Od pewnego czasu jestem członkiem polskiej korporacji architektów (Izba Architektów RP). Z początku nie chciałem się zapisywać do tego "ciała", ale zmusiło mnie do tego obowiązujące w Polsce prawo. Ustawa dotycząca działalności inżynierów budownictwa określa, że nie można wykonywać swojego wyuczonego zawodu, w wypadku braku przynależności do odpowiedniej izby zawodowej. Innymi słowy: pomimo posiadania odpowiedniego wykształcenia i zawodowych uprawnień poświadczonych egzaminem, za prawo do pracy należy płacić wskazanej przez ustawę korporacji.
Na co może liczyć członek izby w zamian za płacone składki? Poza wspomnianym prawem do pracy - na niewiele. Nie ma nawet przyzwoitego serwisu informacyjnego. Przez dłuższy czas dopytywałem się czy mógłbym, z racji tego, że jestem architektem działającym poza krajem, otrzymywać korespondencje z izby za granicą. Okazało się to niemożliwe z powodu dodatkowych kosztów. Niezrażony próbowałem przekonywać, że tego rodzaju informacje można przesyłać viá e-mail. Koszty żadne. Wiadomość dochodzi do adresata prawie natychmiast. Kiedy użyłem argumentu, że będąc członkiem korporacji w UK otrzymuję od nich przynajmniej jeden e-mail tygodniowo, sympatyczna pani, z którą rozmawiałem rozłożyła ręce w geście bezradności i powiedziała: "Ależ proszę pana! Tutaj jest inny świat!".
Tuż przed wyborami parlamentarnymi, otrzymałem e-mail. Nadawcą była Krajowa Rada Izby Architektów RP. Przez chwilę ucieszyłem się, że oto na moich oczach następuje upragniony progres, a moja izba ma mi do zakomunikowania coś niesłychanie ważnego. Po otworzeniu maila z wrażenia opadła mi szczęka.
"Witam,
Jeżeli przeczytaliście Państwo propozycje marszałka L. Dorna przedstawione w dodatku Wall Street Journal do Dziennika z dnia 16 października, to już wiecie dlaczego uważam, że trzeba brać aktywny udział w wyborach. Dorn proponuje jako priorytet legislacyjny dla przyszłej kadencji "odgrzanie" zablokowanej przez naszą Izbę w obecnym Sejmie ustawy o szczególnych warunkach dla realizacji budownictwa mieszkaniowego. (...) Widać, że ład przestrzenny jest za trudnym wyzwaniem dla obecnie rządzących.
Olgierd Dziekoński
Okręg 19 miasto Warszawa , lista 8 - Platforma Obywatelska, miejsce 8."
Przyznam, że przed otrzymaniem w/w e-maila nie miałem pojęcia kim jest pan Olgierd Dziekoński. Z ciekawości pofatygowałem się na jego wyborczą stronę. Ot, zwyczajna twarz człowieka, który swoich najlepszych trików nauczył się w czasach PRL. Imponujące CV w którym tytuły "starszy ekspert", "starszy specjalista" powtarzają się po kilka razy. Brakuje tylko informacji o działalności korporacyjnej w IARP.
Dziekoński do parlamentu się nie dostał. Mimo to w zeszłym tygodniu został Wiceministrem w resorcie infrastruktury. Swoją nominację odebrał od premiera Tuska. Równocześnie nadal jest Wiceprezesem Krajowej Rady Izby Architektów (ciekawe jak wiele stanowisk może łączyć jedna osoba?).
Czego dowodzi wyżej zacytowany list? Tego o czym wszyscy wiedzą, ale nie do końca rozumieją konsekwencje zachowań tego typu. Korporacje są w Polsce platformami wspierającymi działalność różną (w tym polityczną) swoich prominentnych członków, a nie stowarzyszeniami nastawionymi na wspieranie i podnoszenie prestiżu reprezentowanych profesji.
Czy Dziekoński, korzystając z bazy danych Izby Architektów i używając ją do swoich prywatnych celów przy rozsyłaniu polityczno-propagandowego spamu, złamał przepisy ustawy o ochronie danych osobowych? Wydaje się, że tak. Czy złamał dobry obyczaj? Niewątpliwie. Wykroczył przy tym daleko poza działalność statutową izby używając jej wizerunku do celów politycznych.
* * *
Od ponad roku jestem związany z izbą architektów w Wielkiej Brytanii. Royal Institute of British Architects zajmuje się tym czym powinno się zajmować stowarzyszenie profesjonalistów. Co istotne, nie próbuje przy tym wchodzić w buty władzy państwowej. Nie orzeka kto może, a kto nie może pracować jako architekt (rolę tą pełni agencja rządowa ARB - Architects Registration Board). Koszty przynależności do RIBA są porównywalne z kosztami izby polskiej. Jednak kilka różnic sprawia, że pomimo braku ustawowego przymusu przynależność do tej organizacji ma sens i zdecydowanie podnosi prestiż należących do niej osób.
Rozbudowany serwis wiadomości branżowych, bogata biblioteka, dostęp do księgarni z dyskontem, informacje o różnego rodzaju szkoleniach i spotkaniach środowiskowych. To tylko część oferty RIBA. Najważniejszym czynnikiem jest popularyzacja zawodu i tworzenie otwartego środowiska, które walczy o swój wizerunek, a nie opiera swojego istnienia na koteryjnych zależnościach.
Sytuacja, która zdarzyła się w Polsce przy okazji ostatnich wyborów z panem Dziekońskim byłaby tutaj nie możliwa. Gdyby komukolwiek przyszło do głowy wykorzystywanie RIBA do celów politycznych wybuchłby niebywały skandal. Nie muszę dodawać, że osoba, która odważyłaby się użyć wizerunku instytutu do swoich partykularnych celów zostałaby z niego natychmiast wyrzucona.
* * *
I jeszcze kilka słów o ostatnich osiągnięciach IARP (Izby Architektów RP). Wspomniana przez Dziekońskiego ustawa, która została zablokowana przez Izbę, wydatnie liberalizowała sferę pozwoleń na budowę. Być może miała jakieś wady, ale niewątpliwie ograniczała ona rolę urzędów przy wydawaniu pozwoleń.
Ponadto od pewnego czasu trwa proces odpowiedniego "kształtowania" przez IARP tzw. Zasad Etyki Zawodu Architekta. Władze IARP rozpoczęły szeroką akcję, która wydatnie zniekształca pojęcie konkurencyjności. W 2006 roku na wniosek UOKiK Izba została ukarana grzywną w wysokości 215 tys.PLN za wprowadzenie do ZEZA klauzuli uniemożliwiającą jej członkom uczestnictwo w przetargach na prace projektowe, w których jedynym kryterium wyboru jest cena. Mówiąc prościej: Izba Architektów RP dopuściła się praktyk należących do poważnych naruszeń prawa antymonopolowego. 18 września 2007 roku Sąd Okręgowy w Warszawie (Wydział Antymonopolowy) ogłosił wyrok w sporze Izby Architektów z prezesem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, w którym uznał rację prezesa Urzędu. Na rozprawie końcowej IARP reprezentował p.o. prezesa Olgierd Dziekoński. Obecnie członek liberalnego rządu premiera Donalda Tuska.
* * *
Kultura korporacyjna jest jednym z podstawowych elementów wolnego rynku. Jeżeli zamienia się w korporacyjne chamstwo następuje niszczenie etycznych podstaw, psucie rynku i zasad wolnej konkurencji. Polskie izby uzurpują sobie prawo do regulowania dostępu do zawodów (zagwarantowały to sobie współtworząc sprzyjające im prawo). Od pewnego czasu próbują również wprowadzić korporacyjne cenniki usług i eliminować czynnik konkurencyjności cenowej, co jest absurdem i działaniem wrogim, wymierzonym w młodych i początkujących profesjonalistów. Czy tego typu działalność ma cokolwiek wspólnego z liberalizmem? Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi.
W świetle wyżej wymienionych faktów rodzi się kilka pytań. Jak obecny Premier RP zamierza doprowadzić do "uwolnienia energii Polaków" jeżeli dobiera sobie takich współpracowników jak wiceprezes Dziekoński? Jak będzie wyglądała "liberalizacja" polskiej rzeczywistości w wykonaniu ludzi, którzy dopuszczali się praktyk monopolistycznych? Czy w ogóle istnieje jakakolwiek szansa na unowocześnienie naszego kraju jeżeli zabierają się za to ludzie z piętnem cichego socrealizmu na umyśle? Czy obecny premier, aspirujący do prezydenckiego stolca będzie w stanie poświęcić swoje ambicje dla rzeczywistego, a nie medialnego interesu Polski?
Śmiem wątpić.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka