Redaktor Monika się popłakała. Podobno polityk oficjalnie znany jako Głowa Państwa ośmielił jej się grozić. Groził jej w trójnasób. Po pierwsze - że ją wykończy. Po drugie - że znajdzie się na jego krótkiej liście. Po trzecie, że jest “TW Stokrotką” vel “zwykłą sierotką” (relacje są podzielone). Od kilku dni szacowne grono najbardziej nobliwych, wyważonych i do bólu objektywnych dziennikarzy prześciga się w wydawaniu równie wyważonych i objektywych opinii na temat tego co paskudnik zrobił gwieździe. I tak Stefan Bratkowski nawołuje do impeachmentu, Jacek Żakowski diagnozuje chorobę psychiczną, Piotr Najsztub określa Prezydenta mianem woreczka żółciowego, etc.
Babskie łzy, a w szczególności łzy tzw. celebrytek (ex. Renata Beger, Beata Sawicka, etc.) są bronią straszliwą. Ich siła rażenia jest tak potężna, że każdy polityk musi się z nimi liczyć. Jak widać ta osobliwa wydzielina kobiecego ciała potrafi nie tylko zmienić wynik wyborów (jak w przypadku łapówkarki Sawickiej), ale – kto wie? – może również jest zdolna obalić Prezydenta.
* * *
A tak na marginesie. Pani Monika utkwiła mi w pamięci z powodu dwóch sytuacji, które miały miejsce w jej autorskich programach w Radiu Zet. Pierwsza z nich wydarzyła się lata temu, kiedy Grzegorz Gauden wyrzucił z “Rzeczpospolitej” Bronisława Wildsteina za upublicznienie katalogu IPN. Pani redaktor zaprosiła wówczas do studia Macieja Rybińskiego (wówczas pracującego w Rzepie) by porozmawiać na ten temat. Pytania – jak to u pani Moniki – były serwowane niczym smakołyki na talerzu (z kluczykiem). Mimo to redaktor Rybiński był dziwnie oporny. Nie tylko nie pastwił się nad swoim kolegą, ale opowiedział także o mało znanej wtedy historii Wildsteina z Maleszką. W pewnym momencie Pani Monika spytała drżącym głosem (cytuje z pamięci): “Ale przecież wie Pan, że wtedy były inne czasy. Ludzie wielu rzeczy nie byli świadomi. Nie wiedziało się kim są ludzie uważani za przyjaciół. Nie wiedziało się z kim się człowiek umawiał na randki…”. “Wtedy się nie wiedziało, ale teraz już się wie” - odparował Rybiński. Reakcja pani redaktor była nieoczekiwana: “Czy zatem kolega Bronisława Wildsteina ma zamiar złożyć rezygnację?” – zapytała ostrym tonem. “Jeszcze nie. Poczekam aż mnie wyrzucą” – odparł wyraźnie zaskoczony Rybiński.
Druga opowieść dotyczy mowy, którą redaktor Monika wygłosiła przy okazji prowadzenia Śniadania w Radiu Zet. Było to na krótko przed śmiercią Jana Pawła II. Brzmiało to mniej więcej tak. “Wszyscy wiemy w jakim stanie jest Ojciec Święty. Niestety wielu z naszych rodaków zamiast oddawać się modlitwie za jego zdrowie woli mówić o rozliczeniach i lustracji”. Pech chciał, że w studiu znajdowali się Giertych i Rokita, którzy natychmiast najechali na nieszczęsną za brak logiki. Reakcją pani Moniki bynajmniej nie był płacz ale agresja, którą na następny dzień opisała jedna z gazet.
* * *
Kończąc. Jeżeli faktycznie Kaczyński pozwolił sobie na zruganie dziennikarki i grożenie jej – świadczy to jak najgorzej o jego kulturze, zręczności i zdolnościach politycznych. Mam jednak wątpliwości co do tego jak naprawdę wyglądała ta rozmowa. Tak samo jak mam wątpliwości co do łez pani Moniki.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka