O cuda trzeba zabiegać w Kosciele! / Fot. Googla A.I.S.
O cuda trzeba zabiegać w Kosciele! / Fot. Googla A.I.S.
el.Zorro el.Zorro
259
BLOG

Cuda nad Wisłą. (Wisłą Kraków)

el.Zorro el.Zorro Polityka Obserwuj notkę 0

„Wszystkie zwierzęta są równe,
ale niektóre z nich są równiejsze”.


Ten tekst powstał w oparciu o informacje uzyskanie podczas  prywatnych rozmów z osobami dobrze zorientowanymi w sprawach polskiego piłkarstwa.
               Ta sentencja obowiązująca w Folwarku Zwierzęcym, jak widać, obowiązuje nie tylko  na stronach kultowej powieści Orsona Welesa!
Ma ona również powszechne zastosowanie w III Rzeczpospolitej, słusznie Patologiczną zwanej, jednak oddajmy sprawiedliwość, obowiązywała ona również przed wojną, a wywodzi się ona wprost z feudalnej mentalności większości Polaków, dla których dokładnie poziom „równiejszości” wobec Prawa stanowionego jest wyznacznikiem statusu społecznego danej osoby, czy instytucji.
                    Niedawno media dość łagodnie pastwią się nad pewnym klubem piłkarskim z Krakowa, a nawet Krakówka, czyli kasty społecznie znacznie wyżej notowanego od zwykłych mieszkańców grodu Kraka, a przecież Kraków to miasto szczególne, miasto w którym, jak gruchają gołębie, nawet menel powinien mieć magisterium, a cieć, obowiązkowo, doktorat.
A pastwią się łagodnie, bo pastwienie się nad ikoną Krakowa i Krakówka to zajęcie niebezpieczne, mogące skutkować nagłym pogorszeniem stanu zdrowia, zwłaszcza po spotkaniu, oczywiście przypadkowym, z fanatycznymi kibolami, po którym, jeśli taki nieodpowiedzialny pismak przeżyje, może zostać przeciągnięty przez policmajstrów i nawet prokuratorów, na przykład za ...”obrazę uczuć”, bo ten klub, że nazwy ze strachu Zorro nie wymieni, to przecież dla Krakowa i Krakówka, po Janie Pawle II, największa świętość i basta.  Wprawdzie innego zdania są kibole Cracovii, ale tę zuchwałość kilku przypłaciło trwałym kalectwem oraz życiem.
Świętość, za którą nawet oddawano życie! (I wcale to nie jest sarkazm, ale krakowska rzeczywistość).
             Trzeba też zadać dość niewygodne pytanie włodarzom Ekstraklasy:
JAKIM CUDEM PRZYZNANO temu klubowi licencję na grę w tej lidze, skoro u zarania rozgrywek klub nie tylko był mocno zadłużony, ale do tego nic nie robiono, aby uzdrowić przynajmniej patologię w klubowych finansach?!
Mało tego, klubem zarządzały osoby, których jedynymi kwalifikacjami do kierowania było szalbierstwo i klasyka skoku na kasę.

        Jakby nie dywagować,
patologia w tym klubie narastała latami, a nawet dziesięcioleciami, a coraz bardziej wulgarne i co tu pisać, bandyckie zachowanie kiboli, znajdowało zastanawiające ludzi statecznych zrozumienie nie tylko u policjantów, ale również u prokuratorów i sędziów, a obecny wicepremier Gowin nawet pozwolił sobie pstryknąć kilka fotek z bandytą, który swego czasu rzucił nożem w zawodnika gości, podczas transmitowanego na cała Europę meczu europejskiego pucharu!
Teraz, kiedy klub jest już finansowym trupem, bo raczej nikt nie skusi się na ratowanie bankruta, którym, jak spekulują media, NADAL rządzi mafijny układ, znalazło się kilka „skaczących na pochyłe drzewo kóz”, delikatnie obnażających krakowskie zakłamanie i obłudę, ale
nadal cała energia idzie w „zamiecenie pod dywan”, excusez-moi, syfu, a nie rozliczenia winowajców i wykarczowania patologii.
Niech więc nikogo nie dziwi odstawiony dla potrzeb mediów żałosny kabaret z poszukiwaniem „strategicznego inwestora”, ani to, co potem nastąpiło.
Tę chucpę, (dla praktykujących jidisz hucpę), odstawiono tylko po to, ABY ZYSKAĆ CZAS niezbędny do skutecznego zatarcia śladów jakie mogły pozostać po szemranych geszeftach i malwersacji pieniędzy z klubowej kasy.
              Aby zrozumieć powagę sytuacji,
trzeba spróbować obnażyć prawdziwą przyczynę upadku rzeczonego klubu, a to nie jest spraw ani prosta, ani bezpieczna!
Niestety, Zdaniem Zorra, problem nie kończy się na opisywanym klubie, bo podobny problem występuje, na przykład w Legii Warszawa, czy w w innych klubach, mających na podorędziu zorganizowane i brutalne hufce stadionowych chuliganów, zwanych potocznie kibolami. Tyle tylko, że prawie w Krakowie wymknął się on spod kontroli sił, które go utworzyły i to wkrótce po kontraktowych wyborach  z roku 1989, czyli bardzo, bardzo dawno temu!
Poszło o troskę co zrobić ze zorganizowanym grupami, które od Stanu Wojennego toczyły uliczne boje z siłami porządkowymi PRL
Rozgonić? Żal, a do tego, czy to środowisko  w ogóle POZWOLIŁOBY się rozwiązać?!

Trzeba było ferajnie wymyślić jakieś zajęcie, bo, w przeciwnym wypadku, nadmiar energii i żądza adrenaliny na bank znalazłaby ujście w ulicznych burdach, wszczynanych pod byle pretekstem, na przykład o to, że serwowana natenczas na ulicach zupka-kuroniówka była za zimna, za słona, albo niedosolona.
No i wymyślono! Jeśli agresję tłumu skieruje się na fanatyków drużyny przeciwnej, to ferajna zacznie się naparzać pomiędzy sobą, nie czyniąc większych szkód w przestrzeni publicznej.
Proste, niczym obsługa kija bejsbolowego, nieprawdaż?
Uznano również, że stojące w bezczynności hufce policyjnej prewencji szybko gnuśnieją i tracą swoją wartość uderzeniową, więc jak im dostarczyć nieco realistycznego treningu, to nawet kosztem kontuzji, i tak, per saldo, będzie z tego pożytek.
Zatem niech nikogo nie dziwią pojawiające się swego czasu,tu i ówdzie fotki, na których widać wśród rozwścieczonej kibolskiej braci ...funkcjonariuszy Policji, często w roli prowodyrów!
Po kilku wpadkach znani, z racji pełnionych obowiązków służbowych, funkcjonariusze przestali się eksponować, (niestety, również podczas pełnienia służby).
Do tego, wedle informatorów, nieświadomych z kim rozmawiali, 
swoje brudne paluchy w ten „biznes” zamoczyły ...a jakże, polskojęzyczne służby specjalne, (bo polskimi to one być przestały jeszcze w latach 80 XX w),  słusznie uważając, że klub piłkarski z czołowych lig TO ŚWIETNA PRALNIA TREFNYCH PIENIĘDZY!

Jak wiadomo, służby specjalne, nie tylko polskie, obracają miliardami niejawnych pieniędzy, często pochodzących z przestępstwa, więc czasem trzeba, motyla noga, jakoś je bezpiecznie wprowadzić do obiegu! W czasach PRL zaniżano ilość widzów, więc tym sposobem prezesi klubów mieli do dyspozycji lewą kasę na pozaboiskowe rozgrywki.
Po 1990 roku okazało się, że mające liczyć widzów kołowrotki na wejściach można łatwo wykorzystać do prania brudnej kasy, bo wystarczyło trochę mocniej nimi zakręcić, aby można było spokojnie wprowadzić do kasy klubu i zalegalizować trefny szmal, na przykład pochodzący ze szmuglu, czy handlu prochami. Zaczęto sadzać widzów na numerowanych miejscach? Żaden problem! Dajemy zaufanej osobie darmo bilecik, okraszony gratisem w postaci możliwego bezpiecznego zakupu tego, czego w Polsce legalnie kupić nie można! Przecież jeśli kontroluje się widzów, to PRZED meczem, a nie po zawodach, zwłaszcza że nie o „sprzęt” tu chodzi.
          Wracając do dzisiejszych problemów krakowskiej ikony,
najbardziej żal setek pracowników przejętej przez pana Cupiała Telefoniki, których, jak donosiły w owym czasie media, wyzyskiwano w pracy, opóźniano wynagrodzenia, wreszcie zamykano zakłady RÓWNIEŻ po to, aby w ten sposób zaoszczędzone miliony topić w klubie, który jedynie z czego słynął, to z tego, że jego kibole chodzili na ustawki „ze sprzętem”, nie tylko z kastetami, ale z maczetami, toporami, lub korbaczami.
Bo, jak to opisano w wiarygodnej prasie, kiedy w kasie klubu zabrakło kasy, to prezesi wsiadali w brykę, jechali do Myślenic i wracali z gotówką!
Dopiero kiedy banki zmieniły właścicieli i pozbyły się „wyczulonych” prezesów, dano prezesowi Cupiałowi ultimatum:  albo kolejny kredyt, albo dalsze topienie kasy w nierokującym nadziei na zyski klubie. Prezes Cupiał wybrał kredyt, więc los sponsorowanego przez niego klubu był przesądzony.
             Czego już w tej aferze nie było?!
-Tuszowanie przewałów? Betka.
-Bagatelizowanie bandyckich wyczynów kiboli? Standard.
-Bratanie się decyzyjnych krakowskich polityków z prosperującymi w półświatku kiboli gangsterami? Potrzeba chwili, bo przecież będą wybory i ktoś musi „zorganizować” podpisy, a do tego zachęcić kibolską brać do oddawania głosów. A przecież potem się wyspowiada i będzie git.
-Szemrani inwestorzy, toż to wiadomo, ze „tonący chwyta się brzytwy”, nieprawdaż?
-Na koniec perełka.
Prokurator który ma piętnować przewały, okazuje się być fanatykiem, a być może nawet sympatykiem kiboli. To on prowadził  głośne śledztwa, poczynając od kazusu rzucenia przez „Miśka” nożem w napastnika gości. Więc Zorro przewiduje, że  skoro do tej pory nikomu pod Wawelem krzywda się nie stała, to pod okiem obecnego prokuratora niedawna pani prezes i jej małżonek mogą spać spokojnie!
       Cóż, gdyby tylko chodziło o los jednego z pierwszych polskich klubów, można by machnąć ręką.
Problem w tym, że przenikanie środowisk kibolskich ze światem politycznych decydentów, a także prokuraturą i sądami, ma miejsce NIE TYLKO w Krakowie!
Podobnie jak nie jest wyjaśniany udział funkcjonariuszy tajnych służb w biznesach prowadzonych przez liderów kibolskich bractw.
Zorro rozumie,
kilka tysięcy głosów piechotą nie chodzi, a do tego chłopaki MUSZĄ gdzieś trenować, ale do cholery, może zamiast na stadionach, robić to na ...poligonach?!

Co do okazania było. Amen.
Zorro.

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka