Kto u mnie bywał na blogu , mógł zapamietac historię, o ktorej już kiedyś wspominałem , a ktorą dziś zamierzam jak najkrocej przypomnieć.Otoż miałem wiele lat temu kolegę.Własciwie był to kolega mojego starszego brata ale tak się złozyło ,ze choć byłem od kolegi brata kilka lat młodszy zawiązała się miedzy nami kumpelska relacja.Oparta głownie o rozmowy na temat otaczającego nas świata i ludzi.Nie tam ,ze wielka jakaś przyjaźń czy coś w ten deseń ,za krotko się znaliśmy ale zdarzało nam się całkiem sympatycznie parę razy porozmawiać. Lubiłem go i uwazałem ,ze jest w porządku.Pewnego dnia moj i mojego brata kolega załozył na plecy spadochron ST -7 ,ktory dziś mozemy zobaczyć już jedynie w muzeach , wsiadł do samolotu , po czym wyskoczył z niego.Był On podobnie jak mój brat, początkującym wtedy skoczkiem spadochronowym z niezbyt imponującym dorobkiem -dwudziestu czterech skoków. .Skok , o ktorym napisałem wyzej , był jego dwudzistym piątym skokiem i skończył sie dla niego tragficznie. Zginął. Na miejsce przyjechała oczywisice odpowiednia komisja , ktorej zadaniem było zbadać okolicznosci całego dramatycznego w skutkach zajscia , zakonczonego śmiercią kolegi. Dochodzenie trwało jakiś czas a konkluzja z niego płynąca była mniej wiecej taka ,ze spadochron głowny o ile dobrze pamietam , zaliczył tak zwany "kalafior" (po prostu się nie otworzył) natomiast z jakiegos powodu skoczek nie poradził sobie z otwarciem spadochronu zapasowego.Mało tego ów swietej pamieci kolega nie zdążył nawet wypiąć głownego spadochronu ,ktora to czynnosc była standardową procedurą w przypaku zamiaru otwarcia spadochronu zapasowego właśnie.Czy kolega zemdlał w wyniku stresu po tym kiedy ujrzał nad sobą poplątana czaszę głownego spadochronu?Czy moze nieco wczesniej , w chwilę po opuszczeniu samolotu ? A może wcale nie zamierzał otwierać zapasu tylko probował manipulowac linkami głownego w nadziei ,ze po jakims czasie uda mu się w ten sposob napełnić go w końcu powietrzem ? Śledztwo nie było w stanie jednoznacznie odpowiedziec na to pytanie...Cała hipoteza tego wypadku i jego tragicznego finału oparta została na najbardziej prawdopodobnej wersji ,ze kolega w pewnym momencie lotu/skoku po prostu zasłabł.Zemdlał. W ktorym ?Tego już dokładnie komisja nie była w stanie z cała pewnoscią stwerdzic.Podobnie jak nikt nie był w stanie podac przyczyny jego potencjalnego zasłabniecia.Ewentualna sekcja zwłok moglaby oceniać jedynie skutki samego upadku z wieluset , o ile nie tysiecy metów a nie tego co zdarzyło się na kilka chwil przed nim.Zresztą ,nie pamietam już nawet czy się odbyła. wazne ,ze jednoznacznie i kategorycznie wskazanych przyczyn tego upadku nie poznaliśmy nigdy. Mimo ,iz w trakcie owego feralnego skoku na płycie lotniska było kilkanascie czy nawet kilkadziesiat osob ,będacych naocznymi świadkami całej tej tragedii.Plus ci , ktorzy siedzieli w samolocie , z ktorego wyskoczył wraz z wyskakującymi chwilę po nim.Tyle osob ,tylu naocznych świadkow i nikt ,włącznie z ekspercką komisją badająca przyczynę tego tragicznego zdarzenia nie był w stanie ze stuprocentową pewnoscią przedstawic jednoznacznej i konkretnej przyczyny braku reakcji w krytycznym momencie skoku.Jedna z powazniejszych hipotez była ta o omdleniu lub inna zakładająca błąd skoczka, ktory nie poradził sobie w warunkach stresu.Oczywiscie pewien cień padł rownież na osobę nadzorującą przygotowanie spadochronu do skoku ale tego rodzaju kwestii , ze zrozumiałych przyczyn , nigdy nie da się tez jednoznacznie udowodnić.Można zatem napisać, ze przyjęto jako prawdopodobny splot roznych nie do konca weryfikowalnych okolicznosci.
Po co w ogole o tym smutnym zdarzeniu przypominam?Pisze o tym dziś , w kontekscie smolenskiego śledztwa i pojawiających się notorycznie , kategorycznych twierdzen o tym ,ze okolicznosci upadku smolenskiego Tupolewa muszą , czy tez powinny być wyjaśnione "do spodu".Może i "powinny" ale czy coś podobnego to jest w ogóle możliwe ? Jak widzimy na podanym przeze mine przykładzie , w lotnictwie wyjaśnianie sytuacji "do spodu" czesto bywa graniczące z cudem.Moge przywołać w tym miejscu rownież pamietną katastrofę Casy w Mirosławcu - w tamtym wypadku przyczyny tez pozostawiają pewne wątpliwosci, choć jak wiadomo najbardziej prawdopodobne hipotezy zostały postawione.
Bezpośrednim jednak powodem, dla ktorego notkę tę napisałem jest permanentne pojawianie się komentarzy , podobnych w tresci do tego, jaki znalazłem pod tekstem J.K.50 autorstwa niejakiej Paczuli , ktory brzmiał tak...
Proszę o podanie jednego dostępnego faktu wykluczającego zamach.
Komentarzy o rownie nonsensownej tresci odnajdziemy na Salonie i w przestrzeni publicznej mnostwo i raczej świadczą o niebotycznym dyletanctwie blogerskiej braci w dziedzinie zarowno lotnictwa jak i w dziedzinie prowadzenia uczciwej dyskusji , niż o rzekomych skłonnosciach do szukania obiektywnej prawdy.Przeciez rownie dobrze możnaby napisać
Prosze o podanie jednego dostepnego faktu wykluczającego udział UFO
Także zadający tego rodzaju pytanie wystawia sam sobie odpowiednie swiadectwo.
Ale niech tam, wracając do tematu związanego bezposrednio z przywołaną przeze mnie historią.Jak widzimy przyczyny i okolicznosci wypadkow lotniczych bardzo czesto owiane sa mgiełką wątpliwosci i niedopowiedzeń.I myli sie ten kto twierdzi ,ze wszelkie wątpliwosci powinny być interpretowane na korzyść różnego rodzaju teorii zamachowych.W opisywywanem przez mnie przypadku świadkow było kilkudziesieciu bodaj a ofiara jedna i trudno było postawić jednoznaczną diagnoze.W Smolensku ofiar było kilkadziesiąt a swiadkow tyle co kot napłakał.Stuprocentowej prawdy mozemy nie poznać nigdy i to nie tylko dlatego ,ze zalezy na tym stronie rosyjskiej, ktora dozyjąc rożne informacje związane ze sledztem , swiadomie prowokuje gorące polskie głowy.Taka jest po prostu specyfika wypadkow lotniczych.
Inne tematy w dziale Polityka
