Całe „armie” publicystów różnych opcji politycznych i teorii ekonomicznych wkładają moc intelektualnego wysiłku próbując ludziom wyjaśnić złożoność mechanizmów polityczno – gospodarczo - finansowych rządzących naszą współczesnością.
Efekty tych prób są nad wyraz mizerne, bo zagubione w nieszczęsnej dialektyce owych „wykładowców” coraz wyraźniej oddalających się od praw natury, głównej siły sprawczej postaw ludzkiej egzystencji.
Refleksja ta wynika wprost z definicji pojęcia „dialektyki” tak wyłożonej:
„Zasady dialektyki stosuje się do argumentacji w tych dziedzinach ludzkiej działalności, które pozbawione są formalizacji – wówczas, gdy reguły logiki formalnej nie są oczywiste czy obowiązujące. Analizowane przez dialektykę argumenty nie są oparte na nieuniknionej relacji przyczynowo-skutkowej, ale na prawdopodobieństwie”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Dialektyka#Argumentacja_dialektyczna
Zdanie z w/w definicji dialektyki: „Analizowane przez dialektykę argumenty nie są oparte na nieuniknionej relacji przyczynowo-skutkowej, ale na prawdopodobieństwie” ułatwia zrozumieć odwieczne ludzkie błądzenia w poszukiwaniu politycznego ładu państwowego gwarantującego obywatelom sprawiedliwy i efektywny ład ustrojowy.
Pogrubiona część definicji mówi, że argumenty wywiedzione z dialektyki są oparte na „prawdopodobieństwie” a nie na „nieuniknionej relacji przyczynowo skutkowej”.
I tutaj jest czas nawiązać do tytułowej tezy zniechęcenia świata do kapitalizmu. Kapitalizm nie jest wyjątkiem owych zniechęceń, bo wszystkie inne ustrojowe eksperymenty po czasie pierwszych uniesień i zachwytów wnet przestają się ludzkości podobać powodując ich odrzucenie jako nieudane.
Polska jest obecnie namacalną ofiarą eksperymentów ustrojowych, które z euforycznego czasu zachwytu kapitalizmem wkracza w czas jego nieuzasadnionej negacji.
Iluż to polskich myślicieli pod wpływem społecznego klimatu odwraca się od kapitalizmu. Głośne książki prof. Marcina Króla "Byliśmy głupi" negatywnie podsumowują rolę inteligencji w polskiej transformacji i prof. Karola Modzelewskiego „Zajeździmy kobyłę historii” także mocno krytyczną wobec naszej transformacji ustrojowej lat 90-tych, są tego przykładem.
Wywody krytyków polskiej transformacji, to głównie „rozczarowanie” przywróconymi w Polsce regułami gospodarki rynkowej, która po 28 latach uczyniła z postsocjalistycznej gospodarki konkurencyjną gospodarkę kapitalistycznej Europy. Poziom stopy życiowej pod względem zarobków generowanych przez pracujących Polaków plasuje nas na 10 miejscu w Europie, przy 6-tej pozycji wynikającej z liczby mieszkańców.
http://euro-dane.com.pl/wydarzenia-gospodarcze-428
Krytycy polskiej transformacji uważają jednak, że owe sukcesy zostały okupione zbyt wysokim kosztem społecznym, tak przez nich relacjonowanych (Andrzej Wędrychowicz z Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów - za prof. Karolem Modzelewskim):
„W ich [rząd Mazowieckiego] doktrynie nie było miejsca dla państwowej własności środków produkcji. Prywatyzacja była czołowym nakazem planu Balcerowicza. Zlikwidowano PGR a przedsiębiorstwa państwowe dorżnięto „popiwkiem" (karny podatek od wzrostu płac) oraz dywidendą naliczaną od administracyjnie podwojonej wartości majątku trwałego. Robiące i tak bokami fabryki musiały wyprzedawać majątek, żeby zapłacić dywidendę. Miały tylko dwa wyjścia, albo upaść, albo przejść w prywatne ręce. Opracowany wraz z MFW plan stabilizacyjny spowodował, że w roku 1990 ceny wzrosły o 80%, płace realne spadły o 1/3. Bezrobocie od zera wzrosło do miliona osób, a w roku 1992 do trzech milionów. Wysokie bezrobocie okazało się najtrwalszą „zdobyczą" transformacji”,
oraz:
„Peerelowskie uprzemysłowienie umożliwiło awans społeczny milionów ludzi. Wielkoprzemysłowa klasa robotnicza, która potężnymi strajkami wymogła na władzy powstanie wolnych związków zawodowych „Solidarność" i ostatecznie doprowadziła do upadku reżimu, popadła w społeczną degradację. Jej skutki widać do dzisiaj. Ludzie, którzy wywalczyli wolną Polskę nie zostali beneficjentami przemian”.
Te dwa krótkie cytaty wywodzą się właśnie z owych dialektycznych argumentów z obrazą argumentów przyczynowo skutkowych w jakich zaczął działać polski kapitalizm lat 90 – tych XX w. Ich nonsens jest oczywisty w kontekście zrujnowanej przez socjalizm gospodarki i katastrofalny niedobór (brak) kapitału rozwojowego.
Oto dialektyka gospodarczo-politycznych utopistów wyciągnięta „z kapelusza” marksowsko keynesowskich dywagacji ignorujących sedno kapitalizmu, czyli prawo popytu i podaży populistycznie zastępowanego utopizmem interwencjonizmu państwowego niekwestionowanego źródła synekur dla współczesnego, światowego establishmentu polityczno-finansowego, rzeczywistych „władców świata”!
Oni zbudowali ogólnoświatową korporację „włodarzy ziemi” podporządkowując sobie demokrację przekupnym populizmem, „karmą” ludu wyborczego, który za „miskę soczewicy” oddał im pełną nad sobą władzę w naiwnym przekonaniu o szczerych intencjach swoich demokratycznych mandatariuszy sadowiąc ich na wszystkich możliwych stolcach władzy.
Przypatrzmy się, co w przypadku Polski owi mandatariusze ludu wyprawiają. Zaczęli od wymiany (wartych siebie) poprzedników usadowionych w owych „korporacyjnych” polityczno/finansowych synekurach państwowo-publicznych i gospodarczych /spółki SP/ masowym „obdarowywaniem” nimi (synekurami) swoich członków i wyznawców. Bezczelnie niebotycznie zawyżonymi wynagrodzeniami i korporacyjnie jeszcze wyższymi różnymi ekwiwalentami (np. odprawy odchodzących z synekur politycznych funkcjonariuszy) przyznawanymi sobie z mienia państwowego, czyli wspólnotowego jako swoistej „dywidendy” dla „włodarzy świata” czerpanej pełnymi garściami z wspólnotowego skarbca. Konsumenci „soczewicy” udają, że tego nie dostrzegają i bezkrytycznie przyjmują korporacyjny piar establishmentu polityczno finansowego, potulnie (za soczewicę) przytakując argumentom, że istniejące jeszcze zło to spadek po poprzednikach neoliberalnego kapitalizmu pozbawiającego naród „sreber rodowych” w procesie „złodziejskiej prywatyzacji”.
Polska „korporacja polityczno-finansowa” dopiero terminuje w wysublimowanym procesie czerpania korzyści z publicznego skarbca i nadzwyczaj pojętnie zdobywa kolejne szczeble korporacyjnego wtajemniczenia gromadzenia majątku. Nieomal cała rada ministrów to milionerzy, albo jaśniej kapitaliści z kapitałem pracującym na giełdzie, tego „wrednego” symbolu kapitalizmu.
Tak jest urządzona (z drobnymi odmiennościami) współczesna demokracja Zachodu i prozachodniego świata.
Demokratyczne masy ludowe (zwane społeczeństwami) dają się zupełnie bezwolnie manipulować owym „włodarzom świata” służąc im za tworzywo w urządzaniu ich korporacyjnego, finansowo politycznego „dworu” służąc za paprotki w ich wszechobecnym, władczym luksusie.
Przykładów jest tyle ile demokratycznych państw. Przywołam tylko dwa: jeden z prezydentem Trampem w USA i drugi z prezydentem Putinem w Federacji Rosyjskiej. Media wykryły, że gigantyczne bogactwo Trampa, to w dużej mierze efekt oszustw podatkowych jego przedsiębiorstw. Kolosalny zaś majątek Putina bierze się bezpośrednio z nieformalnych dywidend pobieranych przez prezydenta od transakcji gospodarczych państwa Rosyjskiego.
I na koniec. Jeżeli w świetle powyższego ośrodki władzy państw demokratycznych tolerują fakt , że w roku 2016 1% najzamożniejszych ludzi na ziemi posiadało w swoich rękach połowę światowego bogactwa, to znaczy, że ich bezczynność (ośrodków władzy) jest w tym zainteresowana.
http://www.newsweek.pl/biznes/1-procent-superbogaczy-bedzie-mialo-wiecej-niz-reszta-swiata,artykuly,355428,1.html
Wynika z tego, że problem niewyobrażalnej rozpiętości dochodowej społeczeństw świata nie jest efektem wmawianej nam przez populistów winy „niewidzialnej ręki rynku” tylko wyraźnie widzialnej ręki „rządców świata” z ekskluzywnej elity „korporacji polityczno-finansowej” maskującej się w demokracjach, które zachowały nazwę, ale dawno wzięły rozbrat z jej ideałami.
Nie czas więc likwidować kapitalizm, tyko czas na likwidację owych pasożytniczych korporacji i powrócić do demokracji liberalnej (wolnościowej), której tak bardzo nienawidzą populiści, bo jej powrót to koniec ich „polityczno – finansowych korporacji’ – synekur miliarderów.
Tak długo jak lud wyborczy nie chce tego widzieć, tak długo stan owego wyzysku nie ulegnie zmianie.