Eduard Kochanowski Eduard Kochanowski
3717
BLOG

Kolejny płonący samochód czy "O mediach i Ukrainie"

Eduard Kochanowski Eduard Kochanowski Polityka Obserwuj notkę 1

Już mówiłem, że nie znoszę teorii spiskowych. Korzystanie z nich jest przejawem „lenistwa umysłowego”, jak się mówiło w „Fundacji” Isaaca Asimova. Nie spełnia to podejście podstawowe kryteria – sprawdzalności czy falsyfikowalności (w ujęciu Karla Poppera). A każda osoba, która kiedykolwiek kierowała grupą składającą się więcej niż z 30 osób wie, jak trudno to jest, i nigdy nie uwierzy w jakieś „teorie” o np. „ukrytym rządzie światowym”.

Jednak czasami oddzielne założenia tego podejścia są niezbędne do poprawnej analizy sytuacji w warunkach braku danych. Bardzo naiwne jest zarówno korzystanie z teorii spiskowych, jak i wiara w to, że mężowie stanu nigdy nie mają nic do ukrycia. Jeszcze ponad 200 lat temu słynny dyplomata, Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord, czy po prostu Talleyrand mówił, że „język jest dany człowiekowi po to, by on mógł ukrywać swoje myśli”. Jest to, moim zdaniem, jedna z najbardziej mądrych wypowiedzi w całej historii ludzkiej. A jeden z wniosków, który z niej wynika, świadczy, że najważniejsze jest nie to, o czym politycy mówią... Lecz to, o czym milczą.

W ostatnim czasie zauważyłem bardzo ciekawą tendencję. A dzisiaj moje podejrzenia przerodziły się w pewność. Chodzi o nasze media. I Ukrainę (już mam dość tej Ukrainy, szczerze mówiąc...). Zauważcie: jeszcze kilka miesięcy temu nawet najbardziej liberalne i opozycyjne nasze media regularnie zwracały uwagę na to, co się dzieje w naszym kraju sąsiedskim. Zarówno w kontekście pozytywnym, jak i negatywnym. Czyli mniej więcej obiektywnie.

Przynajmniej, mieliśmy dość informacji o tych przejawach dzikiego nacjonalizmu i ksenofobii, które są podstawą życia politycznego tego kraju. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że u nas pod bokiem istnieje dość mocno zaangażowane w banderyzm państwo, dostrzegaliśmy przejawy tego banderyzmu i ich potępialiśmy. Nasi politycy też regularnie na to reagowali. Czasami nawet dość ostro. Pamiętacie, np. konflikt wokół naszej Ustawy o IPN? Ile wypowiedzi z obu stron wtedy się pojawiło? Na Ukrainie doszło nawet do manifestacji zorganizowanych przez jakieś drugorzędne organizacje prawicowe. Nasze media o tym zawsze informowały.

Jednak kilka miesięcy temu nagle... Wizerunek polityczny Ukrainy się zmienił. Nie w rzeczywistości, oczywiście – wyłącznie w naszej medialnej przestrzeni. O Ukrainie teraz się mówi, jak o umarłych: dobrze lub nic. Jeśli czytać wyłącznie nasze media – powstaje wrażenie, że wszystkie banderowcy, nacjonaliści i bandyci na Ukrainie anihilowali. Nie dzieje się tam już nic złego (chyba że działają „agenci Kremla”).

O zdarzeniach, o których Państwu opowiadałem we wcześniejszych artykułach, dowiedziałem się dzięki moim przyjacielom z Ukrainy. Nasze media zachowują całkowitą ciszę. Jest to tym bardziej dziwne, że ten sam przyjaciel, który pisał mi o ulotkach we Lwowie (jest bardzo aktywny w swojej działalności społecznej), napisał też lista do Wyborczej. Wydaje mi się, że nie tylko do niej. I co mamy? Milczenie. Całkowite.

Wczoraj w Dnieprze spalono kolejny samochód z polskimi numerami. Monitoruję już ten temat, dlatego się dowiedziałem. Na nagraniu (które dumni nacjonaliści oczywiście opublikowali) wspaniale widać dobrze już znane napisy: "Lachy, precz!" i "Sława Ukrajini". Co więcej, podobne napisy nagle pojawiły się też po całym mieście. W tym na ulicy Juliusza Słowackiego (pamiętacie tego poetę?), akurat pod tablicą pamiątkową.

W Dnieprze mieszka kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Według oficjalnej statystyki. Nie wierzę w to, że nikt z nich tego nie zauważył i nie napisał lista do naszych mediów! Sam bym napisał, gdybym tam mieszkał. Jednak ponownie – co mamy? Ciszę. Dla naszych mediów tego nigdy się nie zdarzało. I banderowców w jednym z największych miast Ukrainy też nigdy nie było. Wszyscy na pewno zmarli lub się „reedukowali”.

Dlaczego tak się nagle stało? Nie wiem. Nie wierzę w teorie spiskowe. Więc trzeba wyjaśnić to jakoś realistycznie. Zakładam, że być może jest to związane z Białorusią. Na początku września otrzymaliśmy nowego „Wroga numer 1” wśród naszych sąsiadów. Dlatego wszystko co jest złe – należy pisać o Łukaszence i jego państwie (zwłaszcza o białoruskich strażnikach). A z banderowcami mamy nawiązywać przyjaźń, bo inaczej będziemy już prawie ze wszystkich stron otoczeni przez wrogów. I wspólnie przeciwdziałać „agresji hybrydowej” (chociaż nie rozumiem, w jaki sposób Ukraina potrafi nam w tej kwestii pomóc: ten kraj z wojną na własnym terytorium już od 8 lat nie może sobie poradzić). Mam tylko takie wyjaśnienie. A co Państwo myślicie?

Myślałem, że problem polega na tym, że nasi politycy nic nie robią. Teraz mi się wydaje, że problem jest znacznie głębszy. Po prostu nie wiedzą, co tam się dzieje. A ci, którzy wiedzą – nie chcą, żebyśmy my z Państwem wiedzieli. I dlatego zachowują bezczynność.

Samochody jednak nadal płoną. Napisy nadal się pojawiają. Banderowcy z bronią przemieszczają się po ulicach miast. A my o tym nie wiemy, bo nasze media nagle zaczęły udawać, że nie jest to nam potrzebne. Ponieważ o Ukrainie – jak o umarłych: dobrze lub nic. I kiedy spłonie pierwszy Polak – my z Państwem, prawdopodobnie, nawet o tym się nie dowiemy...


Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka