Afera taśmowa wróciła po roku gigantyczną rozpierduchą w rządzie, upadkiem osoby okupującej drugie w hierarchii stanowisko w państwie oraz kolejnym blamażem PO. Z kół lepiej niż dobrze poinformowanych dochodzą słuchy, że praprzyczyną jest kolejna eksplozja rozdętego ego Radosława Sikorskiego.
Każde postępowanie przygotowawcze objęte jest zasadą niejawności. Chodzi o to, żeby chronić pracę śledczych, czyli nie ujawniać przedwcześnie ustalonych przez nich faktów i informacji. W praktyce akta udostępnia się stronom, gdy prokurator wyda już postanowienie o zamknięciu śledztwa. A śledztwo dotyczące podsłuchów u "Sowy" trwa i trwa mać, ponieważ prokuratura zwróciła się o pomoc prawną do USA. I czeka.
Tu pojawia się wspomniane wyżej monstrualnie rozdęte ego RadSika, które kazało mu domagać się jak najszybszego wglądu do akt, a "odpolitycznionemu" prokuratorowi - życzenie to spełnić w podskokach, bez szemrania i bez zaczerniania tzw. wrażliwych informacji. Zgodnie z art.156 par. 5 k.p.k., akta udostępnia się "jedynie za zgodą prowadzącego postępowanie przygotowawcze". Spróbujcie jednak wyobrazić sobie prokuratora, który odważyłby się odmówić RadSikowi! W III RP to niemożliwe. A ponieważ wykaz osób, którym akta udostępniono jest jawny, ten "wybitny" polityk nie przewidział, że na podstawie równościowego przepisu Art. 32 Konstytucji RP, jego śladem podąży czereda umoczonych w sprawę, szemranych figur niższej rangi. Wśród nich kumpel Stonogi.
Rozkochany w sobie ze wzajemnością RadSik, rozpoczął widowiskowe dorzynanie własnej watahy, przy czym nie byłby sobą, gdyby nie obsadził siebie w roli głównej, zamieniając laskę marszałkowską na mętną obietnicę jedynki w Bydgoszczu.
Jaka piękna katastrofa!
Inne tematy w dziale Polityka