Parę dni temu Minister Drzewiecki rzucił rękawice grubasom z PZPN. Miał być kolejny pijarowy blitzkrieg i triumfalny marsz w kierunku sondażowego orgazmu. Skończyło się jak zwykle. Inaczej mówiąc - zanim się na dobre zaczęło już zdążyło się zakończyć. Wystarczyło, że Dożywotni Prezes PZPN – Michał Listkiewicz – użył swoich wpływów i wysłał do Drzewieckiego list sygnowany nazwiskami swoich kumpli. Z medialnych przekazów i koncyliacyjnego tonu Ministerstwa Sportu można wywnioskować, że fortel zadziałał.
I tutaj nachodzi mnie ciekawa konstatacja. Co by się stało gdyby gabinet Tuska potraktował na serio wcześniejsze deklaracje i działania Mirosława Drzewieckiego. Teoretycznie rzecz biorąc chłopcy z pijarowego hufca działającego przy Kancelarii Premiera mogliby się z takim Listkiewiczem uporać bardzo szybko stosując chociażby garstkę metod jakie na codzień używają wobec Prezydenta Kaczyńskiego. Mają wszystko co potrzeba. Wsparcie opinii publicznej. Potężny support mass-mediów. Nawet przeciwnicy polityczni z PiS wypowiadają się o dotychczasowych działaniach z aprobatą. Jeżeli sprawa zakończy się niczym to będzie to oznaczało, że toczyła się jakaś gra (o wpływy dla swoich ludzi (?), obsadzenie stanowiska prezesa (?), podział tzw. konfitur(?)) albo, że rządzącym najzwyczajniej w świecie zabrakło jaj.
Jednakże w takim przypadku pieczołowicie budowany wizerunek kandydata na kolejnego prezydenta mógłby się posypać niczym domek z kart. Zbyt wielu ludzi poczułoby się oszukanych zapowiedziami zmian bez pokrycia. Mogłoby się okazać, że sprawa przegranej konfrontacji z PZPN stanowiłaby swoisty punkt załamania w poparciu obecnego rządu. Dlaczego? Ponieważ ludzie mogą wybaczyć Sawicką, Karnowskiego, Staroń i kilku pomniejszych złodzieji, których sprawy można przykryć wymachiwaniem silikonowym penisem Palikota lub ujadaniem Niesiołowskiego. Nie da się jednak przykryć kiepskich wyników drużyny narodowej, które - jeżeli nic się nie zmieni w PZPN – mamy jak w banku.
Piszę tę słowa bez jakiejkolwiek satysfakcji. Nie należę do grona zwolenników rządów obecnej koalicji, ale od czasu do czasu zdarza mi się zapomnieć o rzeczywistości i uwierzyć, że tym panom może się udać coś więcej niż wygranie wyborów. Niestety. Jak na razie za każdym razem budzę się z ręką w nocniku i niesmakiem spowodowanym własną naiwnością. Obawiam się, że tym razem będzie tak samo.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka