Dwie godziny. Tyle musiał odczekać mój kolega, który nie ma dzieciaków, w związku z czym nie przysługuje mu żadne pierwszeństwo. Polska dyplomacja posiada dwa budynki przy Ailesbury Road. W jednym umieszczono stanowiska dla ludzi, których nazwiska zaczynają się na litery od A do Ł. W drugim od M do Z. Do każdego z nich prowadziła około 500 metrowa kolejka. W sumie około 1000 metrów. Taksówkarz, z którego uprzejmości skorzystaliśmy, poinformował nas o problemach z komunikacją z powodu niezidentyfikowanego tłumu w tej okolicy. Zapytał co jest powodem tak wielkiego zgromadzenia. Kiedy odpowiedziałem mu, że właśnie mamy wybory odparł, że Polacy to bardzo patriotyczny naród ;).
Organizacja jako taka. Rejestracji dokonałem przez internet i nie otrzymałem potwierdzenia. Dosłownie w ostatniej chwili potwierdziłem telefonicznie moją obecność na listach. Panie z ambasady miały spory problem. Ich system komputerowy nie był zgodny z tym co miały w papierkach. Atmosfera? Całkiem przyjemna. Od czasu do czasu, ktoś podrzucał tłuste dowcipy o kaczkach, ale generalnie było OK. Wyjątek stanowili ludzie zmęczeni kolejką. Parę osób stwierdziło, że ma już dosyć wyborów na resztę życia.
Frekwencja będzie z pewnością kilkukrotnie wyższa niż dwa lata temu. Mam nadzieje , że duża ilość głosujących przełoży się na zainteresowanie przyszłymi rządzącymi i rozliczaniem ich z obietnic. Oby.
A wszystko to paradoksalnie dzięki demokratycznemu konfliktowi w "totalitarnym państwie braci". ;)
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka