dominikistoji dominikistoji
226
BLOG

Depresja

dominikistoji dominikistoji Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

22.03

Zacząłem nowy plik, po wysłaniu dobowej części na domyślne skrzynki. Od południa do południa. Mija 8 tygodni od odkrycia, że żyjesz. Według moich obserwacji, jakiś czas temu zacząłem zjeżdżać czyli znalazłem się na opadającym zboczu sinusoidy. Miała niskie maksimum. Być może cały czas poruszałem się w obszarze depresji, czyli pod osią, może na chwilę znalazłem się nad. Pójdę zaraz na słońce. Jeszcze nie poddałem się do końca, ale sił starcza na poruszanie się tylko z prądem...

Noo, tak. Posiedziałem znowu z nogami w górze. Nie chcę być dla nikogo ciężarem. W takim stanie mogę uniknąć tego tylko tu. Powrót do kraju w takim stanie byłby dla mnie tylko męką. Nie nadaję się do tamtego świata. Mogło by mi być tylko wstyd za siebie. W zasadzie muszę przyznać, że jestem chory. To wszystko cholernie niepozytywne. Nie mam zamiaru ściągać Cię w dół Twojego cyklu. W związku z tym wszystko wydaje się bezsensowne. Nawet perspektywa 10-dniowa. Szukam czegoś co mogło by odwrócić trend. Dziś widziałem kogoś kto naprawdę pływał. Czyli da się. Z depresją wiąże się jednak obawa, przed prawie wszystkim. Może student mnie dziś zmotywuje do wejścia do wody. Zobaczymy. Kiedyś powiedziało by się po prostu, że jestem leniwy, że mam za dobrze...

Pogrzałem się myśląc, że jest niedobrze. Znam ten stan. Gdy wszystko zacznie mnie drażnić już nic nie pomoże. Gdy nie włączę muzyki, pozwolę sobie na ciągły zjazd. Może wtedy nie będzie mnie ciągnąć do całkowitego odpłynięcia, bo amplituda emocji się spłaszczy, ale to jednak paskudny stan. Zniechęcenie i negatywne myslenie zrobią swoje i kiedyś po prostu będę musiał się odbić od kolejnego dna. Tak to wygląda. Emocjonalnego dna. Tylko anioł teraz mógłby mi pomóc. Prawdziwy, bo osobom, które będą jakoś zmuszone przebywać ze mną w takim stanie szczerze współczuję. Jest prawie 13:30. Czas na muzykę, a ja nie mogę się zdecydowa by wstać. Mógłbym sobie znaleźć jakąś odskocznię jak kiedyś, nowe zainteresowanie, formę aktywności... gdybym chciał się bronić, gdybym miał dla kogo, gdybym znalazł powód. Przecież potrafię się do czegoś jeszcze zmusić. Później będzie coraz trudniej. 

Puściłem Barclay, James, Harvest. Składankę, zaczęło się od Hymnu z płyty "Gone to Farth" czy Earth? Nie znalazłem tłumaczenia słowa "Farth" więc może jednak na Ziemię? Romantycznie i symfonicznie. Nie podkręcam się, po prostu unoszę się na powierzchni. Zazdrościsz mi, że mogę sobie pozwolić na taki stan? Chyba nie, nie wyrobiłabyś tak długo. Trochę mi szkoda, tego lekkiego wzmocnienia, które osiągnąłem. Grają fanfary. Spokój. Tyle mogę osiągnąć. Wyciszenie i minimalizacja. Wydaje się to realne. Pustelnicza, dzika wizja. Jednak nawet tu trudna do zrealizowania. Musiałbym uciec na zupełne odludzie. Zobaczymy.

Pounosiłem się chwilę na zewnątrz, niestety długo i tak nie mogę. Wróciłem zmienić BJH na coś innego, ale zadziało się samo. Poleciało Dire Straits. Przyszedł student i puścił ścieżkę z Gta Vice City. Nawet znośne kawałki. Foreigner, Kate Bush i coś teraz leci. No tak, kontakt z człowiekiem trochę mnie ożywia. Opowiada mi o swoich przeszłych przygodach z dziewczynami. Cóż, jest w niezłym wieku i w sezonie ma sporo okazji. Cholera, to daje mi tylko odskocznię od smutnych myśli... żadnych wniosków. Nie spodziewałem się takiej muzyki do GTA. Leciało np. "Broken Wings", a teraz "Listen You". Puszczam Kukiza począwszy od "Skóry" z 1984, przez "Całuj Mnie" z 1997 i "Miasto Budzi Się" z 2007. Pokazuję drogę faceta, artysty. I co z niego wyrosło? Puściłem jeszcze "Chodź Tu Miła", a na koniec "Bo Tutaj Jest Jak Jest". Czuję jakiś związek z Kukizem, trochę wyrosłem także na jego muzyce. Łysieję podobnie ;) Podobna wrażliwość chyba, mimo że trochę inne pokolenie i inny typ osobowości. Puściłem Edytę Górniak "I don't Have Nothing - Hit, Hit, Hurra", a teraz "Power Of Love" w tym samym wykonaniu. Wolę oryginał, ale poszło z automatu. Nie jestem wielbicielem Edyty. Trochę za bardzo zadziera nos jak dla mnie ;) Kukiza obserwowałem, gdy zaczynał organizować swój ruch, ale przed finałowym momentem się wykluczyłem więc przerwałem.

I tak doszliśmy do Ultravox "Dancing With Tears In My Eyes", a teraz Kim Wilde... to też podobno leci w radio Vice City. No, tak, muszę żyć teraźniejszością. Inaczej nie dam rady. Na bieżąco stać mnie na jakąś małą aktywność, jakieś 5 podciągnięć, przysiady na jednej nodze czy pompki na jednej ręce. Trochę oszukiwane, ale nie mam jeszcze więcej siły. Czyli jest szansa? Na co? Właśnie takich pytań nie moge sobie zadawać, bo nie znam żadnych odpowiedzi. Muszę się czymś zająć po prostu. Leciało Yazoo "Don't Go", a teraz "Final CountDown" Europe. Odczepić się... Staram się zestawić Cię z wcześniejszą stratą. Niby nie da się tego porównać... 25 lat i dwie córki, niby zupełnie inna skala, a jednak... Klnę na siebie brzydko, że byłem taki słaby, co ja ze sobą zrobiłem? Teraz jestem po 2 kawie, kontakcie z przyjaznym człowiekiem, muzycznym pokazie, małym ćwiczeniu. 2 godziny pozytywnej aktywności na dzień to jednak za mało. Zmieniłem listę, żeby nagrania znowu się nie powtarzały. Puściłem pierwszą nagraną przeze mnie na porządnej kasecie i porządnym decku Hitachi płytę: "In To The Light" Chrisa de Burga z 1986 roku, a nagrałem ją już w styczniu tegoż samego roku... bodajże 6 lub 7 stycznia. Siedząc na zewnątrz bawiłem się przez chwilę przeliczając znane mi daty urodzeń. Złudne to jest, ale zajmuje trochę czasu. Zadawanie sobie ciągle pytania dokąd dążę nic mi nie daje. Teraz mogę żyć tylko bieżącą chwilą. Może jutro popływam, bo dziś student stwierdził, że jest za duży wiatr... nie poćwiczy też ze mną, bo mówi, że musi oszczędzać energię na sezon... cóż, on jest dopiero leniwy... W jego wieku... no tak, byłem świeżym mężem, studiowałem i pracowałem na dwóch półetatach właściwie... Dawne czasy, a co teraz? Bujam się bez celu... Leci "Lady in Red". Największy przebój z tej płyty. Chciałbym coś wykombinować by jutro coś motywowało mnie do wstania. Bym miał o czym myśleć pozytywnie. Pomysłów brak. Widzisz, w zasadzie chciałem Cię użyć jako motywatora, ale nie dałaś się. Można opisać te 8 tygodni też w takiej konwencji... 

To moje życie, więc powinienem coś z nim zrobić. Widać, że czegoś mi brakuje... no tak piątej klepki ;) Tu nic nie wykombinuję, nie zostanę członkiem drużyny Old Stars ;) Czego mogłem zdalnie to się dowiedziałem. Niewiele, ale były to dla mnie najważniejsze informacje żeby móc zamknąć ubiegły rok, żeby być może zmienić swoją drogę. Nie mogę już sobie powiedzieć, że jestem w żałobie, że wszystko poszło na marne. To wiele zmienia. Naprawdę. Jest nowy rok, zaraz minie rok od kiedy widziałem Cię ostatni raz. Powinienem się w tę rocznicę upić i powiedzieć, że to koniec. Nie zrobię tego, bo jeszcze czegoś mi brakuje do zamknięcia. To być może zmusi mnie do wypadu. Nie wiem jakie będą jego skutki. Tak czy inaczej odkrycie sprzed 8 tygodni zmieni mocno moje życie w tym roku. To tylko potwierdzi jaka byłaś i jeszcze jesteś ważna dla mnie. Muszę się z tym zmierzyć do końca, już nie w kontekście pomocy, ale życia, prawdy, rzeczywistości. Żeby jednak to zrobić, muszę się jeszcze wzmocnić i nie mogę sobie pozwolić na zjeżdżanie. Taki muszę zdefiniować cel i tego się trzymać. Nic innego nie wymyślę. Pozostaniesz nadal motywatorem, mimo że całkowicie biernym. Dalszych planów mieć nie mogę, bo konsekwencje tego mogą wszystko zmienić. W takiej chwili dopiero znowu zaczynam się czuć facetem - jest prawie 17... "For a Lider" - niezłe nagranie... nie zmieściło mi się całe na kasecie... Ściągam film "Siła Umysłu"... jak widzisz wszystko motywująco i tematycznie... Nie wymyślam żadnych bzdur. Nie ma obawy. "What About Me?" Jestem stabilny, a będę jeszcze bardziej. Taki musi być plan, bo alternatywą jest zjazd. Dalej pali mnie twarz, od siedzenia na słońcu, mimo że starałem się ją zakrywać. Jeśli chodzi o dziś to mam jeszcze 4 godziny do zagospodarowania. Straszny problem, nie? Na razie dalej słucham Chrisa i myślę, starając się nie zmarznąć. 

Poprzeglądałem oferty spożywcze. Mógłbym się ruszyć by wzbogacić trochę dietę. Zostały mi już tylko serki topione do chleba. Zrobiło mi się trochę smutno, że jednak nie mam już o czym myśleć, marzyć. Ta płyta jest trochę nostalgiczna. Przypomina mi dawne lata. Taką wybrałem. Teraz "Missing You". Wszystko jest powtarzalne? Zakładam, że znalazłaś swoje szczęście. Cholera, nie powinienem do tego wracać, ani myśleć za bardzo do przodu. Smutek wywołany przeglądaniem ofert spożywczych to jakiś absurd, wskazujący na brak stabilności, melancholię. Muszę się skupić na najbliższych dniach. Na "bieżączce". Kiedy patrzę na komunikator widzę, jak bardzo moje internetowe podchody były nieskuteczne. Nie chciałem używać żadnych podstępów i może dlatego. Mam nadzieję, że nie zaszkodziłem w niczym. Cholera, nie powinienem był się z Tobą zadawać, gdybym wiedział, że potrafisz być taka... Wiem, że ostrzegłaś mnie, nie powinienem już wracać juz do tego. Stało się. Teraz...tylko teraz, bo dalej nie potrafię spojrzeć w przyszłość, choćbym chciał. Jak uciec od takich refleksji? Tylko zajmując się czymś. raczej nie słuchaniem piosenki "I'm Lonely" ;) To chyba już finał tej płyty... piękne, symfoniczne nagranie z wokalizą w tle... I muza się skończyła, jest 17:48, temperatura 16.1. Co teraz? Pustka...

Poszedłem się przewietrzyć, podciągnąłem się znowu 5 razy. Tyle mogę. Co jeśli prawda jest okrutniejsza niż przypuszczam? Nie wiem. Prawdę można tylko zaakceptować. W tej chwili w zasadzie tracę czas. Moje życie. Niby nie jest aż tak źle, ale na pewno można je lepiej zagospodarować. Siła, wiara w siebie to jest to czego teraz potrzebuję. Szczęście i powodzenie z pewnością się przydadzą. Tyle na poziomie ogólności. Na razie nie potrafię tego przełożyć na konkrety, poza drobnymi ćwiczeniami. Jest to mimo wszystko postęp po jakichś 8-10 miesiącach prawie bez ruchu. Nie chcę tego zmarnować. Tak, staram się właśnie motywować. Teraz już nie liczę na żadną zewnętrzną pomoc. Nie mam nadziei na kontakt. Pozostaję sam ze swoją wiarą w siebie. Świadomość, że żyjesz jednak trochę mi pomaga. Teraz przychodzą mi do głowy same metafizyczne skojarzenia, ale staram się pozostać przy racjonalności. O reszcie nie ma co pisać. Okaże się czy ktoś mi sprzyja czy nie. Dalej jestem ciekaw w co wierzycie? Najwyraźniej nie w przyzwoitość, czy wracające dobro, chyba że rzeczywiście cena skojarzeń z przeszłością jest zbyt wysoka. Wtedy tym bardziej powinienem się odczepić, by nie szkodzić. Jednak wystarczyło mi to zakomunikować 55 dni temu. No, tak, ale może nie przypuszczałaś, że tak długo będzie się to ciągnąć. Raczej rozumiesz moją sytuację, podobnie jak ja powinienem zrozumieć ostatni komunikat, że chyba oboje sobie nie życzycie... tyle że nadal mam problem z jego precyzyjną interpretacją. Nie powinniśmy się w to "bawić". Przynajmniej mnie jednak to zbyt wiele kosztowało. Przeżyłem wiele razy poprzedni rok. Może było mi to jednak potrzebne. Wystarczyło porozmawiać, a tak mimo że starałem się być taktownym przypominało to jakąś kulturalną przepychankę, w której nie miałem szans. Nie byłem w stanie Cię przekonać do kontaktu, a wpierw starałem się o swoich dobrych intencjach i to się chyba udało. Nie wracać do tego, to dobry wniosek. Co teraz? Dziś nie popadać w przygnębienie. Jutro wstać sprawnie z optymistycznym nastawieniem. Przydałby się jakiś plan na jutro. Rozpakować matę? Popływać trochę? Pojutrze muszę się udać do sklepu. Dziś zostały 2 godziny. Nie chcę wracać do numerologii. Nie widzę możliwości jej praktycznego zastosowania w moim położeniu. Nie przestawię całego mojego światopoglądu na magię liczb, mógłbym się tylko tym bawić, jak obróbką numerów z tablic rejestracyjnych. 

Ściągnąłem "Siłę Umysłu", a teraz próbuję najnowszego Flasha z napisami. Ostatnio obejrzałem go bez i może czegoś nie zrozumiałem dokładnie. Jest prosty, ale jak mogę to ściągam ponownie. O dziwo dziś zwykły serwer używa starej technologii. Dziś nie widziałem żadnej Waszej aktywności. Kwiecień za 9 dni. Cholera, nic nie poradzę na to, że nie chcesz mnie znać. Kim Cię zastąpić? Student, nie dorasta Ci do pięt, z jego ojcem mamy zbyt różne pola zainteresowań i ograniczone słownictwo, Twój "szef" już nie chce ze mną gadać, pracowników nie mam nagabywać. To wszystkie moje konwersacyjne kontakty. Tak, mógłbym odnowić jakiś dawny kontakt, ale skończyło by się to całkowitą "dekonspiracją" i nakłanianiem do powrotu. I tak miałbym problem ze znalezieniem kogoś kto Ci dorównuje. 

No, tak. Z pewnością potraficie być uprzejmi. Poziom trzeba trzymać, ale co mi do tego? Czytam newsy i jest niespokojnie jak przewidywałem. Wieczór zbliża się do końca. Specjalnie optymistycznie nie jestem nastawiony. W klatce tylko chlebek z serkiem na mnie czeka. Staram się złapać kotwicy wzmocnienia, nie poddawania się. Pomyślałem sobie, że się wygłupiam tymi ciągłymi życzeniami dla Ciebie. Jeny, naprawdę dobrze Ci/Wam życzę, niezależnie czy to czytasz, czy nie. Dobrej nocy, dobrych snów, dobrych wyborów :)

23.03

Dzień dobry. Wczoraj dostałem jeszcze małe piwo. Nie działa tak jak duże słowiańskie. Żadnych efektów. Zjedłem i zacząłem oglądać film z Syfy o wpływie na odległość. Bzdurka i zasnąłem na nim. Dokończyłem po obudzeniu ale jeszcze przed północą. Potem starałem się do Ciebie nadać przesłanie żebyś poczuła jak bardzo potrzebuję żebyś się odezwała. Poczuła fizycznie. Tak zasnąłem i obudziłem się jeszcze gdy było ciemno z przekonaniem, że uciekasz od wspomnień. W zasadzie ze zrozumieniem. Prawie jak jedno z nocnych olśnień. Poza tym śniło mi się, że robiłem jakieś sprośne zdjęcia. Czułem normalnie spust migawki i działanie AF. Potem jeszcze drzemałem, unosiłem się w półśnie. Leżałem długo starając się powoli, delikatnie obudzić, bez złych myśli. W rezultacie nawet się udało. Trzymałem się kotwicy żeby nie popaść w myślenie o bezsensie. W rezultacie śniadanie zjadłem koło 10:30, zostawiłem sobie kromkę na popołudniu, myśląc, że może popływam. Wyszedłem bez zniechęcenia i od razu z marszu pomogłem coś uprzątnąć. Niewiele, ale się rozruszałem. Na Fb nie czekało na mnie nic. Od nikogo. Widać, że nocne przesłanie nie zadziałało. Jest stosunkowo ciepło. Ocena 5 gwiazdek wróciła na swoje miejsce. Nie rozumiem czasem tych zmian na Fb. Idę na słońce się powietrzyć z kawą. Na razie...

No, tak. Posiedziałem, pomodliłem się i wypiłem kawę. Potem umyłem ręce i twarz. Wróciłem się wysuszyć. Odwróciłem się w Twoją stronę i zacząłem wysyłać przesłanie: "czuj i odezwij się do mnie". Z wizualizacją, koncentracją, z całych sił. Zdecydowanie było to lepsze dla mnie niż myslenie o bezsensie. Jeśli hipoteza o połączonym świecie ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistością, to musiało coś dojść do Ciebie. Pierwszy raz robiłem to tak długo i intensywnie. Trochę jak w dzieciństwie gdy próbowałem wywołać wiatr. Pół godziny między 11:14 a 11:44. Połaczyłem to trochę z mini ćwiczeniami mięśni brzucha. Zakończyłem z myślą, że jesteś dla mnie zbyt ważna bym kiedykolwiek mógł Ci odpuścić. Cholera, dałem Ci pełną możliwość wyboru formy, ale kontakt choćby metafizyczny musi być. Tyle w tym temacie. Będę Cię "męczył" zdalnie jeśli nie mogę inaczej ;) W końcu jakaś męska, choć nieco odrealniona decyzja. lepsza taka aktywność niż żadna. Sprawdzę działanie wpływu a odległość... Czyli jak widzisz trochę odlatuję, zamiast zjeżdżać ;) To chyba jednak lepsze. Pozostaje mi więc pożyczyć Ci dobrego dnia i dobrych wyborów :) Powodzenia :)

No tak, wysłałem. Nie wiem jak, ale wczoraj udało mi się dodać Cię do znajomych w Google+ i połączyły mi się Twoje 2 skrzynki. Nie wiem czy to oznacza, ze coś zaakceptowałaś, bo Twój profil wyrzuca błąd, jakby ktoś przy nim grzebał. Poza tym na profilu, który kiedyś znalazłem i zapisałem się jako obserwator masz drugiego obserwatora. Nie wiem czy to dobrze. Nawet spróbowałem odpalić Hangouta, ale nie przyjęłaś zaproszenia. W każdym razie od dzisiaj mam Twoje dwie domyślne skrzynki połączone i wydaje mi się, że nie wystarczyła do tego moja aktywność. Wysyłam te maile trochę od czachy, czyli bez zachęty i mam nadzieję, że nikt nie zinterpretuje tego jako prześladowanie. Mimo pewnej świadomości inwigilacyjnej, nie zakładam żeby komuś innemu specjalnie chciało się je czytać, ale pewności nie mam... Jeśli komuś chciało się mnie szukać, a poprzednio chciało, to sprawdził moje przeszłe kontakty, w tym telefoniczne z Tobą i bez problemu mnie znalazł. Zresztą wynikało to już z koincydencji mojego pierwszego komentarza na 3m z innym. Pewności oczywiście nie mam, ale takie możliwości ma wiele "firm", a nawet prawie prywatnych osób. To tyle wniosków. Czy martwi mnie to, że ktoś może to wszystko posklejać w spójną całość? Cholera, dużo napisałem, może za dużo i było to jednak kierowane tylko do Ciebie. Stanowiło namiastkę kontaktu. Nadal stanowi. Gdybyś się nie zaparła, nie byłoby tak... idę na słońce...

Posiedziałem, pozamiatałem i poszedłem w końcu sam popływać. Odświeżyłem się trochę. Słońce prażyło, woda o dziwo jakby cieplejsza. Odważyłem się. Machanie miotłą też pochłania trochę energii. Więcej niż te 5 podciągnięć. Przebiegłem się potem by wyschnąć. Przyszedł w końcu student i puścił muzykę. Disco, jak w "Gorączce Sobotniej Nocy". Odczuwam pewien niepokój czy sobie nie zaszkodziłem nadając tak regularnie i tak dużo. Byłem totalnym straceńcem więc w zasadzie tylko to mnie trzymało w pewnym momencie i wyciągało z dołka. Chciałbym żebyś to akceptowała tzn. tę korespondencję. Przed chwilą dopiero zobaczyłem Waszą aktywność na Fb. Dalej, cholera to mi coś daje. Jeszcze nie potrafię się bez tego obyć... idę na słońce...

Puściłem Sisters Of Mercy... no mercy... wiem. Jak ktoś będzie mi chciał przy... to ma wszystko, całą spowiedź. W zasadzie oddałem się w Twoje ręce, Wasze. Głupie to? To tak jak gdy pokazałem kim jestem, żeby okazać swoje dobre, czyste intencje. Mam nadzieję tylko, że Tobie nie zaszkodziłem. "More"... no w takim stanie mogę być... :) Przecież nic się niby dla mnie nie zmieniło. Przypomniałem sobie dziś moment, gdy pierwszy raz Ci pomogłem. Gdy powiedziałaś, że musisz wyrobić jakąś normę. Wtedy naprawdę nie musiałem więcej, ale mogłem więc pomogłem. To wtedy chęć niesienia pomocy przeważyła nad resztą, ciepłe, dobre uczucia. Od tego momentu byłem już Twój na zawsze. Proste. Teraz możesz mnie zniszczyć do końca, lub pomóc mi samemu się zniszczyć. To tak, jakbyś przypadkiem miała jakieś złe intencje. Puszczam dziś jakąś mroczną muzykę, bo wybrałem przed chwilą Fields Of The Nephelin po 3 czy 4 kawałkach Sisters of Mercy, ale zmieniłem na The Doors, bo było zbyt mroczne. I tak bujam się wraz z Morrisonem. Płyta z 1967... trochę kocia muzyka, nie byłem fanem. No ale teraz przebój "Come On Baby..." ;) 

Po The Doors, weszło Pink Floyd "The Wall", a potem uparcie REM... ale szybko zmieniłem na Bee Gees "Stay a Live" i na razie bracia grają dalej. Jaśniej i pozytywniej. Dziś trzymam się kupy i właśnie zjadłem drugie jajko na twardo. Nie jestem zadowolony z wyglądu i formy. Jutro może na ławeczce porobię pompki. Latem, jesienią i zimą strasznie się zapuściłem, poza tym starość nie radość ;) Tragicznie już nie jest, ale... Cholera, nie mam 18 lat, kiedy przebiegłem rano te 5 km i regularnie trenowałem kosza i siatkę pewnie 5 razy w tygodniu. 2 lata temu mogło to wyglądać całkiem podobnie, ale po styczniowym pływaniu wszedłem do wody chyba dopiero w maju więc nie miałem okazji podziwiać siebie ;) W czerwcu było już całkiem nieźle, bo na wadze pokazało mniej niż w szkole średniej. Tyle ile po kilku tygodniach jeżdżenia na rowerze chyba w wieku 21 lat przy bardzo skromnej diecie. To było moje minimum. Teraz nie mam pojęcia ile mi do niego brakuje. Wiadomo, ze gdy stałem się później bardziej aktywny i posiłki stały się obfitsze i mniej regularne szybko zacząłem przybierać więc do kraju wróciłem 12 kg cięższy. Takie trochę jo-jo. Nieważne, ważne by dobrze się czuć, a teraz jest już nieźle :) Na budowanie muskulatury już za późno, zresztą nigdy mi na tym nie zależało. Praktycznie liczył się wyskok i dynamika, a i tak byłem średniakiem w tych kategoriach, ale gra sprawiała mi frajdę. Była, niestety nie przejawiała takich zainteresowań. Tylko książki. Musiałem nauczyć ją jeździć na rowerze, a i tak do końca się bała, więc za młodu jeździliśmy na tandemie, który najpierw chciałem sam zbudować, a potem po prostu kupiłem. Drugi, większy nawet sam przywiozłem z Wrocławia i nieźle zmodyfikowałem na letnie wyprawy. Z tamtych czasów pochodzą moje spodenki. Po mszy w niedzielę zjeżdżaliśmy z górki i była głęboka dziura... widełki nie wytrzymały. Pofrunęliśmy. Skończyło się otarciami i potłuczeniami. Był fajny efekt bo z odwróconych bidonów płynęła pewnie spieniona oranżada. Licznik zarejestrował 30km/h ,byłej prawie nic się nie stało, wiadomo złego licho nie bierze ;) Traf chciał, że nic za nami nie jechało, a rozbiliśmy się pod samym punktem opatrunkowym. Ludzie pomogli nam się zebrać, rozbiliśmy namiot w ogródku, ktoś pomógł naprawić rower, dopasować nowe widły i pojechaliśmy po paru dniach dalej tzn. na dworzec. Przed tym wyjazdem coś jakby nas ostrzegało, wszystko opóźniało wyjazd. Nie musieliśmy, mieszkaliśmy już razem świeżo po ślubie. Wcześniejsze letnie wypady były przecież powodowane chęcią bycia razem, blisko, w jednym namiocie, oprócz chęci odkrywania nowych miejsc. Byłem taki młody i niewinny :) Pełen miłości i ideałów. New Romantic. Co się ze mną stało? Cholera, niewiele się zmieniło poza wiekiem i tym, że widziałem już sporo, sporo przeżyłem... Spokojnie wracam do tamtego sposobu myślenia, podporządkowania wszystkiego miłości. Tyle, że teraz brakuje obiektu..., wzajemności. Tak, tak rok temu byłem jakiś inny... nastawiony na nowe doświadczenia, ale przeszedłem czyściec. I cholera, nie wiem co teraz. Najchętniej oddałbym się komuś... dobremu... Kandydatek na horyzoncie jednak nie widać. Sobie mogę tylko pożartować ze studentem, którego nagabują przez Fb różne dziouchy. Ostatnia jego letnia kobieta była nawet dość wygadana, ale chyba za bardzo doświadczona dla niego i trochę za ekspansywna. Tak sobie tylko obserwowałem jej zabiegi i ich zetknięcie ;) Wiadomo, że bez żadnych negatywnych komentarzy. Wiadomo, że trochę zazdrościłem im, bo czułem się bardzo samotnie. To już historia. Jest wiosna, przyjdzie lato i jeśli nie chcę bardzo cierpieć muszę się ożywić, żeby ludzie chociaż mnie nie drażnili, bym nie czuł się gorszy jak ostatnio. Oczywiście jeśli tu zostanę, co nie jest jeszcze przesądzone. Jeśli przyjedzie Załoga G i miś Kolabor to "idylla" się skończy. Zawsze może zdarzyć się jeszcze inny powód. Lepiej nie krakać. Myślisz, że coś wyslę jutro do "szefa" czy nie? Raczej nie. Co mógłbym jeszcze dodać? Nic nie będę uszczegóławiał. Nie o to chodziło. Ostatni tekst był i tak z pogranicza, bo trudno było mi uwierzyć, żeby zechciał Cię skłonić do kontaktu czy jakiejś innej formy okazania wdzięczności. To Twoja decyzja. I tak naprawdę bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie to odezwanie po pierwszej mojej "skardze" na Ciebie. Raczej musiałaś stwierdzić, że lepiej jednak się odezwać niż żebym miał zacząć robić jakieś totalne głupoty, którymi mimo dobrych intencji mógłbym komuś przypadkiem wyrządzić krzywdę. Jakoś to doceniam mimo potwierdzenia w zasadzie tylko odcięcia. To był jednak jakiś przełom, mimo że właściwie coś przez to straciłem. Trochę mi jednak dziś znowu słońce przygrzało. Czytasz, nie czytasz? Nie wiem nawet czy używasz tych skrzynek, które wczoraj jakoś połączyły w jeden być może usunięty kiedyś profil. Duchy sieci... Jeśli ktoś kiedyś przeczyta tę historię, niech wie, że nadal chcę by skończyła się DOBRZE. Jaki tu wymyślić Happy End? Kompleks kreatora ;) Jeden z moich dobrych znajomych, w zasadzie współpracowników podsumował kiedyś innego, że ma kompleks boga. Chciał rzeczywiście sporo kreować i trochę mu się udawało... Błyskotliwy umysł z silnym ego. Trochę się wykazał w życiu i znał odpowiedzi prawie na wszystkie pytania. Tak, tak starszy ode mnie o 15 lat z żoną w moim wieku... odwiedziłem go w domu prawie przypadkiem bez zapowiedzi na początku maja. Pogadaliśmy dłużej niż trochę, wylał mi się wtedy wyświetlacz w tablecie bez powodu, potem coś dla niego wyjaśniłem. Zdawał się wiedzieć za dużo np. o Smoleńsku, ale lubię kontakt z nim, mimo że wymaga absolutnego skupienia na sobie gdy mówi. Klasyczny prezio ;)

Po Bee Gees wszedł Foreigner ze swoim hiciorem wiadomo jakim... No, tak. Muszę się trzymać. Jeśli sam sobie nie pomogę, nikt tego nie zrobi za mnie. Wyczuwam pewien powrót do standardowego sceptycyzmu. Teraz śpiewa Sting w swoim standardzie, który wraca tu codziennie mimo różnych wcześniejszych wyborów. Powinienem się rozgrzać, bo przed 18 robi się już chłodniej. Mógłbym się przejść i trochę powietrzyć. Po Stingu, wiadomo Cyndi Lauper, a po niej powinienem trafić... Boney Taylor? Jednak jeszcze raz Cyndi z początkiem z melodramatu "Time After Time". Jak mam teraz nie zjechać emocjonalnie, gdy wiem, że znowu czeka mnie samotny wieczór? 3 godziny do kolacji, które jakoś muszę wypełnić. Ściągam teraz kolejne Legendy. Muszę coś wymyślić, zrobić... zobaczymy :) Cyndi po raz trzeci "True Colors". W końcu weszło "Eclipse..."... jak można tego nie lubić? Bujam się w rytm muzyki, dialogu między kobietą i mężczyzną. Tak to odbieram. Piękne, romantyczne, zmysłowe... co mam jeszcze dodać? No i teraz Roxette chyba trochę inaczej niż ostatnio...

Przeszedłem się, podciągnąłem po raz trzeci dziś, przyjrzałem się ognisku. Spokojne życie. Czy to życie jest? Właśnie, miałem puścić przecież Elektryczne Gitary... może jutro. Zazdroszczę Wam, to nie jest zła zazdrość, raczej tęsknota za sensem, celem. Siedzę tak trochę nostalgicznie, ale się trzymam. Zarzuciłem kotwicę i nie pozwalam sobie na zjazd. Dalej chyba leci Roxette... jak zwykle o tym samym. I tak doceniam to, że nikt jeszcze nie wyłączył muzyki. 

No i muza się skończyła. Jest prawie 19, poczytałem trochę newsy. Kiedy przestanę pisać? To dobre pytanie. Wiem, że bez odpowiedzi czy zachęty ma to niewielki sens. Nie wiem jednak jak to możesz ewentualnie odbierać. Mam nadzieję, że jakoś miło. Myślę sobie tak, że jeśli dawno juz poradziłaś sobie z odcięciem, w końcu to była Twoja decyzja to jednak może ciekawość została. Nie byłem kimś tak wyjątkowym dla Ciebie jak Ty dla mnie, więc nie powinno być problemów z przeglądaniem tego co piszę. To taki wariant pozytywny. Co mi to daje? W zasadzie nic. Tobie też nic poza lekturą, która może być coraz nudniejsza, bo się powtarzam i niewiele się u mnie dzieje. To tak racjonalnie. Jak wezmę pod uwagę jeszcze inne aspekty, które mogą być negatywne to wniosek powinien być jeden: zaniechać. Złapałem się tego, gdy kanał służbowy okazał się używany przez więcej osób niż zakładałem. No, tak... czy po prostu nie mógłbym zrozumieć, że najzwyczajniej najprawdopodobniej nie chcesz? Niestety taka myśl dalej mnie trochę osłabia. Jak długo jeszcze? Robię sobie taką autoanalizę co jakiś czas. Lepiej jest, muszę przyznać, ale jeszcze nie lekko... 

Czytam, czytam i niewiele z tego wynika,,, po trzecim jajku. Czegoś mi brakuje. Nie zacznę teraz "czarować". Jutro muszę pójść do sklepu, czy pojechać? Zobaczymy. Dziś dostrzegłem dziurkę na spodenkach więc może by tak kupić nowe? Niewiele już dziś wymyślę. Pożyczę Ci więc dobrej nocy i dobrych snów :)

24.03

Hej. Wróciłem ze sklepu z myslą, że powinienem się juz tylko pożegnać. Leżałem sobie na innej ławeczce, bo zwykła była zajęta, wypiłem piwo, które wziałem z klatki i zjadłem ponad pół chleba. Siedziałem, leżałem i dumałem. Przecież nie zmuszę Cię do kontaktu, nie chcę Cię prześladować. Może pozwolisz mi chociaż Cię pożegnać. Poza tym czułem dziś słabość w nogach. chyba za mało chodzę, albo to były resztki zakwasów po przysiadach. Starałem się trzymać kotwicy, ale myslałem o przyszłości, która nadal znajduje się za nieprzeniknioną zasłoną. Tylko zostanie tutaj daje mi jakąś wizję przyszłości, czyli potrafię sobie to wyobrazić. Nie pomożesz, to już wiem. Sam nie potrafię wrócić na krajowa ścieżkę. Wymyśliłem jeszcze jeden sposób opisu róznicy miedzy teraz a rok, trochę ponad rok temu. Wtedy chciało mi się szukać, teraz nie. Pamiętasz, potem rok temu też już nie. Szukałem atrakcji, to mnie napędzało przez jakiś czas. Wiadomo szukałem kobiety. Chciało mi się. Potem już nie. teraz dalej nie, mimo że w nocy miałem jakieś sny. Nie z Tobą i to chyba oznacza postęp. śniła mi się jakaś dodowata blondynka, która wskoczyła na mnie. To nie był zły sen, ale po obudzeniu nie wiadomo co z tym zrobić. Pokusy są, ale nie chce mi się wracać do szukania atrakcji. Mimo, że było miło i ciekawie dopóki nie zrozumiałem, że to miejsce nie jest dobre dla Ciebie. Chyba dla nikogo nawet. A na początku wydawało się tak słodko i bezproblemowo. Jak miałbym teraz do tego wrócić? Za dużo ciężkich skojarzeń. Nie wiem. Wczoraj obejrzałem Logana. Niezłe, choć screner. Czuję się czasem jakPatrick Stewart z tego filmu. Potem coś myślałem, nawet chciałem coś nadać do Ciebie, ale wybijało mnie to ze snu, więc zaniechałem. Rano obudziłem się po rzadkich jak dla mnie snach i starałem się jakoś obudzić by wyruszyć do sklepu. Tylko piechotą i zaledwie 2 kilometrowy marsz trochę mnie spocił. Ciało rozlazłe jednak. Skończyło się zakupem samych 3 chlebów i ławeczką. Bez pompek, bo było ciepło. Trzymam się jakoś, ładnie jest wokół, ale nie odczuwam radości. Idę wypić kawę.

Wypiłem, pogadałem trochę ze studentem o technologii. Jeszcze się dziś nie logowałem. Zobaczymy co u Was słychać... Cisza i spokój, tylko Diesel zmienił zdjęcie w tle na samotne. 58 dni od odkrycia. Długie te moje pożegnania, nie? Na razie nic nie wymyślę. Mogę tylko pozdrowić i życzyć wciąż wszystkiego dobrego :)

Wysłałem i dziś Twój profil był rozdwojony. Nie bardzo rozumiem dlaczego, ale to przecież nie jest ważne. Ważne jest dzisiaj. Nie mam jakoś siły na ćwiczenie wpływu na odległość. Wyjdę jednak na słońce...

Posiedziałem, pomodliłem się. Bez wniosków ani olśnień. Trochę chłodno, bo wieje wiatr. Trochę niekomfortowo, choć słońce pali. Pożegnanie? Gdybym to zrobił rok temu... nie zrobiłem. Gdybym znalazł kogoś kto mógłby Cię zastąpić... nie znalazłem. Gdyby, gdyby... Jestem zawieszony w niebycie. Trochę jak 2 lata temu tylko w innych trochę warunkach. Zaczynają się tu kręcić młodzi ludzie. Mogę im tylko pozazdrościć. Czy zdobędę się kiedyś by zagrać w kosza? Jak zmienię adidasy na sandały to będzie już trudniej. Na razie mi się nie chce. Czuję słabość. Wczoraj było trochę inaczej. Dziś jest dziś. Muszę sobie przypomnieć czym była kotwica, bo już dobrze nie pamiętam. Nie zjeżdżać... wiem, że taki był cel. Wzmocnić się... dziś nic w tym kierunku nie zrobiłem. Może muszę przejść ten cykl znowu. Może to tylko kwestia czasu, żebym odzyskał chęci. Dziś w zasadzie dalej uciekam od ludzi. Niby się do kogoś uśmiechnąłem i krótko zagadnąłem, ale to było wszystko na co mnie dziś było stać. Nie jęczę, ale myśl o pożegnaniu chyba tak na mnie działa. Jednak ćwiczenie zdalnego wyimaginowanego wpływu wczoraj było jakoś motywujące. Myśl, że może jednak kiedyś się odezwiesz dodawała siły. No, tak - to był element nadziei. Ona jednak dodaje sporo siły, nawet gdy nie jest specjalnie racjonalna. Myślę o muzyce... spróbuję coś nowego może... aha Elektryczne Gitary ;)

Puściłem listę 63 kawałków. Zaczęło się od "Nie Pij Piotrek". Na taki humor chyba mnie jeszcze stać. No, tak ale wtedy pojawia się tęsknota za rozmową z Tobą. Byłbym dobrym pacjentem. Tylko jak to zrobić? Dalej nie wiem czy to w ogóle możliwe. Czy pracujesz w firmie. NIby powinnaś, ale... no nie wiem dalej jak mam traktować dementi szefa sprzed miesiąca. Może robisz coś zupełnie innego gdzie indziej. Masz przecież sporo talentów. Myślenie o tym nic mi nie da. Gdybym był w pobliżu, po prostu bym sprawdził. Chyba już było by mnie na to stać, bez zwalających z nóg emocji ;) "Co Ja Robię Tu?". Proste te kawałki są i lubię ten typ humoru. Jeśli nie wymyślę nic na dzisiaj to znowu będę kręcił się w kółko. "Marymoncki John" nawet tego nie znam. Znaki czasu. Pogodziłem się już z wieloma rzeczami. "Powiedzcie mi ludzie czy lepiej żyć brudnym czy lepiej żyć czystym?". Już zapomniałem czym jest szampon, mydło jeszcze pamiętam ;) "Jestem z Miasta"... na jedno kopyto te kawałki, ale spokojnie unoszą. Coś czuję dziś w nogach i plecach. Wczoraj nie pływałem moim nieudolnym delfinem zbyt długo, ale może to od tego. Zająć się wieszczeniem sytuacji miedzynarodowej? Po co jeśli specjalnie mnie to nie interesuje, gdy nie mam wizji swojej własnej przyszłości. Tak jakby moje życie naprawdę miało się wkrótce skończyć. "Nic Nie Może Przecież Wiecznie Trwać" - nie leci to teraz, ale przyszło mi do głowy... teraz leci "No I Co?" EG, a teraz "Wszystko Będzie Dobrze". tak bym właśnie chciał :) Jak to zrobić? Mam nadzieję, że nie napsułem Ci krwi. Dwa światy, nieprzystające do siebie, tak to czasem sobie tłumaczę. Może już od dawna jestem skazany na samotność? No, tak... jeśli bedę uciekał to niczego stabilnego już nie zbuduję. Nie miałem uciekać, ale znowu to zrobiłem. Słabość. Wystarczyło wyjechać szybciej i wszystko mogło skończyć się dobrze tzn. mogłem zostać na krajowej, stabilnej, ścieżce. Student mi teraz sugeruje, że EG gra satanistyczną muzykę. Skąd mu do głowy przychodzą takie bzdury? Dostałem już dziś sporą dawkę słońca więc siedzę wewnątrz słuchając teraz trochę "kociej" muzyki. Zaakceptować całkowite odcięcie. Takie zadanie stoi przede mną. Potrzebuję czegoś w zamian. Teraz "Celina" - taki standardzik ;) Aż dziwne, że nikt tego jeszcze nie zmienił "Ona Jest Pedałem". Tego chyba już ktoś nie zdzierżył ;) Zbyt niemelodyczne i niezrozumiałe, musiało być już męczące. Może później puszczę jeszcze coś normalniejszego. Dochodzi dopiero 14, młodzi ludzie siedzą na słońcu, więc mnie nie ciągnie. Chciałbym być sam. W normalnym, zwykłym świecie wszystko co robię od 2 a nawet 7 miesięcy jest bez sensu. Zagubiłem się... 

Znowu nadinterpretowałem... tzn. nikt nie wyłączył muzy tylko kolejne nagranie na liście EG okazało się prywatne i wszystko stanęło. Zobaczyłem to gdy wróciłem ze słońca po wypiciu ciepłej wody. Puściłem album Genesis z 1976 roku, mam go na kasecie Fuji kupionej w Baltonie chyba. Nie jest łatwy w odbiorze. Dość nostalgiczna muza. Pożegnanie... nie udało mi się przekonać Cię byś przestała mnie olewać, nie udało się nic :( Na zawsze gdzieś to zostanie we mnie. Bla, bla... zamiast się użalać powinienem był się zebrać, wrócić i zobaczyćna własne oczy co u Ciebie. Ale od początku podejrzewałem, ze może być jak sugerujecie, że jest więc powiedz jaki to miałoby sens? I znowu dochodzę do pojęcia sensu i w ten sposób sam rozwalam siebie... To mi nie pomoże. Kotwica i małe kroki...

Myślałem dłuższą chwilę i doszedłem do wniosku, że jeśli chę przestać krążyć wokół Ciebie to będę musiał nawiązać jednak jakiś inny kontakt. Jakikolwiek, który odciągnie moje myśli, zajmie mnie czymś. Chciałbym się jednak wczesniej z Tobą naprawdę dobrze pożegnać. Może nie na zawsze, może np. na rok, bo przecież nigdy nie zapomnę i będę chciał wiedzieć jak żyjesz. Nigdy nikogo nie pożegnałem na zawsze, niby 2 lata temu w samotności próbowałem byłą, ale to nierealne. Za dużo nas łączy, co nie oznacza, że będę dążył jeszcze do jakiegoś kontaktu z nią. Za bardzo mi dopiekła... Ja Tobie przecież nie. Przypomniałem sobie jak raz podejrzewałaś mnie, że rozwaliłem Ci grafik. To była jakaś bzdura, początek paranoi, skutek nerwów lub celowa manipulacja. Było, minęło ale było jeszcze kilka takich bzdur. Nieważne. Teraz mam nadzieję, ze nie kojarzysz ze mną nic niepozytywnego. Ograniczam się od dłuższego czasu do jednego maila dziennie i to wszystko. 

Przebiegłem się plażą. 2 minuty tylko, zmierzyłem z powrotem krokami.500 czyli 400 metrów. Bez smaku krwi w ustach, lekka rozgrzewka. Na tyle mnie stać. Chciałem zmierzyć więc wróciłem marszem. Czyli ruszam się trochę. Latem przepływałem w takim razie te 800 metrów raz czy dwa dziennie. Pomagało trochę. Było, minęło, zapomniałem już, że rok temu biegałem trochę w soboty po bulwarze z ludźmi. Ostatni raz chyba na początku maja, ale nie przebiegałem całego dystansu. Czego wtedy nie zrobiłem wiesz. To był najlepszy moment by wyjaśnić Twój stan i cholera nie zrobiłem tego. Nie cofnę czasu, muszę wypić to piwo, którego nawarzyłem przez zaniechanie. Dalej nie wiem jak. Czuję się jak w Iliadzie. Na nic prawie nie mam wpływu. Wypiłbym drugą kawę, ale nie chce się zrobić. Nie poprawię sobie humoru dziś wysłaniem czegoś do kogoś przedłuzając nadzieję, jutro nie będę miał na co czekać.

Cholera, jestem debilem, nie tylko leszczem. Mogłem Cię znaleźć, a teraz znowu schodzę. Piątkowy kryzys, podsumowanie tygodnia... Klnę na siebie, ale biorę drugą kawę, podciągam się 5 razy, wcześniej zmieniwszy muzę na OMD i robi się lepiej... cholera muszę walczyć, bo inaczej pozostanie mi tylko odpłynąć... Leci "Enola Gay". Lubię to, mimo że to chyba o bombie... w zasadzie nie wiem, bo nigdy nie wsłuchiwałem się w tekst. Powiedz, ze kiedyś jeszcze mnie spotkasz i coś opowiesz... Może być choćby za 10 lat, może być za 30 jeśli dożyjemy, ale jednak, będę czekał... Jesteś zbyt ważna, powtarzam jak mantrę. Zbyt wiele myśli, zbyt wiele skojarzeń, zbyt wiele czasu, zbyt wiele wspomnień. Rozumiesz to? Nie jestem w stanie wymazać tego. Będę szukał czegoś, kogoś zamiast jeśli starczy mi sił, bo w lepszej trochę kondycji po prostu potrzebuję bardziej. Jak się rozchodzę to przecież nie będę mógł zasnąć. Na razie jestem chyba w swoim średnim stanie, może jak ostatnio w maju, może w czerwcu, gdy już zjeżdżałem i nie miałem chęci by choć trochę ćwiczyć. Przepływałem tylko trochę w jeziorze i leżałem, czekając samotnie aż minie czas i słońce prawie zajdzie. To było straszne. Poczucie samotności, nie wiedząc czy żyjesz. Cholera, nieważne, że dla Ciebie byłem już nikim... Ty dla mnie zawsze pozostaniesz ważna. Chcę chociaż wiedzieć, że u Ciebie wszystko w porządku. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że aż tak zjadę. MIałem plan, że w ciągu kilku tygodni wyjadę, spotkam starych znajomych, wzmocnię się... cholera...nic z tego nie zrealizowałem... zostałem w pierwszym miejscu, a wcześniej sam się dobiłem w pokoju, usypiając się samotnością i przytulnością łóżka. Jestem spóźniony o rok. Odwlekanie wyjazdu się zemściło. Gdyby ktoś ze mną jechał nie miałbym takiej możliwości. Chrzanię samotność. Mam już jej dość, jednocześnie wiem, że nie nadaję się jeszcze do dłuższego kontaktu. Uciekam od ludzi. Zresztą co ja tu mogę? Nic. Widać, że jestem dziwny, a bariera komunikacyjna ogranicza pole do popisu. "Tesla Girls" też to lubię.

Nie wołam już pomocy, wiem że teraz muszę już sobie pomóc sam. Bez Twojej wdzięczności. Chrzanić przeszłość. Do przodu marsz. Jakaś "czarownica" siedzi za oknem. Naprawdę tak wygląda, choć jest młoda ;) Flirtuje z kimś przez telefon bawiąc się włosami. Mogę sobie poobserwować co najwyżej. Chcę resetu. Jeśli mnie kiedyś jeszcze zobaczysz nie musisz pamiętać, że mnie kiedyś znałaś. Rozumiesz? Tak jak rok temu, gdy bardzo potrzebowałem, żebyś mnie ukoiła, byś lepiej mnie traktowała. Teraz już nie o to chodzi. Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzę, ale najwyraźniej przygotowuję się na zmianę. Przynajmniej ta muza lepiej mnie nastraja i wyciągnąłem się z chwilowego zjeżdżania. Nie wiem ile to jeszcze potrwa i nie wiem czy sobie nie pogorszę, ale na razie muszę się jeszcze wzmocnić, by zwykła aktywność nie sprawiała mi trudności. Potem muszę zobaczyć cel... Cholera, nie będzie to łatwe, ale jest to jakiś zarys planu. Enigmatyczny, ale jednak na przyszłość. Co mogę jeszcze dziś zrobić? Może pompki wieczorem, gdy zrobi się chłodno. I myśleć pozytywnie. Golenie zostawiam na jutro. Jest już 16:30. Lekko nie jest. Gdy umysł zaczyna trochę szybciej pracować trzeba mu znaleźć jakieś zajęcie, zamiast kręcić się wokół Ciebie bez żadnej pożywki. Nie chcę jeszcze nawiązywać nowych kontaktów, czy odnawiać starych więc mam problem. Nie wiem dlaczego przed chwilą zniknęło mi okno, w którym piszę. Wyglądało to zabawnie, jak jakaś ingerencja z zewnątrz. Nie było to zwykłe przełączenie okna jak dzieje się czasem gdy wcisnę jakąś kombinację klawiszy, a kursor myszy jest gdzie indziej. Tym razem zmieniły się 2 okna jedno po drugim, bez związku z kombinacją klawiszy, bo ostatnia była kropka. Nieważne. Poważnie, nie mam co teraz robić. Wgapianie się w Fb nic nie daje. Mogę jedynie słuchać muzyki i pobawić się iluzoryczną telepatią. Tylko co mam do Ciebie wysłać? Chcę móc już powiedzieć: "nie chcesz to nie". Cholera, nie potrafię jeszcze i właśnie wchodzi "It's My Life" Talk Talk :) Lubię to. Ożywiłem się, ale poczucie samotności doskwiera dalej. Nie pomożesz na to, już wiem... wchodzi Depeche Mode "Enjoy The Silence". Inna lista niż ostatnio. Ciekawe czy zaśpiewa w pewnym momencie Sting? Prawie 4 godziny do kolacji. Jak to wypełnić? 2 lata temu zacząłem najpierw spacerować coraz dalej, a potem też biegać, ale szybciej się kładłem. Skończyło się na wieczornych wypadach do miasteczka i kłopotach. Teraz ich nie chcę, ale to było dopiero w sierpniu. O tej porze roku zaczynałem dopiero ćwiczyć po obżarstwie przed wielkanocnymi jajkami. Kupowałem 30 i zjadałem w niecały tydzień... z majonezem i bułką, mniam :) Samotna równowaga? Nie wiem czy to jeszcze realne. Gdy coś rano będzie kazało mi wstawać, niewiele będę mógł zrobić, poza ćwiczeniem czy spacerami. Dalej leci DM. Nie "wróżę" dzisiaj, jakoś zacząłem wizualizować najbliższą przyszłość tutaj. Po co? Nie odpowiem na to pytanie. Ile można się wzmacniać? Potem już trzeba tylko utrzymywać, a to jest mniej motywujące. Nie wiem co mnie czeka. Koło zatoczone ;) Lepsze to niż wizje odpłynięcia czy zjeżdżania... Brakuje tylko w nich kogoś. Kogoś do rozmowy, kogoś bliskiego. Tutaj nikogo takiego nie wymyślę. Przelotne znajomości specjalnie mnie nie interesują. Wgapiałem się w poprzednie zdanie zanim zauważyłem że brakuje "nie" myśląc, że żal mi kontaktu z Tobą. Cholera, nie jestem duszą towarzystwa, nie lubię udawać, gadać o niczym itd. Jeżeli się odblokuję mogę co najwyżej zechcieć tańczyć, wysłuchać czyjąś historię lub opowiedzieć swoją. Tylko tyle. Zeszłego lata tego nie robiłem, nawet nie miałem poskładanej swojej historii, unikałem ludzi. Głęboka deprecha jak nic. Zakładając, że z niej wyszedłem i do niej nie wrócę to i tak niewiele mi tu daje. Udawać nie będę. Cholera, gdy nie będę mógł już wytrzymać bez kontaktu z "bratnią" duszą, będę musiał się stąd ruszyć, wiem o tym. Widzisz, byłem taki "mądry", że wyobrażałem sobie, że Ty mi możesz dać ten kontakt na odległość i będę mógł tu spokojnie zostać. Że to nie będzie dla Ciebie problem, że zechcesz. Cholera, myliłem się. Idę zrobić pompki...

Dzisiaj jakoś ciężej niż ostatnio. Jakiś czas jednak nie robiłem. Słabość ;) Dobrze, że chociaż dalej leci DM. Wysłałbym coś do Ciebie, ale i tak nie odbierasz na Fb. Zablokowałaś czy nie logowałaś się od losowania? W sumie nieważne, bo tak czy inaczej mnie zlewasz. Od tego tylko krok do myśli, że wysyłanie na maila też jest bez sensu. No, tak, robię postępy, ale bez pisania jeszcze bym sobie nie poradził, a jak piszę to wysyłam na wieczność, dla potomnych ;) To taka autoanaliza. Chyba pójdę zrobić drugą seryjkę :)

Wyszedłem i muzyka się skończyła, ale jest już prawie 19 więc zostały tylko 2 godziny do zagospodarowania. Jakoś dziś szybko mi się kończy para w rękach i kończę na 70. Poważnie chyba powinienem zrozumieć, że nie chcesz nic ode mnie czytać. Nie chcę o tym myśleć. Wolę się pocieszyć, że życzycie mi powodzenia. Nawet takie suche życzenia były miłe. Próbuję... zastanawiam się czego. Wzmocnić się po prostu. Nic więcej tutaj nie mogę. Taki był cel tego wyjazdu, tyle że miał zostać osiągnięty przez 2 tygodnie by wrócić do pracy. Minęło 7 miesięcy... Cholernie słaba efektywność. Po cholerę tu zimowałem? Nie wracajmy już do tego... Było, minęło. Napiszę jednak coś, bym nie widział ciągle tekstu zaczynającego się od wieje się jakby się ktoś powiesił ;) Może kiedyś przeczytasz. Napiszę więc tak:

Hej. Przez ten tydzień starałem się zapomnieć o wdzięczności, zrozumieć, zrestartować się, złapać kotwicy by nie zjeżdżać, wzmocnić się, a nawet prawie pożegnać. Idzie pomału, wiesz że jestem powolny. Może nawet takiego mnie nie znasz. Doszedł ten archaiczny już list z wkładką chociaż? Pozdrawiam mimo braku odbioru :) 

Wysłałem na Twój profil, mimo braku odbioru, bo przecież nie wyślę takiego osobistego jednak tekstu "szefowi". Może kiedyś przeczytasz, a może nie. W każdym razie ten wiatr nie straszy mnie już w komunikatorze. Po co pytałem o ten list? Bo to praktyczna sprawa i szkoda, żeby się zmarnowało te parę złotych. To takie resztki racjonalizmu z mojej strony :) Poczytam teraz newsy.

Poczytałem, zbliża się pora kolacji więc będę się powoli zbierał. Udało mi się wyjść dzisiaj z kryzysu, wysłałem trochę niespodziewanie dla mnie krótki komunikat podsumowujący ten tydzień na Twój Fb. Teraz pożyczę Ci tylko dobrej nocy i dobrych snów. Do usłyszenia jutro :)

25.03

Wczoraj obejrzałem jadnego Arrowa i Flasha. Arrow jakby się kończył, a Flash był powtórką z napisami. Musiałem się pocieszyć czekoladą. Ograniczyłem się jednak do trochę więcej niż połowy. Zasnąłem i znowu miałem jakieś sny. I cholera nie wiem co z tym zrobić. Nie ucieknę od tego. Rano jeszcze unosiłem się w półśnie, nie było powodu żebym się gdzieś śpieszył. Budziłem się powoli z myślą, że nie mam żadnych rozwiązań. Może przydałoby mi się po prostu porządne... Teraz robię dobrą minę do złej gry. Sprawdziłem Fb i tylko zobaczyłem coś od VD. Ciepło, robi się gęsto od ludzi, a ja wcale tego nie potrzebuję. Tak akurat trafiłem. Puściłem muzykę, ale mnie to nie bawi. Tracę spokój i nie wiem jak to podsumować. Gdybym wczoraj się ogolił to bym dzisiaj chociaż nie straszył. Leci Alphaville. Nawet nie jesteś w stanie teraz mi pomóc. Od VD była po prostu zajawka ze Strażników Galaktyki "We are Groot" ... bardzo śmieszne ;) Poza tym cisza. O tej porze zazwyczaj dopiero się zaczynam wybudzać z kawą, a dziś mogą o mnie zapomnieć. Chyba, że się upomnę. Spokoju nie będzie. Leci "Forever Young". Pogodzić się z odrzuceniem? To niby już dawno, ale z odcięciem? Tak czy inaczej, gdy się wybudziłem ze snu zimowego potrzebuję czegoś jeszcze. Jak do cholery mam to zdobyć? Siedzę teraz jak głupek i piszę. Dziś rano zobaczyłem zapleśniały letni kocyk, którego używałem jeszcze nad jeziorem. Będę musiał go wyrzucić. Takie małe straty też nie są miłe. Bez pomysłów na dziś. Piękna sobota zaburzyła mój rytm. Obawiam się, że nic nie wymyślę. Poddam się prądowi. Kaaawy... może z nią wróci pogoda ducha. Bez rozwiązań, ale chociaż na teraz, by móc żyć bieżącą chwilą. Najwyraźniej przegrywam nierówną walkę z wilgocią. Leci OMD, popijam kawę, jedyne co mogę zrobić to poddać się prądowi. Teraz już tak. Sny mówią mi, że się odczepiam od Ciebie. To chyba dobrze? Na jawie jest gorzej, ale może to kwestia czasu. Naprawdę bardzo ważne było dowiedzieć się, że żyjesz i masz się dobrze. To, że się jeszcze czasem trochę powzruszam jak wczoraj, to trudno. Byłem tylko przechodniem. Musżę wrócić po prostu do spacerowania, żyć jakimś życiem, które będzie dla mnie znośne. Zbliża się południe więc zaraz wyślę Ci hhistorię ostatniej doby. Wczoraj udało się przypadkiem dokładnie w południe. Jak nazwać ten kawałek? Pozdrowienia? Pozdrawiam serdecznie i przesyłam słoneczne życzenia :)

Odważyłem się wyjść, pogapiłem się trochę na ludzi, pomodliłem. Cholera, bez wniosków. Czy to życie jest? Gdybym wiedział, że się już nie odezwiesz przecież bym Ci nie pomógł. Cała deklarowana dobroć by wyparowała. Może gdybyś wytłumaczyła dlaczego miało by tak być... Dalej jednak nie chce mi się to pomieścić w głowie, ale to fakt więc trudno mi z tym dyskutować. Staram się coś wymyślić dla siebie, ale naprawdę nie wiem co może być jeszcze satysfakcjonujące. Żebym poczuł smak życia. Przecież próbowałem rok temu poradzić sobie bez Ciebie i ostatecznie rozbiłem się o brak informacji o Tobie, utratę nadziei, że Ci się uda. Paradoks? Nie wiem jak żyć. Najlepiej byłoby się zakochać, ale jakoś z sensem... i cholera nie tu... Tu nie ma żadnych perspektyw na rozwinięcie. Kurcze... i z wzajemnością. no to już sobie pewnie za dużo życzę. Wiem, że rok temu byłem zbyt uzależniony od... dotyku chyba, ale czym jest życie bez tego? Myśl o zwykłym dotyku już mnie rozbraja... Wracają myśli, że może po prostu już nie potrafię żyć, że teraz będę się już tylko męczył. Głupota? Biernością nic nie osiągnę, nie poprawię, nie zmienię. Odblokuj mnie, proszę. Odczaruj na odległość ;)

Siedzę i myślę, że to jednak nie życie tylko jego marnowanie. Teraz nie mam juz powodu by to robić. Żyjesz, radzisz sobie, a ja powinienem pójść dalej. Dokąd? Spróbować. Wyznaczyć sobie jakiś cel i zrealizować go mimo trudności. To wszystko ogólniki. Gdy przechodzę do szczegółów nic nie widzę, ale to chyba postęp, bo zacząłem myśleć do przodu, nie zatapiam się już we wspomnieniach. Stać mnie jeszcze na jeden zryw? Jak? Jak zacząć? Puściłem Collinsa. 16 ballad i myślę. Jednak na zewnątrz chyba będzie lepiej. Tu naprawdę mogę się tylko trochę wzmocnić i opalić. Nic więcej, ale żeby wymyślić coś więcej muszę uwierzyć, że to jest jeszcze możliwe. Odzyskać wiarę, w ludzi, miłość, dobroć, przyzwoitość, świat czy po prostu lepszą przyszłość. Jak? Wiarę w siebie również. Już nie w Ciebie, ale inne dobre kobiety. Że istnieją. Złych już nie chcę. Boję się. Skąd taki ostry podział? Czy inteligentne mogą być dobre? Pełno pytań, na które nie potrafię odpowiedzieć. Muszę spotkać kobietę, której ja się spodobam. Potrzebuję to poczuć. To tylko takie luźne refleksje. Jeszcze nic spójnego... idę się zagrzać...

Puściłem Tatu... leci już z siódmy kawałek. Ten świat nie jest idealny, wiem. Znosić te nieidealności musiał będę jeśli się stąd ruszę. Rozumiesz, że wybijać Cię sobie z głowy tak naprawdę mogę dopiero od 2-3 tygodni? Taki drobny kontakt z "szefem", a tak dużo zmienił. Dał mi jednocześnie coś odbierając. Staram się myśleć sceptycznie. To zmiana, która wcale nie jest łatwa, ale może jestem już na ścieżce, która zaprowadzi mnie dokądś. Zobaczymy. "Bctpetumcua b Kocmoce" ... tak, tak ;) Tu mogę oprócz wzmacniania i opalania jeszcze jednak wszystko spokojnie przemyśleć. Jeśli to coś daje w ogóle w moim przypadku. Czasem mam co do tego wątpliwości, bo raz myślę tak, a raz inaczej. Poczucie chłodu zmusi mnie do założenia polaru. Poza tym jestem idiotą :) Nie mogę podsumować tego inaczej...

Posiedziałem, posłuchałem lokalnej muzyki, podciągnąłem się 5 razy. Kiedy skończę to pisanie? Wyobrazić sobie Ciebie, że mnie zlewasz totalnie wcale nie jest łatwo. Mam na to masę dowodów, a jednak. Czy bycie pożytecznym idiotą to lepiej niż totalnym? Chyba tak, ale nawet o tym nie chcesz mnie przekonać. Chciałbym wyciągnać coś pozytywnego z tej historii. Rozumiesz przecież. Powracające czasem wizje spotkania z Tobą stają się coraz bardziej neutralne. To chyba dobrze.  Przygrzałem sobie dziś twarz znowu. Wypiłem drugą, ale słabą kawę. Byłaś ostatnią troskliwą wobec mnie kobietą poza mamą oczywiście. Chciałbym jeszcze coś takiego kiedyś poczuć. To tylko uświadamia mi, że będę musiał się stąd ruszyć żeby zaspokoić te potrzeby. To takie proste. Troska to takie dobre uczucie :) Obawiam się, że jestem w tej chwili bardzo wrażliwy, bo nawet niewielkie niepowodzenie powoduje automatyczny smutek. Mamy coś zrobić dzisiaj dla przyjaciela studenta, ale okazuje się, że być może nie będzie mógł on w tym uczestniczyć i wtedy to mija się z celem. Zobaczymy. może się jednak uda. W życiu niestety nie zawsze jest tak jak by się chciało. To tak jak zazwyczaj przyszłe zdarzenia różnią się od moich wyobrażeń. Zbyt wiele zmiennych, by wizje mogły być dokładne - tak to sobie tłumaczę. Czasem jednak już mi się po prostu nie chce... Cholera, po co, czemu dałem się skusić Twemu głosowi? Teraz już na zawsze będę miał taki poziom odniesienia... Cholera, odczaruj mnie, bo z tym nadal mogę mieć duży problem... Tak, to był poważny problem rok temu... Wybacz, ale akurat na to sam nie jestem w stanie nic poradzić... Wtedy pozostaje mi tylko pustelnictwo... No i jak nie zacząć zjeżdżać po takim wniosku? Chyba muszę zmienić muzę...

Zmieniłem na Depeche Mode, które rytmicznie wyciągnęło mnie wczoraj po OMD bodajże. Wzmacnianie dziś ograniczyłem na razie do tych podciągnięć. Słabości w nogach nie czuję, ale być może, dlatego że niewiele dziś chodziłem. Strasznie się ze sobą nadal cackam. Dokąd mnie to zaprowadzi? Jak osiołek, zdechnę między dwoma pełnymi żłobami ;) Co teraz? Z Fb już nic nie wyczytam. Doszedłem do ostatecznych wniosków, chwilowo nic więcej zrobić nie mogę. Nie lubię stanu niemożności. Czas podjąć w końcu jakieś decyzje, aż zakłuło mnie coś w okolicach serca... rzadko się to zdarza, akurat na "Strange Love". Z takich emocji można zniszczyć wszystko. Bez sensu. Poczytam coś.

Czytanie nic nie pomaga. Nastrój mi zjechał po ostatnich wnioskach. DM nie pomaga. Sobota to trudny dzień. Nie o to chyba jednak chodzi. Wiem, że jeśli będę chciał żyć lepiej będę musiał się ruszyć, co powoduje pewien konflikt i konieczność przezwyciężenia wielu problemów. Żeby to zrobić, bedę musiał jednak uwierzyć, że warto i w ogóle jestem w stanie. Że jeszcze coś tak dobrego może mnie czekać. W zasadzie chodzi mi o poznanie jakiejś komplementarnej osoby. Czy to możliwe? Ten poziom odniesienia może się na mnie mścić... Oczywiście jak nie spróbuję to się nie przekonam i tu zostanę. Cholera, głupi problem, nie? Wpierw powinienem wykonać zadanie "odczarowania" się. Brak kontaktu tego nie ułatwia wbrew pozorom... W kraju mógłbym sobie zafundować terapię choćby na zasadzie klina klinem. Czemu tego nie zrobiłem rok temu? Jakoś nie mogłem, przecież miałem nadzieję, że wkrótce się zobaczymy. Gdybym wiedział co zdecydowałaś było by mi pewnie łatwiej. Teraz wiem, więc mógłbym chociaż spróbować. Jakakolwiek "terapia" będzie chyba lepsza od tego co teraz robię. Chyba już jestem na to prawie gotowy, by spróbować więcej. Wzmacnianie jest OK, ale słabo mnie angażuje. Cholera, boję się, żebym znowu nie wpadł w jakieś kłopoty. Z deszczu pod rynnę, czy coś... Twarz pali, albo kupię jakiś krem albo muszę się bardziej chować w cieniu. To pisanie nie ma już sensu, bo mogę być prawie pewny, że Tobie nic nie daje i pewnie nawet nie dociera, a ja się powtarzam. Dalej jednak nie wiem co zrobić tu z czasem. To błędne koło. 2 miesiące temu zacząłem pisać... wcześniej sobie radziłem bez tego, ale byłem naprawdę ospały. Teraz już jest inaczej, a nie chcę już zjeżdżać, więc muszę coś robić. Samotny spacer teraz jakoś nie ciągnie. Siedzę sobie, nie jest mi specjalnie zimno, DM dalej leci. Można by to podsumować: "wszystko dobrze". Mam nadzieję jednak, że u Ciebie jest lepiej. Cholera, czy nie głupie są te ciągle ciepłe uczucia do Ciebie? Zobacz, tak długo, bez żadnej pozytywnej pożywki. Masakra. Chciałbym móc nazwać Cię jakoś brzydko, może by mi ulżyło trochę, pomogło, ale nie potrafię. Szczerze mówiąc, wkurza mnie to. Nic nie poradzę. Muszę się odczarować. Czas, przecież robię jednak jakieś postępy. Jak długo? Zastanawiam się czy jakieś negatywne działanie by mi nie mogło szybciej pomóc? Człowiek łapie się najdziwniejszych pomysłów by sobie pomóc, uwolnić się. Wyrzucić z siebie gniew, rozpacz i inne negatywne emocje. Tyle, że we mnie nie ma gniewu na Ciebie... mógłbym najwyżej sobie wyrządzić krzywdę... Bez sensu. Zbliża się burza. W rzeczywistości. Już nie odczuwam tak desperackich emocji jak miesiąc temu. Przeszedłem pewną drogę. Powoli to idzie, wiem. Jednak pisanie trochę mi pomogło. Przez te 2 miesiące i teraz też. Nie chcę już szukać informacji o Tobie. Teraz mógłbym Cię już tylko spotkać jeśli dalej nie zechcesz się odezwać. Może to pomogło by mi  trochę się odczarować. Poważnie, nawet tylko Cię zobaczyć. Jest problem odległości i konieczności zmierzenia się z możliwymi problemami, gdy się ruszę. Cholera, przecież gdybyś zechciała mógłbym pożegnać się z Tobą na odległość. Nawet z wizją. Chciałbym wbić sobie to w pamięć więc muszę Cię widzieć. Czemu? Po co mi to jest potrzebne? Cholera, czuję że potrzebuję tego by móc się jakoś uwolnić. Nie zrobiłem tego rok temu, a Ty pewnie tak. Taka jest minimalnie różnica między nami. Byłem idiotą, a Ty najwyraźniej wiedziałaś co robisz. Czy ja znowu się jakoś nie oszukuję? Staram się nie. Cholera, znowu będę kierował się emocjami, a nie rozsądkiem. Powiedz jednak czy to nie jest rozsądne, jeśli bez tego nie potrafię nic zrobić? Chore, może szukam tylko uzasadnienia dla własnej niemożności, lenistwa, bojaźni? Miłość jako wygodna wymówka, uzasadnienie? Staram się do tego podejść sceptycznie. Teraz najchętniej napiłbym się jednak piwa. Muzyka już nie gra, a w koło błyska. Jest prawie 19. 

Poczytałem salon głównie. Jest prawie 20. Nie wiem co napisać. Jak mam wyjaśnić swoje postępowanie? Nawet jeśli nie czytałaś nic z listów, to przed wysłaniem jednak zapewnienia "wszystko dobrze" musiałaś chyba zrozumieć, że moja sytuacja jest poważna, trudna, że nie tak chciałem żyć. Jeny, czemu myślę, że mogłaś się tym jakoś przejąć? Jak mam wyjaśnić to co robię komuś innemu? Muszę to jakoś uprościć by podjąć jakieś decyzje. Jeszcze bardziej? Przecież wszystkie wnioski już mam. W związku z Twoją trwałą niechęcią do kontaktu ze mną, muszę w końcu się odczepić by móc żyć. Nie zrobię tego z dnia na dzień, ale będę do tego dążył.To tak na sucho. Wiesz jakie widzę przeszkody do pokonania na tej drodze. Napisałem o nich. To nie zapowiada wesołych dla mnie najbliższych dni, tygodni, miesięcy? Nie wiem ile mi to zajmie. Mógłbym sobie wprawdzie wyobrazić, że za chwilę napiszę: żegnaj i więcej już nic. Co wtedy? Przecież nie skończę myśleć, dalej nie wiem co zrobić z wolnym czasem. Szef już mi nie pomoże, ostatni mój przekaz do niego był pewnie przejawem naiwności, tak jak liczenie na Twoją wdzięczność. Muszę z tym żyć. Co dalej? Odechciewa mi się wzmacniać... to taki objaw buntu... jak świat nie chce się do mnie dostosować to ja go chrzanię i strajkuję ;) Śmieszne, nie? To jednak do niczego dobrego nie doprowadzi. O względną kondycję muszę dbać chociaż minimalnie. Leżenie w tym nie pomoże. Poza tym jeśli jeszcze kiedyś chcę czegoś dla siebie to nie mogę się przynajmniej osłabiać. Cholera, mam problem. Mogę się sam przekonywać, ale potrzebuję jeszcze czegoś zewnętrznego. Przestałem się niestety uśmiechać do siebie, czy do myśli o Tobie jak przez jakiś czas robiłem. To było miłe, związane ze wspomnieniami i nadzieją na kontakt. Tego już nie ma. Nie lubię być smutny. Mogę być nawet nostalgicznie nastrojony, ale nie smutny. Niestety nie potrafię w tej chwili znaleźć żadnego powodu do radości. Pomyślałem teraz o takiej drobnostce jak zobaczenie, że coś dotarło na Twój profil, że się zalogowałaś. Przecież to głupie, będę musiał się bez tego obyć, jak chcę się odczepić. Nie będę wysyłał do "szefa" cotygodniowych "raportów" o swoich postępach czy skarg na Ciebie by zobaczyć tylko ich wyświetlenie. Ciekawe kiedy w końcu by mnie zablokował, czy rzuciłby we mnie czymś ciężkim ;) Wysyłanie maili bez odzewu nie daje mi radości... szukam, szukam i wiem, że Ty raczej nie pomożesz. W zasadzie narzuca się wniosek, że jeśli nie będę chciał popaść w smutek, będę musiał coś zrobić. Żeby nie zjeżdżać, bo pewnie ostatecznie by się to z tym wiązało. Tu nic nie mogę więc kolejnym wnioskiem jest, że będę musiał się przemieścić. Znowu doszedłem do tego samego? Pewnie tak. Po takim konstruktywnym stwierdzeniu pożyczę Ci już więc tylko dobrych snów i... cudownej dla odmiany nocy :) Najchętniej dodałbym do tego jeszcze jeden banał, ale w związku z moim postanowieniem nie byłby on już na miejscu ;) Pozdrawiam :)

26.03

Wczoraj czekałem na studenta dobre 1,5 godziny. Wystawił mnie co tylko potwierdza hipotezę łatwego narzędzia ciemnej strony. Poszedłem późno do klatki rozczarowany, zjadłem coś i resztkę czekolady. Obejrzałem za słodkiego Flasha i zły nie mogłem zasnąć. Poczucie zawodu i wystawienia wiązało się też z Tobą. Musiałem obejrzeć jeszcze Legendy, które takie słodkie nie są żeby móc zasnąć. Znowu mi się "coś" śniło. A potem jeszcze coś o liczeniu pieniędzy. I cholera nie chciało się zgadzać. Zamiast banknotów były karty do gry. Obudziłem się rano i nie chciało mi się spojrzeć na zegarek. Nie było naprawdę nic co mogłoby wyciągnąć mnie z klatki. Robiło się cieplej więc wysunąłem się tylko ze śpiwora i starałem drzemać dalej. W ciągu ostatnich 2 miesięcy zacząłem wychodzić 2-3 godzny szybciej przecież tylko by zobaczyć Twoją aktywność, wyświetlenie, odpowiedź. Wcześniej dopiero koło 13 wyciągała mnie ostatnia szansa na kawę. Dzis mogłem zostać dłużej, bo nadziei na twoja reakcję już nie ma. W ogóle w perspektywie nie ma nic miłego, niczego co mogło by pobudzic mnie do działania. Od stwierdzenia tego faktu tylko krok dzieli mnie od rozpoczęcia zjazdu. Jak zostanę raz dłużej w klatce to później już poleci i znowu zacznę się wyciszać. Po prostu zmieni mi się sposób myślenia na usypiający, wyciszający, nic niemogący. Z perspektywy klatki, w której nikt mnie nie niepokoi, jest cicho i przytulnie wyjście staje się problemem, a w przyszłości nie czeka na mnie nic miłego. Myślałem, że rok temu ciągnęły mnie pokusy za pełnym kontaktem. Brakowało mi tego bardzo od wielu miesięcy. W zasadzie dzięki Tobie i dla Ciebie nie poddałem się tym pokusom. Nie przekroczyłem granicy, która zdefiniowałem, mimo że było blisko. Teraz... cholera nawet to mnie specjalnie nie kusi. Najbardziej potrzebuję przytulenia i ciepłego pogłaskania. W takim stanie nic mnie stąd nie ruszy. W zasadzie balansuję na krawędzi, albo w okolicach punktu przegięcia. Nie ma nic co mogło by pociągnąć mnie w górę. Nawet wizja spotkania z Tobą, gdy nie mam pewności jak zareagujesz, czy stać Cię będzie choćby na neutralność bez niechęci, czy ja potem tego nie odchoruję tzn. nie położę się i nie zamknę po prostu jak w czerwcu. Poza tym nie mam pojęcia co potem miałbym zrobić. Gdybyś była służbowo miła, to mój stan poprawiłyby pewnie zwykłe zabiegi. Tak myślę. Mogłyby przykryć wspomnienia i przywrócić mi normalność, odczarować, odblokować. Zakładam, że dodałyby mi energii pomijając teorie o odblokowywaniu jakichś węzłów czy kanałów. Czy nie mogło by tak być? Nie musisz mnie znać. To wszystko przy założeniu, że pracujesz, ale przecież nie wiem jak jest. Tylko to wydaje mi się na tyle motywujące, żeby mnie stąd wyciągnąć. Głupie? Ale to fakt. I tu mam problem, bo nie wiem czy coś z tego do Ciebie dochodzi, czy czytasz? Nie wiem jak sytuacja zmieniała się w czasie, co powiedziałaś czy pokazałaś "szefowi". To on przecież był przekonany, że wizyta mi pomoże. Nie wiem w jakim sensie to pisał. Jasne, że gdybym był w pobliżu wtedy to po prostu bym skorzystał z zaproszenia. Nawet gdyby Ciebie nie było, to każdy zabieg rzeczywiście pewnie by mi trochę pomógł. Tak, potrzebuję tego po prawie roku samotności. Pewnie różna bylaby tylko skala tej pomocy. To pozytywne wnioski. Jak poprawiłbym w ten sposób swój stan to myslę, że zacząłbym odczuwać wewnetrzną motywację. tak jak jeszcze rok temu. Wtedy łatwiej było by mi coś zrobić, podjąc decyzję, poprawić swój los. Tu, obawiam się że wyżej na sinusoidzie juz nie potrafię się wznieść. Brakuje motywacji i zacząłem jakby oscylacje wokół punktu zerowego. Łatwiej mi oczywiście się poddać i zjechać pod oś, ale nie chcę tego. Cholera, znam siebie. Na początku zjeżdżania nawet nie jest źle, bo jest spokojnie, ciepło, bezpiecznie. Tylko, że z czasem prowadzi to do dużego osłabienia i otępienia. Zupełnej niemożności działania. Zwyczajnie szkoda by zaprzepaścić to dwumiesięczne wspinanie czy wyciąganie się z dołka. Znowu będę Cię o coś prosił? Teraz już tylko o służbową uprzejmość, jeśli kiedyś przypadkiem mnie zobaczysz. To znowu wydaje mi się oczywiste i naturalne, ale podobnie myślałem o elementarnej wdzięczności. Naprawdę nie wiem jak myślisz czy czujesz. Jeśli się ruszę, nie chcę iść gdzie indziej by się odblokować. To mogło by nie pomóc. Rozumiesz? Myśl o tym i tak nie jest dla mnie łatwa, ale powiedzmy, że po południu odczułem przypływ optymizmu, po połówce kawy :) Na zewnątrz słonecznie. Zmiana czasu wcale mi nie jest na rękę Jeszcze nie zaglądałem na Fb. Wyślę to znowu w "kosmos". Zawsze będę Cię pozdrawiał i życzył naprawdę samych dobrych rzeczy :)

Posiedziałem trochę na słońcu i szczerze mówiąc zdziwił mnie ten niespodziewany lekki powiew optymizmu. Nic się przecież nie zmieniło. Może po prostu dość długo odczekałem z wyjściem z klatki, budząc się bardzo powoli. Może dziś ludzie nie przeszkadzali jak wczoraj. Dalej drażni mnie gdy ktoś gada w pobliżu, więc specjalnie dobrze nie jest, ale stan ducha jakby pogodniejszy. Patrzenie na Fb nie poprawia nastroju, bo wiem, że to nie ja ostatecznie Ci pomogłem. Wybrałaś kogoś innego. Być może po prostu stwierdziłaś, że się nie nadaję. OK, teraz jest rok później. Może juz nigdy nie będę miał normalnego życia, ale chciałbym się móc postarać by było znośne. Żeby takim było muszę odzyskać wewnętrzny uśmiech. To wiąże się też z wewnętrzną motywacją. Może nawet będą wracać myśli o bezsensie, ale jeśli coś będzie pchało mnie do przodu to i tak będzie lepiej niż teraz. Teraz u mnie na pewno nie jest "wszystko dobrze". Czepiam się tych odnośników, jakby pochodziły od Ciebie. Może rzeczywiście tak było.  Niejasność sytuacji mi nie pomaga. Co przyniosą kolejne dni nie wiem. Plany nawet takie tylko jak na zeszły wieczór się nie sprawdzają. Gdy coś nie zależy tylko ode mnie, nie udaje się. Jestem tutaj nikim. To nie pomaga. Optymizm wziął się z myśli, że może będę w stanie stąd się ruszyć? Może z wyobrażenia zwykłego zabiegu? Nieważne, liczy się fakt. Zrobiło się jakby lżej, pogodniej. Bez jakichś szczególnych perspektyw, ale jednak. Mam tylko dylemat ze słońcem. Pali mocno, ale wiatr mocno chłodzi i siedzenie w cieniu jest zwyczajnie nieprzyjemne, a ruszać jednak dalej mi się nie chce ;)

 Cholera, jednak za chłodno. Zakładam polar, w dłonie nadal zimno. Posiedzę w środku, żeby później nie czuć palącej twarzy. Puszczę muzykę. Nie wiem jaką, ale może znajdę coś nowego... Puściłem Budkę Suflera płytę "Za Ostatni Grosz" 1982. Ten singiel dostałem od kuzyna. Dużo później od kumpla kupiłem cały longplay. Co powiedziałby o Tobie mój świątobliwy kuzyn? Nieważne, ale co myśli o mnie to już ma jakieś znaczenie. Cholera, kochał mnie, prawdziwą męską przyjaźnią. Jak tu się odbudować, dla tych ludzi, którzy kiedyś byli dla mnie ważni? Powiedzmy, że fizycznie jestem juz w stanie coś zrobić bez uczucia rozbicia i osłabienia po chwili. Co z psychiką? Możliwe małe niepowodzenia dalej ciężko znoszę. Krok za krokiem, stopniowo może być lepiej. W tym celu potrzebowałbym kontaktu z ludźmi. Niby rozmowa ze studentem już nie sprawia problemu, ale kontakt z nowymi osobami nie jest jeszcze łatwy. Polska muzyka też coś daje. Pozwala zmierzyć się z potencjalnymi problemami chociaż w wyobraźni. Teraz np. "Jeszcze jeden dzień z wielu, gorycz, codzienne powstawanie" czyli "Co Ja Tutaj Robię?" W gorszym stanie uciekam od takich kawałków. W tej chwili potrafię to jakoś przetrawić. Robię sobie muzykoterapię. Patrzyłem dziś w lustro w swoje oczy. Nie są juz tak pięknie zakochane jak miesiąc temu. Nie ma w nich jednak też beznadziejności rozpaczy. "We Własnych Tylko Dłoniach Masz Swój Los". Nie znam tej płyty na pamięć więc nie wiedziałem co dokładnie wybierałem. Jest o życiu. Mam jeszcze możliwość coś z nim zrobić. Mam zdrowie i środki. Sytuacja i owszem jest dość skomplikowana, ale przy pewnej dozie szczęścia i energii jestem w stanie sobie z tym poradzić. Tak mi się wydaje. Teraz dumam o odblokowaniu, czy jest naprawdę konieczne? Tak, bo w chwili słabości potrzebuję wsparcia, którego Ty nie chcesz mi dać, więc bez sensu jest szukać go u Ciebie. Taka jest PRAWDA. Oczywistością jest, że takie chwile słabości się jeszcze zdarzą, gdy będę coś robić. "Mam Tego Dosyć Wreszcie Zrywam Się". Możesz zupełnie nie znać tych kawałków. Ja też słyszałem je tylko kilkanaście razy w życiu, gdy jeszcze puszczałem swoje winyle, a ten nabyłem stosunkowo późno. Wracają ludzie z lata... starszy facet z całkiem do rzeczy jeszcze kobietą... Leci "Ogień i Woda". Wprowadza to pewne zamieszanie w moich myślach. Druga strona singla "Memu Miastu Na Dowidzenia". Tak, ciężko mi rozstać się z myśleniem o Tobie, do Ciebie. Wiem, że jest to jak choroba. Miesiąc temu myślałem jeszcze, że może być śmiertelna i nieuleczalna. Stąd ten stylizowany list. Od jakiegoś czasu jednak staram się leczyć. Standard "Nie Wierz Nigdy Kobiecie". Niestety nadal nie potrafię wymyślić innej motywacji do życia dla mnie. Musiałbym się cofnąć do wieku 17 lat i przypomnieć sobie znowu co mnie wtedy motywowało. Potem mówiąc szczerze już głównie kobieta. Płynąć z prądem jakoś moze mógłbym i bez tego, ale co to było by za życie? Takie jak tutaj, raczej tylko tutaj. Nawet przecież próbowałem. Przyzwyczaiłem się jednak, dlatego później było mi tak trudno. To wszystko jasne, przecież. Wiedziałaś i chciałaś bym kogoś znalazł. Tak wynika z moich ostatnich wspomnień. Pisałem już, że jakiś czas nawet się trochę starałem. Guzik z tego wyszło. I tak codziennie wysyłałem do Ciebie sms-y. Byłaś tak bardzo ważna. Jakoś pozostaniesz na zawsze, ale muszę sobie zacząć radzić bez Ciebie, bo inaczej zniszczę się do końca. To jasne. Budka skończyła się "Jolką", której chyba nie było juz na tej płycie. Przyszedł student i wyjaśnił co zmieniło jego wczorajsze plany. Nie było to zbyt męskie, ale taki jest... łatwo odwrócić jego uwagę, zmienić plany. Może dziś coś z tego wyjdzie. Widzi za dużo problemów. Mnie realizować plany nauczył jednak tata. Potrafię zafiksować się na celu, co niezawsze jest dobre, ale zazwyczaj pozwala go osiągnąć. Kluczem jest dobre zdefiniowanie celu. Gdy w Twoim przypadku zdefiniowałem go jako pomoc Tobie przegrałem na innym polu, w zasadzie na wszystkich pozostałych. Tak wyglądała prawda z mojej perspektywy. W kategoriach gry jestem totalnym przegranym, w kategoriach wojny w zasadzie poległem... powiedzmy, że jeszcze jest jakaś szansa, że jednak zostałem tylko bardzo cięzko ranny i po długiej rekonwalescencji wrócę do życia, ale raczej cywilnego ;) Tak sobie trochę żartuję, pisząc lekko o trudnych, ale przeszłych rzeczach. Idę na lekkie słońce...

Posiedziałem, pożartowałem albo raczej poprzewidywałem trochę. Powiedzmy, że może jednak nie będzie dużej wojny do 2025. 2030 już nie wygląda tak optymistycznie. Wszystko jest kwestią czasu, ale nasze życie właśnie z mija w tym czasie. Ile zostało mi jeszcze w miarę sprawnych lat? Z kolejnego osłabiania po prostu mogę się już nie podnieść, więc lepiej stworzyć coś w czym one nie będą się powtarzały. Idealnie byłoby być z kimś z kim mógłbym popływać, pograć w kosza, pochodzić czy nawet pobiegać po lesie. Wtedy razem dbalibyśmy by nasza kondycja nie spadała zanadto. Wtedy można by żyć jeszcze ile Bóg i biologia pozwoli w miarę dobrze. Takiej osoby jeszcze nie znalazłem. Teraz opisałem swoje potrzeby w perspektywie powiedzmy 20 lat. Warto było by się postarać, gdy zaczyna się widzieć taką perspektywę. Może nawet 30 lat, jakby tak dbać o siebie i nic nieprzewidzianego sie nie zdarzyło. Bez pozytywnego nastawienia i przeżycia tego kryzysu jednak się nie da. Można było nawet mu zapobiec, ale czasu już nie cofniemy. Stało się i cieszę się, że chociaż Ty z niego wyszłaś. Głupie, że nadal tak o Tobie myślę? Może, ale to fakt. Teraz muszę się zająć sobą. Dziś jakimś cudem, mam na to ochotę. Naprawdę nie wiem co się zmieniło... może oznacza to, że coś fajnego zdarzy się w tym tygodniu? Wiadomo, że chciałbym, ale naprawdę nic się nie zapowiada. To musiałby być naprawdę cud żebyś się odezwała, a innych osób w żaden sposób nie chcę prowokować do kontaktu. Wiem tylko, że dziś załamie się pogoda i jutro będzie chłodno. 

Wychodzi na to, że zacząłem marzyć o przyszłości. To jakaś nowość dla mnie. Pojawił się jakiś bardzo mglisty zarys możliwości, bez żadnych konkretów. Bez uwolnienia od Ciebie nie było to w ogóle możliwe. Czy to znaczy, że już mi się udało? Nie, nie, nie... zaczęło lecieć "Zostawcie Titanica", ale pojawiła się potencjalna możliwość. Strasznie wolno przebiega ta moja ewolucja... Posiedziałem trochę ze studentem, który też obecnie odczuwa samotność, bo kontakt przez Fb nawet jeśli codzienny to dla niego trochę mało. Zaczął mi nawet opowiadać o jakimś specyficznym klubie, w którym najwyraźniej kobiety wyciągają kasę od samotnych mężczyzn. Dzisiaj, wszystko wskazuje na to, że jest pod wpływem niezbyt jasnych mocy ;) Stwierdził, że na pewno by mi się tam podobało... ale oczywiście sam tam nie był i wszelkie informacje ma z dziesiątej ręki. Powiedziałem mu, żeby pogadał z kimś kto tam był, a on że lepiej byśmy tam poszli i zobaczyli na własne oczy. Nie wybieram się, przecież ogólnie wiem o co chodzi w takich miejscach. Są efektywniejsze i przyjemniejsze dla mnie formy kontaktu, ale nie tu... No tak, na głodzie facet pójdzie wszędzie. Dlatego to taki dochodowy biznes. Po "Te Oczy Szalone" wszedł Savage. Dziwny mix wybrałem. Mocno spolonizowany. A ten hicior "Oszalałam" przypomniał mi pewne tańce gdy naprawdę spróbowałem sobie poradzić z brakiem kontaktu z Tobą i jeszcze byłem w niezłej formie. Nic dobrego z tego nie wyszło, mimo pewnych podobieństw do Ciebie. Nie byłem w stanie zapomnieć, mimo że bezproblemowo nawiązałem kontakt... Masakra... chyba nawet w jej obecności pisałem do Ciebie sms-a licząc, że wkrótce się odezwiesz. Minął prawie rok i może kiedyś mi się uda... "Iść w Stronę Słońca". W zapomnienie już specjalnie nie wierzę, będę musiał żyć z Tobą w sercu, po prostu może nie będziesz na wierzchu... jeśli mi się uda. Tej listy nie zaplanowałem, a wszedł teraz Seweryn Krajewski z "Daj Tej Dziewczynie..." Cholera... nie ma mnie to rozklejać... Zaakceptowałem historię. No to żeby było milej "Papierowy Księżyc" ;) Czyli znowu "wróżę"? Nie, po prostu bawię się w skojarzenia. Wiadomo o czym jest większość piosenek. Uśmiecham się lekko, poważnie :) Po dwóch kawach, krótkiej rozmowie i wcale niełatwym początku dnia. Coś musiało się lekko przestawić w mojej głowie. "Kryzysowa Narzeczona"... wszystko w temacie ;) Mam nadzieję, że te skojarzenia jednak nie odbiorą mi dziś ledwie odzyskanej pogody ducha, bo wtedy będę musiał stwierdzić, że jakieś złe moce podsunęły mi tę listę ;) "Cykady na Cykladach" to jest akurat pozytywne i trochę w temacie marzeń :) No to wszedł chyba Piasek... to jest tak romantyczne, że zaraz sam się przytulę ;) Fajnie, że stać mnie dziś na to żeby uśmiechnąć się do tej myśli :) Może to jeszcze trochę uśmiech przez łzy... no niedosłowne... ale chcę Cię zapamiętać dobrze, mimo że nie pomagasz od roku. Tak chcę, to nie oznacza jeszcze pożegnania ;) "Już Nie Ma Dzikich Plaż" . Zauważasz różnicę w dynamice? Chcę zrobić to co Ty rok temu. Zupełnie inne prędkości. Dla mnie byłaś jak rakieta, gdy ja byłem jak... szukam porównania... szybowiec... może lepiej balon ;) Weszła Iza Trojanowska chwaląca się swoją przewagą nad jakimś chłopcem... "Wszystko Czego Dziś Chcę". No tak...stąd tylko krok do wpadnięcia w nutę tragiczną. Nie mam ochoty dziś na huśtawkę ;) Wszedł więc Modern Talking by załagodzić sytuację najwyraźniej ;) Tylko tytuł piosenki nadal w temacie "You're My Heart, You're My Soul"... w zasadzie muszę przyznać, że ukradłaś mi moją duszę parafrazując tytuł innej piosenki... To niestety poważnie... A teraz "Nigdy do niczego się nie przyznawaj" czyli "Piosenka Księżycowa" Anity Lipnickiej ... uwielbiam :) Tak, chciałbym być jeszcze Johnem Porterem ;) Podobno pozostali przyjaciółmi :) I muzyka się skończyła :( Z tym muszę się pogodzić, nie ja tu rządzę, ale nie odebrałem tego boleśnie. Nie pochwaliłem się jeszcze, że dziś skróciłem zarost. Tak z rozpędu, dość sprawnie. Włosy po przyjrzeniu jednak oceniłem negatywnie. Pewnie będę musiał z nimi kiedyś coś zrobić, by nie straszyć. Co teraz? Mogę tylko poczytać, może coś ściągnąć. Wewnątrz odczuwam nadal promyczek pogody, więc jest nieźle :) 

Ściągam nowe odcinki SWR i pomyślałem jak ważne są marzenia... szczególnie dla marzyciela jakim niewątpliwie jestem. Na razie to naprawdę ledwie chmura, nie ma żadnych konkretów, a jednak pojawiło się coś. Wcześniej wiesz kiedy musiałem je stracić... Po prostu musiałaś z nich zniknąć. Moje marzenia są po prostu dobre. Dlatego być może przestałaś wracać w snach... Jednak zrobiłem postęp. Trochę mi to zajęło. Czyli jestem na dobrej drodze. Cieszy mnie to :) Poważnie... Pozytywne myślenie powinno zapewnić mi sukces... nie mam pojęcia o czym w tej chwili napisałem, to było bardzo ogólne.

Marzenia zostały jednak czymś wywołane, a poprawa nastroju nastąpiła wcześniej. Nie mam zamiaru skupiać się teraz na problemach tylko na szansach. Czyli co mogę zyskać? Na razie zaczęło padać. Dziś być może obejrzę ze studentem jakiś film, może nawet uda mu się wyciągnąć swojego przyjaciela z domu. Zobaczymy. W końcu dla niego miał być ten seans. Jutro będzie chłodno i co najmniej pochmurno, więc będę miał dużo czasu na myślenie. Jeżeli uda mi się pozostać przy pogodzie ducha to naprawdę będzie przełom.

W sumie zjadłbym coś. Nie mam po co specjalnie analizować tego co się zmieniło. Teraz chodzi o to by była to trwała zmiana. Chrzanić całą resztę, jak będzie mi się chciało to dam sobie radę :) To chyba najprostszy sposób pozytywnego myślenia jaki znam :) Czego mi jeszcze trzeba? Dawno tak nie myślałem. To może niezbyt racjonalne, ale zazwyczaj działa :) Jeśli się utrwali to zacznę pracować nad szczegółami. Ciekawe... Jak to możliwe? Może po prostu przeskoczyłem nad oś? Nieważne, liczy się fakt.

I co mam Ci jeszcze napisać droga Niko? Przeczytałem artykuł o datowaniu w starożytnym Egipcie. Zawsze interesowałem się tą tematyką, szczególnie w kontekście erupcji Thiry. Nie jestem jeszcze gotów na podsumowanie. Nie chce mi się już samobiczować za swoje niewątpliwe błędy. Dziś jest dziś. Dalej cieszę się, że Ci się udało, dalej czuję co czuję, ale to co teraz zrobię zależy ode mnie. Nie wszystko wprawdzie. Zdaję sobie sprawę ze swojej małości, ale chyba wróciła mi wiara w przyszłość. Teraz chciałbym Ci w związku z tym... świętem dla mnie pożyczyć czegoś szczególnego. Niech ta noc będzie dla Ciebie wyjątkowo dobra, niech spełnią się Twoje marzenia, niech będzie tak jak chcesz. Wspomnij też czasem mnie, ale tylko dobrze, może po prostu jako kogoś, kogo przypadkiem spotkałaś, by mógl Ci pomóc :)

27.03

Dzień Dobry. Wczoraj poczekałem trochę na studenta. Przyniósł film "Prestige" o sztuczkach magicznych, a w zasadzie rywalizacji 2 zespołów magików w XIX wieku. Niezła obsada, nieźle zrobiony. Było późno, ale obejrzeliśmy. Wypiłem sobie nawet jedno piwo z zapasu na kolację. I kawałek chleba z serkiem topionym. Czekolady nie otworzyłem. Skromnie. Dlaczego akurat taki film ostatecznie... chciał coś mistycznego, a było jak zwykle o miłości, przyjaźni i męskiej rywalizacji prowadzącej do tragedii. Można się zafiksować na zemście bez problemu. Najwyraźniej z czymś mu się skojarzył ten film, bo na końcu był poruszony. Przypomniała mu się jego była miłość, której teraz podobno nienawidzi, a która ma dużo przyjaciół, którzy będą go chcieli podobno zniszczyć. Złe skojarzenia. Ja wróciłem sobie w nocy spokojnie do klatki. Zasnąłem, nie pamiętam co mi się śniło, dość długo dziś nie wychodziłem ze śpiwora, bo było chłodno. Poszedłem później spać więc obudziłem się pewnie później i spojrzałem na zegarek już po 11. Sprawdzałem, czy zostało coś jeszcze z pogody ducha i zostało, ale pewnie gdybym dłużej poleżał nie uciekłbym od niepokojących myśli o szczegółach przyszłości. Ogólnie dochodzi do mnie rano Twoja obojętność. Zjadłem coś jak zwykle i przed południem udałem się na zewnątrz. Pogoda marna zgodnie z zapowiedziami. Trochę musiałem powalczyć z internetem, bo nie działał, a jednak chciałem sprawdzić co u Ciebie. Udało się i nic. Zaczął się nowy tydzień pracy. Nie wiem jak to wygląda u Ciebie, ale ja się tylko obijam. Oczywiście jak będę chciał zrealizować swoją wizję będę musiał to zmienić. Szału nie ma. Dziś będę się musiał rozgrzewać. Sieć szczerze mówiąc nadal nie działa jak powinna. Bez niej, mógłbym dalej żyć w nieświadomości, że żyjesz. Głupie to było, wiem. Trzeba było sprawdzić i się nie poddawać. Było, minęło. Czy wyciągnę z tego wnioski na przyszłość? Czy naprawdę może mnie czekać 20-30 lat sensownego życia? Jeżeli będę w to wierzył to będzie mi się chciało żyć. W przeciwnym wypadku pewnie nie, więc jakie mam wyjście? Wczoraj pojawiła się nadzieja, wizja niezwiązana z Tobą. To chyba duży postęp. Co dalej? Nie wiem. Pożyczę Ci więc znowu wszystkiego dobrego i pozdrowię. Powodzenia :)

Przejrzałem historię tytułów maili wysyłanych w "kosmos". Trochę się chyba odczepiam. Powoli to idzie. Czasem sobie myślę, że być może dla Ciebie było by lepiej gdybym przez te 2 miesiące nie starał się nawiązać z Tobą kontaktu. Być może powodowało to głównie złe skojarzenia. Nie wiem. Nie chciałaś się odezwać węc może tak było. Potrzebowałem tego jednak. Przeszedłem długą i dość wyczerpującą drogę. Teraz mogę juz chyba zacząć myśleć o przyszłości. To jeszcze niezbyt pewne, nieutrwalone, ale jakby pojawiła się kotwica ciągnąca do przodu. Posiedziałem trochę pod chmurami i tak sobie myślałem. Nie było tak pogodnie jak wczoraj. Pojawiły się sceptyczne myśli, ale z drugiej strony także to, ze marzenia są ważne, dlatego że w ogóle są, że można o nich pomyśleć i do nich dążyć. Co do biegania po lesie to jednak nadal robię to w nich z Tobą ;) Nie odczepiłem się jeszcze zupełnie. Powiedzmy, ze wewnętrznie czuję się od wczoraj trochę mocniej. Może nie jestem już małym chłopcem, którego przede wszystkim trzeba przytulić. Trochę się z siebie nabijam, lubię autoironię. Pozwala mi czasem zachować dystans. Nie chce mi się ćwiczyć, męczyć się, nie ma jeszcze motywacji do tego. Być może dziś trochę zmobilizuje mnie do tego chłód. Zobaczymy. Jednak chciałbym zobaczyć dziś lub w tym tygodniu Waszą nową akcję, promocję. Jeszcze mi jest to potrzebne, niby nie rozumiem po co ;) Miałem napisać jeszcze o przełomie. Niby nic wielkiego, ale to wyobrażenie, że coś mnie jeszcze czeka, że nawet porównywalnie długo z tym czasem, który jakoś straciłem, czy był dla mnie ciężki, że moze teraz zrobię to bardziej świadomie, że może poszukam z głową, żeby dwa światy pasowały do siebie, by były dla nas satysfakcjonujące. Trudne zadanie, ale lubię takie. Może być mobilizujące jeśli podejdę do tego systematycznie. Jak do wyzwania. Znaleźć kogoś pasującego. Późno, nie? Ale może lepiej późno niż wcale... Cholera, wiem że punkt startu nie jest najlepszy i istnieje sporo trudności, ale chyba najważniejsza jest myśl, że jeszcze istnieje taka możliwość. Nadzieja, wiara... dwie z triady :) Szczerze, to nie mam pojęcia co dziś robić. Mogę sobie podumać, puściłbym muzykę, ale ktoś właśnie skomplikował sytuację swoim przybyciem. Gdybym się wcześniej zdecydował to już by leciała. Spóźniony refleks to mój częsty problem. Na jak długo starczy mi tej pogody ducha bez zewnętrznych bodźców? Czy to jeszcze pogoda? Od tego czytania i pisania pogłębia mi się wada wzroku. Starość nie radość... oczywiście, gdy tak zacznę myśleć marzenia o pogodnej przyszłości się rozwieją ;) Chcę się jeszcze połudzić ;) Cholera, potrzebuję teraz tej muzyki, a dostaję tylko papierosowy dym. Co ja mogę? Przejść się chyba tylko...

Przeszedłem się, posiedziałem, podciągnąłem się te 5 razy, posiedziałem jeszcze myśląc, że dalej jestem słaby, a Ty masz mnie gdzieś. Cholera, w moim świecie tak się nie da, gdy przyjmie się pomoc. Że robiłem różne głupoty w dobrej wierze, licząc na to że się przełamiesz, zrozumiesz, że to nie fair, mimo różnych możliwych uwarunkowań. Nie stać Cię na to? Nie wierzę... Na rozgrzewkę zrobiłem 87 przysiadów bez bólu. Miałem dociągnąć do 100, ale przyszedł student, który nie mógł zasnąć po wczorajszym filmie, bo go zestresował. Puściłem Collinsa. Zaczęło się od "Another Day In Paradise". Leci dalej, a ja myślę, że jeszcze nie potrafię zamknąć przeszłości. Muza się zmieniła, ale ważne jest chyba, że gra coś melodyjnie. Rytm ożywiający trochę myśli. Zamęczyłbym Cię swoimi oczekiwaniami? Czy to naprawdę takie trudne dla Ciebie? Dalej nie wierzę, że w głębi nie jesteś mi wdzięczna. Tak trudno się do tego przyznać? Czy może zaklasyfikowałaś to jako zdobycz, łup? Może po prostu od razu postarałaś się o tym zapomnieć? Naprawdę nie rozumiem. Na razie nie pozostaje mi nic innego jak pozostać z tym brakiem zrozumienia. To jakoś może być jednak ważne dla mojej przyszłości. Co mogę dziś wymyślić? Nie za wiele. Postarać się po prostu zostać na ścieżce wzmocnienia i pogody. Chłód trochę temu sprzyja. Obecność studenta w tej chwili też. Poza tym trochę drepczę w miejscu. Co dalej? Pomyślałem sobie o jakimś prezencie od Ciebie. Poza ciasteczkami nie było nic, wiem to nie była taka znajomość, mimo pewnych złudzeń czy oznak. Nie chcę tego wszystkiego zaklasyfikować jako manipulację czy grę. Po co o tym jeszcze myślę? Cholera, póki nie zacznę wymyślać szczegółów przyszłości czy po prostu nie ruszę się stąd to nie mam nic w zamian. Jeżeli mam spróbować stworzyć dobrą przyszłość, pewne rzeczy muszę szczerze podsumować i pewnie wyeliminować jako nie niosące żadnej nadziei na dobrą relację. Inaczej znowu ulegnę złudzeniom i stracę wiele. Nie myślę już jak straceniec, który nie ma żadnej perspektywy. Zauważasz różnicę. To zasadnicza zmiana. Tak czy inaczej w tym kontekście pisanie do Ciebie nie jest najmądrzejsze. W wariancie ze złą Dominisią jest totalnie bez sensu, więc jeśli jeszcze piszę to znaczy, że w ten wariant nie wierzę. Taki ze mnie niewierny Tomasz ;) Poza tym mogę... puścic tylko muzykę. Losowe wklepanie klawiszy dało jakieś top 10, ale świadomie wybrałem "Latarnika" Klinczu. Jestem teraz trochę jak taki latarnik. Samotny, z jednym celem, zadaniem. Zapalić światło na czas ;) Teraz "Jak Lodu Bryła"... to o Tobie? O Fish? Jednak optymistyczne to nagranie :) Czuję zmianę w biochemii mózgu... poważnie :) Popracowałem nad tym... i nie mówię teraz o wpływie drugiej kawy ;) Gdy stać mnie żeby uśmiechnąć się do swoich nie zawsze wesołych myśli to nie jest źle. Tego nie znam, ale znowu opowiada o mnie w jakiś sposób "cokolwiek zrobisz lepiej niżbyś trwał w bezruchu, w duchu zraniony, dokąd, po co i jak?, wątpisz, myślisz i trwasz, komu, kiedy i gdzie? w domu, w drodze, na dnie, pytasz więc myślisz więc nie jest źle, pytasz więc wątpisz jak ja" to oczywiście teksty z tej piosenki :) Nie znam tytułu, a teraz hicior: "Dla Ciebie Staczam Się", a jednak to "Posłuszna Jak Automat". Widzisz, prawie wszystko jest powtarzalne... Musiałem to przeżyć? Żeby mieć pełniejszy obraz życia? Punkt odniesienia? Zdarzyło się, wzruszam ramionami :) WoW, stać mnie na coś takiego po tym co przeżyłem! Zaraz pojawi się narcyz ;) Życie... no i jak mam do niego wrócić? Jak znowu zacznę myśleć, że nie musiałem przeżywać tego dołka, to do niczego dobrego mnie to nie zaprowadzi... STOP. Dziś jest 27.03.2017, bawiąc się numerologią to moja liczba Do przodu marsz. Naprawdę z wewnętrzną pogodą ducha jestem w stanie sobie ze wszystkim poradzić. Może to być nawet objaw manii, ale nie zmienia to faktu, nie jest łatwo mnie wtedy przygnieść do ziemi. No dobra, co dalej? Ano, na razie nic...

W końcu puściłem "Białego Misia" Top One, nawet obejrzałem teledysk z 2016. Niezły choć przesłodzony. I tak zostałem sam z "Ola lao Li" nie wiedziałem, że to nazywa się "Protest Song". Teraz "Zaopiekuj Się Mną" czyli jednak ciary :) Dawne czasy :) Wiem, że te rymy nie są najwyższych lotów... ale działa :) "Już prawie kochasz mnie gdy jesteś obok, już nienawidzę Cię tak...kolorowo" ;) Jak nie stracić więcej życia? Muszę, cholera zapytać kogoś innego... Jasne, że stałaś się moją obsesją, ale wybacz zasłużyłaś sobie na to... Niestety, chyba jednak wyłącznie ja za to zapłaciłem... dalej płacę. Co teraz? "Magda K." mi nie podpowie... Mogę sobie tylko posłuchać solówki i tekstu, którego do końca nie rozumiem, bo nie wiem co tak naprawdę zrobiła ta tytułowa Magda. "Dorosłe Dzieci" Turbo. Czy powinienem tego słuchać? Na żalu to nic nie zbuduję... naprawdę wolałbym zrozumieć, ale nie pomogłaś. Muszę to jakoś ułożyć żeby zamknąć tzn. przynajmniej rzadziej do tego wracać. Mój problem, wiem, ale naprawdę można było to skrócić. Czy tak, naprawdę Ci było łatwiej? Nie odzywając się w ogóle? "Sen o Dolinie" czyli "lecz po nocy przychodzi dzień". Optymistycznie :) Co dzisiaj jeszcze? Przysiady? Biegać mi się nie chce. Jutro chyba do sklepu. Chleb się kończy. Wczoraj niby ktoś obiecał przynieść jeszcze jajka, ale nie mogę się specjalnie przywiązywać do tego co tu mówią, bo pamięć mają raczej krótką ;) Teraz TSA "Idąc ciemną aleją szukam Ciebie mój przyjacielu"... jaki to ma tytuł? Teraz "Nie Pytaj o Polskę" Obywatela GC, który kiedyś zakończył swój żywot. Czy stać mnie na przeżycie drugiej połówki życia? Dumam sobie nad tym pytaniem. Racjonalnie to mam takie sobie szanse, ale pogoda ducha powinna pomóc. Poza tym naprawdę nie wiem co teraz zrobię. Zamiast wgapiać się w ekran lapka było by lepiej dla moich oczu patrzeć się w dal. "Nie Wiesz, Nie Wiesz, Nie Rozumiesz NIc" nie wiem kto to gra, nawet nie wiem czy to kiedykolwiek słyszałem. I co ja mam z Tobą zrobić diabełku? "Nie Wierz Nigdy Kobiecie" dziś po raz pierwszy. Zastanawiam sie nad stanem umysłu, kiedy ostatnio był taki? W maju? Pozbyłem się jakoś poczucia bezradności... "Całuj Mnie" Banda i Wanda... na takie "ekscesy" muszę jeszcze trochę poczekać... nie wiem jak długo. Tytuł jednak to "Kochaj Mnie Kochaj" pewnie mi się skojarzyło z inną piosenką i niestety Twoimi ustami... Cholera, kto mi da coś takiego? Raczej nie powinienem o tym myśleć, bo w tych warunkach jest to jak kuszenie wodą na pustyni. Nadal za dużo emocji... Cholera, nie przykryłem tego. Muszę to zrobić, żeby sobie jakoś poradzić... no nie mam innego wyjścia... Znowu TSA chyba coś o zapałkach... "Trzy Zapałki Kolejno", cholera te wspomnienia nadal za bardzo podnoszą mi ciśnienie... 

Zrobiłem drugą seryjkę przysiadów z małym bólem na koniec. Poleciał Oddział Zamknięty z "Obudź Się"... tak bardzo tego potrzebowałem rok temu... Słuchaj, jak bym Ci wtedy nie pomógł to mógłbym sobie ułożyć to w końcu np. że była to konwencja i nic więcej. Poza emocjami. Ale musiałem to, muszę to ułożyć teraz racjonalnie, a moja pomoc była racjonalna, była faktem, wiązała się z emocjami, ale była przemyślana, szczególnie ostatnia. Niestety nie zdawałem sobie sprawy, że możesz przestać odzywać się do mnie poza jedyną sytuacją: śmierci. Jeżeli rozumiałaś to, a nie mogłaś nie rozumieć, jestem o tym przekonany, to oznacza, że po prostu mnie oszukałaś... I co ja mam teraz z Tobą zrobić? Piersi zagrały właśnie "Balkanikę". Nie da się tego dalej inaczej wytłumaczyć bazując na tym tylko co wiem. Iza Trojanowska znowu sprowadza mnie na ziemię ;) "Wszystko Czego Dziś Chcę". Teraz "Lokomotywa" Perfectu. "Jesteś Lekiem Na Całe Zło" Krystyny Prońko. W sumie ciekawa lista, ale dochodzę do wniosku, że mam problem z wybaczeniem, albo po prostu mam za mało informacji by zrozumieć. Cholera, nie pomogłaś. Mój cały rok wyglądałby inaczej gdybym coś wiedział... "Papierowy Księżyc"... OK, jest teraz. Co zrobić bym nie odczuwał żalu, bym nie miał do Ciebie pretensji? Naprowadzanie Ciebie na to przez ponad miesiąc pewnie było dziecinne, oczekiwanie na wdzięczność po roku, bez żadnego jej śladu pewnie zwykłą naiwnością. Niestety myślenie w ten sposób też podnosi mi tylko ciśnienie. Nie akceptuję Ciebie złej nawet tylko według moich kryteriów. To pewnie znany przypadek... "Sztuka Latania" LP. Możesz mieć to gdzieś, ale zauważ, że mam dużo czasu i pewnie będę chciał jakoś to wyjaśnić, bo nie daje mi to jednak spokoju. Całe szczęście, że nie jestem już desperatem. Niby nigdy nie byłem, ale jeszcze miesiąc temu tak się czułem. "Nieme Kino" Perfectu, a teraz Mech "Czy To Możliwe?"... "żeby tak dobrze było Ci z tym?". Teraz "Hotel Patria" Jacka Skubikowskiego. Bardzo dawno nie słyszałem tych kawałków. Prowadzę ze sobą wewnętrzną dyskusję: co mogę? Niby niewiele, ale zależy to jednak od mojej interpretacji i stopnia pobudzenia... właśnie wszedł Franek Kimono z "King Bruce Lee". Wszystko w temacie... szaleniec może nawet dać się zabić ;) Jakie te emocje są niebezpieczne... cholera wtedy potrzebuję już tylko zabiegu relaksującego może być ajurwedyjski ;) Teraz Mr Zoob "Mój Jest Ten Kawałek Podłogi". No i dlatego kumpel twierdził, że najlepiej jak "Załoga G" wpada do kogoś o 6 rano, kiedy człowiek jest nierozbudzony. A teraz "Wieża Radości" Tiltu... prawie jak "Latarnik". Znowu o mnie "nie walczę już z nikim, nie walczę już o nic, palą się na stosie moje ideały, jutro bedę duży, dzisiaj jestem mały, stawiam świat do góry nogami"... no lubię Tomka Lipińskiego. Kiedyś poznałem go krótko, ale zrobił na mnie dobre wrażenie, mimo że chyba bez sensu w pewnym momencie zaangażował się w politykę. Za wrażliwy... pewnie podobnie jak ja. I kto teraz mógł wejść? Anna Jantar oczywiście z "Nic Nie Może Przecież Wiecznie Trwać". Wiem, że maglowanie przeze mnie znowu tematu braku wdzięczności może nie jest zbyt mądre, ale pokazuje to tylko, że jeżeli tego nie wyjaśnię i nie podsumuję do końca to zawsze będzie mogło wrócić. Tego nie chcę. Cholera, wiem że mógłbym to nawet w tej chwili podsumować, że jesteś zła i tyle, ale wtedy odebrałbym sobie dobre wspomnienia i uczucia. Odczuwam przed tym ogromny opór, konflikt emocjonalny. Wolę nawet żebyś mnie trochę oszukała wykonując chociaż jakiś niewielki gest. Sobie mogę woleć, nie? No, tak, ale może masz jeszcze jakieś bardzo ważne powody, o których nie wiem, a które wszystko zmieniają tzn. interpretację. Przecież nie wiem jak przeszłaś ten szpital, w który wierzę itd. Naprawdę dużo potrafię zrozumieć... tylko cholera muszę wiedzieć... Inaczej obawiam się, że nie dam Ci spokoju, a przynajmniej sobie, bo widzisz przecież, że staram się być nieinwazyjny... Podumałem trochę o imperatywach moralnych. W tzw. międzyczasie przeleciało "Miasto Budzi Się", a teraz coś starego czego nie potrafię nazwać. Teraz "Wolność Kocham i Rozumiem" znowu śpiewa chyba Lipa. Męczenie tego tematu trochę kontrastuje z deklarowaną przeze mnie pogodą ducha, ale nie osłabia mnie już. Muszę zrozumieć - powtarzam jak mantrę. "W Domach z Betonu" Martyna Jakubowicz. W końcu pojawiły się Strachy Na Lachy "Nie Bardzo, Nie Liczy Się". Już nie mam wizji, że wbijasz we mnie coś ostrego - to zmiana na lepsze. Teraz gdzieś w tle wyczuwam możliwość przyszłości, delikatny zarys :) Leci "Anna" bardzo stary kawałek. "Jezu Jak Się Cieszę" Klausa Mitwocha... dalej dumam. Powodów do radości nie mam... z tego zdajesz sobie pewnie sprawę. Teraz chyba Kasia Stankiewicz, czy to jeszcze Anita? "Kiedy Znajdę Dla Nas Dom". Naprawdę z wieloma rzeczami już sobie poradziłem... zadumałem się... może jednak przesadzam. Wszedł Maanam "Luciola". Żebyś mi jednak przywaliła lekko na otrzeźwienie czasem bym chciał. Prawdę napisałem, że mogę tu zostać wiele lat myśląc wyłącznie o przeszłości. Powiedz jak mam się stąd ruszyć? Dokąd? Kolejny utwór podpowiada "Najważniejsza Jest Rodzina"... zupełnie nie znam tego kawałka. "Zabiorę Cię"... ładne :) To nie wróżenie, to tylko skojarzenia. Znowu śpiewa Martyna Jakubowicz. Byłem kiedyś na jej koncercie i tyle, tzn. miałem poźniej pewne nieprzyjemności przez jednego podłego człowieka, który chciał mi zaszkodzić. Tyle można złego wyrządzić stosując pomówienie, obrzucić błotem, zrazić współpracowników. To był gorący przedwyborczy sierpień. Obrzydliwe, nie cierpię takich obślizgłych typów, a dokładniej tego co zrobił. Dużo później pogroziłem mu tylko paluszkiem, mimo że podłożył mi niejedną świnię, ale taką odgrywał rolę. Nie powinienem do tego wracać, bo nadal trochę podnosi mi to ciśnienie. Zmieniło to moje życie. Tu jest spokojnie i dość przewidywalnie. Wszedł "Za Ostatni Grosz" po paru kawałkach, których nie zidentyfikowałem. Czy ja jeszcze coś mogę? Dzisiejsze myśli jednak nie są zbyt pogodne. Poza tym odczuwam głód, a nie chce mi się iść do klatki. "Wierzę Jej" Maleńczuk. Trochę sam się sprowadziłem na ziemię. Twarz piecze mimo chmur dzisiaj, chłodno i głodno. Naprawdę z zewnątrz tu nie dostanę żadnych miłych bodźców. Aktywności dziś nie widzę i powinienem stwierdzić, że nie powinna być już dla mnie ważna, bo nie musi się wiązać z Tobą, a poza tym mam pewność, że mnie olewasz. Ogólnie, jej obserwacja nie ma sensu. Na odpowiedź mailem już też nie liczę jak było to jeszcze miesiąc temu. Na uszczegółowianie wizji przyszłości jeszcze nie jestem gotów. Mogę poczytać sobie tylko newsy...

Czytam, ale zaczęło lecieć coś czego wieki nie słyszałem "Zostawcie Na Chwilę Mnie Już" "oddajcie mi moje spojrzenie na siebie..." tak dobrze znam, a nie wiem kto to gra... może Bank... jeden z moich pierwszych singli, to było prawie jak olśnienie z poprzedniego wcielenia :) Życzyć Ci dobrej nocy, czy tego też nie chcesz? Dobranoc Niko :)

28.03

Dominisiu, wybacz. Jest noc, nie mogę zasnąć, bo przypomniałem sobie jak traktowałaś mnie na końcu. Byłem Twoim niewolnikiem, zdominowałaś mnie, na pewno nie byłaś fair. To była masakra dla mnie, ale tłumaczyłem to Twoimi problemami, zdrowiem. W zasadzie już 23 lutego zniszczyłaś moją niezależność, przewalcowałaś. I co z tego teraz? Cholera, dalej czuję co czuję w pełnym słowa tego znaczeniu. I nawet jak zaakceptowałem, że nie będziesz ze mną to nie potrafię zaakceptować myśli, że byłaś po prostu zła czy wyrachowana. Nie potrafię zaakceptować, że nie czujesz wdzięczności. Cholera, jeśli nie zrozumiem dlaczego, lub po prostu jej nie dostrzegę obawiam się, że mogę zrobić coś głupiego. No nie wiem, co. Rozsypię się albo zdezintegruję, nie chcę niszczyć nikogo innego. Chore to, wiem. Wydawało mi się, że już sobie prawie z tym poradziłem, ale jednak to wraca. Cholera, nawet jeśli jesteś zła, to chociaż oszukaj mnie w drugą stronę, pokaż jakiś gest, byle nie Kozakiewicza ;) Jeśli jakoś to sobie wytłumaczyłaś to po prostu powiedz jak, żebym zrozumiał. To naprawdę dla mnie w tej chwili kluczowa sprawa. Mam problem, przyznaję. Piszę to po obejrzeniu prostackiej komedii z Sashą Cohenem "Bruno", która jednak czasem zmuszała do rechotu i dwóch godzinach prób zaśnięcia na smutno. To wszystko jest tak chore, że wyobraź sobie, że po tak długim czasie nawet nie mam ochoty na pełny kontakt z kobietą, gdy kiedyś ciężko mi było wytrzymać bez tego dłużej. Nie wiem czy to rozumiesz. Jestem nadal cholernie zablokowany. Ignorowanie mnie mi nie pomoże. Dawno już nie pisałem w nocy, ale dzisiaj nie wiedziałem co zrobić. Zjadłem dziś znowu ponad pół czekolady na pocieszenie, ale nie pomogło. I to wszystko mimo majaczącej gdzieś wizji przyszłości. Bez uporania się z przeszłością ona po prostu przestaje istnieć... Dobranoc... może teraz w końcu zasnę :)

Zasnąłem po rozważaniach nad koncepcją Boga, dobra i zła i jak to wszystko działa. Po prośbach żebyś jednak się odezwała. W rezultacie obudziłem się późno z poczuciem beznadziejności sytuacji. Nie mam rozwiązań, nie wiem co zrobić. Wspomnienia dręczą mnie. Koszmarem  dalej jest świadomość straty. Rano nic nie pomaga, nie sprawia przyjemności, bo wszystko wydaje się bez sensu. Znowu jakiś kryzys? Nie chciało mi się pójść do sklepu. Zbuntowałem się, strajkuję, przegłodzę się. Odkładam na jutro. Sam przejechałem po sobie czołgiem wracając do rzeczy, z którymi wydawało mi się że już sobie poradziłem. Wstałem więc późno, ze świadomością, że na Fb nic na mnie nie będzie czekać. Miałem rację. Nie musiałbym wcale wstawać. Miraż przyszłości zniknął przysłoniony niezamkniętą przeszłością. Nie chce mi się iść na słońce. Męczę się z Tobą nadal. Bez pomocy będzie mi trudno. Co wczoraj mogło mnie uchronić przed zjazdem? Może dobry kontakt z ludźmi. Nie mam tu nikogo kto by mnie wspierał, w kraju zresztą też nie. Pamiętasz, że ponad rok temu nie potrafiłem wytrzymać sam, szukałem towarzystwa. To pomagało. Jasne, ze byłem w zupełnie innej sytuacji. Jeśli nie docierają do Ciebie żadne sygnały ode mnie, jeśli ten świat nie jest połączony to po prostu zamęczę siebie w końcu. Wrócić do pogody ducha bez żadnego sygnału? Skąd mam ją czerpać? Z 2/3 czekolady? Czyli 66,6 % ? Zaraz chyba ucieknę na słońce, bo za dużo mi się tu "diobłów" czyli irytujacych facetów kręci ;) Na koniec  Cię pozdrowię. Być może najlepiej było by jakbym uznał, że jesteś zła, że byłaś narzędziem. Nadal jednak życzę Ci Wszystkiego Dobrego...

Cholera, posiedziałem trochę i pokląłem. Zakończyłem to wnioskiem, że muszę podejść do tego technicznie, bo inaczej sam się zadręczę. Technicznie, to po prostu muszę Cię przykryć czymś/kimś. Pewnie po prostu muszę znaleźć kogoś bardzo atrakcyjnego z kim spędzę tyle czasu co z Tobą w sposób co najmniej tak samo ekscytujący. Obawiam się, że nie ma innego sposobu. To musi być jedna osoba, z którą będę musiał się zaangażować i przeżyć wiele. Być może będę musiał za to dużo zapłacić, być może będę musiał na to poświęcić duzo czasu, ale inaczej najprawdopodobniej się nie da. Cholera, jeszcze 3 tygodnie temu nie mógłbym w ten sposób nawet pomysleć, bo bym traktował to jako zdradę. Chore? Ale, cholera tak właśnie BYŁO. Inaczej się nie uwolnię, a potem nic nie zbuduję. Cholera, tylko jak zaangażować się jednocześnie nie tracąć kontroli? Tak, dostrzegam problemy, bo gdybym rok temu nie stracił kontroli było by mi dużo łatwiej. Cholera, nie mogę być słaby, bo nie zaprowadzi mnie to już donikąd. Muszę to zealizować dla siebie. Słabością i brakiem zdecydowania wciąż będę krążył w kółko i się zadręczał. Kurcze... potrzebuję testosteronu... Półśrodki czy jednorazowy wyskok w tym nie pomogą. Normalnego związku bez tego też nie zbuduję, bo w każdej chwili będę mógł przypomnieć sobie Ciebie i to wspomnienie będzie mogło zniszczyć nawet najlepszą chwilę. I kurde... to nie jest proste, bo zapamiętałem Cię jako niesamowitą mieszankę: ciepła, troski, drapieżności i siły. Tak własnie: mieszankę dobra i zła, jasnej i ciemnej strony. Dlatego nie potrafię uwierzyć tylko w tę ciemną... Jak dodam do tego inteligencję, intuicję i inne cechy to zaczynam wpadać w panikę, że mogę nie znaleźć odpowiedniej osoby nawet na przykrywkę. No i klnę po prostu. Muszę to zrobić. Muszę potraktować to jako cel, zadanie. Bez tego nie mam szans. Wżarłaś się we mnie tak głęboko, że być może i tak będę musiał stracić wszystko żeby uwolnić się od Ciebie. Chore? Desperackie? A jakie mam wyjście? Zostać w takim stanie? Jasne, piękny melodramat. Przeskakiwanie z kwiatka na kwiatek nic nie da. Niszczenie siebie jest bez sensu. Niszczenia Ciebie nie potrafię sobie wyobrazić. I tak wiem, że nie masz lekko. Tak mi się wydaje. Im szybciej to zrobię tym chyba lepiej. Zrobiłbym to rok temu gdybym wiedział jaką podjęłaś decyzję. Ten brak informacji, jasności chyba najtrudniej będzie mi Ci wybaczyć. Trudno, jeśli jedyną metodą będzie poszukanie jakiejś konwencji to będę musiał jej użyć. Muszę być realistą. I niestety potrzebuję na to co najmniej miesiąca czasu i dalej może być mało. Ja chrzanię, wiem że wykracza to poza moją koncepcję dobra, ale nic innego nie potrafię wymyślić. Kolejna brzytwa albo ostatnie kuszenie... Naprawdę nie potrafiłem zrobić tego wcześniej. Gdybym to zrobił, to wszystko potoczyło by się inaczej, nie dręczyłbym tak długo siebie i już w ogóle Ciebie. Rozumiesz? Teraz to wygląda prawie na męską decyzję. Mam dość już przeżywania dramatu, tragedii braku kontaktu i wspominania odrzucenia. Nie wiem jaki to ma wpływ na moje zdrowie, ale raczej nie pozytywny. A tego jak się raz straci można już nie odzyskać. Potrzebuję energii, pogody ducha, decyzji. Rozumiałaś to już rok temu. Walnąłbym teraz w klawiaturę, żeby to przypieczętować... gdybym był w stanie zrobić to rok temu nie straciłbym tak dużo... Klnę, klnę, klnę... musżę to z siebie zrzucić. Najchętniej wysłałbym do Ciebie te wnioski by to przypieczętować i może to zrobię łamiąc schemat. Już nie potrafię wymyślić nic innego. Usprawiedliwiam się, że to przez brak kontaktu. Póki miałem nadzieję nie byłem w stanie czegoś takiego wymyślić... teraz już tylko muszę się jeszcze wzmocnić. Pozdrawiam

Wysłałem, pewnie nie ma to znaczenia poza ewentualnym zapisaniem w historii, czy tworzeniem materiału do analizy dla narzędzi inwigilujących, ale stało się. Nie jest to jeszcze przesądzone, nadal traktuję to jako możliwość. Zobaczymy czy się ziści. Mogę to jednak traktowac jak coś ciągnącego, motywującego. Tego mi potrzeba nawet jeśli wykracza to poza spektrum dobra. Wierzyć w szansę odblokowania. W temacie puściłem płytę Franke Goes To Hollywood z 1984, która kiedyś dawała mi kopa. Dawno temu i w dodatku wtedy nie zdawałem sobie jeszcze sprawy jak bardzo była kontrowersyjna. Mam mieszane uczucia. Ale wyrywam się z kręgu beznadziejności. Student opowiada o odejściu jego dziadka 8 lat temu. To nadal dla niego ciężki dzień. Staram się mu pomóc z niedziałającym połączeniem i znajduję przypadkiem coś na mój temat. Przynosi to stare wspomnienia. Cholera, zapisałem się w sieci na stałe i na razie moja historia jest tragiczna. Nie wiem czy nawet takim rozpaczliwym zrywem jestem w stanie ją zmienić. Rok temu wierzyłem, że mogę. Uwierzyłem, a potem straciłem wiarę. Co ja teraz robię? Od 2 miesięcy zamykam sobie jedną z możliwych ścieżek. Idę na słońce z drugą kawą...

Posiedziałem, pomodliłem się, podumałem nad tym nowym pomysłem. Cholera, widzę w nim jednak kilka słabych punktów. Użyć kogoś jako narzędzia by przykryć Ciebie? Jak go nie skrzywdzić? Masakra. To znowu może prowadzić do konieczności przykrycia tego kogoś... Błędne koło? Czyściec na nic? Sporo dylematów. Czyli rozterek ciąg dalszy. Muzyka dawno się zmieniła. Najpierw była jakaś pogrzebowa, a teraz set zaczynający się od "Child In Time". Wychodzi na to, że najwyżej mogę tej wizji użyć jako motywatora do ruszania się. Czyli ogólnie tragicznie... Teraz Dire Straits gra od jakiegoś czasu. Czuję zakwasy w nogach po wczorajszych przysiadach i poza tym nic mi się nie chce. Z takim nastawieniem nic nie zrobię. Mogę sobie posiedzieć i pomarudzić. Nawet nie umiem już usunąć opisów z komunikatora. Stanowią juz nieaktualną historię, której pewnie nawet nie czytałaś. No i zobaczyłem aktywność dziś. No i jak myślisz poczułem coś czy nie? Oczywiście tak, mimo że racjonalnie nie ma to żadnego znaczenia. Mogę się tym teraz potorturować... zabawne, nie?

Dziś klnę i wszystko wiąże się z liczbą 6. Po 16 zobaczyłem Waszą aktywność 9 minut po niej, a temperatura wynosiła wtedy dokładnie 16.6. Potem pobiłem tegoroczny rekord i podciągnąłem się właśnie 6 razy, potem już tylko 5.5 i 4 i 2/3. Wróciłem i puściłem "Welcome To The Plesure Dome". Takie są te moje "genialne" pomysły. Jak to działa, że wyczuwam w tym rękę złego, czy to tylko numerologiczna sugestia? Poważnie nie wiem. jak mam to rozpoznać? I dlaczego mam wierzyć, że to on podsuwa takie rzeczy? Czy mam go utożsamiać ze światem jak głosi częściowo nowotestamentowe przesłanie. Starotestamentowe jest trochę inne, jednak też sugeruje, że człowiek łatwiej i chętniej wybiera złą ścieżkę. Dlaczego złą? Dla kogo? Z przesłania wynika, że dla niego samego też. Gdzie jest dla mnie dobra ścieżka? Od wczoraj naprawdę się miotam w moich myślach. Niby wszystko przemyślałem już wcześniej, zaakceptowałem, zacząłem się odcinać, odblokowywać i nagle wszystko wróciło... Za dużo starej polskiej muzyki? Co zaważyło? Proste, racjonalne rzeczy czy czyjś wpływ na odległość, a może metafizyczne moce? NIe potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Przyznaję, że jestem na to za głupi i za mało wiem na pewno. Jeżeli chociaż niektóre poza racjonalne mechanizmy działają to Ty też nie możesz być spokojna i tym bardziej muszę z tym coś zrobić. Jeśli nie działają, to muszę odblokować się wyłącznie dla samego siebie. Wybór metody jednak zależy ode mnie... To ja muszę podjąć decyzję jak. Chcę by było skutecznie i nie trwało to już dużo dłużej. Łatwo powiedzieć...  Imperatyw moralny mówi mi, że ma być jeszcze dobra, czyli nie krzywdzić nikogo. I jak to wszystko pogodzić? Jasność przez tę zmianę czasu się wydłużyła, a Franke śpiewał właśnie coś o wojnie. Ostra ta płyta... nawalająca silnymi emocjami :) Lubiłem to, ożywiałem się wtedy. Teraz mam mieszane odczucia...

Przeszedłem się powietrzyć i wróciłem na Waszą aktywność. Natknąłem się na nią centralnie pierwszy raz po długim czasie. Nie chcę zaczepiać. To nie ma sensu. Muszę poradzić sobie sam. Gdyby ktoś z Was się teraz odezwał musiałbym to uznać za cud. Pewnie, że chciałbym tego. O to prosiłem w nocy. To naprawdę sporo by zmieniło. Rozmarzyłem się ;) Dlaczego, nie? Nie ten typ? Nie da się wymusić wdzięczności... Na tej płycie są też całkiem spokojne kawałki, no i teraz akurat taki o którym zapomniałem... w zasadzie zmysłowy ;) Zaraz wyjdzie, że kogoś tu molestuję ;) Niby żartuję, ale normalna pogoda ducha jeszcze nie wróciła. Zbyt wiele dylematów. Co jest w tej końcówce marca? 62 dni od odkrycia... Cholera, zdaję sobie sprawę, że w zasadzie niczego nie rozwiązałem. NIby coś bardzo ważnego powierzchownie wyjaśniłem, niby się trochę wzmocniłem, ale to wszystko tak niewiele... No tak, ale bez odkrycia byłbym pewnie w gorszym stanie. Czy na pewno? Nie wiem, stało się. Trudno mi znaleźć motywację do ćwiczenia, działania, a jednak coś czasem zrobię. Mało, wiem, ale jednak więcej niż rok temu. W marcu byłem przecież pełen rozterek, nie poddawałem się, jechałem siłą rozpędu, nadziei na dobrą przyszłość, ale było ciężko. Teraz "Power Of Love"... cóż... naprawdę uwielbiam :) Ten uśmiech jednak jest trochę zatroskany. Nic na to nie poradzę. Może będę musiał to jeszcze nie raz przepłakać czy przecierpieć. Chyba powinienem poszukać grupy wsparcia... rozumiem jak to działa. Nawet jak przyjdzie tylko student, pozwala mi się to z reguły oderwać na jakiś czas. Poza nim, nie mam tutaj konwersacyjnych kontaktów. Może nawet w sezonie mógłbym znaleźć jakiś, ale to za mało by Cię przykryć... Weszło OMD więc może to będzie pozytywna zmiana. Dumam. Czas pokaże. Ścieżka wzmocnienia jest niewątpliwie dobra, tylko nie wiem dokąd mnie zaprowadzi. Co będzie dalej? Już nie czuję jakby dla mnie miał się nagle skończyć świat i to chyba dobry znak :) Pewnie wczoraj nie byłem gotów jeszcze na myślenie o szczegółach przyszłości. Jak długo mam jeszcze czekać? Gdybym nie był tu sam to choćby dzisiejszy wieczór mógłbym spędzić całkiem fajnie. A tak będę tylko odliczał czas do bardzo skromnej kolacji. Zostało 2,5 godziny. Tyle mogę. Korzystam z łaski obcych ludzi. Nawet ktoś w tej chwili przygłośnił mi muzykę, bez proszenia i w zasadzie nie potrzebowałem tego, ale to był miły gest :) Cholera, dlaczego Ciebie na to nie stać w stosunku do mnie? Czy tak źle Ci się kojarzę? Może o czymś nie wiem, lub podejrzewasz mnie o jakąś bzdurę? Nie wiem i nie wyjaśnię tego na odległość bez Twojej dobrej woli. Uspokoiłem się trochę i chyba to widać. Muzyka OMD koi emocje, mimo że jest bardzo romantyczna :) Czas jednak nie przyśpiesza i muszę go czymś wypełnić. Pewnie znowu czekają mnie newsy.

Ściągam kolejne SWR. Musiałaś słyszeć o długu wdzięczności. Wiem, że myślenie o tym jest jak trucizna, ale nie potrafię od tego uciec. Może kiedyś się uda, ale wpierw będę musiał co nieco zrobić. Teraz nic na to nie poradzę, mimo lekkiej i przyjemnej muzyki w tle. W tej chwili mój "genialny" plan przykrycia Ciebie nie wydaje mi się już taki dobry, więc nie wiem co zrobię. Jutro pewnie pójdę do sklepu, by się nie zagłodzić. Może ławeczka będzie wolna, może kupię piwo do chleba, a może wezmę jedno z zapasu. Nawet tego jeszcze nie wiem. Czy to sanatorium? Rok temu nie potrzebowałem tego, ale 9 miesięcy temu już tak. 3 miesiące bez wiadomości od Ciebie odebrały mi wiarę, nadzieję i energię. Rozumiesz jaka byłaś ważna?

Poczytałem newsy, a teraz wgapiam się w kretyńską prezentację, która ma niby pokazać jak ożywić stare akumulatory. Przypomina to pranie mózgu i nie wiem jaki jest tego cel... Chyba po prostu kretyńska reklama programująca konsumentów. Masakra. Co jeśli po prostu mnie oszukałaś, wprost wykorzystałaś? Nie powinienem o tym myśleć na wieczór, bo ciśnienie mi skacze. W tym świecie wszystko jest możliwe, ale wykluczyłem taką możliwość. Byłaby zbyt straszna i brzemienna w skutki. Więc dlaczego się nie odzywasz? Wytłumacz jakoś. Zdaję sobie sprawę z nielogiczności mojej prośby. Poprosić "szefa"? Bez sensu przecież. Nie wiem co zrobić, a już wiem, że nie przestanie mnie to męczyć. Masz babo placek:

Minęły prawie kolejne 2 tygodnie i dokładnie 9 od mojego internetowego odkrycia. Muszę przyznać, że jest mi ogromnie głupio. Naprawdę staram się zrozumieć, na wszelkie możliwe sposoby, brak elementarnej wdzięczności w tym przypadku i we wszystkich możliwych kombinacjach logicznie wychodzi mi zbyt straszny powód by mógł być prawdziwy. Jego konsekwencje dla tego świata byłyby zbyt straszne. Muszę nie wiedzieć czegoś ważnego, może to jakieś nieporozumienie, nie wiem. Pomijam zupełnie moją "rybią" dobroduszną naiwność ;) Jestem jednak już pewien, że muszę to chociaż zrozumieć, bo inaczej nie da mi to nigdy spokoju. Cholera, nie mogę z tego powodu nawet spać... Proszę mnie oświecić w jaki sposób można to było sobie wytłumaczyć? Pan na pewno ma pełniejszą wiedzę i musi to rozumieć. Wybaczy Pan, ale chyba proszę Pana o ostatnią przysługę ;) Pozdrawiam :)

Może mi to pomoże dziś zasnąć :) Muzyka Depeche Mode pomogła mi w konstrukcji tego "genialnego" tekstu. Pożyczę Ci i sobie więc spokojnej nocy :)

29.03

No, tak. Jestem wkurzony. Schrzaniłem nawet moją ławeczkę. Już nie potrafię nawet na niej spokojnie siedzieć. Wiem, że jest pięknie ale nie zauważam tego. Nie widzę rozwiązania, cierpię po prostu. Jestem gotowy znowu by umrzeć. Porąbane. Ciepło, bez wiatru, a ja się męczę. Nie chce mi się robić pompek, ale zaczynam chyba by sprawić sobie ból. Robię ostatecznie 2 seryjki i stwierdzam, że nie jestem jeszcze tak silny jak 2 lata temu. Rozdrażnienie. A przecież udało mi się dziś wstać, bez nadziei wprawdzie. Poszedłem do sklepu, kupiłem 3 chleby. Pół zjadłem, popijając piwem. Wszystko zgodnie ze sztuką, z rytuałem i nic... jest źle. W nocy śniły mi się przygody z moim niegdysiejszym sprzymierzeńcem, z którym jednak ktoś mnie skłócił. W zasadzie jego ze mną lub po prostu mnie wykorzystywał do swoich celów przez dobre 3 lata i gdy miał się wywiązać ze swojego zobowiązania wypiął się na mnie... w zależności od interpretacji. Kurcze... nic mu za to nie zrobiłem, a po kolejnych 3 latach i tak wspólni zdawałoby się wrodzy pozbawili go prawie wszystkiego. Widziałem go rok temu w zupełnie innym miejscu, jakoś sobie poradził, bo została mu interesująca kobieta. Poza tym jego ego przebijało moje wiele razy. No, tak... to nie mógł być sen, który wywoła dobre myśli. Wczoraj w dodatku obejrzałemsobie 2 odcinki SWR, które nie wywołują złych myśli. Niestety nie wystarczyło to by mnie zmęczyć i włączyłem "Panią do Towarzystwa"- włoską, słodko-kwaśną komedię. No, piękna ale starałem się zasnąć potem z wilgotnymi oczami. Nie żebym jakoś szczególnie płakał, ale tematyka zdecydowanie nieodpowiednia dla mnie. Czemu ja się dobijam? Jeszcze raz muszę to przepracować? Przecierpieć? By wybić sobie z głowy wczorajszy "genialny" pomysł? Cholera, nie wiem, nic nadal nie wiem! Klnę bardzo brzydko dzisiaj. Nie cierpię być kwaśny. Wymyśliłem nawet 3 kroki:

1. Zrozumieć.

2. Przykryć.

3. Zapomnieć, a właściwie nie wracać myślami.

I cholera, bez pierwszego elementu nie jestem zrealizować trzeciego. Jestem PEWIEN. Będzie się to jeszcze ciągnęło. Wybacz, nie wiem jak długo. Jestem już naprawdę zmęczony.

Pomogłem trochę, zakwasy w nogach jeszcze dokuczają. 3 kroki wydają się sensowne. Pytanie brzmi JAK? Nie mam na nie odpowiedzi. Jeśli nie pomożesz będę musiał poradzić sobie inaczej. Naprawdę lepiej byłoby gdybyś pomogła. Tak mi się wydaje. Fb mi nie pomógł, bo przed chwila się dopiero zalogowałem. VD zmienił tylko zdjęcie w tle i dodał jakieś z przyjacielem, wydaje mi się że tym nieżyjącym... ale to było by bez sensu. Zapamiętałem coś z wczorajszego filmu: "Przyjaciółmi można zostać na zawsze, mimo że świat nas rozdzieli"... podobno powiedział to Kubuś Puchatek... wybacz, to mój poziom, mimo że nie była to bajka mojego dzieciństwa. Tekstu o Krishnie mówiącym coś o sile nie zapamiętałem. W teorii mógłbym sformułować paradygmat, że silny nie musi być dobry, ale dla mnie już na to za późno. Takiego świata nie zaakceptuję. Pozdrowię Cię już więc tylko. Postaraj się jednak być moim światełkiem :)

Wysłałem i nie przyniosło mi to ulgi, mimo że widzę nawet Waszą aktywność. Umysł domaga się działania, a ja nie wiem co zrobić. Pomagając najwyraźniej przeciążyłem plecy. Rzadko mi się to zdarza, ale mięśnie grzbietu mam bardzo zaniedbane. Właśnie nagle spadła jakaś gałązka. Nie cierpię kwaśnego wyrazu twarzy, a na nic innego w tej chwili mnie nie stać, mimo że jestem już po kawie. Pójdę na słońce...

Pokląłem, pomodliłem się w końcu. Udało się. Trochę uspokoiłem, ale w zasadzie straciłem spokój. Przyszedłem włączyć muzyke i wyskoczyło mi ponad tysiąc procesów... co do... Skanuję znowu, a w tle leci Collins. Wracam na słońce.

No i popływałem. Dłużej niz poprzednio. Warunki lepsze, ciepło. Potem przebiegłem swoje 800 metrów po plaży i powinno być dobrze, a nie jest. Czuję się trochę jak w czerwcu sam nad jeziorem. Nie wiem co robić, nic nie ma sensu. Pobiegłem by się wysuszyć, bez smaku krwi w ustach, ale ten trucht dalej jest wymuszony. Siłaczem ani biegaczem nigdy nie byłem, ale powiedzmy że robię postępy. Nie za bardzo wiem po co. Posiedziałem, poopalałem się. Po prostu niebo... Tak powinno być... Cholera, muszę sobie z Tobą poradzić, bo za rok dalej będzie tak samo, albo gorzej. Mógłbym napisać, że zwariuję jeśli tego nie zrobię, ale to już chyba mi nie grozi. I tak już jest jak jest. No tak, mógłbym jeszcze zbudować Twój ołtarzyk ;) Zajefajnie... Dziś liczyłem jednak, że zobaczę jakąś wiosenną akcję na Fb, a tu nic :( Pewnie wieczorem dopadnie mnie zniechęcenie. Nic nie mogę. Naprawdę nie chcę Cię męczyć, ale muszę to wyjaśnić. Wiesz jaką mam alternatywę... 

"It's My Life" właśnie leci w wykonaniu Talk Talk. Wywaliłem jakiegoś dziwnego trojana, który otwierał te 1000 procesów. Poza tym nic nie wiem. OK, wyszedłem z depresji i co teraz? Nic się nie zmieniło, poza tym, że coś wiem o Tobie. Niewiele, ale jednak. Poza tym powtapiałem trochę, nawet nie wiem co i ile. Zmierzyć się z tym? Po co? Brakuje motywatora. Tutaj męczy mnie w tej chwili przede wszystkim brak zrozumienia. Zastanawiam się, w jaki sposób "szef" mógłby mnie oświecić. Czy to w ogóle możliwe, jeśli Ty tego nie chciałaś zrobić? Odwracam sytuację. Trudno, może mnie pewnie najwyżej wysłać na drzewo. Przecież nie odpowie, że taka po prostu jesteś. Ale może naprawdę nie wiem czegoś bardzo ważnego... nie jestem alfą i omegą. To ostatnia możliwość, ostatnia zdalna deska ratunku. Już prawie myślałem, że będę mógł bez tego żyć i cholera wróciło. Tutaj mógłbym nawet zaakceptować samotność, gdyby wrócił mi spokój. No, tak powrót pogody ducha wiązał się jednak z marzeniami o przyszłości. Niesamotnej. Może jednak tu też dało by się to jakoś zorganizować? Wtedy nie musiałbym się mierzyć z krajowymi problemami. To silna pokusa. Oczywiście mógłbym spokojnie pobyć sam jeszcze kilka lat... tak mi się teraz wydaje. Tak wydawało mi się też 2 lata temu. Wiem co z tego wyszło. Za kilka lat będę po prostu starszy. Straciłem w jakiś sposób rok, ile mogę jeszcze stracić? Czy warto? Nie widzę dobrych opcji. Jak zatytuuję jutrzejszego maila? Nie mam pojęcia. Dostrzegam tu sporo sprzeczności. W sumie dalej nie wiadomo czym jest dla mnie to miejsce. Przekleństwem, piekłem, czyśćcem czy niebem? Czy muszę myśleć o tym w ten sposób? Nieważne, ale znowu nie wiem co zrobić z wieczorem. Leci zabójczo melancholijna płyta Talk Talk z 1986 roku. Żeby ją strawić nawet za młodu musiałem być w specjalnym nastroju... Co teraz? Nie zagram już w melodramacie. Mógłbym nawet przez chwilę założyć, ze sobie to wszystko tylko wmawiam, że gdybym znalazł się w odpowiedniej sytuacji to wszystko o czym piszę od 9 tygodni straciło by znaczenie. Niestety wiem, że to nieprawda. Sprawdziłem to w zeszłym roku. Inny eksperyment myślowy: może jednak dało by się to jakoś unieważnić? Nie da się, można najwyżej postarać się to przykryć... i to raczej nie tu... Cholera, mam problem. Myślę o tym teraz zupełnie spokojnie. Szukam możliwych opcji. "Szef" naprawdę mi pomógł, bo nie muszę wracać do opcji szaleńczo-desperackich, które były małoprawdopodobne, ale jednak pojawiały się w myślach. Niestety, dalej nie potrafię wymyślić nic specjalnie rozsądnego. Jeszcze 9 miesięcy temu to było możliwe... taki był plan. Teraz już chyba nie :( Nie cofnę czasu. Wtedy pozostają już tylko rozwiązania niestandardowe, czyli być może tylko złe i jeszcze gorsze... Nie wiem. Tym się kończy moje myślenie o przyszłości. Wołam HELP! Do kogo? Do głowy przychodzi mi w kolejności: Bóg, przyjaciele i Vin Diesel... Ten ostatni wskazuje na to, że stać mnie jeszcze na autoironię ;)

Przyglądam się sobie. Nadal mam 2 ręce i nogi. Bardzo głupi też czasem nie jestem. Robienie sobie wiwisekcji nic nie da. Potrzebna jest jakaś decyzja... Nawet odsuwanie w czasie ostatniej prośby do "szefa" nie ma specjalnego sensu. Żeby się literalnie trzymać 2 tygodni? Przecież napisałem to już wczoraj. Mogłem już wysłać. Na co czekam? Przecież to tylko dla mnie jest takie ważne. Jutro? Co to zmieni? Przecież Ty i tak nie zareagujesz, a ja się jeszcze bardziej będę męczył... Przeżyć kolejny dzień... przetrwać. Nie pasuję do tego świata. Trochę winna jest temu też moja religijność, religia oparta w jakimś sensie na opozycji do świata. Nie zmienię tego już, mam to wdrukowane. Mogę coś najwyżej starać się poprzeinterpretowywać i to wszystko. W zasadzie w związku z tym powinienem tu zostać już na zawsze i pogrążyć się w samotności. Nie zapytam się Ciebie czy podoba Ci się taka wizja? Na pewno wierzysz inaczej, nawet nie wiem w co? Gdybyś wierzyła podobnie to po prostu bym tu został i wymienialibyśmy co jakiś czas listy. Jednak nasze światy są bardzo różne. Tak musi być, wnoszę po swoich doświadczeniach. I nie chodzi tylko o sprawy Marsa i Wenus. Nieważne, dalej nie wiem co zrobić z najbliższymi 2 godzinami. Może jednak wyślę dziś na zamknięcie tę prośbę do szefa... czy musi być na zamknięcie? Czemu ja mam być delikatny tzn. nie chcieć nawet potencjalnie denerwować w pracy? Może po prostu wybiorę fajną godzinę? 7:07 może być? Pobawić się numerkami? A co mi zostało? Trochę mnie trzęsie po tym opalaniu. Czego dziś jeszcze nie robiłem? Powietrzyć...

Zrobione, podciągnąłem się prawie 6 razy, wyciągając przy okazji kręgosłup :) Czy muszę wysyłać coś do "szefa" żeby się móc uśmiechnąć? Cóż, to obecnie jedyny człowiek, który wyświetla to co wysyłam, ostatni rodak, który zrobił dla mnie coś dobrego. Napisałem nawet kiedyś, że lubię go bardziej od Ciebie. Tak było, teraz to bardziej skomplikowane. Odliczam czas... Uda się czy nie? Udało się i wylogowałem się. Nie ma sensu bym się tym jeszcze dziś ekscytował, po zobaczeniu dostarczenia. W zasadzie przekaz jest prosty. Chcę się ograniczyć już tylko do zrozumienia. Jest mi to bardzo potrzebne, niezbędne do dalszego życia. Po raz kolejny pokazuję swoje miekkie podbrzusze licząc na miłosierdzie, może trochę na zwykłą sympatię. O co chodzi z tymi strasznymi konsekwencjami dla tego świata? Sam sie zastanawiałem. Tak mi wyszło i zostawiłem choć może to jedyny nie do końca racjonalny element tego tekstu. Metafizyczny czy szalony? Czas pokaże. Jak zawsze. Temperatura spada. Teraz już tylko mogę sobie poczytać :)

Poczytałem i nie wiem dlaczego po Talk Talk weszło Dead Can Dance z płytą, której nie znam. Jakieś wschodnie trochę deliryczne rytmy. Jeśli przejmowałbym się numerologią to nie powinienem był iść na koncert 6.6.2013 roku. Poszedłem, fuksem kupiłem bilety przed koncertem, także dla przypadkiem spotkanego znajomego i 3 dni później straciłem rodzinę... W zasadzie jak sobie to przypomnę, to muszę przyznać, że postrzegałem wtedy więcej niż zazwyczaj. W zasadzie to pewnie nic dziwnego po około 3 miesiącach serii dziwnych "przypadków". Przypominało to jakąś partyzantkę lub po prostu kombinację... i nie dotyczyło tylko mnie... Chyba zmienię tę muzykę, która nie kojarzy mi się za dobrze, mimo że koncert był odlotowy... Płyta była z 2012 roku i nazywała się Anastasis... przełączyłem na Vangelisa, ale na liście skojarzeń znalazłem różne demoniczne perełki np. "Faust" Liszta, a teraz leci "In Domine". Z czym ma mi się to kojarzyć? Pożartować jest fajnie, nie :) Oczywiście te wszystkie tytuły to na serio. NIe wiem tylko jak nazywała się ta płyta Talk Talk. NIgdy nie wsłuchiwałem się w teksty, które się na niej znajdują, traktowałem ją jak melodyczny podkład do refleksji. I tak czas jakoś zleciał. Co ja mam powiedzieć na koniec dzisiaejszego dnia? Nie jest lekko, mimo pozornej beztroski. Dziś było sporo rozdrażnienia. Na co? Chyba na sytuację, siebie, brak decyzji. W końcu udało się pomodlić, choć już wydawało się, ze gdzieś uciekła mi ta umiejętność. Bez próby wywierania wpływu na odleglość, ale z realną prośbą o ostatnią przysługę. Sporo ruchu. Chciałbym ładnie zakończyć ten dzień. Czego Ci życzyć... i nie mów ani nie myśl, że masz gdzieś moje życzenia. One są dobre i taka jest ich wartość. Przyjmując coś ode mni skazałaś się właściwie na to. Mimo wszystko, mimo mojego nieszczęśliwego jednak położenia. Dobrej nocy i dobrego życia Ci życzę... tylko tyle i aż tyle stąd mogę :)

30.03

Witaj. Zacząłem pisać w klatce, bo nie ma sensu wychodzić. Ogólnie nic nie ma sensu. Oczywiście tym myśleniem mogę sobie tylko pogorszyć. Ale co mogę? Obawiam sie, że zrobić już tylko rzeczy ostatnie. Tak jak w "Bezdechu". Poległem. Popełniłem błąd, błędy. Przez ostatnie 9 tygodni próbowałem nakłonić Cie byś zrobiła dla mnie coś dobrego. Chyba okazałaś sie po prostu nieodpowiednia osobą. Zamiast zrezygnować, męczę jeszcze Twojego faceta. Bez sensu. To takie refleksje po leżeniu z zamknietymi oczmi, wgapianiu się w sufit i oststnim śnie, w którym wydaje mi się, że stwierdziłaś, że jesteś zadowolona z nowych rzeczy, nowego faceta. Jestem spokojny. Po prostu wiem, że zaczął się kolejny dzień, w którym nic szczególnego mnie ne czeka. Wczoraj wieczorem jak zwykle coś zjadłem i obejrzałem francuską komedię "Mam zdolnych przyjaciół". Trochę zabawna, ale dołożyłem sobie jeszcze odcinek SWR. Potem próbowałem zasnąć dość spokojnie, ale popuszczając wodze fantazji, jak udowodnię Ci, że zrobiłaś źle. To nie było dobre. Zdarzyło mi się to może drugi raz. Czy to odreagowanie? Wyczuwałem w tym podszepty złego. Rzadko mi się to zdarza, myślę że chyba dużo rzadziej niż innym, Tobie. Przysypiając nawet zdarzyło mi się drugi raz gwałtownie rozprostować nogi. Jestem pusty. Tak się czuję. Nie mam marzeń ani nadziei. Tyle.

Sprawdziłem Fb. Nic. Czego oczekiwałem? Czegoś. No tak. Leżę i staram się złapać ten bardzo słaby internet, który przez ostatnie tygodnie w ogóle tu nie działał. Dziś zrobił wyjątek i pomógł mi sprawdzić, że nic się nie zmieniło od wczoraj. Myślę, że może powinienem doprecyzować pytanie np.: Co trzeba sobie pomyśleć, żeby przestać odzywać się do kogoś, kto ewidentnie i chyba nawet bardzo pomógł? Rozważam jeszcze wariant Twojej wrażliwości, że to Ty możesz czuć się biedna i poszkodowana. Bo normalnie, po takich tekstach naturalne dla mnie by było stwierdzenie do Ciebie: no weź mu wytłumacz. Chyba, że naprawdę okazujesz cierpienie, wrażliwość lub Twoja sytuacja nie jest wcale taka dobra. Albo, że Twoja wersja historii mojej pomocy minęła się bardzo z rzeczywistością. Czy muszę to wyjaśniać? Obawiam się, że tak, bo skutki niewiedzy są dla mnie takie jak są. Muszę jednak wstać...

Zjadłem, wstałem i myślę, że muszę to wyjaśnić. No to się nakręciłem... Czy muszę nakręcać się w ten sposób? Doprecyzowywać? Czy pozostawiasz mi inne wyjście? W tym stanie nie. Bez sensu. Czy jestem już desperatem? Nie, chyba że cały czas nim w jakimś sensie byłem. Strach się bać ;) Ciepło dziś :)

Posiedziałem, pomodliłem się i czuję przypływ energii. Leżeniem mogę się tylko dobić. Rok temu bezradność doprowadziła mnie do czego doprowadziła. Muszę pójść inną ścieżką. Czy będzie dobra? Będę się starał. Naprawdę. Nic nierobienie czy przesadna delikatność wiąże się ze zbyt wielką ceną. To na razie tylko impuls, czy znak że wychodzę nad oś, która już naprawdę nie wiem gdzie przebiega. Pozdrawiam Cię nadal serdecznie i życzę wszystkiego DOBREGO :) 

Wysłałem w samo południe. Zdążyłem. Puściłem muzykę dziś szybciej. Zacząłem od Kombi "Słodkiego Miłego Zycia". Tego jeszcze chcę... żeby mi się chciało. Dopiero zaczynam pić kawę. Nie wiem co będzie dalej, nie wiem nawet jakie będzie następne nagranie. I... zaczyna się "Black and White". Zobacz jakie mam opcje. Jeśli nic nie będę robił mogę sobie żyć depresyjnie jeszcze całkiem długo i dość spokojnie, choćw warunkach, których nikt mi raczej nie będzie zazdrościł. Gdy podnoszę się nad oś, zaczynam potrzebować więcej, drażni mnie więcej i wtedy albo wrócę pod oś albo zacznę działać. Wiadomo, że wtedy łatwiej jest wyrządzić bezpośrednią krzywdę, zrobić coś złego, popełnić błąd, bo więcej się robi. Kłóci się to jakoś z moim światopoglądem, bo stąd tylko krok do wniosku, że trzeba być przede wszystkim silnym i aktywnym. Najwyżej ginie się młodziej, albo więcej traci, ale można tez więcej zyskać. Szczerze mówiąc nie wiem w jakich kategoriach to rozpatrywać. Wiem, że wchodzeniem w dialog, czy po prostu doprecyzowywaniem tego jak Ci pomogłem, nie mogę chyba nic zyskać, ale w tej chwili to jedyne działanie na jakie mnie stać. Poza tym muszę to wyjaśnić, opisałem szczerze dlaczego. Do wyboru mam meczyć się z tym do końca życia lub nie. I mogę nawet coś przez to jeszcze stracić. Nie boję się. Poważnie. Pewnie głupio, że zrobiłem z tego sprawę życia lub śmierci, ale bez tego pewnie bym Ci nie pomógł. Proste. teraz nie wiem co zrobić z tą dzisiejszą energią? Leci "Pokolenie" . Jeśli chcę zacząć żyć to potrzebuję tej energii więcej i będę musiał się znowu nauczyć ją zagospodarowywać. Pisanie już nie wystarczy. "Moje Miasto Budzi Się" Kukiz. Po tym musiała wejść "Warszawa"...

OK, doprecyzuję: Jaka sytuacja może spowodować, czy co trzeba sobie pomyśleć żeby przestać się odzywać do kogoś kto ewidentnie i celowo tylko wprost pomógł w skali 20% całkowitego wkładu według usłyszanych rok temu bezpośrednio informacji? Może być ogólnie... żebym zrozumiał.

Co mogę jeszcze? Normalnie, nic. Tylko pytam by zrozumieć. Wyeliminowałem z tego komunikatu wszystko co bezpośrednio wskazywało by na Ciebie. Pytanie dla kogoś z zewnątrz jest natury ogólnej. Tyle mogę zrobić. Idę się powietrzyć...

Puściłem Urszulę. Zagrały hiciory, a ja się poopalałem. Teraz "Na Sen". Bujam się w rytm, nawet trochę pośpiewałem. Gdyby nie za dużo skóry nie wyglądałbym tak źle :) Czekam, lenię się, tej energii jeszcze nie jest za wiele. to początek... być może ;)

Pogrzałem się trochę i wróciłem na "Konika Na Biegunach". W sumie zawsze chciałem go mieć, a miał go mój kuzyn :) W zasadzie kiedyś zdefiniowałem zasadę sharingu. Chyba 3 czy prawie 4 lata temu. Jak daleko można posunąć się w relatywiźmie? W tłumaczeniu wygodnym dla siebie? Kreatywność ludzka nie zna prawie granic ;) Tak, tak wszystko potrafimy sobie jakoś wytłumaczyć. Więc po co jeszcze pytam? Jak widzisz staram się zakończyć ten wątek i to ma mi w tym pomóc. Nie powinno to Was ruszyć, a mi ma pomóc. Proste. Jeśli jednak stanie się cud, to wpłynie to na Ciebie jakoś, ale już po drodze mogło być tyle "cudów", że za bardzo w to nie wierzę. Staram się jednak zrozumieć. Leci "Malinowy Król", a ja zastanawiam się pływać dziś czy nie? W mieśniach czuję wczorajsze podrygi i zobaczymy...

Oczywiście popływałem. Fajnie. Dziś przebiegłem tylko 400 metrów ale szybciej. Poza tym pogadałem ze studentem. O życiu, kobietach, planach, przeszłości. Muzyka właśnie przestała, i znowu zaczęła grać. Miała być Goya, a tę piosenkę kojarzę z KK. Może jak zwykle się mylę? Jak zwykle "Smak Słów". Jak mogłem mylić się tyle czasu? Podobny głos, intonacja i pomyłka gotowa. Z Tobą też się pomyliłem, muszę to przyznać z pewnym rozrzewnieniem, ale w końcu. Wiem, życie nie jest proste... I co to zmienia? Uczuć w żaden sposób. Może jednak bedzie mi łatwiej... Zadaję sobie dalej pytanie czy muszę jeszcze pytać "szefa"? Muszę, chocbym miał jeszcze raz siebie zdołować muszę zrobić wszystko co mogę żeby zrozumieć, bo może naprawdę nie wiem czegoś zasadniczego. To dla mnie bardzo ważne... "Wszystko Się Może Zdarzyć" Anity... chciałbym w to wierzyć :) Idę jeszcze trochę pokontemplować ;)

Puściłem Bajm "Biała Armia", a teraz "Nie Obiecam Ci Że Lepszy Będzie Świat"... moje klimaty :) Ballady, pościelówy, z którymi jakoś się czasem utożsamiałem, mimo że pisane były z pozycji kobiety. Ile jest we mnie w ogóle mężczyzny? Co jest naprawdę męskie? Troska i delikatność czy siła i brutalność? Pewnie zdecydowanie i stabilność. Mogę sobie podumać. Czy to męskie? Posłuchaj "Tydzień już nie dzwonisz, szukam w sobie winy..." Jeszcze nie znam tytułu... może "Dzień Za Dniem" "Powiedz mi dlaczego nie możemy razem być, powiedz czego tak się boisz, robisz błąd jeśli kryjesz w sobie coś o czym nie wiem". To było aktualne jeszcze rok temu... I owszem popłakałbym sobie teraz, ale czuję się już silniejszy. Czy już silniejszy niż rok temu? Wtedy musiałem wstawać... jeszcze nie musiałem. Chyba jednak ciężko przeżyłem, to że nie odzywałaś się kilka dni, ale jeszcze wtedy potrafiłem to dość spokojnie wytłumaczyć. Tak... muszę to przeżyć i przepracować jeszcze raz. To nie była łatwa Wielkanoc dla mnie, ale z nadzieją. Pewnie już wszystko było dla Ciebie dawno nieaktualne, ale nie dla mnie. Jeżeli nie zamknę tego teraz to mogę wracać do tego co roku. Rozumiesz? Taki jestem. Mam pewne obawy, że doprowadzę do tego, że mnie znienawidzisz, z Twoim uporem to możliwe. O swoim nie wspominam, choć to nie upór tylko potrzeba zrozumienia. Już tylko to zostało. Nic więcej nie mogę dla siebie osiągnąć, a dalej wydaje mi się to konieczne do życia. Wybaczyć - to chyba potrafię, zapomnieć nie umiem, zrozumieć muszę. Może nawet w silniejszym stanie nie muszę szukać przykrywki. Tak mi się teraz wydaje, ale pewnie się oszukuję, bo wystarczy, że wrócisz we śnie i będę miał problem. Weszła Doda z "2 Bajki". To rozumiem bez problemu. 2 różne bajki, ale i tak po fakcie pomocy nie można się przestać odzywać. Zbyt ciężkie konsekwencje to przyniosło. Mogłaś nie wiedzieć, że taki jestem... przecież byłem taki niby ekstrawertyczny, ale zazwyczaj taki nie jestem. Może gdybym znalazł w zeszłym roku kogoś kto naprawdę by mnie przytulił nie było by takiego problemu, ale stało sie inaczej. Teraz... wiesz już jak długo byłem zupełnie sam. Zlitowałaś się pewnie tym komunikatem potwierdzajacym, że wszystko w porządku, ale nie o to jednak chodziło. Wdzięczności nie wymuszę, czasu nie cofnę pozostało mi tylko zrozumieć. Rozumiesz? Chyba tak, nawet jeśli nic nie czytasz. Wiesz, że nic więcej nie mogę chcieć. Do zrozumienia potrzebuję jednak więcej zasadniczych informacji. Jak to sobie wytłumaczyłaś albo jak sobie poradziłaś, jak z Twoim zdrowiem. Wiem, że to informacje o przeszłości, ale potrzebne bym zrozumiał. Przyszłość jest Twoja, Wasza. Ja muszę poradzić sobie jeszcze z przeszłością, by ruszyć do przodu, jeśli to będzie jeszcze możliwe. Na razie powoli się do tego przygotowuję. Z pewnością... straciłem wątek, bo musiałem pomóc. Pewności tak naprawdę nie mam żadnej "Nie Daj Się" podpowiada Doda ;) Cóż, dałem się, wiem. Wydaje mi się, że to już zaakceptowałem. "Przyjaciele"... w tym świecie, w którym nie ma przyzwoitości, nie może być chyba też prawdziwej przyjaźni. A jednak wydaje mi się, że jest. Może nie idealna, ale jednak. Może Twój świat jest jednak inny. Przynajmniej był. Nie zazdroszczę. Dominisiu, wybacz muszę poczepiać się jeszcze trochę. Robię to dla siebie i mam nadzieję, że specjalnie Was to nie ruszy, a może jednak coś odpiszecie. To nie są pytania retoryczne i można na nie odpowiedzieć bardzo ogólnie, ale jednak tak bym zrozumiał. Doda podpowiada "Katharsis" :)

No i wysłałem o 6:06 PM 30.03. Ładne 3 szóstki? Zabawa w numerki. Jeszcze dodałem wskazówkę na końcu, że może być ogólnie... "o łaskawco" - pewnie sobie pomyślisz jeśli to do Ciebie dotrze. A może źle sobie Ciebie wyobrażam? Zobaczymy. Można to oczywiście zignorować, lub walnąć mnie czymś ciężkim na odległość. Wydaje mi się, że dziś jestem to już w stanie znieść. Jednak moja prośba jest naprawdę dobra i ostatnia. Tak ją należy odebrać, ale jeśli jesteś zafiksowana na ciemnej stronie to pewnie nie ma na to szans. Zobaczymy. Wiem, że zrobiłem dobrze i tyle tu mogę :) Muzyka zmieniła się na Kombii "Pokolenia". Po tym musiało polecieć znowu "Miasto Budzi Się" Kukiza. "Warszawa" i "Zostawcie Titanica" to już LP. 

Pościągałem trochę, żeby mieć co oglądać przed zaśnięciem. W tle poleciały kawałki LP i Mr Zoob, a teraz "Kryzysowa Narzeczona". Tak sobie myślę, czy po prostu nie robię z siebie głupka? Już nie raz z siebie zrobiłem, więc trochę mi to dynda. Dzięki mojej "genialnej" korespondencji czuję się lepiej :) Co kumple pomyślą? Jeny, oszalał nie pierwszy i nie ostatni ;) Poza tym, to już chyba naprawdę wszystko co mogę nie łamiąc moich zasad. "Na Co Komu Dziś?". To wcale nie oznacza, że moje kolejne dni będą łatwe. Coś czuję w plecach, albo od noszenia albo od delfina, który nie był zbyt długi ale zawsze fajnie wchodzi w grzbiet :) Teraz Perfect "Jeszcze Raz Żegnam Was". Idę powietrzyć.

Trochę sobie ze mnie pożartowano po drodze. Nie bardzo się dziwię. Taką rolę tu przyjąłem. Powiedzmy, że zaoszczędziłem na tym jakieś 400 euro. Kurcze, niewiele. Generalnie nie byłem w stanie zaoszczędzić przez ten rok nawet tyle ile Ci pomogłem wprost. Tak, tak umiem liczyć. Oczywiście, mogłem zarobić, gdybym nie stracił pracy. Generalnie rachunek  ekonomiczny ostatniego roku nie wygląda korzystnie. Nie straciłem tyle co na początku zeszłego roku, ale nic nie zyskałem. Racjonalizm zmusza mnie do robienia takich kalkulacji. Co dalej? Lepiej dziś o tym nie myśleć. "Sztuka Latania" właśnie wchodzi :) "Codziennie piszesz, który to już Twój list, by Ci odpisać jeśli tylko bym mógł..." Zawsze te uniwersalne teksty Mogielnickiego, którym zachwycał się jeden z moich kumpli. 64 dni... długą drogę przeszedłem od odkrycia. Tak pewnie musiało być. "Planeta Małp", myślę "se ne vrati". W moich granicach niewiele mogłem zrobić. Teraz będę czekał. Mogę się nie doczekać, ale zobaczymy. "Noc Komety" to coś co kiedyś mocno na mnie działało :) I jeszcze ten wokal Urszuli... miodzio :) Skończyło się... "diobeł" usłyszał, że mi za dobrze i zostałem poproszony o zmianę muzyki. Nie ma problemu "Child In Time" też lubię :) Poleciały nawet ciary... i trochę energii na północ :) Poczułaś? 20:08. Na drążku nie udaje mi się jeszcze powtórzyć drugiej pełnej szóstki, ale czuję postęp. Dziś też udało mi się poczyścić wątek firmowy z opisów. Nie ma co śmiecić. Jak chciałaś to przeczytałaś i pewnie i tak u Was zostało. Tak to jest z tą siecią. Wszystko gdzieś zostaje. O jednej rzeczy Ci nie powiedziałem i chyba już nigdy nie powiem. Tylko ja o tym wiem i nie ma to już żadnego znaczenia. "Soldier of Fortune". "Perfect Strangers"... po co się nakręcać na noc?

No i doczekałem się wyświetlenia o 20:44. Prawie szok. I co teraz? Mogłem się wylogować. Po co mam nerwowo zaglądać, czy jest odpowiedź gdy czytam newsy? A na świecie odpowiednio gorąco. Jak zwykle pod koniec marca. Dobranoc :)

31.03

Wczoraj obejrzałem sobie Flasha i 2x SWR. Pełna fantazja więc bez trudnych skojarzeń. Zasypiałem zastanawiając się nad absolutem Boga, czym jest dobro i z jakimiś wizjami/marzeniami,że teraz się odezwiesz. Pewnie to było dziecinne, ale dobre, miłe i spokojne. Snów nie pamiętam. Wyspałem się, rano mogłem myśleć jednak tylko o tym co wysłałem, o wyświetleniu i możliwej reakcji. Co można odpowiedzieć? Wczoraj najlepsza była ta wizja zmiany. Że nagle przeważy w Tobie dobroć, staniesz się miła i przyjazna. Nic innego nie potrafiłem sobie wyobrazić, ale to pewnie tylko marzenie. Wtedy nie musiałbym nic specjalnego robić. Przy absolucie jesteśmy tacy mali. Jak przełożyć pojęcie absolutnej dobroci na naszą małość? Na nasze małe sprawy? Gdzie czy czym w kontekście universum jest zło? Teraz sprawdzę w końcu Fb. Jest jeszcze przed południem i żeby nie wychodzić za szybko z klatki musiałem coś obejrzeć. Nie chciałem za szybko sprawdzać Fb, gdy byłem jeszcze niedobudzony. Dziś pogoda jest mieszana. W nocy trochę padało i powiewało. Mam już kawę i zaraz się zaloguję...

Nic, nic, nic. Nic na to nie poradzę. Czyli moje życie nadal przypomina tragedię. Przeznaczenie. Była taka piosenka i film o Tetmajerze. "Przeznaczeniem zapałki jest woda, przeznaczeniem ognia jest deszcz". Długo to trwa, ale niechybnie cały czas przybliża nas do końca. Co nas czeka? Nie wiem. Wczoraj znowu ktoś deklarował po alkoholu, że mi pomoże. Czy jeszcze wyglądam na osobnika, który potrzebuje pomocy? Pewnie tak. To, że czuję się trochę sprężyściej pewnie niewiele zmienia w zewnętrznym odbiorze. Co mogę? Teraz tylko nadal życzyć Ci wszystkiego dobrego i pozdrowić :)

Jak zrozumieć milczenie? Zło? Samo zło? Czy takie podsumowanie może mi pomóc? Obawiam się, że nie.. Może nie byłem jedyny. Jeżeli prawdą jest, że jestem szczególnie dobry, to z innymi mogliście mieć większe problemy. Nie mój problem, oczywiście. Nie przekonam Was, że takie podejście się nie opłaca. W kontekście rzeczy ostatecznych potrafię wyobrazić sobie i nawet zrozumieć wybór takiego "kompromisu", w kontekście dłuższej przyszłości nie. To już nie ma wpływu na moją sytuację. Nie będę Ci udowadniał, że Ci się to nie opłaca, nie będę wychowywał, nie taka moja rola. A jaka? Niestety nadal nie wiem. Dziś pewnie po prostu będę myślał. Zamknałem się w sobie i nie przejawiam chęci do komunikacji ze studentem, który siedzi w pobliżu z jakimś kumplem. Nie mam ochoty. Fiksuję się nadal na Tobie. Pewnie to zrozumienie potrzebne mi jest do usprawiedliwienia Ciebie. Nawet swoją byłą potrafiłem jakoś usprawiedliwić. Ciebie mogę "podbramkową" sytuacją... chciałbym tylko mieć pewność. Ciągle ta "niepewność" za mną się ciągnie. Kwestia wiary. Wierzyłem, a jednocześnie wiedziałem, że nie wszystko mogło być prawdą. Udowodniłaś zresztą, że bez problemu potrafisz mnie oszukać i jeszcze Cię to bawi. Cholera, to było okrutne, odebrałem to jako jakiś rewanż, odreagowanie, ale mogłaś mi wszystko wmówić. Niby z pewnych spraw nie należy żartować, ale naprawdę nie wiem jaka jesteś. Skomplikowana z pewnością. Myśląc o tym nigdy nie będę w stanie się oderwać, odczepić. Nic się nie skończy i będzie przybierać tylko inne formy. Nie jest to optymistyczny wariant dla nikogo. Zdaję sobie z tego sprawę. Jeśli się na tym zafiksuję, potrafię sobie wyobrazić siebie wpadającego w prawdziwy obłęd i kończącego w szpitalu lub po prostu ginącego. Totalny bezsens, ale pomyśl co robię od prawie roku? Jak to zakończyć? To bardzo dobre pytanie. Oczywiście teraz jestem zupełnie spokojny i zrównoważony. Pogoda i okoliczności temu sprzyjają. Niestety brakuje czegoś co mnie pociągnie w dobrym kierunku. Marzeń, nadziei, celu. Najlepsze marzenia na jakie mnie nadal stać to to, że się po prostu odezwiesz, a ja poproszę żebyś coś opowiedziała o czymś co nie sprawi Ci problemu. Nie mam obecnie marzeń, że... no właśnie... nie mam. Pamiętasz, że może tydzień temu zaświeciły jakieś marzenia o przyszłości z kimś, do kogo bym pasował, mógł z nim robić rzeczy, które lubię. Niestety dziś wiem, że wpierw muszę sobie poradzić z przeszłością, w której Ty odegrałaś kluczową rolę. Nie potrafię tego przeskoczyć. I powinnaś zdawać sobie z tego sprawę, choćby po tym jak długo nie mogę się oderwać. Nie wiem czy Cię to bawi, czy jakoś prowokuje czy po prostu masz to gdzieś. OK, myślę, że może nie będzie tak źle, że się nie rozkręcę. Nie ma co się samemu tym straszyć. Czyli co zrobię? Nie chce mi się juz czekać. Nie mam na co. To, że dzisiaj byliście/byłaś aktywna przez Fb rano nie ma znaczenia. To były zastępniki, a nie realne życie. Pewnie potrzebuję jakichś bodźców, żeby poczuć że żyję. Zły nie chcę być. Nawet jak dociągnę do tych 10-12 podciągnięć to nic wielkiego nie osiągnę. Jakie to ma znaczenie? Nawet gdybym tu zaczął biegać więcej i robił te kilka kilometrów dziennie to nie wiem po co. To mnie jednak nie bawi. Bawiłaby mnie pewnie gra w kosza i na pewno dotyk. Pierwsze mogę tu zrobić w każdej chwili, a jednak tego nie robię. Na drugie w zasadzie nie mam tu szans. Czyli sytuacja patowa. Prawie niebo ;) Ostatnie refleksje były w zasadzie czysto techniczne czy hedonistyczne. Co z resztą? Potrafię sobie pominimalizować potrzeby, poupraszczać życie, ale nie chce mi się już cierpieć. Ty nie pomożesz, nie powinienem już o tym pisać. Naprowadzam się na ścieżkę myślenia, że potrzebuję kogoś innego. To pozytywny wniosek i dlatego właśnie się przejaśnia ;)

Podumałem, posiedziałem, modlić się jakoś nie mogłem. Wróciłem i puściłem Bajm "Krótka Historia". Pomyślałem o płaczu jak weszło, ale się roześmiałem. Śmieję się. Czy to znaczy, że w końcu do reszty oszalałem? Jest przed 14, słyszę jak Beata śpiewa jak jej źle. Siedząc myślałem, ze pewnie jednak skończę jak totalny wyrzutek wałęsający się bez celu. To tylko kwestia czasu. Gdy stracę wszystko tylko to będzie mogło mnie czekać. Widzę u siebie takie predyspozycje. Totalny upadek. W tym roku może jeszcze nie. Ponabijam się z siebie trochę. Za dobry i za słaby, gdy napełnię się żalem nic już nie zbuduję. Teraz mogę już tylko zagrać Lindę z "Bezdechu". Cholera, grałem to już ponad rok temu. Ile razy można? "Ta Sama Chwila" a teraz "Szklanka Wody". Kto mnie uratuje? Sam widzę, że nie dam rady. Mam narąbane w głowie. Za dużo chcę, za mało mi wystarcza :) Niby pełen sprzeczności. Zakochałem się w dziwny sposób i nie potrafiłem do tego dopasować działań. Czułem i nie potrafiłem dopasować do tego normalnego działania zgodnego z moimi zasadami. Sytuacja pełna sprzeczności spowodowała, że byłem uwiedziony relatywizmem. O Boże... jak to mogło skończyć się dobrze? Zbyt dużo sprzeczności. Między uczuciami i faktami. Jak o tym pomyślę to nadal bym się skądś rzucił. Nie chce mi się mysleć o odpływaniu... to za długo trwa i zawsze można zmienić zdanie, gdy skoczy się nie ma już odwrotu. Super wizje, nie? Nie odezwiesz się już do mnie nigdy? No to po cholerę mam żyć? "Piosenka Księżycowa" :)

"Spróbuj choć raz odsłonić twarz i spojrzeć prosto w słońce". Mogę jeszcze trochę poszaleć, ale potem już tylko finał. Mogę jeszcze wyciąć dowolny numer. Stać mnie jeszcze. Tylko muszę wymyślić cel. Żartować bez sensu czy w jakimś złym celu nawet nie lubię. Więc po co? Dla jaj, dla satysfakcji, dla dobra najlepiej. Szczeniackie myśli. Naprawdę musiałaś zaleźć Kaszubowi za skórę. A co ja mam powiedzieć? W jego przypadku prosto uzasadniałaś dlaczego... ciekawe jak to robisz w moim. Prawie umieram z ciekawości ;) Naprawdę mógłbym jeszcze sporo zrobić, wystarczyło by żebym zachciał. Pewnie, że można by mi to utrudnić, ale wybić z głowy naprawdę trudno. Jak sobie poanalizuję ostatnie lata to wychodzi mi, że jednak może nie warto już. W zasadzie narażam się na same straty. Cholera były momenty, że byłem na ścieżce do odbudowy. Ostatnio pewnie w maju, albo raczej w kwietniu czy marcu, lutym. Dawno. Co ja teraz mogę? Nie chcę szkodzić, a nie widzę dalej nic konkretnego dla siebie. Zajefajnie, nie?

Puściłem Edith Piaf. Dziś pewnie będę się kołysał. Bez konkretów. Mogę się pouśmiechać i tyle. Lubię marzyć. Kto nie lubi? Jak tu Cię zamknąć? Taktyka ignorowania mnie nie jest najlepsza. Czegoś jeszcze potrzebuję. Myślę sobie co teraz można by mi odpowiedzieć po wykluczeniu opcji przełamania czyli odezwania się. 2 opcje tylko jak to napisać? Jedna negatywna, że po prostu trzeba korzystać z okazji i kroić frajera, ale pisanie tego było by bez sensu. Druga, że życie, choroba, psychika kobiety i to coś by wyjaśniało, stanowiło by usprawiedliwienie, wytłumaczenie, ale tego przecież nie chcecie. Nie chcecie się tłumaczyć. Generalnie mam spadać na drzewo. I co mam z tym zrobić? Mamy jakiś konflikt "interesów". U Was może się dużo dziać i nawet możecie nie mieć czasu specjalnie się nad tym zastanawiać, a ja mam czas... Trudno z tego wyjść przy okopaniu na pozycjach: 1. Bez kontaktu i 2. Brak kontaktu to brak wdzięczności nie wiadomo dlaczego, a bez zrozumienia nie mogę tego zamknąć. Przy założeniu, że to zlewacie to sobie po prostu będę dłużej cierpiał czy się męczył. Przy założeniu, że wywołuje to jakieś emocje to męczymy się wszyscy. Bez sensu. Tak czy inaczej ja najbardziej, bo mam najwięcej czasu na myślenie. Czyli dla mnie dobrze było by to zakończyć. Prosty wniosek. Jak to zrobić? Redukuję oczekiwania, to przecież widać. Wykazaliście odrobinę dobrej woli w końcu odzywając się w temacie... zauważyłem. Mało satysfakcjonujące, niewiele dające i obwarowane prośbą o niekontaktowanie się. To był jakiś przełom, który pomógl mi zmienić sposób myślenia. OK. Poza tym... nic. Istnieje jeszcze trzecia opcja, ale już chyba nie w tym świecie...

Udało mi się trochę pomodlić w końcu. Po co? To trochę medytacja, trochę przetarcie pozytywnych ścieżek z dzieciństwa. W końcu prośby do Boga, którego nie jestem w stanie zrozumieć... rozumiem, że nie jestem w stanie tego ogarnąć. Ciebie jednak powinienem móc zrozumieć. Mógłbym sobie założyć jakieś wyjaśnienie Twojej postawy. Dałem to wzięłaś i nic nie miałem oczekiwać, ale dalej kłóci się to z moim paradygmatem wdzięczności wiążącej się z pomocą. Mogę starać się zrozumieć, że Ty nie masz czegoś takiego zakodowanego lub po prostu mnie wykorzystałaś. Znowu dwie opcje. Którą wybrać? Czy to jeszcze ważne? Ocena Ciebie w materialnym świecie niczego raczej nie zmieni. Moje wspomnienia? Jest różnica czy będą gorzkie, czy z uśmiechem przypomnę sobie czasem, że mogłem pomóc i zrobiłem coś dobrego. O to już chyba tylko walczę. Co to za walka? Męczę się z tym. Wiesz o tym, napisałem to. Już nie wiem co wymyślić. Jutro prima aprilis, ale teraz wysłanie Ci kadru z Fish nie wydaje się być super żartem. Nawet nie wiem czy jutro będziesz w firmie. W ogóle nic nie wiem i pewnie o to chodzi. Zdalnie to sobie mogę pobajać o przejmowaniu kontroli nad jakimś urządzeniem, którego używasz. Musiałbym się za to wpierw zabrać, ale nie bardzo widzę sens. Trochę zachodu, trochę więcej niż trochę. Musiałbym się naprawdę pobawić w podchody, a tego nie chciałem. To już byłby kompletny obłęd. Po co? Przecież chcę to już zamknąć, a wtedy bym nie uciekł od podglądania.

Wróciłem do Bajmu, poromantykuję sobie jeszcze. Dziś na nic więcej nie mam ochoty. Czuję jeszcze jakieś zakwasy po wczorajszej aktywności. Ze studentem rozmowa średnio się kleiła. Też mówił, że potrzebuje rozmowy z kobietą. W sumie to niezły chłopak, tylko bawią go jeszcze jakieś brutalne gry. Jak to wpływa na naszą mentalność? Przecież ja też trochę tak miałem, choć gierki typu GTA nigdy mnie nie bawiły. W grach mogłem krzywdzić tylko tych ewidentnie złych. Prosty imperatyw. Niby Prince też musiał walczyć z przeciwnikami, którzy po prostu stali mu na drodze do celu, bez wnikania w ich motywację, ale to jednak inny typ. "Co Mi Panie Dasz?" Dalej nie wiem. Nie skrzywdzę Cię, to pewne. Jak jednak nie mam  skrzywdzić siebie?

Poleciało "Zabiorę Cię" nie Bajmu, a teraz "Diament i Sól". Generalnie dziś to tragedia i pustka. Bez rozpaczy, ale tak to wygląda. Oczywiście lubię tę piosenkę, a czego nie lubię? Braku wdzięczności? Na pewno. I co ja na to poradzę? Nie zostanę mścicielem. To nie moja rola nawet w wyobraźni. No zajefajnie, bo właśnie wszedł Universe z "Tyle Chciałem Ci Dać"... no tak to duet z Beatą "bo ja bez Ciebie zginę, bo ja bez Ciebie nie wiem nawet jak żyć". Miało być romantycznie, więc jest :) Podobijam się trochę, bo nic innego nie mam do roboty. To też cholera nie ma sensu. A co ma? Widzisz, tak niewiele dla Ciebie było by czymś ogromnym dla mnie. Kolejny duet... nie znam tytułu "Dziś oprócz Ciebie już nie mam nic" może "Blisko Bądź"? Brak planu to mój problem. Niby ogólny jest ale nie potrafię sobie poradzić z pierwszym punktem czyli ze zrozumieniem. Dziś w tym kierunku nie mogę zrobić nic. Kasia Stankiewicz czy Anita "Kiedyś znajdę dla nas dom"? Cholera, wiem że mój problem polega na tym że akurat Ciebie spotkałem. Z kimś innym nie miałbym, aż takich problemów. To pewne. Pacjenci wracają... po co? Teraz to Twoje przekleństwo czy jesteś aż tak silna, że zlewasz to zupełnie? Znowu Universe "W Taką Ciszę". Z taką głową powinienem pewnie jednak zakończyć tę egzystencję. Help... "Jolka, Jolka". Przecież swojego sposobu myślenia już nie zmienię. Męczyć się nie chcę, zrozumieć nie potrafię. Jak się wyleczyć? Na pewno nie gapiąc się na Fb. I nie tu. Tu czeka mnie tylko pustka... weszły "2 Bajki" :) OK, rozumiem. Jutro wyślę tę Fish i pewnie tym narażę się jakoś "szefowi", którego jakoś lubię i cieszę się, że przyjęłaś jego pomoc. Cieszę się oczywiście przez łzy, ale pisałem już o tym chyba w maju zeszłego roku w sms-ie, że było by dla Ciebie najlepiej gdybyś po prostu przyjęła pomoc jakiegoś faceta, niekoniecznie moją. Mogłem Ci oddać wszystko, ale aż tyle nie chciałaś. Wiadomo, że nadal wywołuje to we mnie wewnętrzny konflikt, ale chciałem dla Ciebie jak najlepiej niezależnie od tego co stanie się ze mną. Oczywiście wtedy nie wiedziałem, że będzie jak teraz, nie wiedziałem też że już nigdy się nie odezwiesz. Czyli dobijam się znowu. "Zawsze Tam Gdzie Ty" ta sama kolejność co ostatnio. "Kroplą Deszczu Namaluję Cię". Teraz powinienem się upić, choć wiem, że mi to nie pomaga. Wystarcza mi jedno piwo by łatwiej podjąć jakąś decyzję i tyle zupełnie wystarcza. Poza tym tu jestem w stanie znowu zupełnie się zdołować. "Dziś Już Wiem" Urszuli, a teraz "Pokolenia" Kombii. Nie ma litości. Tak, przeżywam ten brak odpowiedzi, choć wiem, że nie jest łatwo odpowiedzieć na moje pytanie. Ciekawe jaki wpływ na moje zdrowie mają te rozterki. Na pewno wzrok mi się pogarsza, bo za długo się wgapiam w małe literki. Siostrą miłosierdzia nie jesteś. Eh... "Chcę Tu Zostać" Może lepiej jednak przynajmniej tymczasowo zaakceptować zły wariant i przejść do punktu drugiego, by się dłużej nie męczyć? Może to jest bardziej konstruktywne? Tylko wtedy muszę się ruszyć. Tu się nie da. Dobra, od jutra jeśli się nic nie zmieni będziesz złą Dominisią. Potraktuję to jak eksperyment. Zobaczymy co to zmieni. Teraz leci jakieś nagranie Beaty, którego nie znam coś o strachu przed zakochaniem... a teraz weszło jakieś Disco Polo... no tak "Oczy Zielone" :) Cholera, w kwietniu wyglądało jakby jakieś moce chciały mi pomóc Cię przykryć, bo spotkałem zupełnie przypadkiem właśnie taką szaloną dziewczynę w dokładnie Twoim wieku i o niektórych podobnych cechach. Jestem porąbany, bo też chciałem jej pomóc, ale to była masakra. Nie dało się tego wyciągnąć na prostą, a o Tobie i tak nie potrafiłem zapomnieć. Zbyt wiele problemów. Tak więc zostałem rozbitkiem. W ogóle to bym wszystkim pomagał, zamiast pomóc sobie ;) Czyli dziś jesteś jeszcze dobrą Niką, a od jutra... zobaczymy ;) "Dziś Kochasz Ją Nie Mnie" Urszuli, a teraz "A Ja Będę Twym Aniołem". Zobaczymy jaki będzie efekt tego eksperymentu. "Ważne Są Tylko Te Dni Których Jeszcze Nie Znamy" Marka Grechuty. Prawda to? "Mów Do Mnie Tak", a teraz "Cała Ja" O.N.A chyba. Trochę się sam przewalcowałem dziś, ale jeszcze się jakoś trzymam. Trening czyni mistrza ;) Załóżmy przez chwilę, że te wszystkie uczucia to bzdura, że liczy się siła, kasa, przyjemność. W takim przypadku muszę się jeszcze wzmocnić, rozkręcić i zacząć używać kasy, a Ciebie olać. Dziś w tym kierunku nic nie zrobiłem. Tylko siedzę, dumam i piszę. Czuję nawet jakiś dziwny zakwas w mięśniu klaty. Poza tym muszę uznać, że od ponad roku, a może całe życie robię totalne głupoty, a poznanie Cię na początku stycznia stało się moim przekleństwem. Ładnie? Chcesz tego? Kogo pytam? Zouzy i jędzy, która mnie oszukała, wykorzystała i olała? Fajny obraz świata, nie? I znowu Universe "Za Tobą Pójdę Choćby W Ogień" pewnie tytuł to "To Ty". Tak czy inaczej będę miał problem z zapomnieniem Ciebie. No tak, ale jak zrobić ten drugi krok? Przykryć Cię. Chce mi się brzydko zakląć, ale tego nie robię. "Zawsze Tam Gdzie Ty", a teraz "Aysha". O weszło "Nie Ma Wody Na Pustyni" ;) Chyba wyczerpałem formułę. Muza się skończyła, a ja muszę poczytać, bo nic mądrego dziś już nie wymyślę. Być może moje rozterki przyjmujecie po prostu z uśmiechem politowania. Kto wie?

Czytam, czytam i dochodzi do mnie bezsens tego co robię. Zabijam czas. Dziś naprawdę nic nie zrobiłem. Nawet dla siebie. Poza tym jestem głodny, a zostawiłem sobie mało chleba na weekend. W dodatku nie widzę nic dobrego co mogło by mnie czekać. Z Tobą nie mogę wiązać już żadnej nadziei. 40 dni temu targały mną emocje, łapałem się wszystkiego co mogło być związane z Tobą, a teraz kończę coś w zasadzie tragicznego. Naprawdę nie wiem co dalej. Taka jest rzeczywistość. W zasadzie teraz nie żarty mi w głowie. Jestem spokojny, ale wiem, że będę musiał podjąć jakieś decyzje. Brakuje mi motywatora, ale bezczynność zaczyna być irytująca. Ile razy można się dołować romantyczną muzyką? Nie poradziłem sobie jednak jeszcze z Tobą. Rok temu już nie odpowiadałaś. Pozwoliłem Ci na to, a mogłem przecież Cię namierzyć i doprowadzić chocby do jakiegoś spięcia. Wygarnęłabyś mi coś, może ja bym coś rzucił i było by "po ptokach". A tak łudziłem się tak długo. Bez sensu. Zrobiłem z Ciebie półboginię, a z siebie niewolnika wspomnień niezdolnego do niczego. Co teraz? Spotkanie Ciebie, o którym jeszcze niedawno marzyłem i które mogło mnie skłonić do wypadu do kraju dziś wydaje się być bezcelowe. Nawet jeśli Cię zobaczę, to jeśli myślisz o mnie źle to będzie to tylko przykre doświadczenie tak jak wiele w marcu rok temu. Po co mam przykrywać wspomnienia w ten sposób. Nie wiem czy stać Cię choćby na służbową uprzejmość. Rok temu nie było, więc dlaczego miało by teraz? To jakiś koszmar. Widzę Twój zły wyraz twarzy i po prostu się chyba boję, albo skręca mnie z obrzydzenia. Takiego nie chcę zobaczyć, takiego nie chciałbym w ogóle pamiętać. Nie chcę byś była zła. Nie potrafię zaakceptować takiej rzeczywistości. Nie mam żadnego pomysłu co zrobić w takiej sytuacji. Widzisz, fiksuję się na Tobie. Jestem tylko obserwatorem, to moja główna rola. Prawie nie przeżyłem zetknięcia z Tobą. Twoja rola jest inna. Nie wiem co teraz zrobić i nie znam nikogo kto mógłby mi doradzić w tym moim dziwnym świecie. Powiedz, że mam jeszcze szansę na jakieś życie to Ci uwierzę. Czuję potrzebę uzależnienia tego od Twojej opinii. To bardzo trudno mi wytłumaczyć, ale mam tak od jakichś 14 miesięcy. Co takiego jest w Tobie? Wcześniej chyba nigdy tak nie miałem. Dobranoc :)

01.04

Hej. Wczoraj obejrzałem sobie dość amatorską komedię "Obślizgły Dusiciel". Miała trochę smaczków choć trochę może bez sensu ktoś starał ja nasycić obrzydliwością i pewnie mógłbym zasnąć, gdybym nie chciał wysłać Ci Fish. W rezultacie ponieważ nie zasnąłem do północy, przejrzałem jeszcze raz gify i starałem się wysłać. Zajęło mi to ponad 2 godziny i na początku myślałem, że to wina słabego zasięgu sieci. Myliłem się jednak i musiałem uzyć innej przeglądarki. Coś zadziało się z moją standardową. Żeby było zabawniej dzieje się to nadal. To muszą być "chochliki" ;) Nie da się tego wyjaśnić w inny techniczny sposób. OK, lubię takie zabawy, choć w nocy było to trochę irytujące i zjadłem drugą połowę czekolady, by się nie irytować. Cel osiągnąłem jednak. Inną Fish mówiącą po prostu "No" wysłałem o 2:07 i od razu dostałem komunikat o wyświetleniu i zwrotny. Brawo. Robicie postępy. Potem zasnąłem zadowolony i nawet śniło mi się, że sobie radzę. Trochę tych snów było. Obudziłem się zadowolony z siebie i z fajnymi myślami. Nie musiałem jeszcze wstawać, ale popisałem w myślach podsumowujący list do "szefa" i w końcu wstałem zjadając skromne śniadanie. Tak, tak chyba w końcu kończę pewien wątek. Zaktualizowałem przeglądarkę, ale nie pomogło więc musiałem wyczyścić historię przeglądania. Fb znowu chodzi normalnie. Oczywiście bez wiedzy byłbym bezradny. Dlatego dobrze ją mieć. Cholera, Ty mnie jej pozbawiłaś. Pamiętasz, że dziś jesteś tą złą. Pobawię się tą konwencją ;) Dziś jestem wcześniej, ale pełen uśmiechu. W końcu prima aprilis. Tobie bezpośrednio też wysłałem Twój wzorzec czyli Fish, ale z innym tekstem. Postanowieniem odnośnie mężczyzn. To chyba nie było szczególnie złośliwe tylko podsumujące. Wiadomo, że wzorce w jakiś sposób nas determinują...

No to pojechałem... ;) Po kawie i dumaniu "szef" też dostał stosowny obrazek ;) Każdy dostał dziś inny :) Osiągnąłem 100% satysfakcji. W tej chwili, bo co będzie dalej, nie wiem :) Teraz wszystkie 3 wyślę Ci na maila? Po co? Dla potomnych i obserwatorów? Nieważne. Dziś jesteś złą Dominisią i mimo tego życzę Ci Wszystkiego Dobrego i Pozdrawiam... SZCZERZE :)

kocham

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości