WALD VON TRABANT
Kilka dni temu otrzymałem pocztą wewnętrzną bardzo ciekawy tekst autorstwa osoby dobrze znanej chyba wszystkim na Salonie. Wzbraniającej się wszakże przed publikacją, gdyż zamierzającej za wszelką cenę zachować anonimowość. Ponieważ bardzo wysoko sobie cenię literacką i dokumentarną wartość przesłanego mi utworu i nie chcę aby przepadł w czeluściach internetu, postanowiłem opublikować go pod pseudonimem na moim blogu.
Tekst jest fragmentem większej całości noszącej tytuł Dziennik Walda von Trabant.
PS
Zwróćcie uwagę na nadzwyczajną wprost skromność i bezpretensjonalność narratora.
„Czasami zastanawiam się, czy nie jestem jednak narcyzem. Na blogu, w komentarzach Użytkownicy coraz częściej zarzucają mi samolubstwo, mitomanię i egocentryzm. Postanowiłem nie przejmować się tym jednak, gdyż to tylko głupie, bezzsensowne oskarżenia zazdrosnych o moją pozycję na Salonie, nic nie znaczących tu w Berlinie, malutkich ludzi.
Zamiast się nimi zajmować, opowiem Wam lepiej jak ..parę lat temu byłem świadkiem obrony pracy dyplomowej w pewnej austriackiej miejscowości, w której ca. 100 lat wcześniej do szkół uczęszczał niejaki Adolf Hitler.
Oceniania była praca studenta, która była straszna. Ja to widziałem natychmiast. Dno. Tyle że komisja, która miała ją oceniać, zdawała się tego nie zauważać.
Jej członkowie byli w świetnych humorach. Piekna pogoda. Koniec roku akademickiego. Chłopak nakręcił krotki filmik. Powtarzam - dno. Przewodniczącym komisji był znany reżyser, z którym byłem wtedy zaprzyjaźniony.
Student dostałby pewnie dyplom, gdyby mój znajomy nie dostrzegł mojego wyrazu twarzy. Prawidłowo odczytał moje spojrzenie, obudził się i wpadł w konfuzję. Zaczął stawiać podchwytliwe pytania absolwentowi. Inni też się ocknęli. Nagle doszli do wniosku, że tak praca jest po prostu skandalicznie kiepska. Tak też było. Nie dali dyplomu. Przeze mnie. Gdybym nie znalazł się tam przypadkiem, dla niego wszystko skończyłoby się pomyślnie.
Potem długo nie dawało mi spokoju pytanie geopolityczne. Związane z alpejskim krajobrazem górnej Austrii. Czy aby na egzaminach do Allgemeine Malerschule der Wiener Kunstakademie w roku 1907 nie wydarzyło się coś podobnego?
I gdyby zabrakło wtedy w komisji egzaminacyjnej nieznanego mi, ale duchowo bliskiego mi jednak złośliwca, to losy świata potoczyłyby się inaczej?
Dzień po publikacji materiału E. (skończony osioł i antysemita) w złośliwym komentarzu stwierdził: „Zwraca uwagę podły charakter Waldego, który powodowany rządzą zabłyśnięcia, dał hasło unicestwienia studenta, wyraźnie wykroczając poza obszar kompetencji bycia znajomym członków komisji i obserwatora.”
Ten idiota nie dostrzega szlachetności kierujących mną intencji, przecie zdołowałem studenciaka powodowany wyłącznie nienawiścią do Hitlera i miłością do sztuki! Nie zależało mi też na tym, aby pchać się na pierwszy plan…
***
E. na jednej ze swoich ilustracji przedstawił mnie jako polskiego złodzieja samochodów. Dureń, nawet nie wie jak bardzo bałbym się coś ukraść :)
***
Dziś rano spacerując po moim ukochanym Moabicie i Kreuzbergu myślałem o plagiacie. O przeróżnych jego aspektach: - o plagiacie jako zjawisku społecznym, o plagiacie jako zbrodni, o plagiacie jako wyzwaniu moralnym. Po zakończeniu analizy doszedlem do wniosku, że plagiat, w sumie, to jednak nic takiego złego.
Sądzę, że pozwala tekstom na dłuższe i często o wiele barwniejsze życie. Nieraz ustawia je w całkiem nowym kontekście. Daje też radość opuszczonym przez moce twórcze.
Niestety, większość ludzi pozbawiona jest fantazji, więc nawet nie dostrzega tego wymiaru plagiatu.
***
Pantryton. Chyba trochę zbyt ostro obsztorcowałem go za podanie na blogu info o mojej wieloletniej znajomości z Henrykiem Dasko. Na Salonie wiadomość tę, z wiadomych powodów, chciałem trzymać w tajemnicy. Wiem, wiem oczywiście, Pantryton nie sprzedał mnie celowo, na pewno nie chciał mi zrobic kolo dupy, zaś jego „zdrada” wynikiem po prostu zwykłej jest głupoty. Nie miał pewnie pojęcia jak wielkie dla mnie zagrożenie może nieść ze sobą wypowiedzenie kilku zbędnych słów.
Póki co jest mi bardzo pomocny. I na pewno jeszcze nie raz się przyda. Muszę tylko być bardziej ostrożny, gdyż ten człowiek jest chorobliwie ambitny. Na szczęście jest również płytki, pajacowaty oraz niezbyt lotny…”
Inne tematy w dziale Rozmaitości