Był sierpień 1946 roku, duszny i ciężki jak splątane sumienie narodu. W Gdańsku, w więzieniu przy ul. Kurkowej, w celi śmierci siedziała siedemnastoletnia dziewczyna. Danuta Siedzikówna, "Inka”. Drobna, mierząca zaledwie 156 centymetrów wzrostu. Dziecko wojny, wychowane w patriotyzmie, przeszkolona sanitariuszka legendarnej V Wileńskiej Brygady AK, walczącej z nową, komunistyczną okupacją.
Nie miała złudzeń. Już po ogłoszeniu wyroku wiedziała, że nie zostanie ułaskawiona. Prezydent Bierut nie odpowiedział na prośbę o łaskę. Może nawet jej nie przeczytał. Dla sądu wojskowego była "bandytką”, dla UB — "zagrożeniem porządku ludowego”, dla swoich — była "Inką”. Dziewczyną, która ratowała rannych chłopaków z lasu i nie wydała nikogo, choć była torturowana.
Ostatnia noc upłynęła w milczeniu. Cela nie różniła się niczym od innych — tynk odpadał ze ścian, światło sączyło się z zakratowanego okienka, ale tamtej nocy czuć było obecność czegoś więcej. Może to był strach, może świętość.
W pewnym momencie pojawił się ksiądz Marian Prusak, kapelan więzienny. Młody, 26-letni duchowny, który miał odwagę towarzyszyć skazanym na śmierć, mimo że groziły mu za to represje. "Inka” spojrzała na niego spokojnie. Poprosiła o spowiedź. Klęknęła na twardej posadzce. Ksiądz nie zapamiętał jej grzechów — zapamiętał tylko to, co powiedziała na koniec:
"Proszę księdza, powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba.”
Potem przyjęła Komunię Świętą. Po raz ostatni.
Ksiądz Prusak odszedł w ciszy. Wyszedł z celi, drżąc. Wiedział, że był świadkiem czegoś wielkiego — dziewczęcej świętości, odwagi, która nie mieściła się w ludzkim pojęciu. Jego zeznanie po latach stanie się jednym z najważniejszych dowodów w rehabilitacji "Inki”.
Nad ranem strażnik przyniósł świeżą bieliznę. To był jednoznaczny znak — egzekucja dziś. Danuta założyła ją bez słowa. Stanęła na nogi, wyprostowana, dumna, z czystym spojrzeniem. Miała świadomość, że została sama — jej babcia Eugenia, która ją wychowywała po śmierci matki i ojca, nie mogła jej odwiedzić. Była zbyt daleko, ale "Inka” nie była samotna. Zabrała ze sobą coś więcej niż strach.
Gdy prowadzono ją na dziedziniec, szła obok Feliksa Selmanowicza "Zagończyka”, starszego żołnierza AK. Ich dłonie niemal się stykały. Nie rozmawiali, ale wszystko zostało powiedziane wcześniej.
Stanęli pod ścianą. Pluton egzekucyjny był nerwowy. Młodzi chłopcy z Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego trzymali broń niepewnie. Ktoś krzyknął: "Czy prosicie o łaskę?”.
Danuta odpowiedziała głośno:
"Nie!”
Potem padła komenda. Oddano strzały, ale nie trafili. Dopiero oficer dobił ich z pistoletu — z bliska, w głowę. Egzekucja była równie nieudolna, jak cały proces. A może to sumienie strzelców zadrżało?!
Ciała wrzucono do bezimiennego dołu na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku. Żadnego krzyża, żadnej tabliczki. Przez dziesięciolecia nie wolno było mówić o niej w szkołach, nie wolno było wspominać jej imienia, ale pamięć przetrwała — w rodzinie, wśród byłych żołnierzy AK, w podziemnych opowieściach.
W 2014 roku, po latach poszukiwań, zespół IPN pod kierunkiem prof. Krzysztofa Szwagrzyka odnalazł jej szczątki. Potwierdzono to dzięki badaniom DNA. 28 sierpnia 2016 roku — dokładnie 70 lat po śmierci — "Inka” została pochowana z honorami państwowymi w Gdańsku. Prezydent, kombatanci, tysiące ludzi — wszyscy przyszli, by oddać hołd dziewczynie, która nie zdradziła.
Nie ułaskawiono jej mimo pozytywnej opinii sądu wojskowego: Prokurator wojskowy sam sugerował ułaskawienie ze względu na wiek i rolę sanitariuszki. Bierut odrzucił wniosek bez uzasadnienia.
Była torturowana w areszcie UB w Gdańsku: Bito ją, przetrzymywano nago w zimnie. Nigdy nie zdradziła żadnego nazwiska.
Jej list do babci został przemycony: Przekazała go przez zaufanego funkcjonariusza lub siostrę zakonną, która miała dostęp do więzienia. Istnieje kilka wersji tej historii.
Ksiądz Prusak był przez lata inwigilowany przez SB – za to, że udzielił jej sakramentów i wspominał o niej po wojnie.
Uzupełnienie:
"Danuta Siedzikówna nie uległa namowom obrońcy z urzędu i nie podpisała się pod pismem do Bieruta o ułaskawienie. Pismo zredagowane w pierwszej osobie („Ja, Danuta Siedzikówna…”) podpisał jej obrońca podkreślając, iż „Inka” jest sierotą, matka zginęła z rąk Niemców, zaś ojciec zaginął wywieziony na wschód. Skład sędziowski zaopiniował prośbę negatywnie. Nie miała ona i tak żadnego znaczenia, nikt nie zmierzał traktować jej poważnie – wyrok bowiem wykonano, nim do Gdańska dotarła odmowna odpowiedź Bieruta."
"W przesłanym siostrom Halinie i Jadwidze Mikołajewskim z Gdańska grypsie z więzienia Danka napisała:
„Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”." Na temat tego kogo prosiła o przekazanie ostatniej wiadomości do swojej babci istnieje kilka hipotez. Czy jedna przeczy drugiej? Nie.
"Dwójka skazańców do końca zachowała postawę godną żołnierzy Armii Krajowej. Przed śmiercią wykrzyknęli „Niech żyje Polska!”"
https://podziemiezbrojne.ipn.gov.pl/zol/teksty-historyczne/88059,Powiedzcie-mojej-babci-ze-zachowalam-sie-jak-trzeba.html
Źródła:
Paweł Rokicki Danuta Siedzikówna "Inka”. Sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK, IPN, 2012.
Piotr Szubarczyk Zachowałam się jak trzeba. Danuta Siedzikówna "Inka”, IPN.
Krzysztof Szwagrzyk, Śladami zbrodni, IPN, 2014.
Zeznania ks. Mariana Prusaka – Archiwum IPN.
Portal IPN: [ipn.gov.pl](https://ipn.gov.pl)
Film dokumentalny: "Inka. Zachowałam się jak trzeba”, reż. Arkadiusz Gołębiewski, TVP/Instytut Pamięci Narodowej.
Artykuły w "Biuletynie IPN” oraz archiwalia dotyczące procesu i egzekucji.
https://podziemiezbrojne.ipn.gov.pl/zol/teksty-historyczne/88059,Powiedzcie-mojej-babci-ze-zachowalam-sie-jak-trzeba.html
Inne tematy w dziale Rozmaitości