, ale to było wzajemne. Teraz mam problem. W zasadzie rozsądek odwodzi od wyjazdu. Przecież tak czy inaczej to będzie szok dla mnie. Może mnie wręcz zamroczyć. Muszę? Gdybym uwierzył, że na świecie nie ma złych mocy po prostu zobaczyłbym czy idzie łatwo to zorganizować. Czy świat mi w tym sprzyja. To ciekawa filozofia, ale zostałem wychowany w innej... w zasadzie w opozycji do świata. Mam z tym problem i nie mam kogo się poradzić. Znowu dopatrywanie sie wszędzie działania ciemnej strony prowadzi do paranoji. Te wątpliwości są męczące. Nic mi nie możesz dać, więc dlaczego zrobiłem z Ciebie główny powód? Powiedz, że znałaś go już w lutym, czy w styczniu i to mi pomoże... teraz nie wiem czy to jeszcze by mi pomogło. Jednak chcę myśleć o Tobie dobrze, zaakceptować Twój wybór, a z resztą zdać się na wolę Boga...los? Dzisiaj student zasugerował, że jestem gotowy na śmierć. Skąd mu to przyszło do głowy, nie mam pojęcia, ale potwierdziłem uzasadniając to tym, że wiele przeżyłem. I co mam powiedzieć o takich zbiegach okoliczności? Nie widzę swojej przyszłości, a tu takie sugestie... Dziś zaglądam na Fb już tylko z przyzwyczajenia, nie mam już nadziei na nic poza dostarczeniem obrazka z Fish, ale może tu po prostu naprawdę mnie zablokowałaś, albo zaglądasz tylko w przypadku generowania nowego wpisu. Zmieniłem dziś brodę z powrotem na uśmiechniętą, bo tak było. Polubiłem nawet zasugerowany fanpage Vina Diesela. Ma miłe zdjęcie, poza tym zazwyczaj gra sympatycznych twardzieli. To moja druga ulubiona strona, przymknięte oczy przypominają Twoje zdjęcie. Jasne, że mi żal, ale muszę jakoś go stłumić, bo na nim nie pociągnę. Czy mogę do Cieie jeszcze pisać? Przyjacielowi napisałem, że jeśli potwierdzi to przestanę. Nie potwierdził, ale może Wasze potwierdzenie było tego skutkiem. Dałbym wszystko za to szczęście. Dałem dużo i nic za to nie dostałem pozytywnego. Nie wstyd Ci? Musi, gdy o tym pomyślisz. Nie potrafię sobie wyobrazić innej sytuacji. Możesz po prostu o tym nie myśleć, więc dla Twojego dobra powinienem przestać się odzywać. A dla swojego? Zobaczymy jutro. Po tych myślach jest mi gorzej. Ja bym się czuł zobowiązany, ale nie jesteś mną. Wiesz, że już wcześniej zaważyłaś na moim życiu, nie chciałaś bym o tym mówił. Teraz nie mogę wiec oczekiwać niczego dobrego. Pewnie o szczegółach nie opowiedziałaś szefowi. Najlepiej było by mi myśleć, że jednak tak, ale z kontekstu w zasadzie wynika, że nie, bo chetnie przypisałbym mu taką cechę jak honor i wtedy...wiem co ja bym zrobił. Zakładam, że wybrałaś naprawdę dobrego i fajnego faceta...  

Przeczytałem jeszcze raz swoje maile do Ciebie i stwierdziłem, że świętego bym zamęczył... Wniosek, że jednak doszły i pokazałaś przynajmniej część szefowi, bo jakby się do czegoś z nich bezpośrednio odnosił. Wcześniej tego nie skojarzyłem, bo juz dokładnie ich nie pamiętałem. Generalnie przez 11 dni trochę Cię pobombardowałem regularnie emocjami i pierwszy efekt był po tygodniu. Chyba muszę to uznać za sukces na drodze do "oświecenia". Tylko taki niestety... Nie musiało tak być... Mogłaś mi to samo napisać 26 stycznia...czekałem 44 dni... to naprawdę długo. Może dzięki temu trochę się wzmocniłem albo po prostu przećwiczyłem. Ten dzisiejszy mail, był pewnie za długi, za, za no ale już 10 dni temu wyznałem otwartym tekstem co wyznałem więc nic dziwnego, że reakcja szefa początkowo była jaka była, wczoraj dalej niezachęcająca do kontaktu...ale niby tylko z nim. Nie wiem jak dokładnie było. Może być równie dobrze odwrotnie tzn. że współdzielicie swoje profile i to Ty jemu pokazałaś, bo to Ty pisałaś. Swojej skrzynki mailowej pokazywać nie musisz, ale to Twoja decyzja. Wiadomo, że z partnerem lepiej od razu rozwiewać wszelkie wątpliwości. Muszę to mieć na uwadze. Raczej mailem mi nie odpowiesz. No, tak. raczej w każdym przypadku zdalnie musi mi wystarczyć to co osiągnąłem, czyli potwierdzenie, że jesteś zajęta i w związku z tym także wszystko jest dobrze. Skromny efekt, po tylu zabiegach... Trudno mi nie zazdrościć, ale myślę pozytywnie. Chyba mogę zacząć myśleć o sobie... Stanowi to pewien problem po długiej przerwie. Naprawdę nie wiem jak się za to zabrać. 

Poczytałem trochę i dopadły mnie refleksje, że ... nic nie widzę dla siebie. Masakra. Teraz to już się na pewno nie odezwiesz, bo "tyle w tym temacie", poza tym rozumiem dlaczego. Choć zupełne nieodzywanie jest okrutne dla mnie, było. Staram się pomyśleć do przodu ale na razie nie potrafię nic wymyślić... Bookowanie biletu najwyraźniej się oddala, bo ktoś nie przyniósł karty. Może jutro. Mimo prawie bezsensu tego lotu jednak w krótkiej perspektywie dawało by mi to coś, o czym mógłbym myśleć. W długiej perspektywie nie widzę nic. Jasne, że to musiało do mnie w końcu dotrzeć. Może moje uwielbienie dla szefa było przesadzone, co zresztą może mieć tez dobrą stronę, bo wtedy moja deklaracja w mailu czy liście co do Ciebie może być odebrana mniej poważnie. To było oczywiście bardzo ważne, bo dało mi prawie potwierdzenie, prawie pewność. Spokój, euforię, że Tobie jest dobrze, ale dla mnie oznacza to tyle, że mój ostatni cel został zrealizowany, a teraz dalej nie mam nic i rzeczywiście jestem gotowy na odejście biorąc pod uwagę wcześniejsze zawody i brak perspektyw. W dodatku nie powinienem sie z Tobą tym dzielić. Wcześniej zakładałem tzn. od razu jak zobaczyłem odpowiedź i po tym piwie, że zwyciężyła przyzwoitość szefa... Zapomniałem o mailach. które teraz myślę, że dotarły do Ciebie i brałem pod uwagę tylko moją odpowiedź szefowi, list do przyjaciela i może Waszą szczerą rozmowę, w której być może wyjaśniłaś o co mi tak naprawdę chodzi z tą pomocą, bo pierwszy raz napisałem otwarcie o pomocy w drugą stronę. Czy moze zbyłaś go tylko jakąś odzywką jak kiedyś mnie na pytanie czy udało mi się pomóc. Powiedziałaś: "nie pytaj". Co miałem zrobić? Nie wiem jak było. Czy to ważne? Dla mojej interpretacji tak. Mój problem, ale nie o to teraz chodzi. Niby trzeba zrozumieć przeszłość, żeby wyciągnąć prawidłowe wnioski... Teraz jednak zupełnie nie wiem co robić dalej... Jeszcze chciałbym czegoś od życia, a nie wiem jak to zrobić. Wiadomo, że mam wdrukowany jedyny słuszny model życia w związku i odczuwam żal, że mi się znowu nie udało. Nie wiem jak ponowić próbę. Tu jest to nierealne a w kraju nie wiem zupełnie co mnie czeka. Życzenie "Powodzenia" nie bardzo mi pomaga. Powodzenie się przyda, ale muszę wiedzieć jak zacząć. Na razie nie mam pojęcia. Powtórzyć odtwarzanie relacji jak 1,5 roku temu? Głupio mi... muszę się uzbroić naprawdę w dużą dawkę optymizmu i energii. Generalnie to skopałem to co wypracowałem rok temu. Pech, fatum, depresja. Walnąłbym głową, gdyby to mogło cofnąć czas. Gdybym wiedział np. w maju to co teraz, wiedziałbym że nie mam innego wyjścia, nie myślałbym tak o Tobie... Skup się - mówię do siebie - tego nie cofniesz. Co teraz? Obawiam się że nic poza rozpoznawczym lotem nie jestem w stanie wymyślić. Być może nawet lepiej było by dla mnie gdybym nie próbował Cię wtedy spotkać...wtedy nie chce mi się tego organizować i zostaję kolejny rok bez zmian... To nie jest dobry wariant jeśli chcę coś zmienić. Myślenie o tym boli... ale oddala rozpacz. Lepiej pojechać i postarać sie jakoś pocieszyć? Wrócić do grudnia 2015? Bez sensu. Żeby doznać takich wrażeń nie muszę lecieć do kraju. Wystarczy pojechać do miasta. Do kraju ciągnie mnie głównie rozmowa z Tobą...cholera, dlaczego akurat z Tobą? Bo mnie rozumiałaś. A może to było tylko złudzenie wynikające z zapychania czasu? Chyba muszę to wyjaśnić, zapytać o to. Może jutro. Na razie dostałem to samo co wczoraj piwo. Za Wasze zdrowie :) Mogę zacząć pić, ale to droga donikąd czyli do powolnego samounicestwienia... bez sensu. Skreślam. Zostaje rekonesans, niby można by zacząc zdalnie, ale bez wstępnego planu to słabo wygląda. Najtrudniej zmienić sposób myślenia. Muszę przyznać, że do szczęścia, życia potrzebuję stałej kobiety i od tego wyjść. Czyli życie trumpa odpada. A może jeszcze odczekać? Na co? Chcę Cię zobaczyć, ale obawa przed zapamiętanym chłodem, niechęcią do rozmowy, mnie przeraża. Jeśli nie chcesz na odległość to dlaczego miałabyś zechcieć osobiście? Muszę zapytać jutro np:

Czy jeśli przylecę to położysz na mnie zaległe kamienie. czy mam o tym zapomnieć? Czy zechcesz ze mną pogadać choćby służbowo, czy to jakiś problem? Wolę zapytać wcześniej niż się rozczarować. W sumie nadal nie mam pewności czy pracujesz w zawodzie. Są to naprawdę kluczowe dla mnie w tej chwili pytania. Poważnie, po jednym piwie. Na razie nie potrafię nic wymyślić bez pomyślenia o tym. Jest jeszcze jedno kluczowe pytanie: czy kiedyś mnie rozumiałaś? Odpowiedź na nie tłumaczy dlaczego zależy mi tak bardzo na rozmowie akurat z Tobą. Może to było tylko złudzenie? Nie, niemożliwe. Jesteś jak Rzym... muszę Cię zobaczyć przed śmiercią... nieważne kiedy ona nastąpi...  Piwo na pusty żołądek naprawdę zakręciło mi w głowie... wtedy chyba łatwiej mówić prawdę :)

No i zapytałem dzisiaj, ale przecież na maile nie odpowiadasz... Przecież nie będziesz się chować przede mną. Jesteś dorosła. Tak sobie sam wymyślam odpowiedź. Teraz pożyczę Ci tylko dobrej nocy i pięknych snów :) Czy ja nie mogłem sobie znaleźć jakiejś prostej kobiety? Czemu akurat wpadłem na Ciebie? Wiesz przecież... Se ne vrati... przecież :) Dobranoc.

12.03

Dzień Dobry. Zwlokłem się dziś późno z przekonaniem, że gdybym był silny nie powinienem się juz do Ciebie odzywać. Dla Twojego dobra. Nie było juz powodu żebym wstawał. Zgodnie z przekonaniem w tej chwili sieć nie działa. No, tak po prostu nie ma prądu. Pogoda po wielu dniach ładna. Zupełnie nie cieszy. To musiało nadejść. Wyjaśniłem coś kluczowego dla całego mojego ostatniego roku, czy w ogóle życia i mimo że mnie to ucieszyło to konsekwencje dla mnie są niepocieszające. Nie mam po co żyć. Wracam trochę do jesieni, czy lata. Już nie powinienem tego do Ciebie wysyłać. Może ewentualnie za rok sprawdzić jak żyjesz, za 2, 3, 10...ile będę żył. Łzy rano nie palą tak jak w nocy. Wczoraj dobiłem się filmem Bridget Jones 3. Po prostu rozłożył mnie, a oczy paliły. Nie było to katharsis. Zasypiałem wyłącznie z myślą o odejściu. Nic innego nie miało sensu. Rano budziłem się ale nie patrzyłem na zegarek. Ciepło wyciągnęło mnie ze śpiwora przed południem. Zjadłem coś bez apetytu, nie miałem się gdzie śpieszyć. Przekonanie o bezsensie było dominujące i nie potrafiłem się pocieszyć. Rozumiem czemu teraz się nie odzywasz. To zrozumienie powoduje, że nie mam już nadziei na minimalny kontakt. Nie będę mógł się pocieszyć np. raz na tydzień swoimi słowami. Koszmar dla mnie...

Pierwszy raz siedziałem na krześle w słońcu zwinięty w kłębek. Muszę to przeboleć, przykryć wspomnienia jak najgrubszą warstwą bólu. Właśnie wizja pogodnego marzyciela przestała istnieć. Wtedy myśl czy kontakt z Tobą będzie kojarzył się tylko z bólem i cierpieniem. To jedyne wyjście, bo rozumiem, że np. cotygodniowe powroty do przeszłości dla mnie nie są dla Ciebie możliwe. Myśli były czyste, dobre i bolesne. Własnie stałem się najlepszym człowiekiem na Ziemi. Pojawiła się wizja dwóch aniołów zabierających mnie żywcem do nieba. Alternatywą było zanurzenie się w królestwie Posejdona w drodze do Hadesu. Wybacz, że to wyślę. Myślałem sobie, że gdybym był w stanie ograniczyć swój problem do spraw finansowych byłbym...może szczęśliwy. Może gdybym nie oszalał w lutym i nie stracił kontroli w marcu, teraz miałbym może dwa razy więcej środków i byłbym w stanie wyjść na normalną materialną prostą. Mógłbym nawet używać tych środków. Od prawie roku nie używam...nie stać mnie na podjęcie jakiejkolwiek decyzji. Brakuje celu, pewne rozwiązania są już niemożliwe, lub utrudnione. To tak pragmatycznie... gdybym potrafił. Nie potrafię. Muszę teraz maksymalnie przykryć się bólem, by móc żyć. Rok temu nie potrafiłem i widzisz czym się to skończyło... czyśćcem tak w skrócie. W kwietniu, maju, czerwcu miałem satysfakcjonującą pracę po raz pierwszy po kilku latach za pieniądze i z perspektywą rozwoju. Wracałem do normalności, do tego co kiedyś mnie pochłaniało. Pod koniec czerwca straciłem nadzieję, że Ci się udało i zamknąłem się w pokoju na ponad 1,5 miesiąca. Sam doprowadziłem latem do tego, że to straciłem i nie potrafiłem się z tym zmierzyć. Przyjechałem tu na 2 tygodnie by się wzmocnić i nie znalazłem powodu by wrócić... Dalej go nie widzę. NIe chciałem szukać pomocy gdzieś indziej. Wpierw muszę zamknąć szufladę z Tobą. Do tej pory się nie udało, ale teraz może być trochę łatwiej...dzięki być może tylko dobremu chłopowi ;) Podziękuj mu ode mnie. To takie podsumowanie nocy i połowy dnia. Pozdrawiam i pamiętaj, że gdzieś w głębi serca nadal cieszę się Twoim powodzeniem... Waszym.

Noo, tak... wraca przekonanie, że wszystko się łączy metafizycznie, nie wiem oczywiście w jaki sposób. Wszelkie możliwe opisy wydają się zbytnim uproszczeniem, które jednak jest potrzebne ludziom np. by nie oszaleli gdy się z tym zetkną... Przekonanie wraca po trochę filozoficznej rozmowie ze studentem... zaczynam odgrywać jedną ze swoich ulubionych ról... Arystotelesa. Cóż, on jednak raczej nie zostanie Aleksandrem Wielkim. Inna skala :) Zabookowanie biletu, znalezienie dobrego człowieka z kartą natrafiło na problem, jego sposób myślenia jest na tyle pokrętny, że jestem zmuszony po raz kolejny uznać go jako łatwe narzędzie ciemnej strony. Ja też nie byłem trudnym, może nawet nadal nie jestem. Odczuwam swoją małość, ale oczywiście rozmowa trochę... pomogła? Czy na pewno? Powiedzmy, że pozwoliła mi się trochę rozruszać konwersacyjnie. Czy jest w stanie zastąpić Cię choć w tym elemencie? Minimalnie... nie ten potencjał. O Twoim potencjale konwersacyjnym chyba najtrudniej będzie mi zapomnieć... Dziś muzyka też nie jest przypadkowa... raz chce zagrać, raz nie lub przerywa. Duchy internetu nadają ;) Co weszło bez problemu? Zacząłem od "Private Dancer" Tiny, potem poleciał automatycznie jej inny przebój, teraz nie pamiętam jaki. Potem musiałem zareagować i puściłem Sandrę...pierwszy kawałek nie chciał wejść, więc wybrałem "Maria Magdalena", przypadkiem oczywiście i tylko z sympatii dla utworu, potem poleciało Modern Talking...wtedy pojawił się student akurat na "Cherry Lady" wiec przywitałem go słowami "You are My Lady ;)" Potem musiałem zmienić bo się zacięło na wstępie "Air Flight" gdy powiedział, że jest problem ze znalezieniem człowieka z kartą. Zadzwonił do jakiejś konsultantki, która poradziła bym najlepiej sobie założył konto w tutejszym banku... po prostu "boskie" rozwiązanie ;) Potem puściłem jego "I Feel You"...znowu się zacięło i wybrałem Duran Duran... poleciało kilka kawałków i znowu zacięło się na "Notorious". Powiedzmy, że mogę to nazwać wróżeniem z sieci youtube... ;) Nie wierzę w przypadki... chyba żadne. Nie jestem jeszcze na tyle pobudzony, żebym przesadzał z nadinterpretacją... Noo brawo... zgadnij przed czym się zatrzymało? Przed "Union of The Snake". Wszedł dopiero mój 2 wybór "Reflex" Nie mam go. Narzędzia... i co z tego? Jeżeli jesteśmy tylko narzędziami to lepiej dla nas być szczęśliwym niż nieszczęśliwym, usmiechniętym niż rozgoryczonym... Bogatym niż biednym? To już nie jest dla mnie takie proste, bo w określeniu tego ważny jest poziom odniesienia. Sieć dziś najwyraźniej chce mi coś podpowiedzieć... sztuczna inteligencja? Musiałem wstać i zareagować bo Snake dalej nie chce wejść z automatu... zabawne bo wybrana potem Enigma "Sadness" też nie chciała, ani potem Era "Ameno" i dopiero leci "Adiemus" z Avatara... wraca teoria połączonego wszechświata i Gaji i przechodzą mnie ciary... dawno tak mocnych nie czułem... one zawsze sugerowały mi prawdę... może po prostu chciałbym by tak było... czerpać moc z połączeń...być dobrym i dzięki temu połączonym, niesamotnym, częścią większości... cholera miałem napisać "całości". W ogóle to muszę przetłumaczyć "adiemus" bo tylko domyślam się znaczenia...wyczuwam... nie udaje się. No tak, język wymyślony na potrzeby filmu, powiązanie z New Age... z tamilskiego "zmarły"... ktoś na blogu opisał swoje poszukiwania... Noo, tak. Co to oznacza dla mnie? Jestem poza światem. Nie zbawię go już, wdrukowany archetyp mesjasza juz nie zadziała. Chcę dla SIEBIE dobrze. Nie wiem czy to jeszcze możliwe. Jeśli będę wstawał rano i cokolwiek robił w przekonaniu, że robię DOBRZE to wystarczy? Powinno wystarczyć. Najlepiej jednak żebym widział cel. Cierpliwość bez działania nie jest moją najmocniejszą stroną... teraz zaczęło samo lecieć coś o "Relaxie" Nie znam tego w ogóle... z ciekawości sprawdzę kto i co to za tytuł...coś po francusku... Ruszyłem się a wystarczyło chwilę poczekać by zabrzmiał refren "Mea Culpa". Musiałem to znać... To przynajmniej rozumiem i zaczynam się bać... kobiecy zmysłowy głos powtarza: "home" i "Mea Culpa". Ile krzywdy wyrządziłem swoim wyjazdem, a w zasadzie brakiem powrotu? Nie wiem. Być albo nie być - oto jest pytanie... I tak wracam do piekła...czyśćca w najlepszym przypadku. Co to oznacza? Dobijanie siebie bólem i cierpieniem nie jest najlepszą metodą, mimo że wydaje się jedynym sposobem na zasypanie szuflady... Można już później nie móc wstać... na krótką metę...dziś to mogło zadziałać. Dłużej nie chcę... chcę czuć dawną moc... tak chcę wrócić na falę... to moje jedyne życie na tym świecie. Ten rok się juz nie wróci, ale nie chcę pogążać się w bólu. Jak przestać Cię prześladować? To jest pytanie, które przychodzi mi do głowy. Właśnie wszedł "anioł" czyli ktoś o prostej inteligencji... pisałem o nim... nie wiem jaki ma deficyt, ale pewnie jest szczęśliwszy ode mnie w tej chwili. Z pewnością potrafi odczuwać podobnie, a nie musi dzielić włosa na czworo i znać wszystkich odpowiedzi. Muzyka stanęła w tym momencie... powinienem ją zmienić na bardziej uniwersalną...

Wybrałem Enyę "Only the Time"... gdybym wiedział, że ten mój jakoś chyba jednak stracony rok dał coś dobrego komuś to by mi trochę pomogło. Najlepiej gdyby to MI coś dał... tak muszę myśleć. Czy na pewno? Muszę się skupić i zadać najprostsze pytanie: czego naprawdę chcę? Niestety w tej chwili pierwsze co mi przyszło do głowy to Ciebie... zajefajnie nie? Jestem ze sobą szczery. Co bym odpowiedział rano? Uwolnienia od Ciebie? Pocieszenia? A co będzie wieczorem? Czyli w tej chwili nie wiem czego chcę... Nadal, a rok temu to było proste i nie zrobiłem wszystkiego co mogłem, podporządkowałem się... Cholera dalej nie mogę sobie tego wybaczyć... to... matnia... jeżeli dobrze rozumiem znaczenie tego słowa. Stąd tylko krok do wniosku, że jedynym wyjściem jest Hades. 

No tak, mogę sobie tłumaczyć jak chcę, krygować się swoimi wartościami, logiką itd. Na poziomie pierwotnym jestem zwykłym... człowiekiem. Mogę sobie myśleć, że mnie skrzywdziłaś, czuć to, zadręczać się bólem, goryczą i może to nadal nie pomóc. Czyli jak postąpić pozytywnie by wilk był cały i owca syta?

Od mojej drugiej polubionej strony właśnie odczytałem taki przekaz:

"Wszystkiego Najlepszego Aniołku!!!!

Jestem z ciebie taki dumny..."

No...miłe, ale pierwotnie nie było do mnie tylko do synka Vina Diesela... Ile lat ma Vin? Publikowane 12 godzin temu. Sprawdziłem...dziadek... i nie wiedziałem, że naprawdę ma na imię Mark... Cholera... Twój znak...tzn. z lipca. Jestem porąbany... muszę się ruszyć, bo marnuję sobie życie... Szybki wniosek, nie?...jest 17:04:44... w Polsce... Wniosek po puszczeniu "Child in Time"... W tej chwili czuję jakbym zrównoważył uczucia, że kontroluję to, że byłbym w stanie spokojnie Cię zobaczyć i ruszyć dalej... cholera dlaczego w tym momencie zaczęło lecieć "Every Breath You Take" The Police? Poprzednio nie było takiej kolejności... Czy mam odczytać z tego coś?

Przeszedłem się powietrzyć, podciągnąłem się prawie 4 razy, odstawiłem krzesło. Zaraz poproszę o pomoc...

Zobaczymy, może się uda. Powiedziałem szczerze jak jest... tzn. nie do końca. Użyłem innego powodu, który mimo że może istnieć jest dla mnie niestety drugorzędny i wcale to dobrze o mnie nie świadczy... Właśnie dostałem kwiatki od studenta...cholera, o co mu chodziło? Dwa kwiatki chyba z drzewa owocowego... wyglądają jak kwiaty śliwy lub jabłoni...raczej nie wiśni. Kojarzy mi się to z książką "Kwiaty dla Algernona", znasz? Niezbyt optymistyczne skojarzenie, a leci teraz z automatu Depeche Mode "Shaking Disease". Wcześniej puściłem Pink Floyd z "The Wall" i potem, gdy się zatrzymało: "Enjoy The Silence" właśnie Depeche Mode. Tak czy inaczej odegrałaś w moim życiu ważną rolę... jeszcze nie wiem do końca jaką... poza łamaczki serca oczywiście...

Myślę teraz czy wyślę Ci jutro taką... dżojsowską schizę? Za mocne, za osobiste, za pokręcone i metafizyczne... Czy jesteś w stanie mi pomóc chociaż metafizycznie na odległość? Kiedyś polecałaś jakąś bransoletkę jakbyś w to wierzyła... wtedy też nosiłem czasem nawet kilka,  jakbym wierzył, że mi coś dają. Jaka jest prawda?

Pytania bez odpowiedzi. W co wierzysz? Jak sobie poradziłaś? Nie wpuścisz mnie już do strefy swojej prywatności, to raczej jasne dla mnie. Zerwałaś kontakt dawno i musiałem się nieźle "nagimnastykować" by się czegoś dowiedzieć. Myślę, że niewiele, ale jednak o sprawach najważniejszych... to w tej sytuacji powinno mi właściwie wystarczyć. To dobry wniosek... Po co się dobijałem wczoraj tym filmem? Chyba tego potrzebowałem. Musiałem pewne rzeczy przecierpieć. Tak teraz myślę. Nawet myślę, że jednak mógłbym żyć jak pogodny marzyciel, nabrać dystansu bez konieczności wiązania myśli o Tobie z bólem. Wiem, że to niekonsekwentne, a takie wahania nastroju źle o mnie świadczą. Do tego  próbuję zawracać Ci tym głowę, nie mając pewności czy coś dochodzi, ale jednak tak sądząc znowu od wczoraj... Czy jeśli coś takiego czytasz może Ci to nie obniżać nastroju? Nie chcę tego i chciałbym wysyłać tylko budujące rzeczy... Jasne, że chciałem też byś jakoś mi w tym pomogła... byś była przyczyną poprawy. To miało być pozytywne... takie powstawanie, podnoszenie się z upadku. Chciałbym by tak właśnie było... no tak, właśnie tego naprawdę chcę dla siebie. Teraz jestem pewien. Nadal nie wiem jednak jak to zrobić. Raczej nie pogrążając się w bólu. Chyba mógłbym nawet to zrobić lub przynajmniej zacząć to tutaj. Potem może w mieście gdzie jednak mam sporo dobrych znajomych. Taki plan byłby możliwy i stosunkowo bezpieczny, ale pewnie prędzej czy później musiałbym zajrzeć do kraju. Alternatywą jest powrót do kraju. Zastanawiam się czy jestem na to gotowy i co tam na mnie czeka? Nie wiem. Dwie drogi... Którą wybrać świadomie? Nie pomożesz mi wybrać, już wiem... Serce dziwnie w tej chwili spokojne. Myśli spokojne... myślę o swojej przyszłości, zauważ... Ciągnie jednak już, ale co byłoby rozsądne? Lepsze dla mnie? Wymyślić jakieś miarodajne kryterium... Jak zwykle najprostszym wydają się pieniądze... NIe muszę jeszcze, a nie wiem czy mogę już. Drugim kryterium są ludzie, rodzina. W tym przypadku chyba im szybciej tym lepiej. Dylematy, bo pewności nie mam. To tak na zimno, zapominając  o Tobie. Oczywiście ludzie liczą się dla mnie bardziej, szukam jednak prostego, jednoznacznego kryterium.

Zobaczymy co z tego wyjdzie. Czy świat mi sprzyja? Obserwuję teraz sposób działania tutejszych ludzi. Na razie nic z tego. Odsuwa się. Przyjaciele... kim są? Zobaczymy. Zaufanie, wiarygodność. Jeżeli nie traktowałaś mnie jak przyjaciela to znaczy, że mnie wykorzystałaś. Nie może być innego wniosku. Wcale mi to nie pomaga. Tak, zgodziłem się, przemyślałem ale to Ty poprosiłaś i nie wyobrażałem sobie w najgorszym koszmarze, że przestaniesz mnie znać. Wiedziałaś, że traktuję Cię jak przyjaciela... wszystko na to wskazywało. Niczego więcej wtedy nie oczekiwałem. Miałaś tego świadomość. Nie musiało wcale być Ci z tym łatwo, ale fakt pozostaje faktem. To jeszcze mocniej związało moje myśli z Tobą... trzykrotnie, a tak naprawdę więcej razy. Liczyłem, że gdy rozwiążesz pewne problemy czyli mówiąc wprost: po powrocie ze szpitala, nie zapomnisz, że mnie znasz czyli po prostu się odezwiesz. W zasadzie pamiętam, że obiecałaś to na odchodne. I cholera, wcale przyczyną tego odezwania nie musiało być przyjęcie materialnej pomocy. Jeżeli było jak mówiłaś, że nie masz się o to do kogo innego  zwrócić to czułem się jednak jakoś wyróżniony. Nie chciałaś pożyczki mówiąc, że mogłabyś mieć problem z oddaniem właśnie ze względu na niepewną sytuację zdrowotną. Tak było za trzecim razem, bo za drugim powiedziałem, że oddasz gdy będziesz mogła i nie zaprotestowałaś, zgodziłaś się. Wybacz, ale pamiętam dokładnie, bez względu na  przyczyny mojego zaangażowania. Pewnie było by mi teraz i cały ten rok łatwiej, gdybym Ci wtedy nie pomógł. Tak, OCZEKUJĘ WDZIĘCZNOŚCI. Nadal. W dowolnej formie. Zawsze oczekiwałem. Dla mnie wiąże się ona z udzieleniem pomocy ZAWSZE i uważam to za naturalne. Nie tylko w moim świecie. Cieszę się, że napisałem to w końcu wyraźnie. Niczego nie chciałem w ten sposób kupować, ani nie oznacza to, że dla mnie także liczą się tylko pieniądze. Nie dam się tymi zdaniami zbyć czy zmanipulować. Wiesz o tym. Pomagając Tobie nie miałem żadnego poczucia winy wobec Ciebie ani nie będę miał. Liczyć zawsze potrafiłem. Mogłaś się po prostu odzywać, a nie udawać, że mnie nie znasz, czy że byłem tylko dziwnym pacjentem. Jedno prawie wymuszone życzenie "powodzenia" nie od Ciebie to za mało, bez względu na Twoją sytuację.

Jeny, tego się obawiałaś? Wyszło szydło z worka? Wybacz, dobre serce powinno działać w dwie strony. Żeby zamknąć szufladę z Tobą, muszę się z tym zmierzyć, by nie czuć większego rozgoryczenia. Robię to teraz dla siebie. Ty zdecydujesz jak będzie. Jak zwykle...

No tak, chyba zaczynam sobie radzić. Tak to oceniam. Bez względu na konsekwencje... Znamy prawdę, chcemy żyć przyszłością więc musimy to rozwiązać. Bez tego chyba nawet nie możemy się szanować. I nie miałem tylko na myśli wzajemnego szacunku, ale też szacunku do samych siebie. Uwierz, tak będzie najlepiej dla Ciebie i mnie, gdy zaproponujesz coś dogodnego dla Ciebie i akceptowalnego dla mnie. Nawet jeśli weźmiesz pod uwagę tylko karmę czy inne metafizyczne, czy tylko psychosomatyczne zależności. W sumie przez te 45 dni miałem nadzieję, że jednak po prostu się odezwiesz. To by wystarczyło. Dlatego wymyśliłem minimalny zdalny kontakt. To była moja propozycja, która miała być dogodna dla Ciebie, niezależnie od okoliczności. Jeżeli jednak stanowi to dla Ciebie naprawdę problem to się nie upieram. Oddaję Ci pałeczkę. Wybacz, muszę znowu stać się facetem jeśli mam żyć. Alternatywą dla mnie jest dezintegracja. Ten szacunek dla samego siebie jest mi bardzo potrzebny. Rozumiesz przecież. Traktuję to jak sprawę życia i śmierci. Nie śpieszy mi się bardzo. Przemyśl to spokojnie. 

Trochę jestem teraz z siebie bardziej zadowolony, trochę mniej. Jeżeli mam się zmierzyć z okrutnym światem, to musiałem to napisać. Muszę wyjaśnić to do końca. To nie jest małostkowość tylko przyzwoitość. Jasne, że wolałem tego nie musieć pisać, chciałem by naturalnie to wyszło od Ciebie, ale się zawiodłem. Muszę to przyznać. Więcej zawodów nie potrzebuję, cierpienia naprawdę mam już dość. Muszę złapać "byka" za rogi, zmierzyć się z realnym światem. Poważnie, po szklance wody, a nie piwa...

Po takich dziwnie chłodnych dla mnie przemyśleniach pozostaje mi tylko życzyć Ci dobrej nocy i spokojnych snów :) Rozpogodziłem się myślą, że Vin Diesel z pewnością mi pomoże ;)

13.03

Witaj. Wczoraj przeszedłem pewien proces. On trwał przez część nocy i rano. Obejrzałem "Przejście na Marsa" i nie rozłożył mnie, bo to męski film o odkrywaniu i przezwyciężaniu trudności. Lubię to, mimo że film nie był świetnie zrobiony. Byłem z siebie zadowolony, była burza i nic we mnie nie trafiło, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że robię słusznie. Głośny deszcz nie pozwalał zasnąć, mysli były spokojne, ale były. Żadnej rozpaczy jak poprzedniej nocy tylko konstruktywne podejście. Myślałem, że muszę poprawić opis zanim Ci go wyślę, żebyś dobrze zrozumiała. Nie chciałem poprawiać w nocy, co nie ułatwiało zaśnięcia. O 2:22 spojrzałem w końcu na zegarek i postanowiłem się wyciszyć, jak potrafię ale szybko nie pomogło. W końcu zasnąłem. Teraz jest 9:57, i dłużej nie było sensu czekać, bo myślałem coraz więcej i szanse na ponowne zaśnięcie były coraz mniejsze. Rano pomyslałem, że jednak powinienem zmienić opis bardziej niż tylko dodając słowo: "psychosomatyczne" i coś czego już nie pamiętam. Mógłbym go całkiem przeredagować, ale chcę pokazać Ci proces i moją dobrą wolę. Jest to dla mnie bardzo ważne. Bycie facetem, nie zmusza mnie do zaprzestania starań o bycie delikatnym i dobrym. Wiem, że to czasem nie działa, ale taki chcę być. Wracając do sedna. Wczoraj poczułem niepokojący przypływ testosteronu w konfrontacyjnej wizji, którą od razu odpędziłem. Nie chcę tego, co nie oznacza, że się tego obawiam. Jednak byś nie odebrała tego w ten sposób dziś rano napisałbym od pewnego momentu tak:

"Robię to teraz dla siebie. Tak chcę, bo żeby móc żyć PRZYSZŁOŚCIĄ, a juz tego chcę, muszę wpierw uporać się z przeszłością. Muszę ją ocenić, swoje działania. Czy byłem głupi i dałem się wykorzystywać, czy byłem dobry i pomagałem, bo chciałem i mogłem. Jest to dla mnie zasadnicza różnica i jej prostym wyznacznikiem jest TWOJA WDZIĘCZNOŚĆ. Już nie mówię o odczuwaniu tylko praktycznym okazywaniu. Już nie muszę wiedzieć jak było dokładnie w przeszłości, chociaż pewnie by mi to pomogło zrozumieć, ale liczy się to co jest TERAZ. 

No tak, chyba zaczynam sobie radzić. Tak to oceniam. Bez względu na konsekwencje... Znasz PRAWDĘ, ja znam tylko jej część.  Żyjecie przyszłością, ja chcę żyć swoją, ale muszę wpierw podsumować przeszłość. Nie chcę niczego zakłócać, ale jestem przekonany, że nie ma dla mnie innej drogi. Bez tego chyba nawet nie możemy się szanować. I nie mam tylko na myśli wzajemnego szacunku, ale też szacunku do samego siebie. Uwierz, tak będzie najlepiej dla Ciebie i mnie, gdy zaproponujesz coś dogodnego dla Ciebie i akceptowalnego dla mnie. Nawet jeśli weźmiesz pod uwagę tylko karmę czy inne metafizyczne, czy tylko psychosomatyczne zależności. W sumie przez te 45 dni miałem nadzieję, że jednak po prostu się odezwiesz. To by wystarczyło. Dlatego wymyśliłem minimalny zdalny kontakt. To była moja propozycja, która miała być dogodna dla Ciebie, niezależnie od okoliczności. Jeżeli jednak stanowi to dla Ciebie naprawdę problem to się nie upieram. Oddaję Ci pałeczkę. Wybacz, muszę znowu stać się facetem jeśli mam żyć. Alternatywą dla mnie jest dezintegracja. Ten szacunek dla samego siebie jest mi bardzo potrzebny. Rozumiesz przecież. Chcę zamknąć tę sprawę nie angażując żadnych innych osób. Nie chcę by to była niekończąca się opowieść. Traktuję to jak sprawę życia i śmierci. Jestem sam i może już tak zostanie. Sam muszę sobie pomóc. Nikt mnie nie wesprze, nie przytuli i nie pocieszy. Nie śpieszy mi się jednak bardzo. Przemyśl to spokojnie. 

Teraz jestem z siebie bardziej zadowolony. Jeżeli mam się zmierzyć ze światem, to musiałem to napisać. Muszę wyjaśnić przynajmniej ten kluczowy element, który nie pozwala mi zacząć żyć PRZYSZŁOŚCIĄ. To nie jest małostkowość tylko próba jednoznacznej oceny czy dobrze zrobiłem pomagając. Jasne, że wolałem tego nie musieć pisać, chciałem by naturalnie to wyszło od Ciebie, ale się zawiodłem. Muszę to przyznać. Więcej zawodów nie potrzebuję, cierpienia naprawdę mam już dość. Rozumiem i akceptuję to, że nie chcesz wracać do przeszłości i "Wszystko dobrze" mi wystarcza. Nie muszę wnikać w szczegóły. Liczy się TERAZ i PRZYSZŁOŚĆ. Muszę złapać "byka" za rogi, zmierzyć się z realnym światem. Poważnie, rano na czczo po popołudniowych, wieczornych, nocnych i rannych przemyśleniach."

Com napisał, tom napisał. Kości zostały rzucone. To moje życie. Muszę zacząć bardziej o nie dbać. Muszę się do tego przyzwyczaić. POZYTYWNIE. Pozdrawiam WAS bardzo SERDECZNIE. Nie miejcie mi za złe ostatnich 46 dni :)

Wysłałem po przeczytaniu i drobnych korektach. Przeczytaj, przemyśl, odpowiedz. Jeśli nie, to wszystko będzie się przedłużać. Ja mam czas i wiem że muszę to wyjaśnić, by móc zacząć żyć przyszłością. Tyle w tym temacie ;) 

Posiedziałem na słońcu i dumanie zakończyłem przypuszczeniem, że na ostatnim mailu się nie skończy. Wiem, ze dziś 13, jestem trochę niedospany, ale zadowolony z siebie. Możesz iść w zaparte i wysyłać mnie dalej na drzewo. Przekonanie, że jednak dla Ciebie też będzie lepiej jeśli jednak okażesz mi jakoś wdzięczność mnie nie opuszcza. Wymyśliłem, że może być nawet nieokazywana osobiście jeśli naprawdę to dla Ciebie problem. Nie chciałbym jednak byś wykorzystywała do tego szefa ;) Tyle na teraz.

Puściłem muzykę. Duran Duran i dziś "Union of the Snake" weszło o dziwo bez problemu jako drugie z automatu... Czy to oznacza, że przeszedłem na ciemną stronę mocy? Nie, jednak skończyłem z proszeniem. Potrzebuję jeszcze czegoś by to skutecznie zakończyć i staram się to osiągnąć. Jeśli pełny opis i życzenie skierowane wprost nie pomoże, to bedę szukał innych metod, choć wolałbym nie. Czy muszę? Na razie tak. Nie chcę Cię pogrzebać w otchłani ciemności więc...rozumiesz. Potrzebuję tego by móc zacząć żyć przyszłością. Myśleć o tym, zobaczyć coś przed sobą. Ta moja szczerość jest oczywiście bronią obosieczną, jeśli mam użyć takich kategorii. Wystawiam się znowu. Diabełku... Niezależnie w co wierzysz wewnątrz czy w podświadomości musisz mieć zakodowane powiązanie pomoc-wdzięczność. Możesz sobie to wypierać jak chcesz, ale NIGDY od tego do końca nie uciekniesz. Właśnie zagrało z automatu: "Its My World" Talk Talk. Tak właśnie jest...oczywiście ciary... xD - dont forget... skończyło się :) Gdzieś wcięło mi apostrof... Zaćmienie... Ja też od pewnych rzeczy już nigdy nie ucieknę, więc zgadzam się na remis ;) Status Quo. Równowagę, balans itd. Zaczęło lecieć "Broken Wings"... tochę w temacie ;) I nadszedł anioł... spytałem jakiego koloru są jego skrzydła...powiedział, że różowe, bo zmieniły kolor po tym jak zabił wielu ludzi... to oczywiście były typowo męskie żarty ;) Przyniósł 5 jajek na pół twardo i trochę chleba, czyli mam ucztę :) Sam wcześniej dostał te jajka od sąsiada, więc sobie zażyczyłem 1-2 mówiąc, że od pół roku żadnego nie jadłem zgodnie z prawdą jak zwykle :) Masz to na co godzisz się... Oczywiście uprzedził bym nie jadł od razu wszystkich, bo cholesterol i takie tam... musiałem wygłosić mowę o dwóch rodzajach cholesterolu, ale na razie zjadłem z apetytem dwa :) Co ja mam Ci powiedzieć? Nie chcę Cię znienawidzić, nawet nie potrafię, a sobie coś życzę... Nie wiem co opowiedziałaś szefowi. Może nawet wszystko z Twojego punktu widzenia... to nie jest ważne. W żaden sposób nie zamierzam ingerować w Twoje życie... Nie odbierz mnie źle, nie myśl źle, bo to nie pomoże ani Tobie, ani mnie. Robię to głównie dla siebie, chcę tak myśleć, mimo że widzę zalety też dla Ciebie. Możesz pomyśleć nawet, że masz to głęboko gdzieś, ale to nie pomoże. Los? jakoś nas związał i dopiero zaczynam starać się przerwać to powiązanie. Być może został już tylko jeden splot do przerwania. Jednostronnie to nie zadziałało... 

Zaczynam wyczuwać jakieś problemy. To być może tylko wynik niewyspania. Lekka konfuzja. Oczywiście, ten proces, który wczoraj przeszedłem na razie nie daje mi nic poza zmianą sposobu myślenia. Od tego jednak muszę zacząć. Czy mogłem w ten sposób popsuć sobie "karmę"? To tylko życzenie elementarnej wdzięczności, więc nie. Czy mogło Cię zdenerwować? NIe miało, dlatego było takie długie... wyczerpujące. Byś zrozumiała pozytywnie, jeśli przeczytasz oczywiście. Nie mam tej pewności, bo pewne rzeczy powielałem i wynikały z kontekstu, a pewne związki frazeologiczne są tak powszechne, że być może nie odnosiły się do moich maili. W domenie metafizycznej jednak pewnych rzeczy nie trzeba bezpośrednio odczytywać. Technicznie zawsze możesz mnie zablokować lub nie czytać. Jak to wpływa praktycznie na moją sytuację? Wczoraj nie mogłem zasnąć, ale za to byłem neutralnie zdecydowany. Dziś jestem niewyspany, ale się uśmiecham i gadam trochę. Poza tym nie widzę aktywności na służbowym Fb, ale to nic nowego. Puściłem dziś dość skoczną i pozytywną muzykę. Była Cyndi Lauper, Sandra, Modern Talking, "Forever Young", "Biking Japan", "She is Playing With Love" Alphaville...właśnie się skończyło... Nie wiem co teraz leci, bo słyszę zakłócenia od innych sprzętów. Czy nie lepiej dla mnie było pozostać przy bezinteresownej, platonicznej miłości? W niebie - tak, na ziemi... musiałbym tu zostać na zawsze lub odpłynąć. Były tylko dwie drogi. Do pierwszej potrzebowałem minimalnego kontaktu z Tobą, ale go nie zaakceptowałaś... mogę do tego już nie wracać. Do drugiej determinacji i połamania zasad, tradycji i religii w jakich się wychowałem. Była to zła droga, według niektórych ostateczny cel złego względem człowieka...

A teraz jeszcze sobie czegoś życzę. Oburza Cię to? Jeżeli tak pozostanie do końca to będę musiał się poddać i uznać Cię za złą kobietę, a siebie za wykorzystanego głupca. Cholera, nie wiem co było by  gorsze dla mnie? Nie chcę tego. Żądam pozytywnego rozwiązania, zakończenia. Se mogę ;) Jestem tylko człowiekiem. Mniej jest czasem lepiej, a wysłałem Ci dziś raz, ale dużo. Po co? Żeby doprowadzić do dobrego końca. Czy jest w ogóle możliwy? Trochę przymulam po 2 kawach...niby z czego mam się cieszyć? Ewolucja sposobu myślenia odbiera mi nadzieję, odebrała. Leci "November Rain". Chyba muszę jeszcze trochę popłakać ;) Pewnie już zawsze będzie się mi kojarzyć z 13 listopada. Okrutna była ta prośba o niekontaktowanie się, ale ją rozumiem. W chwili słabości nic nie pomaga. Jednak tego jeszcze nie przetrawiłem. Kwestia czasu? Zaczęło lecieć "Sweet Dreams" Eurythmics, po "Take On Me" Aha. Wiem, że wypisywanie tytułów piosenek w racjonalnym świecie nie ma sensu. Wrócić do racjonalności, jak rok temu się starałem...? Niby coś z tego wyszło, a jednak jakby nic... dobrego już. Czy też byłem tylko narzędziem złego? Pytanie bez odpowiedzi. Po owocach go poznacie. Tylko to przychodzi do głowy. Na razie dobrych owoców brak... Mógłbym już odpuścić i nie czepiać się o tą elementarną wdzięczność. Potem został by tylko żal. Dziś na świat przyszły 3 kotki. Pierwszy raz widziałem takie małe. Teraz leci "Who's That Girl?"... znalazłem apostrof. Przymulenie trochę mija. Teraz "Turn Around"... kiedyś widziałem niezły występ pod tę muzykę... fascynujący, zawsze już będzie mi przychodził do głowy, gdy to usłyszę... Czyli Ciebie też zapamiętam na zawsze. To naprawdę ważne jak będziesz mi się kojarzyła...  

Przeczytałem dzisiejszą, niewysłaną część. Czysta prawda. Nie wiem co będę robił jutro. Niby powinienem pójść do sklepu. Musiałem ściągnąć aktualizację aplikacji do bookowania. Generalnie dałem się potem precyzyjnie namierzyć. Przez głupią nadzieję na oszczędność. Cóż, taki los. Jak już przechodzę do konkretnego działania to dopiero widzę w jakiej fatalnej sytuacji jestem. Praktycznie nie jesteś w stanie mi pomóc nawet jakbyś zechciała. Schrzaniłem sobie życie. Poleciałem za marzeniami, popłynąłem. Teraz próbuję chyba zrobić coś głupiego w mojej sytuacji. Po co miałbym Cię chcieć zobaczyć? Racjonalnie to nie ma już sensu... nie miało już rok czy nawet więcej temu. Jezu, nie potrafię wrócić do racjonalności. Racjonalnie to po prostu mnie zlałaś rok temu. Wykorzystałaś, wycisnęłaś i olałaś, a ja zamiast wtedy to przeboleć, miałem nadzieję i nieudolnie Cię szukałem. Wygląda to zupełnie bez sensu. Po tej samokrytyce powinienem już tylko odpłynąć. Mogę sobie mówić o wizjach świata, wartościach itd. ale po uproszczeniu wygląda to dokładnie tak. Byłem zakochanym klaunem, a Ty mnie wykorzystałaś. Tylko przy takiej interpretacji mogłaś przestać się do mnie odzywać. Jak mogę zaakceptować taką prawdę? Czy to prawda? Czy to ważne, jeśli efekt jest taki jaki jest? Myśląc w ten sposób nie podnoszę się tylko dołuję. Potrzebuję czegoś pozytywnego od Ciebie, a Ty nie chcesz pomóc. Dziś już wydawało mi się, że nie potrzebuję pomocy. Że wystarczy potwierdzenie elementarnej wdzięczności lub nawet zaprzeczenie. Wychodzi na to, że na zaprzeczenie nie jestem jeszcze gotowy. Jeny, ile to ma trwać? Tak naprawdę wszystko co dostałem od mojego ulubionego szefa, poza informacją o związku było dla mnie najbardziej prawdopodobne... wynikało z kontekstu odkrycia sprzed 45 dni. Nawet ten związek, ale o tym myślałem rzadko... Czyli pragmatycznie nie miałem czym się cieszyć. Metafizyka w tym nie pomaga. Potwierdził coś, ale odezwał się przecież żebym się odczepił, przywrócił trochę wiarę w ludzi, bo potrafił potwierdzić enigmatycznie prawdę, ale nie w Ciebie. Dla mnie to po prostu nadal dramat. Tylko powoli oswajam się z sytuacją. Dalej nie wiem co robić, bo czasu i zaistniałych działań nie cofnę. By móc żyć przyszłością nadal czegoś potrzebuję. Lot do kraju jest chyba w tej chwili niezbyt wskazany, a jednak mnie ciągnie. Nikt mi tu dobrze nie doradzi. Muszę sam zdecydować i brnę w tym kierunku. Nawet jeśli uda mi się Ciebie zobaczyć, a Ty nie zmienisz postępowania wobec mnie to potwierdzę tylko rozczarowanie. Tyle miejsc będzie mi się już źle kojarzyło, że nie będę miał już czego szukać w kraju. Nie pocieszysz mnie dobrym słowem. Rozumiem, że Twoja sytuacja kiedyś się skomplikowała. Mogłabyś się jednak odezwać dłużej niż "powodzenia" jeśli to od Ciebie. Od siebie, krótko opisać sytuację i podziękować może chociaż kurtuazyjnie... napisać coś miłego dla mnie. Czy później np. po paru dniach dalej bym nie twierdził, że to za mało? Co miałabyś do mnie pisać jeśli bym chciał żebyś odzywała się do mnie np. co tydzień? Tak, widzę pewien bezsens tego w Twojej sytuacji. Musiałabyś naprawdę chcieć mnie ratować, czyli musiałbym przyznać, że bardzo sobie nie radzę. Już nie chcę litości, przeszedłem pewną drogę w kierunku powstania z kolan. Nie chcesz być przyjacielem i wiem, że w wyjaśnionej sytuacji mogło by to być niezręczne. Cholera, na odległość nie powinno... Wysyłaj mi chociaż reklamówki Waszych działań z jakimś komentarzem, żebym wiedział, że jest od Ciebie. To już by mi coś dało. Jednak czegoś potrzebuję, żeby udowodnić sobie, że było warto, że jesteś dobra. Zafiksowałem się na tym. Postawiłem sobie taki warunek zamknięcia szuflady. Wszystkie zastępcze pomysły okazania wdzięczności wydają mi się dość dziwne, ale nie chcę ich wymyślać. Chciałbym byś to Ty coś wymyśliła, żebym zobaczył Twoje dobre chęci, intencje. Tego teraz najbardziej potrzebuję i to w zasadzie starałem się dostrzec w ostatnim komunikacie. Twoją dobrą wolę. Nie wymuszę jej, powinna wyjść od Ciebie. Już chyba tylko to zostało mi do potwierdzenia. To, że TERAZ potrafisz być wdzięczna. Już nie muszę znać przeszłości. Pomogło by mi to, ale zrozumiem jeśli nie zechcesz do tego wracać. Wdzięczność powinna jednak pozostać. Może powinienem odczekać i odezwać się do Ciebie za rok, ale ja też chcę móc żyć do przodu. Powtórzę to jeszcze raz: jeszcze nie potrafię, muszę podsumować zeszły rok, a do tego brakuje mi interpretacji tego co zaszło. Możesz zostać interesującą legendą lub koszmarem, który będzie mnie prześladował do końca życia. Poczucie krzywdy i żalu jest okropne i niszczące. Wiesz przecież. Teraz chodzi mi już tylko o jakiś gest z Twojej strony. Jasne, że najlepiej jakby był proporcjonalny do mojej pomocy. Prawdziwe wyjaśnienie Twojej historii jednak by wystarczyło. Myślałem nawet, że jeśli nie potrafisz niczego dla mnie zrobić osobiście to spróbuj wymyślić coś pośredniego. Postaram się nie przypominać sobie więcej, że kiedyś nie chciałaś mnie oddać, a potem to naprawdę był dla mnie koszmar, gdy się odcinałaś. Teraz nabrałem już dystansu, przywykłem do samotności. Najbardziej brakuje mi rozmowy z Tobą. No tak, najfajniejsze byłoby to czego próbowałem najwcześniej. Moglibyśmy pogadać nawet przez Fb. Jeszcze lepiej było by osobiście, ale nie mam pojęcia czy będzie to możliwe. Miło by mi było, gdybyś np. powiedziała, że moja pomoc pomogła Ci w tym i tym... Przecież zdajesz sobie z tego sprawę. Czy znowu zaczynam sie płaszczyć? Czy muszę? Postąp uczciwie. a nic nie stracisz tylko zyskasz... na pewno co najmniej lepsze  samopoczucie. Czy przyjaźń nic naprawdę dla Ciebie nie znaczy? 

Walczę już tyle dni byś nie stała się moim koszmarem. Jestem nieobrażalny, prawie cierpliwy choć wiem, że już nic praktycznie nie mogę zyskać. Wcześniej była nadzieja na kontakt, który miał mnie wyciągnąć z dołka. Jakoś sobie poradziłem bez niego łudząc się zastępnikami czyli wyświetleniami, tego co wysyłałem. Teraz już tego nie mam. Nie będzie mi tu łatwo nawet bez tego. Jak Cię przekonać? Chciałem Ci nawet płacić za czas poświęcony na rozmowę, chciałem być tylko pacjentem, chciałem być przyjacielem, kolegą, a przecież w jakiś sposób byłem "aniołem biznesu". Czy nic z tego naprawdę nie jest możliwe? Odpowiedz sobie uczciwie na to pytanie. Nie zacietrzewiaj się, że nie bo nie, bo tak kiedyś zdecydowałaś. Teraz już na pewno Ci to nie pomoże. Wcześniej być może musiało tak być, ale teraz pozwól mi zacząć żyć przyszłością. Dla mnie oznacza to co innego niż dla Ciebie, bo bez... uratowania Twojej duszy nie jestem w stanie zająć się czymś innym. Sam nie wiem czemu napisałem o duszy. Nie wiem w co wierzysz, ale chcę byś pokazała jaka potrafisz być dobra. To może była przenośnia, a może nie. Rozumiesz przecież, że chcę o Tobie dobrze myśleć, pozytywnie coś podsumować. Już tylko to mogę. Wiem, że magluję to na okrągło. Czy mam mieć kompleks wobec ludzi, którzy po prostu wykorzystują innych. Porównaj mnie z jakimś. Nie chcę dojść do wniosku, że dobro jest głupotą, że liczy się tylko interes, pieniądze, władza. Może tu chodzi też o moją duszę? Jak zaczynam poruszać się w obszarze takich pojęć dochodzę do wniosku, że najlepiej było by zostać tu już do końca i odpokutować za wszystkie grzechy. Co o tym sądzisz? To było by najprostsze. Przecież gdy Cię poznałem byłem na dobrej drodze do złamania paru wyznawanych przeze mnie zasad. Dokąd by mnie to zaprowadziło? 

Czyli istnieje nadal wariant pustelniczy. Wtedy mógłbym zapomnieć już o zamęczaniu Cię mailami czy oczekiwaniami. Tak to wyglądało jeszcze 7 tygodni temu i potem gdy proponowałem zdalny, minimalny kontakt. Cholera, marzeń już nie mam. Wiadomo, związek mnie blokuje. Tak mam. No tak, wtedy mógłbym żyć tylko wspomnieniami, ale przecież chcę żyć do przodu. Mam z tym jednak nadal problem. Nie widzę przyszłości. Jeszcze przed tygodniem byłem w stanie wyobrazić sobie ewentualne ostatnie spotkanie z Tobą, a teraz nawet z tym mam problem. Potrzebuję rady...poważnie. Pytałem Cię mailem 2 dni temu czy istnieje taka służbowa możliwość, ale nie odpowiadasz więc nie wiem. Szef być może czuje do mnie antypatię w związku z tym, że trochę wymusiłem na nim przyznanie się do kłamstwa. Chyba nikt tego nie lubi. Ty tego nie sprostujesz, bo nadal mnie ignorujesz. Jest już 21 i dziś nie widziałem w ogóle aktywności. Niby nie ma to już znaczenia, ale się przyzwyczaiłem. Co ja mam począć? Nie mam żadnych pomysłów. Czekać na Twoją odpowiedź? Doświadczenie uczy, że się nie doczekam i bedę musiał poprosić kogoś o pośrednictwo. Bez sensu. Ładne masz to zdjęcie diabełku. Zapamiętałem kilka Twoich min. Jedną nawet niewinną i zatroskaną... tę lubię najbardziej :) Teraz mogę tylko pożyczyć Ci dobrej nocy i słodkich snów :) Tak, tak...zazdroszczę Wam, choć specjalnie nie lubiłaś się przytulać i drapałaś strasznie ;)

14.03

Noo, tak mogę sobie żartować na noc, ale tak naprawdę to niczego nie poprawia. Wczoraj obejrzałem jakieś 2/3 "Atlasu Chmur". Interesujące, ciekawe role w odmiennych charakteryzacjach. Tom Hanks w niezłej formie. Spokojnie zasypiałem, bo nie miałem żadnych planów na dzisiaj. Obudziłem się rano z przekonaniem, że nic nie ma już sensu. Nie wiem czy mi się coś śniło. Leżałem i myśli nie były optymistyczne. Straciłem nadzieję na kontakt, wiarę w Ciebie, że możesz być dla mnie dobra czy wdzięczna, a z miłości zostało już nie wiem co. Chyba rozgoryczenie. Takie myśli mogą zaprowadzić mnie tylko na dno. Znam siebie. Nie chciało mi się wstawać, nie poszedłem do sklepu. W tym stanie potrafię się tylko usypiać, z czasem staję się coraz słabszy i wszystko wydaje się coraz trudniejsze i mniej osiągalne. To kliniczne objawy depresji. Wczoraj, przedwczoraj próbowałem zawalczyć o przyszłość. Zacząć myśleć, jednak wniosek był ciągle ten sam, że jeszcze potrzebuję czegoś od Ciebie. Teraz już tylko gestu wdzięczności. TERAZ, by móc podsumować przeszłość, nie wracać do niej więcej i spróbować żyć. Gdy przestanę się o to dopominać, bedzie to znaczyło, że zasnąłem na dobre. Nie ma dla mnie alternatywy. Nie chcę być chodzącym wyrzutem sumienia. Nie podoba mi się taka rola. Próbuję podsumować to pozytywnie niezależnie od minionych skutków. Nie potrzebuję Ci tego już tłumaczyć. Jestem pewien, że rozumiesz. Teraz chodzi tylko o Twoją dobrą wolę. Wiesz co to jest nieszczęście, Podziwiam Twoją zwycięską walkę. Naprawdę mógłbym już nic nie pisać. Sam czas już mi nie pomoże. Nie potrafię sam zakończyć tego pozytywnie. Pozdrawiam Was nadal serdecznie.

kocham

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości