F6F Hellcat
F6F Hellcat
Parol Kawalerski Parol Kawalerski
474
BLOG

Nudny Hellcat i jego stalowa wykładzina w dziurki

Parol Kawalerski Parol Kawalerski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

 Jak można było coś napisać ciekawego o tak nudnym samolocie, jak F6F Hellcat? Był silnie opancerzony, uzbrojony w 6 karabinów maszynowych 0,5 cala i mógł przenosić tyle bomb co Sztukas i niewiele mniej niż Avenger. Miał dwukrotnie mocniejszy silnik niż Zero, ważył dwa razy tyle, był szybszy a jednocześnie równie zwrotny. Obliczony po wojnie stosunek zestrzeleń do strat własnych w walkach powietrznych wynosił 18 do 1. Zaprojektowano go klasycznie, bez eksperymentów, które opóźniły pojawienie się Corsira…Normalnie same ochy i achy. Wyprodukowano w masowych ilościach w nowo budowanych ogromnych zakładach produkcyjnych Grummana. Jednym słowem dziecko nowoczesnej, lecz sprawdzonej technologii lotniczej i gospodarki wojennej potężnego państwa.  Nuda jak flaki z olejem. Dlatego postanowiłem potraktować go inaczej. Jak kwiatek zdobiący niezbyt udany wizualnie tort.

Zawsze chciałem być posiadaczem instrukcji budowy lotnisk z II wojny światowej takiej z serii amerykańskich podręczników instruktażowych (coś ala Technical Manual). I zawsze mnie cholera brała jak ktoś w kręgu moich znajomych mógł się poszczycić takim egzemplarzem.  Taki podręcznik posiada w sobie zasady ścinania roślin pod pasy startowe, czy też sposób ułożenia kierunku lądowania do wiejących wiatrów. Szerokości i tabele długości, nacisków gruntowych dla pasów i dróg kołowania. Czyli cały ten techniczny żargon.  Najbardziej pożądany przeze mnie jest ten wydany po 1944 roku zawierający już dane dla B-29 i C-46 Comando, które miały największe wymagania.

Problem lądowania ciężkich i nie tak ciężkich samolotów na lotniskach polowych nie był nowy. Typowe „pole wzlotów” z lat dwudziestych było tym właśnie, czyli wielkim wyrównanym, okrągłym w kształcie trawiastym, polem. Siła i kierunek wiatru były istotnymi składowymi przy ówczesnych niewielkich prędkościach lotu i w związku z tym należało zawsze startować i lądować dokładnie pod wiatr. Samoloty były już, co prawda spore, ale jeszcze na tyle lekkie by ich podwozia z baloniastymi kołami nie wygniatały podłoża, zwłaszcza, że każdy z nich startował po „innej” trawie, bo w innym kierunku, więc ta ostatnia miała czas odrastać.  Pole Mokotowskie, Hendon Aerodrome, czy Flugfield Tempelhof to tylko trzy przykłady takich starych lotnisk, przy czym to ostatnie zachowało swój stary pierwotny kształt. Co można zobaczyć oglądając mapę Berlina. Problemy zaczęły narastać wraz ze wzrastającą masą samolotów, wzrostem ciśnienie a coraz mniejszych, bo chowanych do podwozia kołach a przede wszystkim powiększającymi się prędkościami lotu, lądowania i wzrastającą przy tym rola hamulców.  Wydzierane „do żywego” pole trawy zostało zastąpione przez betonowe pasy ułożone najczęściej na krzyż tak by pokryć ich kierunki z najczęstszymi kierunkami wiatrów.

Lotniska Wojskowe powtórzyły schemat lotnisk cywilnych, lecz do rozwiązania został problem tymczasowych lotnisk polowych. Francuzi i Anglicy eksperymentowali początkowo z metalowymi siatkami rozciągniętymi na trawie, jednak wobec pacyfistycznych nastrojów i braku finansowania prace te nie przyniosły odpowiednich rezultatów i wybuch II wojny światowej zastał siły powietrzne wszystkich walczących stron latające z betonu lub z trawy. Do czasu pojawiania się w Europie amerykańskich sił powietrznych wraz z matą Marston rozmiękłe lądowisko mogło być jednym z decydujących czynników wojny powietrznej. W lipcu 1940 roku po zbombardowaniu przez Luftwaffe pasów głównych baz, Anglicy zmuszeni zostali do latania z trawy obok i na rozproszonych lotniskach polowych i tylko pięknej i suchej pogodzie u schyłku lata zawdzięczali zwycięstwo w bitwie o Anglię. Wczesna wiosna 1945 roku była z kolei mokra i latająca(jeszcze) z betonowych lotnisk Luftwaffe mogła bezkarnie atakować rosyjskie kolumny pancerne, ponieważ rosyjskie myśliwce stały po osie w błocie na polskich polach.

Amerykanie przyglądali się dość długo wojnie zza oceanu i o ile w technice wojsk lądowych udało się im popełnić dużo kardynalnych błędów, to w technice lotniczej radzili sobie znakomicie. Opisany powyżej problem adaptowania byle pola na lotnisko dla ciężkich bombowców rozwiązali eksperymentując z kilkoma typami rozwijanych siatek i mat. Wykazali się przy tym iście wielkoprzemysłowym gestem, bo kogoż to w wojennej Europie stać było na wybranie najcięższego, najbardziej „stalochłonnego” rozwiązania. Anglicy zbierali aluminiowe garnki żeby zrobić z nich samoloty, Niemcy rozbierali w tym celu wraki zestrzelonych bombowców oraz eksperymentowali z betonowymi pancerzami na pociągach przeciwlotniczych, a tymczasem za oceanem postanowiono wykładać całe tymczasowe lotniska polowe płytami ze stali. Wypróbowana w czasie manewrów w okolicach Marston w Stanach modułowa płyta została jeszcze dopracowana, m.in. przetłoczono ją w szereg charakterystycznych dziur, dzięki czemu stała się lżejsza, zyskała na sztywności, łatwo odprowadzała wodę do gruntu i umożliwiała przerastanie trawą. Ta ostatnia cecha, choć kłopotliwa w razie demontażu, była bardzo pomocna w walce z kurzem, prawdziwym, cichym zabójcą silników samolotów.

Pojedyncza płyta PSP (skrót taki jak ta konsola od Sony tyle że tu to było Pierced Steel Plankin czyli „stalowa wykładzina w dziurki”) miała wymiary 3,05 x 0,38m i mogła być przeniesiona przez jednego żołnierza. Płyty łączono ze sobą wsuwając wystające wzdłuż dłuższej krawędzi zaczepy w otwory w sąsiedniej płycie i układano kolejno w zazębiajacy się wzór, blokując je jeszcze przed rozsuwaniem specjalnymi, sprężystymi „zawleczkami”. Tworzona w ten sposób powierzchnia była jednolita, bardzo wytrzymała i skutecznie rozkładała naciski punktowe od podwozi samolotów, umożliwiając eksploatacje lądowisk budowanych relatywnie na miękkim podłożu. Za gruntach twardych mata Marston spełniała z nadwyżką wymagania dla wspomnianych już najcięższych samolotów bombowych i transportowych, a że dla ułożenia pasa o wymiarach 46 x 1520 metrów trzeba było 60tys sztuk płyt to już taka drobnostka. Ważyło to razem 2tys ton, 2 tys ton stal- ileż to by zrobili w Europie z tego czołgów bądź okrętów. Modularna struktura powodowała też to iż batalion saperów mógł takie lotnisko sklecić już 2-3 dni. A trzeciego dnia pod wieczór mogły już nie tylko lądować B-17, ale też nudne Hellcaty…i na pewno lądowały.

Zobacz galerię zdjęć:

B-29
B-29 Curtiss C-46

Mikołaj Parol, student Wydziału Prawa i Administracji w Łodzi, pasjonat historii, fan Gwiezdnych Wojen i fantastyki, miłośnik lotnictwa, wojskowości i gier rpg. Czytacz jak i oglądacz, o własnym zdaniu. Nacjonalista myślący,eurosceptyk i patriota. Znajdziesz mnie jeszcze tutaj: https://twitter.com/MikolajParol http://peron3-tor2.blogspot.com/ http://3obieg.pl/author/parol-kawalerski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura