Photo by <a href="https://stockcake.com/i/solitary-autumn-reflection_376862_611548">Stockcake</a>
Photo by <a href="https://stockcake.com/i/solitary-autumn-reflection_376862_611548">Stockcake</a>
oleandro oleandro
60
BLOG

Świadomość odrębności... 'szary człowiek' w świecie idei

oleandro oleandro Społeczeństwo Obserwuj notkę 3
czy człowieka należy słuchać, jeśli chce się zmienić świat

Jaka szkoda, że te obłoczki płynące
Nie są z waniliowego kremu…
A te różowe —
Że to nie lody malinowe…
A te złociste, pierzaste —
Że to nie stosy ciastek…

I szkoda, że całe niebo
Nie jest z tortu czekoladowego…
Jaki piękny byłby wtedy świat!

Leżałbym sobie, jak leżę,
Na tej murawie świeżej,
Wyciągnąłbym tylko rękę
I jadł… i jadł… i jadł


---
Uwagi wstepne...

Przytoczony wiersz stanowi refleksyjny kontrapunkt dla treści głównej, ukazuje to, o czym niżej... że w natłoku treści, idei i 'nowych religii świadomości' człowiek gubi własną zdolność do samodzielnego myślenia i przetwarzania rzeczywistości. W kontekście 'świadomość bez projektu', pełni rolę otwarcia emocjonalnego: ilustruje zjawisko nadmiaru i bezcelowości działań poznawczych bez planu, chyba, że chodzi o idee, dla nich samych.

Tekst nie ma charakteru polemicznego ani nie odnosi się do żadnej konkretnej doktryny, grupy czy osoby. Jego celem jest refleksja nad mechanizmami ludzkiego działania i myślenia – nad tym, jak idee, pozbawione planu i struktury, mogą tracić swój sens lub przekształcać się w formy nowej wiary. To próba spojrzenia z innej strony – uzupełniającego, nie negującego.
Jeśli więc w tekście pojawiają się pewne stwierdzenia, występują one jedynie dlatego, że są niezbędne, by ukazać kontekst zagadnienia w szerszej perspektywie.

Fetyszyzacja autorytetów, albo kompensacja własnej niewiedzy.
Nie chodzi o to, że autorytety są zbędne, tylko że sposób, w jaki się ich używa... bywa intelektualnie nieuczciwy lub po prostu leniwy.

Problem z autorytetami nie polega na tym, że są niepotrzebne, lecz na tym, w jaki sposób są używane. Nie chodzi o to, by ich 'nie lubić', lecz o to, że nie powinny być podporą dla własnej niepewności. Gdy ktoś mówi: 'tak powiedział Arystoteles', to w istocie nie przedstawia argumentu, lecz szuka sojusznika, który ma obronić jego tez w zastępstwie. Arystoteles staje się wówczas nie źródłem refleksji, czy informacji, lecz tarczą – a cytat z niego, niczym rytualne zaklęcie, ma zyskać moc dowodu.

Wyrywanie zdań z kontekstu, powtarzanie ich bez rozumienia tła, w którym powstały, jest tylko dopełnieniem własnej niewiedzy. Każdy autorytet istniał w swojej epoce, mówił w jej języku, opisywał jej problemy i nie miał najmniejszego pojęcia, jak potoczą się sprawy w przyszłości. Odwoływanie się więc do jego słów w oderwaniu od realiów jest zabiegiem nie tyle naukowym, co dekoracyjnym.

Słowa wielkich myślicieli, filozofów, naukowców i artystów bywają cytowane jak amulety – niby dla wzmocnienia wypowiedzi, lecz w rzeczywistości zastępują własne myślenie.
Cytuje się Nietzschego, by dodać sobie odwagi, Einsteina, by nadać powagę, czy Freuda, by zabrzmieć przenikliwie – niezależnie od tego, czy ich idee mają jakikolwiek związek z kontekstem wypowiedzi.

Najbardziej jaskrawą formą tego błędu jest nadużycie autorytetu nauki. Gdy ktoś, chcąc potwierdzić oczywistość, powołuje się na znanego matematyka, że '2+2 równa się cztery', w istocie nie broni prawdy, tylko demonstruje brak zaufania do własnego rozumu. To nie argument, to ornament.

Podobnie rzecz ma się z autorytetami kulturowymi. Powoływanie się na poetę, który 'już wtedy wiedział', albo na filozofa, który 'to przewidział', jest w istocie próbą ożywienia przeszłości jako argumentu. Ale przeszłość nie broni naszych tez – ona jedynie pokazuje, jak myślano w określonym czasie.

W ten sposób autorytety przestają być źródłem inspiracji, a stają się intelektualnymi protezami. Używa się ich nie po to, by lepiej zrozumieć świat, lecz po to, by nie musieć samodzielnie go interpretować. A przecież autorytet, jeśli ma mieć sens, nie jest od tego, by mówić za nas – lecz po to, by nas nauczyć jak mówić własnym głosem.

---

Po tym nieco 'przykrótkim', lecz potrzebnym wstępie przejdźmy do sedna...
Bo choć można się pośmiać z absurdu codzienności, w której każdy usiłuje 'nabywać świadomość', kluczowe pytanie pozostaje wciąż to samo... dlaczego miałby ją w ogóle nabywać!? I to nie w sensie teoretycznym, lecz z jego własnego, ludzkiego punktu widzenia – co, jak dostrzegam, stanowi nie lada kłopot dla sprzedawców świadomości!?

Świadomość bez projektu...

Rozmowa o tzw. 'świadomości wszystkości' staje się coraz częstszym zjawiskiem. Zaczyna jednak przypominać zbiorową opowieść o czymś, czego nikt do końca nie rozumie, ale w co chętnie wierzy. Współczesne 'bajki o świadomości' są dla jednych duchową nadzieją, dla innych – formą ucieczki od konkretu. Jednak nadzieja, która nie posiada planu, staje się tylko odłożoną w czasie nową wiarą, a nie działaniem.

Świadomość jest niezbędna, gdy świat działa niewłaściwie, bo pozwala dostrzec chaos i nierówności, które w innym wypadku pozostawałyby niezauważone. Dzięki niej możemy dokonać wyboru – reagować, zmieniać siebie i otoczenie, zamiast bezmyślnie podążać z prądem. Bez świadomości świat 'niewłaściwy' staje się pułapką, z której nie potrafimy wyjść.

Świadomość jednakże nie jest czymś abstrakcyjnym ani zarezerwowanym dla nielicznych, jej istotą jest zrozumienie i doświadczenie przez każdego z nas. Jeśli chcemy, by istniała w społecznym wymiarze, nie możemy pomijać 'szarego człowieka' – osoby przeciętnej, codziennie zmagającej się z własnym życiem. To właśnie w jego doświadczeniu, w zwykłych gestach i wyborach, świadomość nabiera realnej mocy i kształtuje świat.

Stąd świadomość społeczna nie powstaje w próżni idei – rodzi się w zetknięciu z tym, jak ludzie naprawdę funkcjonują na co dzień. Jeśli pominiemy 'szarego człowieka' i ograniczymy się do idealistycznych wizji, powstaną jedynie nieosiągalne koncepcje, które mogą prowadzić do frustracji i poczucia bezsilności. Prawdziwa zmiana wymaga zrozumienia praktycznych działań, ograniczeń i motywacji ludzi, bo to w ich codziennym doświadczeniu świadomość zyskuje moc, by realnie kształtować świat.

A w tym sensie 'szary człowiek' jest absolutnie niezbędny. Bez niego świadomość społeczna pozostaje czysto teoretyczna – piękna idea, ale bez realnego wpływu. To właśnie codzienne wybory, działania i doświadczenia przeciętnego człowieka tworzą grunt, na którym świadomość może się rozwijać i kształtować rzeczywistość. Innymi słowy, bez 'szarego człowieka' nie ma praktycznej realizacji żadnej zmiany – są tylko idee, które mogą prowadzić do frustracji, zamiast do transformacji świata.

Skoro tak, to należy rozumieć, że każdy 'szary człowiek' posiada własne granice percepcji i zrozumienia, dlatego stan 'świadomości wszystkości' nie jest możliwy do osiągnięcia przez wszystkich! Można jednak budować świadomość społeczną jako sieć wzajemnych wpływów – różni ludzie dostrzegają różne aspekty rzeczywistości, a razem tworzą potencjał do kierowania społeczeństwem ku bardziej świadomym decyzjom. W praktyce to nie idealna jedność, lecz suma indywidualnych postrzeżeń daje realną moc zmiany – czyli świadomość odrębności!

Chodzi o to, że każdy człowiek ma swoją własną perspektywę, granice postrzegania i doświadczenia. Świadomość społeczna nie polega na tym, by wszyscy byli tacy sami czy posiadali absolutną 'świadomość wszystkiego', lecz na rozpoznaniu i akceptacji tej odrębności, tak by różne punkty widzenia mogły współistnieć i wspólnie kształtować rzeczywistość!

Innymi słowy, moc świadomości tkwi w różnorodności, nie w uniformizacji!

Dotarliśmy więc do momentu, w którym zdajemy sobie sprawę, że świat nie zmierza we właściwym kierunku, a nasze niezadowolenie z tego stanu staje się impulsem do refleksji i działania! Zrozumieliśmy, że świadomość jest konieczna, bo tylko ona pozwala dostrzec błędny kierunek i podjąć próbę jego zmiany. Wiemy też, że nie można pominąć 'szarego człowieka', bo to on stanowi rzeczywisty fundament każdej przemiany społecznej! Każdy z nas posiada własne granice percepcji, dlatego niemożliwe jest osiągnięcie jednolitej 'świadomości wszystkości', ale możliwe jest budowanie świadomości odrębności – rozpoznania i akceptacji różnorodnych punktów widzenia, które razem tworzą sieć społecznej świadomości.

Co tworzy właściwy kierunek, właśnie w tej różnorodności tkwi prawdziwa moc zmiany i nadzieja, że świat może jeszcze odnaleźć właściwą drogę!

'Zajmijmy' się więc szarym człowiekiem. 'Szary człowiek' jest tu kluczową postacią, bo to on stanowi punkt styku między ideą a rzeczywistością. To w jego codziennym życiu rozstrzyga się, czy świadomość pozostanie tylko myślą, czy stanie się ruchem, który realnie zmienia świat.

'Szary człowiek' to nie ktoś bezbarwny czy pozbawiony znaczenia – to rdzeń codzienności, człowiek zanurzony w rytmie pracy, obowiązków i prostych potrzeb. To on podtrzymuje świat w jego codziennym ruchu, często nie zdając sobie sprawy z własnej roli ani wpływu, jaki może mieć. Żyje pomiędzy przetrwaniem a pragnieniem sensu, pomiędzy tym, co musi, a tym, co chciałby. Nie jest ani bohaterem, ani obserwatorem – jest uczestnikiem, który z braku czasu, wiary lub siły oddaje kierunek swojego życia w ręce innych. A jednak to właśnie w nim, w jego codziennym zmaganiu, ukryty jest potencjał zmiany – bo świadomość zaczyna się tam, gdzie zwykły człowiek zaczyna zadawać pytania o sens własnego istnienia.

'Szary człowiek' funkcjonuje w świecie ułożonym z gotowych schematów – powtarzalnych ról, opinii i przekonań, które porządkują jego życie, ale jednocześnie je zawężają. Działa w rytmie codziennych konieczności, często nie mając czasu ani przestrzeni na refleksję. Jego świat jest praktyczny, konkretny, zbudowany z obowiązku, strachu, nadziei i przyzwyczajeń. Zmiana, nawet ta potrzebna, budzi w nim niepokój, bo wymaga wyjścia poza znane granice bezpieczeństwa. Dlatego najczęściej nie wrogość wobec nowych idei, lecz zmęczenie i obawa przed utratą stabilności sprawiają, że pozostaje bierny. A jednak – wystarczy moment przebłysku, sytuacja, w której coś nie pasuje do jego wewnętrznego porządku – by zaczęło się pęknięcie w rutynie. I właśnie w tym pęknięciu może pojawić się przestrzeń dla pierwszego aktu świadomości.

Dotarcie do 'szarego człowieka' nie dokonuje się przez ideologiczne wezwania ani wielkie słowa – dokonuje się przez doświadczenie bliskości, zrozumienia i wspólnoty. Nie można go pouczać ani przekonywać, że jego sposób życia jest błędny, bo wtedy tylko zamknie się głębiej we własnym świecie. Trzeba raczej spotkać go tam, gdzie jest, w jego codzienności – w rozmowie, w geście, w uważnym słuchaniu.

'Szary człowiek' zaczyna się budzić nie wtedy, gdy słyszy o potrzebie zmiany świata, lecz gdy zauważa, że ktoś widzi w nim człowieka, a nie element masy. Świadomość nie rodzi się z nakazu, lecz z poczucia sensu i współuczestnictwa. To dlatego każde działanie społeczne, które ma prowadzić do przemiany, musi zaczynać się od prostego, ludzkiego kontaktu – od empatii zamiast programu, od rozumienia zamiast przekonywania. Dopiero w tej przestrzeni może narodzić się wspólna świadomość, nie jako idea, lecz jako doświadczenie – ciche, prawdziwe, współdzielone.

Człowiek jest istotą wielowymiarową – pełną sprzeczności, pragnień, uczuć i lęków, które tworzą jego niepowtarzalny świat wewnętrzny. To właśnie w sztuce i miłości najlepiej widać tę różnorodność: każdy kocha inaczej, inaczej pragnie, inaczej wyraża bliskość. Dla jednego miłość jest oddaniem, dla innego wolnością, dla jednego pragnienie rodzi się z tęsknoty, dla drugiego z ciekawości życia. Te subtelne różnice sprawiają, że nie istnieje jedna, wspólna dla wszystkich droga rozumienia – tak jak nie ma jednej formy miłości.

Z tego wynika, że 'świadomość wszystkości' jest pojęciem niemożliwym do pełnego urzeczywistnienia. Nie pojawił się jeszcze człowiek, który mógłby uczciwie powiedzieć, że pojał całość ludzkiego doświadczenia – bo nawet największa empatia nie przekroczy granic indywidualnego postrzegania. Każdy widzi świat przez pryzmat własnych uczuć, wspomnień, ran i pragnień.

Tu między innymi kryje się ryzyko błędu w próbach dotarcia do człowieka. Gdy próbujemy mówić do wszystkich jednym głosem, możemy nieświadomie narzucać własne rozumienie miłości, dobra czy sensu – i zamiast budzić świadomość, budzimy opór. Człowieka nie da się 'obudzić' nakazem ani ideą, tak jak nie da się nakazać mu kochać, czy nie da się 'spać szybciej'. Próba dotarcia musi wynikać z pokory – ze świadomości, że nie rozumiemy go w pełni, ale jesteśmy gotowi słuchać...

---

Zatrzymajmy się na moment nad słowami usłyszanymi od pewnego działacza narodowego. Na pytanie o odpowiedzialność, z dużą dozą irytacji odpowiedział, że 'nie interesuje go, w jaki sposób przeciętny człowiek podchodzi do jego koncepcji, że nie jest jego rolą tłumaczyć, że to przeciętny człowiek winien umieć go rozumieć'. I nie był w tej opinii odosobniony. Otworzyło mi to oczy na wielu podobnych mu działaczy.

Czy to krytyka!? Owszem!

Otóż, Panie 'działaczu' (choć zapewne z własnych wyżyn nie przeczyta Pan tego tekstu, to przeczytają go 'szarzy, przeciętni ludzie'), Pan usiłuje zapisać się w księdze myślicieli, dywagując niby o sprawach istotnych, podczas gdy przeciętny, wrażliwy człowiek – bez pańskiej pomocy – zdaje sobie z nich sprawę nie gorzej niż Pan.
Pan raczej unika odpowiedzialności, bo Pan nie potrafi, albo – co gorsza – Pan nie chce zejść z własnego piedestału, by naprawdę spotkać się z człowiekiem, do którego rzekomo Pan mówi (chyba, że mowi Pan sam do siebie, skoro jednak tak, to dlaczego Pan narzeka na 'szarych, przecietnych ludzi').

Bo spotkanie wymaga pokory – a pokora to coś, czego wielu współczesnych działaczy się boi. Bo oznacza rezygnację z pozy autorytetu, z tonu nieomylności, z wygodnego przekonania, że to inni powinni nas rozumieć. Łatwiej jest głosić idee z wysoka niż zejść między ludzi, spojrzeć im w oczy i zobaczyć, że ich świat nie jest prosty. Łatwiej jest mówić o wartościach, żyć nimi, nie dla innych, a dla utwiedzania głebi własnych przemysleń.

A jednak właśnie w tym (o ile przyświeca Panu jakikolwiek cel, poza dostrzeganiem czubka własnego nosa) tkwi istota odpowiedzialności – nie w samej idei, lecz w zdolności jej przekazania tak, by mogła zapuścić korzenie w ludzkim życiu. Idee, które nie potrafią zejść z mównicy, giną w pustce, stając się tylko ozdobą ego ich autorów.

Więc, Panie 'działaczu', jeśli naprawdę chce Pan zmieniać świat, proszę zejść z trybuny, usiąść przy zwykłym stole i spróbować mówić tak, by mógł Pana zrozumieć człowiek, który nie czyta manifestów, nie uczestniczy w konferencjach i nie zna ideologicznych pojęć – ale który codziennie mierzy się z rzeczywistością. Bo to do niego trzeba mówić, nie o nim.

---

... bo dopiero wtedy, gdy przestaniemy próbować 'nauczać świadomości', a zaczniemy ją dzielić, pojawia się prawdziwe spotkanie między ludźmi – to, które jest początkiem wspólnego rozumienia, a nie jego końcem.

Prawdziwe spotkanie między ludźmi nie wymaga, byśmy postrzegali świat w ten sam sposób ani byśmy kochali, pragnęli czy myśleli identycznie. Różnorodność doświadczeń, emocji i perspektyw jest jego naturalnym fundamentem – to dzięki niej spotkanie staje się żywe, pełne głębi i nieprzewidywalne. Każdy wnosi do niego swoje pragnienia, swoje rany, swoje sposoby widzenia świata, w tym właśnie bogactwie kryje się potencjał wzajemnego odkrywania i poszerzania własnej świadomości.

Spotkanie to nie jest próbą zunifikowania postrzegania ani osiągnięcia 'świadomości wszystkości'. Jest aktem uwagi i otwartości – gotowością zobaczenia drugiego człowieka takim, jakim jest, z jego odmiennością, bez potrzeby zmiany czy podporządkowania go własnej wizji. W tym sensie różnorodność nie jest przeszkodą, lecz warunkiem prawdziwego dialogu i współistnienia.

Można powiedzieć, że prawdziwa moc spotkania tkwi w uznaniu odrębności jako wartości, a nie w dążeniu do uniformizacji. To ona pozwala na autentyczne połączenie, w którym świadomość każdego uczestnika spotkania rośnie poprzez doświadczenie innego człowieka, a nie przez narzucanie własnego obrazu świata.

Współczesny 'szary człowiek' nie jest jednorodny – żyje w określonych realiach, które kształtują jego codzienność i decyzje. Są tacy, którzy poszukują sensu istnienia, próbują rozumieć, dlaczego świat wygląda tak, a nie inaczej, i pragną wprowadzać zmiany. Są też tacy, którzy mają w sobie bunt, dostrzegając zagrożenia i niesprawiedliwości, lecz nie zawsze wiedzą, jak reagować. I wreszcie, są tacy, którzy żyją po prostu 'z dnia na dzień', skupieni na przetrwaniu, rutynie i natychmiastowych potrzebach.

Praktyka vs. teroria

Jeśli celem jest tylko dzielenie się ideą, bez oczekiwania na skutki krzewionych myśli, sprawa jest niezwykle prosta. Można pisać książki, 'filozofować' publicznie, prowadzić blogi, dyskutować pod tekstami, pogadac w 'filmiku'… i na tym poprzestać.

Jeśli jednak twierdzi się, że to nie przynosi efektów, rezygnuje się tym samym z pozy domorosłego filozofa i przyodziewa szaty… kogoś, kto chce działać świadomie w świecie, a nie tylko w sferze idei. Bo gdy celem staje się realna zmiana kierunku, w którym podąża świat, samo dzielenie się myślami przestaje wystarczać. Pojawia się (to co zawsze podkreślam, a za co jestem krytykowany odpowiedzialność za skutki – za to, czy i jak dotrą one do 'szarego człowieka', czy inspirują, budzą refleksję, czy wręcz spotkają się z oporem lub niezrozumieniem.

Wtedy pisanie książek, publiczne filozofowanie czy prowadzenie bloga staje się narzędziem – nie celem samym w sobie. Osoba świadoma powinna opuścić strefę komfortu własnych idei, przyjrzeć się realiom życia ludzi, których chce poruszyć, i dobierać formy działania adekwatne do ich percepcji i potrzeb. To wymaga pokory, cierpliwości i uważności – bo każda próba dotarcia niesie ryzyko błędu, ale tylko przez praktyczne zaangażowanie istnieje szansa na prawdziwy wpływ.

Wejdźmy w obszar praktyki: jak osoby już świadome lub te, które w międzyczasie rozwinęły własną świadomość, mogą skutecznie dotrzeć do 'szarych ludzi', których życie toczy się w różnych rytmach i w różnych stanach tak świadomości, jak i gotowości!?

Zadanie jest trudne, bo ich celem nie jest tylko dzielenie się ideą, lecz wpływ na realny kierunek, w którym zmierza świat. Aby dotrzeć do 'szarego człowieka', należy:

Poznać jego świat – zrozumieć codzienność, ograniczenia, motywacje i lęki, które kierują jego życiem.
Nie narzucać własnej wizji – świadomość nie rośnie wbrew naturze człowieka, próby przekonywania mogą wywołać opór lub obojętność.
Budować mosty poprzez empatię i doświadczenie – pokazać, że wspólne wartości i troski są realne i obecne w codziennym życiu.
Działać stopniowo i cierpliwie – małe gesty, świadome wybory i przykłady praktyczne mają większą moc niż teoretyczne idee.
Uznawać różnorodność – każdy 'szary człowiek' ma własne granice percepcji i doświadczenia, nie ma jednego uniwersalnego sposobu na przebudzenie świadomości.

W praktyce oznacza to, że osoby świadome stają się katalizatorami zmian, które nie muszą być od razu spektakularne. Ich zadaniem jest tworzenie warunków, w których 'szary człowiek' może sam dostrzec nowe możliwości, wziąć odpowiedzialność za swoje wybory i powoli poszerzać własną świadomość. Dopiero wtedy pojawia się realna szansa, że zmieni się kierunek, w którym podąża świat – nie przez narzucenie idei, lecz poprzez pracę u podstaw, wpływ na codzienne życie ludzi.

---

'Szary człowiek' funkcjonuje w świecie, który został mu ułożony – nie zawsze właściwie, ale na tyle, by czuł się w miarę bezpiecznie. W nim tworzy, na miarę swoich możliwości, własną przestrzeń. Jego życie to ciąg codziennych rytuałów, obowiązków i przyzwyczajeń, które dają poczucie stabilności i przewidywalności. Rutyna, choć monotonna, staje się jego azylem – iluzorycznym, ale potrzebnym poczuciem kontroli w chaotycznym świecie.

Rezygnacja z tego azylu wymaga odwagi: porzucenia przyzwyczajeń, konfrontacji z nieznanym i zaakceptowania ryzyka porażki lub krytyki. Dlatego często pozostaje w tym, co zna, mimo że świat bywa nieprzyjazny. Nie jest to brak inteligencji ani lenistwo – to naturalny mechanizm obronny, chroniący przed przeciążeniem, stresem i poczuciem zagubienia.

Nazywanie go 'baranem' jest niesprawiedliwe – ignoruje logikę jego wyborów, trud codziennego przetrwania i potrzebę bezpieczeństwa. Szary człowiek nie jest bezmyślny – selekcjonuje, w co angażuje uwagę i energię. Jego opór wobec nowych idei czy zmian nie wynika z wrogości, lecz z ochrony własnej przestrzeni i życia.

Świadomość, która chce do niego dotrzeć, nie może niszczyć jego azylu ani go osądzać. Może jedynie subtelnie pokazać alternatywy, zachęcić do refleksji i współuczestnictwa, pozwalając mu samodzielnie zdecydować, kiedy i jak wyjdzie poza znane granice.

W imię czego miałby rezygnować!? W imię cudzych idei bez planu!? Dopiero gdy propozycja zmiany stanie się zrozumiała, praktyczna i respektująca jego codzienny świat, szary człowiek może dobrowolnie wyjść ze swojego azylu.

---

Jeśli świadomość ma być zjawiskiem rzeczywistym, a nie symbolicznym, musi istnieć choćby szkic symulacji przyszłego biegu zdarzeń. Musi istnieć projekt, nawet hipotetyczny, który określa, kiedy i w jakich warunkach mogłoby dojść do jej zaistnienia. W przeciwnym razie cała koncepcja staje się współczesnym odpowiednikiem religijnej obietnicy zbawienia: 'ufaj, bo kiedyś nastąpi.'
Brak ramy czasowej, brak struktury i brak planu prowadzi do tego samego, co od wieków – do wiary bez gwarancji, do oczekiwania bez celu.

Tymczasem rzeczywistość nie działa w próżni. Społeczeństwo jest z natury hierarchiczne – nie w sensie moralnej wartości, lecz w sensie różnic funkcjonalnych. Istnieją jednostki bardziej zdolne do organizowania, do przyjmowania informacji i kierowania nimi. Są też jednostki, które działają głównie reaktywnie, podążając za wzorami zachowań.
To naturalny mechanizm biologiczny i społeczny, niezależny od ustrojów i ideologii.

'Strona przeciwna' – rozumiana jako system władzy, kapitału, propagandy czy technologii – doskonale zna tę hierarchię. Nie tylko ją rozumie, lecz także aktywnie wykorzystuje. Wiedząc, w jaki sposób przeciętny człowiek (często niesłusznie nazywany 'baranem') reaguje na bodźce, dostosowuje przekaz, tempo i emocjonalny rytm komunikacji tak, by zgrać się z jego mechanizmami percepcji.
Nie jest to spisek, lecz technologia społeczna. Synchronizacja emocji, rytmu przekazu i narracji z naturalnymi odruchami odbiorcy daje przewagę.

Jeśli zatem po drugiej stronie nie istnieje plan, podobny model symulacyjny, czy choćby świadomość, że taka symulacja jest potrzebna, to mówienie o rozwoju świadomości – indywidualnej czy zbiorowej – pozostaje w sferze mitów. Wtedy cała ta idea staje się religię nowego typu: zamiast dzisiejszego Boga pojawia się nowy... 'świadomość wszystkości', zamiast dzisiejszych kapłanów – mnożą się jak grzyby po deszczu mówcy, coachowie i prorocy sieciowi.

Wszystko to funkcjonuje na podobnych zasadach psychologicznych – wiarę zastępuje się terminologią, ale mechanizm pozostaje ten sam: ufaj, bo kiedyś nastąpi.

To może tłumaczyć, dlaczego przeciętny człowiek odchodzi dziś od tradycyjnych religii. Ale najprawdopodobniej nie po to, by zapisać się do nowej, lecz dlatego, że rozpoznaje podobieństwa struktur wiary. Widzi, że każda z tych narracji, niezależnie od epoki i języka, opiera się na tym samym schemacie: obietnicy bez planu, celu bez harmonogramu, wiary w proces, którego nie sposób zweryfikować.

Brak symulacji, brak modelu i brak praktycznej struktury sprawiają, że 'świadomość' staje się pustym słowem. Nie jest już drogą rozwoju, lecz rytuałem zastępczym – intelektualnym placebo, które pozwala czuć się częścią czegoś większego, bez konieczności zrozumienia, czym to większe coś jest.

Być może właśnie dlatego obecny kryzys duchowości i zaufania do instytucji – religijnych, naukowych czy społecznych – ma wspólne źródło. Zbyt długo obiecywano przyszłość bez projektu. A świat bez projektu, nawet ten najbardziej świadomy, przypomina budowę domu bez planów: każdy coś dokłada, lecz nikt nie wie, gdzie są drzwi.

---

'Marooned' – cisza między ludźmi

'Marooned' Pink Floyd pasuje tu idealnie – i to nie tylko jako tło muzyczne.
Ten instrumentalny utwór z The Division Bell (1994) zbudowany jest z długich, przestrzennych dźwięków gitary, które brzmią niczym wołanie z oddalenia – wołanie melancholijne, ale nie rozpaczliwe. Jest w nim miejsce na samotność, refleksję i godność w izolacji, na świadomość rozpiętą między ideą a rzeczywistością, między 'działaczem' a 'szarym człowiekiem', między myślą a czynem.

Świadomość bez projektu staje się w tym świetle nową formą wiary bez skutków – zjawiskiem, które widać wyraźnie w XXI wieku: rozrost ideowych influencerów, zastępowanie myślenia przeżywaniem dla samego przeżywania, czy ucieczkę w intelektualne iluzje, które nigdy nie spotykają się z rzeczywistością.

I może właśnie tu, w tej ciszy pośród dźwięków Marooned, odsłania się sedno całej opowieści — nie o ideach, lecz o człowieku.
Bo przecież zarówno ten, który przemawia z trybuny i szermuje wielkimi słowami, jak i ten, który milczy w tłumie, są w istocie samotni - są marooned.
Jeden – uwięziony w swoim ego, przekonany, że jego myśl nie potrzebuje tłumaczenia.
Drugi – wplątany w codzienność, znużony, zrezygnowany, niepewny sensu własnego istnienia.
Obaj dryfują, choć w różnych kierunkach, nie dostrzegając, że to ta sama woda niesie ich w milczeniu.

A przecież właśnie spotkanie tych dwóch samotności może stać się początkiem zmiany.
Nie ideowej, nie zapisanej w manifestach, lecz tej cichej – w spojrzeniu, w geście, w prostym 'rozumiem cię'. Bo żaden człowiek nie istnieje sam dla siebie, a świadomość nie polega na wiedzy, lecz na zdolności słuchania.

Być może więc prawdziwa świadomość rodzi się nie w głośnych słowach, lecz w tym krótkim momencie ciszy — gdy wśród dźwięków Marooned naprawdę usłyszysz drugiego człowieka, zanim jego głos zniknie w przestrzeni.


'Marooned' przypomina mi jeszcze o czymś innym.
Mija już ponad trzydzieści lat, odkąd pierwszy raz usłyszałem ten utwór. Przez te wszystkie lata wracałem do niego – w różnych momentach życia, z różnymi emocjami – a jednak zawsze z tym samym odczuciem. Z tą samą refleksją, że mimo upływu czasu, mimo tylu nowych słów, nowych idei, nowych proroków… w istocie niewiele się zmieniło.

Człowiek wciąż dryfuje – między ideą a rzeczywistością, między pragnieniem sensu a codziennym znużeniem. Może tylko dźwięk gitary brzmi dziś wyraźniej, bo cisza wokół stała się głębsza.

I może właśnie dlatego warto się zatrzymać. Bo jeśli przez te trzy dekady nic się naprawdę nie zmieniło, to znaczy, że wciąż pozostaje coś do zrozumienia – że Świadomość bez projektu, ale też bez 'szarego człowieka', wciąż pozostaje tam, gdzie zawsze była – w zawieszeniu między dźwiękiem a ciszą, między myślą a spotkaniem.

---

Spójrzmy inaczej...

'Szarzy ludzie' powtarzają – solówkę, rytm, emocje – i właśnie w tym tkwi siła, nie każdy musi być twórcą, by uczestniczyć w świadomym doświadczeniu.
Szary człowiek potrafi iść za głosem...

…wchodzi w rytm, reaguje, odbiera przesłanie – tworzy przestrzeń, w której dzieło istnieje i ma znaczenie, dzieło stworzone przez zespół ludzi, a nie przez jakiegoś Pana o imieniu Pink i nazwisku Floyd, bo to właśnie zespół może nadać mu rytm.


Świadomość odrębności... 'szary człowiek' w świecie idei

---
bardzo przeciętny, nazbyt szary człowiek@oleandro vel. @dżon

oleandro
O mnie oleandro

Rozgość się, ale nie licz na... taryfę ulgową. Gdy cisza sprzyja wygodzie, mój głos zawsze powoduje niepokój. Głos budzacy niepokój, to często głos, który przypomina o sumieniu. Jeśli komuś jest niewygodny... a tak może być, to zwykle jest prawdziwy.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo