niewiadoma niewiadoma
72
BLOG

podejrzliwość

niewiadoma niewiadoma Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

W czasie epidemii nie wolno się przeziębić, nie wolno zakaszleć, najlepiej w ogóle nie mieć najmniejszej dolegliwości - bo od razu jest się podejrzanym.

Tym bardziej podejrzanym, jeśli się do tego przyzna. A przecież lepiej się przyznać, na wszelki wypadek, opowiedzieć prawdę. Przecież nie wolno kłamać, a przed lekarzem nie wolno zataić prawdy, ewentualnych objawów.

Jednak od razu jest się podejrzanym. Rodzi to poczucie winy. Smutne to jest dla mnie. Jakby mało było smutków pozostałych... które nie zniknęły z tego powodu, że pojawiła się epidemia. 


Żeby rozwiać swoje wątpliwości dot. zdrowia, trzeba by iść do lekarza. Jednak zaleca się nie chodzić do przychodni, nie narażać lekarzy. Korzystamy z telemedycyny. Więc nie da się płuc czy oskrzeli osłuchać...


Człowiek jest w pułapce: chce dobrze, mówi prawdę, sam szuka równowagi, żeby nie panikować przy każdym kaszlnięciu, a zostaje podejrzanym, czasem nawet winnym (bo może ktoś potem pomyśleć, że to od niego czymś się zaraził, choćby przeziębieniem). W rezultacie nie wiadomo: iść do lekarza sprawdzić stan zdrowia - i pozostałych innych nie "straszyć" swoimi wątpliwościami, czy nie iść - i żyć wedle swojej intuicji, oceniając po swojemu, czy jest się zdrowym, czy chorym...


Czy ja jestem kompetentna w ocenianiu swojego stanu zdrowia czy choroby?

I czy jestem kompetentna w ocenianiu i wyczuwaniu stanu zdrowia lub choroby swoich dzieci?


Tyle lęku, z powodu zwykłych wątpliwości... i strachu, że ufając własnemu wyczuciu, będę posądzona o brak odpowiedzialności, niekompetencję itd. itp....


Gdzie tu postawić granicę zdrowego rozsądku?

Bo czasem myślę, że powinnam jednak po staremu chodzić po lekarzach, osłuchiwać dzieci, pokazywać... Bo szkiełko i oko. Bo mama nigdy nie będzie postrzegana jako osoba kompetentna, a lekarz - tak. 


Więc jednak lepiej ryzykować wizyty w przychodni/ gabinecie? 


Tak oto wszystko się nawarstwia: stare problemy, choroby przewlekłe, które wciąż i nadal są przewlekłe, lęki stare, i lęki nowe, stres codzienności i stres związany z epidemią. Rośnie potrzeba odreagowania tego wszystkiego, a dostępnych sposobów na odreagowanie jakby mniej.


Czuję się jak na równi pochyłej, wciąż zsuwając się w dół. I w jakiś dziwny sposób, nie wiem po co, próbuję to robić "z gracją". Jakbym próbowała samą siebie oszukać, że się nie zsuwam, tylko tańczę... Ale to jest zwykłe zsuwanie się. 

Może tam na samym dole będzie można się odbić :) może nawet całkiem wysoko, kto wie.


niewiadoma
O mnie niewiadoma

Przyglądam się światu na krótkim spacerze przez góry i doliny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości