Możemy pozazdrościć posiadaczom akcji na niektórych rynkach. Indeks S&P 500 obejmujący wyceny 500 największych spółek notowanych na Wall Street wynosi bez mała 1400 punktów, czyli niewiele ponad 10% poniżej notowań z okresu szczytu w 2007 roku. Akcje na giełdach w Brazylii i Korei Południowej były w pewnym okresie wyceniane nawet powyżej poziomów sprzed 5 lat.
Co jakiś czas pojawiają się coraz to nowe bardziej dramatyczne informacje: ostatnio o kłopotach w kilku krajach Eurolandu z Hiszpanią na czele, które powodują gwałtowne spadki. Jednak tylko na krótką metę.
Dlaczego więc akcje wykazują taką odporność na głębokie spadki i nie może dojść do sytuacji, o której marzy wielu posiadaczy gotówki: spadku indeksów do poziomu z roku 2009, tak aby mogli się do woli odkupić?
To wynika z ogromnego popytu na akcje ze strony inwestorów instytucjonalnych. Kim są owi inwestorzy? Czy to fundusze inwestycyjne? Raczej nie. Jeżeli przyjrzymy się zmianom wielkości aktywów funduszy akcji na w Stanach Zjednoczonych, to nieprzerwanie od kilku lat, saldo wpłat i umorzeń pozostaje ujemne: inwestorzy indywidualni posiadający jednostki uczestnictwa funduszy akcji nie wierzą w trwałość wzrostów. Przykładowo ostatnie miesięczne dane publikowane przez Investment Company Institute pokazują, że aktywa funduszy akcji w maju br. spadły aż o 7,7%: z poziomu 5,832 miliardów USD - na koniec kwietnia, do poziomu 5,384 mld USD na koniec maja. Tygodniowe dane publikowane za miesiąc czerwiec i lipiec pokazują kontynuację trendu. Jak widać z tej kategorii inwestorów instytucjonalnych jest podaż akcji.
Kto w związku z tym skupuje akcje i generuje popyt przy okazji każdej większej przeceny? Głównie fundusze emerytalne, które działają na zupełnie innych zasadach niż w Polsce, które to zasady zmuszają je do kupowania potencjalnie bardziej rentownych aktywów niż obligacje i bony skarbowe, czyli akcji a także w coraz większym stopniu inwestycji alternatywnych takie jak surowce i płody rolne.
Fundusze emerytalne w takich krajach jak USA, Wielka Brytania, Japonia i wielu innych, działają na zupełnie innych zasadach niż w Polsce, gdyż członkowie tych funduszy nie ponoszą ryzyka inwestycyjnego; to ryzyko jest po stronie sponsorów funduszy: jeżeli jest to pracodawca to po stronie pracodawcy, jeżeli samorząd – to władz lokalnych, jeżeli władze stanu – to władz stanowych, a jeżeli państwo – jak to jest w przypadku największego funduszu emerytalnego na świecie – to rząd Japonii.
Tego rodzaju rozwiązanie nazywamy planem emerytalnym o zdefiniowanym świadczeniu, w którym sponsor funduszu emerytalnego zakłada z góry jaką stopę zwrotu z lokowania składek uczestników weźmie pod uwagę przy wyliczaniu przyszłego świadczenia emerytalnego. W związku z tym jest w stanie obiecać określonej wysokości świadczenie emerytalne, najczęściej w stosunku do ostatnich zarobków.
Takie zobowiązanie dotyczące zakładanej stopy zwrotu jest czynione na wiele lat na przód i te dokonywane w okresie sprzed kryzysu – czyli przed rokiem 2007, były stosunkowo wysokie, bowiem kalkulowane w stosunku do rentowności obligacji przy dużo wyższym poziomie stóp procentowych. Gwarancje kilkuprocentowych stóp zwrotu pozostały w funduszach emerytalnych działających według planu o zdefiniowanym świadczeniu, natomiast polityka bliskich zeru stóp procentowych w krajach gdzie fundusze emerytalne mają największe aktywa (USA, Japonia i Wielka Brytania) powoduje powstanie ogromnych deficytów w poziomie zabezpieczenia przyszłych zobowiązań.
Jakie to rodzi konsekwencje? Po pierwsze próbuje się zmieniać warunki programów: zmuszając uczestników do większych dopłat składek aby pokryć deficyty zwiększonym napływem gotówki, co z oczywistych względów rodzi opór uczestników i może narazić sponsorów na procesy sądowe. Po drugie próbuje się obniżyć poziom przyszłych zobowiązań: określając emeryturę w stosunku do zarobków średnich a nie do zarobków ostatnich – oczywiście tylko dla nowych uczestników planów, i wreszcie zarządzający funduszami są zmuszeni do nabywania bardziej rentownych aktywów, ponieważ bliska zeru rentowność papierów skarbowych jest zbyt niska w stosunku do zobowiązań funduszy.
Niedawno zostały opublikowane badania firmy Russell Investments, które pokazują, że w ciągu najbliższych kilku lat, w miarę upowszechniania się inwestycji alternatywnych, najwięksi światowi inwestorzy zaczną prawdopodobnie czerpać większe zyski z akcji i obligacji.
Z danych przedstawionych przez konsultantów z Russell Investments wynika, że wielu instytucjonalnych inwestorów już zaangażowało się na rynku bardziej ryzykowanych aktywów. Russell przeprowadził sondaż wśród 144 dużych inwestorów instytucjonalnych, zarządzających w sumie 1,1 bln USD i okazało się, że około 22,4% ich obecnego portfela – czyli 246 mld USD - zainwestowano w takie produkty, jak fundusze hedgingowe, akcje prywatnych przedsiębiorstw (private equity) i nieruchomości. Kiedy dwa lata temu, w sondażu przeprowadzonym na początku 2010 r., Russel zadał to samo pytanie 119 inwestorom, przeciętnie tylko 14% ich portfeli przeznaczono na tego rodzaju inwestycje. W 2012 r. około 2/3 uczestników sondażu stanowiły fundusze emerytalne, resztę zaś fundusze instytucji charytatywnych i firm ubezpieczeniowych.
Tym należy też tłumaczyć bardzo wysokie stopy zwrotu na rynkach surowców i na przykład płodów rolnych.
Natomiast według innych badań, prowadzonych przez CREATE-Research na zlecenie Principal Global Investors, inwestorzy instytucjonalni przewidują, że niezwykle niestabilna sytuacja na rynku kapitałowym wywołana przez kryzys kredytowy w 2008 roku, będzie się pogłębiała w miarę narastania kryzysu zadłużenia gospodarek krajów europejskich. Niemal 80% inwestorów instytucjonalnych biorących udział w sondażu – w tym zarządzający funduszami emerytalnymi – przypuszcza, że obecne zawirowania na rynku będą się przedłużać, a ponad 60% z nich spodziewa się w tej dekadzie dwóch lub więcej kryzysów systemowych. Z sondażu wynika, że inwestorzy instytucjonalni nakazują obecnie zarządzającym aktywami aby zreorganizowali modele biznesowe, tak by sprostali wyzwaniom stawianym przez kryzys finansowy i zapobiegli kolejnej straconej pod względem zysków dekadzie.
Bardzo ciekawe informacje pochodzą też z największego funduszu emerytalnego na świecie (o aktywach 1,45 bln USD) - Rządowego Emerytalnego Funduszu Inwestycyjnego z Japonii (Government Pension Investment Fund), który sprzedaje obligacje skarbowe, ponieważ coraz więcej osób uzyskuje uprawnienia do świadczeń emerytalnych. Szef tego funduszu Takahiro Mitani powiedział, że: „Wypłaty świadczeń nie są równoważone dochodami oraz wpływami ze składek. Z tego powodu jesteśmy zmuszeni do sprzedaży obligacji aby zdobyć odpowiednią gotówkę na pokrycie zobowiązań”. Jednocześnie zaznaczył, że w celu zwiększenia dochodów są rozważane inwestycyjne w nowe, niekonwencjonalne aktywa. W kwietniu bieżącego roku Mitani powiedział, że w tym roku podatkowym, Fundusz będzie potrzebował aż 8,87 biliona jenów na wypłaty i z tego powodu jest zmuszony do bardziej zdywersyfikowanych i potencjalne bardziej rentownych inwestycji, w tym także w akcje notowane na rynkach wschodzących.
Jakie to będzie miało konsekwencje? Czy największy fundusz emerytalny na świecie zainwestuje ułamek promila swoich aktywów na GPW?
Zobaczymy
Wpis pochodzi ze strony www.unionklub.pl
Inne tematy w dziale Gospodarka