Anonimowość czasem rodzi bezprawie! / Domena Google A. I. S. RMF
Anonimowość czasem rodzi bezprawie! / Domena Google A. I. S. RMF
el.Zorro el.Zorro
1486
BLOG

Ad ACTA-2

el.Zorro el.Zorro Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 55

Nie wolno mylić wolności z
warcholstwem i samowolą.

       
       Środowiskiem aktywnych w sieci internautów targają od niedawna niezdrowe emocje, jakie wywołało ustanowienie unijnej Dyrektywy zwanej potocznie ACTA 2.
A wszystko z tego powodu, że nowe regulacje prawne próbują porządkować rzeczy do dziś w Internecie nieuregulowane, w tym prawo do respektowania szeroko rozumianych Praw autorskich. Bo do tej pory internauci, ale również i licencjonowani dziennikarze, bezpardonowo „piratowali” dorobek innych internautów, co najwyżej łaskawie informując czytelników kogo brutalnie okradli z jego dorobku twórczego, pomijając milczeniem należne tantiema.
Teraz ma się to zmienić,
bo od każdego wykorzystanego linku trzeba będzie płacić tantiema, o ile rzecz jasna nie wykorzysta się domeny publicznej lub z wygarniętymi prawami autorskimi.
Problemy mogą też mieć autorzy popularnych memów, zwykle nie zawracający sobie głowy płaceniem twórcom materiałów wyjściowych ich prac, Z drugiej strony, przed twórcami naprawdę dobrych memów otwierają się horyzonty godziwych zarobków, przy których wykupienie praw autorskich do fotografii będzie niewielką inwestycją.
Swoją drogą, Zorra niezmiernie ciekawi jak w praktyce będzie działać automatyczny system wyłapujący wszelkie naruszenia Praw autorskich, bo czytając newsy wychodzące od korporacyjnych, w tym tak zwanych uznanych, żurnalistów, można podjąć nieodparte wrażenie, że wyszły one spod jednej sztampy, w efekcie czego wręcz trudno dociec ich pierwotnego autora.
Co ciekawe, wszelkie próby wybicia się autorów na niezależny styl, było w imię politycznej poprawności momentalnie temperowane przez redakcje, jako „brak profesjonalnego warsztatu”. Można więc odnieść nieodparte wrażenie, że dziś główną umiejętnością zdecydowanej większości osób zarabiających na szeroko rozumianym tworzeniu kultury dostępnej w Internecie jest nie tworzenie od podstaw nowych form twórczości, ale sprawne korzystanie z funkcji oferowanych przez współczesne systemy operacyjne komputerów, takich jak:
„szukaj”, „zaznacz”, „kopiuj” i „wklej”.
Teoretycznie w taki sposób również powstaje jakaś tam tandetna „nowa jakość”, ale z twórczością ma ona tyle wspólnego, co redagowanie z już opublikowanych  wycinków prasowych szkolnej gazetki ściennej, z tworzeniem szeroko rozumianych materiałów publicystycznych, w których prasowe newsy są jedynie powodem do podniesienia problemu społecznego.
Pora na konkluzję.
Do momentu pojawienia się na rynku komputerów przenośnych, posiadających potencjał uniwersyteckich  superkomputerów z lat 90. XX wieku, szeroko rozumiane prawa autorskie dość skutecznie chroniła bariera technologiczna, która uniemożliwiała piratom wydajne przeglądanie zasobów i tym samym bezkarne pasożytowania na twórczości innych.
Ale już wówczas zaczął dominować wśród co bardziej gnuśnych publicystów trend na „zapożyczanie” tematów, zaś zamieszczenie odnośnika z danymi źródła i faktycznego autora, spełniało funkcję „listka figowego” przed bolesnym obowiązkiem uiszczenia choćby symbolicznych tantiem twórcy.
Tak więc to, co do tej pory było koniecznością przy pisaniu prac magisterskich i naukowych dysertacji, czyli wolny i bezpłatny dostęp do opublikowanych wyników prac, oraz prawo do powoływania się na nie przez adeptów i wyrobników akademickich, stało się pretekstem do komercyjnego pasożytowania, czynionego w imię „wolności publikowania”. w Internecie.
        Tedy szanowni, w różnym stopniu zbulwersowani Internauci, płci, przekonań oraz wieku i orientacji seksualnej dowolnego autoramentu,
„coś trzeba było zrobić” z powszechną u nie tylko blogerów, ale i korporacyjnych żurnalistów pogardą dla poszanowania cudzego dorobku twórczego, nieprawdaż?

Ostatecznie multimedialne trusty, w które wyewoluowały z prosperujących w XX wieku redakcji lub stacji radiowo-telewizyjnych, nie po to utrzymują i dobrze opłacają brygady reporterów, które często z narażeniem zdrowia, a bywa i życia, dostarczają materiały dla bieżących potrzeb, aby dekujący się przed laptopem, a często już tylko tabletem, bloger, korzystający do tego ze stref darmowego Wi-Fi, aby ekstra zaoszczędzić na kosztach łącza internetowego, owocnie pasożytował na owocach ich inwestycji w źródła tematów i materiałów poglądowych.
Skoro trzeba płacić tantiemy nie tylko za wykonanie kowera podczas KAŻDEJ otwartej zabawy, ale także  za wykorzystanie nagrania, lub  podkładu muzycznego podczas imprez typu karaoke,
no to sorry, ale za korzystanie z cudzych prac w redagowaniu komercyjnych blogów, wypadałoby również podzielić się zyskami z tymi, których udostępniona spuścizna te pożytki umożliwia, nieprawdaż?.
Oczywiście, jak zawsze „diabeł tkwi w szczegółach”!

Znając wręcz nieograniczony potencjał kapłanów i wyznawców powszechnego w Unii, a zwłaszcza w Polsce, kultu św. Biurokracego do tworzenia wręcz monstrualnych debilizmów i bubli prawnych,

jest naprawdę „aż strach się bać”, tego, co z logicznie uzasadnioną Dyrektywą ACTA-2 będą w  stanie zrobić osoby piszące przepisy wykonawcze zwykle upośledzone na wyobraźni, ale za to działające anonimowo, a co gorsza bezkarne w swoich szalbierstwach, niestety.
Logicznie rozumując, należałoby zacząć od ustanowienia wyraźnego oddzielenia tego, czy dana domena źródłowa jest obarczona odpłatnymi prawami autorskimi, czy nie, a także wyznaczyć maksymalny limit czasu, powyżej którego ustawałyby wszelkie prawa do tantiem.
Bo co tu ukrywać, spora ilość „piratowanych” materiałów została umieszczona w Internecie i to bez jakichkolwiek obostrzeń przez ...samych autorów, dla których ilość odtworzeń w sieci staje się dziś miarą wielkości utworu.
Zatem poczekajmy co nam w niedalekiej przyszłości wypichcą politykierzy made in Poland i reszty unijnego „kołchozu”, „idący na pasku” różnych grup trzymających realną władzę i prewencyjnie bardzo dokładnie, jak to się mówi, „patrzmy im na ręce”.

Co do okazania było. Amen.
Zorro

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka