Wiadomo, jaki jest od wczoraj temat dnia.
To może ja opiszę inne zdarzenia, sprzed lat. Otóż, jak tu się już kiedyś pochwaliłam, byłam lat temu prawie dwadzieścia, przez czas jakiś, zastępcą prezydenta miasta d/s inwestycji, urbanistyki i architektury, spraw komunalnych itp., czyli całej działalności związanej z dużą kasą. Było to w sporym, bo wówczas ćwierćmilionowym mieście.
Wtedy nie było jeszcze ustaw o przetargach, robotach publicznych itp. Musiałam sama wymysleć zasady, powołać komisje i przeprowadzić to wszystko. I zrobiłam to – na tyle sprawnie, że pierwszy plan roczny został wykonany w terminie, w 100%, i jeszcze trochę planowanej kasy zaoszczędziliśmy. Drugiego planu rocznego już nie zrealizowałam – odwołano mnie.
W międzyczasie w mieście założono specjalne stowarzyszenie firm, głównie post –nomenklaturowych, pod przewodem późniejszego posła SLD, którego cel został jasno określony – nie będzie „ta baba” decydowała, kto dostaje robotę „w mieście”.
Grupa ludzi wywodząca się z PZPR (a może i SB) potrafiła tak przekabacić opinię społeczną i radę miejską, że po prostu mnie wywalono z poparciem prawicy, a nawet – po cichu – kościoła (sic!). Władzę przejęło KLD - oni rozumieli konieczności "etapu".....
Potem próbowano jeszcze znaleźć na mnie haki, donosić do prokuratury itp. – nie wyszło, ba zasady RWD przestrzegałam jak źrenicy oka! Nieważne, odwołali – trudno. A jakie były skutki?
Otóż mój mąż, naprawdę świetny fachowiec – tracił pracę kilka razy, a to reorganizacja, a to likwidacja. Najpierw go przyjmowano z otwartymi rękami, potem przychodził „nakaz” od władz – i koniec roboty.
Ja szczęśliwie miałam mianowanie na uczelni – nie mogli mnie wywalić, za to tkwiłam latami na tym samym zaszeregowaniu, zero podwyżek, zero jakiegokolwiek wsparcia, delegacji, dofinansowania badań itp. I cały czas dodatkowe wymagania.
Moja córka poszła na studia – od razu indywidualny tok studiów i praca, inaczej by się nie utrzymała. Dwoje wykształconych, z dużym doświadczeniem zawodowym rodziców nie było w stanie wesprzeć jedynaczki – ba, były momenty, że to ona nas wspierała.
Wynieśliśmy się z miasta – to była decyzja tzw. „rozpaczliwa”. Zamieszkalismy na budowie, dosłownie. Ostatni numer to próba zajęcia pożyczki na domek na wsi przez Urząd Skarbowy – pod naprawdę już tak dętym i kłamliwym pretekstem, że szkoda pisać. Nie muszę dodawać, że domek - maleńki i taniutki - budowaliśmy prawie własnoręcznie.
Dziś żyjemy sobie spokojnie, powodzi się nam nieźle – wszystko się ułożyło. Mamy zlecenia, mamy pracę i tylko daj Boże tak dalej. Dlaczego?
Bo zeszliśmy z linii strzału, odpuściliśmy całkowicie nasze dawne miasto, przestaliśmy być groźni.
Powiem jedno – to było ponad dziesięć lat rozpaczliwych prób utrzymania się na powierzchni. Mój mąż parę razy naprawdę był bliski załamania, mężczyźni znoszą taką sytuację dużo gorzej – ja jestem twarda, ale zapłaciłam własnym zdrowiem.
Dziś moi ówcześni przeciwnicy albo już się nie liczą, albo zmądrzeli, albo nawet działają w PiS – tak, tak. Niektóre moje zamysły po latach dość kulawo, ale wprowadzono – po prostu nie było innego wyjścia.
Wiem jedno – gdybym próbowała wrócić i zacząć coś działać w polityce, ten sam zestaw znowu zewrze szeregi i znowu rzuci mi się do gardła.
Tak wygląda rzeczywistość post PRL-u, zwanego III RP.
Takich ludzi jak ja - są tysiące. Od dwudziestu lat uczą nas, żeby się nie wcinać i nie pchać palca między drzwi. Niektórzy tego nie wytrzymują ........
Inne tematy w dziale Polityka