EdithKulpienski68 EdithKulpienski68
144
BLOG

Mali chłopcy w krótkich spodenkach — psychologia internetowej niedojrzałości.

EdithKulpienski68 EdithKulpienski68 Rozmaitości Obserwuj notkę 14


Wydawać by się mogło, że wiek biologiczny niesie ze sobą mądrość, a doświadczenie życiowe staje się gwarantem dojrzałości emocjonalnej. Niestety, internet codziennie obnaża gorzką prawdę: metryka to tylko liczba, a niektóre dusze, mimo siwizny i tytułów naukowych, zatrzymały się w emocjonalnym rozwoju na poziomie piaskownicy. Wystarczy wejść na dowolny portal opiniotwórczy, by zobaczyć tę osobliwą rzeczywistość w pełnej krasie.

To nie są w wielu przypadkach "starsi panowie z klasą”, dyskutujący z szacunkiem, odwołujący się do faktów, prowadzący spory z elegancją i otwartością. To raczej mali chłopcy w krótkich spodenkach — emocjonalnie rozkapryszeni, wiecznie obrażeni, gotowi do przedrzeźniania, obrażania i wykrzykiwania własnych racji jak dzieci w szkolnej stołówce.

Gdy świat staje się zbyt skomplikowany, a rzeczywistość wymyka się spod kontroli, wielu ludzi – szczególnie tych, którzy czują się bezsilni wobec zmian – cofa się do wcześniejszych, bardziej prymitywnych form reagowania. Psychologia nazywa to regresją. Zamiast rzeczowej rozmowy: docinki. Zamiast argumentów: personalne ataki. Bo łatwiej jest krzyczeć niż zrozumieć.

W czasach, gdy autorytety chwieją się w posadach, a prestiż zawodów i tytułów stracił dawną moc, wielu mężczyzn w średnim i starszym wieku czuje się niewidzialnych. Internet staje się dla nich sceną, na której mogą na chwilę odzyskać znaczenie. Niestety, często robią to nie przez mądrość, lecz przez agresję – bo to ona przyciąga uwagę najszybciej.

Człowiek staje się tym, na co pozwala mu otoczenie. W sieci nie ma spojrzenia rozmówcy, nie ma ciszy po raniącym słowie, nie ma odpowiedzialności za ton głosu. W tej pustce wielu internautów pozwala sobie na zachowania, które w realnym świecie zostałyby natychmiast napiętnowane. Anonimowość zdejmuje maski – lub raczej: pozwala nie zakładać ich w ogóle.

Nierzadko mamy do czynienia z pokoleniem, które całe życie ciężko pracowało, tłumiło emocje, nie miało przestrzeni na wyrażanie siebie. Teraz, w dobie cyfrowej, wielu z nich przeżywa spóźnioną młodość – buntowniczą, pełną frustracji, często groteskową. Ich komentarze są czasem bardziej krzykiem o uwagę niż próbą wpływania na opinię publiczną.

To, co najbardziej uderza, to rozdźwięk między deklaracjami a zachowaniem. Komentatorzy podpisujący się nazwiskiem, dodający tytuły, często kreują się na obrońców wartości, patriotów, ludzi światłych. Tymczasem ich język, sposób prowadzenia dyskusji, poziom refleksji – zdradzają przerażającą pustkę i emocjonalne rozchwianie.

Są jak dzieci, które bawią się w dorosłych. Jakby ktoś dał im garnitur, ale zapomniał o dojrzałości, która powinna iść w parze z ubiorem. I tak oto mamy tłum sfrustrowanych panów w krótkich spodenkach, którzy nie potrafią przegrywać, nie znoszą sprzeciwu, nie umieją słuchać. Ich bronią są inwektywy, ich tarczą – cynizm.

Każdy proces dojrzewania wymaga konfrontacji z samym sobą. Internet nie sprzyja autorefleksji – raczej ją zagłusza. Mimo to możliwe jest tworzenie przestrzeni do mądrego dialogu, do łagodzenia sporu, do budowania wspólnoty opartej na szacunku. Potrzeba jednak odwagi, by wyjść z tej symbolicznej piaskownicy. By w końcu założyć długie spodnie i zacząć rozmawiać jak dorośli.

Jak wyjść z tej piaskownicy, skoro tak wielu z nas zbudowało w niej swoje królestwa? Jak zrezygnować z poczucia wyższości, które daje anonimowa przewaga, z wygody, jaką niesie brak odpowiedzialności za słowo? Przekroczenie tej granicy to nie tylko akt odwagi — to akt dojrzewania. A dojrzewanie boli. Bo wymaga przyznania się do słabości, do błędów, do tego, że czasem to my jesteśmy tymi, którzy przerywają rozmowę krzykiem.

Internet, choć pełen chaosu, oferuje też drugą stronę lustra — przestrzeń, w której można uczyć się nowych form komunikacji. Nie takiej opartej na dominacji, ale na empatii. Nie na obrazie, lecz na wysłuchaniu. Nie na walce, tylko na wspólnym szukaniu sensu. Trzeba tylko odważyć się zrezygnować z roli wszechwiedzącego komentatora i przyjąć postawę ucznia — kogoś, kto nie boi się zapytać, zamiast od razu oceniać.

Bo być może największym dowodem siły nie jest cięta riposta, lecz cisza po niej — ta, która daje drugiej stronie przestrzeń do odpowiedzi. Może prawdziwa dojrzałość nie polega na tym, by mieć ostatnie słowo, ale by umieć je oddać. By nie zamykać rozmowy, tylko ją otwierać.

Zamiast więc budować kolejne cyfrowe barykady, może warto zasypać choć jedną fosę. Spojrzeć na współrozmówcę nie jak na wroga, ale jak na człowieka — z jego lękami, frustracjami, zranieniami. Bo za każdym komentarzem, nawet najbardziej agresywnym, kryje się ktoś, kto czegoś potrzebuje. Może nie uwagi, ale zrozumienia. Może nie racji, ale wysłuchania.

Nie chodzi o to, by w internecie było cukierkowo, bezkonfliktowo, nudno. Spór jest przecież częścią rozwoju. Ale spór prowadzony z szacunkiem staje się dialogiem. A dialog — nie tylko buduje wspólnotę, ale i leczy. Także tych, którzy przez lata nie mieli gdzie wykrzyczeć swoich żalów, a dziś robią to w komentarzach pod tekstami, które nawet nie doczytali do końca.

Internet nie musi być piaskownicą. Może być biblioteką, kawiarenką, salą wykładową, a nawet domem. Ale tylko wtedy, gdy zdecydujemy się być w nim dorośli. Nie przez wiek, nie przez tytuły, ale przez sposób, w jaki traktujemy drugiego człowieka.

Bo prawdziwa siła nie leży w tym, by kogoś uciszyć, ale w tym, by go wysłuchać — nawet jeśli mówi coś, co burzy nasz spokój. A prawdziwa dojrzałość to nie sztywność przekonań, lecz elastyczność serca. Tego życzę nam wszystkim — mniej krótkich spodenek, więcej długich rozmów. I odwagi, by z tej wirtualnej piaskownicy w końcu wyjść. Razem.


Źródło 

Zdjęcie Google 

Kobieta

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Rozmaitości