Emacton Emacton
182
BLOG

Marmurowy kraj

Emacton Emacton Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

Stosy śmieci rozrzucanych wiatrem na wszystkie możliwe kierunki, wszechogarniająca szarość, domki ze zbutwiałego drewna i obdrapane, popisane sprayem betonowe ściany, a na dodatek męczący smród – tym właśnie przyjezdnych najczęściej wita pewne miasto.

Pociąg trzęsie się na nierównych torach, co uniemożliwia czytanie. Spoglądam za okno: stare betonowe słupy, często połamane, jakieś wystające zardzewiałe krzywe rury, wszędzie pełno śmieci i chaszczy. To znak, że zbliżamy się do pewnego miasta w Polsce. Przejeżdżamy przez stary metalowy most, by po chwili dostrzec pierwsze, wątpliwe ale zawsze, oznaki cywilizacji: osiedle lepianek, stworzonych niegdyś na totalnym uboczu z surowców będących pod ręką, czyli najczęściej ze starego, zbutwiałego dziś drewna. Do tych „przedmieść” prowadzi wyżłobiona droga piaskowa, po której aż strach chodzić, a co dopiero jeździć.

Kilka minut później dojeżdżamy do pierwszego dworca. Stare, brudne, oczywiście oznaczone przez zwierzęta (czyt. popisane sprayem) ściany z żółtej cegły, popękane szyby w drewnianych ramkach. Na peronie krzywy, popękany chodnik, kilka niesprawnych lamp, ruina wiaty, oczywiście pozbawionej okien. Dojście do budynku dworca możliwe jedynie na dziko – w poprzek torów. W oddali dostrzegam rozciągające się od torów aż do odległej drogi krajowej dzikie wysypisko śmieci przeplatane z jakąś łąką, otoczoną przez kilka starych ruder.

Jedziemy dalej, mijamy kolejne rozpadające się kamienice, betonowe ogrodzenia, oczywiście popisane, bo jakby inaczej. Gdzieniegdzie w oddali dostrzec można świeżo pomalowane, aczkolwiek stare, peerelowskie bloki z wielkiej płyty, grające chyba rolę imitacji nowoczesności w mieście.

W końcu dojeżdżamy do dworca głównego: tradycyjny syf, brud na ścianach, peronach, gdzieniegdzie połamane ławki, bądź jedynie metalowe, niezdatne do wyniesienia podpórki. Stare, zabytkowe kolumny wyglądają jak plastikowa tandeta, albo wyrób czekoladowy. Schodzimy do przejścia podziemnego, by dojść do Hallu Głównego. Kilka ławek, jakaś wnęka, stanowiska biletowe. W rogu obowiązkowy kącik dla żulków-zbirków, a pod samym sufitem latające gołębie... Wszędzie marmurowe płyty, niczym Pałac Kultury imienia wujcia józia, bądź inny relikt – Plac Konstytucji. Socrealizm pełną gębą.

Na przystanek komunikacji miejskiej o dziwo podjeżdża nowy autobus, w którym podczas podróży obserwuję tragedię estetyki miasta. Na szczęście szybko kurs się kończy, udaję się tym razem na przystanek tramwajowy. Światła na skrzyżowaniu dwóch ważnych arterii miasta jak zwykle działają wedle sobie znanego systemu, oczekujący na zielone zadziwiają się przyciskiem do zmiany świateł umieszczonym z dala od chodnika na wysokości przeciętnego wzrostu koszykarza z NBA.

Na peron zajeżdża stary, konstalowski tramwaj. Podróż na drugi koniec miasta pozwala dalej obserwować panujący wszędzie brud. Na szczęście jest już ciemno, więc poziom depresji wywołanej zastałym obrazkiem nie jest zawyżony.

Dojeżdżam na miejsce, jeszcze tylko kilkaset metrów i będę bezpieczny. Ale cóż to... Znów zaczyna śmierdzieć. Okoliczni mieszkańcy budynków, których widok środka klatki schodowej odstrasza, wciąż nie mają nic normalnego do palenia w piecach, więc palą czymś, czego odór powoduje odruch wymiotny.

Dochodzę do celu. Wita mnie jedynie kilka stopni z pękniętymi płytkami. Nieważne. Teraz należy się tylko szczelnie zamknąć i zapomnieć o brudzie, smrodzie i tej całej tragedii...

Emacton
O mnie Emacton

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości