Na ławce siedzi młody mężczyzna ubrany w dżinsy i koszulę flanelową - to ZBYSZEK (28). Ma związane z tyłu ręce i zakneblowane usta. Do ławki podchodzi szybko elegancki biały kołnierzyk - PIOTR (30). ZBYSZEK zaczyna się szarpać. Próbuje coś powiedzieć. PIOTR zachodzi go od tyłu i rozwiązuje ZBYSZKOWI ręce. Gruby sznur kładzie na ławce. ZBYSZEK wyjmuje sobie knebel, wstaje i ściska dłoń PIOTRA.
ZBYSZEK: Dzięki.
PIOTR: Kto pana przywiązał?
ZBYSZEK: Złodziej.
PIOTR: Coś panu zabrał?
ZBYSZEK: Pieniądze. Całą wypłatę. Co ja powiem żonie?
PIOTR: Przecież to nie pana wina?
ZBYSZEK: Dałem się okraść.
PIOTR: Pana okradziono.
ZBYSZEK: Co za różnica?
PIOTR: Ja dałem się i okraść i związać.
ZBYSZEK podnosi z ławki sznur: A sznur?
PIOTR: Jest.
ZBYSZEK lustruje PIOTRA, zagląda z tyłu: Jaja se pan robi? Niczego nie widzę.
PIOTR chwyta się prawą dłonią za szyję, udając, że się dusi: Ale ja go czuję. W każdej chwili. Nawet w nocy.
ZBYSZEK: A gdy pan robi "to" z żoną? Też?
PIOTR potakuje i patrzy wymownie na swoje krocze: Czasami tak mnie ściśnie, że krew nie dochodzi.
ZBYSZEK robi prawą dłonią gest do góry i chwilę później w dół: Czyli, że...?
PIOTR: Niestety.
ZBYSZEK: Cholera. Co to za sznur?
PIOTR: "Umowa" mu na imię.
ZBYSZEK: Jaka umowa?
PIOTR: Najgorsza z możliwych.
ZBYSZEK: Kto pana tak przywiązał?
PIOTR: Spętał.
ZBYSZEK: Co za pętak tak pana spętał?
PIOTR: Najlepszy przyjaciel.
ZBYSZEK: Przyjaciel?
PIOTR: Chciałem mu pomóc.
ZBYSZEK: I okazał się świnią?
PIOTR: Nie on. Stracił pracę i został agentem.
ZBYSZEK: Obcego wywiadu?
PIOTR: Obcego kapitału. Firmy ubezpieczeniowej.
ZBYSZEK: Jaka to firma?
PIOTR: "Nasza kasa".
ZBYSZEK: Aaa, temu sznurowi "polisa" na imię.
PIOTR: Na imię "umowa". Niestety "polisa" to nazwisko.
ZBYSZEK: Na jak długo to "imię i nazwisko"?
PIOTR: Na życie i dożycie.
ZBYSZEK: Raczej na śmierć.
PIOTR: Tylko wtedy się wyplączę. (wyciąga rękę) Piotr.
ZBYSZEK (chwyta za dłoń): Zbyszek. I wyjdziesz na swoje.(daje mu sznur) Piotrze, trzymaj.
PIOTR: Co?
ZBYSZEK: No wiesz. Klina klinem.
;PIOTR: To chyba jedyne wyjście.
ZBYSZEK: Nie dziękuj.
PIOTR: Jakże bym mógł. Przecież mnie już nie będzie. Podziękuje moja żona.
ZBYSZEK: Ładna? Bo moja jest... szkoda słów.
PIOTR: Jak z obrazka. Okazałem się jej nie godzien.
ZBYSZEK: To się zaraz okaże. Ile dostanie?
PIOTR: Pół miliona.
ZBYSZEK: Aż tak ładna? Nie chce mi się wierzyć.
PIOTR: Uwierz.
ZBYSZEK: Zależy ci na tym, abym uwierzył?
PIOTR: Teraz ty też jesteś moim przyjacielem.
ZBYSZEK: Udowodnij.
PIOTR bierze z ręki ZBYSZKA sznur: Dobra.
ZBYSZEK: Trzy tysiące mniej nie zrobi chyba różnicy?
PIOTR: Wpłaciłem tylko 50 tysięcy.
ZBYSZEK: Wow. Interes życia. Szkoda, że nie mojego.
PIOTR: Jestem w czepku urodzony. Piękna żona, deal życia.
ZBYSZEK: I śmierci.
PIOTR: Racja.
ZBYSZEK: A mnie okrada złodziej! Czy jest sprawiedliwość na tym świecie?
PIOTR poklepuje ZBYSZKA po plecach: Dobra, odpalę ci sześć tysięcy.
ZBYSZEK: Naprawdę?
PIOTR: Stary, spoko. Gdyby nie ty? Gdybym...(pokazuje na sznur)...nie miał teraz tego?
ZBYSZEK: Gdyby nie polisa. Nieźleś to sobie wymyślił.
PIOTR: To zasługa przyjaciela.
ZBYSZEK: I "Naszej kasy"... z obcego kapitału.
PIOTR: Jeszcze raz dzięki. A już straciłem wszelką nadzieję. Myślałem, że się powieszę.
ZBYSZEK: I dobrze myślałeś. Czas przejść do czynu.