Oto cena próżności. / Mat Google I.S.
Oto cena próżności. / Mat Google I.S.
el.Zorro el.Zorro
272
BLOG

O tandecie "z wielkiej litery pisanej".

el.Zorro el.Zorro Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Koncert Rolling Stonesów był temu sztuką,
bo sztuką było na nim wytrwać do końca!


        Nawet nie wspominając o wyrzeczeniach oraz determinacji, jaka trzeba było się
wykazać w tym, aby na Narodowy Bubel się dostać i stamtąd wrócić w cywilizowanych warunkach.
No bo wprawdzie „Stolyca” ma już europejski, czyli wysoki, poziom cen, ale infrastrukturą niewiele przewyższa standardy starożytnego Rzymu za czasów Imperium Romanum, niestety, więc aby ponad 100 tysiaków, większości zmotoryzowanych fanów-desperatów dotarło i wróciło z okolic Narodowego Bubla w rozsądnym czasie, potrzeba cudu, a nie nawet sprawnie działających służb porządkowych, z których ogołocono dla tego eventu Mazowsze i okolice.
     Wróćmy jednak, jak to mawiał kol Kierownik z kultowego słuchowiska, „do adrema”.
A zacząć trzeba od kardynalnego pytania:
-czy ewent z udziałem około 100`000 ludzi W OGÓLE MOŻE być jeszcze koncertem, czy mamy raczej do czynienia z pojęciem „dawania show”? Czyli wydarzenia dla którego wydobywanie dźwięków z instrumentów jest jedynie pretekstem dla uskutecznienia spędu.
Jakby bowiem nie dywagować, duże stadiony sportowe mają fatalną akustykę, więc poprawne ich nagłośnienie jest klasycznym wyzwaniem z gatunku mission impossible, bo o ile wyrafinowane systemy nagłośnienia są w stanie sobie poradzić z pogłosem obiektu, to, niestety, są bezradne wobec wrzasku, jaki emitują doprowadzeni do histerii zgromadzeni fani.
W efekcie, poza niewielką ilością miejsc położonych centralnie i w odległości poza dystansem progu bólu akustycznego, widz odbiera mniej lub bardziej złożoną kakofonię, z którego to akustycznego zgiełku TYLKO ogromna zdolność do selektywnego słyszenia, jaką zapewnia człowiekowi mózg, jest w stanie rozpoznać to, co jest aktualnie grane na szenie.
Zatem sorry podążający za trendami mody Lemingi,
ale tak zorganizowane koncert, jaki miał miejsce na Narodowym Bublu, jedynie co jest w stanie,m to doprowadzić jego uczestnika do rozstroju układu nerwowego, nie mającego nic wspólnego z konsumpcją sztuki, nawet marnego lotu i basta.
Jeśli do tego doda się, często niemałe, koszt wejściówek i koszty związane z obecnością na wydarzeniu, no to wychodzi bezlitośnie, że
taniej oraz ze zdecydowanie lepszą jakością odbioru  będzie, jak sobie obstalujemy dobrej klasy sprzęt audio i bibliotekę nagrań, a po emocje właściwe zagadnieniom z psychologią tłumu udamy się na ligowy mecz piłkarski, najlepiej taki z grupy „podwyższonego ryzyka”.
      Mając to na uwadze, Zorro, mimo początkowej euforii i propozycji skorzystania z praw stałego klienta, na koncert Stonesów się nie wybrał, czego nie żałuje
po tym co usłyszał od tych co na nim byli obecni.
Niestety, POTWIERDZIŁY SIĘ obawy Zorra co do jakości odbioru prezentowanych tam wykonań, zaś wrażenia artystyczne można by opisać zdaniem:
słuchacz miał wrażenie jakby śpiewano operowe arie podczas interesującego meczu, któremu kibicuje wielotysięczna widownia.
         Cóż, temu, że nad kakofonią na Narodowym Bublu rozpływali się w kompementach dyspozycyjni żurnaliści, nie należy się dziwić,
BO CO INNEGO mogą zapodać gawiedzi?
MIELI PRZEKAZAĆ PRAWDĘ?
Czyli to, że do uszu większości zgromadzonej widowni docierał jedynie monstrualny łomot?
Gdyby tak zrobili, to ich godziny w redakcjach byłyby zaprawdę policzone, no bo sponsorzy raczej nie tolerują tego, że za wyrwany im szmal odstawiono monstrualna chałturę. Oni mieli miejsca w sektorze VIP-ów, czyli w jedynym na obiekcie miejscu, w którym można usłyszeć bez pogłosu to, jak produkuje się wykonawca.
        Konkludując, większość stadionów po prostu NIE NADAJE SIĘ do tego, aby organizować na nich poważne koncerty, no chyba, że muzyki disco-polo, albo komercyjnych chałtur, na które „walą tłumy” nie po to, aby zakosztować dobrej muzyki, ale tylko w trym celu, aby potem zadawać szanu tym, że „się było”, bo miało się jak nie znajomości, to odpowiednio dużo kasy , a jak ktoś spoza Warszawy i czasu do zmarnowania.
Jakby ktoś nie wiedział stadiony buduje się dla potrzeb masowych imprez sportowych, a nie po to, aby raz za kilkanaście lat odbyć na nich masowy koncert muzyczny!
Oczywiście kiedy znajdzie się gotowy na bicie rekordów i nabijanie własnej kabzy  chałturnik, oraz grupa sponsorów,
bo jako żywo, trudno wskazać masową imprezę, która przyniosłaby per saldo, choć niewielki zysk!
(Z praktyki wiadomo, że wpływy z samych kart wstępu, dobrze, jak pokryją ogromne koszta organizacyjne, więc honoraria wykonawców biorą na siebie sponsorzy).
Porządne nagłośnienie każdego stadionu to dla akustyka koszmar, a im bardziej on przypomina architekturą Narodowy Bubel, tym większy. Ogromna moc wzmacniaczy generuje ogromny pogłos, który nie ma gdzie się rozproszyć, więc nieuchronnie pojawiają się  sprzężenia i interferencje, praktycznie nie do wytłumienia na większości kubatury obiektu.
Czemu więc się, mimo wszystko, organizuje na nich koncerty?
Bo jak mawiał pewien trener: „Kasa, Misiu, kasa”!

Co do okazania było. Amen.
Zorro

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura