Taniec hipokryzji, czyli jak klauni zawstydzili debatę publiczną.
Cóż za piękny czas na życie i komentowanie rzeczywistości! Nie dlatego, że wydarzyło się coś przełomowego – intelektualnie, moralnie, ba, nawet nie technologicznie. Po prostu... nigdy wcześniej hipokryzja nie miała się tak dobrze, tak bezwstydnie i tak elegancko.
Pamiętacie może tamte czasy!? Gdy blogosfera dyszała gniewem wobec władzy, która ponoć duszyła media, obsadzała stołki i rujnowała państwo prawa? Gdy każde potknięcie partii rządzącej było piętnowane z pasją godną Savonaroli na dopalaczach!?
Dziś? Cóż... argumenty te same, pieśniarze ci sami. Nowy teatr, stare rekwizyty, przekaz pozostał ten sam – zgrany, zużyty i wciąż wygłaszany z tą samą emfazą. Bo przecież jak się ma gotową narrację, to po co pisać nową!?
I tylko beneficjeni przedstawienia, wraz w każdymi wyborami się zmieniają. Tylko my, publiczność, mamy chyba coraz bardziej otwarte oczy – pytamy: Czy wy się naprawdę słyszycie? Czy może macie nas za głuchych?
Dawne frazy przeszły z ust do ust – o degeneracji władzy, o nepotyzmie, o tłumieniu wolności słowa. Dziś wypowiadają je ci, którzy wczoraj uważali je za atak na „dobrą zmianę”. A ci, którzy wczoraj ostrzegali przed populizmem, dziś spokojnie go dosiadają, bo przecież "sytuacja jest bardziej złożona, niż się wydaje".
Nie mamy już do czynienia z debatą. To taniec hipokryzji na śliskiej scenie debaty publicznej. Piruety są toporne, aktorzy zmęczeni, śmiech zza kulis coraz bardziej nerwowy. Niestety nie my się śmiejemy – a śmieją się z nas.
O finezję coraz trudniej. Toporność to nowy standard, a odrobina intelektualnej uczciwości wydaje się być tak niesmaczna, jak ser po terminie przydatności Ale kto by tam sprawdzał, co kto mówił trzy lata temu, skoro wystarczy dziś powiedzieć „nie czas na rozliczenia”!? Nie czas, czyli zawsze czas, byle nie teraz.
Może prościej, z uwagi na toporność co niektórych uczestników, nie jestem rzecznikiem prokuratury, sądu ani partyjnego PR-owca. Zainteresowany jestem tylko tym, co powinno interesować każdego przytomnego człowieka, mianowicie uczciwością i przejrzystością.
A jeśli ktoś mi tłumaczy, że „to nie takie proste”, to uprzejmie odpowiadam: Owszem, ale nieprzejrzystość nigdy nie jest rozwiązaniem. Jest tylko zasłoną dymną dla tych, co mają coś do ukrycia.
Nie piszę złośliwie, nie, by dokuczyć, nie ekscytuje mnie temat dnia, żonglowanie przekazem – interesuje mni to, co powinno być normalne: treść, rzetelność i logika. Ale, jak się okazuje, jeśli mówisz wprost – jesteś hejterem. Jeśli nie zgadzasz się z chórem – jesteś polaryzatorem.
Ot, nowy język debaty: nie liczy się treść, a liczy się ton. Groźne nie jest kłamstwo – groźne jest oburzenie na kłamstwo. Kto mówi prawdę zbyt głośno, ten oszołom. A jeśli jeszcze powoła się na fakty – to na pewno szerzy nienawiść. Może w epoce jazgotu pytanie o prawdy brzmi zbyt ostro. Ale jeśli tak – to może właśnie ton stał się zasłoną dla braku jakiegokolwiek sensu.
Może dlatego debata przypomina dziś talk-show dla umysłowo niedysponowanych, gdzie głos rozsądku brzmi jak przerywnik między reklamą szamponu i mydła. Ja jednak naiwnie mogę sobie pozwolić na prawdę, na sobie na luksus, że treść ma znaczenie. Bo jeśli przestaniemy rozróżniać między treścią a tonem, to przestaniemy odróżniać treść od jazgotu.
Niestety, to już nie walka o wartość, to nie debata, to jest tylko jazgot. Nie jesteśmy już odbiorcami debaty publicznej. Jesteśmy widownią w cyrku przekonań sezonowych... w cyrku, w którym nawet klauni są zawstydzeni.
... sam jazgot, jest niczym niepiśmienny klaun, nie potrafiąc złożyć kilku liter w wyraz, a z nich kilku zdań.
jak to leciało!?
czołem jazgoci...
czołem Panie genera.... oleandro@dżon
---
jazgotał sobie oleandro@dżon
Rozgość się, ale nie licz na... taryfę ulgową.
Gdy cisza sprzyja wygodzie, mój głos zawsze powoduje niepokój. Głos budzacy niepokój, to często głos, który przypomina o sumieniu. Jeśli komuś jest niewygodny... a tak może być, to zwykle jest prawdziwy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo