Filokles Filokles
969
BLOG

O ideowej masce pośmiertnej Tomasza Merty

Filokles Filokles Polityka Obserwuj notkę 1

 

Podejrzewam, że inicjatywy środowiska Teologii Politycznej będą tymi, które za parę lat (a być może już teraz?) przysłużą się jakości debat odnoszących się do celów i sensu działalności politycznej. Przesłanek pozwalających utrzymać taki osąd jest wiele, nie mam zamiaru ich tutaj wymieniać, bo z łatwością można je odnaleźć zapuszczając się w konserwatywne rejony internetu.

Chciałbym tylko napisać kilka słów o rzeczy, która może wydawać się nieco drugoplanowa. Chodzi o "Księgę pamięci Tomasza Merty", bezpłatne wydawnictwo wysyłane na życzenie czytelników, gotowych pokryć koszty przesyłki. Z początku pomyślałem, że nie ma żadnego sensu czytać tego w całości. Czy ludzie w ogóle czytają księgi pamiątkowe od (nomen omen) deski do deski? Śmiem wątpić. W każdym razie, książka okazała się dość zdradliwa.

Dobór autorów właściwie nie daje wyboru już od spisu treści. Ludzie z najprzeróżniejszych bajek, dla których wspólnym mianownikiem jest to, że w jakimś momencie spotkali Tomasza Mertę. Ten dobry zabieg działa w ten sposób, że skoro przeczytasz mowę pogrzebową Wildsteina, to nie darujesz sobie, jeśli w kontrze do tego, z ciekawości nie sięgniesz po tekst Rafała Grupińskiego, czy Marka Beylina. Tylko, że czytanie księgi poświęconej czyjejś pamięci w kluczu aktualnych podziałów nie może być jedyną motywacją do sięgnięcia po ten tom. Te można przecież znaleźć w każdym innym tekście, gazecie czy tygodniku. O wiele bardziej znaczące jest może to, że istniał ktoś, o kim różne strony różnych sporów wypowiadały się z szacunkiem, zabierając dla siebie te cenne rzeczy, które były efektem, i formacji intelektualnej Merty, a także jego działalności publicznej.

Ta okoliczność daje do myślenia. Czy Merta był bowiem kimś, kto - w jakiś dziwny sposób - przekraczał podziały, którymi żywimy się na co dzień? W pewnym sensie oczywiście nie, bo jego samookreślenie jako konserwatysty było czymś stałym. Natomiast, w innym aspekcie z pewnością tak, bo potrafił współpracować z szerokim spektrum środowisk, przedkładając nad własne zapatrywania interesy polskiej kultury. Oczywiście trzeba brać poprawkę na charakter wydawnictwa; nikt przecież nie oczekuje, że osoby wspominające Zmarłego będą się koncentrować na słabych stronach jego osoby; byłoby to zresztą - w kontekście poglądu na te kwestie, które wypracowała nasza cywilizacja - czymś oburzającym. Sposób w jaki wspominany jest tutaj Tomasz Merta jednak budzi wrażenie i zaufanie.

Pojawia się wiele scen; ktoś zanotował jego celną, choć niezjadliwą ripostę , a to znowu, ktoś skonstatował, że nie był dla niego zbyt wymagającym przeciwnikiem do gry w szachy.  Pomijając sentymentalny charakter tych obrazów (co wcale nie jest zarzutem), można wydobyć z książki wiele trafnych diagnoz, poczynionych gdzieś niejako na marginesie, ale tym bardziej przykuwających uwagę. Czyta się ten zbiorowy tom, jako swoistą inspirującą instrukcję: co jeszcze w Polsce jest ważnego do zrobienia. Często się mówi: dlaczego nadal mamy rozmawiać o Smoleńsku? Otóż dlatego, że był ktoś taki jak Tomasz Merta; ktoś, kto nie powinien zostać zredukowany tylko - do niewobrażalnie skandalicznej - sprawy zniszczenia jego dowodu osobistego. Ktoś, kto potrafił sprawić, że głosy reprezentantów najróżniejszych grup i środowisk intelektualnych wybrzmiały tutaj - mimo wszystkich różnic - zaskakująco zgodnie. Ktoś powie, że to mało, że to mrzonki. Nie mam na to żadnej innej odpowiedzi, jak tylko ta, że w końcu będę musiał przeczytać pośmiertnie wydaną rzecz o znamiennym tytule: Nieodzowność konserwatyzmu.

Filokles
O mnie Filokles

Żyję sobie w rdzeniu reaktora. Nowy tekst (rzadko błyskotliwy w treści, ale czasem o bardzo fajnym tytule:-) pojawia się zawsze w jakimś dniu tygodnia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka