"To mógł być ...zamach! / PAP; Stanisław Rozpdzik
"To mógł być ...zamach! / PAP; Stanisław Rozpdzik
el.Zorro el.Zorro
1071
BLOG

O mołojeckiej fantazji kacyków Rzeczpospolitej Patologicznej.

el.Zorro el.Zorro Polityka Obserwuj notkę 18

Każda władza deprawuje.

Władza całkowita deprawuje całkowicie.”

John lord Acton

                    Dzięki przeflancowanym z BOR do SOP mołojcom, znowu Polacy „mają używanie”, bo kolejny raz polskie drogi i ulice nie okazały należytego szacunku „wadzy”, która, jak to okazywane jest na każdym kroku, z przysłowiowego chlewa trafiła po 1990 roku wprost na salony, czyniąc z nich coś na kształt saloonów, znanych z westernowych opowieści.

Ale, tak na logikę, czegóż innego można się spodziewać po rządzących narodem, w którym warcholstwo podniesiono do rangi narodowej cnoty?!

        WBOR, a teraz SOP, źle się działo od dawna, a dokładniej od momentu zaordynowanej służbom ochraniającym w czasach PRL VIP-ów, przez ...bardzo dobrze, druha Macierewicza, (TEGO Macierewicza), przez ...bardzo dobrze, druha Macierewicza, (TEGO Macierewicza), „dekomunizacji”.

Odeszli więc ze służby kompetentni dowódcy, których JEDYNĄ zbrodnią było to, że mieli niepoprawnie politycznie pieczątki na patentach oficerskich, zaś na ich miejsce przyszli w sensie stricte harcerzyki, których kadrową kuźnia były szeregi ZHR, o rozumkach mozolnie zindoktrynowane przez kapelanów w kierunku bogoojczyźnianej paranoi.

Na dodatek zmieniono model szkolenia, w którym miejsce rozsądku zastąpiła mieszanka brawury i agresji, bo sprowadzono instruktorów z Izraela i spośród regularnych zakapiorów z ówczesnej Blackwater, takiej prywatnej hordy psychopatycznych najemników, wysyłanej przez rząd USA tam, gdzie uznano konieczność odwalania „mikrej i brudnej roboty”.

W efekcie takich zmian, to dokładnie funkcjonariusze ochraniający polskich VIP-ów stanowią dla nich największe zagrożenie, po wielokroć większe od hipotetycznego ataku zamachowca!

        Jakby któryś z Czytelników „nie kumał” kanonów ochrony, PODSTAWOWYM celem ochrony jest ...bezpieczne dostarczenie ochranianej osoby do celu,

a to oznacza, że nawet najmniejszy przypadkowy incydent, należy rozpatrywać w kategoriach karygodnego uchybienia w służbie, pozostającym bez znaczenia dla faktu, która ze stron złamała obowiązujące przepisy regulujące porządek przestrzeni publicznej!

Zaś takie sytuacje, w których dochodzi do kolizji głównego pojazdu kolumny, wręcz ośmieszają zarówno samych funkcjonariuszy, jak i sprawującego pieczę nad formacją ministra.

W państwach cywilizowanych, więc nie w Polsce, po sytuacji, w której limuzyna wioząca: premiera, lub prezydenta, albo wysokiego rangą gościa, brałaby udział w jakiejkolwiek kolizji, albo zostałaby przez nieuwagę kierowcy unieruchomiona, NATYCHMIAST dochodzi do dymisji właściwego ministra, a także do odsunięcia dowódców, odpowiedzialnych za wyszkolenie kadr. Nie trzeba dodawać, że w takiej Japonii, pewnie doszłoby do kilku aktów seppuku, gdyż tam z taką hańbą trudno się dowódcom pogodzić.

        Ale nie tylko winni kompromitacji są funkcjonariusze, wcześniej BOR, a teraz SOP, choć to oni bez przerwy dają popis drogowego piractwa, nie raz dzięki bezsensownej brawurze ocierając się o śmierć.

(Zorro był świadkiem, jak prezydencka limuzyna, ignorując sygnalizację, na trasie Gdynia-Władysławowo, omalże nie wpadła pod jadący pociąg, gdyż gnała dobrze 160 km/h, więc nie miała najmniejszych szans na wyhamowanie przed przejazdem, znajdującym się tuż za lasem, a kierowca wyraźnie nie uświadamiał sobie, że w porze letniej na tym szlaku kursuje całkiem sporo pociągów osobowych).

Winnymi karygodnego stanu są też sami politykierzy made in Poland, dla których publicznie okazywany poziom osobistych: arogancji i warcholstwa, stanowi wyznacznik ich pozycji w hierarchii!

Za partyjnej pamięci PRL, z racji wykonywanego zawodu, Zorro nie raz spotykał na drogach kolumny rządowe, które, ZAWSZE jechały w granicach rozsądku, nawet na drogach dwupasmowych, nie przekraczając 110 km/h! Być może wiązało to się z tym, że stanowiące eskortę milicyjne „kanciaki” powyżej tej prędkości zaczynały wręcz pozżerać deficytowe paliwo, a „przepał” czyli ponadnormatywne zużycie deficytowego w czasach PRL paliwa był zawsze powodem do niezbyt przyjemnych rozmów z dowódcami.

Nie mniej, jeszcze za czasów rządu Cimoszewicza kolumny rządowe nie stanowiły tak dużego zagrożenia dla ruchu, jak to ma miejsce zwłaszcza pod rządami PIS-manów, którym wyraźnie „wystaje słoma” nie tylko z lakierek, ale również z rządowych limuzyn.

Trzeba też pamiętać, że zanim limuzyna z druhem Macierewiczem na pokładzie zaliczyła „dzwon” finalizujący piracką jazdę w miejscu obowiązującego ograniczenia prędkości do, bodajże, 60 km/h, druh Macierewicz publicznie podziękował kierowcy, któremu udało się pokonać dystans Warszawa-Toruń w czasie porównywalnym dla wyścigu samochodów fabrycznych, więc zasługującym w myśl obowiązujących przepisów na ...cofnięcie kierowcy Prawa Jazdy!

W drodze powrotnej druhowi ministrowi TEŻ SIĘ ŚPIESZYŁO, więc stało się to, co się stać musiało, ale za „dzwon” wcale nie beknie obłąkany druh minister, ale jego podkomendny, który miał do wyboru:

albo wykonać polecenie ministra i tym samym świadomie popełnić akt drogowego piractwa,

albo odmówić kacykowi i nie tylko zostać wywalonym, ale do tego mieć, excusez-moi, przesrane w dalszej służbie.

        To nie jest tak, że winowajcami incydentów z rządowymi limuzynami są TYLKO niedoszkoleni i rekrutowani przeważnie spośród „krewnych lub znajomych Królika”!

WSPÓŁWINNYMI SĄ TAKŻE POLITYKIERZY, (nie mylić z politykami), głównie solidarnościowego chowu, którzy uważają, że im wolno wszystko, a może nawet jeszcze więcej!

To im zostało z czasów obalania komuny, kiedy to na każdym możliwym i niemożliwym kroku świadomie łamali obowiązujące Prawo, a po dojściu do władzy, uskuteczniają pokazową dintojrę na tych, którzy im w politycznym dziś poprawnie warcholstwie przeszkadzali, nawet tych funkcjonariuszy, którzy ich „nękali” mandatami za bezdyskusyjne wykroczenia drogowe.

Aby ferować, ile winy leży po stronie nieudolnych i niekompetentnych służb ochrony, a ile po stronie rozkazującym ich politykierów, trzeba najpierw ustalić to, jakie były przed incydentem wydane im polecenia.

Na przykład, czy po pojawieniu się alarmu uszkodzonej opony kierowca poinformował zaistniałym defekcie prezydenta i swoich dowódców oraz przełożonych, a jeśli tak, to jakie otrzymał od nich rozkazy. Bo trzeba mieć w pamięci los pilota, który ośmielił się odmówić prezydentowi Kaczyńskiemu lądowania na będącym w strefie działań zbrojnych lotnisku w Gruzji.

        Cóż, ludzie rozumni uczą się w szkole i na cudzych błędach. Ludzie mniej rozumni uczą się na błędach własnych, ale Polacy, podobnie jak reszta osób upośledzonych intelektualnie, nie wyciągają wniosków nawet z własnych tragedii!

Przecież nawet w Rosji, gdzie brawura zbiera naprawdę wysokie i krwawe żniwo, kiedy już dojdzie do tragedii, to bez względu kto tam rządzi, zbiera się kompetentnych ludzi i nie tylko rzetelnie i obiektywnie wyjaśnia się okoliczności zdarzenia, ale też uruchamia się działania, mające w przyszłości tego typu katastrofom zapobiec.

Tymczasem w Polsce, ZAMIAST rzetelnie i obiektywnie przeanalizować przyczyny i okoliczności katastrofy flagowej „Tutki”, a potem wdrożyć procedury eliminujące możliwości popełniania tak rażących zaniedbań, jakie doprowadziły do katastrofy pod Smoleńskiem,

powołuje się wręcz kult upamiętniający manianę, która powinna być powodem wstydu, a arcykapłana tegoż kultu czyni się potem szefem MON, który bezpardonowo wywalał wszystkich tych oficerów, którzy nie dość entuzjastycznie go wyznawali!

Sorry, ale zdaniem Zorra, prezydent Kaczyński otrzymał od losu dokładnie to, na co sobie aroganckimi rządami sumiennie zapracował i basta!

Wprawdzie po obnażeniu monstrualnych rozmiarów pardon, ale nie ma w języku polskim cenzuralnego określenia, totalnego rozpiździelu kompetencyjnego, który doprowadził do tragicznego finału 10 kwietnia 2010 roku, dość głośno mówiło się o pilnej konieczności ustanowienia tak zwanych dowódców misji, czyli wzorem USA, trzeźwo myślących funkcjonariuszy, którzy nie tylko odpowiadają za bezpieczeństwo misji VIP-a, ale mają też prawo nakazywać i VIP-om konkretne zachowanie w przypadku dla bezpieczeństwa misji istotnym.

Niestety ten pomysł trafił ad calendas Graecas, bo uderzałby w patologiczne ego polskich kacyków, dla których pogarda dla obowiązujących maluczkich regulacji, jest wyznacznikiem ich „wadzy”.

Jest tajemnicą Poliszynela, że WSZELKIE eskapady polskich VIP-ów odbywają się na klasyce „wariackich papierów”, czyli bez żadnego wcześniejszego ich zaplanowania. To z kolei powoduje działania w niedoczasie, o ile nie wręcz działania improwizowane,

jak wówczas, kiedy okazało się, że w wyniku czystek kadrowych ktoś z dowódców nie wiedział o tym, że do opancerzonych limuzyn są potrzebne specjalne opony, których nie sposób kupić od reki w pierwszym lepszym serwisie ogumienia, ba trzeba na ich dostawę czekać kilkanaście dni

i jak o tym powiedzieć prezydentowi, któremu najpierw zachciało się wywczasów w Karpaczu, a potem uroiło się dopingować polskich skoczków w Wiśle?!

Przecież każdy chce otrzymać nagrodę, a podpadziochy nagród raczej nie otrzymują, nieprawdaż?

Fakt jednak pozostaje faktem, że wionę za niedawne podłożenie pod prezydencką limuzynę betonowych odbiorników ponosi osobiście prezydent Krakowa, uznany przez PiS-manów za komucha, Jacek Majchrowski! Jak by to skomentował druh Macierewicz, (gdyby nie był skonfliktowanym z prezydentem Dudą);

To był ewidentny zamach i wkrótce na to będą dowody”!

Tak więc sorry prezydencie Dudo Andrzeju, ale zdaniem Zorra, pozbyliście się z rządu druha Macierewicza ZBYT POCHOPNIE!

Co do okazania było. Amen.

Zorro

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka