Krótko przed południem dotarła do polskich mediów wiadomość o katastrofie kolejowej w Czechach. Pociąg, którym jechali między innymi polscy fani zespołu Iron Maiden, uderzył w walący się wiadukt. W sumie - do chwili obecnej życie straciło siedem osób. W południe "Dziennik" podał, że w katastrofie zginął Polak. Po kilku godzinach wiadomości zostały skorygowane. Gazeta zmieniła nagłówek a polski Premier, który w międzyczasie zdążył wskoczyć w rządowy śmigłowiec by przylecieć na miejsce, zaczął mówić w trybie przypuszczającym ("być może zginął Polak").
Jest mi bardzo przykro z powodu tragedii jaka się wydarzyła. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że cała ta sprawa jest kolejnym pijarowym ćwiczeniem. Ćwiczeniem, które z powodu braku wystarczającej ilości ofiar - spaliło na panewce. Patrząc trzeźwym okiem nasuwa się wiele irytujących wniosków i jeszcze więcej irytujących pytań.
Po pierwsze, zarówno Premier jaki Minister Zdrowia nie są upoważnieni do niesienia lichej pomocy w świetle fleszy, bez której ludzie na miejscu katastrofy spokojnie mogliby się obyć. Nie po to wygrywali wybory żeby brylować w telewizji i tanich bulwarówkach, ale po to żeby ciężką harówką spłacić kredyt zaufania zaciągnięty podczas elekcji.
Po drugie, całą "akcję" można było przeprowadzić inaczej. Z głową. Tak aby zrobić coś co rzeczywiście pomogłoby poszkodowanym. Akcje oddawania krwi, zbiórka pieniędzy czy chociażby pomoc prawną dla ofiar katastrofy byłaby stokrotnie skuteczniejsza niż para pałętających się polityków w otoczeniu rządowych goryli.
Po trzecie, zwyczajnie nie wierzę w Tuskową troskę. Ten człowiek w przestrzeni publicznej nie dotyka niczego co nie mogłoby mu przynieść sondażowych profitów. Li tylko przypomnę absencje Premiera-Zagorzałego-Kibica na meczach drużyny narodowej w trakcie ostatnich Mistrzostw Europy w Austrii, o których z góry było wiadomo, że są nie do wygrania.
Po co, przerywając swoje obowiązki, Premier Tusk wybrał się na miejsce katastrofy? Czy na prawdę nie było rzeczy ważniejszych? Czy Polska już jest szczelnie pokryta dobrobytem, niskimi podatkami i choćby miernej jakości autostradami? Po jaką cholerę do Czech pojechała Minister Zdrowia - Ewa Kopacz? Pani, która ma tyle problemów w swoim resorcie, że spokojnie mogłaby zrezygnować z jedzenia i spania na rzecz wykonywanych obowiązków. Co było celem tego hurra-idiotyzmu? Czy Ci ludzie chcieli się popisać swoją fachowością opatrując przed kamerami rannych? Zademonstrować "bezinteresowną" wspaniałomyślność oddając na oczach mediów krew? Czy oni naprawdę nie mają nic do roboty?
Jeszcze nie tak dawno współpracownicy Premiera zarzekali się, że ich szef ma "wyjątkowo napięty harmonogram", kupę obowiązków, jeszcze większą kupe rzeczy do zrobienia i w ogóle - nie wiadomo czy będzie miał czas by spotkać się z samym Prezydentem, i tak dalej. Jednak kiedy tylko nadarza się sposobność medialnego ćwiczenia min - bach! - Donaldu na wizji! Nagle okazuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych. Nawet tanie państwo idzie w diabły i zamienia się w tanie latanie do miejsca medialnej katastrofy.
Przyznam szczerze. Jestem zirytowany z powodu tragedii do której mogło nie dojść gdyby ktoś w porę przewidział konieczność remontu nieszczęsnego wiaduktu. Jednak jeszcze bardziej bulwersuje mnie bezmyślne parcie na szkiełko polityków, którym się wydaje, że odpowiednie budowanie wizerunku jest w stanie zastąpić odpowiednie wykonywanie obowiązków.
Pozdrawiam
PS: Obecnie jest już wiadome, że jedną z ofiar jest nasz rodak. Pokój jego duszy.
Inne tematy w dziale Polityka