Przyznam, że szlag mnie trafił. W jednym z serwisów internetowych znalazłem notkę tej oto treści.
"MSZ przygotowało półoficjalną czarną listę działaczy polonijnych, z którymi dyplomaci powinni unikać kontaktu - donosi "Nasz Dziennik". (..) Na "czarnej liście" Polaków, z którymi urzędnicy rządu Donalda Tuska mają zerwać kontakty, ma widnieć nie tylko nazwisko Jana Kobylańskiego, prezesa Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej, ale również innych przedstawicieli innych organizacji polonijnych: misjonarza ks. Jerzego Morkisa oraz Mariana Kurzaca, prezesa "Juventusu", największej polonijnej organizacji w Brazylii - pisze gazeta. Według ND, wspomniani działacze krytycznie oceniali działania rządu Tuska oraz niepochlebnie komentowali nominacje Sikorskiego i Bartoszewskiego. Polska dyplomacja już wycofała się ze współorganizowania 150-lecia istnienia brazylijskiego "Juventusu"."
Co się do cholery dzieje?!? Dlaczego facet odpowiedzialny za ciągłość kontaktów środowisk polonijnych z macierzystym krajem zaczyna się bawić w tresera i pozwala sobie na ćwiczenie tych, którzy niepochlebnie wyrażali się o nim i o jego szefie? Czy Sikorski rozpoczyna karanie niepokornych organizacji polonijnych i odreagowywuje w ten sposób ograniczenie swoich kompetencji przez otoczenie premiera?
Zrozumiałbym taką postawę wobec Jana Kobylańskiego, który jest człowiekiem kontrowersyjnym. Ale jaką szkodę wizerunkową wyrządził Polsce wspomniany misjonarz? Podkreślam - Polsce a nie urzędnikom Tuskowi, Bartoszewskiemu i Sikorskiemu.
Najwyraźniej przechodzimy pierwszą poważną lekcje miłości w wykonaniu obecnego rządu.
Pozdrawiam
PS: Z powodu protestów niektórych komentatorów zmieniam tekst w zdaniu dotyczącym Jana Kobylańskiego. Jest faktem, że Kobylańskiemu stawiane są zarzuty szmalcownictwa. Muszę jednak przyznać, że owe oskarżenia mają tylko i wyłącznie charakter miedialny.
Inne tematy w dziale Polityka
