Ta notka ma niecodzienny charakter bo nie uważam się za konserwatystę. Nie mogę jednak pojąć dlaczego ci, którzy się za konserwatystów uważają mówią i myślą językiem nawet nie tyle lewicowym co "lewackim" i obracają się wokół pojęć i pomysłów, które ani trochę nie powinny ich zajmować.
Znakomitym przykładem takiego zafiksowania jest kwestia ślubów monopłciowych, która od czasu do czasu rozgrzewa "konserwatywne" środowiska i media. Przy czym - co koniecznie trzeba podkreślić - mowa jest o ślubach cywilnych, czyli z punktu widzenia konserwatysty - zgoła o niczym.
Bo co to jest ślub cywilny? Miałem okazję w kilku takich uroczystościach uczestniczyć. Wszystko jest mniej lub bardziej podniosłe, urzędnik ładnie ubrany a panna młoda niekiedy nawet w białej sukni. Tyle że z treści przysięgi dowiadujemy się że składamy ją przed urzędnikiem a nie przed Bogiem (nie wiem, może są państwa w których urzędnik rzeczywiście reprezentuje jakąś powagę ale przecież nie w Polsce) a sama przysięga jest kompletnie bez znaczenia bo w zasadzie do niczego nie zobowiązuje (państwo nie może przecież wymagać czystości czy wierności skoro nie wiadamo, czy sami małżonkowie tego chcą a i sam ślub jest przecież tylko do rozwodu, który może być choćby za tydzień). Efekt jest taki że im bardziej podniosły nastrój organizatorzy starali się wprowadzić tym silniejsze miałem wrażenie uczestniczenia w pastiszu ślubu kościelnego albo wręcz jakiejś nowej produkcji kontynuatorów dzieła pana Barei.
Czy to by coś zmieniło gdyby w takiej uroczystości udział wzieło dwóch panów albo dwie panie? Niby co. Konsertwatyści w zupełnie idiotyczny sposób wdali się w dyskusję kto może uczestniczyć i jak ma wyglądać pastisz prawdziwego ślubu (wykombinowanego zresztą przez lewaków aby osłabić Kościół).
Gdyby traktowali swoje poglądy poważnie powinni konsekwentnie dążyć do LIKWIDACJI ŚLUBÓW CYWILNYCH i zastąpienia ich "związkami partnerskimi" lub podobnym świeckim wynalazkiem. Z tym że dyskusja o związkach partnerskich to kolejna potężna porażka konserwatystów - ale o tym dopiero za tydzień ;)
e.