Z każdym rokiem coraz więcej Polaków wyjeżdża poza granice swojego ojczystego kraju. Kierunki takie jak Egipt, Indie czy Irak są coraz częśćiej uczęszczane przez naszych rodaków. Część decyduje się na odpoczynek, inni jadą z wizytą w interesach, jeszcze inni – jak zamordowany Piotr Stańczak – podejmują pracę w najdalszych zakątkach świata. Przy okazji każdy liczy na pomoc kraju, w którym się urodził i w którym przyszło mu płaci podatki. Czy jednak jest na co liczyć?
Zadaje sobie to pytanie od momentu kiedy w mediach pojawiła się wiadomość o bestialskim mordzie na moim rodaku. Część komentatorów i uczestników dyskusji wskazuje, iż w takim wypadku trudno jest obarczać winą kogokolwiek. W sytuacji kiedy nieobliczalni terroryści porywają człowieka trudno jest przewidywać. Chyba nie dokońca można się z tymi opiniami zgodzić. W przestrzeni publicznej pojawia się coraz więcej głosów ludzi, którzy się na rzemiośle znają. Warto ich posłuchać. Chociażby po to by wyciągnąć konsekwencje i być mądrzejszym na przyszłość.
Warto i należy powiedzieć wprost. W sprawie uprowadzonego i zabitego Piotra Stańczaka popełniono błędy. Największym z nich był udział w sprawie Donalda Tuska. Mam wrażenie, że Premier potraktował sprawę życia i śmierci polskiego zakładnika jako kolejny event, na którym można sobie pohulać i ponabijać punkty w sondażach. O tym, że przeszarżował mówi dzisiaj coraz więcej osób. I trudno się z tymi opiniami nie zgodzić. Zasada policyjnych negocjatorów mówi, że dopóki nóż terrorysty jest na gardle ofiary – doputy należy zachować spokój i ostrożność. Tymczasem Tusk zachował się jak nieodpowiedzialny wyrostek. Używając twardych deklaracji wykluczył porozumienie z porywaczami co z dzisiejszego punktu widzenia można uznać za spalenie negocjacji. Nie twierdzę, że Rząd powinien się zgodzić na warunki terrorystów, płacić okup, negocjować z Pakistanem wypuszczeniem terrorystów, etc. Warto jednak było zaczekać z buńczucznymi deklaracjami do finału.
Kolejna sprawa to zachowanie panów z PO post factum. Marszałek Niesiołowski do spółki ze swoim kompanem Palikotem dali kolejny pokaz partyjnej młócki. Słów Palikota w stosunku do krytyków jego szefa-zleceniodawcy nie warto nawet komentować (hieny, sępy, etc.). Wystarczy stwierdzić, że wszystko co ten człowiek robi ma za cel przykrywanie rzeczywistości, a sam Palikot pełni rolę pajaca-przeszkadzajki. W ciągu dwóch ostatnich lat wykształtowała się pewna prawidłowość. Jeżeli PO zalicza jakąś wpadkę natychmiast z łańcucha spuszczany jest dyżurny specjalista od przaśno-chamskich kontrowersji (Palikot) lub polityk z zespołem Tourette’a i pianą na ustach (Niesiołowski). Wszystko po to by skierować uwagę opinii publicznej na manowce ekstremum. Z reguły, poza psuciem debaty publicznej, jest to nieszkodliwe. Mam jednak wrażenie, że tym razem Niesiołowski po raz kolejny posunął się za daleko. Deklarowanie zabicia sprawców mordu jest najbardziej szkodliwym i prymitywnym rodzajem populizmu. Państwa, które się na to decydują nie ogłaszają tego w tak głupi sposób (jak chociażby Izrael po wydarzeniach w Monachium). Podejmują decyzję w ciszy i spokoju. Z dala od medialnego zgiełku. O wszystkim można się dowiedzieć po latach. Najczęściej z nieformalnych relacji lub hollywoodzlkich filmów, kiedy sprawcy i ci którzy mogliby się mścić leżą głęboko pod ziemią.
I ostatni akord tej sprawy. Minister Sikorski zadeklarował wszczęcie śledztwa przeciwko sprawcom. Gdyby nie powaga sytuacji możnaby się położyć na podłodzę i okładać piętami po pośladkach ze śmiechu. Po pierwsze. Co polscy prokuratorzy mieliby ustalić? Czy mogą chociażby sporządzić protokół z miejsca zbrodni? Czy są w stanie przesłuchać sprawców? Po drugie. Kto ma to śledztwo prowadzić. Czy aby nie ci sami prokuratorzy, którzy zasłyneli z nieudolności przy okazji sprawy Krzysztofa Olewnika? Jeżeli polscy prokuratorzy nie potrafią rozwikłać spraw na naszym rodzimym podwórku, to jak niby mają sobie poradzić poza granicami naszego kraju? Pytań dotyczących tego zagadnienia jest więcej, a odpowiedzi – przynajmniej na dzień dzisiejszy - pachną absurdem.
Sprawa Piotra Stańczaka jest ostrzeżeniem dla polityków, naszych służb specjalnych i dla nas samych. Rządący i ich spec-podwładni muszą się jeszcze wiele nauczyć. Swoją naukę powinni zacząć od skupienia się na poprawnym wykonywaniu swoich obowiązków (conajmniej poprawnym) oraz... opanowaniu sztuki milczenia. Przynajmiej tam, gdzie jedno słowo za dużo może kosztować ludzkie życie.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka