Wiktor Kornhauer Wiktor Kornhauer
1497
BLOG

"Postpolityka" czy "pospolitka"?

Wiktor Kornhauer Wiktor Kornhauer Polityka Obserwuj notkę 9

„Tak Platforma uprawia postpolitykę. Palikot jest pierwszym, słabym jakościowo, ale jednak, żołnierzem postpolityki, w której nie ma idei, wielkich projektów, zastępują je opowieści, które mają przyciągać uwagę.” mówił wczoraj w jednym z kanałów informacyjnych Eryk Mistewicz.

 

Czym jest postpolityka? Niewątpliwie słowem, które zrobiło ostatnio zawrotną karierę. Słowem, którym posługuje się coraz więcej osób. Co ciekawe dzieje się tak pomimo tego, że opinie co do jego znaczenia są podzielone. Według profesor Jadwigi Staniszkis o postpolityce możemy mówić w momencie kiedy system ustrojowy (prawo, regulacje i w idealistyczny sposób pojmowana biurokracja) zaczyna górować nad indywidualnymi ambicjami poszczególnych ludzi. Z kolei zacytowany powyżej Eryk Mistewicz uważa, że postpolityka jest stanem w którym panuje ideowa pustka zastąpiona atrakcyjną narracja. Obie interpretacje nawzajem się wykluczają (ustrój, prawo, regulacje, etc. nie mogą być bezideowe). Osobiście bardziej przemawia do mnie definicja Staniszkis, a to co definiuje Mistewicz określiłbym nazwą bardziej pospolitą - pospolitką.

Czy w dzisiejszej Polsce możemy mówić o postpolityce? Zamiast odpowiedzi podam przykład postępowania jednego z najważniejszych polityków jakim jest Minister Sprawiedliwości. Człowiek, który pomimo mętnych przesłanek, robi wyjątkowo wiele by się dobrać do skóry swojemu poprzednikowi, i wyjątkowo niewiele żeby przykładowo wyjaśnić korupcyjne oskarżenia wobec byłego asystenta premiera Tuska i wicepremiera Schetyny. Czy tak działa sprawny (pojmowany w zgodzie z definicją prof. Staniszkis) postpolityczny system? Wątpie. Prędzej możemy mówić o czymś co próbuje za pomocą tego samego słowa definiować Mistewicz. 

Postpolityka znad wisły jest w rzeczywistości pospolitką. Karykaturą niewiele mającą wspólnego z definicją prof. Staniszkis. To triumf doraźności nad wyobraźnią. W wykonaniu takich “mężów stanu” jak Palikot wystarcza co najwyżej do ogrania lokalnych przeciwników. Tusk z Schetyną mogą dzięki tego typu osobnikom ośmieszyć Kaczyńskiego i wygrać wybory prezydenckie, ale nie mają najmniejszych szans zdziałać cokolwiek więcej. Nawet na arenie polityki krajowej o międzynarodowej nie wspominając. Bo co może zaproponować taki Palikot - przykładowo – związkom zawodowym lub pani Kanclerz Angeli Merkel? Poza garścią knajpianych bluzgów zaserwowanych w TVN i butelką lubelskiej pryty – niewiele.

 Jest czymś niesłychanie smutnym, że byle wódczany przedsiębiorca o wdzięku powiatowego jontka-skandalisty jest w stanie skutecznie odciągnąć uwagę mediów od wyjaśnienia spraw istotnych (np. wycieku tzw. rekonstrukcji rozmowy Kaczyński-Sikorski czy korupcyjnych skandali ludzi z sopockiej PO). Za sprawą Palikota znowu powraca schemat mówiący o tym, że w dzisiejszej polityce naszego kraju króluje doraźność obleczona w kokon brukowych skandali oraz tanich, prymitywnych emocji. Jeżeli ktoś naprawdę wierzył w skuteczną politykę PO (mam na myśli osiąganie politycznych celów i realizację projektów nakreślonych wcześniej, a nie utrzymywanie się przy władzy) to najwyższy czas się z tą wiarą pożegnać. W sytuacji gdy Marszałek Sejmu RP łamie Regulamin Sejmu a Przewodniczący Komisji Regulaminowej w sposób jawny posługują się kłamstwem - nie należy się łudzić.

Patrząc na harce Palikota dochodzę do wniosku, że PO nie jest zainteresowane władzą w sensie ustrojowym (o postpolityce nie mówiąc). Ich nie obchodzi realizacja jakiejś tam wizji, którą wcisneli rodakom podczas kampani wyborczej. Te rzeczy już dawno zostały wyrzucone do kosza i przyklepane  słowami Ministra Grada (“kampania wyborcza rządzi się różnymi prawami…”). To co naprawdę obchodzi panów z PO to panowanie nad emocjami Polaków. Profilowanie ich przez odpowiednie dozowanie przecieków, haków i chamowatych bluzgów Palikota, Niesiołowskiego, etc. Oczywiście, można powiedzieć, że tego typu działania są czymś normalnym w każdej partii (sympatycy PO krzykną, że PiS ma pod tym względem znacznie większe osiągnięcia), ale to co bije po oczach to kompletna pustka jaka się ukazuje po usunięciu medialnego sztafażu. Co by nie mówić o PiS to ta partia miała jekieś idee fix. Osławiona i wyśmiewana przez zwolenników obecnej władzy walka z “układem” była traktowana poważnie i przynosiła korzystne efekty (łapówkarze zaczeli się bać). W przypadku partii Tuska to porównanie wypada dużo gorzej. Bo jeżeli zdejmiemy z tego co reprezentuje PO tych wszystkich Palikotów, Karpiniuków i specjalistów od pijaru ściągniętych do Kancelarii Premiera z branży oponiarskiej, to poza osławioną ustawą medialną i niezrealizowanymi obietnicami nie pozostaje nam nic o czym moglibyśmy dyskutować.

Dosłownie nic.

Pozdrawiam

Polecam:

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka