"Z fachowo-pedagogicznego punktu widzenia nie leży w interesie dzieci, aby podczas spotkań ze swoim ojcem posługiwały się językiem polskim. Jedynie promowanie języka niemieckiego jest dla dzieci korzystne, gdyż w tym kraju wzrastają, tu chodzą i będą chodzić do szkół" - tak brzmi wyrok niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe sprzed dwóch dni.
Potwierdza on tylko wcześniejsze decyzje niemieckich urzędów, bo ten spór toczy się już od blisko 10 lat.
- Jestem ciągle w szoku - mówi Wojciech Pomorski, ojciec dwóch dziś nastoletnich córek, któremu niemieckie urzędy zakazały rozmawiać po polsku z własnymi dziećmi. W ogóle z tego powodu zakazały mu kontaktu z dziewczynkami. Ostatni raz widział je cztery lata temu.
- Jak to inaczej nazwać, jak nie germanizacją? Jak to w ogóle jest możliwe w demokratycznym kraju, w XXI wieku? - pyta oburzony. - Nie pozostaje mi już nic innego, jak tylko szukać sprawiedliwości w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu.
Wojciech Pomorski mieszka w Niemczech od ponad 20 lat.
Z żoną rozstał się w 2003 roku, bo któregoś dnia, gdy wrócił z pracy, nie zastał ani jej, ani dzieci, wówczas w wieku trzech i sześciu lat.
- Wiem, że były rozpowszechniane informacje o rzekomej przemocy z mojej strony. To pomówienia, które bardzo bolą. Kochałem żonę, kocham moje córki - wyjaśnia. - Nie zapadł przeciwko mnie żaden wyrok, nie było żadnej sprawy. Jeśli ktoś będzie te pomówienia powielał, sam spotkam się z nim w sądzie.
Dopiero po dwóch latach, zgodnie z decyzją niemieckiego sądu, mógł zobaczyć córki. Warunek był jeden - w czasie tych widzeń musi być obecny przedstawiciel Jugendamtu, niemieckiej organizacji do spraw dzieci. Nie było żadnych uwag, w jakim języku ma rozmawiać z dziećmi.
- Dokładnie omówiłem to spotkanie z córkami z przedstawicielką Jugendamtu - przypomina Pomorski. - Wyjaśniałem, że będziemy się bawić tak, by dzieci mogły rozmawiać ze mną i po niemiecku, i po polsku, bo chcę, żeby były dwujęzyczne. Uczyłem je polskich słów, gdy mieszkaliśmy razem.
Wojciech Pomorski jest pedagogiem, ukończył germanistykę na Uniwersytecie Śląskim.
- Przedstawicielka Jugendamtu skonsultowała tę moją propozycję rozmów z córkami ze swoim szefem (Martin Schröder), który mnie poinformował, że albo będę rozmawiał z dziećmi po niemiecku, albo nie zobaczę ich wcale. Sprawi, że sąd cofnie mi zgodę na widzenie z córkami.
Odtąd Pomorski toczy w Niemczech spory, by pozwolono mu na kontakty z dziećmi, podczas których wolno mu będzie rozmawiać z nimi po polsku, bo córki są też Polkami.
Przegrał w trzech instancjach, bo urzędy niemieckie uznały, że "nie leży w interesie dzieci, aby podczas spotkań ze swoim ojcem posługiwały się językiem polskim".
- Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe, zamiast stać na straży praw człowieka, tych praw pozbawia mnie i moje dzieci - mówi Wojciech Pomorski. - Ruguje z ich życia nie tylko język polski, czy polską kulturę, ale także całą polską części rodziny. Pozbawia więzi z ojcem.
- Nie wyobrażam sobie, by w Polsce ktoś zakazał rodzicowi rozmawiać z dziećmi w jego ojczystym języku. Nie słyszałem o takiej sytuacji i raczej nie mogłaby się zdarzyć - mówi Dietmar Brehmer, niemiecki działacz regionalny i charytatywny na Górnym Śląsku, wieloletni przewodniczący Niemieckiej Wspólnoty Roboczej "Pojednanie i Przyszłość".
Zna ten niekończący się spór Wojciecha Pomorskiego.
- To jest gehenna - dodaje Brehmer.
Wojciech Pomorski założył Polskie Stowarzyszenie Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech, by pomagać takim, jak on.
- Konsekwencje tak precedensowych i skandalicznych wyroków są niebezpieczne dla wszystkich Polaków w Niemczech, ale także dla obywateli innych państw - dodaje.
Redaktor Teresa Semik, DZIENNIK ZACHODNI, 31.08.2013
Źródło: Dziennik Zachodni