Z jakiegoś kompletnie niezrozumiałego dla mnie powodu wszyscy kombinują, jak z norweskiej tragedii wywieść dowód, że przeciwnik polityczny zmierza prostą drogą do mordu. Nie da się ukryć, że u nas zaczęło się od pokój miłujących wyznawców partii miłości > tu przykłady http://eska.salon24.pl/326832,chorzy-z-nienawisci
Jedynie Rolex zadał właściwe pytanie > http://hekatonchejres.salon24.pl/327270,kiedy-przyjda-tysiacami
Dzisiaj dalszy ciąg rozważań o nienawiści z Norwegią w tle. Czytam i czytam i robi mi się niedobrze. „Czy jesteśmy przygotowani, jak się mamy bronić, czy to pojedynczy przypadek czy jakaś straszna intryga”? Taak....
Było sobie kiedyś wielkie imperium. Rzym władał właściwie prawie całym ówczesnym światem. Był nie do pokonania – przewaga cywilizacyjna, techniczna, ekonomiczna. I co? I szlag wszystko trafił! Przyszli barbarzyńcy i rozwalili wszystko do czysta. Powrót do rzymskich standardów cywilizacyjnych zajął Europie jakieś tysiąc lat, a może więcej, zależy jak i co liczyć.
Si vis pacem, para bellum – słynna rzymska maksyma, póki ją stosowano, wszystko szło dobrze. Potem imperium uznało, że nikt mu już nie podskoczy i zajęło się samo sobą, czyli konsumpcją własnej władzy, potęgi i dobrobytu.
Porównania nasuwają się same.
Oto społeczeństwo dobrobytu, a w nim oaza szczęśliwości i pokoju, wyspa radosnej, pokój miłującej młodzieży. Hosanna! Któż mógłby skrzywdzić, któż w ogóle mógłby wpaść na taki pomysł????
Już wiecie, gdzie leży błąd?
Doprawdy, nie ma znaczenia, jaką ideologię akurat wymyśli zbrodniarz na swoje usprawiedliwienie. Fakt jest prosty, a jednocześnie wypychany pracowicie poza świadomość – otóż ludzie są różni, są (i zawsze będą) zarówno święci jak i potwory. Taka jest ludzka kondycja i będzie taka do końca świata. Zdrowy rozsądek nakazuje przestrzeganie twardych norm i przygotowanie do obrony – na wszelki wypadek.
Pamiętacie to jeszcze z westernów? Wozy w koło, kobiety i dzieci do środka, a faceci strzelają do ostatniego naboju. Te wszystkie słodkie opowiastki typu „make peace, not war” , ta wiara w negocjacje i pokojowe ustalenia, to wszystko jest guzik warte wobec kogoś, kto ma szczery zamiar popełnić zbrodnię, wszystko jedno, czy jest to jednostka, czy państwo, czy grupa terrorystyczna.
Zamiast „finezyjnie” pokazywać, jak to przeciwnik polityczny jest gotów do mordu, lepiej zastanówmy się, czy nasze dzieci, wysyłane na różne obozy i kolonie – są przygotowane na takie zdarzenia?
Kiedyś uczono młodzież, jak się zachować w sytuacjach ekstremalnych, jak się bronić, jak zapanować nad paniką. Było harcerstwo, były jakieś przysposobienia wojskowe – ja wiem, tak, tak ohydny PRL. Tylko że ja do dziś umiem strzelać, nie gubię się w lesie, rozpalam ognisko jedną zapałką, nie boję się ciemności ani burzy. Nauczono mnie, jak sobie radzić w sytuacji stresu i zagrożenia. Wzorem wychowawczym byli harcerze z Powstania, a nie jakieś tchórzliwe mydłki. Rozładowywano naturalną w pewnym wieku energię w grach i ćwiczeniach, które dziś są niedopuszczalne.
Kto dziś puści 12-latka samego do lasu na całą noc? Pozwoli jeść z menażek mytych piaskiem w strumieniu? Wyobrażacie sobie grupę 14/15-latków budującą samodzielnie obóz? Począwszy od wycinki drewna poprzez budowę prycz, kuchni, jadalni itp.? Kiedyś zbudowaliśmy nawet całkiem solidny most przez rzekę. Oczywiście w użyciu cały czas były noże, piły, siekiery i inne niebezpieczne narzędzia. Nadzorował to jeden bardzo poważny instruktor – strasznie stary, miał jakieś 23 lata.I jedna studentka medycyny w charakterze „opieki medycznej”.
Tak, wiem, stare, „dobre” czasy, wspomnienia z młodości, te rzeczy. Tylko mam pytanie – kiedy przypomnimy sobie, że taka rzecz jak w Norwegii może się zdarzyć wszędzie? Że telefon czy internet nie załatwia wszystkiego, a gry komputerowe to nie to samo co rzeczywistość? Że wychowujemy ludzi kompletnie bezbronnych wobec rzeczywistego zagrożenia?
Inne tematy w dziale Polityka