
31 października Gmyz zawarł z Rzepą umowę: „zarząd spółki przekazał dziennikarzowi dokumenty pozwalające mu zarówno na ochronę świadków, jak i pisemne zapewnienie o ochronie jego osoby. (…) Gmyz zobowiązał się do przedstawienia do 5 listopada do godz. 14 dokumentów, nagrań i wszelkich materiałów, na podstawie których napisał wyżej wymieniony tekst."*
5 listopada żadnych materiałów jednak Rzepie nie przekazał, co spowodowało konflikt w redakcji a w konsekwencji jego zwolnienie.
Tak długo, póki Gmyz nie wytłumaczy, czemu nie wypełnił warunków umowy, wszystkie jego tłumaczenia pozostają niewiarygodne. „Gmyz nie ma żadnych dowodów, że napisał prawdę, a jego tłumaczenie, że chroni swoje źródła informacji jest niepoważne. Ochrona źródła rozumiana w taki sposób oznaczałaby, że dziennikarzowi wolno napisać cokolwiek, największą nawet bzdurę, a następnie oświadczyć, że niczego nie musi dowodzić, bowiem chroni źródło.”**
* http://wiadomosci.onet.pl/kraj/nie-milkna-echa-decyzji-wladz-rz-cezary-gmyz-to-pi,1,5296781,wiadomosc.html
** http://inwebscribis.salon24.pl/461344,czy-jedna-kaczka-dziennikarska-moze-zatrzasc-panstwem
Inne tematy w dziale Polityka