Właśnie przeczytałem na pasku w TVN, że Prezydent wylądował w Brukseli i usiadł do stołu obrad wspólnie z Premierem Donaldem Tuskiem. Chciałoby się rzec "i oby na tym się ta heca skończyła". Tyle tylko, że trudno w to wierzyć. Małostkowość, która jak wiadomo, w polityce polskiej odgrywa pierwszoplanową rolę zrobi swoje. Czego jak czego, ale tego możemy być pewni.
I Premier Tusk, i jego Minister Spraw Zagranicznych - Radek Sikorski - zachowali się jak mali chłopcy. Nie dość, że sprokurowali karczemny skecz z samolotem to jeszcze nic nie wskórali i wyszli na głupków. Jest pewne, że tą lekcję będą długo pamiętać. Tak samo jak pewnym jest to, że będziemy mieć niedługo do czynienia z próbą rewanżu.
Nie wiem jak dalej potoczą się negocjacje. Mam wrażenie, że obecny szczyt jest roboczym spotkaniem szefów UE i nie zaowocuje podjęciem jakichś szalenie ważnych decyzji. W związku z czym w kółko zadaje sobie pytanie: po co była ta awantura?
Mój jedyny niepokój wynika z przeświadczenia, że Tusk z Sikorskim są w stanie wykręcić jakiś numer, który może się zakończyć spektakularnym niepowodzeniem, za które będą obarczać Kaczyńskiego, lub ktoś coś palnie w wyniku braku wcześniejszych uzgodnień.
Oby do tego nie doszło.
Pozdrawiam
PS: Włąśnie przeczytałem tekst Pana Krzysztofa Leskiego i komentarz pod nim autorstwa kataryny. Polecam jako ciekawostkę.
Inne tematy w dziale Polityka